Tip:
Highlight text to annotate it
X
Jak powstał ten teatr:
Pod koniec lat 90-tych zorganizowaliśmy z Morgensternem
wieczór z "Entdeckung der Langsamkeit".
Kilka lat później przypadkowo natknąłem się na artykuł
o powieści Annie Proulx 'Accordion Crimes'.
Pomyślałem wtedy: Morgenstern gra na akordeonie i jest do tego aktorem,
można by z tego coś zrobić.
Na podstawie tej grubej powieści
napisałem sztukę teatralną.
Potem spotkaliśmy się i ją jeszcze wspólnie dopracowaliśmy.
Staraliśmy się obaj o prawa od wydawnictwa w Stanach Zjednoczonych,
ale ich nie dostaliśmy.
W końcu postanowiliśmy, że chcemy koniecznie wystawić tę sztukę
i że zrobimy to u Morgensterna w pokoju gościnnym.
Zbudowaliśmy tam teatr dla 33 widzów,
z piętrowymi siedzeniami, żeby wszyscy dobrze widzieli.
Zaczęliśmy grać w pokoju gościnnym i tak już zostało.
Teatr nam się przydarzył przypadkiem.
Wiadomo było między znajomymi, że gramy raz w miesiącu.
Z tego zrobiło się granie co weekend, w piątek, sobotę i niedzielę.
Do tego graliśmy jeszcze "Entdeckung der Langsamkeit",
żeby urozmaicić repertuar.
Kolejnym krokiem było powiększenie naszego domowego teatru.
Zburzyliśmy środkową ścianę w domu,
żeby móc pomieścić więcej ludzi.
Mieliśmy więcej miejsca do grania,
można było wstawić pianino
i widownia była większa, 60-70 osób,
90 osób z ryzykiem śmierci z niedotlenienia.
W końcu mały pokój sypialny Morgensterna też został przerobiony.
Zburzyliśmy też tam ścianę i teraz wchodziło bez problemów 80 osób.
W czasach świetności pokój mieścił nawet 100 osób,
ale to był horror.
Wtedy zaczęliśmy grać latem na łące,
można było zobaczyć wpływ krajobrazu na duszę aktorów i widzów.
I to był moment decydujący.
Zbudowaliśmy scenę i przetestowaliśmy z nią teren.
Chcieliśmy zobaczyć, jak się gra w przyrodzie.
Jak wpasowuje się scena w przyrodę.
Jakie powstają relacje między aktorem a naturą:
roślinnością, zachodzącym słońcem, wiatrem, cieniem itd.
Co można z tego wykorzystać.
Chcieliśmy przecież dopuścić więcej przyrody do teatru,
żeby przyroda grała rolę w teatrze.
Latem przetestowaliśmy na łące kilka możliwości zbudowania sceny
i wybraliśmy tę najlepszą.
Wiedzieliśmy, że przyjdzie czasem od 200 do 500 osób.
Wiedzieliśmy, że nie przychodzą do zaciemnionej nory, tylko wychodzą na zewnątrz.
W tym projekcie nie ma mowy o szybkich pieniądzach czy o kompromisach.
Wszystko budujemy sami, we własnym rytmie.
Projekty rosną razem z nami, wraz z naszymi potrzebami,
w sposób organiczny.
Czasami jest to proces bardzo powolny,
ale za to zdrowy.
Od 13 lat, bo tak długo już prowadzimy ten teatr,
nie było decyzji podjętej ze względów czysto finansowych.
Nie ma u nas takiej możliwości.
Używamy tylko to, co mamy, co nam zostało, i nic więcej.
Tobias jest naszym głównym architektem.
Może nie architektem, ale bardzo lubię się tym zajmować.
Uważam, że każdy to potrafi.
Każdy, kto nie jest zepsuty wpływami mediów,
potrafi stworzyć przestrzeń dla sztuki.
Przestrzeń, gdzie można wystawiać teatr, tworzyć muzykę, improwizować.
Tak powstał teatr -- z improwizacji.
I tak też powstał nasz teatr.
Nie wchodzimy sobie w drogę, ponieważ każdy ma swoją działkę.
Tobias projektuje przestrzeń, czego ja nie potrafię.
On jest wynalazcą.
A ja najzagorzalszym zwolennikiem jego wynalazków.
Zajmuję się bardziej stroną wizualną i artystyczną,
a on muzyczną.
Jak dotąd bardzo dobrze nam się współpracowało.
Oby tak dalej.
Mamy tutaj jeszcze dwóch, trzech pomocników,
którzy byli w stanie zrozumieć nasze pomysły.
To nie są zwykli rzemeślnicy.
W naszym domowym kodeksie budowlanym jest napisane,
że każdy rzemieślnik przez nas zatrudniony powinien umieć grać na instrumencie.
To muszą być ludzie, którzy mają zdolności artystyczne,
żeby mogli lepiej zrozumieć nasze pomysły.
Dobrym przykładem jest rzemieślnik, który zbudował nam ogromne portale
i on grał na gitarze basowej.
I też na to wyglądał, miał taką dużą brodę.
Wielki artysta.
Krajobraz Oderbruch jest jedną wielką tajemnicą.
Wiele dzieje się między przyrodą, otaczającym nas krajobrazem i wystawianą sztuką.
Niektóre sztuki teatralne pasują idealnie do krajobrazu *** Odrą.
Polskiego teatru raczej bym sam nie wystawiał.
Nigdy nie pracowaliśmy z polską literaturą.
To jest dla mnie całkowicie obcy kraj.
Pewnego razu, na samym początku, kiedy jeszcze graliśmy dla 5-10 osób,
przyszedł tylko jeden widz, młoda dziewczyna.
Powitaliśmy ją w kostiumach i powiedzieliśmy:
Zagramy dla Pani.
Przestraszyła się i uciekła.
Ale nie było w tym wielkiej katastrofy,
ponieważ i tak nie graliśmy dla pieniędzy
i nie ponosiliśmy kosztów.