Tip:
Highlight text to annotate it
X
Co można powiedzieć o "Świecie Wayne'a"?
To jeden z tych filmów, który zdefiniował wczesne lata 90-te.
Robi sobie jaja z całej taniochy, która miała wówczas miejsce
i jest coraz bardziej zabawny za każdym razem, kiedy go oglądam.
Oczywiście musiały powstać gry.
Oto "Świat Wayne'a" na NESa.
Trudno sobie wyobrazić *** czym można tu pracować?
Film jest o dwóch kolesiach, którzy nadają audycję z piwnicy.
Pojawia się sponsor i próbuję ukraść ich show,
a reszta to po prostu same żarty.
Jak więc zamienić to w grę?
Przekonajmy się.
Ok, właśnie tak. Tak należy zrobić grę "Świat Wayne'a".
Niech po prostu Garth biega z pistoletem laserowym
i strzela do wszystkiego.
To się nazywa kreatywność - NIE!
Spójrzcie na to szaleństwo - chodzące werble, latające talerze.
Rozumiecie? Ponieważ Garth gra na perkusji -
zostaje wysłany do świata bębnów.
Co to jest za pomysł?
Grafika powoduje, że chyba mi się uleje.
Jest nijaka niczym kolorowanka w przedszkolu.
Pomarańczowe ściany, purpurowa podłoga.
Garth jest prawie całkiem biały.
Jakby nie mieli czasu go pokolorować.
To wygląda okropnie.
"To z całą pewnością ssie."
Muzyka - i nie obsrywam was - to po prostu dwusekundowa pętla,
puszczana w kółko.
"Dostaję od tego bólu głowy."
Układ poziomów to żart.
Nawet w najbardziej liniowej platformówce, nadal trzeba wykombinować,
która ścieżka jest najlepsza.
"Czy powinienem iść po tej platformie, a może powinienem przejść pod nią?"
Tutaj można pozostać na dole i iść cały czas w prawo.
Żadnej strategii.
"Nie wiem nic o grach, ale to co powiedziałeś przykuło moją uwagę."
W następnym etapie gram jako Wayne.
Ale tutaj gra zaczyna być niesamowicie trudna.
Wayne nie umie nic zrobić, poza tym niezgrabnym kopnięciem.
Oczywiście Wayne znany jest ze znajomości sztuk walki.
Nie można nic zabić, chyba że jest zaraz przy mnie.
W większości przypadków zginę pierwszy.
I wtedy wracam do etapu Gartha.
Właśnie tak - ginę raz i muszę zaczynac od nowa.
"Postaramy się, dobra? Daj nam drugą szansę."
Etap bonusowy ma miejsce w sklepie z pączkami.
Choć wygląda bardziej jak fabryka oczu.
Łażę w kółko i zbieram pączki.
Ale nigdy nie wiem jak zebrać pączki w środku.
I za każdym razem gdy zeskakuję, dostaję obrażenia.
Wszystko jest do bani.
Podoba mi się, jak w jednym z filmów przerywnikowych,
a używam tego zwrotu bardzo swobodnie,
mówią o wybraniu się do "Gazowni", żeby obejrzeć zespół.
Wspominają przy tym "Parszywych Beatlesów".
W filmie byli "Gówniani Beatlesi".
Szkoda, że nie mogli użyć słowa "gówniane" w grze na Nintendo,
ponieważ właśnie "gówniane" to najlepsze słowo, by to wszystko tu opisać.
Przeciwnicy są tak tani, jak to tylko można sobie wyobrazić.
Gdzie Wayne i Garth mogliby walczyć z pająkami i ninja?
Kogo to obchodzi? Jeżeli tylko gra będzie nazywać się "Świat Wayne'a" -
dzieciaki ją kupią.
"Dzieci chuja wiedzą."
Najwyraźniej nie zaszedł żaden proces myślowy za tym żałosnym bajzlem.
Po prostu zrobili grę opartą o popularny film i wysrali ją do sklepów.
"Ludzie robią rzeczy tylko dlatego, że mają zapłacone. A to naprawdę smutne."
Możemy też pogadać o 8-bitowej frustracji.
Nienawidzę tego kopnięcia. Trzeba wykonać je idealnie w czasie.
Boże...
Czym w ogóle są te rzeczy? Latającymi ekranami telewizorów?
Nie latające telewizory, tylko latające kineskopy.
Wayne jest zwyczajnie beznadziejny.
"A ja po prostu tu zostanę i będę lizał koci zad."
Patrzcie, co się teraz stanie, przeskoczę tam i zabije mnie pająk.
Do diabła z tą grą. Nie mogę powiedzieć, że oczekiwałem, że będzie dobra,
ale to, to po prostu maksymalna katastrofa z dupy.
Zabierz ją, Garth.
Nie uwierzycie, ale jest jeszcze jedna.
Na Super Nintendo.
"Nie byłem tego świadomy."
Jedyna różnica jest taka, że przechodzimy
z 8-bitowych wymiocin, do 16-bitowych wymiocin.
Ta jest tak samo kiepska jak poprzednia, choć bez odruchu wymiotnego
spowodowanego zjedzeniem psiego gówna zmiksowanego z kozimi szczochami.
"To jak Star Trek: Next Generation - pod wieloma względami jest lepszy,
ale nigdy nie będzie tak rozpoznawalny jak oryginalna seria."
Gra zaczyna się, kiedy Wayne i Garth robią listę 10 najgorszych gier.
Ironia tego jest porażająca.
W tej grze Wayne próbuje uratować Gartha,
co już jest rozczarowujące, że nie można grać obiema postaciami.
To jak Bill i Ted tylko z Billem, albo Beavis i Butt-Head tylko z Beavisem.
Wayne wygląda jak bobblehead.
Bronią jest gitara, która strzela Sonic Boomami.
A otoczenie, ponownie, zbudowane jest z różnych elementów sprzętu muzycznego.
Instrumenty wszelkiego rodzaju, nawet kobzy i wzmacniacze strzelające błyskawicami.
Pomyślałby ktoś, że wymyśliliby coś bardziej oryginalnego.
"Tak, a małpy wylatują mi z tyłka."
Głosy są powtarzalne do bólu.
Za każdym razem gdy Wayne zdobywa przedmiot, mówi "doskonale".
"Doskonale."
I za każdym razem gdy zostaje trafiony, mówi "Nie!".
"Nie!"
To nie ma zupełnie sensu. Co on niby neguje?
Zazwyczaj "nie" następuje po ironicznej wypowiedzi.
To jak tłumaczyć to Boratowi.
"Ten garnitur jest NIE czarny."
"Nie, nie. NIE musi być na końcu."
"Ten garnitur jest czarny nie."
Ne ma znaczenia to, czy głosy zostały użyte we właściwym kontekście.
Jednak słuchanie ich ciągle w kółko staje się niesamowicie denerwujące.
"Doskonale." "NIE!"
Może byłoby miło usłyszeć je raz lub dwa,
ale kto uznał to za dobry pomysł, żeby to tak zaprogramować?
Czy oni byli niedorozwinięci?
"Ogarnijcie się!"
Sterowanie jest okropne.
Nie można strzelać i kucać.
"NIE!" "NIE!"
Przypadkowo można wskoczyć na platformę wyżej.
A przy próbie skoku na cokolwiek, trzeba spadać pod odpowiednim kątem,
inaczej przelatuje się przez to coś.
"NIE!"
Po jakimś czasie można się do tego przyzwyczaić,
jakby mózg przełączył się w tryb chujowości i przystosował do kiepskiego sterowania.
"To jak nowa para majtek. Na początku trochę uciskają,
ale po czasie stają się częścią ciebie."
I mimo że przeszedłem przez tą zasraną ścieżkę adaptacji,
nadal nie mogę przejść pierwszego rozdziału.
"Niegodni!" "Niegodni!"
A mówiąc o nieliniowości - ten poziom, to labirynt.
Nie mogę nawet zgadnąć gdzie powienienem iść,
nie mówiąc już o przetrwaniu.
"Nie jesteśmy godni!"
Nie mogę przejść pierwszego poziomu, koniec więc z tą grą.
Jednak istnieje kod.
"Nie zdawałem sobie z tego sprawy. Russel, zdawałeś sobie z tego sprawę?"
"Nie, nie zdawałem sobie z tego sprawy."
Możemy więc wprowadzić kod i zerknąć na resztę gry.
"Gramy!"
"Tak, gramy."
Drugi etap ma miejsce w restauracji.
Najwyraźniej Wayne został zmniejszony, albo wszystko jest gigantyczne.
Nie ma to nic wspólnego ze "Światem Wayne'a".
A może myśleli, że robią adaptację "Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki".
I wszystko tu żyje - filiżanki do kawy, człowiek-pączek.
Co tu się w ogóle dzieje?
"Hej, panie pączkogłowy, kto próbuje cię zabić?"
"Nie wiem, ale lepiej, żeby tego nie robili."
"Oh, nie jest dobrze, nie jestem szczęśliwy, o nie."
A zgadniecie kto jest bossem w tym etapie?
Spodziewalibyście się czegoś innego niż gigantyczny pączek?
Muzyka w tym etapie brzmi naprawdę znajomo.
Czy to ma być "Foxy Lady"?
Tak właśnie brzmi. Może nie mieli praw do oryginału.
"Odmowa!"
Gra zawiera także najbardziej zarżniętą wersję "Bohemian Rhapsody" w historii.
Trzeci etap przenosi nas do gazowni.
Pamiętacie irytującą dziewczynę Wayne'a?
Pojawia się ona w grze.
Wielokrotnie.
"Cześć Wayne!"
Czyżby znalazła sposób na klonowanie?
Co to w ogóle za bar?
W jakim barze stoją automaty w miejscach, gdzie żadna normalna osoba by nie weszła?
W jakim bardze znajdziemy ogień wystrzeliwujący z podłogi.
Główny przeciwnik, to strzelające laserami kule dyskotekowe.
Bardzo oryginalne.
Moje ulubione są jednak rzutki.
Jakby ludzie rzucali do tarcz, a ja wchodziłbym im w drogę.
"NIE!"
Nie uwierzycie kto jest bossem.
Poważnie - zgadnijcie, kto to.
Gigantyczna kula dyskotekowa? - Nie.
Gigantyczne flipery? - Nie.
Jakiś niezidentyfikowany gość z baru? Nie.
Odpowiedź brzmi... Elvis.
Elvis pojawia się w grze o "Świecie Wayne'a".
"Czy to nie dziwne?"
"To dziwne stary, bardzo dziwne."
Czy mogło być coś bardziej nie na miejscu?
Czy Wayne nie żył w latach 90-tych?
Co tam robi Elvis?
Czy musi tyle gadać?
"Dziękuję bardzo."
Ostatni poziom to dzielnica wessana do czyśćca, chyba.
Po prostu to zmyślam.
Pełno tu domów unoszących się w chmurach.
Jak inaczej to opisać?
Projekt poziomów nadal odrzuca.
Co mnie blokuje? Słup, który jest na pierwszym planie?
Czy nie powinienem móc przejść za nim?
"Obsrano mnie, właśnie tak, obsrano!"
Występują tu obłąkani hokeiści, którzy nawet nie przypominają istot ludzkich.
Ale co jest, według tej gry, istotą ludzką? Ktoś, kto wygląda jak bobblehead,
czy ktoś, kto wygląda jak kreskówkowy potwór?
Ostatni boss w tej grze, jesteście na to gotowi?
Żelatynowy sześcian, który pochłonął Gartha.
W sumie to zabawne, bo na ile przypadkowa jest ta bryła,
to jednak była wspomniana w filmie,
jako gra video w salonie gier.
Ale nie pomyślałbym nigdy, że zobaczę żelatynowy sześcian w prawdziwej grze.
Zakończenie to po prostu kolejny przerwynik, z Waynem i Garthem
To to samo, co można obejrzeć między poziomami,
więc to nic szczególnego.
Ta gra jest ledwie odrobinę lepsza, niż wersja na NESa.
Ale obie powodują, że zastanawiam się, co oni sobie myśleli.
Wiecie co chciałbym zrobić?
"Tak, wiem co chciałbyś zrobić."
"Chciałbyś znaleźć gościa, który to zrobił."
"Wyrwać mu bijące wciąż serce z klatki, i przytknąć je do twarzy."
"Żeby zobaczył jak czarne jest, zanim umrze."
Właściwie to myślę, że się porzygam.
Tłumaczenie: Michał Kozownicki Korekta: Marta Kozownicka