Tip:
Highlight text to annotate it
X
Pulp [palp] - 1 . MiÄkka, wilgotna,
bezksztaĹtna masa lub materia.
2. Czasopismo lub ksiÄ
Ĺźka,
zawierajÄ
ce brukowe treĹci,
drukowane na charakterystycznym
surowym, tanim papierze.
Zapomnij. Za duĹźe ryzyko.
JuĹź nie robiÄ w tym gĂłwnie.
Zawsze tak mĂłwisz.
Za kaĹźdym razem.
''Nigdy wiÄcej, skoĹczyĹem,
za duĹźe ryzyko''.
Wiem, Ĺźe tak mĂłwiÄ.
l zawsze mam racjÄ.
- Ale nastÄpnego dnia nie pamiÄtasz
- Z niepamiÄtaniem juĹź koniec.
Teraz bÄdÄ pamiÄtaĹ.
Jak tak mĂłwisz,
wiesz, jak to brzmi?
- Kurwa, brzmi rozsÄ
dnie.
- Brzmi, jakbyĹ kwakaĹ.
- Kwa, kwa, kwa
- No, to siÄ wsĹuchaj, bo to
ostatni raz. Skoro z tym skoĹczyĹem,
nie usĹyszysz, jak kwaczÄ.
- Tylko jeszcze dzisiaj.
- Tak. DziĹ jeszcze mogÄ pokwakaÄ.
- ĹťyczÄ
paĹstwo kawy?
- Tak.
DziÄkujÄ.
Dzisiaj, kurwa, ryzyko jest
takie samo, jakbyĹ robiĹa bank.
A nawet wiÄksze.
Z bankami jest Ĺatwiej!
W bankach federalnych
nie powinni ciÄ zatrzymaÄ.
SÄ
ubezpieczeni, co ich obchodzi?
Nawet nie trzeba gnata w federalnym.
SĹyszaĹem o goĹciu, co wszedĹ
do banku z telefonem,
przekazaĹ go kasjerowi,
a facet w sĹuchawce mĂłwi:
''Mamy cĂłreczkÄ tego goĹcia. Jak mu
nie dasz caĹej kasy, zabijemy jÄ
''.
- ZadziaĹaĹo?
- ZadziaĹaĹo na galowo, kurwa.
O tym wĹaĹnie mĂłwiÄ.
MatoĹ wchodzi do banku z telefonem.
Nie z klamkÄ
, nie z flintÄ
,
Z telefonem.
- Robi, kurwa, bank do czysta,
a oni nawet palcem nie kiwnÄ
.
- Zrobili coĹ tej maĹej?
Nie wiem. Pewnie w ogĂłle
nie byĹo Ĺźadnej maĹej.
ZresztÄ
chuj z maĹÄ
.
Chodzi o to, Ĺźe zrobili bank
za pomocÄ
telefonu.
- Chcesz robiÄ banki?
- Nie mĂłwiÄ, Ĺźe chcÄ robiÄ banki,
tylko, Ĺźe to Ĺatwiejsze
od naszej roboty.
- l Ĺźadnych sklepĂłw z wĂłdÄ
?.
- Nie, Ĺźadnych sklepĂłw z wĂłdÄ
.
ZresztÄ
to juĹź nie to, co kiedyĹ.
Prowadzi je za duĹźo...
WietnamcĂłw, KoreaĹcĂłw.
MĂłwisz im ''opróşnij kasÄ'', a oni,
kurwa, nie klejÄ
, co to znaczy.
Robi siÄ za bardzo osobiĹcie.
KiedyĹ jakiĹ jebany pingpong
- doigra siÄ, Ĺźe go zabijemy
- Nikogo nie bÄdÄ zabijaÄ.
Ja teĹź nie. Ale pewnie postawiÄ
nas
w sytuacji, Ĺźe albo oni nas,
albo my ich.
A jak nie oni, to stare Ĺťydki,
ktĂłre, kurwa, prowadzÄ
sklep
od piÄtnastu pokoleĹ.
Dziadzio lrving siedzi sobie, kurwa,
z magnum za ladÄ
.
SprĂłbuj wejĹÄ do takiego sklepu
z samym telefonem.
Zobaczysz, co zdziaĹasz.
Zapomnij, kurwa.
- Robimy wypad z biznesu.
- No to co? Etat?
- PrÄdzej zdechnÄ.
- No to co jeszcze?
Garcon, kawÄ!
To miejsce.
''Garcon'' znaczy ''chĹopiec''.
To miejsce?
To restauracja.
No to co?
Nikt nigdy nie robi restauracji.
Dlaczego by nie?
W barach, sklepach z wĂłdÄ
,
na stacjach benzynowych
odstrzelÄ
ci zaraz Ĺeb.
Ale restauracje
nie spodziewajÄ
siÄ napadu.
Przynajmniej nie, aĹź tak bardzo.
l nikt tu nie bÄdzie
zasĹaniaĹ kasy piersiÄ
.
No wĹaĹnie. Tak samo, jak banki,
sÄ
ubezpieczeni.
MenadĹźer to sra.
Chce tylko, ĹźebyĹ znikĹ,
zanim zaczniesz rozwalaÄ goĹci.
Kelnerki nie bÄdÄ
wystawiaÄ siÄ
w obronie kasy.
ChĹopcy z kuchni? SiuĹmajtki dostajÄ
pĂłĹtora dolara za godzinÄ.
Serdecznie pierdolÄ
,
czy okradasz wĹaĹciciela.
Klienci siedzÄ
, wpieprzajÄ
i nie majÄ
pojÄcia, co siÄ dzieje.
DostajÄ
omlet, a za chwilÄ
ktoĹ im wsadza klamkÄ w ryj.
WpadĹem na to, jak robiliĹmy
ostatni sklep z wĂłdÄ
.
Wchodzili nowi klienci.
A potem ty wpadĹaĹ na to, Ĺźeby zabraÄ
wszystkim portfele. To byĹo niezĹe.
- DziÄkujÄ.
- Z portfeli byĹo wiÄcej sosu,
niĹź z kasy.
- No.
- Do restauracji chodzi duĹźo osĂłb.
- DuĹźo portfeli.
- NieĹşle, co?
CaĹkiem nieĹşle.
Jestem gotowa. ZrĂłbmy to.
JuĹź teraz, tutaj.
PamiÄtaj - tak, jak przedtem.
Ty zajmujesz siÄ klientami,
ja personelem.
- Kocham ciÄ, dziubasku.
- Kocham ciÄ, misiu pysiu.
Wszyscy spokojnie!
To jest napad!
A niech siÄ jakiĹ chuj ruszy,
to rozwalÄ kaĹźdego skurwysyna
po kolei.
- No to opowiedz o barach z haszem.
- Co mam mĂłwiÄ?
- Hasz to u nich legalka?
- Legalka, ale nie do koĹca.
Nie moĹźna wejĹÄ do knajpy,
skrÄciÄ jointa i sobie pufaÄ.
MoĹźna tylko paliÄ w domu
i w specjalnych miejscach.
- W hasz-barach?
- Tak.
Jest tak: moĹźna zioĹo
legalnie kupowaÄ, posiadaÄ,
a wĹaĹciciele hasz-barĂłw mogÄ
legalnie sprzedawaÄ.
MoĹźna je legalnie mieÄ przy sobie.
Ale to i tak niewaĹźne, bo
- i teraz uwaĹźaj -
jak ciÄ zatrzymajÄ
psy,
nie wolno im ciÄ przeszukaÄ.
PaĹy w Amsterdamie nie majÄ
prawa
przeszukiwaÄ ludzi.
Koniec, stary... kurwa, jadÄ tam.
Raczej ci siÄ spodoba.
- Ale wiesz, co jest w Europie
najzabawniejsze?
- Co?
Drobne róşnice.
MajÄ
tam te same gĂłwna, co tu,
- ale tam sÄ
trochÄ inne.
- Na przykĹad?
W Amsterdamie moĹźesz
w kinie kupiÄ piwo.
l to nie w papierowych kubkach.
DajÄ
ci normalnÄ
szklankÄ.
A w ParyĹźu moĹźesz kupiÄ piwo
w McDonaldzie.
A wiesz, jak siÄ w ParyĹźu
nazywa ÄwierÄfunter z serem?
A nie ÄwierÄfunter z serem?
Nie. Tam majÄ
system metryczny.
Nie wiedzieliby, co to znaczy
ÄwierÄfunter.
- To jak mĂłwiÄ
?.
- Royale z serem.
Royale z serem.
A jak mĂłwiÄ
na Big Maca?
Big Mac, to Big Mac.
Tylko ''Le Big Mac''.
- A jak mĂłwiÄ
na Whoppera?
- Nie wiem. Je jem w Burger Kingu.
- A wiesz, czym w Holandii polewajÄ
frytki, zamiast keczapem?
- Czym?
Majonezem.
Sam widziaĹem, kurwa,
lejÄ
po caĹoĹci.
PowinniĹmy mieÄ flinty
do tej roboty.
- llu jest na gĂłrze?
- Trzech, albo czterech.
- W tym nasz czĹowiek?
- Nie jestem pewien.
- WiÄc moĹźe byÄ ich piÄciu?
- MoĹźliwe.
PowinniĹmy mieÄ, kurwa, strzelby.
- Jak ma na imiÄ?
- Mia.
- Jak siÄ poznali z Marsellusem?
- Nie wiem.
Tak, jak ludzie poznajÄ
ludzi.
ByĹa kiedyĹ aktorkÄ
.
GraĹa w czymĹ znanym?
- Chyba najwiÄkszÄ
rolÄ
miaĹa w pilocie.
- Jakim pilocie?
- Z serialu.
- Nie oglÄ
dam telewizji.
Ale jesteĹ Ĺwiadom wynalazku
zwanego telewizjÄ
,
ktĂłry nadaje seriale?
WybierajÄ
, ktĂłry serial pĂłjdzie tak,
tak, Ĺźe krÄcÄ
odcinek
i to jest wĹaĹnie pilot.
PuszczajÄ
go ludziom,
ktĂłrzy decydujÄ
.
l na podstawie ich oceny
postanawiajÄ
, czy krÄciÄ nastÄpne.
NiektĂłre siÄ przyjmujÄ
i później
lecÄ
w telewizji. A niektĂłre nie.
Ona zagraĹa w takim,
co siÄ nie przyjÄ
Ĺ.
PamiÄtasz Antwana RockamorÄ?
PĂłĹ-Murzyn, pĂłĹ-SamoaĹczyk?
MiaĹ ksywÄ Tony Rocky Horror.
- MoĹźe. Taki gruby?
- Zaraz tam gruby.
Walczy z nadwagÄ
. Co ma skurwiel
poradziÄ? To SamoaĹczyk.
Chyba kojarzÄ. No i co on?
Marsellus spuĹciĹ mu wpierdol.
MĂłwiÄ
, Ĺźe przez wĹasnÄ
ĹźonÄ.
- A co? KuĹ jÄ
?.
- Nie, nie. AĹź tak, to nie.
- No to co?
- ZrobiĹ jej masaĹź stĂłp.
MasaĹź stĂłp?
l to wszystko?
l co zrobiĹ Marsellus?
WysĹaĹ do niego paru amigos.
WziÄli go na patio
i wyrzucili przez balkon.
Czarnuch spadĹ z czwartego piÄtra.
Na dole byĹ ogrĂłdek pod szkĹem.
Skurwiel wpadĹ do Ĺrodka.
Od tamtej pory ma problemy
z mĂłwieniem.
To przesrane.
- Ale cóş... sam siÄ prosiĹ
- Jak to?
Nie robi siÄ masaĹźu stĂłp
Ĺźonie Marsellusa Wallace'a.
Nie uwaĹźasz, Ĺźe Ĺşdziebko przesadziĹ?
Pewnie nie spodziewaĹ siÄ,
Ĺźe Marsellus aĹź tak zareaguje, ale
musiaĹ liczyÄ siÄ z reakcjÄ
.
WymasowaĹ jej stopy.
ZwykĹy masaĹź stĂłp.
Mojej matce masujÄ stopy.
W poufaĹy sposĂłb dotykaĹ
mĹodej Ĺźony Marsellusa.
To nie to samo, co lizaÄ jej cipÄ,
ale, kurwa, coĹ jest na rzeczy.
Zaraz, kurwa. Lizanie jej cipy
i masowanie stĂłp,
to dwie róşne sprawy.
Nie mĂłwiÄ, Ĺźe to to samo,
tylko, Ĺźe coĹ jest na rzeczy.
Ĺťadne na rzeczy.
MoĹźe masz inne metody masaĹźu,
ale masowaÄ pannie stopy
i wsadzaÄ jej jÄzyk,
to zupeĹnie inna bajka,
inna ksiÄ
Ĺźka, inny, kurwa
gatunek literacki.
- MasaĹź stĂłp nic nie znaczy.
- A masowaĹeĹ kiedyĹ komuĹ stopy?
Nie mĂłw mi o masowaniu.
- Jestem, kurwa, mistrzem
masaĹźu stĂłp.
- DuĹźo masowaĹeĹ?
Kurwa, pewnie. Mam swojÄ
technikÄ.
Nie ĹaskoczÄ.
A masowaĹeĹ kiedyĹ stopy
jakiemuĹ goĹciowi?
Pierdol siÄ.
- llu goĹciom?
- Pierdol siÄ.
MoĹźe byĹ mnie wymasowaĹ?
TrochÄ jestem zmÄczony.
Stary, uwaĹźaj.
Nie wkurwiaj mnie.
To te drzwi.
KtĂłra godzina?
7:22.
TrochÄ za wczeĹnie.
Poczekajmy.
Tylko dlatego, Ĺźe nie bÄdÄ masowaĹ
stĂłp klientom, nie znaczy,
Ĺźe Marsellus miaĹ prawo spierdoliÄ
Antwana na szklarniÄ,
aĹź mu pojebaĹo mowÄ.
Tak siÄ nie robi.
Jakby mi chuj tak zrobiĹ, to lepiej,
Ĺźeby mnie, kurwa, sparaliĹźowaĹo,
bo bym go zajebaĹ.
Nie mĂłwiÄ, Ĺźe miaĹ racjÄ, ale
dla ciebie masaĹź stĂłp nic nie znaczy.
MasowaĹem pannom stopy milion razy
i zawsze coĹ znaczy.
Udajemy, Ĺźe niby nie, ale znaczy.
WĹaĹnie to jest, kurwa, fajne.
Robi siÄ zmysĹowo,
nikt nic nie mĂłwi,
ale ty wiesz i ona wie.
l Marsellus, kurwa, wiedziaĹ,
i Antwan powinien wiedzieÄ,
co go czeka.
To Ĺźona Marsellusa.
Wiadomo, Ĺźe mu siÄ to, kurwa,
nie spodoba.
lnteresujÄ
ce podejĹcie,
ale wczujmy siÄ w rolÄ.
- Jak ma na imiÄ?
- Mia.
Co ciÄ tak interesuje Ĺźona prezesa?
Marsellus leci na FlorydÄ i chce,
Ĺźebym siÄ niÄ
zajÄ
Ĺ.
- ''ZajÄ
Ĺ siÄ''?
- Nie tak! Ĺťebym wziÄ
Ĺ jÄ
gdzieĹ.
Ĺťeby siÄ zabawiĹa.
Nie czuĹa siÄ sama.
Masz siÄ umĂłwiÄ z MiÄ
Wallace?
Nie ''umĂłwiÄ siÄ''.
Jakbym braĹ do kina ĹźonÄ kumpla.
MiĹo spÄdza siÄ czas.
Nie ''umawiam siÄ'' z niÄ
.
Na pewno nie.
CzeĹÄ, chĹopaki.
Jak leci?
LeĹź sobie.
Wiecie, kim jesteĹmy?
JesteĹmy wspĂłĹpracownikami waszego
partnera w interesach,
Marsellusa Wallace'a.
PamiÄtacie go, prawda?
BÄdÄ strzelaĹ.
- Ty jesteĹ Brett, tak ?
- Tak.
Tak myĹlaĹem. PamiÄtasz swojego
partnera w interesach,
Marsellusa Wallace'a, Brett,
prawda?
PamiÄtam.
Wspaniale. Chyba przeszkodziliĹmy
wam w Ĺniadaniu.
Sorry. Co macie?
Hamburgery.
Hamburgery!
Podstawa poĹźywnego Ĺniadania.
A jakie?
Cheeseburgery.
ChodziĹo mi, skÄ
d je macie.
Z McDonalda, z Wendy's, skÄ
d?
Z Big Kahuna Burger.
Big Kahuna Burger!
To te hawajskie?
SĹyszaĹem, Ĺźe majÄ
Ĺwietne
hamburgery. Sam nigdy nie jadĹem.
Smaczne?
Dobre.
MogÄ sprĂłbowaÄ?
Ten jest twĂłj, tak?
Bardzo smaczny hamburger.
Vince!
PrĂłbowaĹeĹ kiedyĹ Big Kahuna?
Chcesz gryza?
SÄ
naprawdÄ niezĹe.
- Nie jestem gĹodny.
- Jak lubisz hamburgery,
musisz kiedyĹ sprĂłbowaÄ.
Sam zwykle nie jadam,
bo narzeczona nie je miÄsa.
A przez to ja w zasadzie teĹź nie.
Ale dobry hamburger,
to pyszna rzecz.
Wiesz, jak mĂłwiÄ
we Francji
na ÄwierÄfuntera z serem?
- Nie.
- Powiedz mu, Vincent.
- Royale z serem.
- Royale z serem.
A wiesz dlaczego?
Bo majÄ
system metryczny?
ProszÄ, jaki z Breta bystrzacha!
Kumaty z ciebie skurwiel.
MajÄ
system metryczny.
- A to co?
- Sprite.
Sprite.
Czy mogÄ popiÄ
twoim pysznym napojem?
Jasne.
Ambrozja!
Ty, z Flock of Seagulls,
wiesz, po co przyszliĹmy?
- To moĹźe powiesz Vincentowi,
gdzie jest schowany towar?
- Jest tam...
Nie przypominam sobie, Ĺźebym ciÄ,
kurwa, o cokolwiek pytaĹ!
Co mĂłwiĹeĹ?
Jest w szafce.
W tej stojÄ
cej.
Jest dobrze?
Vincent?
- Jest dobrze?
- Jest dobrze.
Zaraz, przepraszam,
jak pan ma na imiÄ?
Bo zrozumiaĹem, ze pan jest Vincent.
A pan?
Mam na imiÄ Pitt, a ty nie myĹl, Ĺźe,
kurwa, zagadasz i bÄdzie git.
ChcÄ tylko, Ĺźeby pan wiedziaĹ...
...jak nam przykro, Ĺźe sprawy
z panem Wallace'em
tak siÄ spieprzyĹy.
Jak zawieraliĹmy umowÄ, mieliĹmy
jak najszczersze intencje...
Przepraszam.
ZbiĹem ciÄ z tropu?
Nie chciaĹem.
AleĹź kontynuuj.
MĂłwiĹeĹ coĹ o szczerych intencjach.
O co chodzi?
Aaa, skoĹczyĹeĹ juĹź!
PozwĂłl, Ĺźe odpowiem.
Jak Marsellus Wallace wyglÄ
da?
Co?
- Z jakiego jesteĹ kraju?
- Co?
- Z ''Co''? Nie znam takiego kraju.
A w ''Co'' mĂłwi siÄ po angielsku?
- Co?
- Kurwa, mĂłwisz po angielsku?
- Tak.
- Czyli rozumiesz, co mĂłwiÄ?
- Tak.
To opisz, jak wyglÄ
da
Marsellus Wallace!
- Co?
- Powiedz jeszcze raz ''co''!
SprĂłbuj jeszcze raz
powiedzieÄ ''co'', cwelu.
- SprĂłbuj tylko!
- Jest... czarny.
- Dalej!
- Jest... Ĺysy.
- WyglÄ
da, jak kurwa?
- Co?
Czy wyglÄ
da jak kurwa?
- Nie!
- To dlaczego chciaĹeĹ go wydymaÄ?
- Nie chciaĹem.
- ChciaĹeĹ, Brett.
ChciaĹeĹ go wydymaÄ!
Marsellus Wallace nie lubi byÄ dymany
przez nikogo, oprĂłcz pani Wallace.
- Czytasz BibliÄ, Brett?
- Tak.
Werset, ktĂłry znam na pamiÄÄ
wydaje siÄ byÄ odpowiedni:
Ezekiel 25:17
''ĹcieĹźkÄ czĹowieka prawego
ze wszech stron otacza
niesprawiedliwoĹÄ samolubnych
i tyrania zĹych ludzi.
BĹogosĹawiony, kto w imiÄ
miĹoĹci bliĹşniego i dobrej wiary.
prowadzi sĹabych
przez dolinÄ ciemnoĹci,
bo prawdziwie strzeĹźe on
brata swego
i odnajduje dzieci zaginione.
l uderzÄ z wielkÄ
pomstÄ
i zapalczywoĹciÄ
na tych, ktĂłrzy braci mych
otruÄ i zniszczyÄ prĂłbujÄ
.
l poznacie, Ĺźe imiÄ me Pan,
gdy uczyniÄ mojÄ
pomstÄ *** wami.''
VINCENT VEGA I ĹťONA
MARSELLUSA WALLACE'A
Jeszcze zobaczysz,
kiedy bÄdzie juĹź po wszystkim,
Ĺźe bÄdziesz, kurwa, zadowolony.
Bo widzisz, Butch,
dzisiaj jesteĹ niezĹy.
Ale, choÄ to bolesne,
bycie niezĹym nie trwa wiecznie.
A twoje dni wĹaĹnie dobiegajÄ
koĹca.
Takie, kurwa, Ĺźycie.
l musisz siÄ, kurwa, z tym pogodziÄ.
W branĹźy co drugi chuj
tak myĹli.
Ĺźe bÄdzie siÄ starzeÄ, jak wino.
JeĹźeli myĹlisz, Ĺźe z wiekiem
siÄ kwaĹnieje... masz racjÄ.
JeĹźeli myĹlisz, Ĺźe czĹowiek robi siÄ
coraz lepszy... nie robi siÄ.
A poza tym, Butch
na ile jeszcze walk ciÄ staÄ?
Dwie?
Bokserzy nie majÄ
Dnia Weterana.
ByĹeĹ blisko, ale ci siÄ nie udaĹo.
Gdyby miaĹo ci siÄ udaÄ,
udaĹoby siÄ juĹź dawno.
MogÄ na ciebie liczyÄ?
Na to wychodzi.
TuĹź przed walkÄ
moĹźesz poczuÄ
delikatne ukĹucie.
To duma.
JebaÄ dumÄ!
Od dumy tylko boli.
Nigdy nie robi siÄ lepiej.
Przewalcz to.
Bo za rok, jak bÄdziesz
siedziaĹ na Karaibach,
powiesz ''Marsellus Wallace
miaĹ racjÄ''.
Nie mam z tym problemu.
Dajesz dupy w piÄ
tej.
PowtĂłrz.
DajÄ dupy w piÄ
tej.
Vincent Vega,
nasz czĹowiek w Amsterdamie!
Jules Winnfield, nasz czĹowiek
w lnglewood! WchodĹşcie, kurwa!
- Co to za ubranie?
- NiewaĹźne.
Gdzie prezes?
Z tyĹu, koĹczy sprawÄ.
PosiedĹşcie. Jak zobaczycie,
Ĺźe biaĹas wychodzi, idĹşcie tam.
Jak leci?
- Bardzo dobrze, a u ciebie?
- W porzÄ
dku.
SĹyszaĹem, Ĺźe idziesz gdzieĹ
jutro z MiÄ
?.
Marsellus mnie prosiĹ.
- PoznaĹeĹ juĹź MiÄ?
- Jeszcze nie.
Co ciÄ tak, kurwa, bawi?
MuszÄ siÄ odlaÄ.
Nie jestem idiotÄ
.
To, kurwa, Ĺźona prezesa.
BÄdÄ sobie siedziaĹ przy stole,
jadĹ z zamkniÄtÄ
buziÄ
,
ĹmiaĹ siÄ z jej dowcipĂłw
i tyle.
Twoje maĹpy, twĂłj cyrk.
To po co mnie, kurwa, pytaĹeĹ?
MatoĹ.
- MogÄ paczkÄ Red Apples?
- Z filtrem?
Nie.
- CoĹ ciÄ interesuje, kolego?
- Nie jestem twoim kolegÄ
, cieniasie.
- Co mĂłwiĹeĹ?
- SĹyszaleĹ, miÄĹniaku.
Vincent Vega zjawiĹ siÄ
w tych prograch!
Rusz no tu dupÄ!
Paczka Red Apples,
dolar czterdzieĹci.
l zapaĹki.
To jakby zmienia kaĹźdÄ
czÄĹÄ ciaĹa
w czubek penisa.
PoĹźyczÄ ci.
Rewelacyjna ksiÄ
Ĺźka o piercingu.
Ten pistolet do przekĹuwania uszu -
nie przekĹuwajÄ
nim chyba sutkĂłw?
Ĺťadnego pistoletu. To zaprzeczenie
caĹej idei piercingu.
Wszystkie 1 8 przekĹuÄ na ciele
zrobiĹam igĹÄ
.
Po piÄÄ w kaĹźdym uchu,
jedno w lewym sutku.
Dwa w prawej dziurce od nosa.
Jedno w lewej brwi.
Jedno w pÄpku.
Jedno w wardze.
- l Äwiek w jÄzyku.
- Przepraszam,
ale jestem ciekaw.
Po co ci Äwiek w jÄzyku?
Chodzi o seks.
Pomaga w ***.
Vincenzo!
Zapraszam do biura.
To jest Panda z Meksyku.
Bardzo dobry staf.
To jest Bava.
lnna, ale teĹź dobra.
A to jest Choco
z niemieckich gĂłr Harzu.
Dwie pierwsze kosztujÄ
tyle samo -
300 za gram. Ceny dla przyjaciĂłĹ.
Ta jest trochÄ droĹźsza.
500 za gram.
Ale jak strzelisz,
wiesz, za co zapĹaciĹeĹ.
Tym dwĂłm teĹź nic nie brakuje.
NaprawdÄ dobry staf.
Ale ten jest, kurwa, wyjebany.
Nie zapominaj, Ĺźe dopiero co
wrĂłciĹem z Amsterdamu.
Czy ja jestem czarny?
JesteĹmy w lnglewood?
Nie. JesteĹmy u mnie w domu.
PrzychodzÄ
tu biali ludzie, ktĂłrzy
potrafiÄ
odróşniÄ dobry staf
od zĹego.
Kurwa, z moim stafem
stanÄ
Ĺbym z Amsterdamem
- do Pepsi Challenge.
- Mocno powiedziane.
To nie Amsterdam.
Tu siÄ robi powaĹźne interesy.
Koks siÄ juĹź przeĹźyĹ, jak... trup.
W wielkim stylu wraca helena.
Daj mi trzy gramy tej wyjebanej.
Jak jest taka dobra, jak mĂłwisz,
przyjdÄ po wiÄcej.
Mam nadziejÄ, Ĺźe jeszcze bÄdÄ miaĹ.
Ale dam ci z prywatnych zapasĂłw.
JuĹź taki jestem miĹy.
SkoĹczyĹy mi siÄ baloniki.
MoĹźe byÄ torebka?
MoĹźe byÄ.
Kochanie, daj mi torebeczki
i zawijki. SÄ
w kuchni.
Podoba ci siÄ Trudi?
Nie ma faceta.
- Chcesz siÄ z niÄ
nagrzaÄ?
- KtĂłra to Trudi?
- Ta z tym gĂłwnem na twarzy?
- Nie, to Jody.
Moja Ĺźona.
- Sorry, stary.
- DziÄki.
- MuszÄ lecieÄ. Jestem umĂłwiony.
- No problemo.
''DziÄkujÄ, Jody''.
CiÄ
gle jeĹşdzisz Malibu?
Wiesz, co jakiĹ pojeb
niedawno mi zrobiĹ?
- Co?
- PorysowaĹ.
- O, kurwa, fatalnie.
- Nie mĂłw mi.
StaĹ trzy lata na parkingu.
PiÄÄ dni jeĹźdĹźÄ
i jakiĹ chuj mi go zaĹatwia.
Takich trzeba by od razu rozjebaÄ.
Bez procesu, bez sÄdziĂłw.
Od razu sieka.
ĹťaĹujÄ, Ĺźe ich nie zĹapaĹem.
DuĹźo bym za to daĹ.
Nawet bym przeĹźyĹ porysowanÄ
furÄ.
To tchĂłrzostwo.
Nie rysuje siÄ innym samochodĂłw.
- MogÄ zagrzaÄ u ciebie?
- Mi casa, su casa.
Muchas gracias.
''CzeĹÄ, Vincent. WĹaĹnie siÄ ubieram.
Drzwi sÄ
otwarte.
WejdĹş i nalej coĹ sobie.
Mia.''
Halo?
Vincent!
MĂłwiÄ przez interkom.
Gdzie jest interkom?
Na Ĺcianie, za dwoma
afrykaĹskimi gostkami.
Z prawej.
CiepĹo...
Cieplej...
Disco.
Halo?
NaciĹnij, guzik, jak chcesz
coĹ powiedzieÄ.
Halo?
ZrĂłb sobie drinka, a ja bÄdÄ gotowa
za dwa grzdyle.
Barek jest obok kominka.
Okay.
ChodĹşmy.
Co to, kurwa, za miejsce?
To Jackrabbit Slim's.
MiĹoĹnikowi Elvisa
powinno siÄ podobaÄ.
- Mia, chodĹşmy gdzieĹ na steka.
- Tu teĹź dajÄ
steki, tatku.
Nie bÄ
dĹş taki sztywny.
ProwadĹş, skarbie.
SĹucham paĹstwa?
RezerwowaliĹmy na nazwisko Wallace.
SamochĂłd.
ZaprowadĹş paĹstwa do chryslera.
Vincent!
No i co myĹlisz?
Jak muzeum figur woskowych,
tylko z akcjÄ
serca.
CzeĹÄ, jestem Buddy.
Co podaÄ?
Ja poproszÄ steka Douglasa Sirka.
WysmaĹźony na podeszwÄ,
- czy krwisty, jak cholera?
- Krwisty, jak cholera.
l waniliowÄ
colÄ.
A ty, Peggy Sue?
A ja chcÄ...
hamburgera Durwooda Kirby'ego.
Krwistego.
l shake'a za piÄÄ dolarĂłw.
Shake jaki?
Martin & Lewis, czy Amos & Andy?
- Martin & Lewis.
- ZamĂłwiĹaĹ shake'a za 5 dolarĂłw?
Shake'a?
Lody z mlekiem?
- Tak mi siÄ wydaje.
- Kosztuje 5 dolarĂłw? Nie dolewacie
tam przypadkiem burbonu?
- Nie.
- Tylko siÄ upewniam.
Zaraz przyniosÄ napoje.
MĂłgĹbyĹ skrÄciÄ i dla mnie, komboju?
WeĹş sobie tego, kombojko.
DziÄki.
Nie ma sprawy.
Marsellus mĂłwiĹ, Ĺźe dopiero co
wrĂłciĹeĹ z Amsterdamu.
- Tak.
- Jak dĹugo tam byĹeĹ?
JakieĹ trzy lata.
Ja tam latam raz do roku,
Ĺźeby sobie odetchnÄ
Ä przez miesiÄ
c.
NaprawdÄ?
Nie wiedziaĹem.
A skÄ
d miaĹbyĹ wiedzieÄ?
SĹyszaĹem, Ĺźe zagraĹaĹ w pilocie.
- MiaĹam swoje piÄÄ minut.
- O czym byĹ?
- O zaĹodze tajnych agentek.
Nazywali je ''PiÄÄ PiÄknych PiÄĹci''.
- Jak?
- ''PiÄÄ PiÄknych PiÄĹci''.
''PiÄknych'', bo byĹyĹmy
niezĹe cziksy.
''PiÄĹci'', bo budziĹyĹmy respekt.
A ''PiÄÄ'', bo byĹo nas
raz-dwa-trzy-cztery-piÄÄ.
ByĹa jedna blondynka,
Sommerset O'Neal. ByĹa dowĂłdcÄ
.
Japoneczka byĹa mistrzyniÄ
kung fu.
Murzynka byĹa ekspertem od wybuchĂłw.
SpecjalnoĹciÄ
Francuzki byĹ seks.
- A twojÄ
?.
- NoĹźe.
DziewczynÄ, ktĂłrÄ
graĹam,
Raven McCoy,
wychowali cyrkowcy.
Z noĹźem w rÄku miaĹa byÄ najbardziej
niebezpiecznÄ
kobietÄ
Ĺwiata.
l znaĹa miliardy starych kawaĹĂłw.
Od dziadka, artysty wodewilu.
Jakby doszĹo do produkcji,
w kaĹźdym odcinku miaĹam
opowiadaÄ jakiĹ dowcip.
PamiÄtasz jakieĹ?
ZdÄ
ĹźyĹam powiedzieÄ tylko jeden,
bo byĹ tylko jeden odcinek.
- Powiedz.
- ByĹ cienki.
- PrzestaĹ.
- Powiedz.
Nie, nie bÄdzie ci siÄ podobaÄ
i bÄdzie mi gĹupio.
PowiedziaĹaĹ go 50 milionom,
a mnie nie moĹźesz?
- ObiecujÄ, Ĺźe nie bÄdÄ siÄ ĹmiaĹ.
- WĹaĹnie tego siÄ obawiam.
Nie to miaĹem na myĹli.
Wiesz dobrze.
Teraz juĹź na pewno ci nie powiem,
bo za bardzo narosĹo napiÄcie.
ZrobiĹaĹ mnie.
Martin & Lewis.
Waniliowa cola.
Pyszny!
MogÄ sprĂłbowaÄ?
ProszÄ.
MuszÄ wiedzieÄ, jak smakuje
shake za piÄÄ dolarĂłw.
- MoĹźesz piÄ przez mojÄ
sĹomkÄ.
Nie mam robakĂłw.
- Ale moĹźe ja mam.
Dam sobie radÄ.
Ja pierdolÄ! Zajebisty shake!
- MĂłwiĹam.
- Nie wiem, czy jest wart 5 dolarĂłw,
ale jest zajebisty.
- Prawda, Ĺźe jest straszna?
- Co?
KrÄpujÄ
ca cisza.
Dlaczego zawsze trzeba o czymĹ
gadaÄ, Ĺźeby nie byĹo gĹupio?
Nie wiem. Dobre pytanie.
WĹaĹnie po tym moĹźna poznaÄ,
Ĺźe siÄ spotkaĹo kogoĹ wyjÄ
tkowego.
Kiedy moĹźna siÄ zamknÄ
Ä
i razem pomilczeÄ.
To chyba jeszcze nie nasz poziom.
Ale spokojnie, ledwo siÄ poznaliĹmy.
Wiesz co?
PĂłjdÄ teraz do toalety
i przypudrujÄ nos.
A ty wymyĹlisz nam temat do rozmowy.
Dobra.
O, kurwa!
Super, jak wracasz z toalety,
a na stole czeka juĹź jedzenie,
prawda?
Mamy szczÄĹcie, Ĺźe nam przynieĹli.
Buddy Holly chyba nie jest
mistrzem obsĹugi.
PowinniĹmy usiÄ
ĹÄ w sekcji
Marilyn Monroe.
- KtĂłrej? SÄ
dwie Marilyn.
- Nie, jedna.
To jest Marilyn Monroe.
A to jest Mamie van Doren.
Nie widzÄ nigdzie Jane Mansfield.
Musi mieÄ dziĹ wolne.
- Bystrzacha.
- Czasem mi siÄ udaje.
- WymyĹliĹeĹ, o czym bÄdziemy mĂłwiÄ?
- Tak, ale wĹaĹciwie...
miĹa jesteĹ
i nie chciaĹbym ciÄ obraziÄ.
ProszÄ! CzyĹźby miaĹo nie byÄ
bezmyĹlnej, nudnej gadki-szmatki?
Zdaje siÄ, Ĺźe naprawdÄ
masz coĹ do powiedzenia.
Ale musisz obiecaÄ,
Ĺźe siÄ nie obrazisz.
Nie mogÄ ci tego obiecaÄ.
Nie mam pojÄcia, o co zapytasz.
MoĹźe mojÄ
naturalnÄ
reakcjÄ
bÄdzie siÄ obraziÄ.
A wtedy nie z mojej winy
zĹamaĹabym obietnicÄ.
- Dobra. Zapomnij.
- Nie moĹźna.
Próşne starania zapomnieÄ
o czymĹ tak intrygujÄ
cym.
- NaprawdÄ?
- A oprĂłcz tego
bÄdzie ciekawej bez pozwolenia.
No dobra.
Co sÄ
dzisz na temat tego,
co siÄ zdarzyĹo Antwanowi?
- Kto to jest Antwan?
- Tony Rocky Horror.
WypadĹ przez okno.
MoĹźna to tak ujÄ
Ä. Albo moĹźna
powiedzieÄ, Ĺźe go wyrzucono.
Albo, Ĺźe wyrzuciĹ go Marsellus.
Albo nawet, Ĺźe Marsellus wyrzuciĹ go
przez okno z twojego powodu.
- Tak byĹo?
- Nie.
Tak sĹyszaĹem.
- Kto tak powiedziaĹ?
- Ludzie.
- DuĹźo mĂłwiÄ
, co?
- Raczej tak.
Nie bĂłj siÄ, Vincent,
co jeszcze mĂłwili?
PadĹo sĹowo na ''p''?
Nie, mĂłwili tylko, Ĺźe Antwan
zrobiĹ ci masaĹź stĂłp.
- l?
- l tyle.
KtoĹ ci powiedziaĹ, Ĺźe Marsellus
wyrzuciĹ Tonny'ego z 4. piÄtra,
bo wymasowaĹ mi stopy?
- Tak.
- l uwierzyĹeĹ?
- Wtedy to brzmiaĹo wiarygodnie.
To, Ĺźe Marsellus wyrzuciĹ Tony'ego
z czwartego piÄtra,
bo zrobiĹ mi masaĹź stĂłp,
brzmialo wiarygodnie?
Nie. BrzmiaĹo przesadnie.
Ale to nie znaczy, Ĺźe tak nie byĹo.
SĹyszaĹem, Ĺźe Marsellus
bardzo ciÄ chroni.
MÄ
Ĺź, ktĂłry chroni wĹasnÄ
ĹźonÄ,
to jedno.
MÄ
Ĺź, ktĂłry prawie zabija innego
mÄĹźczyznÄ za to, Ĺźe dotknÄ
Ĺ
jej stĂłp, to co innego.
Ale byĹo tak?
Jedyne, czego Antwan kiedykolwiek mi
dotknÄ
Ĺ, to dĹoni, gdy jÄ
ĹciskaĹ.
Na moim Ĺlubie.
NaprawdÄ?
NaprawdÄ, to nikt nie wie, dlaczego
Marsellus wyrzuciĹ Tony'ego z okna
oprĂłcz nich dwĂłch.
Ale kiedy tacy, jak wy siÄ zbiorÄ
,
jest gorzej, niĹź w maglu.
Panie i panowie. Teraz chwila,
na ktĂłrÄ
wszyscy czekali.
SĹynny na caĹy Ĺwiat konkurs twista
w Jackrabbit Slim's.
ZwyciÄzcy zdobÄdÄ
tÄ wspaniaĹÄ
nagrodÄ,
ktĂłrÄ
trzyma Marilyn.
KtĂłra para zataĹczy pierwsza?
My!
ChcÄ taĹczyÄ.
Nie, nie. Zdaje siÄ, Ĺźe Marsellus,
mĂłj mÄ
Ĺź, a twĂłj szef,
kazaĹ ci, ĹźebyĹ siÄ mnÄ
zajÄ
Ĺ
i robiĹ na co mam ochotÄ.
A ja chcÄ taĹczyÄ.
ChcÄ wygraÄ i zdobyÄ tÄ nagrodÄ.
- WiÄc siÄ staraj.
- W porzÄ
dku.
Poznajmy pierwszych zawodnikĂłw.
MĹoda damo, proszÄ siÄ przedstawiÄ.
Pani Mia Wallace.
A towarzysz?
Vincent Vega.
Zobaczmy, co potraficie. Zaczynamy!
To jest wĹaĹnie ''krÄpujÄ
ca cisza''?
Nie wiem, co to jest.
Drinki! Muzyka!
PĂłjdÄ siÄ odlaÄ.
Nie musisz mi mĂłwiÄ aĹź tyle,
ale idĹş i siÄ nie krÄpuj.
Jeden drink i starczy.
Nie bÄ
dĹş niegrzeczny,
ale wypij szybko.
PoĹźegnaj siÄ i pojedĹş do domu.
To bÄdzie prĂłba lojalnoĹci.
Bo lojalnoĹÄ ma wielkie znaczenie.
No proszÄ.
WiÄc pĂłjdziesz tam teraz,
powiesz ''dobranoc,
to byĹ bardzo miĹy wieczĂłr''.
Pojedziesz do domu, sam sobie
zmarszczysz freda i tyle.
Mia, muszÄ juĹź lecieÄ...
O, kurwa!
Ja pierdolÄ!
W porzÄ
dku, skarbie, wychodzimy.
Tylko mi tu, kurwa, nie umieraj!
Odbierz!
Kurwa, odbierz, Lance!
Lance! Telefon, kurwa!
SĹyszÄ.
MiaĹeĹ powiedzieÄ tym pojebom,
şeby nie dzwonili tak późno.
PowiedziaĹem.
l temu pojebowi teĹź zaraz powtĂłrzÄ.
Halo?
Lance?
Kurwa, jestem w jebanej dupie.
JadÄ do ciebie!
Chwila. Zaraz.
O co chodzi?
- Laska mi przedawkowaĹa.
- Nie przywoĹş jej tu!
Kurwa, nie ĹźartujÄ. Nie przywoĹş mi
do domu jakiejĹ nagrzanej maniury.
- MuszÄ.
- PrzedawkowaĹa?
Umiera.
Kurwa, trudno, zawieĹş jÄ
do szpitala
i dzwoĹ po adwokata.
- Nie mogÄ.
- Kurwa, to nie mĂłj problem.
Ty jÄ
zgrzaĹeĹ, to siÄ niÄ
zajmij.
Czy ty dzwonisz do mnie z komĂłrki?
Nie znam ciÄ. Nie wiem, kto dzwoni.
Nie przyjeĹźdĹźaj tu.
RozĹÄ
czam siÄ.
DowcipniĹ.
Co to, kurwa, byĹo?
PojebaĹo ciÄ?
Rozmawiasz o czadach przez komĂłrkÄ!
WjechaĹeĹ mi, kurwa,
samochodem w dom!
GĹuchy jesteĹ? Nie wniesiesz mi
do domu nagrzanej dupy!
Ta nagrzana dupa,
to Ĺźona Marsellusa Wallace'a.
Wiesz, kim jest Marsellus Wallace.
Jak mi tu, kurwa, zejdzie,
mam przejebane, jak bÄ
k.
Ale bÄdÄ zmuszony powiedzieÄ,
Ĺźe nie pomogĹeĹ mi
i daĹeĹ jej umrzeÄ na trawniku.
No juĹź, pomóş mi, podnieĹ jÄ
.
Lance?
Jest wpóŠdo drugiej w nocy!
Co tu siÄ, kurwa, dzieje?
Kto to?
PrzynieĹ z lodĂłwki
pudeĹko z adrenalinÄ
.
- Co jej jest?
- PrzedawkowaĹa.
- Zabieraj jÄ
stÄ
d.
- Daj adrenalinÄ!
- Nie wrzeszcie na mnie!
- Pierdol siÄ! Ty teĹź!
MĂłw do niej caĹy czas,
muszÄ wziÄ
Ä podrÄcznik.
Po co ci podrÄcznik?
- Nigdy nie robiĹem
zastrzyku z adrenaliny.
- Nigdy?
Nie dajÄ w ĹźyĹÄ z gĂłwniarzeriÄ
.
Moi znajomi wiedzÄ
, jak grzaÄ.
- LeÄ po zastrzyk!
- LecÄ. Jak mi pozwolisz.
- Czy ja ciÄ, kurwa, zatrzymujÄ?
- PrzestaĹ gadaÄ do mnie
i mĂłw do niej.
- Pospiesz siÄ! Ona schodzi!
- Szybciej nie mogÄ!
Czego on szuka?
Nie wiem. PodrÄcznika.
- Czego szukasz?
- Czarnego podrÄcznika.
Takiego dla pielÄgniarek.
- Nie widziaĹam Ĺźadnego.
- Ale jest tu.
- Dlaczego nie trzymasz go
z adrenalinÄ
?.
- Nie wiem.
- Odwal siÄ.
- Teraz go szukasz, a laska
zejdzie na dywanie.
Nigdy nic nie znajdziesz
w tym bajzlu. PóŠroku ciÄ proszÄ,
ĹźebyĹ posprzÄ
taĹ.
Wracaj tu, kurwa!
- Kurwa, odsuĹ siÄ.
- Cham.
PrzestaĹ lecieÄ w chuja
i zrĂłb jej zastrzyk.
Zdejmij jej koszulÄ i znajdĹş serce.
- Musi byÄ dokĹadnie?
- RobiÄ jej zastrzyk w serce,
muszÄ jÄ
walnÄ
Ä w sam Ĺrodek.
Nie wiem dokĹadnie, gdzie ma serce.
Chyba tutaj.
- Tutaj.
- Macie gruby flamaster?
- Masz?
- Co?
Gruby flamaster!
JakiĹ mazak!
- Kurwa, pospiesz siÄ!
- Dobra, gotowe.
- Pospiesz siÄ!
- Powiem ci, co masz robiÄ.
- Nie, ty jej zrobisz.
- Nie, ty robisz.
Nigdy wczeĹniej nikomu nie robiĹem.
Ja teĹź nie i nie zamierzam.
Ty jÄ
tu sprowadziĹeĹ
i ty jej zrobisz zastrzyk.
Jak kiedyĹ zwalÄ ci nagrzanÄ
laskÄ
do domu, to ja bÄdÄ jej robiĹ.
RĂłb.
Dobra, co mam robiÄ?
Zrobisz jej zastrzyk z adrenaliny
w serce.
Ale *** sercem ma mostek,
wiÄc musisz siÄ przebiÄ.
Musisz siÄ wkĹuÄ tak,
jakbyĹ jÄ
dĹşgaĹ.
- MuszÄ jÄ
dĹşgnÄ
Ä trzy razy?
- Nie trzy razy. Raz!
Ale jak chcesz, siÄ przebiÄ do serca
musisz dĹşgnÄ
Ä mocno.
A jak juĹź siÄ wbijesz,
naciĹnij tĹok.
- A potem?
- Sam jestem ciekaw.
Kurwa, to nie jest Ĺmieszne.
- Powinna siÄ w sekundÄ ocknÄ
Ä.
- Licz do trzech.
Raz...
Dwa...
Trzy!
JeĹźeli dobrze siÄ czujesz,
powiedz coĹ.
CoĹ.
NiezĹy trip.
Co...
Co chcesz dalej robiÄ
z tym wszystkim?
A ty?
Jestem zdania, Ĺźe nic siÄ nie stanie,
jak Marsellus nigdy nie dowie siÄ,
co siÄ staĹo.
Gdyby Marsellus kiedykolwiek
siÄ dowiedziaĹ,
miaĹabym takie same kĹopoty, jak ty.
Szczerze wÄ
tpiÄ.
JeĹźeli potrafisz dotrzymaÄ
tajemnicy, to ja teĹź.
Przybijmy.
Nikomu ani sĹowa.
A teraz wybacz, ale pĂłjdÄ juĹź do domu
i dostanÄ zawaĹu.
Vincent!
Chcesz jeszcze usĹyszeÄ mĂłj dowcip
z ''PiÄciu PiÄknych PiÄĹci''?
Jasne.
Ale chyba jestem za bardzo
przeraĹźony, Ĺźeby siÄ ĹmiaÄ.
Nie bÄdziesz siÄ ĹmiaĹ,
bo nie jest Ĺmieszny.
Ale jak jeszcze chcesz go usĹyszeÄ,
to go opowiem.
Pewnie, mĂłw.
UlicÄ
idÄ
trzy pomidory.
TatuĹ-pomidor, mama-pomidor
i maĹy pomidorek.
Pomidorek ciÄ
gle zostaje z tyĹu.
W koĹcu tatuĹ-pomidor siÄ wĹcieka,
podchodzi do niego, rozgniata go nogÄ
i mĂłwi:
''Ruchy, Keczap''.
Trzymaj siÄ, Vince.
Butch?
Butch, przestaĹ na chwilÄ oglÄ
daÄ.
Mamy waĹźnego goĹcia.
PamiÄtasz, jak ci mĂłwiĹam, Ĺźe tatuĹ
umarĹ w obozie jenieckim?
To jest kapitan Koons.
ByĹ z tatÄ
w obozie.
CzeĹÄ, maĹy.
Strasznie duĹźo o tobie sĹyszaĹem.
PrzyjaĹşniliĹmy siÄ z twoim tatÄ
.
SiedzieliĹmy razem w piekle Hanoi
ponad piÄÄ lat.
Mam nadziejÄ,
Ĺźe ciebie to nigdy nie spotka,
ale kiedy mÄĹźczyĹşni sÄ
w takiej
sytuacji, jak twĂłj tatuĹ i ja,
i to tak dĹugo, jak my,
przejmujÄ
nawzajem
swoje zobowiÄ
zania.
JeĹli to ja bym
nie doczekaĹ,
major Coolidge rozmawiaĹby teraz
z moim synem, Jimem.
Ale wyszĹo tak, Ĺźe to ja
rozmawiam z tobÄ
.
Butch...
Mam coĹ dla ciebie.
Ten zegarek
kupiĹ kiedyĹ twĂłj pradziadek
w czasie l wojny Ĺwiatowej
w maĹym sklepie
w Koxville w Tennessee.
WyprodukowaĹa go pierwsza firma,
jaka zaczÄĹa robiÄ zegarki na rÄkÄ.
Przedtem ludzie nosili
zegarki kieszonkowe.
Szeregowy piechoty Erine Coolidge
kupiĹ go w dniu,
kiedy wypĹywaĹ do ParyĹźa.
To byĹ wojenny zegarek
twojego pradziadka.
Na wojnie nosiĹ ten zegarek
codziennie.
A kiedy juĹź skoĹczyĹ sĹuĹźbÄ,
wrĂłciĹ do domu, do prababci,
zdjÄ
Ĺ zegarek i wĹoĹźyĹ go
do starej puszki na kawÄ.
l w tej puszce zegarek przeczekaĹ,
aĹź kraj wezwaĹ twojego dziadka
Dane'a Coolidge'a,
Ĺźeby pĹynÄ
Ĺ za morze i jeszcze raz
walczyĹ z Niemcami.
Tym razem byĹa to ll wojna Ĺwiatowa.
TwĂłj pradziadek daĹ go
twojemu dziadkowi na szczÄĹcie.
Ale szczÄĹcie nie uĹmiechaĹo siÄ
do Dane'a tak, jak do jego ojca.
TwĂłj dziadek byĹ piechocie morskiej
i zginÄ
Ĺ
razem z innymi marines
w bitwie o Wake lsland.
Dziadek wiedziaĹ,
Ĺźe czeka go ĹmierÄ.
Ĺťaden z chĹopcĂłw nie ĹudziĹ siÄ,
Ĺźe odpĹynie z wyspy Ĺźywy.
WiÄc na trzy dni przed zdobyciem
wyspy przez JapoĹczykĂłw,
twĂłj dziadek poprosiĹ
dziaĹonowego na okrÄcie,
nieznajomego czĹowieka
nazwiskiem Winocki,
Ĺźeby zĹoty zegarek przekazaĹ
jego maleĹkiemu synkowi,
ktĂłrego jeszcze nie zdÄ
ĹźyĹ zobaczyÄ.
Trzy dni potem dziadek juĹź nie ĹźyĹ,
ale Winocki dotrzymaĹ sĹowa.
Po wojnie zĹoĹźyĹ wizytÄ twojej babci,
przekazujÄ
c twojemu malutkiemu
tacie zĹoty zegarek jego ojca.
Ten zegarek.
Ten zegarek miaĹ na rÄku twĂłj tata,
gdy go zestrzelono *** Hanoi.
Schwytano go i zamkniÄto
w wietnamskim obozie jenieckim.
WiedziaĹ, Ĺźe gdyby şóĹtki
znalazĹy zegarek,
zabraĹyby go.
A twĂłj tatuĹ uwaĹźaĹ,
Ĺźe zegarek naleĹźy siÄ tobie.
l po jego trupie jakiĹ chinol bÄdzie
braĹ w swoje tĹuste Ĺapy coĹ,
co ci siÄ prawnie naleĹźy.
WiÄc ukryĹ zegarek jedynym miejscu,
w ktĂłrym mĂłgĹ coĹ ukryÄ.
W dupie.
CaĹych piÄÄ lat trzymaĹ w dupie
ten zegarek.
A gdy umieraĹ na dyzenteriÄ,
daĹ mi go.
Dwa lata ukrywaĹem siÄ
z bolesnym metalem w tyĹku.
A potem
po siedmiu latach, odesĹano mnie
do kraju, do rodziny.
A teraz,
mĂłj maĹy,
oddajÄ ten zegarek tobie.
JuĹź czas, Butch.
ZĹOTY ZEGAREK
Wilson nie Ĺźyje.
to najkrwawsza i najbrutalniejsza
walka, jakÄ
widziaĹo to miasto.
Coolidge zadawaĹ ciosy szybko,
jak nikt przedtem.
- MyĹlisz, Ĺźe Wilson nie Ĺźyje?
- Raczej tak.
Coolidge najpierw wpadĹ w szaĹ,
a potem zdaĹ sobie sprawÄ,
co zrobiĹ.
Chyba nikt nie uciekaĹ tak szybko
z ringu.
SÄ
dzisz, Ĺźe ta ĹmierÄ
coĹ zmieni w boksie?
Taka tragedia musi wstrzÄ
snÄ
Ä
Ĺwiatem boksu do gĹÄbi.
Ale najwaĹźniejsze, Ĺźeby przez te
smutne tygodnie uwaga W.B.A...
Marsellus.
- Jak leci?
- W porzÄ
dku.
Nie miaĹam okazji podziÄkowaÄ
za kolacjÄ.
- Co macie?
- ObstawiĹ zakĹady.
- A jego trener?
- MĂłwi, Ĺźe o niczym nie wiedziaĹ.
WierzÄ mu.
- MyĹlÄ, Ĺźe Butch go tak samo
wydymaĹ, jak nas.
- Nie mamy ''myĹleÄ''.
Mamy wiedzieÄ.
Zabierz go do psiarni i spuĹÄ psy.
Dowiemy siÄ, co naprawdÄ wie,
a czego nie wie.
Jak chcesz znaleĹşÄ Butcha?
PrzeczeszÄ caĹÄ
ziemiÄ,
a znajdÄ skurwiela.
JeĹźeli Butch poleci do lndochin,
chcÄ, Ĺźeby jakiĹ czarnuch siedziaĹ
w miseczce ryĹźu
i posĹaĹ mu kulkÄ w dupÄ.
ZajmÄ siÄ tym.
ProszÄ pana?
Co?
Pan biĹ siÄ w tej walce?
Tej, co mĂłwili w radio?
- Pan jest tym bokserem?
- SkÄ
d ci to przyszĹo do gĹowy?
To pan.
Prawda?
Wiem, Ĺźe to pan.
Niech pan powie, Ĺźe to pan.
To ja.
Pan zabiĹ tego drugiego.
Nie Ĺźyje?
W radio mĂłwili, Ĺźe nie Ĺźyje.
Sorry, Floyd.
Jak to jest?
Co jak jest?
ZabiÄ kogoĹ.
PobiÄ drugiego czĹowieka na ĹmierÄ
goĹymi rÄkami.
A ty co? Nawiedzona?
Nie,
tylko bardzo mnie to interesuje.
Jest pan pierwszÄ
osobÄ
jakÄ
znam,
ktĂłra kogoĹ zabiĹa.
No to jak to jest kogoĹ zabiÄ?
Jak mi dasz papierosa, to ci powiem.
WiÄc, Esmareldo....
Villa Lobos.
Z Meksyku?
Nazwisko mam hiszpaĹskie,
ale jestem z Kolumbii.
- NieĹşle siÄ nazywasz.
- DziÄkujÄ.
A pan jak siÄ nazywa?
Butch.
Butch.
- Co to znaczy.
- AmerykaĹskie imiona
nic nie znaczÄ
.
Ale przechodzÄ
c do rzeczy,
Esmareldo,
co chciaĹabyĹ wiedzieÄ?
- ChcÄ wiedzieÄ, jak to jest
zabiÄ czĹowieka?
- Nie wiem.
Dopiero od ciebie dowiedziaĹem siÄ,
Ĺźe go zabiĹem.
Chcesz wiedzieÄ, jak siÄ z tym czujÄ,
jak juĹź wiem?
Nie mam absolutnie Ĺźadnych wyrzutĂłw.
Co ci mĂłwiĹem?
Jak tylko siÄ rozniesie, Ĺźe jest
ustawione, zakĹady oszalejÄ
.
Wiem, aĹź trudno uwierzyÄ.
Pierdol go, Scotty. Jakby byĹ
Lepszym bokserem, to by ĹźyĹ.
Gdyby nie zasznurowaĹ rÄkawic,
czego nie powinien byĹ robiÄ,
to by ĹźyĹ.
Kogo, kurwa, obchodzi?
ByĹo, minÄĹo.
Wystarczy juĹź o nieszczÄsnym,
panu Floydzie.
Porozmawiajmy o bogatym i szczÄĹliwym
panu Butchu.
U ilu bukmacherĂłw obstawiĹeĹ?
U wszystkich oĹmiu?
Kiedy moĹźna odebraÄ?
Czyli jutro wieczorem bÄdziesz
mieÄ caĹoĹÄ.
Wiem, Ĺźe nie wszyscy zdÄ
ĹźÄ
.
Ĺwietnie, Scotty,
kurwa, fantastycznie.
Wyjedziemy z Fabienne rano.
W Knoxville bÄdziemy za kilka dni.
Dobra, braciszku.
Masz racjÄ.
NastÄpnym razem bÄdÄ juĹź
w Tennessee.
Trzymaj siÄ, bracie.
$ 45.60
A tu coĹ ekstra, za starania.
Jak ktoĹ bÄdzie pytaĹ, kogo dziĹ
wiozĹaĹ, to co powiesz?
PrawdÄ.
Trzech elegancko ubranych,
lekko skacowanych MeksykanĂłw.
Bonsoir,
Esmareldo Villa Lobos.
Buenas noches, Butch.
ZgaĹ ĹwiatĹo.
- Tak lepiej, Groszku?
- Oui.
CiÄĹźki dzieĹ w biurze?
DoĹÄ ciÄĹźki.
MiaĹem z kimĹ spiÄcie.
Biedactwo.
PoĹoĹźymy siÄ ''na ĹyĹźeczkÄ''?
Najpierw chciaĹem wziÄ
Ä prysznic.
- Strasznie ĹmierdzÄ.
- LubiÄ, jak Ĺmierdzisz.
ZdejmÄ kurtkÄ.
OglÄ
daĹam siÄ w lustrze.
ChciaĹabym mieÄ sadeĹko.
OglÄ
daĹaĹ siÄ w lustrze
i chciaĹabyĹ mieÄ sadeĹko?
SadeĹko.
SadeĹka sÄ
sexy.
No to powinnaĹ siÄ cieszyÄ,
bo masz.
Cicho siedĹş, grubasie.
Nie mam sadeĹka.
Mam maĹy brzuszek.
Jak Madonna w ''Lucky Star''.
To nie to samo.
Nie wiedziaĹem, Ĺźe jest róşnica
miÄdzy sadeĹkiem, a brzuszkiem.
Ogromna róşnica.
Chcesz, Ĺźebym ja miaĹ sadeĹko?
Nie.
MÄĹźczyĹşni z sadeĹkiem wyglÄ
dajÄ
jak dziady, albo jak goryle.
Ale u kobiety sadeĹko jest
bardzo seksowne.
CaĹa reszta wyglÄ
da normalnie.
Twarz, nogi, biodra, normalna pupa,
ale z brzuszkiem piÄknie zaokrÄ
glonym
od sadeĹka.
Jakbym je miaĹa, nosiĹabym koszulki
dwa rozmiary za maĹe,
Ĺźeby je podkreĹliÄ.
MyĹlisz, Ĺźe facetom
by siÄ podobaĹo?
Nic mnie nie obchodzi,
co siÄ podoba facetom.
Szkoda, Ĺźe rzadko to,
co miĹe w dotyku,
jest teĹź miĹe dla oka.
GdybyĹ miaĹa sadeĹko,
to bym ciÄ w nie bijaĹ.
- BijaĹbyĹ mnie w brzuch?
- W sam Ĺrodeczek.
A ja bym ciÄ udusiĹa!
PoĹoĹźyĹabym ci je na samym Ĺrodku
twarzy, aĹź nie mĂłgĹbyĹ oddychaÄ.
- NaprawdÄ?
- Tak.
Obiecujesz?
ZabraĹaĹ wszystko, Groszku?
- Wszystko.
- Wspaniale.
Wszystko poszĹo zgodnie z planem?
Nie sĹuchaĹaĹ radia?
Nigdy nie sĹucham walk.
WygraĹeĹ?
Owszem.
- W dalszym ciÄ
gu siÄ wycofujesz?
- Jasne.
WiÄc wszystko siÄ dobrze skoĹczyĹo?
Jeszcze siÄ nie skoĹczyĹo, skarbie.
JesteĹmy w wielkim
niebezpieczeĹstwie, prawda?
Gdyby nas znaleĹşli,
zabiliby nas, tak?
Ale nas nie znajdÄ
, prawda?
CiÄ
gle chcesz,
Ĺźebym z tobÄ
pojechaĹa?
Nie chcÄ byÄ dla ciebie ciÄĹźarem.
Powiedz gĹoĹno.
Fabienne,
chcÄ, ĹźebyĹ ze mnÄ
byĹa.
- Na zawsze?
- Na wieki wiekĂłw.
Kochasz mnie?
Bardzo, bardzo ciÄ kocham.
Butch.
Zrobisz mi dobrze jÄzykiem?
A ty go pocaĹujesz?
Ale ty pierwszy.
Mon amour.
L'aventure commence.
Chyba pÄkĹo mi Ĺźebro.
- Jak robiĹeĹ mi dobrze jÄzykiem?
- Nie, przygĹupie, w walce.
- Nie mĂłw na mnie ''przygĹup''.
- Mam na imiÄ Fabby.
Cicho bÄ
dĹş, debilu!
Nie znoszÄ, kiedy mĂłwisz, jak mongoĹ.
Dobra. Przepraszam.
OdwoĹujÄ.
Dasz mi rÄcznik, Panno Kwietna?
To mi siÄ podoba.
Jak mĂłwisz do mnie ''Panno Kwietna''.
Kwietna Panna jest lepsza
od mongoĹa.
Nie nazwaĹem ciÄ mongoĹem,
tylko przygĹupem.
Ale odwoĹaĹem.
Butch?
Tak, cytryneczko?
- DokÄ
d pojedziemy?
- Jeszcze nie wiem.
Gdzie chcesz.
Zrobimy na tym kupÄ szmalu.
Ale nie aĹź tyle,
Ĺźeby leĹźeÄ brzuchem do gĂłry
do koĹca Ĺźycia.
MyĹlaĹem, Ĺźe moĹźe moglibyĹmy polecieÄ
gdzieĹ na poĹudniowy Pacyfik.
Takie pieniÄ
dze tam wystarczÄ
na dĹugo.
- To moglibyĹmy mieszkaÄ
na Bora Bora?
- Jasne.
A jakby ci siÄ tam nie podobaĹo,
moglibyĹmy siÄ przenieĹÄ
na Tahiti, albo do Meksyku.
Ale ja nie mĂłwiÄ po hiszpaĹsku.
W Bora Bora teĹź nie mĂłwisz.
A poza tym meksykaĹski jest Ĺatwy.
- Donde esta el zapateria?
- Co to znaczy?
Gdzie jest sklep z butami?
Wypluj.
- Donde esta el zapateria?
- DoskonaĹa wymowa.
Lada chwila bÄdziesz mojÄ
meksykaĹskÄ
mamusiÄ
.
- Que hora es.
- Que hora es?
- KtĂłra godzina?
- KtĂłra godzina?
Czas do Ĺóşka.
SĹodkich snĂłw, fasolko.
Butch?
NiewaĹźne.
Merde! PrzestraszyĹeĹ mnie.
ZĹy sen?
- Co oglÄ
dasz?
- Film o motocyklach.
Nie pamiÄtam tytuĹu.
- OglÄ
dasz?
- TrochÄ.
JakoĹ za wczeĹnie
na wybuchy i wojnÄ.
- O czym byĹ?
- SkÄ
d mam wiedzieÄ?
To ty go oglÄ
daĹaĹ.
O czym byĹ sen, gĹuptasie.
Nie pamiÄtam.
Rzadko kiedy pamiÄtam sny.
ProszÄ, jaki zrzÄda od rana.
Lepiej wstaĹ i chodĹşmy na Ĺniadanie.
Jeszcze jedno buzi i wstajÄ.
- Zadowolony?
- Tak.
To wstawaj, leniuchu.
- KtĂłra godzina?
- Dochodzi dziewiÄ
ta.
- O ktĂłrej mamy pociÄ
g?
- O jedenastej.
- Wiesz, co wezmÄ na Ĺniadanie?
- Co?
WielkÄ
porcjÄ naleĹnikĂłw z jagodami
i syropem klonowym,
jajecznicÄ
i piÄÄ parĂłwek.
A do picia?
Ĺadnie wyglÄ
dasz.
Do picia
duĹźy sok pomaraĹczowy
i czarnÄ
kawÄ.
- A potem zjem kawaĹek ciasta.
- Ciasto na Ĺniadanie?
Ciasto jest dobre o kaĹźdej porze.
Placek jagodowy, jak naleĹniki.
A na wierzchu
plasterek stopionego sera.
Gdzie mĂłj zegarek?
Jest tam gdzieĹ.
- Nie ma go.
- SprawdzaĹeĹ?
Kurwa, sprawdzaĹem!
MyĹlisz, Ĺźe co, kurwa, robiÄ?
Na pewno go zabraĹaĹ?
Tak.
ByĹ na komĂłdce.
- Na kangurku?
- Tak, na kangurku.
No to go nie ma.
Powinien byÄ.
Zdecydowanie powinien, ale go nie ma!
WiÄc gdzie jest?
Fabienne,
to byĹ, kurwa, zegarek ojca.
Wiesz, co ojciec przeszedĹ,
Ĺźebym go miaĹ?
Nie ma teraz czasu na opowieĹÄ,
ale przeszedĹ duĹźo.
Teraz skup siÄ.
- WziÄĹaĹ go?
- Chyba tak.
Chyba? Albo go wziÄĹaĹ,
albo nie. Czyli jak?
WziÄĹam.
Na pewno?
Nie.
To nie twoja wina.
ZostawiĹaĹ go w mieszkaniu.
JeĹźeli zostawiĹaĹ go w mieszkaniu,
to nie twoja wina.
KazaĹem ci przynieĹÄ duĹźo rzeczy.
PrzypominaĹem ci o nim,
ale nie wytĹumaczyĹem, jak waĹźny
jest dla mnie ten zegarek.
ZaleĹźaĹo mi tylko na nim,
powinienem ci tak powiedzieÄ.
PrzecieĹź nie czytasz w myĹlach.
Przepraszam.
Nie przepraszaj. Tylko nie bÄdÄ mĂłgĹ
zjeĹÄ z tobÄ
Ĺniadania.
Dlaczego?
Bo muszÄ wrĂłciÄ do mieszkania
po zegarek.
A gangsterzy nie bÄdÄ
tam ciÄ szukaÄ?
Dowiem siÄ.
Jak ich tam zastanÄ i bÄdÄ wiedziaĹ,
Ĺźe sobie nie poradzÄ,
zwiejÄ.
WidziaĹam ten zegarek, myĹlaĹam,
Ĺźe go wziÄĹam. Tak mi przykro.
Masz pieniÄ
dze
i zamĂłw sobie smaczne naleĹniki.
BiorÄ twojÄ
hondÄ. WrĂłcÄ, zanim
powiesz ''naleĹnik z jagodami''.
NaleĹnik z jagodami.
MoĹźe nie aĹź tak prÄdko.
Ale prÄdko. OK.?
Ze wszystkich rzeczy,
jakie mogĹa zapomnieÄ,
ona zapomina, kurwa, mojego zegarka!
Specjalnie jej przypominaĹem.
''Na komĂłdce, na kangurku''.
PowiedziaĹem dokĹadnie:
''Nie zapomnij zegarka mojego taty''.
WĹaĹnie tym ich pobijesz, Butch.
Nie doceniajÄ
ciÄ.
A to skurwiel!
- Nie Ĺźyje?
- Nie Ĺźyje.
Gdyby potrzebowaĹ pan Ĺwiadka,
chÄtnie pomogÄ. To jakiĹ
pijany maniak!
UderzyĹ w pana i wjechaĹ
w tamten wĂłz.
- Kto?
- On
Niech mnie chuj.
- MogÄ w czymĹ pomĂłc?
- Stul siÄ.
Zaraz, kurde, chwileczkÄ.
ChodĹş tu, cwelu.
Czujesz to ukĹucie?
To duma.
Musisz jÄ
, kurwa, przewalczyÄ.
RozwalÄ ciÄ.
RozjebiÄ ci Ĺeb.
Nie ruszaÄ siÄ!
- To nie paĹska sprawa.
- ZainteresowaĹem siÄ niÄ
.
- RzuÄ broĹ.
- Nie rozumie pan.
RzuÄ broĹ.
Zdejmij nogÄ z czarnego.
ZaĹóş rÄce za gĹowÄ
i podejdĹş do lady.
Skurwiel mnie zabije.
Stul siÄ.
PodchodĹş.
Zed? Maynard.
PajÄ
k zĹapaĹ kilka muszek.
W moim sklepie nikt nie bÄdzie
nikogo zabijaĹ,
oprĂłcz Zeda i mnie.
To Zed.
- MĂłwiĹeĹ, Ĺźe na mnie zaczekasz.
- ZaczekaĹem.
To dlaczego sÄ
cali we krwi?
Sami siÄ tak zaĹatwili.
Bili siÄ, jak wpadli.
Ten chciaĹ zabiÄ tego.
ChciaĹeĹ go zabiÄ?
Grace moĹźe staÄ przed sklepem?
- DziĹ nie jest wtorek?
- Nie, czwartek.
To moĹźe.
Daj tu Pokraka.
Pokrak Ĺpi.
No to go obudĹş, tak?
Na ziemiÄ!
KtĂłry pierwszy?
Jeszcze nie wiem.
Czyli ty, chĹopczyku.
- Chcesz to robiÄ tutaj?
- Nie zabierzmy go
do starego pokoju Russela.
Miej na tego oko.
Chcesz wziÄ
Ä broĹ, Zed?
PodnieĹ
No, podnieĹ.
PodnieĹ,
chcÄ, ĹźebyĹ podniĂłsĹ.
OdsuĹ siÄ, Butch.
Wszystko OK.?
Nie.
ZupeĹnie, kurwa, nie OK.
I co teraz?
Co teraz?
Powiem ci, co teraz.
ZawoĹam paru czarnych karkĂłw,
Ĺťeby przyszli do cioty
z obcÄgami i palnikiem.
SĹyszysz, buraku?
Tak prÄdko z tobÄ
nie skoĹczÄ.
ZrobiÄ ci z dupy jesieĹ Ĺredniowiecza!.
ChodziĹo mi, co z tobÄ
i ze mnÄ
.
O takie "co teraz"?
Powiem ci, co teraz z tobÄ
i ze mnÄ
.
Nie ma "ciebie i mnie".
JuĹź nie.
Czyli jest dobrze?
Tak. Jest dobrze.
Dwie rzeczy.
Nikomu o tym nie mĂłw.
To wszystko zostaje
miÄdzy mnÄ
, tobÄ
i panem gwaĹcicielem, ktĂłry resztÄ
krĂłtkiego Ĺźycia przeĹźyje
mdlejÄ
c z bĂłlu.
Nikt wiÄcej ma o tym nie wiedzieÄ.
Po drugie:
wyjedziesz z miasta.
A jak juĹź wyjedziesz,
nie wracaj,
albo po tobie.
StraciĹeĹ w Los Angeles przywileje.
Zgoda?
Zgoda.
No to juĹź, jazda stÄ
d.
Fabienne!
- Bierz swoje rzeczy i jedziemy.
- Tak siÄ baĹam.
- A co z bagaĹźem?
- Pierdol bagaĹź. Spóźnimy siÄ
na pociÄ
g.
- Czekam na dole.
- Wszystko w porzÄ
dku?
- ChodĹş, juĹź nie mĂłw.
- CoĹ nam grozi?
Kochanie, chodĹş!
SkÄ
d masz ten motocykl?
- To nie motocykl.
To chopper, skarbie, wskakuj.
- A gdzie moja honda?
Sorry, skarbie. RozbiĹem jÄ
.
ProszÄ, chodĹş juĹź.
- CoĹ ci siÄ staĹo?
- MoĹźe zĹamaĹem nos, drobiazg.
Wskakuj.
Skarbie, musimy, kurwa jechaÄ!
Przepraszam, Groszku.
Tak dĹugo ciÄ nie byĹo,
miaĹam czarne myĹli.
Przykro mi, kochanie.
JuĹź w porzÄ
dku.
Jak Ĺniadanie?
ZjadĹaĹ naleĹniki z jagodami?
Nie mieli z jagodami.
WziÄĹam z maĹlankÄ
.
Na pewno nic ci nie jest?
Skarbie, od momentu, kiedy
wyszedĹem, to byĹ na pewno
najdziwniejszy dzieĹ w moim Ĺźyciu.
Wsiadaj, to ci opowiem.
Butch, czy to motocykl?
- To Harley.
- Czyj to Harley?
- Zeda.
- Kto to jest Zed?
Zed zszedĹ, skarbie.
Zed zszedĹ.
PROBLEM Z BONNIE
ChciaĹeĹ, Brett!
ChciaĹeĹ go wydymaÄ!
Marsellus Wallace nie lubi
byÄ dymany przez nikogo,
oprĂłcz pani Wallace.
- BoĹźe, proszÄ, nie chcÄ umieraÄ.
- Czytasz BibliÄ, Brett?
- Tak.
- Werset, ktĂłry znam na pamiÄÄ
wydaje siÄ byÄ odpowiedni.
Ezekiel 25:17
''ĹcieĹźkÄ czĹowieka prawego
ze wszech stron otacza
niesprawiedliwoĹÄ samolubnych
i tyrania zĹych ludzi.
BĹogosĹawiony, kto w imiÄ miĹoĹci
bliĹşniego i dobrej woli
prowadzi sĹabych
przez dolinÄ ciemnoĹci,
bo prawdziwie strzeĹźe on brata swego
i odnajduje dzieci zaginione.
l uderzÄ z wielkÄ
pomstÄ
i zapalczywoĹciÄ
na tych, ktĂłrzy braci mych otruÄ
i zniszczyÄ prĂłbujÄ
.
l poznacie, Ĺźe imiÄ me Pan,
gdy uczyniÄ pomstÄ mojÄ
*** wami''.
TwĂłj znajomy?
Tak. Vincent - Marvin,
Marvin - Vincent.
To powiedz mu, Ĺźeby siÄ zamknÄ
Ĺ.
Wkurwia mnie.
Marvin! Na twoim miejscu
bym siÄ powstrzymaĹ.
GiĹcie, skurwiele!
Dlaczego nam, kurwa, nie powiedziaĹeĹ
o tym w Ĺazience?
ZapomniaĹeĹ?
Ĺťe byĹ tam, kurwa,
z rÄcznym dziaĹkiem?
WidziaĹeĹ jego giwerÄ?
ByĹa wiÄksza od niego.
PowinniĹmy, kurwa, nie ĹźyÄ.
MieliĹmy farta.
To nie byĹ fart.
- MoĹźe.
- To byĹ... palec BoĹźy.
Wiesz, co to jest palec BoĹźy?
Chyba tak.
To znaczy, Ĺźe BĂłg zstÄ
piĹ z nieba
i powstrzymaĹ kule.
Tak wĹaĹnie.
DokĹadnie to znaczy.
BĂłg zstÄ
piĹ z nieba
i powstrzymaĹ kule.
PowinniĹmy juĹź stÄ
d wypadaÄ.
PrzestaĹ!
Nie zlewaj tego.
- To byĹ, kurwa, cud.
- Kurwa, Jules, wyluzuj.
Tak siÄ zdarza.
- Nie, tak siÄ nie zdarza.
Chcesz kontynuowaÄ tÄ teologicznÄ
dysputÄ w samochodzie,
czy w pierdlu z psami?
PowinniĹmy juĹź, kurwa, nie ĹźyÄ.
Przed chwilÄ
byliĹmy Ĺwiadkami cudu
i chcÄ, ĹźebyĹ to dostrzegĹ!
Dobra, to byĹ cud.
MoĹźemy iĹÄ?
No juĹź, czarnuchu, idziemy.
WidziaĹeĹ kiedyĹ serial ''Gliny''?
Raz oglÄ
daĹem i jakiĹ paĹa opowiada,
jak siÄ strzelaĹ w korytarzu
z goĹciem.
Ĺaduje w niego magazynek
i nie trafia ani razu.
A byli tylko we dwĂłch
- on i ten goĹÄ.
To dziwne, ale siÄ zdarza.
Jak chcesz udawaÄ Ĺlepego,
to sobie kup wilczura.
Ja mam oczy szeroko otwarte.
- To znaczy co, kurwa?
- Ĺťe ja juĹź skoĹczyĹem.
Od dzisiaj siÄ wycofujÄ.
- Chryste!
- Nie bluĹşnij!
- MĂłwiÄ, nie bluĹşnij!
- OdjebaĹo ci!
DziĹ powiem Marsellusowi,
Ĺźe wypadam z biznesu.
- Nie zapomnij powiedzieÄ, dlaczego.
- Powiem na pewno.
- ZaĹoĹźÄ siÄ o 1 0 tysiÄcy,
Ĺźe ciÄ wyĹmieje.
- No to co?
Marvin, a ty co myĹlisz?
Nie ma w ogĂłle zdania.
UwaĹźasz, Ĺźe BĂłg zstÄ
piĹ z nieba
i powstrzymaĹ...
Co to, kurwa, byĹo?
- Przypadkowo strzeliĹem mu w twarz.
- Kurwa, po co?
MĂłwiÄ, Ĺźe przypadkowo.
- WidziaĹem juĹź wiele
posranych akcji...
- Spokojnie.
To byĹ wypadek.
NajechaĹeĹ na wybĂłj i mi wystrzeliĹ.
Nie najechaĹem na Ĺźaden,
kurwa, wybĂłj!
Nie chciaĹem skurwiela zabiÄ.
Pistolet sam mi wystrzeliĹ.
Patrz, jaka sieka.
JeĹşdzimy po mieĹcie w biaĹy dzieĹ.
- Nie wierzÄ.
- To lepiej uwierz!
Musimy zjechaÄ z ulicy.
PaĹy raczej zwracajÄ
uwagÄ
na zakrwawione bryki.
- PojedĹşmy w jakieĹ
zaprzyjaĹşnione miejsce.
- JesteĹmy w Valley.
Marsellus nie ma tu przyjaciĂłĹ.
Jules, nie ja tu mieszkam!
- Co robisz?
- DzwoniÄ do kumpla w Toluca Lake.
- Gdzie to jest?
- Za wzgĂłrzem,
przy studiach Burbank.
Jak Jimmy'ego nie ma w domu,
to nie wiem, co kurwa, zrobimy.
Nie mam innych kumpli w tym rejonie.
Jimmy? Jak leci? Tu Jules.
SĹuchaj, jesteĹmy z kumplem
w ciemnej srace. Musimy zjechaÄ
z drogi, i to szybko.
PotrzebujÄ twojego garaĹźu
na parÄ godzin.
Musimy byÄ, kurwa, bardzo ostroĹźni
z Jimmy'm.
Wystarczy jedna uwaga, Ĺźeby
wyrzuciĹ nas na ulicÄ.
- l co wtedy zrobimy?
- Nie ruszymy siÄ,
zanim trochÄ nie podzwonimy.
Ale lepiej, Ĺźeby do tego nie doszĹo.
Jimmy, to kumpel.
CzĹowiek nie zwala siÄ kumplowi
do domu i siÄ nie rzÄ
dzi
Tylko ma mnie nie obraĹźaÄ.
OdjebaĹo mu, jak zobaczyĹ Marvina.
Postaw siÄ w jego poĹoĹźeniu.
Jest Ăłsma rano, wĹaĹnie siÄ obudziĹ
i nie jest na to przygotowany.
PamiÄtaj, Ĺźe to on nam
robi przysĹugÄ.
Jak myĹli, Ĺźe moĹźe mnie za to
obraĹźaÄ, niech sobie w dupÄ
wsadzi swojÄ
przysĹugÄ.
- Kurwa, coĹ ty narobiĹ
z tym rÄcznikiem?
- WytarĹem rÄce.
- Najpierw siÄ je myje.
- WidziaĹeĹ, umyĹem.
- WidziaĹem, Ĺźe zamoczyĹeĹ.
- UmyĹem je, kurwa.
Krew siÄ ciÄĹźko zmywa.
MoĹźe by zeszĹa, jakby miaĹ
jakiĹ proszek.
MyĹem siÄ tym samym mydĹem,
a mĂłj rÄcznik nie wyglÄ
da, kurwa,
jak podpaska.
A jakby tu wszedĹ i zobaczyĹ
taki rÄcznik?
WĹaĹnie takie pierdy mogÄ
zaogniÄ sytuacjÄ.
SĹuchaj, nie groĹźÄ ci.
SzanujÄ ciÄ i w ogĂłle.
Ale nie stawiaj mnie w takim
poĹoĹźeniu.
Okay.
Ĺadnie mnie prosisz, Jules,
wiÄc nie ma sprawy.
To twĂłj kumpel, ty go obsĹuguj.
Ja pierdolÄ, Jimmy!
To musi byÄ strasznie droga kawa.
WystarczyĹaby jakaĹ rozpuszczalna.
A ty nam serwujesz,
kurwa, ambrozjÄ.
- Jaki to smak?
- Daj spokĂłj.
- Co?
- Nie musisz mi mĂłwiÄ,
jakÄ
mam pysznÄ
kawÄ.
Sam jÄ
kupujÄ, wiÄc wiem,
Ĺźe jest dobra.
Jak Bonnie robi zakupy,
kupuje jakiĹ szajs.
Ja kupujÄ najdroĹźszÄ
, bo jak pijÄ,
to chcÄ czuÄ smak.
Ale teraz wolaĹbym siÄ nie zajmowaÄ
smakiem mojej kawy,
ale sztywnym czarnuchem
w garaĹźu.
Nic nie mĂłw.
ChciaĹem o coĹ zapytaÄ.
Jak tu przyjechaĹeĹ,
czy widziaĹeĹ gdzieĹ znak
''SkĹad sztywnych czarnuchĂłw''?
Czy widziaĹeĹ na moim domu znak
''SkĹad sztywnych czarnuchĂłw''?
Nie, nie widziaĹem.
- A wiesz dlaczego nie widziaĹeĹ?
- Dlaczego?
Bo nie zajmujÄ siÄ skĹadowaniem
sztywnych czarnuchĂłw.
Nie rozumiesz,
Ĺźe jak wrĂłci Bonnie i znajdzie
we wĹasnym domu trupa,
bÄdÄ siÄ rozwodziĹ?
Ĺťadnych terapii maĹĹźeĹskich,
Ĺźadnych separacji.
Z miejsca, kurwa, rozwĂłd.
A ja nie chcÄ siÄ rozwieĹÄ!
ChcÄ ci pomĂłc, naprawdÄ.
Ale nie zamierzam przy okazji
zostaÄ bez Ĺźony.
Nie ĹaĹ siÄ. Nic nie wskĂłrasz.
ChoÄbyĹ nie wiem co mĂłwiĹ
i tak nie zapomnÄ, Ĺźe kocham ĹźonÄ.
WrĂłci za pĂłĹtorej godziny.
Ma nocnÄ
zmianÄ w szpitalu.
Musicie podzwoniÄ?
PorozmawiaÄ z paroma osobami?
To juĹź! A potem jazda z mojego domu,
zanim ona wrĂłci.
Tylko o to nam chodzi.
Nie chcemy ci, kurwa, namieszaÄ.
Chcemy tylko zadzwoniÄ do naszych,
Ĺźeby po nas przyjechali.
WĹaĹnie mi mieszacie.
A namieszacie mi, kurwa,
jeszcze bardziej, jak wrĂłci Bonnie.
ZrĂłbcie to dla mnie.
Telefon jest w sypialni.
RadziĹbym... do roboty.
Powiedzmy, Ĺźe wraca do domu.
Co zrobi?
Kurwa, jasne, Ĺźe jej odwali.
To Ĺźadna odpowiedĹş.
Ty jÄ
znasz, ja nie.
Jak bardzo jej odwali?
Musisz zrozumieÄ, Ĺźe ta caĹa
sytuacja z Bonnie
wymaga wielkiej ostroĹźnoĹci.
Jak wrĂłci zmÄczona z pracy i zastanie
bandziorĂłw, przerabiajÄ
cych jej
kuchniÄ na gangsta,
moĹźe byÄ nieobliczalna.
Rozumiem, Jules.
Zastanawiam siÄ tylko,
co moĹźe siÄ staÄ.
Nie mĂłw mi, kurwa,
co moĹźe siÄ staÄ.
ChcÄ od ciebie usĹyszeÄ:
''Nie ma sprawy, Jules.
Wszystko zaĹatwiÄ.
Wracaj, uspokĂłj skurwieli,
i poczekaj na wsparcie.
Zaraz ktoĹ siÄ zjawi.
''Nie ma sprawy, Jules.
Wszystko zaĹatwiÄ.
Wracaj, uspokĂłj skurwieli i poczekaj
na pana Wolfa. Zaraz tam siÄ zjawi.''
PrzysyĹasz Wolfa?
PoprawiĹ ci siÄ humor?
Kurwa,
wiÄcej nie trzeba.
Czy jest typem histerycznym?
Kiedy ma wrĂłciÄ?
lmiona?
Jules...
Vincent...
Jimmy...
Bonnie...
Czyli za póŠgodziny.
BÄdÄ za dziesiÄÄ minut.
9 MlNUT l 37 SEKUND PĂĹšNlEJ
Jimmy, tak?
To twĂłj dom?
- Tak.
- Winston Wolf. RozwiÄ
zujÄ problemy.
- Dobrze siÄ skĹada.
- SĹyszaĹem. MogÄ wejĹÄ?
ProszÄ.
Pewnie ty jesteĹ Jules.
A w takim razie ty... Vincent.
PrzejdĹşmy do rzeczy, panowie.
JeĹli mnie dobrze poinformowano,
czasu jest niewiele, tak, Jimmy?
Absolutnie.
Twoja Ĺźona, Bonnie...
wraca o 9:30. Zgadza siÄ?
-
Dano mi do zrozumienia,
Ĺźe jeĹli wrĂłci i nas zastanie,
nie bÄdzie zachwycona.
- W rzeczy samej.
- WiÄc mamy 40 minut, Ĺźeby zniknÄ
Ä.
JeĹźeli bÄdziecie robiÄ, co wam
powiem, to wystarczajÄ
co duĹźo czasu.
Teraz tak... macie w garaĹźu trupa
bez gĹowy. ChcÄ go zobaczyÄ.
Jimmy?
ZrĂłb coĹ dla mnie, proszÄ.
Chyba czuĹem zapach kawy.
- ZrobiĹbyĹ mi?
- Jasne.
Z mlekiem?
DuĹźo mleka, duĹźo cukru.
MĂłwcie mi wszystko o samochodzie.
Blokuje siÄ?
Jest gĹoĹny, dymi,
jest w baku benzyna?
- OprĂłcz tego, jak wyglÄ
da,
jest w porzÄ
dku.
- Na pewno?
Bo nie chcÄ w drodze odkryÄ,
Ĺźe nie dziaĹa lampka hamulca.
- O ile, kurwa, wiem,
auto jest tip-top.
- Dobrze.
Wracajmy do kuchni.
- ProszÄ, panie Wolf.
- DziÄkujÄ, Jimmy.
Dobra, najpierw wy.
WeĹşcie ciaĹo,
wsadĹşcie do bagaĹźnika.
Dobrze mi siÄ wydaje, Ĺźe to
porzÄ
dny dom
- i sÄ
tu róşne Ĺrodki czyszczÄ
ce?
- Tak, pod zlewem.
Dobrze. Teraz wy dwaj musicie
umyÄ nimi w Ĺrodku samochĂłd.
l to szybko, szybko.
Musicie wyczyĹciÄ za siedzeniami,
wydĹubaÄ wszystkie kawaĹeczki
mĂłzgu i czaszki.
Wytrzyjcie tapicerkÄ.
Nie musicie aĹź tak z niÄ
przesadzaÄ.
Nikt nie bÄdzie z niej jadĹ.
Po prostu raz przejedĹşcie.
DokĹadniej musicie czyĹciÄ tam,
gdzie najbardziej zabrudzone.
Plamy krwi musicie namoczyÄ.
Jimmy, musimy przejrzeÄ ci
szafÄ.
PotrzebujÄ kocy, koĹder,
przeĹcieradeĹ.
lm grubsze i ciemniejsze,
tym lepsze. BiaĹe siÄ nie nadajÄ
.
Musimy zakryÄ dla niepoznaki
wnÄtrze wozu.
Siedzenia i podĹogÄ wyĹoĹźymy
koĹdrami i kocami.
Jak nas zatrzyma sierĹźant
i wsadzi Ĺeb do Ĺrodka,
raczej siÄ wyda.
Ale na pierwszy rzut oka wĂłz
musi wyglÄ
daÄ normalnie.
Jimmy, prowadĹş.
ChĹopcy... do roboty.
MoĹźe jakieĹ ''proszÄ''.
- SĹucham?
- PowiedziaĹem ''moĹźe jakieĹ proszÄ''.
WyjaĹnijmy to sobie.
Nie jestem tu po to, Ĺźeby prosiÄ,
ale, Ĺźeby mĂłwiÄ, co macie robiÄ.
A jeĹli instynkt samozachowawczy
nie jest ci obcy,
lepiej bierz siÄ, kurwa, do roboty,
i to juĹź.
Jestem tu, Ĺźeby pomĂłc.
JeĹźeli ktoĹ nie Ĺźyczy sobie
mojej pomocy... powodzenia, panowie.
Ĺšle nas pan rozumie.
Doceniamy paĹskÄ
pomoc.
Nie chciaĹem pana uraziÄ.
Po prostu nie lubiÄ,
jak ktoĹ mi rzuca rozkazy.
Jestem zdawkowy,
bo chodzi o czas.
Szybko myĹlÄ, szybko mĂłwiÄ i chcÄ,
ĹźebyĹcie szybko robili, co trzeba,
jak chcecie z tego wyjĹÄ.
WiÄc piÄknie proszÄ,
z wisienkÄ
na wierzchu,
SprzÄ
tnijcie, kurwa, samochĂłd.
Nie patrz tak, kurwa, na mnie.
CzujÄ to spojrzenie.
Chevrolet Nova, rocznik '7 4
Zielony.
Nic, tylko upaskudzony w Ĺrodku.
Za okoĹo 20 minut.
KtoĹ nieistotny.
PorzÄ
dny z ciebie goĹÄ, Joe.
Wielkie dziÄki.
- Jak tam, Jimmy?
- CaĹkiem dobrze.
Mam tu wszystko, ale...
- ProszÄ pana, musi pan zrozumieÄ...
- Winston, Jimmy. MĂłw mi Winston.
Musisz zrozumieÄ, Winston...
to nasza najlepsza poĹciel.
Prezent Ĺlubny
od wujka Conrada i cioci Ginny.
- Oboje juĹź nie ĹźyjÄ
.
- PozwĂłl, Ĺźe o coĹ zapytam.
- MogÄ?
- ProszÄ.
Czy wujek Conrad i ciocia Ginny
byli milionerami?
Nie.
A wujek Marsellus jest.
l jestem pewien, Ĺźe nawet gdyby
wujek Conrad i ciocia...
Ginny tu byli,
nie urzÄ
dziliby ci caĹej sypialni,
co wujek Marsellus z chÄciÄ
uczyni.
OsobiĹcie lubiÄ dÄ
b.
Sam mam u siebie.
A ty, Jimmy?
Lubisz dÄ
b?
DÄ
b jest Ĺadny.
Nigdy ci, kurwa, tego nie zapomnÄ.
To jakieĹ obrzydliwe, jebane gĂłwno.
SĹyszaĹeĹ teoriÄ, Ĺźe kiedy czĹowiek
raz przyzna, Ĺźe Ĺşle postÄpuje,
natychmiast zostajÄ
mu wybaczone
wszystkie zĹe uczynki?
Pierdol siÄ, stary.
Chuj, co to wymyĹliĹ, nie musiaĹ
przez ciebie wĹasnymi paluchami
- zbieraÄ kawaĹkĂłw czaszki.
- Mam prĂłg wytrzymaĹoĹci
na obelgi, ktĂłre przyjmujÄ.
A teraz jestem wyĹcigowym autem
i mam strzaĹkÄ na czerwonym.
Wiesz, kurwa, ze wĂłz wyĹcigowy
ze strzaĹkÄ
na czerwonym
jest niebezpieczny.
MogÄ wybuchnÄ
Ä.
MoĹźesz wybuchnÄ
Ä?
Ja za chwilÄ, kurwa, wypuszczÄ
atomowy grzyb.
Za kaĹźdym razem, jak biorÄ
w palce mĂłzg
robiÄ
siÄ ze mnie ''DziaĹa Nawarony''.
A wĹaĹciwie, co ja, kurwa,
robiÄ z tyĹu?
To ty powinieneĹ
skrobaÄ mĂłzg, skurwielu.
Zamiana. Ja myjÄ okna, a ty
zbierasz czarnuchowi czaszkÄ.
Dobra robota, panowie.
MoĹźe siÄ jeszcze z tego wygrzebiemy.
Nie wierzÄ, Ĺźe to ten sam wĂłz.
Dobra, przestaĹmy siÄ nawzajem
lizaÄ po chujach.
Etap pierwszy skoĹczony, auto czyste.
Przechodzimy do etapu drugiego:
umyÄ was obu.
Rozbierzcie siÄ.
- Do naga?
- Do goĹej dupy.
Szybko, panowie,
mamy jakieĹ 1 5 minut,
zanim przyjedzie pani Jimowa.
Kurde, zimno jest rano.
To absolutnie konieczne?
- Wiecie, jak wyglÄ
dacie?
- Jak?
Jak goĹcie, co przed chwilÄ
rozwalili komuĹ Ĺeb.
Tak, zrzucenie zakrwawionych szmat
jest absolutnie konieczne.
WrzuÄcie ubrania Jimmy'emu do worka.
Tylko nie bÄ
dĹş idiotÄ
i nie wystawiaj
go przed dom dla Ĺmieciarza.
Bez obaw, bierzemy je ze sobÄ
.
Jim, mydĹo.
W porzÄ
dku, panowie.
Na pewno byliĹcie kiedyĹ na wsi.
Zaczynamy.
Ja pierdolÄ, ale zimna woda.
Lepiej wy, niĹź ja, panowie.
ĹmiaĹo z mydĹem. PorzÄ
dnie.
Na wĹosy Vincenta.
RÄcznik.
Dobra, starczy.
RzuÄ im ubrania.
WyĹmienicie.
Nie mogĹo byÄ lepiej.
WyglÄ
dacie, jak...
Jak wyglÄ
dajÄ
, Jimmy?
Jak matoĹy.
Jak para matoĹĂłw.
Ha ha. To twoje ubrania, skurwielu.
Dobra panowie. Przez te Ĺmiechy
skoĹczymy w wiÄzieniu.
Nie kaĹźcie mi prosiÄ.
Panowie, ustalmy reguĹy.
Jedziemy do miejsca ''Monster Joe
- usĹugi holownicze''.
Monster Joe i jego cĂłrka Raquel
rozumiejÄ
nasz problem.
lch zakĹad jest w North Hollywood,
wiÄc pojedziemy Hollywood Way.
Ja bÄdÄ prowadziĹ trefny wĂłz.
Jules, jedziesz ze mnÄ
.
Vincent, ty trzymasz siÄ za nami.
Jak natrafimy na jakiegoĹ sierĹźanta,
nikt siÄ nie rusza,
zanim ja siÄ nie ruszÄ.
- PowtĂłrz.
- Nikt siÄ nie rusza, chyba Ĺźe...
- Ĺťe co?
- Chyba, Ĺźe pan siÄ ruszy.
Genialnie pojÄ
ĹeĹ.
A ty, kowboju?
Potrafisz panowaÄ *** ostrogami?
ProszÄ pana, broĹ mi sama wypaliĹa.
Nie wiem, jak.
W porzÄ
dku. JeĹźdĹźÄ bardzo szybko,
wiÄc trzymaj tempo.
Jak odbiorÄ samochĂłd
w stanie innym, niĹź go oddaĹem,
Monster Joe bÄdzie
grzebaĹ dwa trupy.
- Czyli w porzÄ
dku?
- BezwzglÄdnie.
ChĹopcy, poznajcie Raquel.
KiedyĹ to wszystko bÄdzie
naleĹźeÄ do niej.
CzeĹÄ. Co jesteĹcie tak ubrani?
ldziecie graÄ w siatkĂłwkÄ?
Zabieram tÄ damÄ na Ĺniadanie.
GdzieĹ was podrzuciÄ?
Gdzie mieszkacie?
- W Redondo.
- W lnglewood.
WidzÄ waszÄ
przyszĹoĹÄ:
widzÄ... taksĂłwkÄ.
PrzenieĹcie siÄ ze wsi do miasta.
Powiedz dobranoc, Raquel.
- Dobranoc, Raquel
- To na razie.
l nie narĂłbcie znowu kĹopotĂłw,
urwisy.
Panie Wolf, patrzeÄ, jak pan pracuje
byĹo prawdziwÄ
przyjemnoĹciÄ
.
Bardzo dziÄkujemy.
MĂłwcie mi po imieniu.
SĹyszaĹaĹ, moja panno? Szacunek.
- Szacunek dla starszych Ĺwiadczy
o kimĹ z charakterem.
- Mam charakter.
To, Ĺźe masz charakter, nie znaczy,
Ĺźe jesteĹ z charakterem.
Jedziemy razem?
Ja bym zjadĹ Ĺniadanie.
Zjesz ze mnÄ
?.
Dobra.
MyĹlaĹem, Ĺźe to Europejczyk.
Taki z niego Europejczyk,
jak z ziela angielskiego.
Ale byĹ w porzÄ
dku.
Absolutnie. Wszystko pod kontrolÄ
.
Nawet siÄ nie wkurwiĹ,
jak siÄ stawiaĹeĹ. AĹź siÄ zdziwiĹem.
Chcesz bekon?
Nie jem wieprzowiny.
- JesteĹ Ĺťydem?
- Nie jestem Ĺťydem,
ale nie podchodzÄ
mi Ĺwinie.
- Dlaczego?
- Bo sÄ
obmierzĹe.
Nie jem takich zwierzÄ
t.
Bekon jest pyszny.
Kotlety sÄ
pyszne.
MoĹźe i szczur smakuje, jak ptyĹ.
Nie wiem, bo i tak
nie zjadĹbym skurwiela.
Ĺwinie ĹpiÄ
i ryjÄ
w gĂłwnie.
Dlatego sÄ
obmierzĹe.
Nie wezmÄ do ust niczego,
co lubi wĹasne odchody.
- A psy? Psy zjadajÄ
wĹasne gĂłwna.
- PsĂłw teĹź nie jadam.
Ale uwaĹźasz, Ĺźe psy sÄ
obmierzĹe?
MoĹźe nie aĹź obmierzĹe,
ale na pewno brudne.
- Tylko, Ĺźe pies ma osobowoĹÄ.
l tym wygrywa.
- Czyli rozumujÄ
c w ten sposĂłb,
gdyby Ĺwinia miaĹa osobowoĹÄ,
przestaĹaby byÄ obmierzĹa?
To musiaĹaby byÄ jakaĹ zajebiĹcie
piÄkna i urocza Ĺwinia.
Cary Grant wĹrĂłd ĹwiĹ.
Bardzo dobrze.
Dobrze, Ĺźe wraca ci humor.
JakoĹ cicho dotÄ
d siedziaĹeĹ.
- SiedziaĹem i myĹlaĹem.
- O czym?
- O cudzie, ktĂłry widzieliĹmy.
- Ty widziaĹeĹ.
- Ja widziaĹem rzadki przypadek.
- Czym jest cud?
- DzieĹem Boga?
- A co to jest dzieĹo Boga?
Chyba, jak BĂłg sprawia,
Ĺźe niemoĹźliwe staje siÄ moĹźliwe.
Ale wedĹug mnie to dzisiejsze
pod to nie podpada.
Nie rozumiesz, Ĺźe to niewaĹźne?
Patrzysz na to ze zĹej strony.
BĂłg mĂłgĹ powstrzymaÄ kule,
zmieniÄ ColÄ w Pepsi, albo
znaleĹşÄ mi kluczyki do wozu.
Nie chodzi o to, co siÄ staĹo.
Nie ma znaczenia, czy to byĹo
''ksiÄ
Ĺźkowym'' cudem.
WaĹźne jest, Ĺźe poczuĹem
dotyk Boga.
BĂłg siÄ wĹÄ
czyĹ.
Ale dlaczego?
WĹaĹnie to, kurwa, za mnÄ
chodzi.
Nie wiem.
- Ale juĹź nie zasnÄ.
- Czyli mĂłwisz powaĹźnie?
NaprawdÄ to rzucasz?
- JuĹź na dobre? Zdecydowanie.
To co bÄdziesz robiĹ?
WĹaĹnie o tym rozmyĹlaĹem.
Najpierw dorÄczÄ walizkÄ
Marsellusowi.
A potem po prostu bÄdÄ sobie
chodziĹ po Ĺwiecie.
- Jak to?
- Jak Caine w ''Kung Fu''.
ChodziĹ od miasta do miasta,
poznawaĹ ludzi.
Jak dĹugo zamierzasz
chodziÄ po ziemi?
- AĹź znajdÄ siÄ tam, gdzie chce BĂłg.
- A jak nie doczekasz?
- BÄdÄ czekaĹ do koĹca.
- WiÄc chcesz zostaÄ Ĺźulem?
BÄdÄ po prostu sobÄ
, Vincent.
Nie, Jules, ty chcesz byÄ Ĺźulem.
Jak obsrane dziady,
co ĹźebrzÄ
o drobne.
ĹpiÄ
w koszach na Ĺmieci,
jedzÄ
, co ktoĹ wyrzuci.
To zwykĹe obszczymury.
Bez pracy, bez domu, bez pieniÄdzy.
Ty teĹź taki bÄdziesz - Ĺźul, kurwa.
WĹaĹnie tu siÄ róşnimy, przyjacielu.
Garcon, kawÄ!
To dzisiaj rano byĹo dziwne,
na pewno.
- Ale nikt nie zamieniĹ wody w wino.
- Cuda majÄ
peĹen asortyment.
- PrzestaĹ mi tak, kurwa, mĂłwiÄ.
- Jak siÄ boisz odpowiedzi,
nie zadawaj strasznych pytaĹ.
MuszÄ iĹÄ na kupÄ.
Kiedy podjÄ
ĹeĹ decyzjÄ?
Jak tu siedziaĹeĹ i jadĹeĹ ciastko?
Tak. JadĹem ciastko, piĹem kawÄ,
odgrywaĹem caĹe zajĹcie w gĹowie
i doznaĹem tego, co alkoholicy
nazywajÄ
''chwilÄ
zrozumienia''.
Jeszcze porozmawiamy.
- Kocham ciÄ, Ptysiu.
- Kocham ciÄ, KrĂłliczku.
Wszyscy spokojnie!
To jest napad!
A niech siÄ jakiĹ chuj ruszy, to
to rozwalÄ kaĹźdego skurwysyna
po kolei.
Jasne?
Klienci niech siedzÄ
!
Kelnerki na podĹogÄ!
JuĹź, kurwa!
Albo was rozwalÄ! Dalej!
Ty, w rogu. Zabieraj panie
do tego boksu. LiczÄ do dziesiÄciu!
Meksykanie z kuchni, wychodziÄ tu!
A ty, kurwa, co? Na podĹogÄ!
Ruchy! Ruchy!
Jestem menadĹźerem.
Nie ma problemu, Ĺźadnego.
- Chcesz, Ĺźebym miaĹ problem?
- Nie, proszÄ pana.
Chcesz, Ĺźebym miaĹ problem?
- Chyba mamy chojraka, KrĂłliczku.
- Rozwal go!
Nie jestem chojrakiem.
Jestem kierownikiem.
Ta restauracja jest nasza!
WeĹşcie, co chcecie.
Powiedz wszystkim,
Ĺźeby wspĂłĹpracowali.
To szybko bÄdzie po sprawie.
- Rozumiesz?
- Tak.
ProszÄ paĹstwa,
Niech kaĹźdy wspĂłĹpracuje,
To szybko bÄdzie po sprawie.
Dobra robota.
Teraz siÄ przejdÄ i bÄdÄ
zbieraĹ portfele.
Macie je bez gadania wrzuciÄ
do torby.
Jasne?
Wyjmujcie portfele!
Do torby.
Do torby!
To komĂłrka? Do torby.
A teraz na podĹogÄ!
Do torby.
- Co jest w teczce?
- Brudy szefa.
- KaĹźe ci praÄ brudy?
- Jak chce mieÄ czyste.
- Chujowa robota.
- Zabawne, wĹaĹnie teĹź tak myĹlaĹem.
- OtwĂłrz.
- Nie mogÄ.
- Nie dosĹyszaĹem.
- DosĹyszaĹeĹ.
Co siÄ dzieje?
- Chyba mamy tu ochroniarza.
- Strzel mu w ryj.
- Bez obrazy, ale nie pierwszy raz
ktoĹ we mnie celuje.
- OtwĂłrz teczkÄ, bo bÄdzie ostatni.
- Niech pan robi, co kaĹźÄ
!
Bo nas pozabijajÄ
!
Stul ryj, grubasie.
Nie twoja, kurwa, sprawa.
Spokojnie, KrĂłliczku, jest OK.
LiczÄ do trzech.
Jak, kurwa, nie puĹcisz tej walizki,
opróşniÄ ci magazynek prosto w Ĺeb.
Jasne?
Raz...
Dwa...
- Trzy.
- Okay, Ringo.
WygraĹeĹ.
Walizka jest twoja.
OtwĂłrz.
Czy to jest to, o czym myĹlÄ?
PiÄkne.
Co tam jest?
PuĹÄ go!
Ĺeb ci, kurwa, rozwalÄ!
- ZabijÄ!
- Powiedz jej, Ĺźeby siÄ zamknÄĹa!
Cicho, KrĂłliczku!
- UspokĂłj jÄ
!
- Spokojnie, KrĂłliczku.
- Powiedz, Ĺźe nic ci nie zrobiÄ.
- Nic mi nie zrobi!
- Obiecaj jej!
- ObiecujÄ!
- Jak ma na imiÄ?
- Yolanda.
Yolanda? Nie bÄdziemy robiÄ
nic gĹupiego, tak?
- Nie rĂłb mu nic zĹego!
- Nikt mu nic nie zrobi.
BÄdziemy, jak trĂłjka Zorro.
A jaki jest Zorro?
Yolanda!
Jaki jest Zorro?
Opanowany.
Correctamundo!
My teĹź tacy bÄdziemy.
BÄdziemy opanowani.
A teraz, Ringo,
liczÄ do trzech.
l chcÄ,
ĹźebyĹ odĹoĹźyĹ broĹ,
poĹoĹźyĹ dĹonie pĹasko na stole
i usiadĹ.
Ale bÄdziesz przy tym
caĹy czas opanowany.
GotĂłw?
Raz...
Dwa...
Trzy.
Teraz daj mu odejĹÄ!
MyĹlaĹem, Ĺźe bÄdziemy opanowani.
DenerwujÄ siÄ, jak na mnie
wrzeszczysz.
A jak siÄ denerwujÄ,
zaczynam siÄ baÄ.
A jak siÄ skurwiel boi,
inny skurwiel moĹźe niechcÄ
cy
przyjÄ
Ä kulkÄ.
Ale pamiÄtaj: zrobisz mu krzywdÄ
i nie Ĺźyjesz.
Rozumiem.
Ale tego nie chcÄ.
l ty tego nie chcesz.
l Ringo teĹź tego nie chce.
WiÄc zobaczmy, co siÄ da zrobiÄ.
Jest tak.
Normalnie obydwoje bylibyĹcie
sztywni, jak ĹÄ
cze ze stolicÄ
.
Ale kroicie numer, kiedy akurat
przeĹźywam zmianÄ.
Nie chcÄ was zabiÄ.
ChcÄ wam pomĂłc.
Ale nie mogÄ wam daÄ tej walizki.
Nie jest moja.
A poza tym za duĹźo przeszedĹem,
Ĺźeby tak jÄ
wam oddaÄ.
Vincent! Spokojnie!
Yolanda, spokojnie,
ciÄ
gle tylko rozmawiamy.
Wyceluj we mnie.
Vincent, ty sobie usiÄ
dĹş
i nic, kurwa, nie rĂłb.
Powiedz jej, Ĺźe wszystko w porzÄ
dku.
- W porzÄ
dku, KrĂłliczku.
- Jak tam, skarbie?
MuszÄ siusiu.
ChcÄ do domu.
Wytrzymaj, jesteĹ Ĺwietna.
Jestem z ciebie dumny i Ringo teĹź.
JuĹź prawie koniec.
Powiedz, Ĺźe jesteĹ dumny.
- Jestem z ciebie dumny, KrĂłliczku.
- Kocham ciÄ.
Ja ciebie teĹź, KrĂłliczku.
A teraz znajdĹş w torbie mĂłj portfel.
- KtĂłry to?
- Z napisem ''NiezĹy Skurwiel''.
To mĂłj Skurwiel.
OtwĂłrz.
Wyjmij hajs.
Przelicz.
lle jest?
Z pĂłĹtora tysiÄ
ca dolarĂłw.
Schowaj do kieszeni.
WeĹş sobie.
Razem z resztÄ
portfeli i kasÄ
macie caĹkiem niezĹy osiÄ
g.
Jak dajesz cymbaĹowi pĂłĹtora kafla,
zdejmujÄ ich dla zasady.
Yolanda, on nic, kurwa, nie zrobi!
Vince, kurwa, zamknij siÄ
Yolanda, patrz na mnie.
Poza tym nie dajÄ mu pieniÄdzy,
tylko coĹ za nie kupujÄ.
- Chcesz, Ringo, wiedzieÄ, co?
- Co?
Twoje Ĺźycie. OddajÄ ci te pieniÄ
dze,
Ĺźebym nie musiaĹ ciÄ zabiÄ.
Czytujesz BibliÄ?
Z rzadka.
NauczyĹem siÄ na pamiÄÄ
jednego wersetu.
Ezekiel 25:17
''ĹcieĹźkÄ czĹowieka prawego
ze wszech stron otacza
niesprawiedliwoĹÄ samolubnych
i tyrania zĹych ludzi.
BĹogosĹawiony, kto w imiÄ miĹoĹci
bliĹşniego i dobrej woli
prowadzi sĹabych
przez dolinÄ ciemnoĹci,
bo prawdziwie strzeĹźe on brata swego
i odnajduje dzieci zaginione.
l uderzÄ z wielkÄ
pomstÄ
i zapalczywoĹciÄ
na tych, ktĂłrzy braci mych otruÄ
i zniszczyÄ prĂłbujÄ
.
l poznacie, Ĺźe imiÄ me Pan,
gdy uczyniÄ pomstÄ mojÄ
*** wami''.
PowtarzaĹem to od lat.
A jak ktoĹ sĹyszaĹ,
zawsze Ĺşle koĹczyĹ.
Nigdy nie roztrzÄ
saĹem
znaczenia tych sĹĂłw.
MyĹlaĹem, Ĺźe to fajny tekst,
Ĺźeby wygĹosiÄ skurwielowi,
zanim przyjmie kulkÄ.
Ale dziĹ zobaczyĹem coĹ,
co kazaĹo mi siÄ zastanowiÄ.
l myĹlÄ,
Ĺźe ty moĹźesz byÄ zĹym czĹowiekiem,
a ja jestem prawy.
A pan kaliber 45 jest pasterzem,
strzegÄ
cym mej sprawiedliwej dupy
w dolinie ciemnoĹci.
Albo
to ty jesteĹ prawym czĹowiekiem,
ja pasterzem,
a Ĺwiat jest zĹy i samolubny.
ChciaĹbym tak.
Ale gĂłwno prawda.
Prawda jest taka,
Ĺźe ty jesteĹ sĹaby,
a ja jestem tyraniÄ
zĹych ludzi.
Ale siÄ staram.
Staram siÄ, jak mogÄ,
byÄ pasterzem.
ldĹş.
Chyba powinniĹmy siÄ zbieraÄ.
Chyba juĹź by naleĹźaĹo.