Tip:
Highlight text to annotate it
X
MOSFILM
Drugi Związek Twórców
ALISA FREINDLICH
ALEKSANDR KAJDANOWSKIJ
ANATOLIJ SOŁONICYN
NIKOŁAJ GRIŃKO
w filmie
STALKER
Scenariusz: Arkadij i Borys STRUGACCY
na podst. powieści "Piknik na skraju drogi"
Film Andreja TARKOWSKIEGO
Zdjęcia: Aleksander KNIAŻINSKIJ
Produkcja Andrej TARKOWSKI
Muzyka: Eduard ARTEMIEW
Reżyseria: L. TARKOWSKA
Wykorzystano wiersze F.I. TIUTCZEWA i A.A. TARKOWSKIEGO
Dźwięk: W. SZARUN Dyrygent: E. CHACZATURIAN
English Subtitles by T. Kameneva
Wersja polska: Kraps
Konsultacja językowa: Lenin
fragmenty Biblii w tłumaczeniu o. Augustyna Jankowskiego i ks. Mariana Wolniewicza
www.NapiProjekt.pl - nowa jakość napisów. Napisy zostały specjalnie dopasowane do Twojej wersji filmu.
STALKER
"Co to było? Meteoryt?
Wizyta mieszkańców kosmicznej otchłani?
Tak, czy inaczej, nasz mały kraj
był świadkiem narodzin cudu - Strefy.
Natychmiast wysłaliśmy tam żołnierzy.
Nie powrócili.
Wtedy otoczyliśmy Strefę policyjnym kordonem...
Może postąpiliśmy właściwie. Chociaż, nie wiem..."
Fragment wywiadu z noblistą, profesorem Wallacem
Po co wziąłeś mój budzik?
Gdzie się wybierasz?
Obiecałeś mi, a ja ci uwierzyłam.
Jeżeli już nie myślisz o sobie, to może chociaż o nas?
Myślałeś o swoim dziecku?
Dopiero co się do ciebie przyzwyczaiła, a ty znowu zaczynasz!
Zrobiłeś ze mnie staruchę. Zmarnowałeś mi życie.
Nie tak głośno, obudzisz Smerdę.
Nie mogę wiecznie na ciebie czekać. To mnie zabija!
Miałeś pójść do pracy!
Miałeś dostać normalną posadę!
Niedługo wrócę.
Do więzienia wrócisz!
Tylko tym razem wsadzą cię nie na pięć, tylko na dziesięć lat!
I przez dziesięć lat nie zobaczysz ani swojej Strefy, ani w ogóle niczego!
A ja przez ten czas umrę.
Boże, więzienie! Dla mnie wszędzie więzienie.
- Puszczaj! - Nie!
Puść, powiedziałem!
Idź! Żebyś tam zdechł!
Przeklęty ten dzień, kiedy cię poznałam, draniu!
Sam Bóg cię pokarał takim dzieckiem!
I mnie też, przez ciebie, sukinsynu!
Moja droga, nasz świat jest beznadziejnie nudny.
A zatem, takie rzeczy jak telepatia, czy przywidzenia, czy latające spodki,
po prostu nie mogą istnieć.
Światem rządzą żelazne prawa, które czynią go nieznośnie nudnym.
Niestety, tych praw nie da się obejść.
Nie wiadomo jak.
Może pani nawet nie marzyć o UFO, to by było zbyt interesujące.
A Trójkąt Bermudzki? Nie zaprzeczy pan, że...
Zaprzeczę. Trójkąt Bermudzki nie istnieje.
Istnieje tylko trójkąt ABC równy trójkątowi A-prim, B-prim, C-prim.
Czy czuje pani całą nudę tego twierdzenia?
Życie w średniowieczu było ciekawsze.
Każdy dom miał swojego skrzata, a każdy kościół miał Boga.
Ludzie byli młodzi! Teraz co czwarty to starzec.
To takie nudne, mój aniołku.
Ale powiedział pan, że Strefa
jest dziełem wysoko rozwiniętej cywilizacji...
Pewnie też jest nudna, te wszystkie prawa, trójkąty,
i żadnych skrzatów, i żadnego Boga, to pewne.
Bo jeżeli Bóg też jest trójkątem,
to już sam nie wiem, co o tym myśleć.
To do mnie. Świetnie.
Żegnaj, droga przyjaciółko.
Ta dama była tak miła, że zgodziła się pójść z nami do Strefy.
Nadzwyczaj dzielna kobieta. Nazywa się...
Przepraszam, jak się pani nazywa?
Naprawdę jest pan stalkerem?
Zaraz wszystko wyjaśnię.
Proszę odjechać...
Kretyn!
A jednak się pan spił.
Ja? Co ma pan na myśli?
Napiłem się, jak połowa ludzkości.
Druga połowa się upija. Wliczając kobiety i dzieci.
Ja się tylko napiłem.
A niech to, porozlewali...
Śmiało, pij pan. Mamy czas.
Może po szklaneczce na drogę?
Co pan na to?
Proszę to zabrać.
Rozumiem. Abstynent. Alkoholizm to plaga ludzkości.
Niech będzie, napijemy się piwa.
On idzie z nami?
Spokojnie, wytrzeźwieje. On też musi tam iść.
Naprawdę jest pan profesorem?
Jak pan chce.
W takim razie przedstawię się. Nazywam się...
Nazywa się Pisarz.
Może być. A jak ja się nazywam?
Pan? Profesor.
Już rozumiem. Jestem pisarzem,
więc wszyscy, nie wiedzieć czemu, mówią na mnie Pisarz.
- A o czym pan pisze? - O czytelnikach.
Prawdę mówiąc, to nie powinno się pisać o niczym innym.
W ogóle nie powinno się o niczym pisać.
A kim pan jest? Chemikiem?
Raczej fizykiem.
To pewnie nudne. Poszukiwanie prawdy.
Ona się chowa, a pan jej wciąż szuka.
Szukacie w jednym miejscu -- eureka! Jadro składa się z protonów.
Szukacie w innym -- wspaniale!
Trójkąt ABC jest równy trójkątowi A-prim, B-prim, C-prim.
U mnie wygląda to inaczej.
Podczas, kiedy ja szukam prawdy, tyle się z nią dzieje
że zamiast odkryć prawdę
natykam się na kupę..., przepraszam... Nie powiem czego.
Szczęściarz z pana!
Wyobraźmy sobie starożytne naczynie wystawione w muzeum.
W swoim czasie używano go jako śmietnika,
ale teraz jest obiektem zachwytu
za jego dyskretne ornamenty i unikalną formę.
Zewsząd słychać ochy i achy.
A nagle okazuje się, że wcale nie jest takie stare,
że jakiś żartowniś podsunął je archeologom
ot tak, dla zabawy.
I w tajemniczy sposób podziw znika. Ci koneserzy...
To o tym przez cały czas pan rozmyśla?
Broń Boże!
Właściwie to nie myślę dużo. Szkodzi mi to.
Ciągłe myślenie o sukcesie lub porażce uniemożliwia pisanie.
Naturlich! Ale jeżeli nikt nie będzie mnie czytał za sto lat,
to po jaką cholerę mam pisać?
Niech pan mi powie, Profesorze, co pan tu robi?
Po co panu Strefa?
Ja w pewnym sensie jestem naukowcem.
Ale po co to panu?
Jest pan modnym pisarzem.
Kobiety pewnie za panem szaleją.
Straciłem natchnienie, profesorze. Idę o nie prosić.
Wypisał się pan?
Co? Tak, w pewnym sensie.
Słyszycie? Nasz pociąg.
- Zdjął pan dach samochodu? - Tak.
Luger
Jeżeli nie wrócę, pójdź do mojej żony.
Psiakrew, zapomniałem kupić papierosy.
Proszę nie wracać.
- Dlaczego? - Nie wolno.
- Wszyscy jesteście tacy sami. - Jacy?
Wierzycie w bzdury.
Chyba zachowam to na czarną godzinę.
Naprawdę jest pan naukowcem?
Padnij!
Nie ruszać się!
Proszę sprawdzić, czy nikogo nie ma.
Szybciej, na miłość boską!
Nikogo tu nie ma.
Niech pan idzie do wyjścia.
Gdzie pan miał oczy?
- Ma pan kanister? - Tak. Jest pełen.
Wszystko, co wam powiedziałem...
to kłamstwo. Nie obchodzi mnie natchnienie.
Skąd mam wiedzieć, jak nazwać to, czego chcę?
Skąd mam wiedzieć, czy tak naprawdę nie chcę tego, czego chcę?
Albo, że naprawdę nie chcę tego, czego nie chcę?
To się nam cały czas wymyka:
w chwili, kiedy je nazwiemy, ich znaczenie znika,
rozpływa się, rozpuszcza jak meduza na słońcu.
Moja świadomość pragnie światowego zwycięstwa wegetarianizmu.
A podświadomość woła o kawał soczystego mięsa.
A czego ja chcę?
Panowania *** światem.
Cisza!
Po co lokomotywa w Strefie?
Obsługuje strażnice. Dalej nie jedzie.
Oni nie lubią tam się zapuszczać.
Na miejsca! Wszyscy są?
Przyjechali strażnicy. Każ im wyłączyć telewizor.
Szybko!
Proszę sprawdzić, czy drezyna stoi na torach.
Jaka drezyna?
Niech pan wraca, ja to zrobię.
Kanister!
Proszę mi go dać!
Wyrzuć pan ten swój plecak, zawadza panu.
Wystarczy, że pan idzie bez bagażu, jak na przechadzkę.
Jeśli kogoś trafią, proszę nie krzyczeć, ani nie biec.
Kiedy kogoś zobaczą - strzelają.
Kiedy wszystko się uspokoi, trzeba przeczołgać się pod strażnicę.
Zabiorą was rano.
Nie będą nas gonić?
Unikają jej jak ognia.
Kogo?
No i jesteśmy... nareszcie w domu.
Jak tu cicho.
To najcichsze miejsce na świecie. Sami się przekonacie.
Tak tu pięknie. Ani żywego ducha.
A my?
Trzech ludzi nie może zniszczyć wszystkiego w jeden dzień.
Jak to nie? Mogą.
To dziwne, że nie czuć kwiatów. Czy może to ja...
- Nic pan nie czuje? - Czuję bagno.
Nie, to rzeka. Tam jest rzeka.
Tu niedaleko był klomb, ale Jeżozwierz go zadeptał.
Mimo to zapach utrzymywał się przez wiele lat.
Dlaczego to zrobił?
Nie wiem.
Też go pytałem.
Odpowiedział: "Kiedyś zrozumiesz."
Myślę, że po prostu znienawidził Strefę.
Jeżozwierz - tak się nazywał?
Przydomek, jak pański.
Przez lata zabierał ludzi do Strefy i nikt mu nie przeszkodził.
Był moim nauczycielem. Otworzył mi oczy.
Wtedy jeszcze nazywano go Nauczycielem, nie Jeżozwierzem.
Potem coś się z nim stało. Coś w nim pękło.
Według mnie, został ukarany.
Pomoże mi pan? Proszę przywiązać bandaż do muterki.
A ja... pójdę się przejść.
Muszę coś zrobić...
Nie rozchodźcie się.
Gdzie on się wybiera?
Pewnie chce być sam.
Po co? Tutaj nawet we trzech czuję się dziwnie
Przywitać ze Strefą. To stalker.
I co to niby ma znaczyć?
Bycie stalkerem to rodzaj powołania.
- Spodziewałem się kogoś innego. - Niby kogo?
Wie pan, skórzane spodnie, pióropusz, ktoś jak Sokole Oko...
Życie go nie rozpieszczało.
Kilka razy w więzieniu, potem ucierpiał tutaj.
Jego córka jest mutantem; "ofiara Strefy" jak to nazywają.
Podobno nie ma nóg.
A ten Jeżozwierz?
Co to znaczy "został ukarany"?
Tak się mówi?
Pewnego dnia Jeżozwierz wrócił stąd
i nagle się wzbogacił.
Bajecznie bogaty.
To ma być kara?
Tydzień później powiesił się.
Dlaczego?
Cicho!
A to co?
Prawdopodobnie meteoryt spadł tutaj około 20 lat temu.
Spalił osadę.
Szukano meteorytu, ale oczywiście nigdy go nie znaleziono.
Dlaczego "oczywiście"?
Ludzie zaczęli znikać.
Przychodzili tu i nie wracali.
Wtedy uznano, że ten meteoryt wcale nie był meteorytem.
Na początku...
otoczono to miejsce drutem kolczastym, żeby trzymać z dala ciekawskich.
Dało to początek plotkom, że w Strefie jest takie miejsce...
gdzie spełniają się życzenia.
Oczywiście, zaczęto strzec Strefy jak źrenicy oka.
A wiadomo to, czego ludzie mogą sobie życzyć?
Jeśli nie meteoryt, to co to było?
Już mówiłem - nikt nie wie.
A pan jak myśli?
Nic nie myślę. Jak kto woli.
Przesłanie dla ludzkości, jak twierdzi jeden z moich kolegów.
Albo prezent.
Niczego sobie prezent.
Dlaczego to zrobili?
Żeby nas uszczęśliwić.
Kwiaty znów kwitną, ale nie pachną, nie wiem dlaczego.
Przepraszam, że was tak zostawiłem, ale i tak było za wcześnie.
Słyszeliście?
Może rzeczywiście tam ktoś mieszka?
Kto?
Sam pan mi mówił o turystach, którzy tu przyjeżdżali na początku.
W Strefie nikogo nie ma i nikogo być nie może.
Czas na nas.
Jak wrócimy?
- Nie wrócimy tędy. - Jak to?
Pójdziemy jak uzgodniliśmy.
Będę prowadził.
Zboczenie z drogi może sporo kosztować.
Najpierw idziemy do tego słupa.
Pan pierwszy, Profesorze.
Teraz pan.
Proszę iść po jego śladach.
O mój Boże! A gdzie są...
I tak tu zostali? Ci ludzie?
Kto wie.
Pamiętam, jak zbierali się na dworcu, gotowi, żeby tu wrócić.
Byłem małym chłopcem.
Wtedy wszyscy myśleliśmy, że ktoś chce nas podbić.
Pan pierwszy, Profesorze.
Teraz pan.
Komnata jest tam. Pójdziemy tędy.
A pan co? Podkręca licznik? To na wyciągnięcie ręki.
Tak, ale ta ręka musiałaby być bardzo, bardzo długa.
My nie mamy takich.
Proszę to zostawić! Nie wolno!
Nie ruszać!
Nie ruszać, powiedziałem!
Co pan? Zwariował?
To nie miejsce na przechadzki.
W Strefie trzeba z szacunkiem. Inaczej pokarze.
Pokarze? Spróbuj pan jeszcze raz... Zapomniał języka w gębie, czy co?
Przecież ostrzegałem.
Idziemy tam?
Tak, w górę, a potem na lewo.
Tyle, że nie pójdziemy tędy. Pójdziemy naokoło.
Dlaczego?
Tędy się nie chodzi.
W Strefie im dłuższa droga, tym bezpieczniejsza.
A prosto pójść nie można?
Powiedział, że to niebezpieczne.
- A droga dookoła nie jest niebezpieczna? - Jest. Ale tędy się nie chodzi.
A co mnie to obchodzi? A gdybym spróbował...
Co pan...
Iść dookoła! Kiedy jesteśmy tak blisko.
Tu niebezpiecznie, tam niebezpiecznie. Co do diabła!
Jest pan zbyt lekkomyślny.
Mam już dość tych muterek i bandaży.
Jak sobie chcecie, ja idę.
- Pan zwariował. - Sam pan...
Mogę?
Wiatr się podniósł...
Czuje pan? Trawa...
No i tym bardziej.
Co pan ma na myśli?
Proszę czekać!
Ręce przy sobie!
Profesor świadkiem, że nie posyłałem tam pana.
Idziecie z własnej woli.
Z własnej woli. Coś jeszcze?
Nic. Może pan iść.
Niech Bóg pana strzeże.
Proszę posłuchać!
Jeżeli coś pan zauważy,
albo chociaż poczuje,
proszę natychmiast wracać, albo...
Tylko nie rzucaj pan we mnie prętami.
Stój! Ani kroku!
- Dlaczego pan to zrobił? - Dlaczego co?
- Dlaczego pan go zatrzymał? - Myślałem, że to pan...
Co się stało? Dlaczego pan mnie zatrzymał?
Nie zatrzymałem pana.
To kto? Pan?
Diabli wiedzą...
To było sprytne, panie Szekspir.
Strach iść naprzód, wstyd zawracać.
Więc wydał pan sobie polecenie. Strach przemówił panu do rozsądku.
- Co? - Przestańcie.
- I dlaczego wszystko mi pan wylał? - Przestańcie wreszcie!
Strefa to bardzo skomplikowany system...
pułapek, i wszystkie są śmiertelne.
Nie wiem, co tu się dzieje, kiedy nie ma ludzi,
ale kiedy ktoś się pojawi, wprawia Strefę w ruch.
Stare pułapki znikają i pojawiają się nowe.
Bezpieczne miejsca okazują się nie do przejścia.
Ścieżka raz jest prosta i łatwa, a to znowu plącze się i gubi.
Taka jest Strefa.
Może się nawet wydać kapryśna.
Ale przez cały czas to my ją tworzymy, naszą obecnością.
Zdarzało się, że trzeba było zatrzymać się w pół drogi i zawrócić.
Byli tacy, co zginęli na samym progu Komnaty.
Ale wszystko, co tu się dzieje zależy nie od Strefy, ale od nas!
Zatem dobrym pozwala przejść, a złych zabija?
Nie wiem.
Myślę, że przepuszcza tych, którzy stracili całą nadzieję.
Nie złych, czy dobrych, ale straceńców.
Ale nawet oni zginą, jeżeli nie będą się właściwie zachowywać.
Miał pan szczęście, został pan ostrzeżony.
Chyba zaczekam tu na was
aż wrócicie, uszczęśliwieni.
To niemożliwe!
Mam kanapki, termos...
Po pierwsze, beze mnie nie przetrwa pan tu nawet godziny.
- A po drugie? - Po drugie nie wraca się drogą, którą się przyszło.
- W każdym razie wolałbym... - W takim razie natychmiast wracamy.
Zwrócę wam pieniądze pomniejszone o pewną kwotę za...
za kłopot.
Namyślił się pan, Profesorze?
Niech będzie. Rzucaj pan tę swoją muterkę.
CZĘŚĆ DRUGA
STALKER
Gdzie jesteście? Chodźcie!
Zmęczyliście się?
O Boże!
Sądząc po tonie, zaraz znowu zacznie kazanie.
Niech będzie tak, jak miało być.
Niech uwierzą.
I niech się śmieją ze swoich namiętności.
Ponieważ to, co nazywają namiętnością tak naprawdę nie jest emocjonalną energią,
lecz tylko tarciem między ich duszami, a światem zewnętrznym.
I, co najważniejsze, niech uwierzą w siebie samych
Niech będą bezradni jak dzieci,
Bowiem słabość jest wielka, a siła jest niczym.
Kiedy człowiek się rodzi, jest słaby i podatny,
kiedy umiera, jest twardy i nieczuły.
Kiedy drzewo rośnie, jest delikatne i wiotkie,
lecz kiedy wyschnie i stwardnieje, umiera.
Twardość i siła to towarzysze śmierci.
Giętkość i słabość to przejawy żywotności.
Bo to, co zatwardziałe, nigdy nie wygra.
Chodźcie! Zbliżamy się.
Niedługo dojdziemy do suchego tunelu, potem będzie łatwiej.
Odpukać.
- Czy już idziemy? - Tak. O co chodzi?
Myślałem, że chciał pan nam tylko coś pokazać.
- A mój plecak? - Co z nim?
Jak to co? Zostawiłem go tam. Nie wiedziałem, że idziemy dalej.
- Nic już na to nie poradzimy. - Nie, musimy zawrócić.
- To niemożliwe! - Muszę odzyskać plecak!
Niech pan zrozumie, że tutaj nikt nigdy nie wrócił tą samą drogą.
Zostaw pan ten plecak. Co pan tam ma, brylanty?
W Komnacie dostanie pan, czego tylko sobie zażyczy.
Dostanie pan sto takich plecaków.
Jak daleko jeszcze?
200 metrów w linii prostej, tyle że tu nic nie jest proste.
Chodźmy.
Niech pan porzuci empirię, profesorze. Cuda jej nie podlegają.
Pamięta pan, jak św. Piotr o mało co nie utonął?
Idź, Pisarzu.
Gdzie?
Na górę, po schodach.
Profesorze, idzie pan?
Oto suchy tunel!
To ma być suche?
To taki tutejszy dowcip. Normalnie trzeba tędy przepłynąć.
Zaraz, a gdzie Profesor?
- Co? - Nie ma Profesora!
Jak to się stało? Cały czas szedł za panem.
Pewnie zamarudził i zgubił się.
Nie, nie zgubił się! Pewnie wrócił po plecak!
Nie da rady.
Czekamy na niego?
Nie możemy. Otoczenie zmienia się z każdą minutą. Musimy iść bez niego.
A co to? Jak to możliwe?
- Już mówiłem. - Co pan mówił?
To Strefa, nie rozumie pan? Proszę się nie zatrzymywać.
Tu jest!
Miło z pańskiej strony, że pan... ale...
Skąd pan się tu wziął?
Większość drogi musiałem przejść na czworakach.
Nie do wiary. Jak panu udało się nas wyprzedzić?
Jak to "wyprzedzić"? Wróciłem tu po plecak.
I skąd tu się wzięła nasza muterka?
O mój Boże... to pułapka!
Jeżozwierz specjalnie powiesił tu muterkę.
Dlaczego Strefa nas przepuściła?
Boże, nie zrobię ani kroku dopóki...
Nie podoba mi się to.
Wystarczy. Odpoczywamy.
Na wszelki wypadek trzymajcie się z daleka od tej muterki.
A już myślałem, że Profesor nie da sobie rady.
Nigdy nie wiem, jakich ludzi biorę ze sobą.
To się okazuje dopiero tu, na miejscu, kiedy jest już za późno.
Najważniejsze, że worek z majtkami profesora nietknięty.
Nie wtykaj nosa w cudze majtki, dopóki nie zrozumiesz.
A co tu rozumieć? Dwumian Newtona?
Też mi psychologiczna głębia!
Miał przechlapane w instytucie.
Nie chcieli dać mu pieniędzy na wyprawę.
Więc zapakował plecak pełen termometrów i innego złomu...
żeby zbadać Strefę na własną rękę...
i poddać te wszystkie cuda testom arytmetycznym.
Nikt na świecie nie słyszał jeszcze o Strefie.
To będzie prawdziwa sensacja!
Telewizja, wiwatujące tłumy, laurowe wieńce.
I oto nasz Profesor, cały w bieli,
i powiada: "Mene, tekel, fares."
Wszyscy się gapią
wszyscy krzyczą: "Dać mu Nobla!"
Nie dość, że grafoman, to jeszcze niedzielny psychoanalityk.
Nadajesz się tylko do pisania po ścianach w kiblu, gaduło.
Kiepskie. Zbyt rozlazłe.
Nie wiecie, jak to się robi.
Nieważne. Ja dostanę nagrodę Nobla.
A pan? Chce pan obdarzyć ludzkość
perłami swojego kupionego natchnienia?
Mam gdzieś ludzkość. Z całej ludzkości
obchodzi mnie tylko jeden człowiek - ja sam.
Nieważne, czy jestem cokolwiek wart, czy jestem takim samym zerem jak reszta.
A jeśli okaże się, że pan tak naprawdę...
Wiesz pan co, panie Einstein, nie chcę się z panem kłócić.
Z kłótni rodzi się prawda, niech ją diabli!
Słuchaj, Sokole Oko...
Przyprowadziłeś tu wielu ludzi.
Nie tylu, ilu bym chciał.
Nie o to chodzi. Po co oni tu szli? Czego chcieli?
Chyba szczęścia.
Tak, ale jakiego szczęścia?
Ludzie nie lubią mówić o swoich najskrytszych myślach.
Zresztą, ani to pański, ani mój interes.
W każdy razie - miał pan szczęście.
Jeśli o mnie chodzi, to w całym życiu nie widziałem ani jednego szczęśliwego człowieka.
Ani ja.
Wychodzą z Komnaty, a ja prowadzę ich z powrotem,
i więcej nigdy się nie spotykamy.
Życzenia nie spełniają się tak od razu.
I nigdy nie chciał pan sam czegoś zażyczyć?
Jest dobrze tak, jak jest.
Słuchaj, Profesorze.
Wracając do kupionego natchnienia.
Załóżmy, że wszedłem do Komnaty
i wracam do tej naszej mieściny jako geniusz.
Człowiek pisze, kiedy cierpi, kiedy wątpi.
Musi cały czas udowadniać sobie i innym,
że jest coś wart.
A jeśli byłbym pewien swojego geniuszu?
Po co wtedy miałbym pisać?
Na jaką cholerę?
To oczywiste, że istniejemy po to, żeby...
Bądź pan tak łaskaw i zostaw mnie w spokoju.
Muszę się zdrzemnąć, nie spałem całą noc.
Zachowaj pan swoje kompleksy dla siebie.
W każdym razie, cała ta pańska technologia...
te wszystkie piece, koła...
i inny szmelc
zostały wymyślone po to, żeby mniej pracować i więcej jeść.
To tylko rusztowania, protezy.
Przeznaczeniem ludzkości jest tworzyć...
dzieła sztuki.
W przeciwieństwie do innych działań ludzkich, to jest niesamolubne.
Wielkie iluzje! Obrazy absolutnej prawdy!
Słucha mnie pan, Profesorze?
O czym pan mówi?
Ludzie wciąż umierają z głodu. Z choinki się pan urwał?
I to ma być nasza elita umysłowa!
Nie potraficie nawet myśleć abstrakcyjnie.
Niech pan sobie daruje wykład o sensie życia.
Albo o tym, jak myśleć.
To bez sensu. Może i z pana profesor, ale ciemny.
Nastąpiło wielkie trzęsienie ziemi.
i słońce stało się czarne jak włosiany wór.
a cały księżyc stał się jak krew...
I gwiazdy spadły z nieba na ziemię,
tak jak drzewo figowe wstrząsane silnym wiatrem
zrzuca na ziemię niedojrzałe owoce.
Niebo zostało usunięte jak księga, która się zwija,
a każda góra i każda wyspa zostały ruszone ze swoich miejsc.
A królowie ziemscy, wielmoże i wodzowie
bogacze i możni
i każdy niewolnik i wolny,
ukryli się w jaskiniach i w skalistych górach;
I mówią do gór i do skał: "Padnijcie na nas
i ukryjcie nas przed obliczem Zasiadającego na tronie,
i przed gniewem Baranka,
bo nadszedł Wielki Dzień Jego gniewu,
a któż zdoła się ostać?"
Tego właśnie dnia dwóch...
dwóch z nich...
szło do miasteczka, które leżało 60 stadiów od...
a zwało się...
Rozmawiali z sobą o tym wszystkim, co zaszło.
Kiedy tak rozmawiali i rozprawiali...
On sam zbliżył się do nich i zaczął podróżować z nimi.
Lecz oczy ich był zasłonięte i nie poznali Go.
Rzekł do nich: "Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze...
i dlaczego jesteście smutni?"
A jeden z nich imieniem...
Obudziliście się?
Rozmawialiście o sensie... naszego... życia
o niesamolubności sztuki...
Weźmy na przykład muzykę.
Najmniej, jak to możliwe jest związana z rzeczywistością,
a jeżeli już, to raczej mechanicznie, niż z samej istoty,
sam dźwięk, pozbawiony... jakichkolwiek odniesień.
A jednak muzyka, jakimś cudem, trafia prosto do serca.
Co jest w nas takiego, co reaguje na zharmonizowany hałas,
sprawiając, że dostarcza nam on przyjemności tak wielkiej,
że nami wstrząsa i łączy razem?
Po co to wszystko? I, co ważniejsze, dla kogo to?
Można by rzec, "Dla nikogo. I bez powodu."
Niesamolubnie.
Nie.
Nie wydaje mi się.
Ostatecznie, wszystko ma jakiś sens.
Sens i przyczynę.
Czy musimy tędy iść?
Niestety tak. Nie ma innej drogi.
Strasznie tu ciemno, prawda Profesorze?
Jakoś mi się tam nie spieszy.
A nasz Indianin nie chodzi na ochotnika.
Będziemy ciągnąć zapałki. Zgoda?
Do tego przydałby się ochotnik.
Macie zapałki?
Dziękuję.
Długa zapałka przegrywa.
Proszę wybrać.
Długa. Tym razem się nie udało.
Może przynajmniej rzuci pan muterkę?
Oczywiście. Proszę bardzo.
Jeszcze raz?
W porządku, idę.
Szybciej, Profesorze!
Tu...
Tu są drzwi!
Proszę tam iść! Otworzyć drzwi i wejść!
Znowu ja? Znowu mam iść pierwszy?
Wyciągnął pan długą.
Naprzód! Tu nie wolno czekać.
Co pan tam ma? Tu nie wolno z bronią!
Zgubi pan siebie, i nas też!
Pamięta pan czołgi?
- Proszę, niech pan to wyrzuci. - Nie rozumie pan?
Jeśli coś się stanie, mogę panu pomóc, ale nie tak...
Błagam! Do kogo pan będzie strzelał?
Niech pan idzie, mamy mało czasu!
Tu jest woda!
Trzeba zejść trzymając się poręczy.
Tylko proszę nie odchodzić! Niech pan zaczeka tam na nas!
Mam nadzieję, że pan niczego takiego nie ma.
- Czego? - Pistoletu.
Nie. W ostateczności użyję fiolki.
- Jakiej fiolki? - Wszczepionej fiolki. Z trucizną
Boże! Przyszedł pan tu umrzeć?
Nie, to tak na wszelki wypadek.
Pisarzu! Niech pan wraca!
Z powrotem! Chce pan zginąć?
Mówiłem, żeby czekać przy wyjściu! Stop! Ani kroku!
To pańska wina.
- Dlaczego? - Pan powinien był iść pierwszy.
Ze strachu poszedł w złą stronę.
Jeszcze jeden eksperyment.
Eksperymenty, fakty, najwyższa prawda.
Nie ma czegoś takiego jak fakty. Zwłaszcza tutaj.
To wszystko jest czyimś idiotycznym wynalazkiem.
Nie czujecie tego?
Ale wy oczywiście musicie dowiedzieć się, kto wynalazł.
I po co.
I na co wam ta wiedza?
Czyje sumienie to obciąży? Moje?
Nie mam sumienia. Mam tylko nerwy.
Jedna kanalia mnie zwymyśla i cierpię.
Inna mnie pochwali, znowu cierpię.
Włóż w to serce i duszę, oni pożrą i serce i duszę.
Wyrzuć brudy z duszy - zeżrą i brudy.
Wszyscy tacy oczytani.
Wszyscy głodni wrażeń.
I wszyscy kłębią się dookoła, dziennikarze,
redaktorzy, krytycy, niewydarzone babska.
I wszyscy krzyczą: jeszcze, jeszcze!
Co ze mnie za pisarz, kiedy nienawidzę pisania?
To dla mnie ciągła męka, bolesne, poniżające zajęcie,
jak wyciskanie hemoroidów.
Kiedyś myślałem, że moje książki komuś pomogą.
Nikt mnie nie potrzebuje!
W dwa dni po mojej śmierci zaczną pożerać kogoś innego.
Chciałem ich zmienić, ale to oni zmienili mnie.
Uczynili mnie na swój obraz i podobieństwo.
Kiedyś przyszłość była kontynuacją teraźniejszości,
zmiany wyłaniały się zza horyzontu.
Teraz przyszłość i teraźniejszość to jedno.
Czy są na to gotowi?
Oni nie chcą nic wiedzieć! Oni tylko żrą!
Rany, ale z pana szczęściarz!
Mój Boże, teraz... Teraz będzie pan żył sto lat!
Tak, ale czemu nie wiecznie?
Jak Żyd-tułacz.
Pan jest na pewno wspaniałym człowiekiem.
Prawie w to nie wątpiłem.
Wyobrażam sobie, jaka to musiała być dla pana tortura.
To okropne! To najstraszniejsze miejsce w strefie!
Nazywana jest "wyżymaczką", ale nazwa nie oddaje całej grozy.
Tylu ludzi tu zginęło!
Jeżozwierz wysłał tu brata na śmierć.
To był taki wrażliwy chłopiec, taki zdolny.
Posłuchajcie.
Lato już przeminęło, Tak bez słowa, po prostu.
Słońce wciąż grzeje mocno, Jednak tego za mało.
To, co spełnić się mogło,
Jak liść pięciopalczasty, na dłoń moją spłynęło,
Jednak tego za mało.
Zła nikt nie zapomniał Po tym, jak się skończyło,
Cały świat tonął w światłach, Jednak tego za mało.
Życie mnie rozpieszczało, Dbało i zabawiało.
Byłem szczerze szczęśliwy, Jednak tego za mało.
Żaden liść nie pożółkły, Żadna kość nie złamana.
Dni, jak kryształ przejrzyste Jednak tego za mało.
Dobre, prawda? To jego wiersz.
Czym się tak podniecasz? O co tyle zachodu?
- Ja tylko... - Patrzeć na ciebie nie mogę!
Nie wyobrażacie sobie, jaka to dla mnie radość Nie wszyscy docierają aż tutaj.
Zrobiliśce wszystko jak trzeba. Jesteście dobrymi, szlachetnymi ludźmi.
Jestem dumny, że nie myliłem się co do was.
Patrzcie tylko! Cieszy się, żeśmy tu doszli cali i zdrowi!
Przeznaczenie! Strefa! Dobrzy ludzie, powiada!
Myślisz, że nie widziałem, jak podsuwasz mi dwie długie zapałki?
- Nie, pan nie rozumie... - No jasne, jak miałbym rozumieć?
Profesorze, bez urazy,
- ale ten gnojek wybrał sobie pana na swojego ulubieńca. - Dlaczego pan tak mówi?
A mnie, człowieka drugiej kategorii, wrzucił na tę rurę!
Wyżymaczka! Co za nazwa!
Jakim prawem decydujesz, kto ma żyć, a kogo do wyżymaczki?
Sam pan to wylosował!
Co? Jedną z dwóch długich?
Zapałki nic nie znaczą.
Strefa przepuściła pana wtedy, pod muterką,
było jasne, że tylko pan przetrwa wyżymaczkę.
- A my po prostu szliśmy za panem. - Patrzcie no...
Nawet pan sobie nie wyobraża, ile tu kosztuje błąd.
A ktoś musiał iść przodem!
Tak? Nie, to nie klinika!
A może wy byście chodzili zawsze przodem?
Nie dotykać!
Poproszę z laboratorium dziewiątym.
Chwileczkę.
- Słucham? - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
- Czego chcesz? - Tylko parę słów.
Ty to schowałeś. Ja znalazłem.
W starym budynku. Bunkier czwarty. Słyszysz mnie?
Natychmiast powiadomię służbę bezpieczeństwa.
Zrób to. Donieś na mnie.
Możesz napuścić wszystkich na mnie, ale już za późno.
Jestem o rzut kamieniem od tego miejsca.
Wiesz, że to oznacza koniec twojej kariery?
Więc ciesz się!
Wiesz, co się stanie, jeżeli się ośmielisz?
Znowu próbujesz mnie straszyć?
Całe życie czegoś się bałem. Nawet ciebie.
Ale teraz niczego się nie boję, możesz być tego pewien.
Boże, jaki tam z ciebie Herostrates.
Po prostu zawsze chciałeś się na mnie odegrać za to,
że dwadzieścia lat temu przespałem się z twoją żoną.
A teraz cieszysz się z tego, że wreszcie wyrównałeś rachunek.
Cóż, idź i rób swoje... łajdactwo.
Nie waż się odkładać słuchawki!
Więzienie to nie jest najgorsze, co cię czeka.
Najgorsze jest to, że sam sobie tego nigdy nie wybaczysz.
Już widzę, jak wisisz na szelkach w swojej celi.
Co pan robi, Profesorze?
Czy zdajecie sobie sprawę, co się stanie, kiedy wszyscy uwierzą w tę Komnatę?
Wszyscy tu przybiegną.
To tylko kwestia czasu.
Jeśli nie dziś, to jutro! I to wcale nie dziesiątki, tysiące!
Niedoszli cesarze, wielcy inkwizytorzy, führerzy,
Samozwańczy dobroczyńcy ludzkości!
I przybędą tu nie po pieniądze, czy natchnienie, tylko żeby zmienić świat!
Nigdy nie zabieram tu takich ludzi. Myśli pan, że tego nie rozumiem?
Nic pan nie rozumie.
Nie jest pan jedynym stalkerem na Ziemi.
Żaden stalker nie wie,
co przynoszą ci, których tu sprowadza i co stąd zabierają.
A liczba nieumotywowanych zbrodni wzrasta!
Czy to nie pańska robota?
A zamachy stanu, albo mafia przejmująca władzę,
to nie wasi klienci?
Albo lasery, czy te wszystkie super-mikroby,
cały brud trzymany dotąd w sejfach?
Powstrzymaj pan tę swoją socjologiczną sraczkę.
Pan naprawdę wierzy w te bajki?
W dobre nie! Ale w te złe - jak najbardziej!
Gadanie!
Człowiek nie jest zdolny do takiej nienawiści, albo miłości...
która obejmowałaby całą ludzkość.
Pieniądze, kobieta, może pragnienie zemsty,
Niech mojego szefa rozjedzie samochód, to rozumiem.
Ale władza *** światem! Powszechna sprawiedliwość!
Królestwo Boże na ziemi!
To nie są życzenia, to ideologia, działanie, pomysły.
Podświadome współczucie nie dojrzało jeszcze do spełnienia
jako szczere, instynktowne pragnienie.
Niemożliwe jest szczęście kosztem drugiego.
Widzę, że chce pan obsypać ludzkość dobrymi uczynkami.
Ja tam się nie martwię ani o pana, ani o siebie,
a już na pewno nie o ludzkość.
Bo nic pan nie osiągnie.
Co najwyżej dostanie pan tego swojego Nobla,
choć raczej będzie to coś ni w pięć, ni w dziewięć,
coś zupełnie nieoczekiwanego. Jak ten telefon...
Marzysz o jednej rzeczy, a dostajesz drugą.
Po co pan...?
Telefon... elektryczność...
Patrzcie, doskonałe pigułki nasenne.
Dziś już takich nie robią. Skąd tu ich tyle?
Chodźmy dalej.
Niedługo wieczór, będziemy wracać po ciemku.
Tak, przy okazji - doskonale rozumiem,
że całe to recytowanie wierszy i chodzenie naokoło
to rodzaj prośby o wybaczenie.
Mogę pana zrozumieć. Trudne dzieciństwo, niewłaściwe otoczenie...
Ale proszę się nie łudzić, nie przebaczę panu.
Niech pan przestanie.
Profesorze, niech pan tu podejdzie.
Zaczekajmy. Bez pośpiechu.
Mnie się nie śpieszy.
Wiem, że to się wam nie spodoba.
Ale i tak muszę wam powiedzieć...
Jesteśmy teraz...
na progu.
To najważniejszy moment waszego życia
Trzeba wam wiedzieć...
że tu spełnią się wasze najskrytsze marzenia.
Te najszczersze. Zrodzone z cierpienia.
Nie trzeba nic mówić.
Wystarczy tylko...
skoncentrować się i spróbować przypomnieć sobie całe swoje życie.
Kiedy człowiek rozmyśla o przeszłości, staje się lepszy.
I co najważniejsze...
Najważniejsze...
wierzyć!
Możecie już wejść.
Kto będzie pierwszy?
Może pan?
Ja? Nie, nie chcę.
Rozumiem, że pan się waha, ale to zaraz przejdzie.
Wątpię...
czy to przejdzie.
Jeżeli zacznę przypominać sobie swoje życie,
to małe szanse, żebym stał się lepszym.
Poza tym, czy nie widzicie, jak haniebne jest to wszystko?
Upokarzanie się, jęki, modły?
Co złego jest w modlitwie?
Przemawia przez pana duma.
Proszę się uspokoić. Nie jest pan jeszcze gotowy. To się często zdarza.
Może pan?
Tak, ja.
Proszę państwa, oto przed nami najnowszy wynalazek Profesora!
Przyrząd do badania ludzkiej duszy! Duszometr!
To tylko bomba.
Co?
Pan chyba żartuje.
Nie, to bomba. Dwadzieścia kiloton.
Po co?
Skonstruowałem ją z przyjaciółmi.
Z moimi byłymi kolegami.
To miejsce nigdy nikomu nie przyniesie szczęścia.
a jeśli wpadnie w niewłaściwe ręce...
Choć nie jestem już taki pewien.
Wtedy doszliśmy do wniosku...
że jednak nie powinniśmy niszczyć Strefy.
Nawet jeśli to cud, to wciąż jednak część przyrody,
a zatem, w pewnym sensie - nadzieja.
Schowali tę bombę, a ja ją znalazłem.
W starym budynku, bunkier czwarty.
Pewnie jest taka zasada...
nigdy nie rób niczego, co nie może być cofnięte.
Ja to wszystko rozumiem, nie jestem jakimś maniakiem.
Ale dopóki ta zaraza jest dostępna dla byle łotra,
nie zaznam snu ani spokoju.
A może moja podświadomość nie pozwoli mi tego zrobić?
Biedny człowiek, wynalazł sobie problem.
Niech pan to odda!
Niech pan to odda!
Jesteśmy cywilizowanymi ludźmi...
- O co chodzi? - Pieprzony hipokryta...
Dlaczego? Co ja panu zrobiłem?
On chce zniszczyć pańską nadzieję!
To jedyne, co zostało ludziom na świecie!
To jedyne miejsce, do którego mogą przyjść,
kiedy stracili już całą nadzieję.
Wy samiście tu przyszli!
Dlaczego chcecie zniszczyć nadzieję?
Zamknij się!
Przejrzałem cię na wylot!
Nie obchodzą cię ludzie!
Ty zarabiasz na naszym nieszczęściu!
I wcale nie chodzi o pieniądze.
Ty się tu dobrze bawisz. Jesteś tu jak Bóg Wszechmogący.
Ty, dwulicowa gnida, decydujesz kto przeżyje, a kto zginie.
On się zastanawia!
Teraz rozumiem, dlaczego stalkerzy nigdy nie wchodzą do Komnaty.
Bo i po co? Upajacie się swoją władzą, tajemnicą i autorytetem!
Czego jeszcze można chcieć?
To nieprawda! Pan... pan się myli!
Stalkerowi nie wolno wchodzić do Komnaty.
Stalkerowi nie wolno nawet wejść do Strefy dla własnych celów.
Pamiętacie Jeżozwierza?
Ma pan rację, jestem gnidą.
Nic dobrego nie zrobiłem i nic dobrego zrobić nie potrafię.
Własnej żonie nie mogłem nic dać.
Nie mam żadnych przyjaciół. Nie zabierajcie mi jeszcze tego!
Wszystko mi już zabrali tam, za drutami.
Wszystko, co mam, jest tutaj. Rozumiecie! Tutaj! W Strefie!
Moje szczęście, moja wolność, szacunek do samego siebie, wszystko tutaj!
Przyprowadzam tu takich jak ja, zrozpaczonych i cierpiących.
Ludzi, którzy nie mają innej nadziei.
A ja mogę im pomóc!
Nikt inny im nie pomoże, tylko ja, gnida, mogę!
To mi daje takie szczęście, że aż chcę płakać.
I to wszystko. Niczego więcej nie chcę.
Nie wiem. Może
W każdym razie, przepraszam, ale...
Jesteś tylko Bożym błaznem.
Nie masz pojęcia, o co tu chodzi.
Jak myślisz, dlaczego Jeżozwierz się powiesił?
Przyszedł do Strefy w złej wierze.
Z chciwości doprowadził do śmierci brata w wyżymaczce.
To wiem. Ale dlaczego się powiesił?
Dlaczego nie wrócił i nie poprosił o wskrzeszenie brata?
Kiedy go naszły wyrzuty sumienia.
Chciał... sam nie wiem. Powiesił się tydzień później.
Bo zdał sobie sprawę, że nie każde życzenie tu się spełnia,
a tylko te najskrytsze.
Nie to, co wypowiadasz na głos...
Spełnia się tylko to pragnienie, które leży w twojej naturze,
w głębi twojej duszy, o którym nic nie wiesz.
Ale ono tam jest, kieruje twoim życiem.
Nic nie zrozumiałeś, Indianinie.
To nie chciwość sprowadziła tu Jeżozwierza.
Czołgał się w tym błocie, błagając o życie brata.
Ale dostał tylko pieniądze, i nic innego dostać nie mógł,
bo przypadło Jeżozwierzowi, co Jeżozwierzowe!
A sumienie, żal - to tylko wynalazki.
Zrozumiał to i powiesił się.
Nie wejdę do tej twojej Komnaty.
Nie chcę unieszczęśliwiać nikogo swoją niegodziwością.
Nawet ciebie.
A potem wieszać się, jak Jeżozwierz.
Już prędzej zapiję się na śmierć w moim domu, w ciszy i spokoju.
Nie znasz się na ludziach, Sokole Oko
skoro zabierasz do Strefy ludzi takich jak ja.
I jeszcze jedno...
Dlaczego myślicie, że ten cud naprawdę istnieje?
Kto wam powiedział, że tu naprawdę spełniają się życzenia?
Czy ktoś z was widział choć jednego człowieka uszczęśliwionego tutaj?
Może Jeżozwierz?
A tak właściwie, to kto opowiedział wam o Strefie,
o Jeżozwierzu, o Komnacie.
On sam.
W takim razie nic już nie rozumiem.
Po co tu przychodzić?
Jak tu cicho...
Słyszycie?
A, niech tam... a gdyby tak wszystko rzucić,
zabrać żonę, Smerdę, i przenieść się tutaj.
Na stałe.
Nikogo tu nie ma. Nikt ich nie skrzywdzi.
Wróciłeś.
Skąd go wziąłeś?
Przywiązał się do mnie. Nie mogłem go tam zostawić.
To co, idziemy? Smerda czeka.
Idziesz?
Czy ktoś nie potrzebuje psa?
Sam mam w domu pięć.
Więc lubi pan psy?
Co?
To dobrze.
No chodźmy.
Nie masz pojęcia, jaki jestem zmęczony!
Bóg jeden wie!
Tak zwani intelektualiści, pisarz i naukowiec!
Nie denerwuj się.
Oni w nic nie wierzą!
Ich narządy wiary zanikły, z braku używania.
Przestań. Chodź Połóż się do łóżka. Nie leż tutaj...
Tu jest wilgotno... Nie można tak leżeć.
Zdejmij to.
Boże, co za ludzie...
Uspokój się, to nie ich wina.
Powinieneś ich żałować, a nie się złościć.
Widziałaś ich? Mieli puste oczy.
Jedyne, o czym myślą, to żeby się jak najdrożej sprzedać!
Żeby zarobić na każdej emocji!
Wiedzą, że zostali "stworzeni dla wyższych celów", "powołani"!
W końcu "żyje się tylko raz"!
Jak tacy ludzie mogą w cokolwiek wierzyć?
Przestań, uspokój się.
Spróbuj zasnąć, dobrze? Śpij.
I nikt nie wierzy. Nie tylko ci dwaj. Nikt!
Kogo mam tam zabierać?
O Boże...
A najgorsze jest...
że nikt tego nie potrzebuje.
Nikt nie potrzebuje Komnaty. Cała moja praca na darmo.
Nie mów tak. Przestań.
Nikogo więcej tam nie zabiorę.
Chcesz żebym z tobą poszła?
Gdzie?
Myślisz, że nie mam o co prosić?
Nie...
- Nie wolno. - Dlaczego nie?
Nie, nie.
A jeśli tobie też się nie uda?
Moja matka była przeciwna.
Pewnie zauważyliście, że jest inny.
Był pośmiewiskiem w sąsiedztwie.
Był taki niezdarny, wyglądał tak żałośnie.
Moja matka mówiła: "To stalker,
skazany, wieczny więzień!
Wiesz, jakie dzieci rodzą się stalkerom?"
A ja... ja nigdy się z nią nie kłóciłam.
Sama wiedziałam, że jest skazany,
że wieczny więzień, i o dzieciach też.
Ale co mogłam poradzić?
Byłam pewna, że będzie mi z nim dobrze.
Wiedziałam, że nie będzie lekko.
Ale lepsze gorzkie szczęście niż...
szare, nudne życie.
A może to wszystko wymyśliłam sobie później.
On podszedł do mnie i powiedział: "Chodź ze mną." I poszłam.
I nigdy tego nie żałowałam.
Nigdy.
Było dużo goryczy,
dużo strachu i dużo wstydu.
Ale nigdy nie żałowałam i nigdy nikomu nie zazdrościłam.
Taki nasz los, takie życie, tacy jesteśmy.
Gdyby nie te nieszczęścia, nie byłoby nam tak dobrze.
Mogłoby być gorzej.
Mogłoby w ogóle nie być szczęścia.
I mogłoby nie być żadnej nadziei.
Oczy twe kocham, przyjacielu,
Ich jasny i namiętny blask,
Gdy twe spojrzenie trafi celu,
Jakby niebiosa swoich łask
nadały szczodrze, choć niewielu.
Lecz więcej jest do podziwiania:
Gdy zamknąć oczy każe ci
Miłości spalająca mania,
I mimo powiek cicho brzmi,
Mroczny zew twego pożądania.
Koniec
www.NapiProjekt.pl - nowa jakość napisów. Napisy zostały specjalnie dopasowane do Twojej wersji filmu.