Tip:
Highlight text to annotate it
X
ZIELONA DOLINA
/Pakuje swoje rzeczy w chustę,/ /Którą nosiła moja matka, chodząc do sklepu,/
/i opuszczam moją dolinę./
/Tym razem, już nigdy do niej nie wrócę./
/Zastanawia mnie, moje 50 lat pamięci.
/Pamięć.
/Dziwne, że umysł potrafi zapomnieć tak wiele,/ /co stało się przed momentem,/
/a pamięta się, nieraz jasno,/ /to co zdarzyło się wiele lat temu,/
/z kobietami i mężczyznami, którzy nie żyja już wiele lat./
/Może ktoś zapytać,/ /co jest prawdą, a co nie?/
/Jak nie wierzyć przyjaciołom, którzy odeszli,/
/jeśli ich głosy, nadal brzmią w moich uszach?/
/Nie, nie będę się *** tym zastanawiał,/
/ponieważ, na zawsze pozostaną żywa prawdą w moim umyśle./
/Nie ma żadnej bariery, aby nie pamiętać minionego czasu./
/Możesz wrócić i robić to co lubisz, jeśli chcesz pamiętać./
/Mogę więc zamknąć oczy w swojej dolinie/ /i zobaczyć to, co odeszło,/
/i widzieć ją, jaka była jak byłem chłopcem./
/Była zielona i zajmowała duży obszar./
/W całej Walii, nie było niczego piękniejszego./
/Wszystkiego, czego się nauczyłem/ /dowiedziałem się od mojego ojca./
/Nigdy nie stwierdziłem, że to, co on mi powiedział, /było niewłaściwe, albo bezwartościowe.
/Proste lekcje, których mi udzielał/ /dotychczas rozjaśniają mój umysł,/
/tak, jakbym je słyszał wczoraj./
/W tych dniach, czarny żużel,/ /wydobyty z pokładów węgla,/
/dopiero co, zaczął przykrywać jedną stronę wzgórza,/
/niezbyt zepsuł jeszcze naszą okolicę/ /i nie poczernił piękna naszej wsi./
/Ponieważ kopalnia węgla,/ /dopiero zaczęła wyszarpywać węgiel z zielonego wzgórza./
/Słyszę, nawet jeszcze teraz,/ /głos mojej siostry Angharad./
Angharad!
/Górnikiem był mój ojciec,/ /wszyscy moi bracia i byli dumni z tego./
- Gwilym Morgan, trzy funty, siedem pensów. - Dziękuję, proszę pana.
Lanto Morgan, trzy funty, siedem pensów
Ivor Morgan, trzy funty, siedem pensów
Davy Morgan, dwa funty, pięć pensów.
Owen Morgan, dwa funty, pięć pensów.
Młody Gwilym Morgan, funt, dziesięć pensów.
/Ktoś zaczął śpiewać/
/i dolina zadzwoniła, dźwiękiem wielu głosów./
/Śpiew w tych stronach jest, jak wzrok w oku./
/Potem następowało szorowanie, na podwórzu./
/Obowiązkiem mojej siostry Angharad,/ /było przynoszenie wiader z woda zimną i ciepłą,/
/a ja, wykonywałem drobne prace,/
/dopóki mój ojciec i bracia,/ /nie wyszorowali węglowego kurzu ze swoich ciał./
/Wiele czasu zajmowało to mycie,/ /ale to była część ich życia./
/To był zaszczyt dla górnika,/
/zazdrościłem im,/ /mojemu ojcu i dorosłym braciom./
/Szoruj i skrob,/ /Pan Węgiel, nadal jest i śmieje się z ciebie./
/Zawsze był kawał wołowiny,/ /albo udziec barani, przed moim ojcem./
/Nie rozmawialiśmy,/ /kiedy jedliśmy./
/Nigdy nie spotkałem nikogo, / /kto wolałby rozmowę, niż dobre jedzenie./
/Moja matka, cały czas była w ruchu,/
/zawsze ostatnia zaczynała kolację,/ /a pierwsza ją kończyła./
/Jeśli ojciec był głową rodziny,/ /to mama była jej sercem./
/Kiedy kolacja została zjedzona,/ /matka przynosiła pudełko,/
/w które, włożone były, zarobione pieniądze./
/W naszej dolinie, nikt wtedy nie widział żadnego banku./
/Nasze oszczędności, trzymaliśmy na kominku./
/Ojciec mówił, że zarobione pieniądze, należy wydawać/
/tylko to, jak zostaną wydane, zależy od rozumu/
/i jak chętnie to się robi./
/Ale zawsze w jakimś celu./
Dziękuję tato.
/Z domu, przez ulicę biegałem wiele razy.
/Ale zawsze, z szacunku dla kaplicy, należało zdjąć czapkę,/ /czego nauczył nas ojciec./
/Prosto biegłem do sklepu pani Tossal,/
/po cukierka toffi, którego mogłem jeść bez końca./
/I nawet, kiedy już się skończył,
/nadal jego smak pozostawał pod moim językiem./
/Pamiętam jego smak do dzisiaj, choć minęło tyle lat./
/Jak się *** tym zastanawiam,/ /to cieszę się, że to minęło./
/To stało się tego popołudnia,/ /kiedy, po raz pierwszy zobaczyłem Bron - Bronwyn./
/Przyszła z sąsiedniej doliny/ /porozmawiać z moim ojcem i matką./
Czy to jest dom Gwilym Morgan'a?
Ty pewnie jesteś Huw.
- Czy nazywasz się, Bronwyn? - Tak.
Jakże się cieszę.
/Myślę, że już wtedy zakochałem się w Bronwyn./
/Może to głupie myśleć, że dziecko może kochać,/ /ale właśnie byłem takim dzieckiem,/
/i nikt nie wie, jak to się mogło stać, oprócz mnie./
- Cieszę się, za naszego Ivora. - To ja powinnam się cieszyć.
Jesteś zadowolona z naszego Ivora? To wydaje się tak niedawno,
kiedy raczkował tutaj dookoła i był taki jak ten z otwartymi ustami.
To jest Bronwyn, Huw, to będzie twoja siostra.
Poznaliśmy się już.
Ostrożnie z koszykiem. Jest w nim kruche ciasto.
To nie dla ciebie, dowiesz się jak wrócisz. Teraz idź pobiegać.
/Bronwyn i Ivor, mieli zostać poślubieni, / /przez nowego kaznodzieje pana Gruffydd,/
/który, przyjechał do nas z Uniwersytetu z Cardiff./
/Widziałem go wtedy, po raz pierwszy./
- Dobry wieczór, panie Morgan. - Tak jest naprawdę doby, proszę pana.
- Przepraszam. - Dziękuję.
Z DNIEM 3 SIERPNIA, ZAROBKI W TEJ KOPALNI, ZOSTANĄ ZREDUKOWANIE O SZYLINGA I 2 PENSY. PODPISANO EVENS.
Chłopcy, wracamy do pracy.
Ivor, poszukaj Griffiths'a Dai i Johna Idris i przyprowadź ich do biura pana Evans'a.
- Mamy iść z tobą? - Nie, ta sprawa dotyczy tylko starych.
- Idź do domu. - Ale...
Nie teraz, Davy.
Chodźcie, idziemy.
- Dlaczego nie jesteście umyci? - Czekaliśmy na ciebie.
Będziemy mieć, tylko kilka szylingów mniej. To dla nas z zupełności wystarczy.
Może zjemy kolację, dziewczyno?
Tak musi być, ponieważ nie mogą dostać starej ceny za węgiel.
- Chodźcie, idziemy się myć. - To jest najważniejsza przyczyna?
- Tak. - Chyba, nie powiedzieli ci prawdziwego powodu.
Tak musi być, bo zamknięto hutę w Dowlais.
A co huta żelaza, ma wspólnego z nami?
Ludzie z Dowlais, przyjdą pracować do nas, więc nam obniżają zarobki.
To dopiero początek.
Będą stale nam obcinać, ponieważ składają, jak to, puste obietnice.
- Dobry pracownik, jest wart dobrych zarobków. - Nie wtedy, kiedy jest trzech chętnych na jedno miejsce.
Dlaczego, właściciele mają płacić więcej, jeśli ludzie będą pracowali mniej?
Ponieważ nie są dzikusami. Są takimi samymi ludźmi jak my.
Ludźmi tak, ale nas nie szanują.
Zajęli się tobą, kiedy do nich poszedłeś?
- Nie. - Ponieważ oni mają władzę, a nie my.
- A skąd mamy wziąć władzę? Z powietrza? - Nie, ale ze Związku Zawodowego.
Związek? Nigdy nie myślałem, że usłyszę od moich synów, mówiących o tym socjalistycznym nonsensie.
- To nie jest nonsens. - Jeśli wszyscy się porozumiemy...
- Mam dość tej rozmowy. - Ależ ojcze, jeśli...
Idziemy się myć.
Wasza matka, już na nas czeka.
Myślisz, że pozwolę im na to abyś stał na deszczu i nie mógł nawet podnieść rąk?
Uspokój się, Davy.
- Kto pozwolił ci zabrać głos? - To jest ważniejsze od ciszy.
- Próbują cię ukarać, ponieważ... - To nie jest ważniejsze, niż dobre maniery.
Ale co my z tym zrobimy? Umrzesz z zimna, kiedy spadnie śnieg.
Musimy się zjednoczyć, wtedy zobaczymy jak się zachowają.
Dobrze, ludzie to zrobią, jeśli powiemy tylko słowo.
Wszystko jest już przygotowane.
Nie wciągniecie mnie do swojej polityki. Nie będę tłumaczył się z jakiegoś strajku.
Może wyślemy do nich rzecznika, aby dowiedział się, co zamierzają zrobić dla ludzi?
Zobaczymy. Teraz, bądźcie cicho i skończmy kolację.
- Ojcze... - Wystarczy już.
- Ale... - To nie twoja sprawa.
- Nie, nie wystarczy. - Zaczekaj, aż pozwolę ci zabrać głos.
Będę mówił o niesprawiedliwości wszędzie, bez względu na pozwolenie.
- Nie w tym domu. - W tym domu i na zewnątrz.
- Odejdź od stołu. - Odejdę też z domu.
- Przeproś ojca. - Nie przeproszę.
Idę z tobą. Znajdziemy jakiś nocleg we wsi.
Gwilym.
Wszyscy?
Po raz ostatni siądźcie i zjedzcie kolację. Nie mówcie nic więcej.
Nie podlegamy twojej władzy.
Ale jeśli nie chcesz słuchać naszej prawdy, nie widzimy innego sposobu.
Zabierz swoje rzeczy i idź.
- Pójdę z nimi, aby się nimi zaopiekować. - Trzymaj język za zębami. Zajmij się garnkami.
Tak mój synu, wiem, że tam jesteś.
Ludzie się zbuntowali.
Co to znaczy, panie Gruffydd?
To znaczy, że...
Coś się stało w tej dolinie i teraz będzie inaczej.
Idź do domu, do matki i ojca, chłopcze. Będziesz im dzisiaj potrzebny.
/Strajk trwał dwadzieścia dwa tygodnie, aż do zimy./
/Było dziwne, że za dnia spotykało się ludzi na ulicach./
/Czuć było jakiś strach./
/Nastrój stawał się coraz bardziej napięty,/
/ale puste brzuchy i desperacja, były tego powodem./
/Jeśli jakiś człowiek, nie był przyjacielem, stawał się ich wrogiem./
/Wiedzieli, że mój ojciec jest przeciwny strajkowi,/
/i dla wszystkich stał się wrogiem./
Huw, czy dzisiaj wieczorem, jest spotkanie na wzgórzach?
- Tak, mamo. - Weź mnie ze sobą.
Nie mamo. To nie jest miejsce dla kobiet.
To jest miejsce dla mnie, tego wieczora.
Zaczekaj, dopóki nie usłyszysz, co mam do powiedzenia.
Jestem Beth Morgan, wszyscy do diabła mnie znacie.
Przyszłam powiedzieć wam, tobie, co o tym myślę, ponieważ mówisz przeciwko mojemu mężowi.
Jesteś tchórzem, mówiąc na niego.
Nigdy nie zrobiłby nic, przeciwko wam, znacie go przecież bardzo dobrze.
To hipokryzja, bo siedzicie obok niego w kaplicy.
A mówiąc, że on jest po stronie właścicieli, to nie tylko nonsens, ale zwykła perfidia.
Mam jeszcze jedną rzecz do powiedzenia.
Jeśli ktoś, chciałby skrzywdzić mojego Gwilym,
znajdę go i zabiję własnymi rękami.
Przysięgam na Boga Wszechmogącego.
Lanto! Pomcy!
Trzymaj się mamo. Usłyszeli nas, zaraz nam pomogą.
Dopiero co się przebudził.
Zrobił to, ale nie mam pojęcia, dlaczego.
W tej rodzinie hoduje pan konie, panie Morgan.
Ten chłopiec, powinien być już w trumnie, według mnie.
W takim razie to Morgan, prawda?
Teraz powinien dostać coś do jedzenia. Jakaś zupa...
I dużo ciepłych uśmiechów.
Koń.
- Miłego dnia. - Huw, jak tylko się przebudził rozmawiał z Bron.
- Jak długo będzie zdrowiał? - To trudne do powiedzenia.
Nogi, odmroził sobie do kości. Może to trwać, rok dwa lata, nie szybciej.
Nie mogę obiecać, czy będzie znowu chodził. Natura musi tutaj zadecydować.
Mówcie ciszej. Myślę, że usłyszał.
Czy tam jest światło, że nie patrzysz na mnie?
Boisz się czegoś, chłopcze?
- Słyszałeś, co powiedział doktor? - Tak.
I ty w to uwierzyłeś?
Tak, proszę pana.
Chcesz znowu chodzić, prawda?
Tak, proszę pana.
To musisz w to wierzyć.
I jeśli będziesz miał tę wiarę, to będziesz chodził, bez względu na to, co powiedział doktor.
Powiedział, że natura musi zadecydować.
Natura, jest na usługach u Boga.
Pamiętam, jedną lub dwa takie sytuacje, kiedy natura dostała rozkaz, aby zmienić swój kurs.
- Znasz Jego Pismo, chłopcze? - Tak, proszę pana.
Wtedy wiesz, że co było raz zrobione, może zostać znów zrobione dla ciebie.
Wierzysz mi, Huw?
- Tak, proszę pana. - Dobrze.
Będziesz widział pierwsze żonkile, tam na wzgórzach?
- Będziesz? - Będę, proszę pana.
To zobaczysz.
Chciałbym nawet życzyć sobie,
leżeć tutaj na twoim miejscu,
bo to oznaczało by czytanie tej książki, jeszcze raz.
/Wyspa skarbów./
Panie Gruffydd?
- Muszę panu serdecznie podziękować. - To był mój obowiązek, dziewczyno.
Nie, to było coś więcej niż obowiązek.
Tak, Huw, to świetny chłopak.
Jesteście wspaniałą rodziną.
Lepiej wróć do domu. Zaziębisz się na śmierć.
Przyjdzie pan do nas na kolację?
Dobrze, jak już skończycie z doktorami i resztą tych panów.
- Ponaglę ich. - Dobrze.
"Squire Trelawney, Dr Livesey i kilku innych panów,
poprosili mnie, aby opowiedzieć całą historię o Wyspie Skarbów.
Od początku znaliśmy lokalizację wyspy,
i wiedzieliśmy, że skarb nadal tam pozostaje.
Ja, Jim Hawkins, piszę te wydarzenia w 1785.
Zacznę, wracając do czasów, Kiedy, mój ojciec, aresztował Admirała Benbow Inn. "
/Wszystkie te szlachetne książki, żyją w mej pamięci./
/Zawsze miałem nadzieję i to dodawało mi otuchy./
/Przez pierwsze miesiące, moja matka leżała na górze,/
/i rozmawialiśmy ze sobą, stukając./
Wiosna?
Dobrze, dziewczyno.
Ostrożnie.
Tutaj.
Nie ma już śniegu.
Gwilym.
Masz żonę, która leżała w łóżku, pozwalając, aby obcy ludzie troszczyli się o jej rodzinę.
Taką mam właśnie żonę.
Zgadzam się z tobą chłopcze.
Powiesz nam coś, matko?
No, powiedz im coś.
Co mogę powiedzieć?
Wiedziałeś, wtedy dokładnie, co powiedzieć. Powinno ci być łatwiej, mówić do przyjaciół.
Cóż...
Dobrze... Chodźcie i zjedzcie, wszyscy.
Lanto.
Ostatnio, nie widziałem ciebie w kaplicy.
- Byłem zajęty. - Jakimi sprawami, jeśli mogę spytać?
- Swoimi. - To tylko takie prywatne pytanie.
To moja prywatna odpowiedź. Byłem zajęty w Związku.
Związek, to praca diabła. To się źle skończy.
Przynajmniej coś robię, a nie omawiać śmieci w kaplicy.
- Posłuchaj... - Daj spokój, nie mam zamiaru przepraszać.
To sprawa, o której należy porozmawiać.
Lanto, dlaczego uważasz, że w kaplicy, mówimy o śmieciach?
Moja uwaga, nie była skierowana do ciebie.
To ją skieruj.
Bardzo dobrze.
Robicie z siebie pasterzy stada,
a pozwalacie swoim owcom żyć w brudzie i ubóstwie.
I jeśli oni próbują podnieść głowę, przeciwko temu,
przygniatasz ich mówieniem, że ich cierpienie jest wolą Boga.
Owce, naprawdę owce. Naprawdę mamy być spędzani i strzyżeni przez garstkę właścicieli?
Uczono mnie, że człowiek został stworzony na podobieństwo Boga, nie owcy.
Lanto, dotychczas nie zabierałem głosu na ten temat,
ponieważ, nie chciałem się wtrącać w niesnaski rodzinne.
Proszę, możesz powiedzieć, co myślisz.
Zatem, bardzo dobrze, powiem co myślę.
Po pierwsze, wasz Związek.
Jest potrzebny. Pojedynczo, jest się słabym. Razem, jesteśmy silni.
Ale pamiętaj, że to wielka odpowiedzialność za siebie i innych.
Nie możesz niesprawiedliwości, zwalczać niesprawiedliwością,
tylko sprawiedliwością z pomocą Boga.
To są pana poglądy na życie, panie, panie Gruffydd?
Pana sprawy, to sprawy duchowe.
Moje wszystkie sprawy, to to, co jest pomiędzy człowiekim i duchem Boga.
Przełożeni dowiedzą się, że głosi pan socjalizm.
- Panie Parry... - Wywołujesz starego diabła.
- Panie Parry... - Uspokój się. To nasz gość.
- Beth, daj panu Parry, pół kwarty domowego wina. - Mogę mu dać ścierkę na patelni.
Panno Jenkins, jakąś miłą piosenkę, dobrze? Chodźmy ludzie, chodźmy.
Zaśpiewamy jakąś piosenkę...
Angharad.
Panie Gruffydd, zawsze musimy mieć dług wobec pana? Teraz, na nowo scalił pan naszą rodzinę.
Zostaw, pozwól mi.
Pana ręce, pobrudziły się.
Nic nie szkodzi.
Był pan kiedyś na dole w kopalni?
- Dziesięć lat. - Dziesięć lat?
Podczas studiów.
- Trzeba to wymyć. - Nie przejmuj się.
Taki człowiek jak pan, nie powinien brudzić sobie chusteczki.
Teraz, jest pan królem swojej kaplicy, ale ja jestem królową swojej kuchni.
Będziesz królową wszędzie.
Co to znaczy?
Nie powinienem tego mówić.
Dlaczego?
Nie mam prawa, tak, z tobą rozmawiać.
Panie Gruffydd?
Jeśli chce pan ode mnie tego prawa,
to je pan ma.
/Strajk został zawieszony,/ /do czego przyczynił się pan Gruffydd i mój ojciec./
/Znowu praca, fedrowanie,/ /zapomnienie bezczynności./
/Ludzie byli szczęśliwi, / /idąc na wzgórze w ten poranek./
- Jeden i dziewięciu. - Jeden i dziewięciu.
/Nie dla wszystkich wystarczało pracy, / /zbyt dużo było teraz chętnych,/
/I kiedy przedtem wystarczało pracy,/ /każdy z doliny, chciał pracować na miejscu./
Tak samo jest, w całej Południowej Walii.
Ojcze, w Cardiff, ludzie stoją w kolejce po pomoc od rządu.
To nie dla nas, co chłopcze?
Będziemy musieli zabrać swoje pudełka i pójść po prośbie, albo odejść.
- Dokąd pójdziesz? - Do Ameryki.
- Popieram cię, Owen. - Ja także.
Nie, nie tylko wy.
- Nie chcę żadnej jałmużny. - Żadnej jałmużny, masz rację.
Weź mnie ze sobą.
Nie mówcie nic matce. Powiemy jej później.
Nie myślcie, że nie słyszałam.
Słyszałam.
Moje dzieci.
Przeczytamy jakiś rozdział, moi synowie?
Co przeczytamy?
Izajasz 55.
Dwóch już chce wyjechać. To dopiero początek.
Wszyscy tam pojedziecie, jeden po drugim, wszyscy.
Ja nigdy cię nie zostawię, mamo.
Huw, chłopcze, musisz zostać, bo będę wiedziała, że miałam dzieci.
Dlaczego je miałaś?
Rzeczywiście chłopcze, dlaczego?
Być może, trzymałam ręce w wodzie, twarz w ogniu.
Do pana Ivora Morgan.
Z zamku Windsor.
"Panie Ivorze Morgan, rozkazujemy, wstawić się, przed Jej Wys..."
"Panie Ivorze Morgan, rozkazujemy, wstawić się, przed Jej Wysokością na zamku Windsor,
z wybranymi członkami chóru, w dniu 14 maja, pomiędzy godziną trzynastą a piętnastą. "
Będziecie śpiewać Królowej.
Mój synu, nigdy nie przypuszczałem, że dożyję takiego pięknego dnia.
Idris, Owen, wy wszyscy. Zawiadomcie wszystkich w w dolinie.
Davy, zawiadom wszystkich w kopalni. Zaproś każdego.
Lanto, pobiegnij do piwiarni. Otworzymy dzisiaj dom dla każdego, kto przyjdzie.
Moi synowie, będą mieć oprawę, godną Morganów.
Dziękuję Ci Ojcze Niebieski, z całego serca za ten dzień.
Dziękuję Ci za wszystko, co mam, i za to nowe błogosławieństwo.
Ty jesteś naszym Ojcem, ale nasza Królowa, jest naszą matką.
Pocieszaj ją w kłopotach, Boże.
Pozwól jej pozostać między nami, bez względu na jej wiek.
Pozwól jej, aby była szczęśliwa, dodało jej otuchy,
gdy usłyszy te głosy, które przed nią zaśpiewają.
Gwilym, Owen.
Dzień dobry, panie Gruffydd. Angharad, poszła na zakupy.
Angharad? Przyszedłem do Huw.
Do Huw?
- Zakwitły żonkile, mamo. - Gdzie twoje ubranie?
Pod poduszką. Gotowe na dzisiaj.
Chodź. wezmę cię. Przyniesiesz z powrotem bukiet dla królowej,
twojej odważnej matce.
Oczywiście, proszę pana.
- Dobrze, Huw? - Tak, proszę pana.
- Uważaj, bo ten konar jest nisko. - W porządku.
- W porządku? - Tak, proszę pana.
- Dobrze? - Tak, proszę pana.
Ostrożnie.
Tak.
Oto żonkile.
Możesz już chodzić, Huw, jeśli spróbujesz.
Chodź chłopcze. Możesz już chodzić.
Huw, spróbuj.
Dobry chłopiec. Chodź.
Widzisz?
Chodzisz, jak stary.
Miałeś szczęście, Huw.
Szczęście w cierpieniu i szczęście, spędzić te miesiące w łóżku.
Dał ci, więc, Bóg szansę, abyś nie stracił ducha w sobie.
Podobnie jak twój ojciec, czyści lampkę, aby mieć więcej światła,
tak została wyczyszczona twoja dusza, wiesz?
Jak, proszę pana?
Przez modlitwę, Huw.
Modlitwa, to nie krzyczenie i mamrotanie,
tarzanie się po ziemi w religijnej ekstazie.
Modlitwa to, dobre, czyste, bezpośrednie myślenie.
Kiedy się modlisz, myśl.
Myśl o tym, co mówisz.
Skup swoje myśli, na rzeczach stałych,
wtedy twoja modlitwa, będzie miała siłę.
I ta siła, stanie się częścią ciebie, ciała, umysłu i ducha.
Pierwsze kroki, twoje uzdrowione nogi, powinny cię zaprowadzić w niedzielę do kaplicy.
- Naprawdę, tak będzie, proszę pana. - To dobrze, staruszku.
Daj mi rękę.
Chodź, idziemy.
Proszę, pozostańcie na swoich miejscach. Odbędzie się spotkanie z diakonem.
Meillyn Lewis.
Przyjdź do przodu.
Powiem ci, twoje grzechy.
Zapłacisz, za wszystkie takie kobiety jak ty.
Wydałaś na świat dziecko, niezgodnie z przykazaniem.
Modlitwa, dla takich jak ty, nic nie pomoże.
Zostaniesz strącona w ciemności, dopóki, nie odpokutujesz tego grzechu.
Meillyn Lewis, przyznajesz się do swojego grzechu?
Tak.
Zatem, przygotuj się na odbycie kary.
Dość tego, zostaw ją w spokoju, ty hipokryto.
- Niech pan zostanie, panie Morgan. - Usiądź.
Angharad.
Jak mogłeś na to patrzyć? Okrutny, stary człowiek, tak bardzo ją zranił.
To nie są słowa Boga. "Idź i nnie grzesz więcej," Tak powiedział Jezus.
Angharad.
- Znasz dobrze swoja Biblię. Życie bywa inne - Wiem, że Meillyn Lewis, nie jest gorsza ode mnie.
- Angharad. - Co diakoni o tym wiedzą?
Co ty wiesz, co może się stać biednej dziewczynie, kiedy...
Kiedy kocha człowieka tak bardzo, że nawet niewidzenie go, jest dla niej torturą?
- Czy to cię boli, Huw? - Ostrożnie.
Huw?
Angharad.
Jestem już mężczyzną. Opuść uprzejmie kuchnię.
Jesteś mężczyzną, co?
Beth. Bluźnierstwo, świętokradztwo i hipokryzja.
Nie można palić, ani czytać gazety w szabat.
Wytrzyj sobie nią nos.
Proszę.
Proszę.
Przecież się nie pali...
- Dzień dobry, Morgan. - Dzień dobry, panie Evans.
- Niech pan usiądzie, proszę pana. - Dziękuję.
Pan Evans.
Właściciel kopalni.
Angharad.
- A teraz sprawa. - Tak, proszę pana.
Przyszedłem tutaj, w bardzo delikatnej sprawie, Morgan.
- Jakieś kłopoty, proszę pana? - Nie, nie kłopoty.
- Ale to mnie martwi. - Tak, proszę pana.
Jestem tutaj, aby dostać twoje pozwolenie,
w sprawie mojego młodszego syna...
Aby dostać pozwolenie...
- Na zdrowie, Morgan. - Dziękuję, proszę pana.
- Na czym skończyłem? - "Pozwolenie"?
Tak, mój młodszy syn,
chce mieć pozwolenie, pozwolenie twojej córki,
aby mógł ją odwiedzić. O to chodzi.
Jesteśmy bardzo porządną rodziną, panie Evans.
Tak, wiem, wiem, Morgan.
Ale to nie o mnie chodzi, Morgan. Chciałem pomóc...
Panie Evans. Pan syn ma pozwolenie, aby porozmawiać ze mną.
Dziękuję, Morgan. Jestem bardzo zobowiązany.
Tak, proszę pana.
Dobra, stara walijska krew i inne tego rodzaju rzeczy.
- Jestem bardzo zobowiązany, Morgan. - Tak, proszę pana.
Beth.
Chodź, chodź. Moje buty. Daj mi buty.
A ty dziewczyno, wysprzątaj swój pokój. Bądź skromna i poczekaj tam na górze.
Daj mi wreszcie... Moje buty, znajdź mi buty.
Dlaczego ubierasz marynarkę?
Pan Morgan?
Proszę, usiąść.
To jest moja żona.
Miło mi.
Panie Morgan, przyszedłem prosić pana o pozwolenie, abym mógł się spotkać z pana córką, Angharad.
To są moi synowie.
Tak, znam ich.
Na zdrowie.
Nie powinnaś być tutaj.
Nie mogłabym spać w nocy, gdybym cię nie zobaczyła.
Co się takiego złego stało?
- Złego? - Wiesz, co mam na myśli.
Dlaczego jesteś taki obojętny? Dlaczego nagle stałam się dla ciebie obca?
Zrobiłam coś złego?
Nie.
To moja wina.
Twoja matka rozmawiała ze mną.
Jest szczęśliwa, na myśl, z kim spędzisz resztę swoich dni.
Młodszy Evans.
- Nie mogłaś lepiej trafić. - Nie chce go.
Chcę ciebie.
Przez wiele nocy, zastanawiałem się *** tym.
Kiedy przyjąłem tę pracę, wiedziałem co to znaczy.
To oddanie i całkowite ofiarowanie siebie.
To stało się celem mojego życia... Wszystko inne, stało się nieważne.
Byłem skłonny, tak postępować.
Ale można się tym, z innymi podzielić...
Myślisz, że mógłbym być z tobą, w wytartym ubraniu,
zależny od dobroczynności innych?
Nasze dzieci, musiałyby chodzić w używanej odzieży,
dziękując Bogu, za mieszkanie w domu pełnym biedy?
Nie. Mogę znosić sam takie życie.
Myślę, że zabiłbym się, jeśli...
Zobaczyłbym, że twoja głowa siwieje, 20 lat za wcześnie.
Dlaczego?
Dlaczego, chciałbyś się zabić?
Jesteś człowiekiem, czy świętym?
Nie jestem żadnym świętym. Ale mam obowiązek, wobec ciebie.
Pozwól mi go wykonać.
Jesteście tutaj, a nie zaśpiewacie na ślubie mojej córki?
Mamy 100 galonów.
"A" napełniane w tempie 20 galonów na minutę,
"B" napełniane w tempie 10 galonów na minutę.
- Rozumie pan, panie Morgan? - Dwadzieścia i dziesięć, tak.
"C", to dziura, która opróżnia je w tempie 5 galonów na minutę.
Jak długo, trzeba je napełniać?
To głupie, próbować napełniać coś, co jest dziurawe, naprawdę.
Suma, jest rodzaju żeńskiego. To jest problem.
- To jest na egzamin do szkoły. - To stara, państwowa szkoła.
Wszyscy jesteście głupi, bez tych sum. Która nalewałaby wodę do wanny pełnej dziur?
- Kto może tak robić? Tylko szaleniec. - To jest zadanie, aby to obliczyć.
Tu chodzi o liczby. Jak długo będzie się napełniać i ile.
W wannie, pełnej dziur.
Teraz rozumiem, dlaczego mam takich synów.
To ty, Beth Morgan, jesteś tego przyczyną.
Widzi pan, panie Gruffydd, co ja mam?
Dziesiętny.
Ułamek dziesiętny...
Ułamek dziesiętny, to spokój w moim domu.
- Narąb drewna. - Dobrze, robi się późno.
Muszę już iść. Zajmiemy się ułamkami jutro wieczór.
- Dobranoc. - Dobranoc, pani Morgan.
/Kto mógłby zapomnieć/ /i nie pamiętać swojego pierwszego dnia w nowej szkole?/
/To był długi spacer, do sąsiedniej doliny./
/Byłem pierwszym z rodziny,/ /chodzenia do państwowej szkoły./
Jesteś nowym uczniem, chłopcze?
- Tak, proszę pana. - Spóźniłeś się.
Tak, proszę pana.
Co takiego się wydarzyło.
Skąd pochodzisz?
- Skąd pochodzisz? - z Rhonddy.
Rhonddy?
Mały geniusz z węglowych dołów.
Oczekują, że zrobię z niego uczonego. W porządku, wejdź.
Wszedłeś do stajni?
Zamknij drzwi.
Masz zabłocone buty.
Były czyste, kiedy wyszedłem z domu.
Masz się do mnie zwracać "proszę pana", albo dostaniesz kijem po tyłku.
- A teraz, usiądź tutaj. - Tak, proszę pana.
Chodź tutaj, ty mały brudasie.
Co to jest?
Piórnik.
Bardzo ładny.
Zniszczyłeś mój piórnik.
Mervyn, przestań. Zranisz go.
Przewróciłem się.
Wygrałeś, Huw?
Nie.
Lanto.
- Przyprowadź Dai Bando. - Dai Bando?
- Pójdziesz do szkoły jutro? - Tak.
Dobrze, dostaniesz pensa, za każdy siniak na twojej twarzy,
dwa szylingi za podbite i oko i dwa za rozbity nos.
Gwilym, przestań. To nie zabawa.
Kiedy wracasz do domu, nie spojrzenie, nie słowo, dostaniesz ode mnie.
Niech mu rozbijają nos. Zawsze cierpi moje serce kiedy wychodzicie z domu.
- Chłopiec musi walczyć, Beth. - Walczyć?
Walczyć? Może kiedyś z jakieś bijatyki, przyniosą go do domu pobitego na śmierć.
Pobitego? Nie jest pobity.
Zlany tak, ale nie pobity.
Dajmy mu czas, to kiedyś, nie dadzą mu rady.
Dai Bando, wejdź do domu.
- Dobry wieczór, pani Morgan. - Zdejmij czapkę.
Dai Bando, nauczy cię boksować Huw.
Przede wszystkim walczyć. Znam wielu bokserów, którzy nie są wojownikami.
- Boks, to sztuka. - Tak, tak.
Zgódź się ze mną dziewczyno. Podaj herbatę.
- Herbatę? - Herbatę?
Nie herbatę, pani Morgan.
To nie jest trening.
Prosimy o dwa piwa.
Baths, zawsze na dyżurze.
Teraz, cenna wojowniczka.
Nasz mały górnik, pozwolił sobie na ich ulubiony sport?
- Panie Phillips, niech się pan schyli. - Odmawiam proszę pana.
Panie Wells, proszę się schylić.
Zaciśnij to zębami.
Zagryź mocno.
Hej uczony.
- Huw, chłopcze. - Popatrzcie co mu zrobiono.
- To stało się w szkole? - Przeciął ci ciało prawie do kości. Kto?
- Czy pan Jonas? - Pogadamy sobie z panem Jonas.
- Nie. - Dlaczego nie?
- Nie dotrzymałem reguł walcząc. - W tej walce nie ma reguł.
- Ale on mnie ostrzegał. - Gadanie, chłopcze. Ja mu...
Uspokój się, Davy.
To jest sprawa Huw. On zadecyduje.
Powiedz tylko słowo, a zrobimy mu to samo.
Nie, zostawcie go w spokoju.
Myślę, że nasz brat staje się mężczyzną.
To urządzenie, jest używane do mierzenia odległości...
- Słucham? - W porządku.
- Dzień dobry, panie... - Jonas.
To pan Jonas. Przyszliśmy do właściwej osoby.
Co mogę dla was zrobić?
Człowiek, nigdy nie jest za stary na naukę, prawda, panie Jonas?
- Nie. - Sam byłem w szkole tylko raz.
- Ale wiedzy nigdy nie za wiele. - Czego tutaj chcecie?
Wiedzy.
Co zmierzyłby pan w tym kiju, panie Jonas?
- Długość, oczywiście. - A jak zmierzyłby pan człowieka,
używając tego kija, jeśli jest trzy razy mniejszy?
- Powiedz nam. - Jest pan dobry, w używaniu kija.
Ale ja uprawiam boks, według reguł, sformułowanych przez Marliza Queensberry.
Bóg z duchem twoim.
Będę szczęśliwy, móc swoją wiedzę przekazać panu.
Panie Mottshill. Panie Mottshill.
W porządku, niech pan przyjmie pozycję.
Popatrzcie, jaką dobry bokser, powinien mieć pozycję.
Widzicie?
Teraz popatrzcie, jak karze się człowieka, zgodnie z prawem.
Trzeba w to włożyć, całą swoją duszę...
Ten pan, mówi do pana.
- Podnieśmy go. - Wstawaj, no wstawaj.
Przyjęcie pozycji.
Uważaliście, chłopcy i dziewczęta?
Nie jestem przyzwyczajony do przemawiania...
- Publicznie, tylko w piwiarni. - Ale to...
Nigdy nic nie robię, wbrew regułom. Rozbicie nosa człowiekowi...
- Nigdy nie zrobię z niego boksera. - Nie ma żadnych zdolności.
Panie Gruffydd.
Ivor... spadł po kolejkę, na niższy poziom.
Ivor!
- Mamy pierwszego wnuka, Gwil. - Dlaczego, jeden ma być za drugiego.
Powiedz to tej dziewczynie, tam na górze. Ona ci odpowie.
- Daj spokój, Beth. Nie wywołuj gniewu. - Do diabła z gniewem.
Mówię, to jasno, abyś zrozumiał.
Tutaj doby tam celujący.
Nasz syn jest uczonym.
Co to jest, Huw? Nie mogę tego zrozumieć.
- To jest po łacinie. - Łacinie?
A walijski czy angielski jest zły?
- Taki jest zwyczaj. - Zwyczaj.
Francuski, ułamki dziesiętne i wanny pełne dziur.
Biedny Huw. Napychają twoją biedną głowę, również łaciną?
- Beth, moja piękna staruszko. Nie rozumiesz tego? - Nie krzycz, obudzisz dziecko.
Jest taki piękny. Podobny do dziadka.
Nonsens.
A teraz Huw, co dalej?
Uniwersytet w Cardiff i zostaniesz prawnikiem, czy lekarzem?
Doktor Huw Morgan. Wujek Huw, to będzie czymś specjalnym.
Tak, naprawdę, dobre konie, dobry czarny garnitur i wykrochmalona koszula.
Tak, jesteś dobry mój mały. Wszystko, co najlepsze dla ciebie,
dzięki twojej wiedzy.
Tak mamo. A także, kruche ciasto Bron.
A moje kruche ciasto, nadaje się dla świń?
Nie. Twoje skończyłem wczoraj, a dzisiaj, powinno być ciasto Bron.
Wybacz Huw. Dzisiaj upiekłam tylko chleb.
Teraz, nie ma, kto jeść.
Mamo, jestem taka samotna bez niego.
Kładę jego ubranie i buty, jak każdego wieczora,
ale rano nadal tam leżą.
Taka jestem samotna.
Gwil, jeśli Bron chce, to nich mieszka razem z nami.
Bron nie zechce.
Jest panią w swoim domu.
No Huw, co dalej będzie?
Pójdę na dół do kopalni razem z tobą.
Zastanów się chłopcze. Kopalnia, nie jest miejscem dla ciebie.
Dlaczego, nie chcesz pójść do innej przyzwoitej pracy?
Przyzwoitej? Czy ty i moi synowie robicie coś nieprzyzwoitego?
Daj spokój, Beth. Chcę tylko jak najlepiej dla chłopca.
Jeśli jest człowiekiem tak dobrym jak ty i jego bracia, spocznę szczęśliwa.
Myślę o jego przyszłości. Bo było różnie w naszym domu.
Były dobre pieniądze i dobre życie. Ale Huw jest wykształcony.
Dlaczego ma to zabierać do kopalni?
Chcę to zrobić.
W porządku.
Sam decydujesz za siebie.
I wiń siebie, jeśli uznasz, że wybór był niewłaściwy.
Kopalnia węgla, to mój wybór.
- Dobrze, niech będzie kopalnia. - Dobrze.
- Dokąd idziesz? - Napić się.
Bron?
- Idę pracować do kopalni. - Do kopalni, naprawdę?
Węgiel, będzie trząsł się w posadach.
Bron...
Bron.
Pozwolisz mi mieszkać w twoim domu, wraz z moimi zarobkami?
- Twój dom, jest u twojej matki. - Ona mnie do ciebie przysłała.
- Z litości. - Nie, z rozsądku.
Położysz moje ubranie wieczorem, a ja zabiorę go rano.
- Jak dorosły. - Tak, czy nie, Bron?
- Tak. - Dobrze.
Dobrze, przyniosę swoje łóżko.
- Więc, jesteś już mężczyzną? - Mógłbym ponieść takiego mężczyznę?
Lanto! Nie.
Pięć szylingów.
Siedem i dwa pensy.
- Następny. - Dziękuje.
Trzy szylingi.
Dwa i dziewięć.
Funt, dwa pensy.
Dwa funty, dziesięć.
Zwolnienie, Morgan.
Przesuwać się.
Dwa funty dziesięć.
Zwolnienie, Morgan.
Funt dziesięć.
/Spotkało to Lanto i Davy'ego,/ /najlepszych pracowników kopalni,/
/ale nie chcieli rywalizować,/ /z biedniejszymi i bardziej zdesperowanymi./
- Przeczytasz nam rozdział, ojcze? - Tak, mój synu.
"Pan jest moim pasterzem, niczego mi nie braknie."
"Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach,
Prowadzi mnie *** wody, gdzie mogę odpocząć. "
"Orzeźwia moją duszę,
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach, przez wzgląd na swoje imię."
"Chociażbym chodził ciemną doliną,
zła się nie ulęknę, bo ty jesteś ze mną."
Twój kij i twoja laska, jest tym co mnie pociesza."
"Stół dla mnie zastawiasz, wobec mych przeciwników,
namaszczasz mi głowę olejkiem"
"Mój kielich, jest przeobfity"
Ta linia biegnie do Owena i Gwila, dalej do Kapsztadu do Angharad.
Ta do Kanady do Lanto,
a ta do Davy'ego do Nowej Zelandii.
A ty, jesteś gwiazdą, świecącą na nich z tego domu,
przez cała drogę, przez kontynenty i oceany.
Całą drogę?
Jak mogę świecić tak daleko, jeśli możesz to pokazać na kawałku papieru?
Ta mapa obrazuje całe piękno. Obraz świata, aby pokazać ci, gdzie oni są.
Wiem, gdzie oni są, bez mapy, linii i ołówka.
Oni są w domu.
/Kiedy Angharad, wróciła z Kapsztadu, bez męża,/
/nie przyszła do nas,/ /ale zatrzymała się w domu Evans'ów./
/Ten dom stał na wzgórzu./
- Chciałbym się zobaczyć z panią Evans. - Kto prosi?
Huw Morgan.
To jej brat?
Wejdź.
Huw.
Pani Nicholas, proszę przynieść herbatę.
Usiądź, Huw.
Jaki zrobiłeś się duży.
- Zmieniłeś się. - Ty, także.
Wyglądam źle i muszę się o siebie zatroszczyć.
Każdy w domu mi tak mówi, więc proszę skończmy już z tym.
Ale ty, opowiedz mi wszystko.
Co słychać...
Co dzieje się z chłopcami i dziewczynami, które znaliśmy?
Cóż...
Panny Jenkins, wyszły za mąż.
Maldwyn Hughes, uczy się na lekarza.
Rhys Howell, pracuje w biurze radcy prawnego i przysyła do domy dziesięć szylingów na tydzień.
A pan Gruffydd...
Nadal kładzie się sam do łóżka.
Co u niego, Huw?
Nie widziałem go.
Źle się czuje?
Coś w środku.
W jego oczach i głowie.
Podobnie jak ty.
Idź już do domu, Huw.
- Przepraszam. - Pani Evans, herbata.
Proszę to zostawić, pani Nicholas. Sama naleję.
Dobrze.
Zawsze ja nalewałam, dla matki pani męża.
- Naleję sama. - Tak, pani Evans.
Nowa pani, jest jak nowy arkusz.
Tak, trochę sztywny,
ale pranie mu pomoże.
Dlaczego ich tutaj trzymasz?
37 lat, pracują dla rodziny.
Takie coś, mówi mi 60 razy dziennie.
- Chcesz herbaty, Huw. - Nie chcesz, abym sobie poszedł?
Nie, nie, Huw.
Przepraszam za te paskudztwa.
Proszę, pozostań.
Huw, próbowałam powiedzieć matce, ale...
Nie ja to mówię.
Tylko gospodyni, którą jestem.
37 lat, w rodzinie,
żyję, przeklinając, każdy dzień.
Gdyby stary pan to zobaczył, wstałby ze swojego grobu.
Pójdę na jego grób i złożę przysięgę.
O co chodzi pani Nicholas?
Rozwód.
Nic więcej nie powiem. Ale cały czas o tym myślę.
Ona jest tutaj bez męża, tak?
Dlaczego? Ponieważ, kocha się w tym kaznodziei.
Powiedziałam kaznodziei, ale to pan Gruffydd.
Ale pan Gruffydd, nie opuszcza swojego domu.
A co to za różnica, dziewczyno?
Zajmijcie się swoimi pracami.
Słowa nie powiemy, pani Nicholas.
Nie.
Jesteś wstrętnym kłamcą!
- Uspokójcie się! - Nie pozwolę mu!
Kłamca!
/Żużel, który przykrywał moja dolinę,/
/zaczął osiadać, także w umysłach ludzi./
/Pierwszy raz, odkąd pamiętam,/ /nasze frontowe drzwi, zamknięte były w ciągu dnia./
Tato?
W porządku, Huw?
Miałeś jakieś kłopoty, tak?
Huw, co tam masz? Popatrz na swoje ręce.
To John Evan.
On...On mówił różne rzeczy o Angharad i panu Gruffydd.
Nawet dzieci.
Miałeś rację, mój synu.
- Wrócę na śniadanie. - Nie pojedziesz do kaplicy?
Nie.
Jeśli tak jest z nimi,
to moja noga, nie stanie już w kaplicy, dopóki żyję.
Ogrzeję twoje łóżko.
- Jesteś starym pięknem. - Idź już, chłopcze.
Co będzie dzisiaj w kaplicy, mamo?
Wieczorem, po nabożeństwie,
Diakoni, będą rozprawiać o Angharad.
Angharad? Ale ona niczego nie zrobiła.
Nic ludziom nie wystarcza, kiedy mają myśli, jak kloaczne doły.
Huw, mój mały.
Mam nadzieję, że kiedy ty dorośniesz, języki ludzi, już nie będą tak ranić.
- Czy Angharad, będzie tam musiała być? - Nie, nikogo z nas tam nie będzie.
Ale hańba nas, nie ominie.
Pójdę tam, mamo.
Ostatni raz, przemówię w tej kaplicy.
Zostawiam tę dolinę z żalem,
z powodu tych, którzy mi tutaj pomogli i tych,
którzy pozwolili mi pomóc sobie.
Ale...
co do reszty z was,
udowodniliście mi, że nie dotarłem do was.
Chcę jeszcze tylko to powiedzieć.
Nie było miedzy wami, nikogo odważnego,
aby przyjść do mnie i oskarżyć mnie o złe czyny.
Przecież obowiązują jakieś normy.
Jeżeli był grzech, to powinienem zostać napiętnowany.
Czy ktoś, zabierze teraz głos, aby mnie oskarżyć?
Nie.
Jesteście tchórzami i hipokrytami.
Ale nie winię was.
Mój błąd, jest taki sam, jak wasz.
Bezczynne języki,
ubóstwo umysłu, które pokazaliście,
znaczy dla mnie, że nie skorzystaliście z lekcji, które wam przekazywałem.
Huw?
Myślałem, będąc młodym człowiekiem, że zdobędę świat prawdą.
Myślałem, że będę miał armię większą niż Aleksander Wielki.
Nie do podboju, ale by uwolnić ludzkość.
- Tak, proszę pana. - To prawda.
Te słowa, brzęczą jak złoto.
Ale niewielu je usłyszało.
Tylko kilkoro i ty, zrozumieliście.
Reszta z was, to jak ten żużel.
Dlaczego, tutaj przychodzicie?
Dlaczego, ubieracie się na czarno, paradując przed Bogiem w niedzielę?
Z miłości? Nie. Wasze serca są wysuszone
i chcecie otrzymać miłość Boskiego Ojca.
Wiem, dlaczego przychodzicie.
Widziałem wasze twarze w niedzielę, ponieważ stałem tutaj przed wami.
Wiem, co was tutaj przyprowadza. Okropny, przesądny lęk.
Lęk, przed boską zemstą.
Lęk, przed ogniem z nieba,
przed zemstą Pana i jego sprawiedliwością.
Ale, zapominacie o miłości Jezusa.
Lekceważycie jego ofiarę.
Śmierć.
Płomienie, przerażenie i czarne ubranie. Wtedy spotykacie się tutaj.
Ale wiedzcie, co robicie w imieniu Boga i w jego Domu?
Bluźnicie przeciwko Jego Słowom.
Chwileczkę, to jeszcze nie koniec, panie Morgan.
Witaj, Huw.
- Cieszę się, że przyszedłeś. - Dziękuję panu.
Mogę coś dla pana zrobić?
Chyba możesz.
Zrobisz mi wielką przysługę.
Ten zegarek.
Dostałem go od mojego ojca, kiedy, zacząłem pracować.
Dotychczas, mierzył mój dobry czas.
- Weź go. - Nie, proszę pana.
Powiedziałem, że zrobisz mi wielką przysługę.
Już mi nie będzie służył, weź go.
Zawsze będziemy o sobie pamiętać.
Panie Gruffydd, czy zobaczy się pan Angharad, przed odjazdem?
One tego chce.
Nie.
Jeśli ją znowu zobaczę,
nie znajdę sił, aby ja zostawić.
Do widzenia, Huw.
Jesteś już dorosłym mężczyzną.
Co się dzieje? Ogień, powódź, czy cos innego?
Zapadają się, jak mówią.
- Weźcie mnie tam. - Co niewidomy może robić w kopalni?
Twoje oczy, nie widzą światła dziennego od ciągłych uderzeń.
Mogę nadal wymachiwać kilofem. Weźcie mnie tam.
Ludzie, ludzie. Tam są ich krewni.
Pozwólcie im wejść.
- Gwilym Morgan? - Nie ma go.
Panie Gruffydd, on był na niższym poziomie.
- Mój ojciec? - Nie wiadomo, pani Evans.
Angharad...
Kto pójdzie po Gwilym Morgana i innych?
Ja pójdę. To mój obowiązek.
Idź, Cyfartha.
Ja jestem tchórzem,
ale potrzymam ci marynarkę.
Tato!
Tato!
Huw, tam.
- Tato! - Huw.
Panie Gruffydd!
Jesteś już dorosłym mężczyzną.
On był u mnie.
Ivor, był razem z nim.
Rozmawiał ze mną,
powiedział mi o wspaniałej przyszłości.
Spójrzcie.
/Ludzie tacy, jak mój ojciec nie umierają./
/Nadal z nami pozostają,/ /w naszej pamięci,/
/kochąjacy i kochani na zawsze./
/Tak, jak moja zielona dolina, wtedy./
Tłumaczenie napisów angielskich
Odwiedź www.NAPISY.info
www.Cinematix.TV - to Twoje internetowe kino na żywo. Odwiedź je koniecznie !!!