Tip:
Highlight text to annotate it
X
Tłumaczenie w/g skryptu:
Sabat1970 & martek76
Na co patrzysz, Caroline?
Na wiatr, mamo...
Mówią, że nadciąga huragan.
Czuję się jak na łodzi...
jakbym dryfowała.
Mogę coś dla ciebie zrobić, mamo?
Jakoś ci ulżyć?
Nic już nie można zrobić.
Jest jak jest.
Jest mi coraz trudniej
otwierać oczy.
Mam w ustach kłębek wełny...
Proszę leżeć, panno Daisy.
Zrobi pani sobie krzywdę.
Chcesz więcej leków, mamo?
Lekarz powiedział, że możesz
dostać tyle, ile zechcesz.
Nie ma potrzeby cierpieć.
Mamo...
przyjaciółka powiedziała mi,
że nie miała okazji,
żeby pożegnać się
ze swoją mamą.
- Chcę...
- Caroly...
Chcę ci powiedzieć,
jak bardzo będę za tobą tęsknić.
- Boisz się?
- Jestem ciekawa...
co będzie potem.
Wybudowali tę stację kolejową
w 1918.
Twój ojciec był tam, w dniu,
kiedy ją otworzyli.
Mówił, że...
grała orkiestra dęta.
Najlepszy zegarmistrz na całym Południu
wykonał ten wspaniały zegar.
Nazywał się... pan Gateau.
Pan Ciasteczko.
/Miał za żonę Kreolkę
/z parafii ewangelickiej...
/i mieli syna.
/Pan Gateau był, od urodzenia,
/kompletnie ślepy.
/Gdy jego syn wydoroślał,
/wstąpił do armii.
/Modlili się, żeby Bóg zachował go
/z dala od niebezpieczeństw.
/Całymi miesiącami nie robił nic innego,
/tylko pracował *** tym zegarem.
/Pewnego dnia... przyszedł list...
/...i pan Gateau, by spędzić noc,
/poszedł do łóżka sam.
/Ich syn powrócił do domu.
/Pochowali go w rodzinnym miejscu,
/gdzie spoczną obok niego,
/gdy nadejdzie ich czas.
/Pan Ciasteczko pracował ***
/swoim zegarem,
/by ukończyć go na czas.
/To był pamiętny poranek.
/Ojciec mówił, że wszędzie
/było pełno ludzi.
/Przybył nawet Teddy Roosevelt.
Chodzi do tyłu!
Tak go skonstruowałem.
Być może teraz, chłopcy,
których straciliśmy na wojnie,
będą mogli powstać
i znów wrócić do domu...?
/Wrócić na farmy, do pracy,
/mieć dzieci,
/żyć długo, pełnią życia.
/Być może, mój własny syn
/znów powróci do domu...?
Bardzo mi przykro,
jeśli kogoś uraziłem.
Mam nadzieję, że podoba się
wam mój zegar.
/Już nigdy więcej,
/nikt nie widział pana Ciasteczko.
/Jedni powiadali,
/że z bólu pękło mu serce,
/drudzy, że wypłynął w morze.
Przepraszam, mogę pójść zadzwonić?
Ktoś opiekuje się moim synkiem.
Oczywiście.
Mam nadzieję,
że cię nie zawiodłam.
Nie mogłabyś mnie zawieść.
Cóż... żałuję, że nie dałam
z siebie więcej.
W mojej ciemnej walizce...
...jest pamiętnik.
Ten?
Mogłabyś... przeczytać mi go?
Skoro sobie tego życzysz...
Sto razy próbowałam
go przeczytać, ale...
Mamo, to niezupełnie...
Tylko dźwięk twojego głosu, kochanie...
Dobrze.
Zaczyna się datą:
4 kwietnia 1985 roku.
Nowy Orlean.
Oto moja ostatnia wola i testament.
Niewiele mam do pozostawienia.
Kilka drobiazgów, żadnych pieniędzy.
Odejdę z tego świata tak samo,
jak nań przyszedłem...
sam i bez niczego.
Wszystko, co posiadam,
to moja opowieść.
Spisuję ją teraz,
póki jeszcze pamiętam.
Nazywam się Benjamin.
Benjamin Button.
/Urodziłem się w przedziwnych okolicznościach.
/Skończyła się I Wojna Światowa.
/Powiedziano mi, że była to
/wyjątkowo dobra noc,
/żeby przyjść na świat.
Co ksiądz tu robi?
Thomas...
- obawiam się, że ona umrze.
- Co?
Dość tego... wy wszyscy...
zostawcie ją.
Przybiegłem najszybciej, jak mogłem.
Ulice są pełne ludzi...
Thomas... obiecaj mi,
że będzie miał tu miejsce.
Tak...
/Oddała za mnie swoje życie...
/i za to zawsze będę wdzięczny.
Panie Button...
Thomas!
Thomas!
Thomas... zaczekaj!
Z drogi!
/Co ty tam robisz?!
Co tam masz?!
- Powietrze jest słodkie.
- Tak.
Ślicznie dziś wyglądasz,
panno Queenie.
Nigdy nie widziałem cię
tak ślicznej.
Brązowy pasuje do twoich oczu.
/Niech no spojrzę...
Sam wyglądasz całkiem przyzwoicie.
Hambert jest w mieście.
Wrócił do domu bez nóg, ale...
ale wrócił.
Wiem, że kiedyś coś
do niego czułaś.
Więcej, niż powinnam była.
Panna Simone się sfajdała.
Słodki Jezu...
musi przestać to robić,
albo założę jej pieluchę.
Już idę, panno Jameson!
Chodź...
Jest tak pięknie.
Przejdźmy się.
Zapomnij o tym wszystkim...
Co, w imię Boga...?!
Bóg coś tu narozrabiał.
Mam nadzieję, że nie zrobiłem
mu krzywdy.
- Zostawmy to policji.
- Biedny maluch...
Pójdę po nich.
Pewnie nikt nie chciał
go zatrzymać.
Chodź, dziecinko.
/Queenie!
/- Queenie!
- Zaczekaj chwilę!
Idź do nich.
Zaraz wracam.
/Queenie, ona znowu
/cała się zafajdała!
Jane Childress, zrób jej kąpiel!
Pilnuj pani swojego nosa,
pani Dupree!
Niedługo sama będziesz
robić pod siebie.
- Ktoś ukradł mój naszyjnik.
- Zaraz do pani przyjdę, pani Hollister.
Proszę wrócić na górę, dobrze?
Możesz być brzydki jak stary rondel
ale wciąż jesteś dzieckiem bożym.
/Queenie, ona nie pójdzie się
/kąpać bez ciebie!
Miej litość...
Zaraz przyjdę!
Położę cię tutaj, dobrze?
Siostra dała mi te perły.
Nie mogę ich znaleźć.
- Ktoś kradnie moją biżuterię...
- Są tutaj, pani Hollister.
Na pani pięknej, białej szyi.
Idziemy.
Już cicho.
Żadnych hałasów, nikt nic nie ukradł.
Twardy i silny ale musi
unikać przypadkowych podniet.
Ufam, że mogę liczyć na panie
w tym względzie?
Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
Jest prawie ślepy przez kataraktę.
Nie jestem pewien czy słyszy.
Kości wykazują ostry artretyzm.
Skóra straciła całą swą elastyczność,
dłonie i stopy są skostniałe.
Posiada wszystkie zniekształcenia i upośledzenia
typowe nie dla noworodka,
ale dla osiemdziesięciolatka
z jedną nogą w grobie.
On umiera?
Ciało zawiodło go, zanim jeszcze
rozpoczęło się jego życie.
Skąd się wziął?
To dziecko mojej siostry...
z Lafayette.
Miała godną pożałowania przygodę.
Biedne dziecko na tym ucierpiało.
Urodziło się białe.
Istnieją miejsca dla
niechcianych dzieci, jak to, Queenie.
Tu nie ma miejsca na kolejną
gębę do wyżywienia.
Fundacja Nolana,
mimo najlepszych intencji,
uważa to miejsce
za wielką niedogodność.
- Dziecko tutaj...
- Powiedział pan, że nie ma wiele czasu.
Queenie, niektórym stworzeniom
nie jest pisane przeżyć.
Nie... to dziecko tutaj, to cud.
Na pewno.
Tylko taki cud, który nie każdy
ma nadzieję zobaczyć.
Słuchajcie wszyscy...
Mamy gościa, który zostanie z nami
na jakiś czas.
Moja siostra urodziła dziecko,
ale nie potrafiła postąpić właściwie, więc...
Ma na imię...
Benjamin.
Benjamin...
Jest chory, więc musimy się nim
dobrze zaopiekować.
Miałam dziesięcioro dzieci.
Umiem zająć się każdym dzieckiem.
Niech na niego spojrzę.
Boże w niebiosach...
Wygląda dokładnie, jak mój były mąż.
Jest przedwcześnie postarzały.
Doktor Rose powiedział, że nie zostało mu
wiele czasu na tym świecie.
Witamy w klubie.
Hambert przysyła ci pozdrowienia.
Masz nie po kolei w głowie?
Jestem pewien, że nie masz
obowiązku go zatrzymać.
To nie twoje dziecko.
Może to nawet nie istota ludzka?
Panie Weathers, proszę tu wrócić.
Proszę.
Nigdy nie wiesz, co ci pisane.
/Chyba znalazłem dom.
Czy cokolwiek z tego
jest prawdą?
Masz taki cudowny głos...
Mamo... to stary żeton tramwajowy.
Ten zegar... po prostu chodził...
rok po roku... rok po roku...
/Nie wiedziałem, że byłem dzieckiem.
Wierny, stary przyjaciel...
/Myślałem, że byłem jak wszyscy tam.
/Stary człowiek u schyłku życia.
Przestań walić tym widelcem.
On służy do jedzenia, nie do zabawy.
I używaj serwetki, proszę,
panie Benjaminie.
/Queenie!
Chłopcze...
/Zżerała mnie ciekawość.
/Co było na ulicy,
/albo za następnym zaułkiem?
Benjamin... to niebezpieczne.
Wracaj tu i siedź w miejscu, dziecko.
/Bardzo ją kochałem.
/Była moją mamą.
Mamo... mamo?
Czasem czuję się inaczej,
niż poprzedniego dnia.
Wszyscy czujemy się inaczej,
w taki czy inny sposób.
Ale wszyscy zmierzamy
w to samo miejsce.
Po prostu wybieramy różne drogi,
żeby tam dotrzeć... to wszystko.
Jesteś na swojej własnej drodze,
Benjamin.
Mamo, ile jeszcze mam czasu?
Bądź wdzięczny za to,
co zostało ci dane.
I tak jesteś tu dłużej,
niż powinieneś.
/Niekiedy musiałem spać samotnie.
/Nie miałem nic przeciwko temu.
/Słuchałem jak dom oddycha.
/Wszyscy spali.
/Czułem się... bezpieczny.
/Mieliśmy swoje stałe procedury.
/Każdego ranka, o 5.30,
/bez względu na pogodę,
/generał Winslow, emeryt armii amerykańskiej,
/wciągał flagę.
/Pani Sybil Wagner,
/niegdyś słynna śpiewaczka operowa,
/śpiewała... cóż, Wagnera.
Musimy trochę ożywić
te twoje stare badyle,
żebyś mógł zacząć chodzić.
/Niezależnie od pory roku,
/kolację podawano dokładnie o 17.30.
Mo... lasa.
Melasa.
Melasa.
Nauczyłem się czytać
w wieku pięciu lat.
Mój dziadek szył kostiumy
dla słynnego aktora.
Przynosił mi do przeczytania
każdą sztukę.
“Zacni stróże mego słabego,
spróchniałego wieku.
Pozwólcie spocząć tu
umierającemu Mortimerowi.
Nawet jeśli udało mi się
ujść katu,
członki me płacą cenę
długoletniego więzienia.
Niech te zardzewiałe zamki,
heraldowie śmierci...
dowiodą końca Edmunda Mortimera.”
Miałeś mnie za kompletnego
ignoranta, prawda?
Aktor, dla którego pracował mój dziadek,
to John Wilkes Booth.
On zabił Abrahama Lincolna.
Nikt nie wie, co mu pisane.
W sobotnie wieczory,
mama zabierała mnie do kościoła.
Benjamin!
Co mogę dla ciebie zrobić, siostro?
Ma tak powykręcane wnętrzności,
że nie może mieć dzieci.
Panie, odpuść tej kobiecie jej grzechy,
żeby mogła zrodzić owoc w swoim łonie.
Precz, przeklęte nieszczęście!
Chwalmy Pana!
Alleluja!
Co dolega temu staruszkowi?
Diabeł siedzi mu na karku i próbuje
przedwcześnie wciągnąć go do grobu.
Precz, Zebucharze!
Precz, Belzebubie!
Ile masz lat?
Siedem, ale wyglądam dużo starzej.
Niech cię Bóg błogosławi.
Ma siedem lat.
Oto człowiek z sercem
pełnym optymizmu!
Z duszą pełną wiary!
Wszyscy jesteśmy dziećmi
w oczach Boga!
Ściągniemy cię z tego krzesła...
i sprawimy, że będziesz chodził.
W imię boskiej chwały...!
Powstań!
Śmiało...
Od teraz bóg będzie
*** tobą czuwał!
Sprawi, że ten mały staruszek będzie chodził
bez pomocy kul czy laski!
Sprawi, że będziesz chodził dzięki
wierze i boskiej inspiracji!
A teraz idź.
Zostawcie go.
Powstań, stary człowieku.
Powstań jak Łazarz!
Powiedziałem... powstań!
Tak.
"Krzyknijcie: ""alleluja""."
Pójdź.
Naprzód.
/Gdy teraz o tym pomyślę,
/to był cud...
"/ale znacie to powiedzenie...
/""Co Bóg daje, Bóg odbiera."""
Chwalmy Pana na wysokości...!
/Było tyle uroczystości urodzinowych...
/że gdybyśmy nie oszczędzali,
/zabrakłoby nam świeczek.
Wiecie, że nie lubię urodzin
i nie lubię tortu.
/Śmierć była częstym gościem.
/Ludzie przychodzili i odchodzili.
/Zawsze było wiadomo,
/kiedy ktoś nas opuścił.
/W domu zapadała cisza.
/Było to cudowne miejsce
/na dorastanie.
/Byłem wśród ludzi, którzy zapomnieli
/o niekonsekwencjach wcześniejszego życia.
/Zostały im rozmowy o pogodzie,
/o temperaturze wody w kąpieli...
/o świetle nadchodzącego zmierzchu.
/Zawsze, gdy ktoś umierał,
/ktoś inny zajmował jego miejsce.
/Byłem żonaty pięć razy.
/Wraz z pierwszą żoną zostaliśmy złapani
/przez sąsiednie plemię kanibali.
/Mi udało się uciec przez rzekę.
/Moja żona nie umiała pływać,
/więc, niestety, została zjedzona.
/Moja druga żona nadepnęła
/na kobrę i umarła.
/Małżeństwo ze mną przynosiło pecha.
To pan Oti.
Jest znajomym mojego znajomego.
Jest Pigmejem.
...złapało nas plemię Baschiele.
Sprzedali nas za świnie, buty i piwo
bardzo dziwnemu Amerykaninowi.
Słyszałem, że nie jesteś taki stary,
na jakiego wyglądasz.
Tylko wszystkich nabierasz.
Co się stało?
Dostałeś Madjembe?
"Co to jest ""madjembe""?"
Robaki.
Chyba nie mam robaków.
Po prostu, taki jestem.
Chodź... napijmy się
zimnego piwa korzennego.
Znalazłam pigułki pod
pańską poduszką!
Nie powinienem.
To niebezpieczne.
Kto tak powiedział?
Chodź, człowieczku.
Stój!
Potem byłem w małpiarni,
w zoo w Filadelfii.
Trzy tysiące ludzi przyszło
w pierwszy dzień.
Popatrz.
- Jak to jest, mieszkać w klatce?
- Śmierdzi.
Małpy robią sztuczki.
Rzucam dzidę, siłuję się z Kowali.
To orangutan.
Gdy nie bawiłem się z małpami,
chcieli, żebym rzucał się na kraty
z wyszczerzonymi zębami.
- Co robiłeś potem?
- Potem odszedłem z zoo.
Byłem tu i tam.
Głównie się włóczyłem.
- Jesteś sam.
- Przez większość czasu będziesz sam.
Jesteś inny, niż my.
Tak będzie.
Ale zdradzę ci tajemnicę:
grubi ludzi, chudzi ludzie, wysocy ludzie...
biali ludzie... są tak samo samotni,
jak my.
Ale oni srają ze strachu.
Przypomina mi się rzeka,
*** którą się wychowałem.
Dobrze by było znów usiąść
na jej brzegu.
Chodź, jestem umówiony.
Oto mój mały mężczyzna.
Jesteś gotowy, skarbie?
Zawsze gotowy.
Filamena, pan Benjamin.
- Miło pana poznać.
- Miło mi, proszę pani.
Trafisz sam do domu, prawda?
Ulicą św. Karola do Napoleona.
Gdzie byłeś, na miłość boską?
Wchodź do środka!
Brakowało mi tchu ze strachu.
Tak się o ciebie martwiłam.
/To był najlepszy dzień
/w moim życiu.
Jak jej oddech?
Płytki.
Mówią, że dotrze do nas
za kilka godzin.
Muszę zabrać dziecko
do siostry.
Twierdzą, że szpital nie jest zagrożony.
Pielęgniarki są do pani dyspozycji.
- Da sobie pani radę?
- Tak, czytam jej...
To nie potrwa dłużej,
niż godzinę.
Ktoś tutaj był...?
To tylko Dorothy wychodziła.
Czytaj dalej, Caroline.
W niedziele, rodziny przychodziły
w odwiedziny.
/Było Święto Dziękczynienia, roku 1930.
/Spotkałem osobę, która na zawsze
/odmieniła moje życie.
No proszę, Benjamin.
Muszę przyznać,
że wyglądasz kwitnąco.
Dzień dobry, pani Fuller.
Tylko jedna laska,
plecy proste jak strzała...
Jakim eliksirem się raczyłeś?
Dziękuję pani.
/Babciu!
Spójrz na mnie!
To było naprawdę coś.
Podejdź no tutaj!
To moja prawnuczka, Daisy.
To jest pan...
Obawiam się, Benjamin,
że nie znam twojego nazwiska.
Wystarczy Benjamin.
/Nigdy nie zapomniałem tych
/błękitnych oczu.
Dobrzy ludzie... kolację podano.
...ukochani przyjaciele,
za wszystko, co zsyła Pan. Amen.
Wiedziałeś, że indyki,
tak naprawdę, nie są ptakami?
Czemu tak mówisz?
Należą do rodziny bażantów.
Prawie nie potrafią latać.
Czy to nie smutne?
Ptak, który nie potrafi latać.
Lubię ptaki,
które nie potrafią latać.
Są przepyszne.
To okrutne.
Mam wszystkim coś do powiedzenia...
Gdy dziękujemy Bogu za Jego błogosławieństwa,
Wydarzył się cud.
Bóg nareszcie wysłuchał
moich modlitw.
Co miała na myśli,
że wysłuchał jej modlitw?
Będzie miała dziecko, głuptasie.
To samo powiedziała moja mama,
kiedy miałam mieć małego braciszka,
ale on nie żył długo.
Nie potrafił dobrze oddychać.
...dostał swoje wspaniałe,
skoczne nogi,
takie, jakie obiecał mu
wielki bóg Ngog.
Było wiadomo, że jest piąta godzina,
bo wskazywał ją zegar boga Ngoga.
Czy to nie coś?
- Jeszcze raz. Przeczytaj jeszcze raz.
- Jeszcze raz, proszę.
Dobrze, ale potem musisz
iść do łóżka.
Obiecuję.
- Śpisz?
- Kto to?
To ja, Daisy.
Cześć.
Chodź.
Dokąd idziemy?
Chodź.
Tutaj.
- Masz, zapal.
- Nie wolno mi bawić się zapałkami.
Nie bądź tchórz.
Zapal.
Zdradzę ci sekret
i ty zdradzisz mi jakiś.
Dobrze.
Widziałam jak mama całowała innego mężczyznę.
Czerwieniła się przy tym.
Twoja kolej.
Nie jestem taki stary,
jak wyglądam.
Tak myślałam.
Nie wydajesz się kimś starym.
- Jak moja babcia.
- Bo nie jestem.
Jesteś chory?
Słyszałem jak mama i Tizzy szeptali,
że niedługo umrę, ale...
może nie umrę.
Jesteś dziwny.
Jesteś inny, niż wszyscy,
których dotychczas poznałam.
Mogę?
Tak.
Co ty tam robisz?
Wychodź stamtąd natychmiast
i marsz do łóżka!
Jest po północy!
- Nie wolno wam się razem bawić!
- Tak, babciu.
Marsz do łóżka, młoda damo!
Za mała jesteś, żeby wałęsać się tu sama po nocy.
A ty...
powinieneś się wstydzić.
Różnisz się od innych dzieci.
Jesteś dorosłym dzieckiem i...
ludzie nie będą rozumieć,
jaki jesteś wyjątkowy.
Co jest ze mną nie tak, mamo?
Chodź do mnie.
Bóg jeszcze nie zdecydował, skarbie.
A teraz wracaj do łóżka
i zachowuj się.
No, idź.
Pomódl się, dobrze?
Mówiłem ci już, że piorun
trafił we mnie siedem razy?
Raz, kiedy naprawiałem
cieknący dach.
Raz, kiedy poszedłem wyciągnąć
listy ze skrzynki.
/Nigdy nie zapomniałem jej
/niebieskich oczu.
Mamo... zorientowałaś się, że ten Benjamin
zakochał się w tobie od pierwszego wejrzenia?
Niewielu ludzi tego doświadczyło.
- Mam czytać dalej?
- Tak.
/Gdy urodziło się dziecko,
/wiele się zmieniło.
/Jedni przychodzą na świat,
/inni umierają.
/Tyle osób przewinęło się
/przez ten dom...
Przyszedłem się pożegnać.
Wyjeżdżam.
Wyjeżdżasz?
Dokąd?
Jeszcze nie zdecydowałem.
Wyślę ci pocztówkę, jak już tam dojadę.
A co z twoją przyjaciółką?
Tą wysoką?
Nie jesteśmy już przyjaciółmi.
Tak to czasem bywa z wysokimi ludźmi.
Cóż... żegnaj.
/Owego roku, spędziłem mnóstwo
/czasu samotnie.
Dzień dobry...
Cześć.
- Wprowadzam się dzisiaj.
- Czekaliśmy na panią.
Możesz zaprowadzić ją do
pokoju pani Rosseau?
Przykro mi, ale zazwyczaj
nie wpuszczamy psów do domu.
Ona jest stara jak świat, prawie ślepa.
Nie będzie sprawiać kłopotów.
Cóż, w porządku... tylko niech się
nie plącze pod nogami.
Tędy, proszę.
/Nie mogę sobie przypomnieć,
/jak się nazywała.
/Pani Lawson...?
/Pani Hartford...?
/Może pani Maple?
/To zabawne, że czasem ludzie,
/których najsłabiej pamiętamy,
/wywierają na nas
/największe wrażenie.
/Pamiętam, że nosiła diamenty...
/i zawsze elegancko się ubierała,
/jakby dokądś się wybierała.
/Jednak nigdy nie wychodziła
/i nikt nie przychodził jej odwiedzać.
/Nauczyła mnie grać na pianinie.
Nieważne jak dobrze grasz,
ważne co czujesz, grając.
Spróbuj tak.
Musisz cały oddać się muzyce.
/Nastąpiło mnóstwo zmian.
/Jedne widoczne, inne nie.
/Włosy zaczęły mi rosnąć
/w różnych dziwnych miejscach.
/A także inne rzeczy...
/Czułem się całkiem nieźle,
/zważywszy sytuację...
Kochanie... boli...
Dobrze, mamo.
Pójdę po pielęgniarkę.
/Spójrzcie na te rozmiary.
/To potężny huragan.
Nie czuje się pani
zbyt dobrze?
Nikt nie jest pewien,
czy zostać czy wyjechać.
Ja raczej wyjadę...
To powinno pani znacznie ulżyć.
Zdążyła pani się pożegnać?
Mój ojciec czekał 4 godziny,
aż mój brat dotrze tu z Boger City.
Nie umiał odejść bez niego.
- Wydaje się słodką kobietą.
- Tak...
Nie spędzałam z nią tyle czasu, ile...
- Zajęta jesteś? Potrzebuję pomocy.
- Proszę mi wybaczyć.
Queenie pozwoliła mi jechać
z panem Dawsem...
/...do Poverty Point, popatrzeć na łodzie,
/pływające w dół i w górę rzeki.
/To były ciężkie czasy.
Mówiłem ci już, że piorun
trafił we mnie siedem razy?
Raz, kiedy pilnowałem
krów na polu.
Jeden z moich ludzi
nie przyszedł do pracy.
Chce ktoś zarobić dwa dolary
za dniówkę?
Co jest?
Nikt nie chce uczciwie przepracować dnia
za uczciwą wypłatę?
On nigdy nie płaci.
Nikt nie chce roboty?
Ja chcę.
Utrzymasz się na pokładzie, staruszku?
Tak mi się wydaje.
To mi wystarczy.
Ładuj dupsko na pokład.
Zaraz się przekonamy...
/Byłem szczęśliwy jak diabli.
Potrzebuję ochotnika!
/Zrobiłbym wszystko...
Tak, kapitanie!
Powycieraj to całe ptasie gówno!
Się robi, proszę pana.
/Chcieli mi zapłacić za coś,
/co zrobiłbym za darmo.
/Nazywał się kapitan Mike Clark.
/Pływał na holownikach,
/od siódmego roku życia.
Podejdź no...
Wciąż możesz...
postawić chłopka?
Robię to codziennie rano.
Starego kija?
Na twardo?
Tak mi się zdaje.
Kiedy ostatni raz miałeś kobietę?
- Nigdy...
- Nigdy?
Przynajmniej o żadnej nie wiem...
Czekaj no chwilę...
Chcesz powiedzieć, że jesteś
na tej ziemi, Bóg wie ile lat,
i nigdy nie miałeś kobiety?
To najsmutniejsza rzecz,
jaką w życiu słyszałem.
Nigdy?
Nie.
Więc, na rany Jezusa...
idziesz ze mną.
- Co robił twój ojciec?
- Nigdy go nie poznałem.
Masz farta, draniu.
Ojciec tylko trzymałby cię
na smyczy.
Tyrałem na łajbie mojego starego.
Mały, tłusty drań.
Irlandzki Holownik... tak go nazywali.
W końcu miałem dość i mówię mu:
Nie mam zamiaru spędzić reszty życia
na przeklętym holowniku.
Rozumiesz co mówię?
Nie chcesz spędzić reszty
życia na holowniku.
W rzeczy samej!
Racja!
Chodź.
Wiesz, co mój ojciec na to?
"Mówi...""Za kogo się, do diabła, masz?"""
Co, do diabła, będziesz robił?
"Mówię mu: ""Cóż... skoro pytasz..."""
Chcę zostać artystą.
"Śmieje się... ""Artystą?"""
Bóg chciał, żebyś pracował na holowniku,
dokładnie tak, jak ja.
I właśnie to będziesz robił.
Cóż... i tak zostałem artystą.
Artystą tatuażystą!
Każdy z nich zrobiłem sam.
Musiałbyś obedrzeć mnie ze skóry,
żeby odebrać mi moją sztukę.
Kiedy umrę, wyślę mu swoją rękę.
Tę.
Nie pozwól nikomu nic
sobie wmawiać.
Musisz robić to,
do czego jesteś stworzony.
Ja, na przykład,
jestem cholernym artystą!
Ale jesteś kapitanem holownika.
Kapitanie Mike,
jesteśmy gotowe dla pana...
i dla pańskiego przyjaciela.
Idziemy, staruszku.
Zerwij swoją wisienkę.
Witajcie, laleczki!
Cześć.
Przyprawia mnie o dreszcze.
To nie dla mnie.
Jak się masz, dziadku?
/To była pamiętna noc.
Jesteś *** Tracy, czy co?
Muszę odpocząć.
Jeszcze!
Dziękuję.
To ja dziękuję.
Miłej nocy.
- Będziesz tu jutro?
- Każdej nocy, oprócz niedziel.
/To uświadomiło mi zalety
/zarabiania na życie.
/Co można kupić za pieniądze.
Paskudna noc.
Mogę pana dokądś podwieźć?
Bardzo uprzejmie
z pańskiej strony.
Nazywam się Thomas.
Thomas Button.
- Jestem Benjamin.
- Benjamin...?
Miło pana poznać.
Miałby pan ochotę wstąpić
gdzieś na drinka?
Dobrze.
Chwileczkę.
Czym mogę służyć?
- Poproszę to, co...
- Dwa razy Sazerac. Whisky zamiast brandy.
Nie pije pan, prawda?
- To noc pierwszych razów.
- Tak?
W burdelu też byłem
pierwszy raz.
- Poważne doświadczenie.
- To prawda.
- Przychodzi czas na wszystko.
- Zgadza się.
Drinki dla panów.
Nie chcę być niegrzeczny...
ale pańskie ręce...
czy to bolesne?
- Urodziłem się z jakąś chorobą.
- Z jaką chorobą?
Urodziłem się stary.
Przykro mi.
Niepotrzebnie.
Nie ma nic złego w byciu starym.
Moja żona odeszła
wiele lat temu.
Bardzo mi przykro.
Zmarła przy porodzie.
Za dzieci.
Za matki.
Czym się pan zajmuje, panie Button.
"Guzikami. ""Guziki Buttona"".
/""button"" ang. ""guzik"""
Nie ma guzików,
jakich byśmy nie robili.
Nasza największa konkurencja, to B.F.Goodrich
i jego piekielne zamki błyskawiczne.
Panowie życzą sobie czegoś jeszcze?
Jeszcze po jednym, Benjaminie?
Tylko, jeśli pozwoli mi pan
zapłacić, panie Button.
Zatem, czym pan się zajmuje?
Pracuję na holowniku.
Miło się z panem rozmawiało.
Miło się z panem piło.
Benjamin...
Miałbyś coś przeciwko,
gdybym czasem wpadł się przywitać?
Kiedy tylko pan zechce.
Dobranoc, panie Button.
Dobranoc, Benjaminie.
Wracamy do domu.
Gdzie byłeś?
Nigdzie... poznałem paru ludzi,
słuchałem muzyki...
Święty Jezu, chłopcze...
/Dorastanie to zabawna rzecz.
/Zakrada się do ciebie.
/Ludzie zmieniają się
/w zupełnie inne osoby.
/To nie były już te
/kościste kolanka i łokietki.
- Benjamin, chodź.
- Dobrze.
/Uwielbiałem weekendy, gdy przyjeżdżała,
/spędzić noc ze swoją babcią.
Daisy... Daisy!
Chcesz coś zobaczyć?
Musisz to zachować w tajemnicy.
Ubieraj się. Spotkamy się za domem.
Ciszej... chodź.
- Umiesz pływać?
- Umiem wszystko to, co ty.
Włóż to.
Musimy się śpieszyć.
Nic mu nie jest?
Kapitanie...
Kapitanie Mike!
Dzień dobry, kapitanie.
Może pan z nami wypłynąć?
Wiesz, jaki dzisiaj dzień?
Niedziela...?
Wiesz, co to znaczy?
To znaczy, że wczoraj w nocy
byłem bardzo pijany.
Każdej nocy jesteś pijany.
Czy to dziewczyna?
Bliska przyjaciółka.
Chciałem pokazać jej rzekę.
Nie mogę urządzać wycieczek dla cywili.
Mógłbym stracić licencję.
Na co czekacie?
Był w naprawie.
Jak zraniony kaczor.
Znów gotowy do lotu, co?
Szkoda, że nie możemy
z nimi popłynąć.
Mówiłaś coś, mamo?
Robi się coraz gorzej.
Słyszysz mnie, mamo?
Czas, po prostu, wyciekł ze mnie...
Następowały szybkie zmiany...
Nie wiem jak to możliwe,
ale chyba masz więcej włosów.
A gdybym ci powiedział,
że nie starzeję się,
tylko robię się młodszy,
niż wszyscy?
Cóż...
byłoby mi ciebie żal,
że musiałbyś patrzeć, jak wszyscy,
których kochasz, umierają przed tobą.
To okropna odpowiedzialność.
/Nigdy przedtem nie myślałem
/w ten sposób o życiu i śmierci.
Benjamin, jest nam przeznaczone
tracić tych, których kochamy.
Jak inaczej dowiedzielibyśmy się,
ile dla nas znaczyli?
/Pewnego jesiennego dnia,
/znajomy gość zapukał do naszych drzwi...
Wybierzesz się ze mną
do apteki?
/Nauczyła mnie grać na pianinie.
/I nauczyła mnie, co to znaczy
/za kimś tęsknić.
Chodźmy.
/Poszedłem do burdelu,
/pierwszy raz piłem alkohol,
/pożegnałem jednych przyjaciół
/i pogrzebałem innych.
/W 1936 roku, zbliżając się
/do końca 17 roku swojego życia,
"/spakowałem walizkę...
/i powiedziałem: ""do widzenia""."
/Znając życie, wiedziałem,
/że raczej nigdy już ich nie zobaczę.
- Powodzenia, synu.
- Dzięki.
Kocham cię, mamo.
Ja też cię kocham, skarbie.
Będę się za ciebie modlić
każdego wieczoru.
Uważaj na siebie!
Benjamin!
Dokąd jedziesz?
Wypływam w morze.
Wyślę ci pocztówkę.
Z każdego miejsca.
Wysyłaj mi pocztówkę z każdego miejsca.
Wyobrażasz sobie...?
Wysyłał mi pocztówkę... z każdego miejsca...
do którego się udał.
Z każdego miejsca...
gdzie pracował.
Nowa Funlandia... Zatoka Baffina...
Glasgow... Liverpool... Narvik...
Wyruszył z tym... kapitanem Mike'm...
/Kapitan Mike zawarł trzyletni kontrakt
/z firmą holowniczo-ratowniczą
/braci Moran.
/Stara łajba została wyposażona
/w silnik Diesla i pełnomorski osprzęt.
/Opłynęliśmy Florydę i wybrzeża Atlantyku.
/Było nas teraz siedmiu:
/kapitan Mike i ja, kucharz,
/Prentiss Mayes z Wilmington w Delaware...
/bliźniacy Brody: Rick i Vic.
/Na morzu świetnie się dogadywali,
/a na lądzie, z jakiegoś powodu,
/nie mogli znieść
/swojego widoku.
Jedna na osiem łodzi
nigdy nie powraca.
/John Grimm, który otrzymał
/swe imię...
Wszystkich zabiera morze.
/...w Belvedere w Południowej Dakocie...
/...i Pleasant Curtis z Nashville,
/który nigdy nie odezwał się do nikogo,
/poza samym sobą.
Bez przerwy do niego pisałam.
/Napisałam mu, że zaproszono mnie
/na przesłuchanie do Nowego Yorku.
/Do Amerykańskiej Szkoły Baletowej.
Proszę zostać.
Dziękuję.
Możesz zostać.
/Ale zostałam skierowana
/do tańca grupowego.
/Jeszcze jedna tańcząca cyganka.
Benjamin!
Kiedy się pojawiłeś, byłeś pokurczem
z jedną nogą w grobie.
Teraz, nawet jeśli piję w cholerę
więcej, niż mi się wydaje,
ale ty urosłeś.
Jak ty to robisz?
Cóż, kapitanie...
rzeczywiście sporo pijesz.
/Zatrzymaliśmy się w małym hoteliku,
/o wielkiej nazwie: Pałac Zimowy.
Nie wiesz o czym mówisz.
Kolibry to nie są
zwykłe ptaki.
Ich serca biją 1200 razy
na minutę.
Ich skrzydła uderzają
80 razy na sekundę.
Gdyby zatrzymać im skrzydła,
umarłyby w mniej, niż sekundę.
To nie są zwykłe ptaki.
To cholerne cuda.
Zwolnili bicie ich
skrzydeł na filmie.
I wiecie, co zobaczyli?
Końcówki ich skrzydeł robią tak...
Wiecie czego symbolem jest
ósemka w matematyce?
Nieskończoności!
/Wszyscy, bez względu jakie
/dzieliły ich różnice,
/jakim językiem mówili
/lub jaki mieli kolor skóry,
/jedno ich łączyło:
/byli pijani każdej nocy.
- Proszę przytrzymać drzwi.
- Bardzo dziękuję.
/Nazywała się Elizabeth Abbot.
/Nie była piękna.
/Była blada jak papier.
/Ale dla mnie była ładna
/jak z obrazka.
Na co się pan patrzy?
Jeśli musi pan wiedzieć,
umówiliśmy się z mężem dawno temu,
żeby nigdy nie iść do łóżka na trzeźwo.
Prawda, kochanie?
Zgadza się, kochanie.
/Jej mężem był Walter Abbot.
/Był szefem Misji Handlowej w Murmańsku.
/I był szpiegiem.
Kochanie...
Złamałam obcas w jednym z butów.
Normalnie nie mam w zwyczaju
chodzić z gołymi stopami.
/Byli tam już
/bardzo wiele dni.
/I wiele długich nocy.
/Pewnej nocy,
/kiedy nie mogłem zasnąć...
Przepraszam.
Nie mogłem zasnąć.
Idę zaparzyć herbatę.
Ma pani ochotę?
Nie, dziękuję.
Z mlekiem? Z miodem?
Z miodem, proszę.
Mam nadzieję, że lubi pani
muchy w miodzie.
Raczej nie.
Może niech troszkę naciągnie?
Naciągnie?
Nasiąknie.
Sama nie wiem...
Jest odpowiedni sposób na parzenie herbaty.
Tam skąd pochodzę
wystarczy, że jest gorąca.
Cóż... racja.
- Jest pan żeglarzem.
- Marynarzem.
Ufam, że nie uzna pan tego
za afront, ale muszę zapytać...
nie jest pan troszkę za stary,
żeby pracować na łodzi?
Nie ma granicy wieku,
póki jest się w stanie pracować.
Ma pan kłopoty ze snem.
Dziękuję...
Nie wiedziałem, że mam.
Zazwyczaj śpię jak niemowlę.
Coś nie pozwoliło mi zasnąć.
Mój ojciec, po osiemdziesiątce,
był tak przekonany, że umrze we śnie,
że ucinał sobie tylko
popołudniowe drzemki.
Myślał, że w ten sposób
oszuka śmierć.
- I...?
- Co?
Umarł we śnie?
Umarł w swoim ulubionym fotelu,
słuchając ulubionej audycji radiowej.
Musiał coś wiedzieć.
Mój mąż jest angielskim ministrem handlu.
Jesteśmy tu już 14 miesięcy.
Dobry Boże...
Mieliśmy wracać do Pekinu,
ale jakoś się to nie udaje.
- Był pan na Dalekim Wschodzie?
- Właściwie to nigdzie nie byłem.
Znaczy, poza portami.
Skąd pan pochodzi?
Z Nowego Orleanu.
Luizjana.
Nie wiedziałam,
że jest jakiś inny.
/Opowiedziała mi o wszystkich miejscach,
/które odwiedziła... i co widziała.
/Rozmawialiśmy prawie do rana.
/Potem wróciliśmy do swoich pokojów...
/każde do swojego własnego życia.
/Każdej nocy, spotykaliśmy się
/w tamtym salonie.
/Hotel, w środku nocy,
/potrafi stać się magicznym miejscem.
/Mysz biegnie... i staje.
/Syczy kaloryfer, zasłona wzdyma się...
/Jest w tym coś uspokajającego,
/nawet dodającego otuchy,
/gdy wie się, że nasi ukochani
/śpią w swoich łóżkach,
/gdzie nic nie może
/ich skrzywdzić.
/Elizabeth i ja rozmawialiśmy całą noc.
/Prawie do samego rana.
Możesz mieć o mnie
niewłaściwe mniemanie.
Słucham?
Mężatki zazwyczaj nie przesiadują po nocach
w hotelach, z obcymi mężczyznami.
Nie mam pojęcia o zwyczajach mężatek.
Dobranoc.
Murmańsk.
Poznałem kogoś i zakochałem się.
Mamo...
To było ponad 60 lat temu.
Kochałaś go, mamo?
A co dziewczynka może
wiedzieć o miłości?
/DROGA DAISY, PRACUJĘ W ROSYJSKIEJ CZĘŚCI MURMAŃSKA.
/BARDZO TU ZIMNO.
/POZNAŁEM TU KOGOŚ
/I ZAKOCHAŁEM SIĘ.
Cóż... nie jestem ubrany.
Wyglądasz świetnie.
Tak jak jesteś.
Nie marnuj czasu,
zastanawiając się *** serem lub winem.
Jedno i drugie są naprawdę
bardzo pospolite.
Kawior i... wódka...
są wysublimowane i obfite.
Zatem...
rozkoszuj się nim.
I nie zjadaj wszystkiego naraz,
bo nie zostanie nic,
co mógłbyś smakować.
Teraz weź mały łyk wódki,
gdy wciąż masz kawior w ustach.
Na zdrowie.
Nie byłeś z wieloma kobietami,
prawda?
Nie w niedziele.
I nigdy wcześniej
nie jadłeś kawioru, prawda?
Nie, proszę pani.
Gdy miałam 19 lat,
chciałam stać się pierwszą w historii kobietą,
która przepłynie kanał La Manche.
Naprawdę?
Prąd był tak silny
tamtego dnia,
że z każdym pociągnięciem ramion,
byłam spychana w przeciwną stronę.
Byłam w wodzie 32 godziny.
Gdy byłam w odległości
dwóch mil od Calais,
zaczął padać deszcz.
Nie potrafiłam płynąć dalej.
Zatrzymałam się.
Po prostu, zatrzymałam się.
Wszyscy pytali mnie,
czy spróbuję ponownie.
Dlaczego nie...?
Ale nigdy nie spróbowałam.
Tak naprawdę, potem nie potrafiłam
już nic zrobić ze swoim życiem.
Masz takie dobre ręce.
Czuję wiatr na twoim policzku.
Obawiam się, że to godzina wiedźm.
/Pierwszy raz pocałowała mnie kobieta.
/Tego się nie zapomina.
Przy tobie czuję się młodszy.
Przy tobie również czuję się
całe lata młodsza.
Chciałabym, żeby tak było.
Tyle rzeczy bym zmieniła.
Naprawiłabym wszystkie swoje błędy.
Jakie błędy?
Wciąż czekałam, myśląc,
że uda mi się coś zmienić,
coś zrobić.
Cóż za okropne marnotrawstwo.
Nigdy nie odzyskasz straconego czasu.
Jeśli mamy mieć romans,
w dzień nie możesz na mnie spojrzeć.
Zawsze musimy się rozstać
przed świtem.
"I nigdy nie powiemy:
""Kocham cię."""
Takie są zasady.
- Zimno ci?
- Lodowato.
Cały się trzęsiesz...
/Była pierwszą kobietą,
/która mnie pokochała.
- Mam to ominąć?
- Nie...
cieszę się, że miał kogoś...
kto go ogrzewał.
Nie mogłem się doczekać,
żeby znów ją zobaczyć.
/Spotykaliśmy się każdej nocy.
/Zawsze w tym samym pokoju.
/Jakby każde spotkanie było pierwsze
/i nie takie samo.
Zaczekaj...
Elizabeth...
dobranoc.
/Aż pewnej nocy...
/Wczorajszy dzień,
/7 grudnia 1941 roku,
/przejdzie do historii
/jako dzień haniebny.
Dla mnie, osobiście,
to najbliższa przyszłość.
Być może i dalsza.
Nastąpiła zmiana planu, chłopaki.
Nie wiem czy już słyszeliście,
ale japońce uderzyły wczoraj
na Pearl Harbour.
Franklin Roosevelt mówi,
że wszyscy musimy wziąć w tym udział.
Chelsea została przydzielona do służby
w Marynarce Stanów Zjednoczonych.
Mamy naprawiać, pomagać i ratować.
Jeśli ktoś nie chce iść na wojnę,
nadeszła pora, żeby o tym powiedzieć.
Jak postawisz stopę na pokładzie
tej łajby, będziesz w Marynarce, przyjacielu.
Miałem zamiar z tobą pogadać, Mike.
Moja żona kiepsko się miewa.
Chciałbym jeszcze raz ją zobaczyć.
Możesz wracać do domu,
kiedy zechcesz, panie Mayes.
Jeśli on odejdzie,
kto będzie gotował?
Zatrucie pokarmowe to jedna z głównych
przyczyn śmierci na morzu.
Zaraz po wadliwym sprzęcie ratowniczym.
Ja mogę gotować, kapitanie.
- Robiłem to całe życie.
- Tak, wiem.
Jesteś trochę markotny,
jak na wojnę, Benjamin.
Ale, co tam...
Wezmę każdego, kto chce
nakopać do dupy japońcom i szwabom.
To tyle. Pakujcie manele!
Płyniemy na wojnę, panowie!
/Zostawiła mi liścik.
"/Napisała: ""Miło było cię poznać"""
/To wszystko.
/Nie była to wojna,
/jakiej oczekiwaliśmy.
/Holowaliśmy tylko rozbite statki.
/Właściwie, stalowe wraki.
/Jeśli trwała tam jakaś wojna,
/my jej nie widzieliśmy.
/Przydzielono nam człowieka.
/Był starszym działonowym w Marynarce,
/lecz przede wszystkim,
/kochał Amerykę.
Nie ma drugiego takiego
kraju na świecie.
"Kiedy mówisz: ""Ameryka""..."
/Nazywał się Dennis Smith
/i był czystej krwi Cherokee.
"...mówisz: ""Wolność."""
/Jego rodzina żyła w Ameryce
/od ponad 500 lat.
Weźcie takich pacyfistów.
Sumienie nie pozwala im walczyć.
Gdzie byśmy byli, gdyby wszyscy
żyli zgodnie ze swoim sumieniem?
Trochę ciszej, dobrze, wodzu?
Obserwowałem cię.
Wydajesz się godny zaufania.
Jeśli coś mi się stanie,
dopilnujesz, żeby moja żona
to dostała?
/Powierzył mi całe swoje
/zarobione pieniądze.
/Nie wydał z nich ani centa.
Chcę, żeby moja rodzina wiedziała,
że o nich myślałem.
/Wszyscy na pokład!
/Wojna w końcu nas znalazła.
/Jałowy bieg!
Pleasant!
Przestaw reflektor!
/Transportowiec, wiozący 1300 ludzi,
/został trafiony torpedą.
/Byliśmy pierwsi na miejscu.
Wyłączcie silnik!
Cała stop!
/Było słychać tylko nas.
Na pewno nie zdołamy skurwielom uciec.
Stanowiska bojowe!
Co?
To ostatnia?.
Kapitanie!
Podziurawili moje malunki!
Daj mi rękę.
Wszystko będzie dobrze, kapitanie.
Czeka na ciebie piękne miejsce w Niebie.
Piękne miejsce...
Możesz być zły, jak wściekły pies,
że tak potoczył się los...
możesz złorzeczyć, przeklinać przeznaczenie...
lecz gdy nadejdzie koniec,
musisz się poddać...
/1328 ludzi zginęło tamtego dnia.
/Pożegnałem Cherokee, Dennisa Smitha,
/Johna Grimma, który nie pomylił się,
/że tam zginie.
/Wysłałem żonie Pleasanta Curtisa
/jego pieniądze.
/Pożegnałem bliźniaka, Vica Brody'ego...
"/i Mike'a Clarka, kapitana
/holownika ""Chelsea""."
/Pożegnałem tych wszystkich,
/którzy mieli swe własne marzenia.
/Wszystkich, którzy chcieli
/zostać sprzedawcami ubezpieczeń,
/lekarzami, prawnikami,
/indiańskimi wodzami.
Tego już się nie naprawi...
/Tutaj, śmierć wydawała się nienaturalna.
/Nigdy nie widziałem kolibra
/tak daleko od lądu.
/Nigdy przedtem i nigdy później.
/W maju 1945 roku, gdy miałem...
/26 lat, wróciłem do domu.
/Dobrze!
/Już idę!
- Queenie...
- Tak?
Słodki Jezu!
Jesteś w domu!
Boże!
Wróciłeś!
Niech na ciebie spojrzę.
- Kto to, mamo?
- To twój brat, Benjamin.
- Nie wiedziałam, że to mój brat.
- Jeszcze wielu rzeczy nie wiesz, dziecko.
Wracaj tam i skończ zamiatać,
wróć, umyj ręce i pomóż przy stole, idź już.
Wyglądasz jak nowo narodzony.
Młodziej od wiosny.
Tamten kaznodzieja podarował ci
drugie życie.
Od momentu, gdy cię ujrzałam,
wiedziałam, że jesteś wyjątkowy.
Powiem ci coś, kolana mnie bolą,
bo klęczałam na nich co wieczór,
"prosząc Pana: ""Boże, sprowadź go
szczęśliwie do domu""."
Pamiętasz, co ci mówiłam?
Nigdy nie wiesz, co ci pisane.
Tak jest.
Usiądź.
I co...? Nauczyłeś się czegoś,
wartego powtórzenia?
Widziałem to i owo.
Widziałeś ból.
- Radość też?
- Oczywiście, że tak.
O tym chcę posłuchać.
- Niech na ciebie spojrzę...
- Gdzie Tizzy?
Skarbie...
pan Weathers umarł we śnie
pewnej kwietniowej nocy.
Mamo, tak mi przykro.
Nie przejmuj się tym, skarbie.
Zostało ich tylko dwoje,
może troje.
Reszta to nowi, co czekają
na swoją kolej, jak wszyscy inni.
Tak się cieszę, że jesteś
ze mną w domu.
Musimy znaleźć ci żonę
i nową pracę.
Właśnie tak zrobimy...
Benjamin, tracisz czas, skarbie.
Jest głucha jak pień.
Zamieszkasz w byłym pokoju
pani DeSeroux.
Za duży jesteś,
żeby dzielić z kimś pokój.
/Jest coś zabawnego
/w powracaniu do domu.
/Wygląda tak samo, pachnie tak samo.
/Tak samo się czujesz.
Mówiłem ci już, że piorun
trafił we mnie siedem razy?
Raz, kiedy jechałem ciężarówką,
pilnując własnego nosa.
/Zdajesz sobie sprawę,
/że tylko ty się zmieniłeś.
/Pewnego poranka, niedługo
/po moim powrocie...
Przepraszam, czy jest Queenie?
Daisy?
To ja, Benjamin.
Benjamin...?
O, mój Boże.
Pewnie, że to ty.
Benjamin.
Jak się masz?
Minęło tyle czasu.
Musisz mi o wszystkim opowiedzieć.
Kiedy wróciłeś?
Kilka tygodni temu.
Rozmawiałam z Queenie.
Mówiła, że byłeś na wojnie.
Gdzieś na morzu...
Tak się o ciebie martwiłam.
Nic mi nie jest.
Niech na ciebie spojrzę.
Ale jesteś śliczna.
Przestałeś pisać.
Gdy odszedłem, była dziewczynką.
Potem zmieniła się w kobietę.
Była najpiękniejszą kobietą,
jaką kiedykolwiek widziałem.
Piękną...
Najpiękniejszą.
- Pamiętasz babcię Fuller?
- Oczywiście.
Umarła.
Słyszałem.
Przykro mi.
Po prostu nie mogę uwierzyć.
Cóż... gdyby mnie tu nie było...
To musi być przeznaczenie.
Nie, nie... jak to się nazywa...?
Kismet.
Słyszałeś o Edgarze Cayce?
Tym medium?
Nie sądzę...
Według niego, wszystko jest
z góry ustalone, ale...
ja lubię myśleć,
że to przeznaczenie.
Nie wiem, jak to działa,
ale się wydarzyło.
Byłeś na Manhatanie?
Mieszkam po drugiej stronie rzeki.
Jak stanę na łóżku,
widzę Empire State Building.
A ty?
Gdzie byłeś?
Opowiedz mi wszystko.
Jak pisałeś ostatni raz, byłeś w Rosji.
Zawsze chciałam odwiedzić Rosję.
Naprawdę jest tam tak zimno, jak mówią?
Dwa razy zimniej.
Mój Boże... zawsze mówiłeś,
że jesteś inny.
Chyba naprawdę jesteś.
Napisałeś, że kogoś poznałeś.
Udało się?
Potoczyło się po swojemu...
Pamiętasz to?
Tak, to rysunek starego Człowieka-Kangura
o piątej po południu.
Miałabyś ochotę na kolację?
/Mówiłam ci, że tańczyłam
/dla Ballenchine'a?
/To sławny choreograf.
/Powiedział, że mam idealną figurę.
/Kiedyś, na jednej z jego prób
/tancerka upadła,
/a on umieścił to
/w przedstawieniu.
/Wyobrażasz sobie coś takiego
/w klasycznym balecie?
/Tancerka, która umyślnie upada.
"/Jest teraz nowe słowo, definiujące taniec.
/Mianowicie: ""abstrakcyjny""."
/Nie jest w tym jedyny.
/Jest Lincoln Kirstein, Lucia Chase...
/O, mój Boże...
/Ona przełamała wszelkie konwencje.
/Pomieszała style.
/Nie chodzi o etykietę w tańcu,
/jego klasyczną strukturę...
/Opowiadała mi o tym
/wielkim, nowym świecie.
/Wymieniała nazwiska, które niewiele
/dla mnie znaczyły.
/Tak naprawdę, nie usłyszałem wiele
/z tego, co mówiła.
/To takie amerykańskie.
Rozumieją żywotność i siłę...
O, mój Boże...
- gadam i gadam.
- Ależ skąd, słucham z przyjemnością.
- Nie wiedziałem, że palisz.
- Jestem już dorosła.
Dorosłam do wielu rzeczy.
W Nowym Jorku nie śpimy
całą noc.
Patrzymy na Słońce,
wschodzące znad domów.
Zawsze jest co robić.
Jutro muszę wracać.
- Tak szybko...
- Chciałabym móc zostać.
Tancerze nie potrzebują już
kostiumów czy scenografii.
Mogę wyobrazić sobie,
że tańczę zupełnie naga.
- Czytałeś D.H.Lawrence'a?
- Cóż...
Jego książki są zakazane.
Opisywał uprawianie miłości...
W naszym środowisku,
musimy sobie ufać.
Seks... jest tego częścią.
Wiesz, że wśród tancerek
jest mnóstwo lesbijek?
Pewna kobieta chciała
iść ze mną do łóżka.
- Czy to cię denerwuje?
- Co?
Że ktoś chciał iść
ze mną do łóżka.
Jesteś ponętną kobietą.
Pewnie większość ludzi by tego chciała.
Wracajmy do domu...
albo wynajmijmy gdzieś pokój.
- Możesz zdjąć marynarkę...
- Nie wiem, Daisy...
to nie tak, żebym nie chciał...
Po prostu, myślę,
że byłabyś zawiedziona.
Benjamin, byłam ze starszymi mężczyznami.
Rano wracasz do Nowego Jorku,
do swoich przyjaciół.
Będziesz młoda tylko raz.
Jestem dość dorosła...
Daisy...!
Nie dziś w nocy i już...
Pójdziemy gdzieś, posłuchać muzyki?
/Nasze życie jest
/uzależnione od okazji.
/Nawet tych,
/których nie wykorzystujemy.
Jesteś taki przystojny
i taki elegancki...
Powiedzieli, że huragan nas ominie.
Przejdzie bokiem.
To wspaniale.
Zostanę pod kocem, razem z mamą.
Powiedziała, że nic...
Benjamin...
/Zacząłem się zmieniać.
/Włosy prawie nie miały siwizny,
/a rosły jak dzikie zielsko.
/Wyostrzył mi się węch,
/znacznie lepiej słyszałem.
/Mogłem chodzić dalej
/i szybciej.
/Podczas, gdy wszyscy się starzeli,
/ja młodniałem... zupełnie sam.
Proszę!
Benjamin...
- Pamiętasz mnie?
- Oczywiście, panie Button.
Co się panu stało?
Moja stopa... wdało się zakażenie.
Witaj w domu, przyjacielu.
Widzę, że wciąż pije pan
Sazerac z whisky.
Przyzwyczajenie.
- Nadal odwiedza pan dom na ulicy Bourbon?
- Już od dawna nie.
Ciekawe czasy...
Od 40 tysięcy guzików, produkowanych dziennie,
przeszliśmy do pół miliona.
Zatrudniliśmy dziesięciokrotnie
więcej ludzi.
Pracowaliśmy bez przerwy.
Cholerna hańba...
wojna okazała się łaskawa
dla przemysłu guzikarskiego.
Wiesz...
jestem chory.
- Nie wiem, ile czasu mi zostało.
- Przykro mi to słyszeć, panie Button.
Nie...
Nie mam nikogo.
Jestem sam.
Mam nadzieję, że nie masz
nic przeciwko temu, ale...
jeśli to możliwe, chciałbym
cieszyć się twoim towarzystwem.
Oczywiście...
zrobię, co będę mógł.
Benjamin, wiesz coś o guzikach?
Guziki Buttona są w naszej
rodzinie od 124 lat.
Mój dziadek był krawcem.
Miał mały zakład w Richmond.
Po Wojnie Secesyjnej wrócił
do Nowego Orleanu,
gdzie mój ojciec wpadł na pomysł
produkcji własnych guzików.
Tak więc, z jego pomocą,
zakładzik krawiecki przemienił się w to.
Dzisiaj... nie potrafię położyć
jednego ściegu.
To naprawdę bardzo interesujące.
Z pewnością świetnie się pan urządził...
zatem, co mogę dla pana
zrobić, panie Button?
Benjamin, jesteś moim synem.
Tak mi przykro, że nie
powiedziałem ci o tym wcześniej.
Urodziłeś się w dniu zakończenia
wielkiej wojny.
Twoja matka umarła,
wydając cię na świat.
Myślałem, że byłeś potworem.
Obiecałem twojej matce,
że zapewnię ci bezpieczeństwo.
Nie powinienem był cię porzucać.
Moja matka?
Letni domek *** jeziorem Pontchartrain.
Kiedy byłem chłopcem, uwielbiałem
budzić się przed wszystkimi
i biec *** jezioro,
żeby obserwować początek dnia.
Było tak, jakbym był
jedyną żyjącą istotą.
Zakochałem się w niej
od pierwszego wejrzenia.
Nazywała się Caroline Murphy.
Pracowała w kuchni
u twojego dziadka.
Pochodziła z Dublina.
W 1903, Caroline,
wraz z braćmi i siostrami,
przyjechali i osiedlili się tutaj,
w Nowym Orleanie.
Zawsze znajdowałem powód,
żeby pójść do tej kuchni,
tylko żeby na nią popatrzeć.
25 kwietnia 1918.
Najszczęśliwszy dzień w moim życiu.
Dzień, w którym poślubiłem
twoją matkę.
Dlaczego, po prostu,
mi nie powiedziałeś?
Chcę zostawić ci wszystko,
co posiadam.
Muszę już iść.
- Dokąd?
- Do domu.
Co on sobie myśli?
Że przyjdzie tu i wszystko
będzie pięknie i cacy.
Że wszyscy mają być przyjaciółmi.
Przyszła na niego pora.
To na pewno.
Bóg mi świadkiem,
że przyszła na niego pora!
Zostawił nam 18 dolarów
w tę noc, kiedy cię znalazłam.
18 śmierdzących dolarów
i obsraną pieluchę!
Dobranoc, mamo.
Dobranoc, skarbie.
Mówiłem ci już, że piorun
trafił we mnie siedem razy?
Raz, kiedy spacerowałem
sobie z psem.
Jestem ślepy na jedno oko,
ledwo słyszę,
miewam niespodziewane drgawki i dygotania,
ciągle mam mętlik w głowie,
ale wiesz co...?
Bóg wciąż przypomina mi,
ile mam szczęścia, że żyję.
Nadciąga burza.
Jest na górze, proszę pana.
Obudź się.
Ubierzmy cię.
/Możesz być zły, jak wściekły pies,
/że tak potoczył się los...
/możesz złorzeczyć, przeklinać przeznaczenie...
/lecz gdy nadejdzie koniec,
/musisz się poddać...
Przepiękny pogrzeb.
Spocznie obok twojej matki.
Ty jesteś moją matką.
Moje dziecko...
/Nigdy nie widziałem Nowego Jorku.
- Przepraszam, jestem przyjacielem Daisy.
- Tędy proszę.
Daisy?
- Daisy?
- Tak?
Jestem w przebieralni.
Czy ktoś mnie szuka?
- Benjamin.
- Cześć.
Co tu robisz?
Pomyślałem sobie,
że cię odwiedzę.
I może spędzę z tobą
trochę czasu.
Szkoda, że nie zadzwoniłeś.
Zaskoczyłeś mnie.
- Źle zrobiłem?
- Nie.
Dziękuję, są piękne.
Nie mogłem przestać
patrzeć na ciebie.
Byłaś... niesamowita.
Dziękuję.
Jesteś bardzo miły.
Muszę się przebrać.
Nasz zespół idzie na przyjęcie.
Masz ochotę przyjść?
Słyszałem o restauracji,
która chyba ci się spodoba.
W razie czego, zrobiłem rezerwację.
Wszyscy tancerze wychodzą razem
po przedstawieniu.
Jesteś mile widziany.
Idę się przebrać.
W porządku?
To jest David.
Tańczy w zespole.
To jest Benjamin.
- Mówiłam ci o nim.
- Tak... Jak się masz?
Przyniosę ci drinka.
Byłeś przyjacielem jej babci?
Albo coś w ten deseń?
Coś w ten deseń.
Przepraszam cię.
Nie miałam pojęcia,
że przyjedziesz.
Boże, Benjamin...
Czego się spodziewałeś?
Mam rzucić wszystko?
To jest moje życie.
Jedziecie do śródmieścia?
Chodź.
Zabaw się.
Będą muzycy i interesujący ludzie.
Nie musisz tego robić.
To moja wina.
Powinienem był zadzwonić.
Chyba myślałem sobie,
że przyjadę tu
i poderwę cię z nóg.
Daisy?
- Chodź. Jedźmy.
- Zaraz przyjdę.
Wydaje się miły.
Kochasz go?
Chyba tak.
Cieszę się.
Może zobaczymy się w domu.
Dobra.
Podobało mi się przedstawienie.
Przyjechał powiedzieć mi,
że jego ojciec zmarł.
Jak mogłaś wiedzieć.
Miałam 23 lata.
Po prostu mnie to nie obchodziło.
I co potem zrobiłaś?
W przedniej kieszeni
mojej torby są zdjęcia.
Lepszą tancerką już się nie stałam.
Przez 5 kolejnych lat
tańczyłam wszędzie.
W Londynie, w Wiedniu, w Pradze.
Nigdy tego nie widziałam.
Mamo, nigdy nie mówiłaś o tym,
że tańczyłaś.
Byłam jedyną Amerykanką,
którą zaprosił do siebie zespół Bolszoj.
Kochanie...
/To było wspaniałe.
/Ale wciąż myślałam o Benjaminie.
/I czasami mówiłam do siebie:
Dobranoc, Benjamin.
Dobranoc, Daisy.
Powiedział to?
Życie nie było złożone.
/Można powiedzieć, że szukałem czegoś.
Benjamin?
Pani La Tourneau właśnie zmarła.
Mam przesyłkę
dla pana Benjamina Buttona.
To ja.
Dziękuję.
- Dzień dobry.
- Tak, proszę pana?
- Pani Daisy Fuller.
- Chwileczkę.
- Proszę sobie usiąść.
- Jasne.
Dzień dobry, mówi recepcja.
/Czasami zmierzamy ku kolizji
/i nie wiemy o tym.
/Czy zmierzamy przez przypadek czy celowo,
/nic na to nie poradzimy.
/Kobieta w Paryżu właśnie szła na zakupy.
/Ale zapomniała płaszcz.
/I wróciła się po niego.
/Gdy już wzięła płaszcz,
/zadzwonił telefon.
/I zatrzymała się, by go odebrać,
/i rozmawiała kilka minut.
/Podczas gdy kobieta rozmawiała
/przez telefon,
/Daisy miała próbę przedstawienia
/w Operze Paryskiej.
/Podczas gdy trwała próba,
/kobieta skończyła rozmowę
/i wyszła złapać taksówkę.
/Taksówkarz skończył wcześniej swój kurs
/i zatrzymał się na kawę.
/A w tym czasie Daisy miała próbę.
/Taksówkarz, który wcześniej skończył kurs
/i zatrzymał się na kawę,
/odebrał kobietę, która szła na zakupy
/i nie zdążyła na wcześniejszą taksówkę.
/Taksówka zatrzymała się z powodu mężczyzny,
/który przechodził ulicę
/i wyszedł do pracy 5 minut później,
/bo zapomniał nastawić alarm.
/Gdy spóźniony mężczyzna
/przechodził przez ulicę,
/Daisy skończyła już próbę
/i brała prysznic.
/Podczas gdy Daisy brała prysznic,
/taksówka czekała przed butikiem,
/gdzie kobieta miała odebrać paczkę.
/Ale paczka nie była gotowa,
/bo dziewczyna, która miała ją przygotować,
/rozeszła się ze swoim chłopakiem
/poprzedniego wieczoru
/i zapomniała.
/Gdy paczka była gotowa,
/kobieta wsiadła do taksówki,
/która została zablokowana
/przez samochód dostawczy.
/W tym czasie Daisy się ubierała.
/Samochód dostawczy odjechał
/i taksówka ruszyła.
/W tym czasie, Daisy,
/która ubrała się jako ostatnia,
/czekała na koleżankę,
/której urwało się sznurowadło.
/Podczas gdy taksówka czekała
/na zielone światło,
/Daisy i jej koleżanka
/wyszły tylnym wyjściem teatru.
/I gdyby tylko jedno wydarzenie
/potoczyło się inaczej.
/Gdyby sznurowadło się nie urwało.
/Gdyby samochód dostawczy
/odjechał chwilę wcześniej.
/Gdyby paczka była gotowa na czas,
/bo dziewczyna nie rozeszła się
/z chłopakiem.
/Gdyby mężczyzna nastawił alarm
/i wstał 5 minut wcześniej.
/Gdyby taksówkarz
/nie zatrzymał się na kawę.
/Gdyby kobieta pamiętała,
/żeby wziąć płaszcz
/i wsiadła do wcześniejszej taksówki.
/Daisy i jej koleżanka
/przeszłyby przez ulicę,
/a taksówka przejechałaby obok.
Proszę pana.
/Ale życie jest tym, czym jest:
/serią krzyżujących się
/osobistych przeżyć i wydarzeń,
/*** którymi nikt nie panuje.
/Taksówka nie przejechała obok.
/A kierowca był chwilowo rozkojarzony.
/I taksówka uderzyła Daisy...
/...i zmiażdżyła jej nogę.
Daisy?
- Kto ci powiedział?
- Twój przyjaciel mnie powiadomił.
Bardzo miło z twojej strony,
że przebyłeś tak długą drogę,
by zobaczyć,
czy nic mi nie jest.
Zrobiłabyś to samo dla mnie.
Mój Boże...
Niech spojrzę na ciebie.
Jesteś doskonały.
Wolałabym, żebyś nie przyjeżdżał...
- Przepraszam.
... by zobaczyć mnie w takim stanie.
Proszę pani, proszę mnie zawołać,
jeśli ból się nasili.
/Jej noga została złamana
/w 5 miejscach.
/Z biegiem czasu i dzięki rehabilitacji,
/może będzie chodzić.
/Ale nie będzie tańczyć.
Zabiorę cię ze sobą
do domu.
- Chcę zaopiekować się tobą.
- Nie wrócę do Nowego Orleanu.
To zostanę w Paryżu.
Nie rozumiesz?
Nie chcę twojej pomocy.
Wiem, że rozżalam się *** sobą,
ale nie chcę być z tobą.
Starałam się ci to powiedzieć
w Nowym Jorku.
Ale nie słuchasz.
Może zmienisz zdanie.
Już nie jesteśmy
małymi dziećmi, Benjamin.
Po prostu nie wtrącaj się
do mojego życia.
/Byłam strasznie okrutna.
Nie rozumiał, że nie chciałam,
by widział mnie w takim stanie.
Nie wyjechałem od razu.
/Przez jakiś czas zostałem w Paryżu,
/by być blisko niej.
Nie wiedziałam o tym.
Kochanie, możesz poprosić pielęgniarkę?
Nauczyłam się znowu chodzić.
Pojechałam pociągiem do Lourdes.
Spojrzę na to.
To jest normalne.
Puls słabnie.
Będzie miała kłopoty z oddychaniem.
- W porządku?
- Tak.
Napisał, że wrócił do domu.
Wiele kartek zostało wyrwanych.
Słuchałem odgłosów domu.
Już to czytałam.
Rozlał coś, więc trudno
to odczytać, mamo.
Pisze coś o żeglowaniu.
Czy to ma sens?
/Nauczyłem się żeglować starą łodzią ojca,
/która stała w domku *** jeziorem.
/Nie potrafię kłamać.
/Cieszyłem się towarzystwem
/jednej czy dwóch kobiet.
/No... może trzech.
Po co się trudzisz, Sam?
Będą tu jutro.
Mamo.
/Na wiosnę roku 1962,
/powróciła.
Chcesz wiedzieć, gdzie byłam?
Nie.
Dlaczego nie pisałaś?
Po prostu zapadłaś się pod ziemię.
Musiałam to zrobić
dla samej siebie.
Nigdy nie sądziłam,
że jesteś samolubna.
Mam nadzieję, że się nie mylę.
Zazwyczaj nie mylę się
co do ludzi.
- Dobranoc, mamo.
- Dobranoc, skarbie.
Bawcie się dobrze.
- Nic nie powiedziałeś.
- Nie chcę tego zepsuć.
- Prześpij się ze mną.
- Absolutnie.
/Poprosiłem ją, by udała się
/ze mną w podróż.
/Wypłynęliśmy na zatokę,
/wzdłuż archipelagu Florida Keys.
/Tak się cieszę, że nie poznaliśmy się,
/gdy miałam 26 lat.
/Dlaczego to mówisz?
/Byłam taka młoda,
/a ty byłeś taki stary.
/Stało się to w odpowiedniej chwili.
/Będę cieszył się
/każdą chwilą z tobą.
- Wytrzymam tu dłużej, niż ty.
- Założę się, że nie.
Nie masz nawet śladu zmarszczek.
A ja codziennie znajduję nowe.
To jest niesprawiedliwe.
Będę kochał twoje zmarszczki.
Obie.
Jakie to uczucie
stawać się młodszym?
Tak naprawdę, nie wiem.
Zawsze patrzę swoimi oczami.
Nadal będziesz mnie kochał,
gdy moja skóra zrobi się stara i obwisła?
Nadal będziesz mnie kochała,
gdy będę miał trądzik?
Gdy zmoczę łóżko.
Gdy będę się bał tego,
co jest pod schodami.
Co?
O czym myślisz?
Myślę sobie,
że nic nie jest trwałe.
I jaka to wielka szkoda.
Niektóre rzeczy są trwałe.
Dobranoc, Daisy.
Dobranoc, Benjamin.
Mamo?
- Kiedy poznałaś tatę?
- Niedługo po tamtych wydarzeniach.
Powiedziałaś mu o Benjaminie?
Wiedział wystarczająco dużo.
Mamo?
Queenie?
Dzień dobry, pani Carter.
To ja, Benjamin.
Gdzie są wszyscy?
Benjamin...
Queenie zmarła.
Jest mi tak przykro.
Przykro mi z powodu twojej straty.
Była wspaniałą kobietą.
/Pochowaliśmy ją obok
/jej ukochanego pana Weathersa.
/Byśmy mogli mieć swoje
/własne wspomnienia,
/sprzedaliśmy dom mojego ojca
/w Esplanade.
To jest wspaniały,
stary dom, kochanie.
Będziemy tacy szczęśliwi tutaj.
- Ma pan bogatą, rodzinną przeszłość.
- To część domu.
Musisz zobaczyć główną sypialnię.
/Kupiliśmy sobie bliźniaka.
Uwielbiałam ten dom.
Pachniał jak drewno opałowe.
Nie przestawaj czytać, kochanie.
To był jeden z najszczęśliwszych
okresów mojego życia.
/Nie mieliśmy żadnych mebli.
/Urządzaliśmy pikniki w salonie.
/Jedliśmy, gdy mieliśmy ochotę.
/Nie szliśmy spać,
/jeśli nie mieliśmy ochoty.
/Obiecaliśmy sobie,
/że nie popadniemy w rutynę.
/Że nie pójdziemy spać
/ani nie wstaniemy o tej samej porze.
/Żyliśmy na tym materacu.
/Nasza sąsiadka, pani Van Dam,
/była fizjoterapeutką.
/Mieszkaliśmy 4 przecznice od pływalni.
Może mogłabyś występować
jeszcze przez kilka lat,
ale wybrałaś coś tak wyjątkowego
i unikalnego,
że mogłaś to robić tylko
przez krótki okres czasu.
Nawet gdyby nic się nie wydarzyło
i tak znalazłabyś się w tym samym miejscu.
Po prostu nie lubię się starzeć.
Dodają za dużo chloru do wody.
Obiecuję ci, że już nigdy
nie będę rozżalać się *** sobą.
/Sądzę, iż w tamtej chwili
/zdała sobie sprawę,
/że nikt z nas
/nie jest wiecznie doskonały.
/Znalazła spokój ducha.
/Otworzyła studio
/i uczyła tańca młodych dziewczyn.
W drugą stronę.
Doskonale.
Dobranoc.
Na pewno stanowisz piękny widok.
W tańcu najważniejsza jest linia.
Linia ciała.
Prędzej czy później, tracisz linię
i nigdy jej nie odzyskujesz.
Urodziłeś się w 1918 roku,
czyli 49 lat temu.
A ja mam 43 lata.
Mamy prawie tyle samo lat.
- Spotykamy się pośrodku.
- W końcu się doścignęliśmy.
Zaczekaj.
Chcę nas zapamiętać takich
jak teraz.
Jestem w ciąży.
Jestem pewna, że pielęgniarka powiedziała,
że to chłopiec.
Ale sądzę, że to dziewczynka.
Wiem, że się boisz.
- Nie ukrywam tego.
- Dobra.
- Czego najbardziej się boisz?
- Że dziecko urodzi się takie jak ja.
Tym bardziej będę je kochała.
Dobra.
Jak mogę być ojcem,
skoro kieruję się w drugą stronę.
To nie jest sprawiedliwe
wobec dziecka.
- Nie chcę być ciężarem.
- Kochanie, wszyscy kończymy w pieluchach.
Postaram się, żeby wszystko się ułożyło.
Chcę tego i chcę tego z tobą.
Chcę, byś miała wszystko,
czego zapragniesz.
Tylko nie jestem pewien,
jak pogodzić...
Powiesz ślepemu człowiekowi,
że nie może mieć dzieci?
Bądź ojcem, dopóki będziesz mógł.
Znam konsekwencje.
Zaakceptowałam je.
Miłość do ciebie
była warta wszystkiego.
Muszę zrobić siku.
/Najstarsza kobieta, która przepłynęła
/kanał La Manche, dotarła do Calais.
Zatrzymaj resztę.
/34 godziny, 22 minuty i 14 sekund.
/68-letnia Elizabeth Abbot dotarła
/na miejsce o 5:38 czasu Greenwich.
/Wyczerpana, ale szczęśliwa.
/Pani Abbot, jak pani podsumuje
/swoje osiągnięcie?
/Sądzę, że wszystko jest możliwe.
Jesteś gotów?
Tak.
/W zwyczajny wiosenny dzień...
Wrócę za godzinę.
Kochanie?
Zadzwoń po karetkę.
Będę rodzić.
Potrzebuję karetkę.
Wszyscy mają się dobrze.
Jest całkowicie zdrową dziewczynką.
Kochanie?
/Urodziła dziewczynkę ważącą
/dwa i pół kilo.
Ma twoje palce u stóp.
Jest doskonała.
Daliśmy jej na imię Caroline,
ku pamięci mojej matki.
Ten Benjamin był moim ojcem.
I tak mi to mówisz?
Przepraszam.
/Istnieje możliwość potężnego huraganu,
/nawet kategorii 5.
Wiem, że jest ciężko,
ale nie wolno tu palić.
/Nikt nie wie, gdzie uderzy.
/Rosłaś zgodnie z tym,
/jak obiecał lekarz.
/Byłaś normalna i zdrowa.
Musimy znaleźć dla niej
prawdziwego ojca.
O czym mówisz?
Potrzebuje kogoś,
przy kim wyrośnie.
Nauczy się wszystko akceptować.
Kocha cię.
Potrzebuje ojca,
a nie kolegę do zabaw.
- Chodzi o mnie?
- Oczywiście, że nie.
- Mój wiek zaczyna ci przeszkadzać?
- Oczywiście, że nie.
Nie możesz wychowywać nas oboje.
/To były twoje pierwsze urodziny.
/Urządziliśmy dla ciebie przyjęcie.
/Dom był pełen dzieci.
- Jak się masz?
- Cześć, stary.
Będzie chodzić do liceum,
zanim się zorientujesz.
/Sprzedałem domek letni
/*** jeziorem Pontchartrain.
/Sprzedałem guziki Buttona.
/Sprzedałem żaglówkę ojca.
/I wszystko umieściłem na lokacie.
/Byś ty i twoja matka
/mogły wieść życie.
/I odszedłem,
/zanim byłaś w stanie
/mnie zapamiętać.
Zabrałem tylko ubranie,
które miałem na grzbiecie.
Nie chcę teraz tego czytać.
Możesz mi powiedzieć,
dokąd pojechał?
Tak naprawdę, nie wiem.
Ta jest dla mnie.
Rok 1970.
Miałam 2 lata.
Wszystkiego najlepszego.
Szkoda, że nie mogłem cię pocałować
na dobranoc.
Wszystkie są dla mnie.
Piąte urodziny.
Szkoda, że nie mogłem zaprowadzić cię
na twój pierwszy dzień w szkole.
Szóste urodziny.
Szkoda, że nie mogłem nauczyć cię
grać na fortepianie.
Rok 1981.
Miałam 13 lat.
Szkoda, że nie mogłem ci powiedzieć,
byś nie uganiała się za tym chłopakiem.
Szkoda, że nie mogłem cię potrzymać,
gdy miałaś złamane serce.
Szkoda, że nie byłem twoim ojcem.
Nic z tego, co zrobiłem,
nigdy tego nie zastąpi.
Chyba pojechał do Indii.
Jeśli to jest coś warte,
to nigdy nie jest za późno,
/ani nigdy za wcześnie
/jak w moim przypadku,
/by być osobą, którą chcesz być.
/Nie ma limitu czasu.
/Przestajesz, kiedy chcesz.
/Możesz się zmienić albo nie.
/Tu nie ma zasad.
/Możemy uczynić z siebie
/coś najlepszego lub najgorszego.
/Mam nadzieję, że uczynisz z siebie
/coś najlepszego.
/Mam nadzieję, że zobaczysz rzeczy,
/które cię zaskoczą.
/Mam nadzieję, że poczujesz coś,
/czego nigdy nie poczułaś.
/Mam nadzieję, że spotkasz ludzi,
/którzy mają odmienne zdanie.
/Mam nadzieję,
/że będziesz dumna ze swojego życia.
/A jeśli nie będziesz dumna,
/to mam nadzieję,
/że będziesz miała siłę,
by zacząć od nowa.
Długo go nie było.
Zobaczymy się w przyszły czwartek.
- Dobranoc, pani Daisy.
- Dobranoc, kochanie.
Przepraszam, już zamykamy.
Mogę panu pomóc?
Przyjechał pan po kogoś...?
Dlaczego wróciłeś?
Mamo?
Mamo?
Jesteś gotowa?
Mamo, co jest?
Właśnie usłyszałam smutne wieści
na temat wspólnego przyjaciela,
którego dawno nie widziałam.
Caroline, to jest Benjamin.
Poznałaś go,
gdy byłaś niemowlęciem.
- Cześć.
- Cześć.
Przepraszam, myślałem,
że już skończyłaś.
To jest przyjaciel mojej rodziny.
Benjamin Button,
to jest mój mąż, Robert.
- Miło mi.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Miło było cię poznać.
- Będziemy w samochodzie.
- W porządku.
Do widzenia.
Tylko zamknę drzwi.
Jest piękna.
Jak jej matka.
- Potrafi tańczyć?
- Nie za dobrze.
- Ma to po mnie.
- Jest kochaną, słodką dziewczyną.
Ale wydaje się trochę... zagubiona.
Ale kto nie jest
w wieku 12 lat?
Często przypomina mi... ciebie.
Mój mąż jest wdowcem.
Był wdowcem.
Jest bardzo dobrym i mądrym człowiekiem,
który lubi przygodę.
- Jest świetnym ojcem.
- To dobrze.
- Jesteś o wiele młodszy.
- Tylko na zewnątrz.
Miałeś rację.
Nie dałabym rady,
wychować was oboje.
Nie jestem wystarczająco silna.
Gdzie się zatrzymałeś?
- Co będziesz robił?
- Zatrzymałem się w hotelu Pontchartrain.
Nie wiem, co będę robił.
Ale...
Czekają.
Pamiętam to.
To był on.
Huragan zmienił kierunek
i niedługo dotrze do lądu.
Mam coś zrobić?
Czynimy przygotowania, by przenieść ludzi,
ale to pani decyzja.
Nie, zostaniemy tutaj.
Powiadomię panią,
jeśli coś się zmieni.
Tamtego wieczoru, gdy siedziałem
i rozmyślałem, dlaczego powróciłem,
usłyszałem pukanie do drzwi.
Wejdź.
Wszystko w porządku?
Przepraszam, nie wiem,
co tu robię.
Nic nie jest trwałe.
Nigdy nie przestanę cię kochać.
Benjamin, jestem starą kobietą.
Niektórych rzeczy
nigdy się nie zapomina.
Dobranoc, Benjamin.
Dobranoc, Daisy.
/I wiedząc już, że to zrobię,
/patrzyłem, jak odchodzi.
To jest ostatnia rzecz,
jaką napisał.
Jakiś czas po tym,
jak twój ojciec zmarł,
dostałam telefon.
Tak, przy telefonie.
Przepraszam, nie rozumiem.
Ten dom na rogu.
Proszę wejść.
Jestem Daisy Fuller.
Jestem David Hernandez z działu opieki
*** dziećmi Nowego Orleanu.
Mieszkał w opuszczonym budynku.
Policja znalazła to przy nim.
Jest w tym pani adres
i nazwisko.
Jego stan zdrowia
jest bardzo zły.
Zabrano go do szpitala.
Sprawia wrażenie, że nie wie, kim jest
ani gdzie jest.
Jest bardzo zagubiony.
Mówiłam panu Hernandez,
że Benjamin jest jednym z nas.
Jeśli nie ma gdzie się zatrzymać,
może zatrzymać się tutaj.
Benjamin?
Pięknie grasz.
Nie lubi, gdy go się dotyka.
Często nie poznaje ludzi.
Według lekarzy,
to początek demencji.
Pamiętasz mnie?
Jestem Daisy.
Jestem Benjamin.
Miło cię poznać, Benjamin.
Mogę przysiąść się?
Bardzo chciałabym posłuchać,
jak grasz.
Czy ja cię znam?
/Codziennie odwiedzałam go, by sprawdzić,
/czy ma się dobrze.
Sądzicie, że nie wiem,
co robicie?
Jesteście pieprzonymi kłamcami.
Nie wierzy,
że właśnie zjadł śniadanie.
Może znajdziemy dla ciebie
jakieś inne zajęcie.
Mam wrażenie, że wiele rzeczy
nie mogę sobie przypomnieć.
Jakie rzeczy, kochanie?
Jakbym przeżył życie.
I nie mogę sobie przypomnieć,
jakie było.
W porządku.
W porządku jest zapominać.
/Często zapominał,
/kim jest i gdzie jest.
Jest na dachu.
/Nie było łatwo.
- Benjamin...
- Wszystko widzę.
- Widzę wielką rzekę.
- Tak, wszystko widzisz, kochanie.
Widzę cmentarz, gdzie pochowana
jest mama i pozostali.
Proszę cię, zejdź.
A jeśli potrafię latać?
Znałam człowieka,
który potrafił latać.
Zejdź i opowiem ci o nim.
Niech ktoś tam wejdzie.
/Miał 5 lat, gdy się wprowadziłam.
/Miał prawie tyle samo lat co ja,
/gdy go poznałam.
To jest obrazek starego Człowieka-Kangura
o 5 popołudniu,
w chwili gdy dostał
swoje piękne, tylne nogi.
/Dni mijały i patrzyłam,
/jak zapomina chodzić.
/Jak zapomina mówić.
Jestem Daisy.
"Możesz powiedzieć ""Daisy""?"
/W roku 2002 zamontowali nowy zegar
/na stacji kolejowej.
/Wiosną 2003 roku,
/spojrzał na mnie...
/i wiedziałam, że on wie,
/kim byłam.
/Wtedy zamknął oczy,
/jakby zasypiał.
Szkoda, że go nie poznałam.
Teraz go znasz.
Mamo, pójdę zobaczyć,
co się dzieje.
Dobranoc, Benjamin.
/Spodziewamy się powodzi
/w dziewiątym okręgu.
/Niektórzy urodzili się,
/by przesiadywać *** jeziorem.
/Niektórzy zostają uderzeni
/przez piorun.
/Niektórzy mają dar do muzyki.
/Niektórzy są artystami.
/Niektórzy pływają.
/Niektórzy znają się na guzikach.
/Niektórzy znają Szekspira.
/Niektórzy są matkami.
/I niektórzy tańczą.
Tłumaczenie w/g skryptu:
Sabat1970 & martek76
.:: Napisy24 - Nowy Wymiar Napisów ::.
Napisy24.pl