Tip:
Highlight text to annotate it
X
Resync: Xenzai[NEF]
WYSPA TAJEMNIC
ZATOKA BOSTONSKA
Zbierz sie do kupy, Teddy.
We? sie w gar?ć.
To tylko woda.
Mnkstwo wody.
No, dalej...
W porzdku, szefie?
Tak, po prostu...
nie znosze wody.
- Jeste? moim nowym partnerem?
- Zgadza sie.
Kiepski pocztek znajomo?ci
z grow w klozecie.
Fakt, nie bardzo pasuje do
Teddy'ego Danielsa, czrowieka legendy.
Legendy?
Co wy tam, w Portland, palicie?
Seattle.
Jestem z Biura w Seattle.
- Drugo pracujesz dla Biura?
- Cztery lata.
- Wiec wiesz, jakie jest mare.
- Tak.
A ty? Masz dziewczyne?
Żonaty?
Byrem.
Umarra.
- Jezu, nie...
- Nie przejmuj sie.
W naszym domu wybuchr po?ar,
kiedy byrem w pracy.
Cztery osoby zginery.
Zabir j dym, nie ogien.
To wa?ne.
Przykro mi, szefie.
- Gdzie moje cholerne papierosy?
- We? jednego ode mnie.
Przysigrbym, ?e miarem paczke w kieszeni,
zanim wsiadrem na pokrad.
Pracownicy rzdowi
obrobi cie do czysta.
Dzieki.
Powiedzieli ci co? przed wyjazdem
o tej instytucji?
Wiem tylko, ?e to szpital
dla umysrowo chorych.
Dla obrkanych kryminalistkw.
Gdyby chodziro o ludzi, ktkrzy srysz grosy
i biegaj za motylami,
nie potrzebowaliby nas.
- Pryniemy tam?
- Tak.
Druga strona wyspy to same skalne urwiska.
A? do samej wody.
Dok to jedyne miejsce,
?eby wyldować... lub odprynć.
Odbijamy jak tylko
znajdziecie sie na brzegu.
Bede wdzieczny,
je?li sie z tym po?pieszycie.
- Dlaczego?
- Nadciga sztorm.
Zastepca szeryfa
Nigdy wcze?niej nie widziarem
odznaki szeryfa.
Jestem zastepca naczelnika McPherson.
Witam na Wyspie Skazanckw.
Zabiore was do Ashecliffe.
Panscy chropcy wygldaj
na poirytowanych, panie McPherson.
W tej chwili, szeryfie,
wszyscy jeste?my.
CMENTARZ SZPITALNY
Pamietajcie nas, bo my te? ?yli?my,
kochali?my i ?miali?my sie.
Strefa pod wysokim napieciem.
Skd wiesz?
Ju? co? takiego widziarem.
W porzdku, otrzymaj panowie od nas
wszelk mo?liw pomoc.
Ale podczas pobytu tutaj,
bed panowie przestrzegać regulaminu.
- Zrozumiano?
- Oczywi?cie.
Czerwony budynek po prawej to Blok A.
Oddziar meski.
Blok B, oddziar ?enski,
znajduje sie po waszej lewej.
Blok C to tamten budynek
na szczycie urwiska.
Stary fort z czaskw
wojny secesyjnej.
Przebywaj tam najbardziej
niebezpieczni pacjenci.
Wstep do Bloku C jest zabroniony
bez pisemnej zgody oraz obecno?ci
mojej oraz doktora Cawleya.
Rozumiej panowie?
Zachowuje sie pan,
jakby szalenstwo byro zara?liwe.
Musicie panowie zdać swoj bron.
Panie McPherson,
jeste?my szeryfami federalnymi.
Musimy cary czas mieć przy sobie
nasz bron sru?bow.
Wedrug przepisu wykonawczego numer 319
Federalnego Kodeksu Zakradkw Karnych,
na terenie danej instytucji,
jej oficerowie dzier? wradze ostateczn.
Panowie, nie przekroczycie
tej bramy z broni.
Dobra, koniec oficjalnych procedur.
Chod?cie, chropcy.
Mo?e poszukamy doktora Cawleya?
Wiec, kiedy uciekra?
Ta wie?niarka.
Doktor Cawley przedstawi panom sytuacje.
Takie procedury.
Stra?nicy wiezienni w szpitalu psychiatrycznym
to raczej niecodzienny widok.
To jedyny tego typu zakrad w USA.
Mo?e nawet na ?wiecie.
Przyjmujemy jedynie
najgro?niejszych pacjentkw.
Takich, z ktkrymi inny szpital
nie darby sobie rady.
A wszystko dzieki doktorowi Cawleyowi.
Stworzyr tu co? naprawde wyjtkowego.
To szpital dla ludzi,
ktkrych nasze sporeczenstwo...
Legitymacje, panowie.
Prosze pokazać odznaki.
Doktor Cawley wielokrotnie wspkrpracowar
ze Scotland Yardem, MI5, OSS.
- Dlaczego?
- Jak to?
Po co agencje wywiadowcze miaryby
wspkrpracować z psychiatr?
Chyba bedzie pan musiar
zapytać jego.
- Szeryfie Daniels.
- Doktorze.
Szeryfie Aule.
- Dziekuje. To wszystko.
- Tak jest.
Byro mi miro, panowie.
Wiele nam o panu opowiadar.
McPherson to dobry czrowiek.
Wierzy w to, co tu robimy.
Czyli co dokradnie?
Moralna fuzja pomiedzy prawem i porzdkiem
i opiek medyczn.
Przepraszam, doktorze...
Co pomiedzy czym i czym?
Te ryciny s carkiem wierne.
Pacjenci tacy jak nasi,
byli kiedy? skuwani rancuchami
i zostawiani we wrasnych odchodach.
Bito ich.
Wkrecano im w czaszki ?ruby,
jakby to mogro wypedzić z nich psychoze.
Zanurzano ich w lodowatej wodzie
a? tracili przytomno?ć...
a nawet toneli.
A teraz?
Poddajemy ich terapii.
Prkbujemy leczyć, uzdrawiać.
Je?li to zawodzi, prkbujemy zapewnić im
wzgledny komfort i spokkj.
To wszystko brutalni przestepcy, prawda?
Krzywdzili ludzi, czasem zabijali.
Prawie we wszystkich przypadkach... tak.
Szczerze, doktorze, musze powiedzieć:
pieprzyć ich komfort i spokkj.
Pomagam moim pacjentom, nie ich ofiarom.
Nie jestem tu, by osdzać.
- Zatem, ta wie?niarka...
- Pacjentka.
Przepraszam, pacjentka...
Rachel Solando,
- uciekra w cigu ostatnich 24 godzin?
- Zeszrej nocy, miedzy 22.00 a pkrnoc.
- Jest niebezpieczna?
- Mo?na tak powiedzieć.
Zabira trkjke swoich dzieci.
Utopira je w jeziorze
za swoim domem.
Wyprowadzira jedno po drugim
i trzymara growy pod wod, a? umarry.
Pk?niej wniosra je z powrotem
i posadzira przy kuchennym stole.
Zjadra posirek,
zanim przyszedr ssiad.
- A co z me?em?
- Zginr na pla?y w Normandii.
To wdowa wojenna.
Grodzira sie, kiedy tu trafira.
Upierara sie, ?e dzieci ?yry.
Przepraszam, doktorze,
ma pan mo?e aspiryne?
- Bkle growy, szeryfie?
- Czasami, ale dzi? to bardziej choroba morska.
- Rozumiem... odwodnienie.
- W porzdku, szefie?
Tak.
W takim razie, racja.
Im pro?ciej, tym lepiej.
Dziekuje bardzo.
Rachel nadal wierzy,
?e dzieci ?yj.
Wierzy rkwnie?, ?e to miejsce,
to jej dom w Berkshires.
Pan ?artuje.
Nigdy nie przyjera do wiadomo?ci,
?e jest w zakradzie.
Uwa?a nas wszystkich za dostawckw,
mleczarzy, listonoszy.
W swojej fantazji,
gdzie dzieci nigdy nie umarry,
stworzyra wymy?ln, fikcyjn strukture,
w ktkrej wszyscy gramy jakie? role.
Przeszukali?cie ju? teren?
Naczelnik i jego ludzie przeczesali wyspe.
Ani ?ladu.
Co najbardziej niepokojce, nie wiemy,
jak wydostara sie ze swojego pokoju.
Byr zamkniety od zewntrz,
a jedyne okno jest okratowane.
Jakby przeniknera przez ?ciany.
Przyprowadzirem j tu
po terapii grupowej,
zamknrem, wrkcirem na nocny obchkd
i ju? jej nie byro.
Doktorze, jak to mo?liwe,
?e prawda nigdy do niej nie dotarra?
Znaczy, jest w zakradzie psychiatrycznym.
Chyba powinno sie to zauwa?yć?
- Ile par butkw dostaj pacjenci?
- Dwie.
Normalno?ci sie nie wybiera, szeryfie.
Nie mo?na zdecydować
o pogodzeniu sie z czym?.
Czy?by wyszra std na bosaka?
Niemo?liwe, doktorze.
W tym terenie nie uszraby 10 metrkw.
Szeryfie...
Prawo Czterech
Kim jest 67?
To na pewno pismo Rachel.
Nie mam pojecia...
co to jest "prawo czterech".
- Jaka? psychiatryczna nazwa?
- Obawiam sie, ?e nie.
"Kim jest 67?"
Kurwa, nie wiem.
Musze przyznać,
?e to potwierdza moj diagnoze.
Uwa?a pan,
?e to przypadkowe bazgrory?
Ale? skd. Rachel jest mdra.
W zasadzie genialna.
- To mo?e być wa?ne.
- Wybaczy pan, doktorze,
- ale zatrzymamy to.
- Oczywi?cie.
Żeby wyj?ć,
musiaraby przej?ć tedy.
Po zgaszeniu ?wiater,
oddziarowi graj tu w karty.
Ubiegrej nocy siedziaro tam
siedmiu me?czyzn i graro w pokera.
Jednak w jaki? sposkb,
Rachel udaro sie prze?lizgnć.
Dlaczego?!
Jak?
Zrobira sie niewidzialna?
Doktorze, potrzebujemy wgldu
do akt carego personelu.
Pielegniarek, stra?nikkw, oddziarowych,
ka?dego, kto pracowar...
Rozwa?e pansk pro?be.
To nie jest pro?ba, doktorze.
To plackwka federalna,
a niebezpieczna wie?niarka...
- Pacjentka.
- Pacjentka... uciekra.
- Zastosuje sie pan albo...
- Zobacze, co bede mkgr zrobić.
Doktorze, musimy porozmawiać z personelem.
Rozumie pan?
Zbiore ich w ?wietlicy po kolacji.
Je?li macie panowie kolejne pytania,
mo?ecie dorczyć do zastepcy naczelnika
w poszukiwaniach.
Do najbli?szego ldu jest 17 kilometrkw,
a woda jest lodowata.
W nocy byr silny prd przyboju.
Utoneraby lub roztrzaskara sie o skary,
a fale wyrzuciryby ciaro na brzeg.
A te jaskinie na dole?
Sprawdzili?cie je?
Nie ma mowy,
?eby sie tam dostara.
Klify porasta trujcy bluszcz,
db karrowaty, sumak.
Tysice ro?lin z kolcami
wielko?ci mojego fiuta.
Sam pan powiedziar, szeryfie,
ona nie ma butkw.
Dobra, sprawd?my drug strone!
- Co to za wie?a?
- Stara latarnia morska.
Stra?nicy ju? j przeszukali.
Co w niej jest?
Wiecej pacjentkw?
Stacja uzdatniania wody.
Zaczyna sie ?ciemniać.
Konczymy na dzisiaj.
Ruszamy, chropaki!
Pilnujecie pkrpietra, tak?
Tak, nikt nie wyjdzie na korytarz,
?ebym tego nie zauwa?yr.
Rachel Solando... kogo jeszcze musiaraby minć,
?eby sie tu dostać?
Mnie.
Glen Miga.
- Prosze pana, ja nic nie widziarem.
- Byre? na stanowisku car noc?
Tak, ale nic nie widziarem.
Glen...
Glen.
Powiedz mi prawde.
Mogrem...
mogrem pkj?ć do ubikacji.
Co? Naruszyre? procedure.
Chryste...
To byra tylko chwila.
Dobrze, cofnijmy sie.
Cofnijmy sie.
Pani Solando zostara
zamknieta w pokoju na noc.
Czy kto? wie,
co robira przedtem?
Ktokolwiek?
No, dalej...
ktokolwiek, ktokolwiek.
Byra na sesji terapii grupowej.
Wydarzyro sie co? niezwykrego?
- Prosze zdefiniować "co? niezwykrego".
- Srucham?
To szpital psychiatryczny, szeryfie.
Dla szalonych przestepckw.
"Zwykre rzeczy" rzadko sie tu dziej.
Powiem inaczej,
czy wczoraj, podczas terapii grupowej,
zaszro co? godnego zapamietania?
- Co? nienormalnego?
- Wra?nie.
Nie.
Przykro mi.
Czy pani Solando powiedziara co?
podczas terapii grupowej?
Mkwira, ?e martwi j deszcz...
i ?e nie cierpi tutejszego jedzenia.
Wci? na nie narzekara.
Zeszrego wieczoru te?.
Wiec byra tam pani i lekarz?
Tak, doktor Sheehan
prowadzir dyskusje.
- Doktor Sheehan?
- Tak.
Prowadzir sesje.
Jest prowadzcym Rachel.
Psychiatr, ktkry bezpo?rednio
nadzoruje jej przypadek.
- Musimy porozmawiać z doktorem Sheehanem.
- To raczej nie bedzie mo?liwe.
Wyprynr promem dzi? rano.
Miar zaplanowany urlop.
Odkradar go ju? zbyt drugo.
Ma pan sytuacje kryzysow,
ucieka niebezpieczna pacjentka,
a pan pozwala jej lekarzowi prowadzcemu
wyjechać na urlop?
Oczywi?cie... to lekarz.
Ma pan numer telefonu do miejsca,
gdzie sie udar?
Halo?
Halo?
Halo?
Jest tam kto??
Przykro mi, ale wszystkie linie padry.
Sztorm uderzyr jak mrotem.
Je?li zacznie dziarać,
prosze mnie niezwrocznie zawiadomić.
- Szeryf musi wykonać wa?ny telefon.
- Dobrze.
Halo? Halo?
Mam teraz nocny obchkd oddziarkw,
ale pk?niej, koro 21.00,
zapraszam do mojego domu
na drinka i cygaro.
Dobrze.
Wkwczas porozmawiamy, tak?
Ju? rozmawiali?my, szeryfie.
Musze przyznać, ?e wybrarem
niewra?ciwy sektor sru?by publicznej.
Troche przytracza.
Wybudowano go podczas Wojny Secesyjnej.
W tym samym czasie, co fort,
mieszczcy obecnie Blok C.
To oryginalna kwatera dowkdcy.
Kiedy Wuj Sam dostar rachunek,
dowkdce wzieto pod sd wojskowy.
Nie dziwi mnie to.
Mira muzyka.
Kto to? Brahms?
Nie.
Mahler.
Bardzo dobrze, szeryfie.
Wybaczcie, panowie... mkj kolega,
doktor Jeremiah Naehring.
Kwartet fortepianowo-smyczkowy
w tonacji a-moll.
- Czym sie trujecie, panowie?
- Czyst, je?li pan ma.
Wode z lodem, poprosze.
Nie ulega pan alkoholowi?
Jestem zaskoczony.
Czy ludzie panskiej profesji
zazwyczaj nie popijaj?
Zazwyczaj.
A panskiej?
Przepraszam?
Panskiej profesji, doktorze.
Psychiatrii.
Tak?
Sryszarem, ?e jest opanowana
przez opojkw i pijakkw.
Nie zauwa?yrem.
A co to?
Mro?ona herbata?
Wspaniale, szeryfie.
Posiada pan znakomity
mechanizm obronny.
Musi pan być dobry
w przesruchaniach?
Specjalizuje sie w ludziach
waszego pokroju.
Ludzie gwartowno?ci.
Cholernie na wyrost
wysnute zaro?enie.
Żadne zaro?enie.
Nie zrozumiar mnie pan.
Powiedziarem: "Ludzie gwartowno?ci".
Nie oskar?am pankw
o bycie gwartownymi lud?mi.
- To rk?nica.
- Prosze nas o?wiecić, doktorze.
Obaj sru?yli?cie za granic.
Kiepsko, doktorze.
Obaj byli?my tylko gryzipikrkami.
Nie... wcale nie.
Od czaskw szkolnych, ?aden z was
nigdy nie unikar fizycznego konfliktu.
Oczywi?cie, nie czerpali?cie
z tego przyjemno?ci,
po prostu, nie bierzecie pod uwage
wycofania sie.
Nie wychowano mnie na tchkrza,
doktorze.
Tak... wychowanie.
- A kto wychowar pana, szeryfie?
- Mnie?
Wilki.
Naprawde imponujcy mechanizm obronny.
Wierzy pan w Boga, szeryfie?
Pytam carkiem powa?nie.
Tak my?le.
Widziar pan kiedy? obkz ?mierci,
doktorze?
Obkz koncentracyjny.
Nie?
Ja widziarem.
Byrem przy wyzwoleniu Dachau.
Mkwi pan znakomicie po angielsku.
Niemal perfekcyjnie.
Naprawde bardzo dobrze.
Jednak wci? twardo wymawia pan spkrgroski.
Jest pan Niemcem?
- Legalna emigracja to przestepstwo, szeryfie?
- Nie wiem, doktorze. Jest?
Prosze posruchać, potrzebne nam akta Sheehana
oraz reszty personelu.
Nie otrzymaj panowie ?adnych akt.
Kropka.
- Potrzebujemy tych akt.
- Wykluczone.
Gkwno prawda, ?e wykluczone!
Gkwno prawda!
Kto tutaj rzdzi, do cholery?
Co?
Doktor Naehring jest naszym rcznikiem
z rad nadzorcz.
Wasza pro?ba zostara odrzucona.
Odrzucona? Nie maj takiej wradzy.
Pan te? nie.
Szeryfie, prosze kontynuować ?ledztwo,
a my zrobimy wszystko, ?eby pomkc.
To ?ledztwo dobiegro konca.
- Sporzdzimy raport i przeka?emy go...
- Chropcom Hoovera.
Chropcom Hoovera, wra?nie.
Wracamy porannym promem.
Chod?.
Uroczy wieczkr.
Przenocujecie w kwaterach oddziarowych.
Szefie?
Naprawde sie zmywamy?
Czemu pytasz?
Chyba... nie wiem...
nigdy wcze?niej sie nie poddarem.
Nie usryszeli?my jeszcze
ani srowa prawdy, Chuck.
Rachel Solando nie wy?lizgnera sie na bosaka
z zamknietego pokoju bez pomocy.
My?le, ?e otrzymara spor pomoc.
Mo?e Cawley siedzi teraz w swojej rezydencji
i duma *** swoim nastawieniem.
- Mo?e rano...
- Blefoware??
Tego nie powiedziarem.
Znalazram ich cary stos.
Jezu, czy ty kiedy? wytrze?wiejesz?
Na wojnie zabirem mnkstwo ludzi.
Dlatego pijesz?
Jeste? prawdziwa?
Nie.
Ona cigle tu jest.
Kto?
Rachel?
Nigdy std nie odeszra.
Pamietasz urlop
w domku *** jeziorem, Teddy?
Byli?my tacy szcze?liwi.
Ona tu jest.
Nie mo?esz wyjechać.
Nie wyjade.
Tak bardzo cie kocham.
Jestem tylko szkieletem
w skrzyni, Teddy.
Nie.
Tak.
Musisz sie obudzić.
Nie odejde.
Jeste? tu...
Nie ma mnie.
Pogkd? sie z tym.
Ale ona tu jest.
On te?.
Kto?
Laeddis.
- Musze i?ć.
- Nie, posruchaj...
prosze, musze cie przytulić.
Jeszcze przez chwile...
- Teddy... musisz pozwolić mi odej?ć.
- Nie moge.
Żaden prom nie wyprynie
w taki syf.
Doktorze!
Doktorze, musimy przesruchać pacjentkw
z terapii grupowej Rachel.
My?larem, ?e ?ledztwo jest skonczone.
Raczej nie mo?emy odprynć.
Czy Rachel byra poddawana jakiej? innej
terapii na swoje zaburzenia?
Macie panowie pojecie
o stanie dzisiejszej psychiatrii?
Nie.
Zielonego pojecia, doktorze.
Wojna.
Stara szkora to interwencje chirurgiczne.
Psychochirurgia.
Procedury w rodzaju
lobotomii przezoczodorowej.
Jedni mkwi, ?e pacjenci wspkrpracuj,
staj sie racjonalni.
Inni, ?e staj sie ?ywymi trupami.
- A nowa szkora?
- Psychofarmakologia.
Wra?nie wprowadzono nowy lek, torazyne,
ktkry uspokaja psychotycznych pacjentkw.
Mo?na powiedzieć,
?e ich obraskawia.
- A pan, to ktkra szkora, doktorze?
- Ja?
Wyznaje radykaln idee,
?e gdy traktujemy pacjentkw z szacunkiem,
sruchamy ich i prkbujemy zrozumieć,
jest szansa, ?eby do nich dotrzeć.
Do takich pacjentkw?
Ostatnia deska ratunku
staje sie pierwsz pomocn droni.
Daj im pigurke, postaw do kta
i wszystko im przejdzie.
Rachel Solando brara zestaw lekkw,
majcych powstrzymać ataki agresji.
Nie dziarary jednak cary czas.
Jej wyleczenie uniemo?liwiar fakt,
?e odrzucara to, czego sie dopu?cira.
"Odrzucara".
Dlaczego odnosi sie pan do swojej pacjentki
w czasie przeszrym, doktorze?
Prosze wyjrzeć na zewntrz, szeryfie.
Jak pan my?li?
Nastepny to Peter Breene.
Zaatakowar pielegniarke swojego ojca
struczon szklank.
Pielegniarka prze?yra,
ale ma trwale okaleczon twarz.
Nie moge sie doczekać.
U?miechnera sie do mnie.
Byra taka srodka.
Ale to byro widać w jej oczach.
Lubira być naga.
Ssać kutasa.
W porzdku, panie Breene.
Poprosira mnie o szklanke wody.
Sami, w kuchni?
Jakby to nic nie znaczyro?
- A co to niby znaczyro?
- Przecie? to oczywiste.
Chciara, ?ebym wycignr swojego,
?eby mogra sie z niego ?miać.
Panie Breen, chcemy zadać panu
kilka pytan, dobrze?
Krzyczara, kiedy j cirem.
Ale... wystraszyra mnie.
Czego sie spodziewara?
To interesujce,
ale musimy porozmawiać
o Rachel Solando, dobrze?
Rachel Solando?
Wiecie, ?e ona utopira
swoje wrasne dzieci?
Potopira swoje dzieci!
Mkwie wam,
?yjemy w pojebanym ?wiecie.
Powinno sie ich gazować.
Wszystkich.
Upo?ledzonych, morderckw, czarnuchkw.
Zabić wrasne dzieci?
Do gazu suke!
Mkgrby pan przestać?
- Ta pielegniarka...
- Prosze przestać.
Mo?e ta pielegniarka
miara dzieci, co?
Me?a?
Prkbowara zwizać koniec z koncem,
wie?ć normalne ?ycie,
a twoje akta mkwi,
?e zmasakroware? jej twarz.
Prawda?
Gratulacje.
Koniec z jej normalno?ci. Na zawsze.
Wiesz, czego ona sie bara?
- Ciebie.
- Mo?e pan przestać?!
Prosze!
Przestan!
Prosze, przestan!
- Znasz pacjenta Andrew Laeddisa?
- Nie!
Szefie...
Chce wrkcić.
Nigdy std nie wyjde.
I chyba nie powinnam.
- Prosze mi wybaczyć, panno Kearns...
- Pani.
Pani Kearns...
ale sprawia pani wra?enie
zupernie normalnej,
w porkwnaniu do innych pacjentkw.
Ck?, mam swoje mroczne dni.
Podejrzewam, ?e wszyscy je miewamy.
Rk?nica polega na tym, ?e nie wszyscy
morduj swoich me?kw siekier.
Osobi?cie uwa?am jednak,
?e je?li me?czyzna cie bije
i r?nie wszystko, co sie rusza,
a tobie nikt nie pomaga,
zarbanie go siekier nie jest
zupernie niezrozumiare.
Mo?e jednak nie powinna
pani wychodzić?
Co bym poczera, gdybym wyszra?
?wiat jest dla mnie obcy.
Powiadaj, ?e s teraz bomby,
potrafice obrkcić w popikr care miasta.
I, jak je nazywaj... telewizory,
grosy i twarze wychodzce ze skrzynki.
Do?ć sie nasrucharam rk?nych groskw.
Co mo?e nam pani powiedzieć
o Rachel?
Niewiele... jest skryta.
Wierzyra, ?e jej dzieci ?yj.
My?lara, ?e wci? mieszka w Berkshires,
a my jeste?my jej ssiadami,
mleczarzami, listonoszami...
Dostawcami.
- Doktor Sheehan byr tam tamtego wieczoru?
- Tak.
Mkwir o gniewie.
Prosze mi o nim opowiedzieć.
Jaki jest?
Jest...
w porzdku, miry.
Przyjemny w obej?ciu,
jak mawiara moja matka.
Czy kiedykolwiek pani nagabywar?
Nie... nie.
Doktor Sheehan to dobry lekarz.
Nigdy by nie...
- Mograbym prosić o szklanke wody?
- Żaden problem.
Dziekuje, szeryfie.
Mam jeszcze tylko jedno pytanie,
pani Kearns.
Czy spotkara pani kiedy? pacjenta,
nazwiskiem Andrew Laeddis?
Nie.
Nigdy o nim nie sryszaram.
Powiedzieli jej,
co ma mkwić.
U?ywara identycznych srkw,
jak Cawley i pielegniarka.
Jakby poinstruowano j,
co ma mkwić.
Kim jest Andrew Laeddis?
Pytare? o niego ka?dego pacjenta.
Kim on jest?
Do diabra, szefie.
Jestem twoim partnerem, na miro?ć bosk.
Dopiero sie poznali?my, Chuck.
Nie jeste? ju? nowicjuszem.
Masz swoje obowizki, kariere,
a to co robie ja,
niekoniecznie zgadza sie
z regulaminem.
W dupie mam regulamin, szefie.
Po prostu chce wiedzieć,
o co, do diabra, chodzi.
Kiedy ta sprawa wyprynera,
poprosirem konkretnie o ni.
Rozumiesz?
Dlaczego?
Andrew Laeddis byr dozorc w apartamentowcu,
w ktkrym mieszkali?my z ?on.
No...
Byr te? podpalaczem.
Andrew Laeddis zapalir zaparke,
od ktkrej po?ar zabir moj ?one.
Wypu?cić ich!
- Co sie staro z Laeddisem?
- Upiekro mu sie.
Uszro mu na sucho,
po czym zniknr.
Jaki? rok temu otwieram gazete
i oto on.
Szpetny sukinsyn.
Blizna od prawej skroni a? do ust.
Oczy w rk?nych kolorach.
Takiej twarzy sie nie zapomina.
Spalir szkore.
Zabir dwie osoby.
Powiedziar, ?e grosy
kazary mu to zrobić.
Najpierw trafir do wiezienia,
potem przenie?li go tutaj.
- A potem?
- Nic.
Zniknr, jakby nigdy nie istniar.
Żadnego ?ladu w aktach.
Na pewno nie ma go w Bloku B.
Zostaje Blok C.
- Albo nie ?yje.
- Podobnie jak Rachel Solando.
Mnkstwo tu miejsc,
?eby ukryć ciaro.
Ale tylko jedno,
na ktkre nikt nie zwrkci uwagi.
Ta pacjentka, Bridget Kearns,
kiedy wysrara mnie po wode,
powiedziara ci co?, prawda?
- Nie.
- Daj spokkj, szefie.
Napisara to.
UCIEKAJ
Szefie, musimy sie schować!
Robi sie tu pieprzone Kansas!
Chod?my!
Uwaga!
Jezu!
Chod?!
Tam!
Jezu Chryste...
Cholera.
- W porzdku, szefie?
- Tak.
Co zrobisz,
je?li Laeddis tu jest?
Nie przyjecharem,
?eby go zabić.
Gdyby chodziro o moj ?one,
zabirbym go dwa razy.
PRACA CZYNI WOLNYM
Kiedy dotarli?my do bram Dachau,
stra?nicy SS poddali sie.
Komendant prkbowar popernić samobkjstwo,
zanim wkroczyli?my, ale...
spaprar sprawe.
Zdychar godzine.
Kiedy wyszedrem na zewntrz,
zobaczyrem ciara na ziemi.
Zbyt wiele, ?eby zliczyć.
Zbyt wiele,
?eby to sobie wyobrazić.
Tak wiec, stra?nicy sie poddali,
zabrali?my im bron
i ustawili?my w szeregu.
To nie byra wojna.
To byro... morderstwo.
Do?ć mam zabijania.
Nie po to tu jestem.
Wiec po co?
Po zniknieciu Laeddisa,
zaczrem interesować sie Ashecliffe.
Du?o ludzi o nim wie,
ale nikt nie chce mkwić.
Jakby sie bali.
Wiesz, ?e to miejsce jest finansowane
ze specjalnego funduszu?
Komisji d/s Dziaralno?ci Antyamerykanskiej.
(HUAC)
Jak niby walczymy z komuchami
z wyspy w Zatoce Bostonskiej?
Przeprowadzajc eksperymenty na umy?le.
Tak mi sie przynajmniej wydaje.
My?lisz, ?e o to tu chodzi?
Jak ju? mkwirem,
wszyscy nabrali wody w usta.
Pkki nie znalazrem byrego pacjenta.
Facet nazywa sie George Noyce.
Miry student.
Socjalista.
Zaproponowano mu pratny test psychiatryczny.
Zgadnij, co testowali?
Paste do zebkw.
Wszedzie zaczr widzieć smoki.
Prawie zatrukr na ?mierć swojego profesora.
Skonczyr tu, w Ashecliffe.
Blok C.
Wypu?cili go po roku, tak?
I co zrobir?
Po dwkch tygodniach na wolno?ci
wszedr do baru...
i zad?gar trzy osoby na ?mierć.
Adwokat wniksr o niepoczytalno?ć,
ale na sali sdowej Noyce wstar
i bragar sedziego o krzesro elektryczne.
Wszystko, tylko nie szpital psychiatryczny.
Sedzia skazar go na do?ywocie
w wiezieniu Dedham.
- A ty go odnalazre??
- Tak.
Znalazrem go.
To wrak czrowieka.
Ale wyra?ar sie carkiem jasno.
Tutaj eksperymentuj na ludziach.
Sam nie wiem, szefie.
Nikt nie uwierzy wariatowi.
W tym care sedno.
Szalency to idealny materiar.
Gadaj, ale nikt ich nie srucha.
Tam, w Dachau, widzieli?my,
co ludzie s w stanie wyrzdzić innym ludziom.
Poszli?my na wojne,
?eby ich powstrzymać,
a teraz dowiaduje sie, ?e być mo?e
robi to na naszej ziemi?
Nie.
Wiec po co naprawde
tu jeste?, Teddy?
Zdobede dowkd, wrkce
i ujawnie prawde o tym miejscu.
To wszystko.
Zaczekaj chwile...
zaczre? wypytywać o Ashecliffe,
szukare? szansy, ?eby tu przyjechać
i nagle wezwali szeryfa?
Miarem szcze?cie. Zbiegry pacjent
to idealna okazja...
Nie, szefie.
Szcze?cie tak nie dziara.
?wiat tak nie dziara.
Maj tu ogrodzenie pod napieciem.
Blok C to wojskowy fort.
Szef personelu powizany z OSS,
fundusze z HUAC...
Jezu Chryste, wszystko tutaj ?mierdzi
tajn operacj rzdow.
- Mo?e celowo cie tu przysrali?
- Pieprzenie.
- Wypytyware? o nich!
- Pieprzenie!
Pieprzenie?
Przyjechali?my w sprawie Rachel Solando.
Gdzie dowkd,
?e w ogkle istniara?
Nie mogli wiedzieć,
?e wezme te sprawe.
To niemo?liwe.
Interesoware? sie nimi,
a teraz oni zainteresowali sie tob!
Wystarczyro, ?e sfingowali ucieczke,
?eby cie tu ?cignć
i teraz cie tu maj!
Maj tu nas obu!
Szeryfie, jeste?cie tam?
Mkwi zastepca naczelnika, McPherson!
Szeryfie!
Znale?li nas. Co ty na to?
To wyspa, szefie.
Zawsze nas znajd.
Wiem, ?e tam jeste?cie!
Odpryniemy z tej przekletej wyspy.
Razem!
Chod?!
- Ruszamy!
- Biegnij!
Id?cie sie wysuszyć.
Doktor Cawley chce z wami porozmawiać. Ju?!
I po?pieszcie sie!
To zmienia sie w cholerny huragan!
Oddarem wasze ubrania do pralni.
Powinny być gotowe na jutro.
Je?li nas wcze?niej nie zmyje.
Tak przy okazji...
obawiam sie, ?e wasze fajki zamokry.
Wiec...
- To jedyne, jakie macie?
- Jak na wiezienie, s carkiem dobre.
Prosze sie nie przejmować.
S w porzdku.
Ponownie nalegam, ?eby wszyscy pacjenci
z Bloku C zostali skrepowani.
Je?li pomieszczenia zaleje woda,
potopi sie.
- Wiesz o tym.
- Musiaraby być spora powkd?.
Jeste?my na wyspie, na oceanie,
podczas huraganu.
"Spora powkd?" zdaje sie
carkiem prawdopodobna.
To loteria, Steven.
A je?li stracimy zasilanie?
- Mamy generator.
- A je?li sie zepsuje?
Otworz sie drzwi od cel.
Dokd pkjd?
Nie mog wskoczyć na prom, zej?ć na stary ld
i siać spustoszenia.
Masz racje.
Zaczn siać spustoszenie tutaj.
Je?li przykujemy ich do podrogi, umr.
24 istoty ludzkie.
Bedziesz potrafir z tym ?yć?
Gdyby to ode mnie zale?aro,
pozostarych 42 pacjentkw z Blokkw A i B,
- te? kazarbym unieruchomić.
- Przepraszam! Przepraszam...
- Szeryfie...
- Przepraszam, doktorze. Tylko jedno pytanie.
Zaraz porozmawiamy.
Kiedy rano rozmawiali?my
o notatce Rachel Solando...
Prawo Czterech.
Uwielbiam to.
... powiedziar pan, ?e nie ma pojecia,
co oznacza druga jej cze?ć, tak?
Kim jest 67?
Obawiam sie, ?e nadal nie wiem.
Nikt z nas nie wie.
Nic nie przychodzi panu do growy?
Zupernie nic?
Bo zdaje mi sie, ?e powiedziar pan,
?e macie 24 pacjentkw w Bloku C...
i 42 pacjentkw w Blokach A i B,
co oznacza, ?e razem jest ich tu 66?
Dokradnie.
Najwyra?niej Rachel Solando sugerowara,
?e macie tu 67. pacjenta, doktorze.
Ale obawiam sie, ?e nie mamy.
To niedorzeczne.
Co oni tu robi?
Wykonujemy swoj cholern prace!
Czy McPherson przekazar panom
dobr nowine?
Nie.
Ck? to za dobra nowina?
Rachel sie odnalazra.
Jest tutaj.
Cara i zdrowa.
Nie ma na niej ?ladu.
Kim s ci ludzie?
Czemu s w moim domu?
To policjanci, Rachel.
Maj do ciebie kilka pytan.
Prosze pani,
widziano tu komunistycznego wywrotowca,
rozpowszechniajcego wrog literature.
Tutaj?
W tej okolicy?
Tak.
Niestety, tak.
Gdyby powiedziara nam pani,
co robira wczoraj i gdzie byra,
mogliby?my zawezić
nasz krg poszukiwan.
Tak, ja...
ck?...
przygotowaram ?niadanie
dla Jima i dzieci,
potem spakowaram Jimowi
?niadanie i wyszedr.
Wyprawiram dzieci do szkory.
A potem...
postanowiram poprywać w jeziorze.
Rozumiem.
A potem?
Potem...
my?laram o tobie.
Prosze mi wybaczyć,
ale nie wiem, o czym pani mkwi.
Wiesz, jaka jestem samotna, Jim?
Nie ma cie.
Nie ?yjesz.
Pracze ka?dej nocy.
Jak mam przetrwać?
Rachel...
wszystko bedzie dobrze.
Bardzo mi przykro, ale...
wszystko bedzie dobrze.
Pochowaram cie.
Pochowaram pust trumne.
Byre? tylko kawarkami miesa w oceanie,
po?artymi przez rekiny!
Mkj Jim nie ?yje,
wiec kim ty, kurwa, jeste??
Kim ty, kurwa, jeste??!
Kim jeste??! Kim jeste??!
Przepraszam za to.
Nie chciarem sie wtrcać.
My?larem, ?e mo?e co? panu powie, ale...
Znale?li?my j przy latarni morskiej.
Przerzucara kamienie.
Nie wiemy, jak sie wydostara.
Poprosze pankw, ?eby?cie zeszli do piwnicy.
Mamy jedzenie, wode i koje.
To najbezpieczniejsze miejsce
podczas huraganu.
Nic panu nie jest?
Zbladr pan.
Nic mi nie jest.
To tylko...
Szefie, dobrze sie czujesz?
Cholernie jasne, prawda?
?wiatrowstret, bkle growy...
szeryfie, miewa pan migreny?
Nic mi nie bedzie.
Prosze to wzić, szeryfie.
Poczuje sie pan lepiej.
- Co mu jest?
- Ma migrene.
To jakby kto? nasypar panu
do growy ?yletek i potrzsnr.
- Prosze to za?yć, szeryfie.
- Nie chce.
U?mierz bkl, szeryfie.
Prosze je za?yć.
Musi sie poro?yć.
Kto to?
On?
To naczelnik.
Prosze sie nim nie przejmować.
Wyglda jak byry wojskowy kutas.
O to nie bede sie z panem spierar.
Powiniene? byr mnie uratować.
Powiniene? byr uratować nas wszystkich.
Cze?ć, kumplu.
- Witaj.
- Laeddis.
Tak.
Tak, kumplu...
Bez urazy, prawda?
Bez urazy.
Mare co nieco na pk?niej.
Bo dobrze wiem,
jak bardzo jej potrzebujesz.
Zegar tyka, przyjacielu.
Konczy nam sie czas.
Pomk? mi.
Moge narobić sobie kropotkw.
- Nie ?yje?
- Tak mi przykro.
Dlaczego mnie nie uratoware??
Prkbowarem... chciarem,
ale kiedy przyszedrem,
byro ju? za pk?no.
Widzisz?
Czy nie s ?liczne?
Czemu jeste? cara mokra, skarbie?
Laeddis ?yje.
Nie umarr.
Nadal tu jest.
Wiem.
Musisz go znale?ć, Teddy.
Znajd? go i zabij.
Ju? dobrze.
W porzdku, szefie?
Cholerna migrena.
Nawalir generator.
Wszyscy dostali kota.
Co robimy?
Chryste...
Nie, nie!
Odrk? to! Ju?!
- My?lisz, ?e cara elektryka sie usma?yra?
- Bardzo mo?liwe.
Cary system bezpieczenstwa,
ogrodzenia, bramy, drzwi.
Przyjemny dzien na spacer, nie sdzisz?
Na przykrad do Bloku C?
Mo?e natkniemy sie
na Andrew Laeddisa?
Go?ć, o ktkrym ci mkwirem,
George Noyce,
opowiadar mi, ?e tutaj
trzymaj samych najgorszych.
Typy, ktkrych nawet
inni pacjenci sie boj.
- Wiedziar co? o laboratorium?
- Nie.
Pamietar tylko ludzi
wrzeszczcych dzien i noc.
Żadnych okien i wszedzie kraty.
Jezu Chryste!
Pierwszy raz w Bloku C, co?
- No tak.
- Tak.
- Sryszeli?my rk?ne historie, ale...
- Uwierz mi, synu, gkwno sryszeli?cie.
Wiekszo?ć z nich mamy ju? pod kluczem,
ale niektkrzy wci? s na wolno?ci.
Je?li ktkrego? spotkacie,
nie prkbujcie sami go schwytać.
Ci skurwiele was zabij.
Jasne?
No dobra, jazda na gkre.
On tu jest.
Laeddis.
Wyczuwam jego obecno?ć.
Berek!
Gonisz!
Tedd!
Teddy!
Posruchaj mnie!
Sruchaj.
Nie chce std wychodzić, jasne?
Dlaczego ktokolwiek
miarby tego chcieć?
Sryszymy tu o rk?nych rzeczach.
O ?wiecie poza murami.
O atolach,
o testach bomb wodorowych.
Wiesz, jak taka bomba dziara?
- Dzieki wodorowi.
- Bardzo zabawne.
- Szefie!
- Inne bomby eksploduj, tak?
Ale nie bomba wodorowa.
Ona imploduje,
a potem eksploduje
z sir milion razy wieksz!
- Rozumiesz?
- Tak!
- Czy?by?!
- Rozumiem, rozumiem!
Pu?ć go!
Szefie!
Co ty wyprawiasz?
Jezu Chryste, Teddy.
Macie go?
Co jest, kurwa, z wami?
- Mamy ich rapać, a nie zabijać!
- Rzucir sie na nas.
Ty, pomk? mi go podnie?ć.
Musimy go zaprowadzić do ambulatorium.
Szlag by to.
Nie!
Nie ty!
Ty sie przespaceruj.
Chod?my.
Cawley urwie mi za to jaja.
Laeddis.
Mkwire?, ?e sie std uwolnie.
Obiecare? mi to.
Okramare? mnie.
Laeddis?
Laeddis?
Cholernie zabawne.
- Twkj gros...
- Nie poznajesz?
Po tych wszystkich rozmowach,
ktkre odbyli?my?
- Po tych wszystkich kramstwach?
- Poka? mi swoj twarz.
Mkwi, ?e teraz nale?e ju? do nich.
Mkwi, ?e nigdy std nie odejde.
Zaparka zaraz ci sie wypali.
- Natychmiast poka? mi swoj cholern twarz!
- Po co?
Żeby? znkw mkgr mnie okramać?
- Tu nie chodzi o prawde.
- Wra?nie, ?e tak.
- Chodzi o ujawnienie prawdy.
- Chodzi o ciebie!
I o Laeddisa.
Tylko o to zawsze chodziro.
Ja sie nie liczyrem!
Byrem tylko narzedziem.
George?
George Noyce?
Nie. To niemo?liwe.
Nie mo?esz tu być.
Podoba ci sie?
- Kto ci to zrobir, George?
- Ty.
Co ty bredzisz?
Twoje gadanie.
Przez twoje pieprzenie znkw tu wyldowarem!
Jakim cudem
przenie?li cie z Dedham?
Znajde sposkb,
?eby to wszystko naprawić, rozumiesz?
Teraz ju? std nie wyjde.
Raz mi sie udaro, ale dwa razy?
Nie ma szans.
- Powiedz mi tylko, jak tu trafire?.
- Wiedzieli!
Nie rozumiesz?
Wiedzieli o wszystkim.
Dokradnie znali twkj plan.
To jest gra.
Wszystko to, specjalnie dla ciebie.
Nie prowadzisz tu ?adnego ?ledztwa.
Jeste? tylko
pierdolonym szczurem w labiryncie.
Ale? George.
To nie tak. Mylisz sie.
Powa?nie?
Byre? w ogkle sam
od przyjazdu tutaj?
Jestem tu z moim partnerem.
Nigdy wcze?niej
z nim nie pracoware?, prawda?
On... jest szeryfem federalnym z Seattle.
Nigdy wcze?niej
z nim nie pracoware?, prawda?
Posruchaj, George, znam sie na ludziach.
Ufam temu czrowiekowi.
Zatem oni ju? wygrali.
Kurwa.
Zabior mnie do latarni.
Pokroj mi mkzg.
A znalazrem sie tu przez ciebie!
Wycigne cie std, George.
Nie trafisz do latarni.
Nie mo?esz jednocze?nie
ujawnić prawdy i zabić Laeddisa.
Musisz dokonać wyboru.
Rozumiesz to, prawda?
- Nie jestem tu, by kogokolwiek zabić.
- Kramca!
Nie zabije go, przysiegam!
Ona nie ?yje.
Pozwkl jej odej?ć.
Pozwkl jej odej?ć.
Powiedz mu, Teddy.
Powiedz mu, dlaczego.
Musisz to zrobić.
Nie ma innego sposobu.
Pozwkl jej odej?ć.
Opowiedz mu o dniu,
w ktkrym przyniosre? mi wisiorek.
Musisz to zrobić!
Powiedziaram ci, ?e ramiesz mi serce,
a ty spytare?, dlaczego.
Ona... miesza ci w growie.
A ja powiedziaram,
?e to ze szcze?cia.
Zabije cie.
Ona cie zabije.
Je?li chcesz ujawnić prawde,
musisz pozwolić jej odej?ć.
Nie moge.
- Musisz pozwolić jej odej?ć!
- Nie moge!
Wiec nigdy nie opu?cisz
tej wyspy.
Dolores.
Nie ma go tutaj.
Przeniesiono go std.
Je?li nie ma go w Bloku A,
to mo?e być tylko w jednym miejscu.
Latarnia.
Niech ci Bkg dopomo?e.
Szefie, mamy problem.
McPherson i Cawley s w budynku.
Cawley dowiedziar sie
o pobiciu pacjenta.
- Przeszukuj cary budynek.
- Wyno?my sie std.
Nie zatrzymuj sie.
Przynale?ymy tu.
Co z tob?
O co ci chodzi?
Gdzie byre??
Jak odprowadzili?my tego go?cia do ambulatorium,
poszedrem zerknć na akta pacjentkw.
Znalazre? Laeddisa?
Nie.
- Nie znalazrem go.
- Ja znalazrem formularz jego przyjecia.
Tylko to byro w jego aktach.
Żadnych sprawozdan z sesji,
?adnych incydentkw, zdjeć,
jedynie to. Dziwne.
Masz, zerknij.
Pk?niej.
Co jest, szefie?
Po prostu zerkne na to pk?niej.
- Do Ashecliffe trzeba i?ć tedy.
- Nie ide do Ashecliffe.
Ide do latarni.
Dowiem sie, co sie, kurwa,
dzieje na tej wyspie.
Oto i ona.
Cholera.
Poszli?my za bardzo na porudnie.
Musimy sie wrkcić.
Nie ma szans, ?eby?my tedy przeszli.
Za tamtymi drzewami mo?e być ?cie?ka,
ktkr ominiemy skary i dojdziemy do latarni.
Co my robimy?
Mamy formularz jego przyjecia.
To dowkd, ?e istnieje pacjent 67,
czemu jawnie zaprzeczali.
Ide do tamtej latarni.
Rozumiesz?
- Jak mam cie powstrzymać?
- A dlaczego miarby? to robić, Chuck?
Bo schodzenie tedy po ciemku
to samobkjstwo. Oto dlaczego.
No dobrze.
To mo?e posiedzisz sobie tutaj.
Sam mnie w to wcignre?, szefie.
A teraz utkneli?my na tej skale,
na tej wyspie.
Mo?emy polegać tylko na sobie,
a ty nagle zaczynasz sie zachowywać jak...
Jak?
No jak?
Jak sie zachowuje?
Co sie wydarzyro
przy tamtych celach?
Jak my?lisz,
jaka jest teraz pogoda w Portland?
Jestem z Seattle.
Z Seattle?
Ide dalej.
Sam.
Ide z tob, szefie.
- Powiedziarem, ?e ide sam.
- No to pa.
Niech to szlag!
Wiedziarem, ?e to niedaleko,
ale ju? nie zd?e przed przyprywem.
Chuck!
Chuck!
Chuck!
Gdzie jeste?, Chuck?!
Chuck?!
Chuck!
Kim jeste??
Nazywam sie Teddy Daniels.
Jestem gliniarzem.
Ten szeryf.
Zgadza sie.
- Mograby pani wycignć rece zza pleckw?
- Dlaczego?
Po co?!
Chciarbym sie upewnić,
?e nic mi nie grozi.
Zatrzymam to...
je?li nie ma pan nic przeciwko.
W porzdku.
Pani...
Pani jest Rachel Solando.
Ta prawdziwa.
Zabira pani swoje dzieci?
Nigdy nie miaram dzieci.
Nie byram nawet me?atk.
Zanim zostaram pacjentk w Ashecliffe,
pracowaram tu.
Byra pani pielegniark?
Byram lekark, szeryfie.
- My?li pan, ?e oszalaram?
- Nie. Ja...
Je?li powiem, ?e nie oszalaram...
to i tak niewiele zmieni, prawda?
Sytuacja ?ywcem wyjeta z Kafki.
Je?li obworaj cie szalencem,
to wszelkie twoje protesty
jedynie potwierdzaj te diagnoze.
Przykro mi,
ale nie za bardzo ***?am.
Jak tylko uznaj cie za szalenca,
to wszystko, co robisz,
jest automatycznie cze?ci tego szalenstwa.
Twoje protesty nazw "zaprzeczeniem".
Uzasadnione obawy - "paranoj".
Instynkt przetrwania...
"mechanizmem obronnym".
Jest pan bystrzejszy ni? sie wydaje, szeryfie.
Nie najlepiej to panu wrk?y.
- Prosze mi powiedzieć...
- Tak?
Co sie pani przydarzyro?
Zaczeram wypytywać
o te du?e dostawy amytalu sodu.
- To halucynogenna pochodna ***.
- Leki psychotropowe.
Zapytaram te? o operacje.
Sryszar pan o lobotomii przezoczodorowej?
Usypiaj pacjenta elektrowstrzsem...
potem szpikulcem do lodu
przebijaj sie przez garke oczn...
i przerywaj wrkkna nerwowe.
Dzieki temu
pacjent staje sie posruszny.
Ratwo nim kierować.
To barbarzynstwo.
Dziaranie bez sumienia.
Wie pan, szeryfie,
w jaki sposkb ciaro odczuwa bkl?
- To zale?y, gdzie jest sie rannym.
- Nie.
Ciaro nie ma tu nic do rzeczy.
To mkzg kontroluje bkl.
Mkzg kontroluje strach, empatie,
sen, grkd, gniew, wszystko.
A je?li miarby? *** nim kontrole?
- *** mkzgiem?
- Tak odmienić czrowieka,
by nie odczuwar bklu,
miro?ci, czy wspkrczucia.
By nie mo?na go byro przesruchać,
bo nie posiada wspomnien.
Czrowiekowi nie mo?na
odebrać wszystkich wspomnien.
Szeryfie, Koreanczycy robili
pranie mkzgu amerykanskim jencom,
by ?ornierzy przemienić w zdrajckw.
To samo dzieje sie tutaj.
Tworz tu duchy i posyraj w ?wiat,
by robiry, co im sie ka?e.
Ale takie mo?liwo?ci, taka wiedza,
wymagaj lat...
...lat badan.
Setki ludzi poddanych eksperymentom.
Za 50 lat ludzie zorientuj sie,
?e wra?nie tu wszystko sie zaczero.
Nazi?ci mieli Żydkw,
Sowieci - wie?nikw w guragach, a my...
my eksperymentowali?my
na pacjentach z Wyspy Skazanckw.
To im sie nie uda.
Nic z tego.
Chyba rozumie pan...
?e nie mog pozwolić panu odej?ć.
Jestem szeryfem federalnym.
Nie mog mnie powstrzymać.
Ja byram uznanym psychiatr,
z szanowanej rodziny.
Bez rk?nicy.
Pozwkl, ?e spytam:
do?wiadczyre? w ?yciu
jakich? traumatycznych prze?yć?
Tak.
Ma to jakie? znaczenie?
Bo znajd w twojej przeszro?ci co?,
z czego zrobi grkwn przyczyne
twojego szalenstwa.
A kiedy cie tu ju? umieszcz,
twoi przyjaciele i znajomi powiedz:
"Oczywi?cie, ?e sie zaramar.
Po czym? takim ka?dy by sie zaramar".
- Tak mo?na powiedzieć o ka?dym.
- Chodzi o to, ?e bed tak mkwić o tobie.
Jak z twoj grow?
- Z moj grow?
- Miewasz ostatnio dziwne sny?
le sypiasz?
Bkle growy?
- Ostatnio miarem migreny.
- Jezu.
Nie za?yre? ?adnych pigurek, co?
Nawet aspiryny?
- Tylko aspiryne.
- O Jezu.
Jadre? w ich storkwce,
pire? kawe, ktkr ci dali.
Powiedz przynajmniej,
?e palire? swoje papierosy.
Nie.
Nie.
Nie palirem swoich.
Perne dziaranie neuroleptykkw
obserwuje sie w 36-48 godzin po podaniu.
Najpierw pojawia sie dr?enie.
Zaczyna sie od palckw,
potem obejmuje car reke.
Miare? jakie?
koszmary na jawie, szeryfie?
Powiedz mi,
co sie dzieje w latarni.
Powiedz.
Operacje mkzgu.
Takie w stylu: "otwkrzmy czaszke
i zobaczmy co sie stanie".
W stylu:
"bierzmy przykrad z nazistkw".
Wra?nie tam tworz swoje duchy.
Kto o tym wie?
Tu, na wyspie. Kto?
- Wszyscy.
- Daj spokkj.
Pielegniarki?
Sanitariusze?
- Niemo?liwe, ?eby oni...
- Wszyscy.
Nie mo?esz tu zostać.
Oni my?l, ?e utoneram.
Boje sie, ?e jak zaczn szukać ciebie,
to znajd te? i mnie.
Przykro mi, ale musisz i?ć.
Wrkce po ciebie.
Nie znajdziesz mnie tu.
Codziennie zmieniam kryjkwke.
- Ale ja moge wydostać cie z tej wyspy.
- Nie sruchare?, co do ciebie mkwiram?
Z wyspy mo?na sie wydostać jedynie promem,
ktkry oni kontroluj.
Nigdy sie std nie wydostaniesz.
Miarem przyjaciela.
Wczoraj byli?my tu razem,
ale sie rozdzielili?my.
Widziara? go?
Szeryfie...
Ty nie masz przyjacikr.
Tu jeste?.
Zastanawiali?my sie,
kiedy sie zjawisz.
Wsiadaj.
Zapraszam.
Spacerek w wolnej chwili, co?
Tak tylko chciarem sie rozejrzeć.
Podobar ci sie ostatni dar bo?y?
- Co?
- Dar od Boga.
Gwartowno?ć.
Kiedy zszedrem po schodach mojego domu
i w salonie zobaczyrem drzewo,
to byro...
jakby walnera mnie Reka Boga.
Bkg uwielbia gwartowno?ć.
- Jako? nie zauwa?yrem.
- A jednak.
Inaczej skd by tyle jej w nas byro?
Ona jest w nas.
Tacy wra?nie jeste?my.
Toczymy wojny,
palimy ofiary na stosach,
rupimy, grabimy i rozdzieramy ?ywcem
ciara naszych braci.
A dlaczego? Bo Bkg uczynir nas
gwartownymi na swoj chware.
A ja sdzirem,
?e Bkg dar nam zasady moralne.
Żadna zasada nie mo?e
rkwnać sie z tak burz.
W ogkle nie ma
?adnych zasad moralnych.
Jest tylko kwestia:
czy moja gwartowno?ć pokona twoj?
- Nie jestem gwartownym czrowiekiem.
- Ale? jeste?.
Jeste? gwartowny,
kiedy zajdzie taka potrzeba.
Wiem, bo kiedy trzeba,
sam jestem gwartowny.
Gdyby znie?ć wszelkie
zasady sporeczne...
i gdybym stanr ci na drodze
do po?ywienia,
roztrzaskarby? mi czaszke o skary
i wyjadr mi trzewia.
Czy? nie?
Cawley sdzi,
?e jeste? nieszkodliwy,
?e mo?e cie kontrolować,
ale ja uwa?am inaczej.
- Nie znasz mnie.
- Ale? znam.
Znamy sie od wiekkw.
Gdybym zechciar teraz zatopić
swoje zeby w twoim oku,
darby? rade powstrzymać mnie
przed o?lepieniem cie?
Sprkbuj.
Tak trzymać.
Gdzie pan sie podziewar?
Zwiedzarem sobie pansk wyspe.
Mo?e j pan ju? opu?cić.
Rachel sie odnalazra.
No tak.
Oczywi?cie.
- Wa?ne spotkanie.
- O tak.
Jaki? niezidentyfikowany me?czyzna
schwytar wczoraj w Bloku C
bardzo niebezpiecznego pacjenta.
Powa?nie?
I chyba ucir sobie do?ć drug pogawedke
ze schizofrenikiem, George'm Noyce'm.
Czyli ten, jak go pan nazwar,
Noyce, ma urojenia, tak?
Zdecydowanie.
Potrafi być dosyć uci?liwy.
Dwa tygodnie temu
jednego z pacjentkw tak zdenerwowara
jego historyjka, ?e dotkliwie go pobir.
Papierosa?
Nie, dziekuje.
Rzucam palenie.
- Zatem odprywa pan promem?
- Oczywi?cie.
Chyba mamy wszystko,
po co tu przybyli?my.
"My", szeryfie?
Dobrze pan wie,
o kim mkwie.
- Widziar go pan, doktorze.
- Kogo?
Mojego partnera, Chucka.
Nie ma pan partnera, szeryfie.
Przybyr pan tutaj sam.
Stworzyrem tu co? warto?ciowego,
a takie rzeczy czesto wyprzedzaj swkj czas.
Wszyscy chc natychmiastowych rozwizan.
Ja prkbuje tu zrobić co?,
czego inni, w tym i pan, nie rozumiej.
I nie poddam sie bez walki.
Wra?nie widze.
Prosze mi jeszcze raz opowiedzieć
o panskim partnerze.
Jakim partnerze?
Szeryfie.
Wybiera sie pan dokd??
Ja tylko...
prom na mnie czeka, wiec...
Obawiam sie,
?e to w przeciwn strone.
Je?li pan zaczeka, to moge
zaworać kogo?, kto pana zaprowadzi.
Co to jest, doktorze?
Co to jest?
To tylko ?rodek uspokajajcy.
Na wszelki wypadek.
Na wszelki wypadek?
I co teraz?
Zabije mnie pan, szeryfie?
- A nie zasru?yre??
- Niby czym?
Sprowokowarem pana?
Ale, prosze o wybaczenie,
co pana tak denerwuje?
- Uwagi, srowa...
- Nazi?ci.
No tak, to te?.
I oczywi?cie wspomnienia, sny.
Czy wiedziar pan, ?e srowo "trauma"
pochodzi od greckiego "rana"?
A jak po niemiecku jest "sen"?
"Traum".
"Ein traum".
Z ran rodz sie potwory.
A pan jest ranny, szeryfie.
I chyba zgodzi sie pan,
?e kiedy spotyka sie potwora,
trzeba go powstrzymać.
Tak.
- Carkowicie sie z tym zgadzam.
- Wra?nie.
Ju? im o tym mkwirem.
Mkwire?, ?e jak drugo tu tkwisz?
- 18 godzin bez przerwy.
- Bedzie niezra wyprata.
Co ty wyprawiasz, kotku?
- Musisz dostać sie na prom.
- Nie.
Je?li wszyscy bed przekonani,
?e Chuck nie ?yje,
to bedzie idealnym
obiektem eksperymentkw.
Mogli go zabrać
tylko w jedno miejsce.
- Je?li tam pkjdziesz, zginiesz.
- To mkj partner.
Je?li przetrzymuj go wbrew jego woli,
musze go uwolnić.
Nie moge stracić nikogo wiecej.
Nie id? tam, Teddy, prosze.
Nie rkb tego, nie id? tam.
Przykro mi, kochanie.
Uwielbiam go,
bo to prezent od ciebie.
Ale prawda jest taka...
?e to cholernie paskudny krawat.
Nie.
Nie ruszaj sie!
Ani drgnij!
Zabijesz mnie?
Nie.
Nie zabije cie.
Dlaczego jeste? cary mokry, kotku?
- Co? ty powiedziar?
- Dobrze wiesz, co powiedziarem.
Tak przy okazji,
bron nie jest nabita.
Usid?.
Wysusz sie, na miro?ć bosk,
bo sie przeziebisz.
Dobrze.
Mocno poturboware? stra?nika?
Nie wiem, o czym mkwisz.
Tak, jest tutaj.
Niech doktor Sheehan go obejrzy
zanim ode?lesz go na gkre.
A wiec... doktor Sheehan
przyprynr dzi? porannym promem.
Niezupernie.
Wysadzire? mkj samochkd.
Bardzo go lubirem.
Przykro mi to sryszeć.
Drgawki s ju? bardzo powa?ne.
A jak halucynacje?
Uciekaj std, Teddy.
Tutaj bedzie twkj koniec.
- Nie tak ?le.
- Bedzie gorzej.
Wiem.
Doktor Solando
opowiedziara mi o neuroleptykach.
Naprawde?
Kiedy to byro?
Spotkarem j w jaskini,
na klifie, ale...
- nigdy jej nie dostaniecie.
- Nie wtpie.
Zwraszcza, ?e ona nie istnieje.
Twoje urojenia
s powa?niejsze ni? my?larem.
Nie jeste? na neuroleptykach.
Prawde mkwic,
nie jeste? na ?adnych lekach.
Wiec co to jest?
Co to, kurwa, jest?
Objawy odstawienia.
Odstawienia?
Czego? Od kiedy jestem na wyspie
nie wypirem nawet drinka.
Chlorpromazyny.
Nie przepadam za stosowaniem lekkw,
ale musze przyznać, ?e w twoim przypadku...
Chlorpro-co?
Chlorpromazyna.
Podajemy ci j od 24 miesiecy.
Wiec od dwkch lat kto? w Bostonie
faszeruje mnie prochami, czy tak?
Nie w Bostonie.
Tutaj.
Jeste? tu od dwkch lat.
Jako pacjent tej instytucji.
Po tym wszystkim,
co tutaj widziarem,
naprawde sdzi pan,
?e wmkwi mi szalenstwo?
Wie pan, z jakimi lud?mi
mam do czynienia na co dzien?
- Jestem szeryfem, na miro?ć bosk.
- Byre? szeryfem.
Tu mam kopie formularza,
po ktkry wramare? sie do Bloku C.
Dowkd na istnienie 67-go pacjenta.
Je?li zabrarby? to z wyspy,
mkgrby? ujawnić prawde
o tym miejscu.
Jako? nie miare? dotd czasu,
?eby rzucić na niego okiem.
?miaro.
"Pacjent niezwykle inteligentny,
z powa?nymi urojeniami.
Odznaczony weteran wojenny.
Brar udziar w wyzwoleniu Dachau.
Byry szeryf federalny
ze skronno?ciami do przemocy.
Nie czuje skruchy za swoj zbrodnie,
gdy? zaprzecza, ?e w ogkle miara miejsce.
Rozbudowane fantazje uniemo?liwiaj
stawienie czora prawdzie".
Mam ju? do?ć tych bredni.
Gdzie jest mkj partner?!
Gdzie jest Chuck?!
Gdzie on jest?!
Sprkbujmy inaczej.
Panienskie nazwisko twojej ?ony
to Chanal, tak?
- Nie wa? sie o tym mkwić.
- Obawiam sie, ?e musze.
Zauwa?yre?, co te cztery nazwiska
maj ze sob wspklnego?
To twoje "Prawo Czterech".
Co tu widzisz, Andrew?
Je?li zrobire? co? mojemu partnerowi,
to jest to naruszenie...
Spkjrz, Andrew!
Co tu widzisz?!
Nazwiska.
Skradaj sie z tych samych liter.
Edward Daniels to te same 13 liter,
co Andrew Laeddis.
Tak samo jest z Rachel Solando
i Dolores Chanal.
Te nazwiska to anagramy.
Ta twoja taktyka...
Na mnie to nie dziara.
Przybyre? tu, by odkryć prawde.
Oto ona.
Nazywasz sie Andrew Laeddis.
67. pacjent w Ashecliffe
to ty, Andrew.
Gkwno prawda.
Zostare? tu zamkniety wyrokiem sdu
24 miesice temu.
Dopu?cire? sie straszliwej zbrodni.
Takiej, ktkrej nie mogre? sobie wybaczyć,
dlatego stworzyre? swoje drugie ja.
No dobra.
Przejd?my do faktkw.
Stworzyre? sobie now historie,
w ktkrej nie jeste? morderc.
Nadal jeste? w niej bohaterem,
szeryfem federalnym.
A jeste? w Ashecliffe,
bo prowadzisz tu ?ledztwo.
I odkryre? tu spisek,
wiec cokolwiek powiemy o tym,
kim jeste? i co zrobire?,
mo?esz uznać za kramstwo, Andrew.
- Nazywam sie Edward Daniels!
- Od dwkch lat srucham tej historii.
Znam ka?dy jej szczegkr.
Pacjent 67, burza, Rachel Solando,
twkj zaginiony partner, sny ktkre miewasz co noc.
Byre? w Dachau,
ale nie zabili?cie ?adnych stra?nikkw.
Naprawde chciarbym pozwolić ci ?yć
w twoim wyimaginowanym ?wiecie.
Ale jeste? gwartowny, wyszkolony, niebezpieczny.
Najbardziej niebezpieczny pacjent, jakiego mamy.
Ranire? sanitariuszy, stra?nikkw, pacjentkw.
Dwa tygodnie temu
zaatakoware? George'a Noyce'a.
Nie, ju? dawno pana przejrzarem, doktorze.
- Ty kazare? pobić Noyce'a!
- To nieprawda!
Jaki miarbym powkd,
by to zrobić?!
Bo nazwar cie Laeddisem.
A ty zrobisz wszystko,
by nim nie być.
Mam tu zapis
waszej wczorajszej rozmowy.
"Tu chodzi o ciebie i o Laeddisa.
Tylko o to zawsze chodziro".
On mkwi o mnie "i" o Laeddisie.
Kiedy spytare? o jego twarz,
powiedziar, i tu znowu zacytuje:
"Ty to zrobire?".
- Chodziro mu o to, ?e to przeze mnie.
- O maro go nie zabire?!
Naczelnik i zarzd domagaj sie dziaran.
To ju? postanowione.
Je?li natychmiast nie przywrkcimy ci
zdrowych zmysrkw,
zostan podjete nieodwracalne kroki,
?eby? nikogo ju? nie skrzywdzir.
Zrobi ci lobotomie, Andrew.
Rozumiesz?
Tak, rozumiem.
Rozumiem doskonale.
Je?li nie bede grar
wedrug waszych regur,
doktor Naehring zmieni mnie
w jednego ze swoich duchkw.
Ale co z moim partnerem?
Przeka?ecie federalnym,
?e to taki "mechanizm obronny"?
Czorem, szefie.
Co tu, kurwa, jest grane?
Pracujesz dla niego?
Przepraszam. Tylko tak mogrem być
blisko ciebie i zapewnić ci bezpieczenstwo.
Czyli obserwować mnie, co?
Cary czas mieć mnie na oku?
Kim ty jeste??
Powiedz mi, kim jeste?.
Nie poznajesz mnie, Andrew?
Od dwkch lat jestem
twoim lekarzem prowadzcym.
Jestem Lester Sheehan.
- Opowiadarem ci o swojej ?onie.
- Wiem.
Zszedrem po skarach,
?eby cie ratować.
Ufarem ci.
Zaryzykowarem wszystko,
by cie odnale?ć, wszystko!
- Wiem, szefie.
- Nie mamy zbyt wiele czasu, Andrew.
Przysiegarem przed carym zarzdem,
?e potrafie stworzyć...
taki scenariusz zdarzen,
jakiego jeszcze nie prkbowano w psychiatrii,
ktkry cie wyleczy.
Powiedziarem im, ?e je?li damy ci woln reke,
to w koncu sam sie przekonasz,
jakie to niemo?liwe, jakie nieprawdopodobne.
Nie byro cie care dwa dni.
Powiedz mi, gdzie te
nazistowskie eksperymenty?
Gdzie te diabelskie
sale operacyjne?
Posruchaj mnie, Andrew.
Je?li nie uda nam sie z tob...
to wszystkie nasze wysirki tutaj
pkjd na marne.
Tu wra?nie przebiega linia frontu.
Teraz wszystko w twoich rekach.
- Nie ruszać sie, bo strzele!
- Nie rkb tego.
Nazywam sie Edward Daniels!
Ten jest nabity.
Poznaje po wadze.
Rozumiem. To panska bron, szeryfie?
Jest pan pewien?
S tu moje inicjary i rysa,
kiedy strzelir do mnie Philip Stacks.
Tu akurat nie zrobi mi pan
wody z mkzgu, doktorze!
Wiec niech pan strzela.
To jedyny sposkb,
?eby wydostar sie pan z wyspy.
Nie rkb tego, Andrew, prosze.
Moja bron.
Co zrobili?cie z moj broni?
To tylko zabawka, Andrew.
Wszystko, co ci mkwimy,
jest prawd.
Dolores byra szalona.
Miara depresje ze skronno?ciami samobkjczymi.
Ty pire?, nie chciare?
przyjć tego do wiadomo?ci.
Przeprowadzili?cie sie po tym,
jak ona celowo podpalira wasze mieszkanie.
- Kramiesz! Te twoje papierosy...!
- Andrew, przestan.
To wszystko kramstwo!
To twoje dzieci, Andrew.
- Simon, Henry...
- Nie miarem dzieci.
Twoja ?ona je utopira.
W jeziorze.
Ta mara dziewczynka,
o ktkrej cigle ?nisz.
- Skd mo?esz o tym wiedzieć?
- Ta, ktkra cigle prosi cie o ratunek.
O ratunek dla nich wszystkich.
Twoja ckrka.
Ma na imie Rachel.
Twierdzisz, ?e ona nigdy nie istniara?
Naprawde, Andrew?
Tak mi przykro, kotku.
Mkwiram ci, ?eby? tu nie przychodzir.
Mkwiram ci.
To bedzie twkj koniec.
Wrkcirem!
Dorwali?my go dopiero
za granic Oklahomy.
Byro chyba z dziesieć przystankkw.
Przez tydzien bede spar jak dziecko.
Dolores?
Dolores?!
Dolores?
Dolores?
Kotku?
Dlaczego jeste? cara mokra?
Teskniram za tob.
Chce i?ć do domu.
Jeste? w domu.
Gdzie dzieci?
W szkole.
Dzi? jest sobota, kochanie.
W sobote nie ma szkory.
Nie w moj sobote.
O Bo?e.
O mkj Bo?e.
O mkj Bo?e!
O Bo?e, nie!
No dalej!
Nie! Prosze!
Bo?e, prosze Cie.
Nie!
Posad?my je przy stole, Andrew.
Wysuszymy je, zmienimy im ubranka.
Bed dla nas jak ?ywe lalki.
Jutro zabierzemy je na piknik.
Je?li kiedykolwiek mnie kochara?,
to prosze cie, nic ju? nie mkw.
Kocham cie.
Uwolnij mnie!
Kotku?
Wykpiemy je.
Kotku?
- Tak bardzo cie kocham.
- Ja te? cie kocham.
Nie, kotku!
Andrew.
Sryszysz mnie, Andrew?
Rachel.
Rachel, Rachel...
Rachel?
Jaka Rachel?
Rachel Laeddis.
Moja ckrka.
Dlaczego tu jeste??
Bo zabirem wrasn ?one.
A dlaczego to zrobire??
Bo...
zamordowara nasze dzieci.
Powiedziara, ?ebym pozwolir jej odej?ć.
Kim jest Teddy Daniels?
Nikt taki nie istnieje.
Ani Rachel Solando.
Wymy?lirem ich.
Dlaczego?
Wszyscy musimy to usryszeć.
Po jej pierwszej prkbie samobkjczej...
Dolores powiedziara mi...
?e w jej mkzgu...
?yje jaki? robak.
Że czuje,
jak trucze jej sie po czaszce.
Jakby szarpar jej nerwy dla zabawy.
Tak wra?nie mi powiedziara.
Mkwira do mnie,
a ja nie srucharem.
Tak bardzo j kocharem.
Dlaczego to wszystko zmy?lire??
Bo nie mogrem znie?ć my?li,
?e Dolores zabira nasze dzieci.
To ja...
To ja je zabirem,
bo w ?aden sposkb jej nie pomogrem.
To ja je zabirem.
Boje sie o jedno, Andrew.
Ju? raz mieli?my przerom...
9 miesiecy temu,
a potem znkw byr regres.
- Nie pamietam tego.
- Wiem.
Cary czas powtarzasz to samo,
jakby? przewijar kasete.
Naszym celem byro
powstrzymanie tego procesu.
Musze wiedzieć,
?e pogodzire? sie z rzeczywisto?ci.
Tylko pan sie mn opiekowar, doktorze.
Pan, jako jedyny,
starar sie mi pomkc.
Nazywam sie Andrew Laeddis.
Zamordowarem ?one wiosn,
1952 roku.
Jak tam poranek?
Dobrze, a u pana?
Nie narzekam.
No to jaki mamy plan?
Ty mi powiedz.
Musimy wydostać sie
z tej skary, Chuck.
Wrkcić na kontynent.
Cokolwiek sie tu dzieje, jest zre.
Nic sie nie martw.
Nie zrapi nas.
Zgadza sie.
Jeste?my dla nich zbyt sprytni.
Wra?nie.
To miejsce sprawia,
?e zaczynam sie zastanawiać.
*** czym, szefie?
Co byroby gorsze:
?yć jako potwkr...
czy umrzeć jako dobry czrowiek?
Teddy?
Resync: Xenzai[NEF]