Tip:
Highlight text to annotate it
X
Mieszkańcy niespolszczonej prowincji, małych wiosek i osad ze strachu przed przemocą unikali publicznie języka litewskiego i ukrywali swoją narodowość.
Weśmy np. ziemie Ignalina, Valkininkai, Dieveniškės, Gervėčiai, Pelesa, wokół Eišiškės, na wschód od Eišiškės, i wokół Šalčininkai (Soleczniki) – tam żyli Litwini.
I właśnie zaborcze władze polskie miały za cel, aby tu nie było Litwinów.
Przeprowadzano również kolonizację demograficzną: tak zwani „osadnicy” (ochotnicy) dostali tu ziemie i osadzali się.
Jak spojrzymy na akta spraw okręgowego sądu Wileńskiego z okresu okupacji, to znajdziemy tu mnóstwo spraw
wszczętych za to, że słuchano litewskiego radia,
za to, że nielegalnie nauczano dzieci litewskiego,
za to, że organizowano zebrania i czytano prasę litewską.
Było gorzej niż za czasów imperium carskiego.
Władze polskie rozkręcili tu takie prześladowania, że
później, już po rozpoczęciu okupacji sowieckiej, i niemieckiej, nie mogło być mowy o jakimś porozumieniu.
Jeszcze do okupacji z 1920 r. wschodnia Litwa ze względu na położenie geograficzne zawsze była mieszaniną narodów.
Jeżeli na zachodniej czy północnej Litwie ludzie umieli tylko swój ojczysty język, to we wschodniej części rozmawiano zarówno po rosyjsku, jak i litewsku, czy po polsku.
Nikogo nie dziwiła ta mnogość narodowościowa i języczna, nawet mieszane małżeństwa nie były rzadkością.
My też z mieszanej rodziny: dziadek był Litwinem, babcia Polką. Moja matka jest Polką, a ojciec Litwinem.
A ja i moje ciocie pisałyśmy, że jesteśmy Litwinkami.
Międzywojenna linia demarkacyjna między Litwą i Polską przechodziła niedaleko stąd – tylko 3 km.
Pabradė należała do Polaków, tam był ich poligon. Kiedy Polacy strzelali, to u nas było słychać.
Z sąsiadami rozmawiałyśmy po polsku.
W naszej szkole było 40 uczniów: połowa Rosjan i połowa Polaków. Tylko ja byłem jedynym Litwinem w szkole.
Stosunki litewsko-polskie we wschodniej Litwie zawsze były skomplikowane, a jeszcze bardziej skomplikowały się po wybuchu II wojny światowej.
W szkołach najczęściej nauczano po polsku lub rosyjsku, ponieważ kierowano się ówczesnym mniemaniem, że...
..."po litewsku rozmawiają tylko zacofani i nieoczytani chłopi, których trzeba przeciągnąć na swoją stronę i spolszczyć".
Od końca 1943 r. i początku 1944 r. rozpoczęto realizować kampanię, aby nie było tu Litwinów, niszczono litewską administrację, która była w całej wschodniej Litwie
i gdyby mogli, to przeprowadziliby referendum w sprawie przynależności wschodnich ziem Litwy, aby nic nie stało im na przeszkodzie do przyłączenia Wschodniej Litwy do Polski.
W realizacji tych celów rządu polskiego głównym narzędziem stały się oddziały Armii Krajowej, które bardzo skrupulatnie wykonywały powierzone im zadania.
Fakty te potwierdza tak zwane archiwum Bernardynów, znalezione w 1995 r. podczas prac remontowych w klasztorze Bernardynów.
W archiwum tym dokładnie opisano rozkazy Armii Krajowej, wezwania, groźby
oraz listy osób nielojalnych Polsce.
Nazwiska osób, które należało zniszczyć.
Obok nazwiska, adresu i innych danych osobistych znajdowała się wzmianka, dlaczego tą czy inną osobę należy uważać za nielojalną.
Kara śmierci mogła być ogłoszona za antypolską agitację, za przyjaźń z Litwinami,
czy np. za wspomnienie nazwiska Smetona.
Na tej liście AK są uwagi o tym, że osoba, która ucałowała trójkolorową flagę litewską, zasłużyła na karę.
W rzeczywistości jednak wystarczył wpis w dowodzie: Litwin.
Na tym zdjęciu z roku 1944, w lewym górnym rogu – ten sam pan Vinclovas. Miał wtedy 17 lat.
Osoby w trumnach to cała jego rodzina.
A tego zdjęcia pan Vinclovas nigdy wcześniej nie widział.
Zdjęcie zrobiono zaraz po egzekucji jego bliskich.
To moja siostrzyczka, Onutė, i mała Levutė, jej mózg roztrzaskany. Leży za stołem, widać jej nogi.
A druga to Zosė, leży pod stołem. Ojciec leży na ziemi, a widać nogi mojej matki.
A tu leżą w trumnach.
Dorosłych można jeszcze o coś oskarżyć, ale co zawiniły te dzieci?
Vinclovas’owi udało się przeżyć pogrom Armii Krajowej.
Razem z bratem uciekli jak tylko pojawili się żołnierze AK.
Kiedy wrócili, zobaczyli obraz mrożący krew w żyłach.
Starszy brat pierwszy dowiedział się, że rozstrzelali, wrócił do domu.
W pokoju były małe gąski, chlapały się we krwi, wyrzucił te gąski na dwór i zostawił tak wszystko na noc, bo i nam groziło niebezpieczeństwo.
W ty samym dniu oddziały AK w rejonach Molėtai i Uten rozstrzelały jeszcze 150 osób.
świadkowie mówili, że przed egzekucją oprawcy sprawdzali dowody osobiste ofiar po to, aby mieli pewność co do narodowości skazańców.
Bywało, że żołnierze AK przychodzili i kazali pokazać modlitewnik,
i dalsze ich zachowanie zależało od tego, z jakim języku był ten modlitewnik: polskim czy litewskim.
Bieda temu, którego modlitewnik był litewski.
To o jakiej tolerancji można rozmawiać?
Wojna była ogłoszona bardziej przeciwko litewskiej ludności cywilnej, aniżeli przeciwko komuś innemu.
24 czerwca 1944 roku rodzina Remeikai przygotowywała się do świętowania Kupały (Joninės), chcieli pozdrowić ciocię.
Mama wyszła na podwórze i mówi: -Ojej, ile wojska idzie od strony lasu.
Mieszkaliśmy przy lesie. Tata w tym czasie był w lesie, pracował jako leśniczy.
Wtedy... nie uciekaliśmy, dalej siedzieliśmy w domu.
Dużo żołnierzy przeszło dalej, ale potem kilku wróciło, weszli i pytają: kto wy, Litwini czy Polacy?
W jakim języku rozmawiali? Po polsku. No i wtedy mówią: teraz was rozstrzelamy.
Mówią: stańcie w szeregu! Wtedy mama wzięła mnie na ręce i stanęliśmy w ty szeregu.
I wtedy zaczęli strzelać. Strzelali we czworo.
Mama trzymała mnie na rękach, kule przeszły jej przez głowę, a potem w moją pierś.
Kule straciły na swej sile i nie przeszły przeze mnie na wskroś. Inaczej też bym nie żyła.
Kiedy mama upadła, ja razem z nią, obmacałam jej włosy, patrzę, że zlepione we krwi i wtedy zemdlałam.
Jest sporządzona lista, gdzie i kogo zamordowała AK.
Przez całe terytorium wschodniej Litwy ciągną się te krwawe ślady.
Los rodziny Macijauskai spod lasu też został przesądzony przez Armię Krajową.
Wcześniej nie słyszeli oni o pogromach żołnierzy AK zwanych białymi partyzantami czy partyzantami z białymi opaskami,
dlatego sądzili, że ludzi, którzy wyszli z lasu to kolaboranci.
Zapytali ojca po polsku kim on jest. "Skoro mieszkam na Litwie, to jestem Litwinem", -odpowiedział.
Kazali pokazać jeszcze dowód osobisty.
Z tym dowodem osobistym w rękach i rozstrzelali go, jeszcze buty zdjęli i zabrali. Znaleźliśmy go tak zastrzelonego leżącego na łóżku.
Można temu wierzyć, bo jednak mieszkańcy Wileńszczyzny dobrze znali oba języki, były mieszane rodziny, dlatego zidentyfikować można było tylko w taki sposób.
Rozstrzelani ludzie z dowodami osobistymi w rękach o tym właśnie świadczą.
Według dzisiejszych danych w latach 1943-1944 oddziały AK, albo jak miejscowi je nazywali „bandy”, na wschodnich ziemiach Litwy zamordowały ok. 500 mieszkańców.