Tip:
Highlight text to annotate it
X
To Odra decyduje.
Tak czuję w głębi duszy.
Chcę się niedługo przeprowadzić bliżej rzeki,
połączyć bieg mojego życia z biegiem rzeki.
Kupiłem ziemię w latach 1991-92
i od razu się tutaj przeprowadziłem.
To była wtedy jedna wielka ruina.
Zmajstrowaliśmy sobie małe mieszkanie tutaj obok
i od tego wszystko się zaczęło.
Na początku lat 90-tych zdecydowaliśmy się
z obecną żoną i czwórką dzieci
przeprowadzić się tutaj z Berlina.
Żyliśmy już w dużym mieście 10 lat.
Pierwsze lata po upadku muru berlińskiego były fascynujące.
i dlatego zostaliśmy dłużej w Berlinie.
Zanim w końcu doszło do przeprowadzki, potrzeba było jeszcze czterech lat.
Wtedy powiedziałem: koniec z Berlinem, wyjeżdżam!
Poczułem wtedy potrzebę osiedlenia się gdzieś,
zapuszczenia korzeni.
I tak się jakoś złożyło.
Ale jasne, były gorsze momenty, szczególnie zimą.
Kiedy się chciało na to wszystko machnąć ręką i po prostu wyjechać.
Ale daliśmy sobie radę i jest nam tu dobrze.
Na początku wszystko było nowe,
mieliśmy w głowie pełno nowych pomysłów,
przez sztukę do rolnictwa.
Nowy wspaniały świat.
Nigdy nie żałowałem przeprowadzki.
Mieszkamy cztery kilometry od wsi.
Mieliśmy tam znajomych ale relacje nie były zbyt ciepłe.
Dzieci chodziły tutaj do szkoły.
Ja pracowałem też przez pewien czas z młodzieżą.
Po 20 latach mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć,
że przeprowadziłem się tutaj i tutaj już zostanę.
środowisko artystyczne w okolicy jest dla mnie bardzo cenne.
Wymieniamy się pomysłami, pomagamy sobie, wzbogacamy się wzajemnie.
Ludzie ze wsi są pomocni ale odnoszą się do nas z dystansem.
Więzi tworzą się raczej między tymi, którzy sie też tutaj przeprowadzili niż z miejscowymi.
Jakby im na tym nie zależało.
Bo do takich spraw trzeba dwóch stron, a tu z wzajemnością trudno.
Moi dwaj najstarsi synowie są w Berlinie.
Nie mogą się tutaj odnaleźć.
I ja to też rozumiem.
Raczej też nie myślą o tym, żeby tutaj wrócić.
Dwaj najmłodsi mieszkają z nami,
ale oni też chcą wyjechać.
I nie mam nic przeciwko.
Są młodzi i chcą zobaczyć kawałek świata.
Chciałbym jednak, żeby jeden z nich wrócił i kontynuował to, co robię.
Obecnie się na to nie zanosi.
Nie uczestniczyłem w pierwszych edycjach Kunst-Loose Tage.
Miałem inne sprawy na głowie -
budowaliśmy się i tak dalej.
Potem wciągnął mnie w to znajomy, poprzez fotografię.
W tamtych czasach nie było trzeba się ubiegać o uczestwnictwo w festiwalu.
Wszystko odbywało się nieformalnie.
Wtedy też pomagałem trochę w organizacji,
byłem odpowiedzialny na plakietki z oznakowaniem,
żeby ludzie się nie pogubili.
Festiwal był pomysłem kilku lokalnych artystek
i na początku było bardzo kameralnie.
Przyjeżdżało może z 10-20 osób,
piliśmy sobie z nimi kawę, rozmawialiśmy.
Trochę jak u cioci na imieninach.
Z biegiem czasu,
a tak dokładniej w ostatnich pięciu latach,
festiwal przybrał większych rozmiarów.
Panuje teraz inna atmosfera ale też jest fajnie.
Organizujemy dodatkowe wydarzenia, performance.
Co roku staram się też zachęcić kilku nowych artystów.
Miejscowi zdali sobie z czasem sprawę,
że podczas tych trzech dni festiwalu
przyjeżdża kilka tysięcy osób
i że mogą z tego czerpać korzyści.
Szczególnie ci, którzy wynajmują mieszkania.
Inni też,
sprzedawcy na przykład.
W tym samym czasie w Groß Neuendorf i Neu Hardenberg
garncarze zaczeli organizować targi ceramiki.
Oba wydarzenia kulturalne wspierają się nawzajem.
W tym roku mamy 35 pracowni artystycznych.
W tym też Kunst-Loose ateliers tzn. byłe gospodarstwa,
które za czasów Fryderyka II Wielkiego
zostały poddane losowaniu i które po wiekach
były wykupione przez artystów.
Jak już wspomniałem, pierwsza tura artystów przybyła tutaj przed 20 laty.
Bez wątpienia to miejsce jest idealne do pracy.
Artyści, jak wiadomo, to wielcy indywidualiści
i każdy robi swoje po swojemu.
To że jesteśmy tutaj tylko między sobą,
z daleka od miejscowych,
wynikło niezależnie od nas.
Dla mnie osobiście szczególnie ważne jest obcowanie z ludźmi.
Dlatego też szukam kontaktu z innymi artystami bo miejscowi się dystansują.
Zawsze byłem outsiderem
i cały ten pomysł z przeniesieniem się na wieś
Sztuka była tego częścią.
Jak typowy artysta robię wszystko po swojemu.
Staram się być częścią tej mojej małej ojczyzny
ale nie jest z tym łatwo.
Zawsze będę tym obcym dla miejscowych.
Ale mimo wszystko chcę tutaj żyć i tutaj umrzeć.