Tip:
Highlight text to annotate it
X
/KRYZYS
/To bardzo małe miasteczko.
/Zanurza się w rzece /i zasypia łagodnie w zieleni.
/Nie ma tu stacji kolejowej, która mogłaby /zakłócać refleksyjny spokój.
/Nie ma fabryk, ani portu, które mogłyby /przyspieszyć powolny bieg dnia
/lub cichy spokój wieczoru.
/Wydarzeniem dnia jest przyjazd autobusu,
/a wraz z nim gazet, poczty /i nieznanych osób.
/Da się w nich dostrzec oznaki niebezpiecznego /i pełnego wrzawy życia.
/Dziś z autobusu wysiada /zupełnie nieznana kobieta.
/Wszystko w niej jest obce /i nieco niepokojące.
/Suknia, twarz, paznokcie, /kapelusz i oczy...
/Każdą swą cząstką mówi o wielkim świecie.
/Jednak dobrze poinformowane osoby /z ławością zgadły
/w jakim celu i do kogo przybyła.
/Ową kobietą była pani Jenny, /która po 18-tu latach przyjechała do córki - Nelly.
/Nelly dorastała pod okiem panny Ingeborg Johnson.
/Wielu zgadzało się z wujkiem Edwardem, /lekarzem rodziny Ingeborgów,
/który twierdził, że to będzie /straszny cios dla panny Ingeborg.
/Panna Ingeborg uczy gry na pianinie.
/Wynajmuje też pokój młodemu weterynarzowi, /imieniem Ulf,
/którego zwykle nazywa "Uffe".
/Czas zacząć sztukę!
/Nie nadałbym jej miana /wielkiego lub wstrząsającego dramatu.
/To zwykłe życie.
/Prawie komedia.
/Kurtyna w górę.
/Grasz palcami, nie łokciami. /Raz, dwa, trzy, cztery...
Droga Malin, zawsze tak trzepiesz poduszki?
Czy to ma jakieś znaczenie?
Nie, nie ma.
Kalle, nie będziesz dobrym pianistą, jeśli nie włożysz w grę serca.
Bóg wie, że twojej grze brakuje serca.
Dobrze, że Beethoven jest głuchy.
- Malin, wypoleruj czajnik. - To też mam wypolerować?
Nieważne. Zbyt ciężko pracujesz przed przyjściem do mnie.
Bo jestem taka tania.
Patrzcie ją! Marna pensja to też pensja, moja droga!
Zróbmy przerwę. Poczęstuj się cukierkiem.
Ty też.
Wytrzyj ręce w chusteczkę, jeśli ją masz.
- Witam! - Nelly... już w domu?
Mamusiu, strasznie się spieszę.
Muszę zanieść paczkę, a potem spotkać się z Uffe.
Mówił, że chce ze mną porozmawiać.
- Nie możesz się doczekać wieczora? - Jestem tak szczęśliwa, że aż boli mnie brzuch.
Moja najdroższa!
Tam idzie ciocia Jessie. Powinnaś zagrać z nią zamiast ze mną.
- Witaj ciociu Jessie! - Cóż, ja nigdy...
Jessie, witaj droga Jessie!
- Ingeborg, ja... - Masz piękną fryzurę.
- Cóż w niej szczególnego? - Nie wiem...
- Ten kolor cię odmładza. - Czyż nie jest świetny? Sama powinnaś go użyć.
- Chcesz pożyczyć pieniądze? - A ty ciągle o jednym.
Jesteś mi winna sporą sumę... 73 korony i 50 ore.
- Wyczyścić komuś buty? - Nie trzeba.
- Więc skończyłam. - Ile ci jestem winna?
2,25.
Nie mam dziś pieniędzy.
Pożyczysz mi 5 koron? Naprawdę ich potrzebuję.
Masz taką ładną portmonetkę... Nie widziałam ładniejszej.
- Mam 2 korony w chusteczce. - Pięć, Malin, pięć...
- Moja mama mawiała... - Niech odpoczywa w pokoju.
- Czego tam szukasz? - Mam tylko 10.
Może być!
- Ingeborg... - Jessie!
Musisz mi pożyczyć 60 koron.
- Oszalałaś? Na co? - Możesz już iść, Kalle.
- Pożyczysz czy nie? - Mogę dać ci 30 koron.
- Więcej nie mam. - Bądź błogosławiona!
Liczyłam, że zmniejszysz sumę o połowę, więc ją podwoiłam.
A niech cię...
Przyszła jakaś kobieta.
Pewnie matka jakiegoś ucznia.
Jessie, możesz wpaść do Andersona i odebrać sukienkę?
- Dla Nelly? - Tak, dla Nelly.
Pospiesz się!
- Co słychać?
A, to ty...
Witaj.
- Co jest w tej paczce? - Niespodzianka.
Niespodzianka...
Nie możesz mi powiedzieć? Ciekawość rośnie z wiekiem.
To niespodzianka dla ciebie i mamusi.
Powiedz przynajmniej skąd ta paczka.
Z autobusu, jeśli już chcesz wiedzieć.
Ciekawski...
- Nelly... - Co tam?
Uwielbiasz tańczyć, prawda?
Myślisz tylko o dzisiejszym balu.
Chcę, żeby się udał.
Myślałaś, żeby pójść ze mną?
- Co? - Nie pójdziesz ze mną?
Mój słodki Uffe! Myślisz, że chcę iść ze staruszkiem?
Aż tak trudno to sobie wyobrazić?
- Nelly... - Co tym razem?
- Nie widzisz? - Chcesz się znów oświadczać?
Nie widzisz czemu wróciłem i wynająłem pokój u panny Ingeborg?
Mogę już iść?
Myślisz tylko o balu.
- Nic dla ciebie nie znaczę. - Głuptas!
Kocham moją mamusię. Ciebie też lubię.
Tak jak lubię pianino i starą komodę... Ale nic ponad to.
Nie mogę tu mieszkać do końca życia.
Chcę doświadczyć innych rzeczy.
- Naprawdę wiesz, czego chcesz? - Musimy mieć marzenia...
Nie powinieneś się tym przejmować. Nie przejmujesz się, co?
A niech to, zapomniałam o spinkach!
Powiedz mamusi, że zaraz wracam. Żegnaj, staruszku...
Dzień dobry.
Dziewczyna należy do mnie, nie do ciebie.
Pojawiasz się nagle i rościsz sobie prawa do Nelly.
To mnie przerasta. Nie wiem co powiedzieć.
Jakie pobudki tobą kierują?
Jestem jej matką, czy to nie wystarczy?
Teraz do ciebie to dotarło? Po 18-tu latach?
Nie miałam łatwego życia.
Z tobą zapewne wiodła spokojniejsze życie.
Teraz mi się lepiej wiedzie.
Gratulacje!
Niewielu może tak powiedzieć w dzisiejszych czasach.
Czy istnieje spokojniejsze miejsce dla dziecka, niż u boku matki?
Prawdziwej matki, a nie tej, która je urodziła!
Naprawdę chce pani, żebyśmy były wrogami, panno Johnson?
Jakże mogłybyśmy nimi być dla dobra Nelly?
Najlepszym wyjściem dla Nelly byłby wyjazd ze mną.
Najlepiej gdyby została tutaj.
Ma wszystko, czego jej trzeba i kogoś, kto o nią dba.
Miałaby lepszą pracę, wyższą pensję i spotykałaby się z ludźmi w jej wieku.
I byłaby ze swoją matką, panno Johnson.
Dla której nie istniała przez 18 lat...
Stoisz na straconej pozycji.
Niech sama zdecyduje.
Zrobi to, co jej powiemy.
Powiem ci coś...
Ale nie możesz powtórzyć Nelly, ani nikomu innemu...
Jestem chora.
Nelly jest dla mnie wszystkim.
Czuję, że jestem coś warta, bo ona mnie potrzebuje.
Nie mogłaby zostać u mnie jeszcze trochę, aż do mojej...
...tylko do mojej...
Potem możesz ją zabrać. Masz przed sobą całe życie.
Proszę, wróć do siebie i niech życie biegnie swoim torem.
A więc chcesz ją zatrzymać nie dla jej dobra, lecz własnego.
Nie tylko własnego... Nelly dobrze się tu czuje, jest szczęśliwa.
Nie zabieraj jej. Nie zniosę tego!
"Zabieraj?".
Więc myślisz, że Nelly chciałaby tu zostać?
Z pewnością to zniesiesz. Ja też swoje wycierpiałam.
- I uporałam się z tym. - To tylko twoja zachcianka.
Proszę, uważaj na słowa!
No cóż, cóż...
Niech sama zdecyduje.
Porozmawiamy jutro.
Wybacz, jeśli zraniłam twoje uczucia.
Nelly i ja jesteśmy ci niezmiernie wdzięczne.
Łatwo wpadam w złość. Wybacz mi...
Dać ci tabletkę? Nie wyglądasz za dobrze.
Nie? Więc do widzenia.
Proszę!
Proszę!
Co za cholera!
To ty, Jack? Co, do diabła, tu robisz?
Ale z ciebie wariat! Co tu robisz?
Nudziłem się, więc pojechałem za tobą... Sprawdzić, czy mnie nie zdradzasz.
- Suknia balowa? - Tak.
Szykowne ubrania...
Zrobiłaś fryzurę... Odbędzie się bal w ratuszu?
- Więc nie przeszkadzam? - Głuptasie, cieszę się, że przyjechałeś.
- Jaki piękny chłoptaś. - Tak.
- Słodki. - Tak.
Jenny... Połóż się koło mnie.
Oczywiście.
Oczywiście, kochanie.
A teraz powiedz, jakie ciemnie interesy sprowadzają cię do tej dziury.
- Czyżby Jack był zazdrosny? - Nie.
Jack jest zły, bo został w mieście sam bez forsy.
Wyśpiewaj wszystko, bo poderżnę ci gardło i schowam ciało do kufra.
A więc... Co się tu kroi?
Skoro już musisz wiedzieć, to mieszka tu moja córka.
Więc, stara grzesznico, masz córkę?
- Dorosłą? - Osiemnastolatkę.
Jenny ma osiemnastoletnią córkę...
Jenny ma córkę w wieku osiemnastu lat.
Pierwszy raz od dwóch lat powiedziałaś coś interesującego.
Interesującego... Bardzo interesującego.
Nelly wybiera się na bal, żeby się zabawić.
I ty oświadczasz się jej w takim momencie? Idiota!
- Zamierzam przetańczyć z nią cały wieczór. - Nie spuszczaj jej z oka...
Mężczyźni nie są zbyt bystrzy...
Dziś wieczorem ją zdobędziesz. Ujrzy cię na tle innych.
I zobaczy cudownego i pewnego siebie mężczyznę.
Nigdy nie byłem cudowny.
Mężczyzna, który oświadcza się o północy zawsze taki jest.
Nigdy nie oświadczaj się za dnia.
- Czyż nie jest piękna? - Niezła.
Nelly, możesz tu podejść? Mamy dla ciebie niespodziankę!
/Już idę.
Trzymaj Uffe.
/Ja też mam niespodziankę.
Żeby od razu ją zauważyła.
Świetnie... To też naprawiliśmy.
Bóg zawsze podsyła mi świetne pomysły w ostatniej chwili.
Co masz na sobie, najdroższa?
Mamusiu...
Też kupiłaś mi sukienkę?
To tylko zwykły łachman.
Obiecałam ci sukienkę...
Jest piękna.
A tę skąd masz?
Przysłała mi ciocia Jenny. Napisałam jej, że wybieram się na bal...
Czyż nie jest śliczna?
Ciocia Jenny jest w mieście i chce się z tobą spotkać.
Przyjechała ciocia Jenny?
- W jakim celu? - Porozmawiamy o tym jutro.
Jak widać przygotowała się świetnie do tej wizyty.
Panie i panowie!
W tych czasach, pełnych bólu, cierpień i głodu, my, ludzie majętni,
powinniśmy wziąć na siebie obowiązek niesienia pomocy wszystkim potrzebującym.
Celem tego, zainicjowanego przeze mnie, wieczoru
jest rozpoczęcie tej kampanii pomocy.
Niniejszym uznaję bal za rozpoczęty,
mając nadzieję, że wszyscy będą się dobrze bawić.
Miłego wieczoru i niech każdy, w miarę swoich możliwości, będzie szczęśliwy.
Niech zabrzmi orkiestra! "*** pięknym modrym Dunajem".
- Nie jestem za dobry w walcu. - Widzę...
- Mówiłaś coś? - Ja? Skądże.
- Zdaje się, że coś mówiłaś. - Nie, nic. A co?
Zdawało mi się, że coś mówiłaś.
Tam!
- Ta co tańczy z tym wysokim? - Tak.
- Kupiłem tę sukienkę. - Czyż nie jest piękna?
Tak.
Nie umiecie grać niczego poza walcem?
Burmistrz uwielbia tańczyć, ale umie tylko walca.
Mogę prosić?
Dobrze.
- Chyba jesteś nieco podpity! - Ty chyba też, mamuśko!
Wszyscy są znudzeni walcem, a my się świetnie bawimy!
- Czyżby? - Oczywiście!
Wyczułam w twoim głosie rozgoryczenie.
Mogę poprosić do tańca twoją córkę?
Pewnie, rób co chcesz.
Mogę prosić?
Jest pani piękna.
- Jest pani królową tego balu. - To miłe z pana strony.
Piękno kobiety mnie zasmuca.
Jestem niezmiernie szczęśliwy, że panią poznałem.
Mam przeczucie, że będziemy się częściej widywać.
- Wygląda pani na smutną. - Ja? Nie jestem ani odrobinę smutna.
Nie chodzi o zwykły smutek.
Widzę smutek głęboko w pani oczach.
Może to pani serce jest smutne.
- Brzmi pan jak pisarz. - Miałem być księdzem.
- Pochodzi pani z tego miasta? - Mieszkam tu.
- Szczęściara z pani. - Czemu?
Spokojne życie, z dala od zgiełku i zmartwień.
- Nazbyt spokojne. - To pani powiedziała.
- Jestem Jack. A ty? - Przeszliśmy już na ty?
Może moglibyśmy zostać dobrymi przyjaciółmi, którzy o wszystkim sobie mówią?
Spójrz na niego... Witaj.
Wznieśmy toast za dobrych przyjaciół.
Proszę o szklankę.
Proszę...
Dziękuję.
Ty też, przyjacielu. Proszę jeszcze jedną.
Przytrzymaj na chwilę.
Musisz tego spróbować, moja droga.
Wyrób własny.
Nazwałem go "Wieczorna pieśń Kuby Rozpruwacza, część druga".
Łatwo wpada w przełyk. Z pewnością będzie wam smakował.
Panie i panowie!
Z powodu późnej pory,
zapraszam na przedstawienie i odpoczynek dla naszych stóp.
"Wieczorna pieśń Kuby Rozpruwacza, ostatnia część".
Amen.
/Przestańcie!
/Powiedziałem, przestańcie!
/- Zatańczy pan, burmistrzu? /- Co u diabła?
Pocałowała mojego męża?
Jack! Jack!
Co za banda marionetek. I czyja to sprawka?
Moja! Chodź!
Gdzie jest Ulf? Widziałeś go? Taki wysoki?
"A co miłość potrafi, na to się i waży".
- "Krewni więc twoi nie trwożą mię wcale". - Zabiłby cię!
"Więcej groźby leży w oczach twoich, niż w ich dwudziestu mieczach".
"Patrz łaskawie, a będę silny przeciw ich gniewowi".
"Lepszy kres życia skutkiem ich niechęci, niż przedłużony zgon w braku twych uczuć".
- Zabawny jesteś. - Tak myślisz?
Jesteś inny niż wszyscy.
Nieprawda.
Słyszysz jak mechanizm tyka? To mój wewnętrzny zegar.
Nakręcasz mnie kluczem.
- Kto cię nakręca? - Lepiej żebyś nie wiedziała.
Biedaczysko.
Nie żałuj mnie.
Pewnego dnia opuszczę teatr marionetek, by wkroczyć w ciemność.
Sprężyna pęknie, wszystko się rozpadnie, a ludzie powiedzą:
"Ten Jack, nie ważne co się z nim stało".
Nigdy nie jesteś naprawdę szczęśliwy?
- Co masz na myśli? - Szczęście. Przecież wiesz...
Teraz jestem szczęśliwy, Nelly.
Mogę cię pocałować, Nelly?
Wiesz Nelly, kiedyś mieszkałem pod schodami w starym, zrujnowanym zamku.
Naprzeciwko było duże, rozbite okno.
Przez nie widziałem pola w blasku księżyca,
morze i las...i dwa młyny.
Wtedy byłem szczęśliwy.
Teraz nic mi nie dolega, ale nie jestem szczęśliwy.
Czuwa nade mną smok.
Daje mi wszystko, czego mi trzeba,
w zamian za kilka gramów mego ciała i kilka miligramów mego mózgu tygodniowo.
Jesteś taki dziwny...
Na dzisiaj wystarczy.
Mogę cię znów pocałować?
To tylko życie w blasku księżyca.
Teraz go nie znasz, ale wkrótce je odkryjesz.
Nierealny blask, ciemność i cienie... i wszystko, czego się boisz...
Nelly!
Ty łajdaku!
Zostaw mnie! Nie waż się mnie uderzyć!
- Nie... - Nie, Ulf!
Co ty sobie..? Zostaw mnie!
Czemu za mną idziesz?
Przestań!
Czemu tu przyszedłeś?
Morderca!
- Niezły bajzel! - Nie trzymaj mnie tak!
Niezły z niego amant! Zrobiłem to dla dobra panny Ingeborg.
- Nie możesz jej o tym powiedzieć! - Nieźle się popisałaś!
- Pozwól mi wyjaśnić! - Po co?
Idziesz na bal i zachowujesz się jak... Cóż, właśnie!
Nie rozumiesz! Tak się cieszyłam na myśl o tym balu.
- Dzięki tej sukni chciało mi się śpiewać! - Nie stłumiłaś pożądania.
- Nie śpiewałam za wiele. - Pijacy szybko zapominają.
Nie śpiewałam w ratuszu i nie byłam pijana!
Byliście pijani w sztorc!
Ulf!
Płacz do woli. To i tak ci nie pomoże.
Nie twierdzę, że to twoja wina,
ale zawsze mówiłaś: "Podążaj za głosem serca".
Ja i moja niewyparzona gęba...
- Co jeszcze? - To naprawdę wszystko.
A jeszcze... Wbiegł burmistrz.
I go objęłam...
Nie wiedziałam...
- A Uffe tylko się gapił. - A co miał zrobić, biedak?
Mamusiu!
Jakże cudownie być znów z tobą.
Czuję jakbym wróciła z dalekiej podróży.
Więc to dobrze, że znów wróciłaś do domu.
Chcę zostać z tobą na zawsze.
I nigdy cię nie opuszczać.
Nie pozwolę ci odejść, dziecinko, możesz być tego pewna.
Nie pozwolę ci odejść.
Jesteś wszystkim, co mam. Nikt inny dla mnie się nie liczy.
Mamusiu...
Teraz jestem szczęśliwa.
Nawet nie wiesz, jak mnie uszczęśliwiłaś.
Mamusiu...
/Niedzielnego poranka miasto obiegły /sensacyjne wieści.
/Woda wrzała w domowych czajnikach.
/Coś strasznego wydarzyło się na balu.
/Byli na nim obcy ludzie, /wykonujący dziki i rozpustny taniec.
/I coś przydarzyło się /podopiecznej pani Johnson - Nelly.
/Coś szokującego i niewytłumaczalnego...
/Z pewnością nie byłoby wskazane, /żeby Nelly pozostała w mieście
/po takim skandalu.
- Co słyszałaś, Malin? - Cóż...
- Panna Nelly grała na balu na trąbce. - Na trąbce?
Tak. Czyż nie jest zdolna, skoro nigdy się tego nie uczyła?
- Nigdy nie słyszałam, żeby grała na trąbce. - To nie była trąbka.
To może organy?
Dzień dobry...
Dzień dobry!
- Nie spodziewałaś się mnie? - Nie.
Czekałam, aż wyjdzie panna Johnson, bo chciałam się spotkać w cztery oczy.
Mamusia gra na pogrzebie i...
Coś cię niepokoi, drogie dziecko.
Jesteś dużą dziewczynką, Nelly.
Nie masz mi nic do powiedzenia?
To takie dziwne uczucie.
Wierz mi lub nie, ale często myślę o tobie.
Ja też o tobie myślałam, ciociu.
Ciociu...
Może zechciałabyś nazywać mnie "matką"?
Może, ale...
No dobrze, póki co zostańmy przy "cioci".
Widzisz Nelly, byłam niewiele starsza od ciebie, gdy cię urodziłam.
Wiem, że wiele wycierpiałaś dla mojego dobra.
Wszyscy dźwigamy nasze krzyże...
Mam salon piękności, Nelly. Praca w nim jest bardzo interesująca.
Chciałabyś pojechać i pracować ze mną?
Chyba nie masz zamiaru zostać tu na zawsze?
Nelly, a może jesteś zaręczona?
Jesteś już przecież w odpowiednim wieku, moja droga.
Dostaniesz wysoką pensję, żeby cię było stać na ładne ubrania.
I wyrwiesz się z tego miejsca.
Będziesz mogła odwiedzać mamusię w dni wolne od pracy.
Ona też będzie mogła przyjeżdżać do nas.
Przepraszam.
- Chętnie z tobą pojadę. - Więc ustalone.
- Chcę wyjechać jak najszybciej. - Mogłybyśmy wyjechać dziś wieczorem.
Tak, dziś wieczorem, jeśli to możliwe.
Nelly zdecydowała, że wyjedzie ze mną.
Mam nadzieję, że oszczędzisz jej niemiłych słów.
Nie używam takich słów bez powodu.
Powinnyśmy się rozstać w przyjaźni.
Powinnyście już jechać. O przyjaźni porozmawiamy innym razem.
- Ciocia obiecała, że w wolnym czasie... - Musisz na niego najpierw zapracować.
- Kiedy wyjeżdżacie? - Jeśli się uda to dziś wieczorem.
- Wychodzisz mamusiu? - Muszę spakować twoje ubrania.
- Witam. Panie jadą tym pociągiem? - Dziwne, prawda?
- Nie da się ukryć. - Przedstawię was.
Jack, w połowie mój bratanek, moja córka - Nelly.
- Możemy pominąć formalności. - Jestem częścią rodziny.
Byłam mu matką, po śmierci jego rodziców.
Śmierci...? A tak... Tyfus w Londynie.
Przybyli na łodzi z bananami z Antananarivo.
Czy my się znamy?
- Czyżby? To miłe. - Jej twarz wydaje się znajoma.
- Jesteś z lekka pomarszczony. - Kąpałem się całą noc.
W czasie kąpeli łatwo się pomarszczyć.
Ale długi ten tunel!
/W końcu ów sensacyjny i zawstydzający incydent /poszedł w niepamięć.
/Minęło lato.
/Panna Ingeborg Johnson /wyglądała tak samo,
/w drodze do kościoła /i na lekcje gry na pianinie.
/Może trochę się postarzała, /i wydawała się bardziej samotna.
/Ulf zrezygnował z pokoju /i opuścił miasto.
/Malin, biedna służąca,
/zaskakując wszystkich, powiła /zdrowe bliźnięta.
/Ojciec dzieci zniknął /wraz z jej oszczędnościami.
/Mimo to była bardzo szczęśliwa.
Facet wziął pieniądze i się zabawił.
Malin została z dziećmi i z hańbą. To są efekty ludzkiej podłości.
- Zapamiętaj to. - Lepiej nie, dziękuję.
Daj mi piątaka na wełnę. Zrobię coś na drutach dla bliźniaków.
Nie ma mowy! Już i tak za dużo jesteś mi winna.
- Oddam ci te 20 koron. - 25.
Niech będzie 25. Tylko sprawdzałam twoją pamięć.
Gdybym tylko mogła cię rozgryźć. Byłam zaręczona z twoim bratem.
Znam cię niemal całe życie.
Na szczęście Harald umarł za młodu.
Ingeborg! Martwię się o ciebie, więc może zaczniesz traktować mnie poważnie?
Jesteś blada i osłabiona.
Masz jakieś wieści od Nelly?
Tak. Dziś rano dostałam cudowny list.
Dość długi... Sześć stron.
Powiększają znów salon.
Nadal jest w gorącej wodzie kąpana?
No pewnie! We wtorek wieczorem była na wieczornym przyjęciu...
We wtorek?
Tak, we wtorek... Mają wielu przyjaciół.
Lubi swoją pracę, poznaje wielu ludzi...
Powinna wyjechać dużo wcześniej. Powinnam...
/- Co ci dolega? - Nie czuję się za dobrze.
Ingeborg, co ci jest?
Edwardzie, jesteśmy rozsądnymi ludźmi.
Co ze mną będzie?
Siadaj i się nie krępuj.
Znamy się szmat czasu, chyba możemy być wobec siebie szczerzy?
- Oczywiście. - Więc?
Należy to zoperować i wtedy powinna nastąpić poprawa.
Jesteś pewien, że operacja pomoże?
Ingeborg, będę szczery do bólu...
To poważna sprawa.
To skomplikowana operacja chirurgiczna,
która może tylko odwlec sprawy o kilka lat.
- A bez operacji? - Zostanie ci kilka lat.
Może więcej, może mniej. Ciężko stwierdzić.
Teraz wiesz, na czym stoisz.
Jestem ci niezmiernie wdzięczna.
Powiedz mi jeszcze... Będę się mogła poruszczać o własnych siłach?
Oczywiście. Będziesz się poruszać swobodnie. Dopiero kilka miesięcy przed...
- A ataki choroby? - Dostaniesz odpowiednie leki.
Sprawy toczą się odpowiednim torem. Zasłużyłam sobie na to!
/Mamusiu... /Mamusiu...
O Boże, to ty... Wystraszyłaś mnie!
Jessie...
Jessie, powinnam pojechać do Nelly?
Co ci się stało? Nigdy nie prosiłaś mnie o radę.
Każdy czasem potrzebuje przyjaciół. Jesteś moją przyjaciółką?
- Wiesz, że tak. - Więc, powinnam jechać?
- Zrób, jak chcesz. - Nie mogę jechać.
- Czemu? - Nie mam pieniędzy.
- Pożyczę ci. - Jesteś taka dobra.
A jak wrócę będziemy wieczorami robić na drutach.
W zimne jesienne dni rozpalimy ogień.
Ingeborg, moja droga!
Dłużej tego nie zniosę!
Dziękuję, droga Jessie. Pomożesz mi? Wyjeżdżam dzisiaj.
Biegał wkoło ze zdjętym kapeluszem, w pofarbowanych włosach,
z rozpiętym płaszczem w środku zimy
i udawał 20-latka, a wyglądał na 38 lat.
Potem, gdy go lepiej poznałam, okazało się, że ma 60.
Powtórzę za Katarzyną Wielką: "Gdy miałaś stu mężczyzn,
dociera do ciebie, że właściwie niczym się nie różnią".
W czym mogę pomóc?
/Była pani umówiona?
Nelly, chodź tu.
Panna Johnson.
Witam.
Jaka miła niespodzianka. Nelly będzie szczęśliwa.
- Mam nadzieję, że nie sprawiam kłopotu. - Skądże.
Właśnie przyszło mi do głowy, że czuję potrzebę przyjazdu.
Jesteś taka wrażliwa.
Nelly nie ma w domu, ale przyjdzie lada chwila.
Będzie szczęśliwa, gdy cię zobaczy.
- Chcesz obejrzeć jej pokój? - Tak.
Proszę.
Nelly tu się podoba.
Często wychodzi się zabawić.
Ma wielu przyjaciół. Wszyscy ją uwielbiają.
To miłe...
Pisała do ciebie, prawda?
Często jej mówię, żeby do ciebie napisała.
To miłe z twojej strony.
Ale może nie ma na to czasu.
- Co sądzisz o jej pokoju? - Bardzo ładny.
A to jej szafa.
Kupiłam jej nowe ubrania szyte na miarę. Spójrz na to...
Sukienka dla księżniczki. Dotknij jedwabiu.
Sukienka dla księżniczki...
Rzuć okiem na jej buciki... Ma takie małe stópki.
Ma też nową bieliznę.
Dawanie jej nowych rzeczy jest takie miłe.
Stają się jej własnością i to ją uszczęśliwia.
Usiądziemy?
To jej pamiętnik.
- Czytasz jej pamiętnik? - Tylko kartkuję.
To bardzo zabawne. Posłuchaj tego:
"Byłam z mamą, gdy ubierała się dziś rano. Wygląda tak młodo".
"Jej skóra wydaje się młodsza od mojej, która ma barwę szarości".
- Czyż to nie słodkie? - Nie chcę tego więcej słuchać.
Nie? Więc nie będę więcej czytać.
Często widziałam, jak pisze w pamiętniku, ale nigdy go nie czytałam.
Oto cała panna Johnson, świętsza od papieża.
- Jak się czujesz? Jesteś blada. - Dziękuję, nic mi nie jest.
- Jakieś wieści z prowincji? - Tak, kupiłam pelargonię.
Tak się cieszę! Tak bardzo się cieszę!
Moja droga dziewczynka, moja najdroższa dziewczynka.
Tak bardzo za tobą tęskniłam.
Jesteś starsza i piękniejsza.
- O wiele piękniejsza. - Zawstydzasz mnie.
I twoja fryzura.
Co z nią?
W domu nie nosiłaś takich fryzur.
Miałam przeczucie, że przyjedziesz. Wyjechałaś dziś?
Czy ciocia Jessie cię odprowadziła? Co u niej?
Czy ma ten sam kolor włosów?
Nic się u nas nie zmieniło. Jesteśmy takie, jak zawsze.
- Opowiedz co u ciebie. - Mam bardzo zabawną pracę.
Poznaję tam fajnych ludzi... Czasami dziwaków.
Niektórzy są naprawdę dziwni.
Wiesz, mamusiu...
Jenny jest dla mnie taka miła, ciągle mi coś daje... Rozpuszcza mnie.
Myślę, że była bardzo samotna wcześniej... Nim salon zaczął tętnić życiem.
- Widziałaś się z Ulf'em? - Nie.
Jest tu w mieście? Nie miałam pojęcia.
- Stary, dobry Uffe. - Wyprowadził się po twoim wyjeździe.
Naprawdę? Rozumiem...
Przykro to słyszeć.
Komu teraz wynajmujesz pokój?
Pokój czeka na jego powrót.
Mamusiu!
Co cię gryzie, Nelly? Tak trudno to powiedzieć?
Czymże to jest? Niczym.
Cóż to mogłoby być? Nie widzisz, że jestem szczęśliwa?
- Że wszystko w porządku. - Nie mówisz mi prawdy.
Musisz mi powiedzieć o co chodzi!
To bez znaczenia, najdroższa mamusiu.
Podano kolację.
Mała Nelly.
/- Nie rozumiem, gdzie podziewa się Jack. /- Zawsze się spóźnia.
Mój pół-bratanek często tu bywa.
Jest aktorem. Od dłuższego czasu bezrobotnym.
- W zeszłym tygodniu miał występować w radiu. - Nie wiedziałam.
I stara się o rolę w filmie.
- A co z pracą w radiu? - Wykreślili go.
Rola w filmie byłaby dobra.
Ale to pewnie jego kolejny wymysł.
Czemu tak mówisz?
Mówiłaś, że to wielki talent.
Jesteś pewna, że to nie są jego słowa?
Nie powinnaś wspominać o Jack'u w obecności mamusi.
Czemu się tak ekscytujesz, Nelly? Dostałaś rumieńców.
Jack to miły chłopiec, choć czasami ponosi go fantazja.
Jest artystą, czego ty nie pojmujesz.
Jak dostanie rolę, powinien zacząć żyć na własny koszt.
Wcześniej nie chciałaś jego pieniędzy.
Bo wiedziałam, że ich nie ma.
Były kłamstwem... jego artystycznym wymysłem, jeśli tak wolisz.
Wstajemy?
Będę się zbierać. Muszę zdążyć na pociąg.
Szkoda, że nie mogę cię odprowadzić. Przyjedziesz niedługo?
Nie za szybko.
Dziękuję. Dam sobie radę.
Więc ja cię odwiedzę.
Zawsze będziesz mile widziana, przecież wiesz.
Nelly...
- Przepraszam, panna Ingeborg? - Tak.
Jestem Jack.
Mieszkam u Jenny... od czasu do czasu.
- Odwiedzała je pani? - Tak.
- Ale wracam nocnym pociągiem. - Rozumiem.
- Mogę panią odprowadzić? - Proszę się nie fatygować...
Żaden problem. Ruszajmy!
To pani bilet. Ten do wagonu sypialnego i trochę słodkości.
I gazeta.
Bardzo dziękuję za pomoc.
Nie ma za co.
Powinien pan stąd jak najszybciej wyjechać.
Im dłużej to trwa, tym lepiej.
Nie chce pan chodzić na przyjęcia z Nelly?
- Nie o to chodzi... - Nie?
Niech pani śmiało pyta.
O co?
"Czy Jenny chodzi z nami na przyjęcia?".
Odpowiedź brzmi: "Nie, nie chodzi".
I wszystko wrze jak w kotle.
Do chwili, gdy poznałem pani córkę...
Mówię "pani", bo to prawda, mimo, że to Jenny ją urodziła.
Od tego momentu,
nie jestem już lunatykiem, żyjącym blaskiem księżyca.
- Rozumie pani? - Nie za bardzo.
Trudno to pojąć.
- Chcę powiedzieć, że... - Kocha pan Nelly?
Nie o to chodzi. Wcale nie o to mi chodzi...
Nie potrafię kochać... nikogo poza sobą.
Ale Nelly... jest kimś realnym, jeśli pani wie, co mam na myśli.
Wiem.
Jest tak realna, że ja jeszcze bardziej odrywam się od rzeczywistości
i zastanawiam się po cóż mi dalej żyć niczym duch.
Chyba pana rozumiem.
Mógłbym ją potraktować jak moją kotwicę w rzeczywistości.
Dla mojego własnego dobra.
To czysto egoistyczny punkt widzenia.
- To cena, jaką trzeba za to zapłacić. - Tak.
Jeśli tylko bierzesz, nie dając nic w zamian, czeka cię najsurowsza kara.
Ma pan papierosy? To co pan mówi jest niepokojące.
- Oczywiście. Proszę bardzo. - Dziękuję.
- Szczerze mówić to panią podziwiam. - Mnie?
Ciągle pani dawała, nie myśląc o sobie.
Czyżby?
Nelly ciągle o pani mówi. Ona panią kocha.
Pewnego dnia wróci do pani. I to będzie pani nagroda.
Jenny i ja będziemy musieli zapłacić.
Jenny... żeruje na mnie.
A ja żeruję na Nelly. To odrażające.
Powinniśmy się cieszyć, że mogła być u nas.
I powiem pani coś jeszcze.
Dziś mam zamiar zdjąć ten prążkowany garnitur,
zapakować go i wysłać do Jenny.
Zapyta pani, co potem zrobię.
Założę stare łachmany.
Odejdę od Jenny i całej reszty.
Zamieszkam pod jakimiś schodami, gdzie będzie docierać blask księżyca.
Będę spoglądał na pole,
zatokę... i dwa młyny.
Lepiej się zbierajmy, bo spóźni się pani na pociąg.
- Dziękuję za dotrzymanie mi towarzystwa. - Nie ma za co.
Niech pan dba o tę dziewczynę. Ona trzyma pana stronę...
Nie wiem, czy pana kocha.
Czuję niepokój. Coś wisi w powietrzu, ale nie wiem co.
/Uwaga! Uwaga!
/Proszę pasażerów nocnego ekspresu /o zajmowanie miejsc.
/Proszę zamykać drzwi.
Idę spać. Padam z nóg...
Odwiedzałam moje wnuki.
Nie jestem twoją prawdziwą matką.
Inne dzieci powiedziały mi o tym dawno temu.
Nie chciałam ci o tym mówić, żeby cię nie zasmucać.
Naprawdę?
Pamiętam jej bierzmowanie. Sprzedałem książki, żeby były pieniądze na jej sukienkę.
/- Ty i ja zawsze ją kochaliśmy. - Kocham tylko siebie.
Mógłbym ją potraktować jak moją kotwicę w rzeczywistości.
Dla własnego dobra.
To nie dla jej dobra, lecz własnego chcesz ją zatrzymać...
Dobry Boże, czemu mi się to przytrafia? Jestem starą kobietą.
Byłam przekonana, że zawsze ją kochałam dla jej dobra.
Po cóż innego miałabym żyć?
Dobry Boże, zabierz ode mnie te myśli!
Nie chcę tak myśleć! Nie zniosę tego!
Pomocy! Nie chcę umierać! Nie chcę umierać!
Pomocy! Proszę! Nie zniosę tego!
Uspokój się!
Pewnie coś ci leży na żołądku.
Gdy ja mam z nim problem zawsze śni mi się wielki murzyn odgryzający mi palce u nóg.
Cokolwiek to znaczy. Proszę, napij się wody.
Jeszcze łyczek.
Już dobrze...
Zostaw włączone światło to będziesz mogła spać.
Dzień dobry, Uffe!
- Witaj z powrotem. - Pisałaś, że pokój jest wolny.
- Zostaniesz? - Tak, chyba tak.
Jak ci się podobało w wielkim mieście?
Nie za bardzo.
Skoro łaziłem tylko tęskniąc za Nelly,
pomyślałem, że równie dobrze mogę to robić tu.
- Nelly pisała do ciebie? - Nie... Tak... Otrzymałem pocztówkę.
- Byłaś u niej? - Tak.
- Co u niej? - Nie jestem pewna, Uffe.
- Chyba nie jest szczęśliwa. - Mogę coś z tym zrobić?
- Nie. - Czemu?
Z czymś takim każdy musi uporać się w pojedynkę.
Nikt nie może pomóc.
- A co potem? - Potem?
Będzie dobrze, jeśli jeszcze tu będziemy.
- Cześć. - Cześć.
Nie pal tu, proszę. Jenny nie lubi tego.
- Czyż to miejsce nie jest dziwne? - Czemu?
Wszystkie te odcięte głowy...
- Co to za muzyka? - To z teatru obok.
Chciałbym tu przyjść, gdy będzie pełno kobiet.
Spojrzałbym w ich oczy: "Teraz powiedzcie wszystko Jack'owi".
- Czemu nie spytasz Jenny? - Nie mówmy o Jenny!
Co ci jest? Nie jesteś dziś sobą.
Prosiłam, żebyś nie palił!
Pewnie...
Mówisz, że nie jestem sobą?
Ty też nie jesteś sobą.
Jesteś nieszczęśliwy, Jack. Co ci jest?
Coś się stało? To ma związek z Jenny?
Kocham tylko jedną osobę i tą osobą jest ona.
- Czemu od niej nie odejdziesz? - Próbowałem się trzymać z daleka.
- Ale nie starczyło mi sił. - Czemu?
Nie zadawaj pytań, na które nie chcę odpowiadać, bo znów odejdę.
Nie dotykaj mnie!
Do tej pory trzymałam się z daleka i nie zamierzam tego zmieniać!
Czemu mnie tak dręczysz?
Nie kochamy się.
Nie wiem.
Zmieniłaś dla mnie wszystko, więc to twoja wina.
Biedny Jack.
Zbyt często to sobie powtarzałem. To prowadzi donikąd!
Nie będę już robił dobrej miny do złej gry. Zabiję się!
To tylko gra.
Choć zawsze noszę...
...pistolet w kieszeni.
Nie wiem czy chcę nim zaimponować sobie,
czy wystraszyć takie młódki, jak ty,
czy może jestem śmiertelnie poważny.
Naprawdę nie wiem.
Biedny Jack.
Pewnie... Pewnie.
Ale nie mi powinnaś współczuć.
Dostałaś od życia to, co chciałaś.
I musisz za to zapłacić cenę.
To i tak nie powstrzyma twoich żałosnych słodkich słówek.
Szkoda, że nie mogę ci pomóc.
- Możesz, Nelly. - W jaki sposób?
Weź mnie za rękę, zaprowadź na policję i powiedz:
"Ten chłopak chce się przyznać do morderstwa".
Policjant spyta:
"Morderstwa?".
Odpowiesz: "Tak".
"Zamordował dziewczynę, z którą mieszkał".
"Była w ciąży".
"Odkręcił zawór gazu i upozorował wypadek".
"To było bardzo sprytne... Bardzo!"
Nie odczuwasz żadnego żalu?
Nic nie mogłem zrobić, Nelly.
Pójdę z tobą na policję... Obiecuję.
- Jutro? - Tak...
Jutro.
- Jesteś dla mnie taka miła, Nelly. - Nie...
Mogę cię pocałować?
Wystraszyłem cię?
- Kocham cię, Nelly! - Nie mów tak, bo to nieprawda.
Naprawdę cię kocham!
Ja ciebie też.
Podobało ci się?
Ubierz się, Nelly. Pomogę ci.
Nie bój się, moja droga, chciałam tylko pomóc.
Uspokój się. Wszystko będzie w porządku.
- Jak długo to trwa? - Nie odpowiadaj!
- Wynocha! - Nie, chyba zostanę.
Naprawdę? Więc zostań.
Wybacz mi, Nelly!
Już ci lepiej?
Nie powinnaś słuchać Jack'a.
Byłam głupia myśląc, że on może mieszkać w moim domu.
- On jest chorym człowiekiem. - Nie słuchaj jej!
Opowiedział ci o zamordowaniu dziewczyny, z którą mieszkał?
Miała dwójkę dzieci. Zagazował wszystkich i upozorował wypadek.
Prosił, żebyś poszła z nim na policję
i pomogła mu zgłosić tę zbrodnię?
Pokazał ci pistolet, mówiąc, że musi skończyć z życiem w blasku księżyca?
Jenny, dość tego!
Pewnie powiedział ci też, że byłaś jego kotwicą w rzeczywistości.
Że nie może już udawać. Że albo umrze albo pójdzie na policję.
Mówił tak? Ilu jeszcze ludziom to mówił?
Ilu ludziom namieszał w głowach swoimi księżycowymi fantazjami?
Aż go znalazłam i wysłałam do lekarza.
Nie mówisz prawdy, Jenny!
Płaciłaś mi, jak kochankowi.
Byłaś zbyt stara... Żaden cię nie chciał.
Bałaś się samotności, a ja byłem twoim kołem ratunkowym.
I dokładnie z tego samego powodu ściągnęłaś tu Nelly.
Ale koniec tych cholernych kłamstw!
Nigdy nie było w tobie dobroci.
Pozwalałam ci zostać tylko z dobroci serca. Mogłam cię wyrzucić w każdej chwili.
Podobnie postąpiłabyś z Nelly, gdyby tylko sprzeciwiła się twojemu zdaniu.
- Odchodzę. - Naprawdę?
Żegnam.
Pewnie... Przypuszczam, że idziesz się zastrzelić?
Mam nadzieję, że twój pistolecik na kapiszony jest odpowiednio naładowany.
Wiesz przynajmniej, gdzie masz głowę, żebyś przypadkiem nie trafił w coś innego?
Masz rację, droga Jenny.
Pewnie się nie zastrzelę.
Ludzie mojego pokroju nie popełniają samobójstwa.
To nie w naszym stylu.
Żegnaj, Nelly.
Żegnaj, Jenny.
Dzięki za wszystko.
Gdybym mógł zwrócić ci pieniądze wydane na mnie, nie zrobiłbym tego!
Głupie kobiety twojego pokroju mogą winić tylko siebie!
- Zrobi sobie krzywdę? - Nie, głuptasie.
Ja też wyjadę...
Pewnie... Wyjeżdżaj... i zostaw mnie tu samą jak palec.
Uwierz mi, wytrzymam wiele.
Wcześniej też byłam sama i było mi dobrze, może nawet lepiej.
Gdy ujrzałam Ingeborg, starą, brzydką i steraną życiem kobietę,
pomyślałam: "Też jestem taka stara".
Z zewnątrz tego nie widać, ale pod tą twarzą...
Dobry Boże!
Ludzie zawsze ode mnie uciekają? Czemu? Nigdy tego nie rozumiałam.
Odejście twego ojca było najgorsze, bo go kochałam.
Po nim odeszli wszyscy inni. A teraz ty i Jack...
Czemu nie idziesz?
Idź z Jack'em!
Powiem ci, że w głębi duszy to słodki chłopiec.
Nie lubił mnie, chociaż ja go lubiłam.
Masz pieniądze na powrót do domu?
Do domu... Powrót do domu...
Czy to były strzały?
- Strzały? - Słyszałam dwa wystrzały!
/Jack! Jack!
/Nie! Nie! /Puśćcie mnie!
/Puśćcie mnie!
Czytał afisz teatralny...
Ni z tego, ni z owego wyciągnął pistolet i strzelił sobie w twarz.
Paskudny widok.
Przykryłem jego głowę gazetą.
Jak dobrze być tu z powrotem.
- Czemu u licha się wyprowadziłeś? - Musiałem postradać zmysły.
Ale tu teraz panuje cisza.
Zgadza się.
Jaka idylla...
- Nie chciałam przeszkadzać... - Nie szkodzi, przywykliśmy do tego.
Ulf wrócił z porodu cielęcia i popijaliśmy sobie herbatę.
Częstuj się, jeśli masz ochotę.
/Dziękuję za herbatę. /Było bardzo miło.
Bawcie się dobrze.
Ulf jest taki przystojny.
Może go poderwiesz?
On potrzebuje kogoś, kto się nie zaopiekuje.
Statecznej, starszej kobiety, takiej jak ty.
Ingeborg!
- Masz jakieś wieści od Nelly? - Tak.
- Wszystko u niej w porządku? - Tak.
- A coś więcej? - Nic co by cię interesowało.
Ingeborg...
- Jedna rzecz nie daje mi spokoju. - Jaka?
Czy kiedykolwiek dojdzie do czegoś między Nelly i Ulf'em?
Bardzo mu na niej zależy.
Słuchaj, Jessie... Nelly ma się dobrze.
Jest szczęśliwa i nie pali się do powrotu.
Nie wiem nic na temat jej relacji z Ulf'em.
Spodziewałaś się jej dziś w domu?
Nelly...
Byłabym wdzięczna, gdybyś poszła do siebie, Jessie.
Przyjdę później.
Już dobrze...
Nie jestem chora.
Wezmę twój płaszcz.
Właśnie zaparzyłam herbatę.
Ale niespodzianka.
Nic się tu nie zmieniło.
Wszystko na swoim miejscu.
Pianino, fotel...
- Czy Uffe nadal tu mieszka? - Oczywiście.
Wyjechał na jakiś czas, ale miał dość i wrócił.
- Mogę się z nim przywitać? - Oczywiście.
- Ja tymczasem przygotuję coś do jedzenia. - Nie jestem głodna.
Pewnie, że nie jesteś. Ale gdy będzie na stole, to pewnie zjesz.
/Co? Jesteś w domu?
Tak...
Nieoczekiwanie wzięłam sobie wolne.
Zmieniłaś się. Ale dla mnie jesteś taka sama. Myślałem, że...
- Nie mów nic więcej! - Muszę!
- Mam ci tyle do powiedzenia... - Przestań, Ulf...
Przez wiele przeszłaś, ale wróciłaś tu, żeby zostać.
Czekałem, gdy byłaś dziewczynką i gdy cię teraz nie było...
Czy to nie dość długo? - Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi...
Ale ja pragnę czegoś więcej. Nie widzisz tego?
Ledwo co przyjechałam, a ty już się oświadczasz.
Nie widzisz, że nie jestem tą samą Nelly, która wyjechała?
Jestem kimś zupełnie innym!
Bierz mnie, jeśli masz odwagę! Przecież tak mnie kochasz!
Brak ci odwagi?
- Nelly, coś ci dolega. - Tak, coś mi dolega! Nie jestem sobą!
Wystraszyłam cię trochę, prawda?
Nie, nie boję się ciebie.
Boję się myśleć o tym, przez co musiałaś przejść.
Czemu mnie wtedy nie zdobyłeś? Czemu pozwoliłeś mi wyjechać?
- To moja wina? - Nie.
Byłem częścią szarej codzienności, staruszkiem...
- Wiem, że cię krzywdzę. - Nelly...
Zostaw mnie.
Masz kogoś?
Jesteś taki naiwny. Musisz zadawać tyle pytań?
- Nic nie rozumiesz? - Wybacz mi.
Nie chciałem cię zranić.
Pójdę na spacer.
/Bardzo za tobą tęskniłem. /Mogę choć tyle powiedzieć?
To było straszne.
Ona wie, że tu jesteś?
- Powiedziałam służącej, że jadę do domu. - Więc możesz bez obaw się rozpakować.
Nie wiem, czy kiedykolwiek dojdę do siebie.
Przed oczami mam ciągle dwa obrazy...
Twarz cioci *** manekinem...
...i Jack leżący na ulicy z gazetą na twarzy.
Powracają nieustannie...
Co mam teraz począć?
Pamiętasz czasy, gdy byłyśmy bez grosza przy duszy?
Co wtedy zwykłam mawiać?
Może jutro wydarzy się coś miłego.
Musimy żyć dalej.
Nie wolno tracić głowy, gdy życie się komplikuje.
A co z Uffe?
Napędziłaś mu niezłego stracha.
Tak, chyba tak.
Napijmy się herbaty.
/Niedługo wychodzę do kościoła.
/Będę dziś bardzo długo grała.
Moja mamusia...
Ingeborg!
Wyszła pani na spacer w ten piękny wieczór.
Tak, muszę załatwić parę spraw.
- Słyszałem, że Nelly wróciła... - Tak, będzie u mnie jakiś czas...
- A co u pani? - W porządku.
Już się nie boję.
To bardzo dobry skrót.
- Do zobaczenia. - Do zobaczenia.
/Zostawmy tu pannę Ingeborg, /stojącą w blasku słońca.
/Obserwującą dwoje młodych ludzi...
/spacerujących ulicą.
/Idących osobno, /ale w tym samym kierunku.
/Nelly i Ulf.
/Bezruch tego sobotniego wieczoru
/objął łagodnymi dłońmi to miasteczko,
/to bardzo małe miasteczko.
Tłumaczenie z angielskiego: Gal Anonim.
Fragmenty "Romea i Julii" w przekładzie Józefa Paszkowskiego.
Odwiedź www.NAPiSY.info