Tip:
Highlight text to annotate it
X
Tłumaczenie: Rysia Wand Korekta: Marcin Kasiak
W Nowym Yorku stoję na czele
organizacji non-profit pn. Robin Hood.
Kiedy nie zwalczam biedy, walczę z pożarami
jako wice-kapitan ochotniczej straży pożarnej.
W naszym mieście
ochotnicy wspomagają wysoko wykwalifikowanych zawodowców.
Trzeba zjawić się przy pożarze błyskawicznie,
żeby załapać się na cokolwiek.
Pamiętam swój pierwszy pożar.
Stawiłem się jako drugi ochotnik,
więc miałem szansę na wejście.
Musiałem szybciej od innych
dostać się do dowódcy,
żeby dostać zadanie.
Kiedy znalazłem kapitana
zajęty był rozmową
z właścicielką domu,
która przeżywała najgorszy dzień w życiu.
W środku nocy
stała w ulewnym deszczu
pod parasolem, w piżamie, boso
gdy jej dom płonął.
Ochotnik który przyszedł pierwszy,
nazwijmy go Lex Luther,
(Śmiech)
pierwszy był u kapitana.
Dostał zadanie wejścia do środka
i uratowanie psa.
Psa! Szlag mnie trafił z zazdrości.
Jakiś tam prawnik czy finansista
przez resztę życia będzie sie chełpił,
że wszedł w płomienie,
by ratować żywe stworzenie,
bo pobił mnie o 5 sekund.
Nadeszła moja kolej.
Kapitan machnął na mnie.
"Bezos, wejdź do środka.
Idź przez płomienie na górę
i przynieś pani jakieś buty."
(Śmiech)
Przysięgam.
Nie na to się nastawiałem,
ale dawaj
na górę, korytarzem, obok 'prawdziwych' strażaków,
którzy właściwie już wszystko ugasili,
do sypialni po parę butów.
Wiem, co myślicie,
ale żaden ze mnie bohater.
(Śmiech)
Zniosłem ładunek na dół,
gdzie stało moje nemesis
z pieseczkiem przy frontowych drzwiach.
Zanieśliśmy skarby właścicielce,
i, jak można się spodziewać,
poświęciła mu dużo więcej uwagi niż mnie.
Po kilku tygodniach
departament otrzymał od właścicielki list
z podziękowaniem za okazaną waleczność
przy ratowaniu domu.
Ponad wszystko zapadło jej w pamięć,
że ktoś przyniósł jej nawet buty.
(Śmiech)
W obydwu powołaniach, Robin Hooda
i strażaka-ochotnika,
spotykam hojność i dobroć
na wielką skalę
lecz także życzliwość i odwagę
pojedynczych ludzi.
Wiecie, czego się nauczyłem?
Wszystkie mają znaczenie.
Patrzę na tę salę,
na ludzi, którzy osiągnęli
lub niebawem osiągną
niebywałe sukcesy.
Chciałbym przypomnieć:
nie czekajcie.
Nie czekajcie, aż zarobicie pierwszy milion
żeby odmienić czyjeś życie.
Jeśli macie coś do zaoferowania,
dajcie teraz.
Serwujcie zupę dla ubogich, posprzątajcie park,
stańcie się mentorami.
Nie codzień mamy okazję
uratować komuś życie.
ale codzień możemy na jakieś wpłynąć.
Zacznijcie działać. Ocalcie buty.
Dziękuję.
(Oklaski)
Bruno Giussani: Mark, wracaj.
(Oklaski)
Mark Bezos: Dziękuję.