Tip:
Highlight text to annotate it
X
Cześć!
Sekundkę. No, już lepiej.
Cześć. Zupełnie nie mówię po polsku, przykro mi.
Ale cieszę się, że tu jesteście i że ja tu jestem, bo to... dobrze.
Mam trzy teksty.
Zobaczymy, czy uda mi się je przeczytać. Widzicie mnie?
Dobrze, ja was też.
Pierwszy tekst nosi tytuł "Nikt nie jest regałem".
Jest o tym, dlaczego nie piszę książek.
Bo boję się mojego regału.
"NIKT NIE JEST REGAŁEM" Tłum. Sława Lisiecka
O regale na książki,
najukochańszy ze wszystkich regałów,
stoisz w najdalszym kącie mojej izby, niedbale oparty o ścianę,
i robisz dobre wrażenie,
chociaż zieją w tobie pojedyncze dziury
jak u małego dziecka, któremu jeszcze brakuje zębów.
Stoisz tak z otwartą przyłbicą, dumny z tych dziur w swoich rzędach,
a jednak oburzony, jak właśnie owo dziecko,
i pytasz mnie, dlaczego nie piszę książek.
Książki, które niczym amalgamat z celulozy zdołałyby zapełnić Twoje luki,
książki, które powinienem napisać, żeby je potem zaparkować na Twoich półkach,
poezja jako wypełniacz dziur w Twojej drewnianej topografii.
Chcesz wiedzieć, regale, dlaczego nie piszę książek?
No cóż, to Twoja wina: Twoja i tej Twojej wyniosłej elegancji,
Twoich kątów prostych, to mój lęk przed Twoją perfekcją,
która paraliżuje moje pisanie,
bo jak, jak u licha, wymyślone przeze mnie historie
mają choćby tylko w przybliżeniu być tak doskonałe w formie, jak Ty?
Wszelka dramaturgia, wszelkie napięcie, jakie poeta może sobie wymarzyć,
jest afrontem wobec Twojej prostej, zwyczajnie doskonałej geometrii.
Regale, tyś o wiele lepiej skonstruowany niż wszystkie historie,
które później spoczywają w Tobie.
Demonstranci skandujący na ulicach, mają rację:
Nikt nie jest regałem!
Bo wszyscy mają wady, wady, których ty nie masz.
Każdy stolarz popada przez ciebie w zwątpienie,
Ty, Mona Lizo mebli,
wielu już próbowało na tobie swoich sił,
ale wymyślenie cię na nowo okazuje się od dawna przedsięwzięciem niemożliwym.
Regału niepodobna zbudować lepiej:
dwie pionowe deski, na nich poziome półki,
między nimi podpórki, a wszystko z masywnego buku.
Dlaczego, o regale, Jezus został cieślą, a nie stolarzem?
Otóż nie znał sposobu, który pozwoliłby mu prześcignąć boskie piękno Twoich półek.
Tak, imię Jezusa symbolizuje Namaszczonego, ale Twoje imię symbolizuje Ześrubowanego,
prawdziwą latorośl Wszechmogącego.
Jezus z Nazaretu załamał się na widok Billy'ego ze Smalandii.
Dlaczegóż to Jezusa przybito do krzyża, a nie do regału na książki?
Bo regał po prostu wydawał się zbyt wspaniały.
Fundamentem poezji jest duch, powiadają, ale to Ty nim jesteś, regale na książki.
Filozof powie może: ten regał to jedynie konstrukt!
A statystyk powie: To prawda. Ale jaki.
Ile setek książek możesz do siebie przyjąć i zjednoczyć w sobie,
Twoi imigranci nazywają się Schiller, Beckett, Goethe, Strübing, Sebastian 23.
Nawet Ziemia Obiecana nie przyjęła tylu uchodźców, ilu przyjąłeś Ty,
każde dzieło laureata nagrody Nobla staje się w Tobie sans papier.
Ileż Ty musisz znieść, 120 kilogramów Konsalika połykasz bez skrzypienia,
bo przecież się nie sprzeciwiasz, nigdy byś tego nie zrobił,
azylu najcierpliwszy ze wszystkich mebli.
Dzieła zebrane Shakespeare'a
są dla Tobie podobnych kwestią śmiesznych 80 centymetrów,
co równa się prawie przeciętnej,
księga *** księgami to jedynie znikomy wasal w Twoim pałacu z drewna,
a Ty oczekujesz, żebym ja się włączył w ten papierowy cyrk śmieszności,
z tomikiem o objętości może 200 stron, zaledwie 21 milimetrów?
Nie.
Jak można ująć Twoje piękno w słowach,
skoro Ty przecież wcieliłeś je już wszystkie w siebie?
To, co chyba najtrafniej opisuje Twoją istotę, Anglosasi nazywają shelf-esteem.
A jednak: co, oprócz zawartości różni cię od regału z przyprawami?
Stajnia jest stajnią tylko dlatego, że konie grzebią w niej kopytami,
gdyby tam były kozy, byłaby to koziarnia.
Jesteś więc, o regale na książki, niczym bez swoich beletrystycznych gości.
Dopiero książka czyni cię tym, czym jesteś,
z każdym nowym tomem postawionym na półce
otrzymujesz o jedną cechę charakteru więcej,
tak że stopniowo wypełniasz się chlorofilem, stajesz się unikatem, indywiduum,
nazywa się to biografią.
Oczywiście, również Twoja biografia nie jest daniem lekkostrawnym,
gdziekolwiek się pojawisz, architekci wnętrz krzyczą:
miejsce regałów jest na ścianach!
I chociaż od czasów, kiedy jeszcze palili książki, minęły już całe lata,
Ciebie nadal palą, na wysypiskach śmieci, w ogródkach działkowych,
Ty musisz służyć za opał dla buchających w niebo ognisk i pieców kaflowych.
Kill Billy to nie frazes,
to smutna rzeczywistość.
A jednak: nadeszła teraz Twoja pora,
teraz, wskutek najnowocześniejszej ze wszystkich technologii,
bo podczas gdy skanuje się książki jedna za drugą
i zapamiętuje na twardych dyskach iMaców tego świata,
Ty stoisz w kącie, z tymi swoimi dziurami jak po zębach,
już niepodobny do dziecka, lecz raczej do starca, i uśmiechasz się,
bo wiesz, że digitalizacja nie może szczególnie zaszkodzić regałowi z drewna.
No bo spróbuj zapamiętać na USB regał na książki.
A co dopiero go wydrukować.
Tak, regale, stoję tutaj i czytam, nie piszę książek. Wybacz.
Ale może jeszcze zostanę stolarzem, żeby stworzyć coś trwałego.
Bo to jest tak:
książki przychodzą, książki odchodzą.
A regał
trwa.
Udało się z...?
Świetnie. Dziękuję.
Następny teksty napisałem dla babci.
Ona zmarła, bo była już bardzo stara,
ale i tak było mi smutno.
Wtedy pomyślałem: co mi zostało po babci?
Zdjęcia? Nie. Filmy? Też nie.
Zostało to:
W każdą środę, jako mały dzieciak, dostawałem od babci tort.
W każdą środę.
I te torty nadal są ze mną.
Tutaj, na boczku.
Złożyły się na jednego, wielkiego mnie.
Więc gdy tęsknię za babcią, robię po prostu tak
Wszystko tam jest.
Więc ten tekst noi tytuł:
"JEDZENIE PRZECIW ZAPOMNIENIU ALBO THE BIG LEBRZUCHSKI"
Tłum. Sława Lisiecka
Przyjaciel pewnego niesympatycznego grubasa zapytał go kiedyś,
dlaczego na starość tak bardzo przytył. Grubas odpowiedział:
"Bo twoja żona zawsze mi gotowała, kiedy z nią spałem."
Czego ten gruby, mały człowiek musi wysłuchiwać?
- No, dużo jadłeś w ostatnim czasie,
moito birdie mniam, mniam, demasiado chaps, chaps,
a litte bitty too much on the Whopper's side of life, prawda?
Czy to, co tak komicznie opada ku lędźwiom, to może brzuszek?
To nie jest brzuch, odpowiada mały grubas.
To mój żywot. Mój życiorys.
Bo to jest moje ciało, które ma służyć potomności.
Spójrz, mówi mały grubas, spójrz, mój brzuch ma naśladować konserwatora,
mój kałdun jest najbardziej niezawodnym protokolantem,
który najmniejszy kęs notuje stenograficznie.
Mój bebech to archiwista, kurator,
ktoś, kto potrafi przechytrzyć przemijalność bytu en passant
albo jeszcze lepiej: en mangeant.
Piszesz sobie te wiersze, baby, zakładając albumy ze zdjęciami,
rozpoczynasz walkę z zapomnieniem, prowadzisz dziennik, robisz fotografie,
ale w czasie gdy Ty zostawiasz nacięcia na jodłach
i tatuujesz sobie na bicepsach tribale,
aby jeszcze jakoś przeciwdziałać ulotności życia,
ja już dawno magazynuję swoje działania we własnym ciele.
Zwierciadłem mojego istnienia jest cholesterol,
ja, największy, najbezpieczniejszy ze wszystkich zewnętrzny twardy dysk,
muzeum anatomiczne blednie wobec moich krzywizn,
ja jestem wędrującym cielesnym USB, baby.
Czy pamiętasz jeszcze, jak wtedy, baby, mówi grubas do swojej ukochanej,
pamiętasz, jak leżeliśmy w łóżku i pałaszowaliśmy Yogurette,
czternaście batoników, a deszcz na dworze dudnił o drzewa,
pamiętasz, co wtedy powiedziałaś?
Powiedziałaś najpiękniejsze zdanie, jakie kiedykolwiek słyszałem, powiedziałaś:
Spójrz, kiedy na dworze krople deszczu padają na liście drzew,
liście drżą pod nimi zupełnie tak samo, jak drżą uszy psa,
którym przez sen wstrząsa nerwowy dreszcz.
Nie, oczywiście nie przypominasz sobie tego, skądże znowu,
już dawno strząsnęłaś z siebie tę chwilę, strenowałaś ją w centrum fitnessu,
oddałaś w ofierze nie przy taśmie, a na bieżni do ćwiczeń.
Tymczasem ja zakonserwowałem ten moment, o tutaj, osadził się na moim boku.
Pozwólcie więc, że opowiem coś ze swojego życia,
a moje ciało niech będzie rękopisem.
Na przykład tutaj: zaczątek brzucha:
moje pierwsze lody smerfowe z dziadkiem w restauracji Delfin
w parku rekreacyjnym Connyland w Szwajcarii,
kiedy dziadek wyjął sztuczną szczękę i wydając z siebie wspaniałe piski,
pokazał mi, jak można naśladować delfina.
Albo tutaj: ten podwójny podbródek:
Pizza hawajska (ale bez ananasa) z mamą na moje dziesiąte urodziny.
Tutaj, na udzie: siedemnaście czekoladowych talarów,
które wraz z kolegami spałaszowałem na wycieczce ministrantów,
kiedy nasz pociąg stanął w szczerym polu, a głośnik zachrypiał:
"Szanowni pasażerowie,
nasza dalsza podróż odwlecze się o kilka minut,
ponieważ czekamy na spóźnioną krucjatę."
- Opiekujący się wówczas nami pastor Elsner zerwał się z miejsca i wykrzyknął:
"Alleluja, był już najwyższy czas!"
Tutaj, z tyłu po lewej:
pamiętne trzy dżiny z tonikiem, któreśmy sobie golnęli,
gdy nasz przyjaciel Urs z dumą pokazał nam swojego nowo narodzonego syna,
a Klaus, pijaniusieńki, wziął niemowlaka na ręce, beknął i powiedział:
Mój Boże, to śmieszne, jak człowiek pomyśli,
że Goebbels kiedyś też był taki mały i słodki, aż trudno w to uwierzyć.
- A my nie wiedzieliśmy, czy mamy się śmiać, czy go stłuc.
Albo ten tutaj drugi podwójny podbródek:
babciny tort śmietankowy, najlepszy na świecie.
Babcia robiła go z trzynastu składników:
z mąki, cukru, śmietany, śmietany, śmietany, śmietany,
śmietany, śmietany, śmietany, śmietany, śmietany, śmietany
i jednej czereśni na wierzchu.
Bo jak mawiamy zawsze my, Szwajcarzy:
You can take me out of the Fondue. But you cant take the Fondue out of me.
So come on, call me the Big Lebrzuchski,
call me The Food, His Foodness, El Fooderino!
Bo ja jestem Grubas - Grubas tot the rescue!
- i z każdym gramem, który tracę, tracę również wspomnienia o was,
dlatego stawajcie się częścią mnie, żryjmy,
żebyśmy wreszcie umieli zatrzymać to, czego nie można zakonserwować.
Bo jak już pisał David Foster Wallace:
Do not fill the emptiness in the universe with Other, fill the void with yourself.
Żrę więc, aż sam stanę się uniwersum!
Staruszki mówią do mnie:
Młody człowieku, akumulowanie rzeczy za życia nic nie daje,
na koniec i tak nie można ich zabrać do grobu,
a ja na to: Oh really? YES, I CAN, ***, spójrz na mnie.
L'etat, c'est moi!
Liberté, Ëgalité, Patisserie!
A gdybym potem, pewnego dnia, miał jednak umrzeć,
zróbcie rzecz następującą, zróbcie to tak, jak proponuje Kapielski:
spalcie moje ciało.
Każcie z moich prochów zrobić diament, oprawcie go w złoty pierścień,
idźcie na najmniejszy dworzec w najdalszym zakątku kraju,
wsiądźcie do ostatniego nocnego pociągu wiodącego w Nicość
i diamentem wydrapcie na szybie wagonu restauracyjnego zdanie:
Wielkie dzięki, to było bardzo smaczne.
Teraz miałbym jeszcze ochotę na kremówkę, no i grappę, a potem poproszę o rachunek.
Już prawie kończymy. Jeszcze tylko trzy krótkie wiersze o miłości.
Piszę beznadziejne wiersze miłosne. Ciągle próbuję, ale mi nie wychodzi.
Ale zobaczymy. Może ten.
"TRZY KRÓTKIE WIERSZE MIŁOSNE"
"WIERSZ MIŁOSNY" Tłum. Sława Lisiecka
Bo nigdy nie wychodzą mi metafory.
Ale spróbuję. Ten będzie dobry. Może...
Moja sympatia do ciebie
jest szczera
Moja sympatia do ciebie jest
Zaparkowaną na zakazie zatrzymywania się Limuzyną
Z tablicą rejestracyjną korpusu dyplomatycznego:
Wprawdzie nie na miejscu
Ale jednak: nietykalną
Bo, skarbie, kamienie
Które kładziesz mi na drodze
Zbieram
Żeby zbudować ci z nich dom
Z brakującej piątej klepki
Zrobię drzwi wejściowe
A potem sobie myślę: nie, jednak nie jest za dobry.
Ale mam jeszcze jeden.
Nosi tytuł:
"NADZIEJA. WIERSZ MIŁOSNY" Tłum. Sława Lisiecka
I gdyby ktoś mi go powiedział, pomyślałbym:
No, fajnie.
"Nadzieja".
Jesteś dla mnie tym,
Czym dla czekającego na przeszczep nerki
Poczwórnego ojca rodziny
Jest rozpoczynający się sezon motocyklowy.
No tak.
A ostatni wiersz jest po angielsku.
Nazywa się: "Wiersz miłosny".
"WIERSZ MIŁOSNY" Z angielskiego przełożyła Jagna Jaskuła
Wiesz, naprawdę próbowałem
o Tobie zapomnieć.
Tak jest.
Wypiłem więc trzy butelki wina
Ale kurwa! Teraz widzę Cię podwójną
I żadnej to nie przeszkadza
Bo widzisz:
Każda butelka którą opróżniam
Mogłaby być posłańcem wyprawionym do Ciebie.
Szkoda, że żyjesz pod prąd
Podobnie jak większość kochanych osób.
No i dobrze.
Pieprzyć wszystkich
Pieprzyć wszystkich
Amen
Dziękuję!