Tip:
Highlight text to annotate it
X
Wróciłem.
Podobnie jak Schwarzenegger w "Niezniszczalnych 2", nie mogę się doczekać, żeby to zobaczyć.
W latach 80-tych i 90-tych nikt tak nie kopał tyłków i rzucał takimi tekstami jak on.
A teraz, skoro wrócił, żeby jeszcze trochę pograć myślę, że jest odpowiedni czas,
by spojrzeć na gry na NESa oparte na jego filmach.
NES - konsola, która tak bardzo wpłynęła na rozwój platformowych gier akcji.
Jeśli zestawić to z jedną z największych gwiazd kina akcji,
uzyskujemy niebiańskie połączenie.
Co może pójść nie tak?
No nie wiem.
Sprawdźmy tę grę na przykład. "Pamięć absolutna".
Pamiętam, kiedy pierwszy raz w nią grałem, jako dzieciak.
Był to piątkowy wieczór, lekcje odrobione, mama zabrała mnie do wypożyczalni,
wypożyczyłem tę właśnie grę, zabrałem ją do domu,
grałem w nią,
a ona mnie po prostu wkurwiła!
Zepsuła mi cały cholerny weekend!
"Pamięć Absolutna". Absolutne kurwa gówno!
Pomysł jest dość prosty, steruję Arnoldem i próbuję dojść do końca planszy,
broniąc się przy tym tym słabiutkim ciosikiem.
Tylko tyle dostaję.
Podoba mi się jednak, że każdy, kogo trafię, wylatuje z ekranu.
Wiecie, czego nienawidzę? Kiedy przebiegam obok alejki,
a jakiś kretyn mnie w nią wciąga.
Będę musiał teraz walczyć z tymi niewyrośniętymi bękartami, którzy skaczą dookoła, jakby byli na księżycu.
Wracaj tu, zjebie!
I jest też ten fragment, z tymi tajemniczymi dziurami,
z których wysuwają się te... rzeczy.
Wiem, o czym wszyscy tu myślimy...
Glory holes, w porzadku?
Wracam do mieszkania, gdzie muszę walczyć z żoną.
Pamiętacie tę scenę z filmu? Z Sharon Stone?
Niezły przykład przemocy w rodzinie.
Zabieram jej spluwę i mogę ją wykończyć kulami,
które zdają się nie zadawać więcej obrażeń niż pięść.
Później pojawia się ten złamas, który pluje niekończącą się serią i zmusza mnie, żebym pozostał na ziemi.
Ponadto wydaje się być niewrażliwy na ogień, co nie pomaga sytuacji.
Wspaniale! Podoba mi się, co tu zrobili - nieźle.
Okazało się, że nie można go zabić. Należy po prostu biec do drzwi.
Jeśli załatwi się żonę wystarczająco szybko, można dobiec, zanim ten chuj się pojawi.
Jakby się *** tym zastanowić, to właśnie sobie zdałem sprawę
że gram w grę na NESa, w której mam zastrzelić żonę.
Już widzę jak to podoba się rodzicom.
"- Hej synku, w co grasz?" "- Gram na Nintendo!"
"- To fajnie." "- Tak, właśnie zastrzeliłem żonę!"
Wiecie co? Ten poziom jest niesamowity.
I naprawdę doceniam, że chcieli być wierni filmowi.
Z takim scenariuszem jak ten w "Total Recall", to nie jest łatwa adaptacja.
Tyle scen z tego filmu zostawiło swój ślad od czasu kiedy byłem dzieckiem.
Jeden z pierwszych filmów od lat 18, jaki kiedykolwiek widziałem.
Pamiętam obcą z trzema cyckami, gościa wychodzącego z brzucha,
oczy wyskakujące z orbit na powierzchni Marsa
i Arnolda próbującego wyszarpać to urządzenie namierzające przez nos.
I jeśli oczekujecie, że to wszystko pojawi się w grze,
to chyba was pogięło.
Dlaczego kule na łańcuchach zwisają w alejkach?
Dlaczego muszę bić bezdomnych?
Dlaczego psy się na mnie wieszają, jak gówno przyklejone do anusa pudla.
Złaź!
Najlepsze, gdy idzie się do kina, by oglądać film, o który gra jest oparta.
To tylko ekran napisów. Z wszystkimi twórcami gry, którzy śmieją mi się w twarz.
Tęsknię za Fredem Fuchsem.
Czy to nie byłaby lepsza gra? Iść do kina i zamiast tego obejrzeć film?
Już mówiłem o grach z serii Terminator i cierpią one na tę samą przypadłość.
Pierwszy Terminator miał najgorsze sterowanie w historii.
Jedyny sposób by strzelać, to ukucnąć do tego "trybu strzelania",
a skakanie wymaga ekstremalnej dokładności.
Druga gra to monotonny napieprzacz w przyciski, gdzie wrogowie potrzebowali 1000 ciosów by zginąć.
Były w niej platformy, na które nie można wskakiwać, jak jakiś kawał.
Nadal czekam na te zajebiste gry ze Schwarzeneggerem.
Teraz spróbuję "Bohatera ostatniej akcji".
Nie mogą być złe wszystkie, prawda?
Gra używa obrazków z filmu jako przerywników, ale nadają się do śmietnika.
Kontrast jest tak mocny, że nie wiem nawet, na co patrzę.
Co to jest? Martwa ryba? Tył jeżozwierza?
A, to czubek głowy jakiegoś gościa.
Cholera, wygląda jakby NES właśnie zwymiotował na ekran.
Jak to może wyglądać tak źle?
Wiem, że to tylko 8-bitów, ale widziałem to zrobione dużo lepiej.
Nawet w "Pamięci Absolutnej", twarz Arnolda na ekranie tytułowym wygląda dobrze.
Do diabła, nawet w "E.T." na Atari 2600 E.T. wygląda jak E.T. -
przynajmniej na ekranie tytułowym.
Boże, nie mogę mówić o tej grze.
Wracajmy do "Bohatera ostatniej akcji".
Grafika w grze jest jeszcze gorsza.
Kto to jest? Czy to ma być Arnold Schwarzenegger?
Zupełnie go nie przypomina.
Wyglądał znacznie lepiej w "Pamięci Absolutnej".
Niezbyt dokładne odwzorowanie, ale jak na 8-bitów,
wygladał dużo lepiej niż to gówno.
Chciałbym móc powiedzieć więcej o grze, ale tu nie ma o czym mówić.
Biegam w kółko i biję ludzi. To tyle.
Nie ma nic złego w prostocie, jeśli jest dobrze zrobiona,
ale to nie jest "Double Dragon".
To jest wyjęty z samego dna kubła, wymagający ciągłego napieprzania w klawisze śmieć.
Detekcja trafienia jest kiepska, a gra nie wymaga żadnej strategii.
Kiedy zbliżę się do przeciwnika, muszę po prostu naparzać w guziki i modlić się o sukces.
Niemożliwe jest zabicie kogoś bez odniesienia samemu obrażeń.
I jeśli nie będę wystarczająco szybki, w miejsce zabitego natychmiast pojawi się nowy wróg.
Muszę więc być cały czas w ruchu, nie mogę się zatrzymywać.
Czasami lepiej jest przebiec przez kogoś i dostać jedno trafienie,
niż wdawać się w walkę i zostać trafionym wielokrotnie.
Spójrzcie na nich - ciągle nadchodzą!
Ktokolwiek napisał tę grę - możesz iść i zjeść półmisek chujstwa!
Myślę, że grę napisali Dupianie z planety Dupa.
Wiecie czego jeszcze nienawidzę? Kiedy pauzuję grę, muzyka się nie zatrzymuje.
Wydaje się być to banalne, ale to naprawdę mnie irytuje.
Zaczynam powoli doceniać "Pamięć absolutną".
Była przynajmniej choć trochę zróżnicowana.
Oczywiście poziomy wyglądają inaczej i wszystkie pochodzą z filmu,
a nie są wyobrażeniem jakiegoś wariata.
Umieścili nawet scenę snu z Hamleta.
Ale to nie jest prawdziwe zróżnicowanie.
To tylko zmiana wyglądu, a nie zmiana sposobu grania.
Koniec końców, "Bohater ostatniej akcji" ssie pałę.
To wcale nie idzie dobrze.
Musimy znaleźć dobrą grę ze Schwarzeneggerem,
inaczej będzie to wielki wstyd w historii gier.
O "Conan", albo Konan, którąkolwiek wersję wolicie.
Nie wyobrażam sobie, jak mogliby spierdolić tą.
O, właśnie tak. Sprawcie by wyglądała jak gówno
i zróbcie najbardziej niewybaczalne sterowanie na jakie pozwala konsola.
Nie potrafię nawet wyjaśnić jak bardzo skrzywione jest sterowanie.
Jedyne co mogę powiedzieć, to że jest złe. Złe w stylu "Dark Castle".
Nie macie pojęcia. Widzicie to, ale nie możecie doświadczyć
bez złapania samemu za gamepada.
I wierzcie mi, nie chcecie próbować. Granie spowoduje taką złość,
że zechcecie kopnąć tygrysa syberyjskiego prosto w jaja.
Chcecie poznać podstawy, oto one. Przyciski A i B atakują.
To jest w porządku, ale żeby podskoczyć trzeba wcisnąć w górę.
Już to jest gówniane, ale to nie koniec.
Jak myślicie, co się stanie, kiedy wcisnę w dół?
Zgadnijcie. Myślicie, że ukucnę?
Nie, podskoczę.
Wciskam w dół, żeby podskoczyć. Ktokolwiek to wymyślił, jest prawdziwym lachociągiem.
Ciągnie lachy.
Kto wciska w dół, by skoczyć?
Wciskanie w dół, jest do kucania.
A to nie jest też zwykły skok. To skok do przodu.
Każdy przy zdrowych zmysłach robiłby to, wciskając w górę i w prawo,
ale nie w tej grze. Nie można nawet atakować z powietrza.
By podnieść broń, trzeba wcisnąć w dół i A.
Ale nie można tego zrobić w tym samym momencie.
"A" trzeba wcisnąć chwilę przed wciśnięciem w dół.
Inaczej wciśnięcie w dół spowoduje skok do przodu.
Nie mogę przestać wciskać w dół z powodu naturalnych odruchów.
Nie byłoby tak źle, gdyby wciśnięcie w dół, nie powodowało odskoczenie od broni,
co jest zupełnym przeciwieństwem tego co próbuję zrobić.
Detekcja trafienia jest jeszcze gorsza niż w "Bohaterze ostatniej akcji".
Trafiam tylko, gdy wróg jest tak blisko jak to możliwe.
Nie mam za dużego zasięgu, kiedy próbuję trafić szkielet mieczem prosto w fiuta.
Tak jakby miecz przechodził na wylot.
Może miecz jest iluzoryczny, a ja uderzam wrogów pięścią?
Nie wiem.
W ciągu niecałych pięciu minut, dochodzę do ślepego zaułka.
Boss, któego nie mogę zabić. Świetnie.
Miecz nie działa, bo nie mogę się wystarczająco zbliżyć nie ginąc od razu.
Kule ognia byłyby w teorii idealne, bo to przecież broń dalekiego zasięgu,
ale nie ma odpowiedniego miejsca by nimi atakować.
Nie mogę rzucać ich z powietrza, a na ziemi jestem za nisko by trafić bossa.
Wyobraźcie sobie, że ktoś kupił tę grę za 50 dolarów.
I zaciął się po 5 minutach.
Dzięki internetowi, dowiedziałem się, że bossa należy zabić widłami.
Widły można zabrać diabłu, który pojawia się tylko wtedy,
kiedy zabierze się miecz i zetnie wiszący szkielet,
który, założyłem, jest tylko dekoracją.
Pierdolcie się i wasze nieprzejrzyste bzdury.
I w stylu godnym "Dragon's Lair", pierwszy poziom to całkowite zjebstwo.
Diabła też niełatwo zabić. Ciągle się teleportuje.
A reszta przeciwników się odradza, więc tracę energię próbując
trzymać tych skurwieli z dala ode mnie.
Wiecie co jest naprawdę denerwujące? Kolejny etap jest już dużo łatwiejszy.
Dlaczego ten niejasny etap umieszczać na początku?
By nie pozwolić dzieciakom grać w resztę gry?
Kto chciałby w to w ogóle grać?
Już wolałbym, żeby saskłacz usiadł mi na twarzy
i strzelał rozwolnieniem prosto w gardło.
Mówię kurewsko serio.
Co za sterta gówna.
Co oni sobie myśleli?
I wiecie, co jest w tej grze najgorsze?
Nie sądzę, żeby w ogóle miała być oparta o film "Conan Barbarzyńca",
a jedynie o postać.
Więc to tak naprawdę nie gra ze Schwarzeneggerem,
a ja właśnie zmarnowałem swój pierdolony czas.
Równie dobrze mógłbym grać w "Commando".
Nie ma to nic wspólnego z filmem ze Schwarzeneggerem,
ale przynajmniej gra jest dobra.
Trudna jak chuj, ale sto razy bardziej grywalna niż te pozostałe katastrofy.
No dobra, ostatnia gra, ostatnia szansa na odkupienie dla biblioteki gier ze Schwarzeneggerem.
"Predator".
Jak to może być złe? To pierdolony "Predator".
Patrzycie na okładkę i myślicie sobie "Tak, ta gra będzie zajebista".
"To gra dla prawdziwych facetów. Ta gra zmieni mnie w seksualnego tyranozaura."
Takiego jak ja.
Czy on jest ubrany na różowo?
Dlaczego ubrali go na różowo?
Widzieli film?
Nie nosi różu w filmie.
To nie jest właściwy kolor dla wojska.
Nie wiem, może ubrany jest na różowo, by wyróżniać się na tle nijakiej grafiki.
Grafika jest tak brzydka i brudna, jak matka tej gry.
Ta gra ssie tak bardzo, że przeciwnicy popełniają samobójstwo.
Oprócz wrogich żołnierzy, muszę także stawić czoła skorpionom,
na których mogę sobie stanąć, a one zabiorą mnie na przejażdżkę.
Ale tylko zielone.
Co, myśleliście, że mogę jeździć na czerwonych skorpionach? Pogięło was?
Zdecydowanie zachowali wierność filmowi.
Znacie scenariusz. Oddział specjalny pod dowództwem Alana "Dutcha" Schaefera
ubrana w różowe mundury, zostaje wysłana na misję ratowania zakładników w Ameryce Środkowej.
Muszą stawić czoła balonom-piraniom, roślinom plującym kulami ognia,
Śmieszkom i Nieśmiałkom,
kurczakom w trupich maskach, gigantycznym bakteriom,
Metroidom, ptakom srającym krwią.
Teraz znam dwie gry na NESa, w których jest ptak srający krwią.
Druga to "Day Dreaming Davey".
A co z predatorem?
W zasadzie to boss na każdym poziomie to predator.
Zabiłem więcej predatorów w tej grze, niż predator zabił ludzi w filmie.
Jeśli jedyne, co mam robić w tej grze, to polowanie na predatory,
to predator nie jest drapieżcą, tylko zdobyczą.
I czy on nie wygląda znajomo?
Wygląda zupełnie jak żółw ninja w pierwszej grze o żółwiach.
W każdym razie, to najłatwiejszy boss w historii gier.
Wystarczy stanąć tutaj i go atakować.
Nigdy nie zeskoczy by zadać cios, nawet raz.
Wystarczy tylko to robić i to tyle.
Czy oni w ogóle testowali tę gównianą grę przed jej wypuszczeniem?
To kolejna z tych gier, w których muzyka się nie zatrzymuje podczas pauzy.
I, co gorsza, jeśli wcisnę podczas pauzy cokolwiek innego niż START,
ulegnę samozniszczeniu.
Przydaje się to czasem, kiedy na przykład utknie się w jakimś punkcie
przez zły projekt poziomów.
Jak tutaj, utknąłem w cholernych kamieniach.
Więc zamiast rozwiązać problemy z błędami programiści umieścili przycisk autodestrukcji.
Trochę to niebezpieczne, bo za każdym razem, kiedy gra jest zatrzymana,
trzeba uważać, żeby nie wcisnąć złego przycisku.
Nie wolno pauzować, kiedy chce się podać kontroler do kolegi, którego kciuk przypadkowo
może wcisnąć A lub B i skasuje ostatnie życie szybciej, niż zdążycie powiedzieć "ups".
Kolejną wielką niedogodnością jest to, że za każdym razem kiedy zginę,
muszę być pewien, że wybiorę kontynuację.
Jeśli wybiorę "start", to moja gra przepada i muszę zaczynać wszystko od nowa.
I prędzej czy później, grając w to wystarczająco długo,
popełnię w końcu błąd.
I nie pomaga fakt, że kursor jest domyślnie umieszczony przy "START".
I nie można wybierać przy pomocy krzyżaka.
Trzeba użyć przycisku "SELECT", który jest zaraz przy przycisku "START",
co zwiększa znacznie ryzyko spierdolenia.
To jakieś sadystyczne bzdury!
Nie można kucać i zadawać ciosów,
co jest wspaniałe, bo większość przeciwników, znajduje się na ziemi.
Można znaleźć broń. Jest zaraz na początku gry,
ale łatwo ją przeoczyć, bo znajduje się na drzewie.
Nazywa się McGun, albo MC.Gun,
jak MC Hammer, ale to jest MC Gun.
Chcecie usłyszeć coś głupiego? Po skończeniu poziomu broń przepada.
Nie można jej więc zatrzymać przechodząc z jednego poziomu do drugiego.
Kiedy już zdobędzie się broń, lepiej nie wejść na pięść,
ponieważ wróci się do boksowania.
Oczywiście gra musi być nieznośna jak to tylko możliwe
i umieszcza te pięści w miejscach, które trudno ominąć.
O nie, nie, nie, nie, nie... ...dobrze.
Granaty to rodzaj broni, którego nie chcecie dostać,
niestety są niezbędne, by przejść przez zablokowane ścieżki.
Jeśli nie wyliczycie eksplozji dokładnie, skończycie budując własny grób.
Spójrzcie, właśnie zrobiłem dziurę.
Jeśli tam wpadnę - zginę.
Ale muszę jeszcze wysadzić ten fragment, żeby pójść dalej.
A co jeszcze trudniejsze, nie mogę być blisko granatu kiedy ten wybucha,
bo eksplozja zadaje mi obrażenia.
No dalej, dalej, dalej...
No dalej, dalej!
Nie!
Ta gra dmucha dupę, ssie kaczą pipę, pierdolone gówno,
szamiące garść ze sterty... kupy.
Poziomy zaprojektowane są ni w dupę ni w oko.
Nie wygląda to tak, jakbym mógł przejść przez te drzwi?
Nie mogę.
Ten dom to po prostu część tła.
I trudno określić, co jest tłem, a co nie.
Tutaj mogę spaść przez trawę, tylko dlatego, że jest w ciemniejszym odcieniu.
Nie mogli pomalować tego na czarno? Jak tło, żeby wyglądało jak dziura?
Nie ma jasno zaznaczone, na czym można stanąć, a na czym nie.
Muszę uciec od tego granatu.
Kurwa!
Nie wiedziałem, że będę mógł przeniknąć przez tę platformę.
Żartujesz sobie chyba, można spaść przez ściany?
To tak jakby spaść przez schody we własnym domu.
Patrzcie, ptak utknął.
Ta gra jest tak spierdolona, że nawet przeciwnicy nie potrafią grać.
Projekt tych poziomów nie ma żadnego sensu.
Tu jest pistolet laserowy, ale nie mogę się do niego dostać bo wokół są kamienie.
Więc potrzebuję granatu.
Ale granat jest tuż przy wyjściu.
Więc po co miałbym się cofać po broń, którą i tak stracę po przejściu przez drzwi.
No dalej, pierdolone granaty.
Jedyne co mogę robić, to rzucać je i mieć nadzieję, że przykleją się do kamieni.
No dalej! Co za gówno!
No, wreszcie.
Chyba sobie jaja robicie.
Nagle to wygląda, jakbym grał w zupełnie inną grę.
Arnold jest teraz dużo większy. I uwierzycie?
Nazwali tę sekcję gry trybem "wielkim".
Jak wymyślnie.
A teraz ubrany jestem na zielono?
O, może dlatego, że różowy tak bardzo by się nie wyróżniał na purpurowym tle.
Jakby ta gra miała jakieś standardy nagle.
Uwaga na bańki...
Jak bańki mogą mnie zabić?
Może kiedy jest się tak męskim, to małe ciotowate rzeczy stają się kryptonitem.
I wiecie co? Nie można pauzować w trybie wielkim.
Skoro można pauzować w pozostałych etapach, dlaczego nie teraz?
Czy kompletnie inna osoba zaprogramowała tę część?
Dlaczego jest tu platforma, skoro nie można skakać wyżej niż do krawędzi ekranu.
Dlaczego zawsze się przesuwam, nawet kiedy kucam?
Dlaczego strzelam do małych kulek Atari.
Można wzmocnić spluwę za pomocą tych power-upów, które pojawiają się po zabiciu czegoś,
ale trudno je złapać, bo poruszają się w prawo.
A kiedy znikną z ekranu, zostają unicestwione.
Zmusza to mnie to czekania, aż pocisk będzie bardzo blisko,
żeby power-up nie pojawił się na końcu ekranu i po chwili zniknął.
Dlaczego poruszają się w prawo? Wszystko inne porusza się w lewo.
Na końcu trybu wielkiego, walczy się z predatorem,
później gra wraca do normy.
Co jakieś 5 poziomów, gra się w trybie wielkim,
każdy z innym kolorem tła.
Hurra!
Skakanie po takich blokach to zawsze frajda.
Każdy mięsień w moim ciele się napina podczas skoku.
Nie chcę przedobrzyć.
Nie chcę przedobrzyć!
Muszę być ostrożny.
O nie, muszę wysadzić całe to gówno?
I unikać pocisków w tym samym czasie?
Intensywne gówno!
No dalej, prawie jestem.
Prawie...
No dalej...
Kurwa!
No dalej, dalej, dalej, dalej...
Ups, wcisnąłem start?
Wcisnąłem start!
Muszę zaczynać wszystko od początku.
Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa...
Gówno!
Cholera!
Dupa!
Kurwa!
Dość tego, jestem podkurwiony. Przejdę tego skurwiela tu i teraz.
O Boże! Jestem tak wściekły, że mógłbym przystawić piłę spalinową do szyi niemowlęcia.
Mógłbym kopnąć malutkiego kucyka!
Z drogi, rozjebię was!
Pierdolona gra, zarżnę ją!
... matkę, ojca, wujka, wujka!
Tak! Tak! Jestem przy ostatnim bossie.
I to wielka głowa predatora,
która wygląda jak Casey Jones z żółwi ninja.
No dalej, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa.
Gówno!
Zastrzel drania, no dalej.
Przestań strzelać do mnie tym gównem, rozpierdolę cię!
Zajebię cię!
Widzisz, nie ma zabawy, nie opierdalam się.
Nie opierdalam się!
O, maska spadła. Teraz będzie na poważnie.
Teraz, kurwa...
jest pierdolony czas rozpierdolenia.
O Boże, musze wygrać zanim stanie mi serce.
Udało się!
Udało się, wygrałem!
Pokonałem predatora.
O stary, o rety...
"Gratulacje. Przetrwałeś."
Ledwie...
Tłumaczenie: Michał Kozownicki Korekta: Marta Kozownicka