Tip:
Highlight text to annotate it
X
Dzień dobry
Jest takie sławne zdanie Josepha Campbella
nie będę odnosił się do "podążaj za swoim szczęściem" [follow yours bliss]
Dzieję się czasem coś takiego gdy chcesz odnaleźć cytat
lub coś co dobrze znasz, to znika z pamięci
ze strony, książki - znika.
To zapewne sztuczka Hermesa,
który stoi na straży i nagle pomaga odnaleźć rzeczy,
ale który także pomaga zapomnieć rzeczy nagle.
Magiczna sprawiedliwość.
I wydaje się, że to dzieje się częściej
kiedy stajesz się starszy.
Tak czy inaczej ten cytat mówi: Bogowie nie są w Grecji, w mitach czy nawet w książkach Campbell'a
ale są tuż za rogiem Broadway i 42 ulicy
czekają na zmianę świateł.
Są faktem każdego dnia naszego życia,
nie tylko na wspaniałych i przerażających ilustracjach wydrukowanych tak pięknie w tomach Campbella.
Książki są prawie za ciężkie by je nosić. Joseph Campbell sporo zrobił jeśli chodzi o trud noszenia
ale też wniósł egzotyczną mitologię do naszego publicznego dyskursu.
Jeśli mogę coś zrobić by mikrofon przestał buczeć, dajcie mi znać
[ bliżej, dalej? - chodzi o mikrofon przyp. tłum. ]
Campbell pomógł wskrzesić Bogów
z teoretycznych twierdzeń w codzienne życie.
Pojawia się bardzo stare pytanie
które nurtuje ludzi, którzy interesują się mitami.
Czy Bogowie naprawdę uciekli?
Był taki sławny wiersz Holderlin o tym, że Bogowie uciekli - w czasie potrzeby, robienia rzeczy wbrew sobie.
Nawet jeśli jest to czas potrzeby, zubożenia duszy
nie musi koniecznie prowadzić do wniosku, że Bogowie uciekli.
Czy mogą oni pozostawić świat sam sobie?
Jest nawet bardziej palące pytanie: Jeśli moc świata jest połączona z ich różnorodnością, to jak mogą być oddzieleni od tego?
Czyż nie są nieśmiertelni? Atherosi świata
tworzący każdy element tego świata, jego nieodłączną transcendencję
winę i urok, wyobraźnię i piękno.
Świat, który jest jednocześnie straszny, okrutny, zagadkowy i głęboko niezrozumiały.
Dlaczego współczesność akceptuje tezę, że Bogowie mogli sobie po prostu wstać i pójść?
Oczywiście ich nieobecność w tym wypadku nie może zależeć od nas, od tego, że opuściliśmy ich gaje i ołtarze, zaniedbaliśmy rytuały, ofiary i zapomnieliśmy ich tajemnice.
Z całą pewnością nie mogą być oni zależni od tego co my robimy bądź czego nie robimy.
Jeśli tak by było, jak zdobyliby swój autorytet super bohaterów w kosmosie, jeśli ich obecność lub jej brak zależy od naszego zachowania?
W odniesieniu do Bogów i mitów nie pozostaje nic innego
niż to czego domaga się ortodoksyjna religia lub świecki relatywizm i racjonalizm.
A jest to tylko fikcja ludzkiej fantazji.
Więc ponownie pojawia się pytanie kto czerpie korzyści z deklarowania, że starożytni Bogowie umarli bądź uciekli.
Kto chce, żeby sobie poszli?
I razem z ich nieobecnością
wszystkie pogańskie uczucia i stany świadomości by również odeszły.
Jedno jest pewne (historycznie i logicznie) nieobecność Bogów sprawia, że
świat staje się res extensa -
matematyczną przestrzenią, policzalnymi siłami
dryfującymi odpadkami, bezdusznych obiektów.
Wszystkie dusze i umysły lub skondensowana świadomość wewnątrz ludzkiego mózgu,
pozostawiająca naturę do dyzpozycji ludzkiej woli.
Nieobecność Bogów jest nie tylko nieskuteczną świecką wygodą i możliwością przemysłowców do eksploatacji,
arogancką inflacją śmiertelnych.
Nawet więcej, twierdzenie, że Bogowie odeszli jest także chrześcijańską wygodą.
Ich nieobecność otwiera w świecie mnóstwo przestrzeni dla obecności Jezusa Zbawiciela i jego odkupieńczej Apokalipsy.
I daje to odpowiedź w czasie potrzebujących.
Ale kto potrzebuje odkupienia i zbawienia?
Tylko winny i niezadowolony.
Było wielu uczonych: historyków, religioznawców
badających mity i literaturę, sztukę i filologię którzy zauważyli przetrwanie pogańskich bóstw ukrytych gdzieś pomiędzy chrześcijańskimi mitami.
Przebranych, pomimo, że oficjalnie nie istnieją.
Byli też tacy, którzy próbowali pobudzić do życia pogańskie Bóstwa, poprzez różne imitacje, interpretacje i inwokacje.
Osobiście podążałem za myśleniem, które wywodzi się z dwóch sławnych sentencji
często używanych i cytowanych przez C.G Junga.
Pierwsza z nich pochodzi prawdopodobnie z Delf
i została wycięta w kamieniu, by zawisnąć *** frontowymi drzwiami Junga, gdzie żył i pracował przez większość swojego długiego życia.
I sentencja brzmi "wzywany czy nie wzywany Bóg będzie obecny"
VOCATUS ATQUE NON VOCATUS DEUS ADERIT
drugie zdanie z Junga
Bogowie stali się chorobami. Zeus nie rządzi już Olimpem ale raczej splotem słonecznym i dostarcza ciekawe przypadki do gabinetów lekarskich (...) albo zaburzeniami mózgu polityków i dziennikarzy, którzy bezwiednie rozpętali mentalną epidemię na świecie.
Zobojętnienie na boskość to przejście od transcendencji do immanencji
ten wniosek był przytaczany przez Spinozę przez co został wykluczony ze społeczności.
Myśl ta była potem reprezentowana przez Zimmera, który to mówił:
"Wszyscy Bogowie są wewnątrz"
i Heinrich Zimmer był pierwszym mentorem Josepha Campbella.
Te wszystkie kierunki: Jung, Spinoza, Zimmer są różne tak jak różne jest "Królestwo Boże" w Tobie.
Zróżnicowanie rodzajów immanencji nie jest przedmiotem tego wykładu
ale jest ważne by rozpoznać kluczowy zwrot
jaki dała psychologia Junga wewnętrznym bóstwom, którzy wzrośli wewnątrz nas do tego stopnia, że odbierani są jako patologia.
Mity żyją w naszych zachowaniach, nieustannie domagają się uznania i przestrzegania.
Noszą nowe nazwy zapożyczone z podręczników psychiatrii i zaburzeń psychologicznych.
Nie mają już schronienia na ołtarzach i nie są wspierane w świątyniach, w miejscu wyroczni
nie są też nazywane tajemnicą, zamiast tego zamieszkują nasze wnętrza, naszą psychikę;
gdzie stają bardzo obecni jako moc zasilająca cierpienie duszy.
Stłumieni powracają jako dziwne objawy, symptomy.
Bogowie naprawdę istnieją bez względu na to czy zostaną wezwani czy nie, tuż na rogu 42 ulicy.
Muszę dodać, że Jung nie jest pierwszym...