Tip:
Highlight text to annotate it
X
Napisy dedykuję Pauli B. :)
Kocham Cię żabciu. Ty o tym wiesz.
Epoka lodowcowa 3
Tłumaczenie ze słuchu by (A.K.)
Napisy do poprawek synchro i tekstu z wersjš dubbingowš.
Do wersji Ice Age 3 Xvid CAM ENG - F4U
Już czas!
Nadchodzę kochanie!
Łapiemy!
Ela ! Ela !
Gdzie jeste?
- Gdzie ja jestem!?
- Mówiłam ci, to tylko kopnięcie.
No tak, tak.
Nastraszyłe tatuka, aż mu odbiło
i spadł z klifu.
Przepraszam, fałszywy alarm.
To było tylko kopnięcie.
- To już 3 raz.
- Koniec przedstawienia, rozejć się!
- Widzę że kto jeszcze jest przy nadzieji.
- Nie jestem w cišży.
Co za szkoda, byłaby wietnš matkš.
- Wiem że się denerwujesz. Ja też. Ale wyluzuj.
- Ok.
Zaczynasz brzmieć jak Diego.
Gdzie on jest swojš drogš?
Kopytka aż mnie palš !
Patrz na to, nózka za nóżkš!
Żryj kurz !
- Już?
- Spokojnie nie stresuj dziecka.
Dziecku nic nie jest.
To o wydyganego tatuka się martwię.
Bez podglšdania!
Plac zabaw dla młodego!
Jest niesamowity.
- Oh Maniek!
- Zrobiłem to sam!
Nasza rodzina.
- A ja to gdzie?
- Możesz być na naszej.
- Wpasujesz się.
- Dzięki!
Oczywicie wcišż praca wre.
Parę ostrych krawędzi tu i ówdzie.
Nie wierzę, próbujesz przerobić naturę pod dziecko.
No co ty, nie bšd mieszna.
Kochanie, w tym wiecie dziecko będzie dorastać.
Nie zmienisz tego.
- Jasne że mogę, jestem największy na wiecie!
- Dobra tatuku, zobaczymy co zrobisz jak będzie nastolatkiem.
Chod Sid, nie dotykaj nic! To miejsce dla dzieci.
Jeste dzieckiem?
Lepiej nie odpowiadaj.
Diego, tu jeste.
Omineła cię wielka niespodzianka.
- Tak tak, zobacze to potem.
- Spoczo, do zobaczenia.
- Co chyba gryzie Diego.
- Wszystko jest w porzšdku.
- Powiniene z nim porozmawiać.
- Faceci nie gadajš ze sobš o problemach.
- My tylko szturchamy się w ramię.
- To głupie.
Dla dziewczyny!
Dla faceta to jak 6 miesięcy terapii.
Dobra, dobra, pogadam z nim.
- Czemu to zrobiłe?
- A bo ja wiem?
To słuchaj.
Ela myli że co cię gryzie.
- Właciwie to niedługo muszę odejć.
- Ok, to powiem jej że wszystko gra.
Słuchaj maniek, tracę grunt pod nogami.
Nie widzę się jako niańka.
- Co ty wygadujesz?
- Mieć rodzinę to co. Ciesze się twoim szczęciem.
- Ale to twoja przygoda, nie moja.
- Nie chcesz być w pobliżu mojego dzieciaka?
- Nie o to chodzi...
- Leć szukaj przygody panie włóczykiju...
- Niech moje nudne ustatkowane życie ci nie przeszkadza.
- Zawsze musi to być tragedia?
Czekaj, nikt nie musi odchodzić.
- No i jak?
- Włanie dlatego faceci nie rozmawiajš.
- Czemu co się stało ?
- Diego odchodzi.
Ej to powinien być najlepszy okres w naszych życiach!
Będziemy mieć dzieciaka!
- Nie Sid, oni będš mieć.
- Tak, ale jestemy stadem. Rodzinš.
Słuchaj sprawy się zmieniły. Maniek ma inne sprawy na głowie.
Dobrze się bawilimy.
Ale czas już na co innego.
- To zostajemy tylko we dwóch.
- Nie Sid, nie dwóch.
Zdzich i Edek idš z nami?
Tylko Zdzich?
Tylko Edek?
Żegnaj Sid.
Dobra, uspokoić się...
Nie mam problemów ze zdobywaniem przyjaciół.
Założe własne stado.
Hejo amigos! Que Pasa!
No cóż, chociaż wcišż mam swój wdzięk.
Cudownie.
Jest tu kto?
Ktokolwiek?
Biedaczki. Wiem jak to jest być porzuconym.
Nie martwcie się. Nie będziecie już samotne.
Zostancie tutaj!
Opiekuj się bratem! Mamuka zaraz wróci.
Mamuka nadchodzi dziecino...
Co ja wam powiedziałem dzieciaki?
Prawie dostałem zawału przez ciebie.
Przepraszam kochanie, to dlatego że tak cię kocham.
Teraz poznaj swojego wujka Mańka i ciocię Elę.
Przedstawiam Jajusia, Skorupkę i Białko.
- Sid, cokolwiek robisz, to zły pomysł.
- Moje dzieci cię usłyszš.
- To nie twoje dzieci. Odnie je. Nie powiniene być rodzicem.
- Dlaczego?
Po pierwsze kradniesz czyje jaja.
Po drugie z jednego prawie zrobiłe omlet.
- Sid, kto się martwi i szuka ich.
- Nie, były pod ziemiš.
Gdyby nie ja zapadły by na jajecznš grypę.
Sid, wiem o co ci chodzi.
Też będziesz miał rodzinę którego dnia.
Poznasz miłš dziewczynę, bez wymagań, bez perspektyw.
Bez powonienia.
- On próbuje powiedzieć że...
- Łapię, odniosę je.
Wy macie swojš rodzinę. A ja skończę sam.
Żywot samotni...
Zawsze na lodzie !
Sam, samiuki, samotnik!
- To dużo samotnoci.
- Dokładnie!
- Sid zaczekaj!
- Jest ok, przejdzie mu.
To jedna z zalet bycia Sidem.
Czemu mam was odnosić?
Kocham dzieci.
Jestem odpowiedzialny, kochajšcy, opiekuńczy...
A jak wy mylicie?
Wiedziałem że się z tym zgodzicie.
Nie płaczcie!
Znajdę jakie suche miejsce.
Sam nie wiem.
Bycie rodzicem to masa roboty.
Może nie jestem gotowy.
Mama!
Jestem mamš.
Gdzie jest mamusia?
Tu jestem!
Hej tylko bez takich!
Nie płaczcie. Jestecie głodne?
Wiem co zrobić.
Mylałem że jeste samicš!
Przykro mi nie możecie wejć.
Maniek mówił że to tylko dla dzieci.
Ale wy jestecie dziećmi!
Tylko nic nie popsujcie.
Leniwiec mówi że plac zabaw jest otwarty!
Czekajcie! Nie dla wszystkich!
Nie dotykaj tego!
Czym one sš?
Ej dzieciaki!
On się nie dzieli!
- Czy nic mu nie powiesz?
- Co? Mój dzieciak miał to pierwszy.
- Nie prawda.
- Prawda.
- Nie prawda.
- Kłamczuch słamciuch.
- Co jest z tobš?
Jestem samotnš matkš z trójkš dzieci.
Nie zaszkodziłoby troche współczucia.
Romu!
- Trzymaj się!
- Staram się!
No wiesz, dieta, dzieci jedzš co chcš.
- Mylisz że mam grube kostki?
- Kostki? Jakie kostki?
- Romu, a ty skšd się wziołe?
- O nie!
No dalej wypluj go.
Jeli go nie wyplujesz, to idziemy z placu zabaw!
Raz... Dwa...
Nie każ mi mówić "trzy".
- Oto i on. Okaz zdrowia.
- To nie mój Janek...
- Lepsze to niż nic.
- Oh Natalko...
No dalej, zwróć go!
Mały Janek!
Przykro mi z tego powodu.
- To miejsce jest po zadymce.
- A nas tu nawet nie było...
Tracimy to co braciszku.
Ważne jest to że nikt nie ucierpiał.
No oprócz tego tam...
- No i jej...
- Mówiłem żebys je odniósł, a ty je zatrzymałe.
- Patrz co narobiły!
- To prawda, mamy problem z dyscyplinš.
- Zjadanie dzieci nie jest problemem z dyscyplinš.
- Ale wypluł je.
To super. Dajmu mu złotš gwiazdkę.
Dzieciak tygodnia!
One tu nie pasujš Sid, czymkolwiek sš ,
gdziekolwiek je znalazłe...
- Odnie je.
- Maniek, nie mam zamiaru pozbywać się swoich dzieci.
Trzęsienie ziemi!
Już w porzšdku, mama jest tutaj.
Czy trzęsienia ziemi ryczš?
- Mylałam że one wygineły!
- No to jest jedna wciekła skamielina.
- Sid!
- Do rodka, do rodka!
Niech nikt się nie rusza.
Nie płaczcie.
Jestemy biedne małe owieczki, które zgubiły drogę.
- Sid! Oddaj je jej! Jest ich matkš!
- A skšd ja mam to wiedzieć?
A co chcesz, wiadectwo urodzenia?
Jest dinozaurem!
- Wychowywałem je w pocie i krwii!
- Przez dzień! Oddaj je matołku!
Słuchaj, to sš moje dzieci.
Musisz przejc przezemnie by je dostać.
Biegnij!
Nie masz nic lepszego do roboty?
Sid?
- Musi być tam na dole.
- No cóż, nie żyje.
Będzie nam go brakowało.
Nie, nie tak szybko.
- Ela, tutaj ty, Edek i Zdzich zawracacie do wioski.
- Tak, jasne.
Ela, widziała to!
To będzie niebezpieczne!
- Mów do tršby!
- Cudownie, po tym jak ocalimy Sida, ukatrupie go.
- Panie pierwsze.
- Pięknie przodem...
- Bez bólu nie ma wióru!
- Że co?
Sid!
O nie, nie, nie! Niedobrze!
Ela, zaczekaj!
Słuchaj jeli co poczujesz. Nawet jeli to niby nic.
Powiedz mi i się stšd wynosimy.
Potrzebujemy słowa klucza !
Co co mówi "dziecko się rodzi!".
Co powiesz na "aaa dziecko się rodzi!".
Nie. Potrzebujemy co krótkiego i chwytliwego.
- Jak "brzoskwinie"!
- Brzoskwinie?
Kocham brzoskwinie.
Sš słodkie i okršglutkie i włochate.
- Tak jak ty.
- Mylisz że jestem okršglutka?
Okršgłoci sš dobre!
Sš w dechę!
- Macie ten sam sen co ja?
- Mielimy pod stopami cały wiat!
Nawet o tym nie wiedzšc.
Uciekajmy! Szybko!
- Diego? Co tu robisz?
- Zwiedzam. Szukam Sida, tak jak ty.
- Jaki ty szlachetny.
- To nie czas na to chłopaki!
Potrzebujemy każdej pomocy!
Zapomnijcie!
- Tutaj, ta, ta!
- Odbiło ci?
- Nie wchodzimy na to co.
- Ten dinozaur albo tamten!
To jabadabadu za dużo mnie kosztuje.
- Czuję się taki mały.
- A jak ja się mam czuć?
Kryć się!
Stary jeste jedwabisty!
Jeste jak braciak w kapeluszu.
Ja też!
Możemy go zatrzymać?
- Buck!
- Co?
Nazywam się Buck!
Trochę tępę.
- Co wy tu robicie?
- Naszego przyjaciela porwał dinozaur.
Cóż, jest martwy.
Witajcie w moim wiecie.
- A teraz spadajcie.
- Nie bez Sida!
- Ela zaczekaj, może on ma rację?
- Może? Przeszlimy tak daleko, to go znajdziemy.
- Mam trop.
- Idziemy.
Jeli idziecie tam.
Znajdziecie swojego przyjaciela w życiu pozagrobowym.
Dinozaur, niosšcy trójkę młodych i jakie oklapłe zielone co.
- Włanie tego zielonego oklapłego czego szukamy.
- Odczytałe to ze ladów?
Właciwie to nie.
Widziałem jak przechodzili wczeniej.
Zmierza do wulkanicznego żłobka dinozaurów.
Poprzez dżunglę beznadzieji.
Poprzez rozpadlinę mierci!
Ok, powodzonka ze swoim obłedem.
Ale my już pójdziemy.
Mylicie że to jakie tropikalne SPA?
Nie ochronisz swojej partnerki.
Co zrobisz tymi kiełkami?
Kiedy wpadniesz na bestię.
Nazywam go Rudy.
To dobrze już się bałem że to będzie Sheldon,
albo Tim.
- Mówisz że jest tam co większego, niż mamuska dinozaurzyca?
- Ależ tak!
- To dzięki niemu dorobiłem się tego!
- Dał ci tš opaskę?
- Za darmo? To jest takie cool!
- Może my tez dostaniemy!
Witaj w moim wiecie.
- Porzućcie wszelkš nadzieję wchodzšc tam!
- Tak, załapalimy. Zagłada i ból.
Odgłosy jak z dżungli bólu.
- Zaczekaj.
- No co? Czy ty włanie...
- Nie... Po prostu mam to dziwne uczucie.
- Jeste głodna? Tutaj sš owoce!
- Nie, Maniek.
- Nie robiłbym tego na twoim miejscu.
- To nie twoje podwórko.
- Tak jakbym się miał bać ładnego kwiatka.
Tego pewnie się nie spodziewałe.
Tak dla cisłoci. Obwiniam ciebie o to!
Przestań jeć naszych przyjaciół rolino!
- Dosyć tego. Wyrywam jš z korzeniami!
- Zrób to, a zamknie się na zawsze.
- Że co?
- Dobra, wycišgne ich zanim zostanš strawieni.
Zajmie to 3 minut, no może 5 dla grubego.
- Co mnie łaskocze.
- Nie mów tego będšc tak blisko mnie.
Też to czuję.
Pomocy, niech nam kto pomoże!
- Popiesz się!
- Już czas!
Kto jest gruby teraz?
- Turyci.
- Zwróceni przez rolinę! Wyczepicie!
- Powiedz co.
- Dzięki za uratowanie nas.
Buck czy pomożesz nam znaleć oklapłe zielone co?
- Nie ma takiej potrzeby!
- Ależ jest!
No dobra, pomogę wam.
Ale mam zasady!
Zasada nr 1: "Zawsze słuchać Bucka"
Zasada nr 2: "Trzymać się rodka cieżki"
Zasada nr 3: "Jeli masz gazy, idziesz z tyłu"
No dalej ferajna, idziemy!
- Pownnimy sobie zbadać głowy.
- To zasada nr 4. A teraz znajdmy twojego przyjaciela.
Już w porzšdku! Nie martwcie się. Będzie ok.
Od tego bujania trochę mi niedobrze.
Jestem za młody by być zjedzony!
Wow! Co za glut!
Nie mówię tego każdemu!
Może co wymylimy?
Mógłbym brać ich w niedziele i wtorki.
Niedziel i pištki?
Weekendy?!
W porzšdku, mamci nic nie jest.
Jeli mnie zjesz, to będzie zły przykład.
Jeden zero dla leniwca!
Mylisz że bestia nas znajdzie?
Rudy? Jest ogromny!
Wie wszystko, słyszy wszystko. Zjada wszystko.
To znaczy TAK.
Ej, zła mi ze cieżki!
No już, sio!
Znałem go gdy był poczwarkš.
Patrz co z niego wyrosło.
- To żyjesz tutaj tak sam? Bez obowišzków?
- Tak, to cudowne, niezależnoć.
- Najcudowniejsze życie jakie singiel może mieć.
- Słyszelicie to ? To jest miejscówka dla mnie.
Halo? Nie moge teraz rozmawiać.
Próbuję odzyskać martwego leniwca.
A to oni mylš że ja jestem stuknięty!
Wchodzimy do rozpadliny mierci, zgubię sygnał.
Też cię kocham.
- Dobra, chodcie za mnš.
- To ty po trzech tygodniach.
- To czemu nazywacie to rozpadlinš mierci?
- Mylelimy *** mierdzšcym rowkiem.
Ale to sprawiało, że każdy chichotał.
Pani pozwoli...
- Hola, ona tego nie zrobi!
- Zasada nr 1...
- No dalej mamucie, powiniene mieć dobrš pamięć.
- Zawsze słuchać Bucka!
Oczy wprzód, plecy prosto, a i tak nie wdychaj toksycznych oparów bo padniesz.
- Toksyczne opary?
- Po prostu kolejny dzień w raju!
Zaczekaj!
- Ela, wszystko w porzšdku?
- Musisz tego spróbować!
Dobra, wchodzić wszyscy!
Pójdzie gładko.
Nie panikujcie! To tylko mała usterka.
Wstrzymujcie oddech!
- Nie moge dłużej!
- Wzioł wdech! Ja też!
- Nie jestemy trupami!
- Brzmisz głupawo!
Powniene usłyszeć siebie.
wieta, więta nadchodzšššš...
To nie trucizna.
Przestańcie się miać! Wszyscy!
Jaka jest zasada nr 1?
- miejš się, Co w tym złego?
- Oni zamiali się na mierć!
Przestańcie się smiać!
Wiecie co jest mieszne?
Próbujemy uratować Sida.
- A teraz wszyscy umrzemy!
- Ja go nawet nie lubię.
A kto lubi? Jest idiotš!
Jak ja się w to wplštałem?
Gili gili gili.
Nie widzicie? Zginiecie!
Muszę robić wszystko.
- Czasami moczę swoje łożko!
- A ja czasami moczę twoje!
- Nie jestem pewien ile z tego słyszała.
- Słyszałam wszystko.
- Moczysz mi łóżko?
- Byłem na gazie stary.
- Lepiej ruszajmy.
- Nie zapominamy o kim?
Jestem taki samotny...
No to jedziemy chłopaki.
Wyżerka!
Jeli nie będziecie jeć warzyw,
to jak staniecie się wielkimi silnymi dinozaurami?
Nie, wychowałem ich na wegetarian.
To zdrowszy styl życia.
Popatrz na mnie, mam futro dużo młodszego leniwca.
Przepraszam, staram się nawišzać dialog!
To nie dla was dzieci!
Jest zbyt pierzaste, mięsiste i ŻYWE !
Nie jemy żywych zwierzšt.
Leć, bšd wolny!
Mały, nielotny ptaszku.
Moja wtopa!
Dokšd to? Tak sobie radzisz z konfliktem?
Nie ma się co dziwić że jeste sama!
No daj spokój, czy ja mówię do siebie?
Mówię że to wegetarianie. A ty na to "wrrrr".
Mówię porozmawiajmy o tym, a ty "wrrrr".
Nie nazwałbym tego komunikacjš.
Widzisz? To twoja odpowied na wszystko.
Czego ty się boisz? Jeste największa na wiecie.
Nie jeste?
Nigdy nie przeżyjemy. Jest tu niebezpiecznie.
Ponadto ich przewodnik to obłakaniec!
- Masz na myli Bucka? O to wirus!
- Wcale nie jestem!
- I jego stopy mierdzš!
- Zamknij się!
Sam się zamknij!
Dusi swojš stopę.
Czy nie powinnimy wyruszać?
Co? I dać Rudemu nocnš przekšskę? Raczej nie.
Czaszka ma rację, obozujemy tutaj.
- Kto jest głodny?
Ja jestem!
Nie potrzebujesz kalorii!
Tam włanie byłem. W potrzasku.
Na samym skraju przepaci.
Patrzšc prosto w oko wielkiej bestii!
- Zgninołe?
- Niestety tak. Ale przeżyłem!
Nigdy nie czułem się tak żywy,
niż będšc tak blisko mierci.
Zanim mnie przełknoł.
Złapałęm się jego grdyki!
Zaczołem się bujać w tył i przód!
Aż puciłem i wystrzeliłem z jego mordy!
Straciłem tego dnia oko, ale zyskałem to.
Zšb Rudego.
Oko za zšb, nos za podbródek.
Tyłek za...
To stare powiedzenie...
- Jeste super łasicš!
- Ultra łasicš!
Wybuchowš łasicš!
No co ? Jest.
- Dajcie mi chwilę by opowiedzieć jak przerobiłem T-REX'a w T-Reksia.
- Tak mistrzu!
Wystarczy bajek jak na jeden wieczór!
Chod Ela, powinna wypoczšć.
- Dusza towarzystwa.
- Dobra, zmróżcie oko.
- Ja wezmę wartę!
- Nie martw się Buck! Noc to czas oposów!
Noc należy do nas!
Dobranoc Rudy.
Czekaj, a co ze mnš?
Słodkich snów dzieciaczki!
Jutro cięzki dzień!
Tropienie, polowanie.
Tęsknię za przyjaciółmi, oni pewnie za mnš nie.
Potrafisz być delikatna, wiesz o tym?
Maniek?
Zdichu, Edek?
Maniek?
Co się dzieje? Wszystko gra?
Przepraszam, chciałem żeby była bezpieczna.
A teraz jeste w najgroniejszym miejscu na wiecie.
To nie twoja wina. To jest większe od nas oboje.
- Musimy znaleć Sida.
- Tak, ale jakbym był lepszym przyjacielem, nie bylibymy tutaj.
Lepszym przyjacielem? Czy ty drwisz?
Ryzkujesz życiem swoim i partnerki oraz swojego dziecka.
By ratować kumpla.
Nie najlepszy mšż i ojciec.
Ale wietny przyjaciel.
Ferajna stać!
Co wyczuwam.
Pachnie jak futrzak.
Opryskany przez grupę skunksów.
To jest Sid.
Ssaki, mamy miejsce zbrodni!
Kawałek futra, ogryziona koć!
Oraz BRUKSELKA!
Myslę że, dinozaur zaatakował Sida, zaatakował brokułš.
I przerobił go na warzywo.
- Czy tobie odbiło? Sid nie jest agresywny. Ani skoordynowany.
- A gdzie jest dinozaur?
Dobra, masz rację.
Druga teoria. Sid je brokułę, dinozaur zjada Sida, staje na brokułę.
Pozostawiajšc brokułę - WARZYWEM!
- Kiedy to straciłe rozum?
- Jakie trzy miesišce temu.
Obudziłem się jednego razu żonaty z ananasem.
Brzydkim ananasem!
Ale kocham jš.
Buck, chyba ominołe jeden lad.
Wasz przyjaciel może żyć, ale nie długo.
Rudy się zbliża.
Oto i cmentarny kanion, albo to co z niego zostało.
Zbliżamy się do lawy.
- Co to za odgłos?
- To wiatr, mówi do nas.
- No i co mówi?
- Nie wiem, nie znam wietrznego.
- Ela?
- W porzšdku. Nie martw się o mnie.
Ela uciekaj!
- Maniek!
- Skacz na krawęd!
Ela?!
Wszystko w porzšdku, jestem tu u góry.
Trzymaj się, zaraz tam będziemy.
Zaczekaj!
Przerwa!
Jestecie coraz szybsi!
Nie jest tutaj tak le.
Ładna pogoda, przyjani sšsiedzi.
Witaj sšsiedzie!
Rudy!
- Nigdy nie słyszałęm takiego dinozaura.
- To Sid.
- Musimy się zwijać!
- Maniek, ANANASY!
- Ananasy?
- Ma zachcianki...
- Grejfruty, nektarynki?!
- Zamawia koktajl owocowy.
- Myl. BRZOSKWINIE!
- Brzoskiwinie?
BRZOSKIWINIE ! DZIECKO !
- Dziecko nadchodzi!
- Spróbuj wstrzymać!
- Czy kto może go dla mnie plasnšć?
- Zrobione.
Można zrobić tylko jedno. Oposy wy ze mnš.
Maniek zajmij się Elš, dopóki nie wrócimy.
Co? Nie możesz odejć teraz. Zeszła ze szlaku! Co z zasadš nr 2?
Zasada nr 5 mówi że można jš zignorować, jeli dotyczy samicy,
albo licznego szczeniaczka.
- Wiesz co zmylam te zasady w locie.
- Tak, ale ona... Musisz...
Hej, spokojnie, zabezpieczam tyły.
Teraz to ja rozumiem. Idziemy ziomale!
- Zajmij się naszš siostrš koleżko!
- Żadnego nacisku.
Co to miało znaczyć "zabezpieczam tyły" ?
Lepiej przód, to tam jest akcja.
Jest ok, tatu nadchodzi.
Musze przyznać kochanie, masz wyczucie czasu.
Uciekaj!
Nie bój się. To tylko lawa.
- Chłopaki, jestecie gotowi na przygodę?
- Tak, sir!
- Na niebezpieczeńtwo?
- Tak, sir!
- Na mierć?
- Yyy... Możesz powtórzyć pytanie?
Skaczemy!
- Latałe już takim?
- Nie, to mój pierwszy raz.
- Jest tam!
- Ela?
- Muszę się do niej dostać.
- Słuchaj, ja jš ochronię. Ty zatrzymaj tych goci.
Maniek, jeli do niej dotrš, to będzie za póno.
Musisz mi zaufać.
Dobra, zróbmy to!
Paluszki aż piekš!
Nóżka za nóżkš!
- Sorka tancerzu, ale ja tu rodzę ?!
- A tak, przepraszam.
- W porzšdku?
- Czy w porzšdku?! Czy wiesz cokolwiek o rodzeniu?
Właciwie to nie, ale Maniek już idzie.
- Diego, boję się. Czy moge porzymać cię za łapę?
- Tak, jasne.
- To tylko skurcz.
- Nie!
Patrz! Jest tam!
- Roger! (slang "przyjołem")
- Nie, Sid!
Wiem, Roger!
- Może najpierw Sid, a potem wrócimy po Rogera?
Nieważne, wio!
Buck!
- Czekaj, Sid jest w drugš stronę!
- Powiedz to im!
No dawajcie wy przeronięte kurczaki!
Nie martw sie o nic, Idzie wietnie.
Cudownie. Przepraszam na chwilkę.
- Po prostu oddychaj!
- Diego!
Oddychaj, to jest ważne!
Złap amunicję!
Ognia!
Asta la vista ptaszyno!
łapmy naszego leniwca!
Mayday! mayday!
Tracimy wysokoć!
Trzymajcie to!
Zajeżdza rybš!
Otrzšsnij się z tego!
Cišgnšć!
To jest koniec Sida leniwca.
- Hejka Sid, to ja!
- I ja!
Ale kto tym kieruje?
Zaczekaj, moje dzieci!
Nawet się nie pożegnałem.
- Dasz radę! Pchaj!
- Nie dam rady!
- Jeszcze jedno pchnięcie!
- Nie masz pojęcia przez co przechodzę!
Dobra zapomnij że to powiedziałem.
Zróbmy to razem.
Wole was wymarłych!
No dalej stary. Chyba jestemy blisko.
Jest idealna. Powinnimy jš nazwać Ela.
Mam lepsze imię. BRZOSKWINKA.
- Brzoskwinka?
- Czemu nie? Jest słodka, kršglutka i włochata.
Brzoskwinka? Podoba mi się.
- Widziałam to twardzielu.
- Nie, to ostatni dinozaur rozcioł mi oko.
No dobra, nie jestem z kamienia.
- Nadlatujemy!
- To on!
- O to chłopiec!
- To jej ogon.
To dziewczynka. Jeste taka piękna.
Wyglšda jak jej mamusia.
Bez urazy Maniek.
- Jeste piękny ale wewnštrz.
- Dobrze że wróciłe Sid.
Nie sšdziłęm że to powiem, ale brakowało mi cię.
Szkoda że moich dzieci nie ma tutaj.
Zaprzyjanilibycie się.
- Obiecałem sobie że nie będę płakał.
- Ale ja nie!
Zapomniałem jak to jest być częciš rodziny.
A ty co? Myslałe o dzieciach?
Dobra ssaki, czas zabrać was do domu.
To jest to ssaki, tutaj zaczelicie.
To była niezła zabawa. Może częciej ?
- No nie wiem.
- No tak, racja, całe to niebezpieczeństwo mierci.
- Buck zostaje tutaj.
- Nie udało by się nam bez ciebie.
Oczywicie, ale na mnie już czas.
Nie jestemy sami, prawda?
Witaj Rudy!
Tutaj ty kupo mięcha!
Szukasz czego?
To chod i sobie we!
Do jaskini! Uciekajcie!
- Zostań z dzieckiem!
- Damy sobie radę. Id.
Tchórz.
Plum! I wyskakuje łasiczka!
Uciekajcie! Sio, sio!
Diego! Łap!
Przez rodek, dookoła, jeszcze jeden ruch.
Wiecej szczęcia następnym razem "nieżynko".
Szybko! To go długo nie powstrzyma!
Zaczekajcie!
Dobra robota, mamuko!
Chodcie tu dzieci.
Mamcia wam co powie. To tutaj teraz należycie.
Na pewno wyroniecie na wielkie, przerażajšce dinozaury.
Takie jak wasza matka.
Mamuko? Dbaj o nasze dzieci.
- Jeste dobrym rodzicem Sid.
- Dzięki.
- Czy mogę być niańkš Brzoskwinki?
- Nie licz na to.
- Jestem tani!
- No dobra, pomylę.
- Takk!
- Nigdy do tego nie dojdzie.
Odszedł. Co ja mam teraz robić?
- To łatwe, chod z nami!
- Czyli tam na górę?
Nigdy nie mylałem *** powrotem.
Byłem tutaj tak długo.
- Nie wiem czy się tam wpasuję.
- Popatrz na nas.
Wyglšdamy jak normalne stado?
Żegnaj wielkoludzie.
Chod Brzoskwinko.
- On żyje.
- Buck?
- Ja muszę...
- Taak...
Pozatym, ten wiat powinien zostać tu na dole.
Dbaj o nich tygrysie.
Zawsze słuchać Bucka.
Rudyyy!
- Wszyscy w porzšdku?
- A gdzie Buck?
Nie martwcie się.
Jest tam gdzie chce.
- Czy będzie w porzšdku?
- Żartujesz? Nic nie zabije tej łasicy.
To o Rudego się martwię.
- WIem że ta sprawa z dzieckiem to nie dla ciebie.
- Nie odchodzę koleżko.
- Życiowa przygoda, jest włanie tutaj.
- Ale ja miałem całš przemowę...
... żeby ci pokazać że jestem twardy i jednoczenie opiekuńczy i szlachetny.
Dorastajš tak szybko. Popatrz na moje, tak jakby sie urodziły
wczoraj a odeszły następnego dnia.
- Tak było Sid.
- Tak, to była robota.
Tak, kochanie. Witaj w Epoce Lodowcowej.
Koniec.
Odwied www.NAPiSY.info