Tip:
Highlight text to annotate it
X
Julio…Julio…słyszę śpiew skowronka
Będę silny, lecz bądź gotowa
Julio…muszę odejść
Romeo…Romeo…nie, to ten słowika
Czuję, że oszaleję…jeśli odejdziesz, Romeo
Nie chcę…nie mogę…żyć bez ciebie
Kochać cię…kochać cię…aż po kres nocy
Zasypiać w twych ramionach…umrzeć wraz z tobą
Kochać cię…kochać cię…kochać cię całe życie
Niech sprawiedliwość ludzka nie będzie taka pewna
Czy oni nigdy nie kochali, by mieć prawo nas osądzać?
Kochać cię…jutro będziesz tak daleko
Kochać cię…kochać cię…aż po kres nocy
Zasypiać w twych ramionach…umrzeć wraz z tobą
Zasypiać w twych ramionach…umrzeć wraz z tobą
Kochać cię…
Och, Romeo!...Moja matka się zbliża!
Julio...nie chcę cię opuszczać Ja też nie…no i jestem twoją żoną!
Tak, na zawsze...Julio, czekaj na mnie Romeo…
Czekaj na mnie, wrócę Romeo…
Wrócę…
Parysie…dostaniesz mą córkę, to postanowione
Parysie…powierzam ci mą różę, mój żonkil
Robię to dla jej dobra…niech zapomni o swych troskach
A jej jedwabne serce odtąd należy do ciebie
Jutro…jutro…jutro oddam ci jej rękę
Julio…wiesz, jaką miłością darzy cię twój ojciec
Lecz jutro, Julio, twoje dzieciństwo dobiegnie końca
Odda cię Parysowi…wydasz na świat syna
I niech Bóg was błogosławi…odda cię Parysowi
Jutro…jutro…jutro dostanie twą rękę
Kobiety nie mają wyboru
Mężczyźni mają wszelkie prawa
Ależ dlaczego płaczesz…wiesz przynajmniej, że nastała godzina twego szczęścia?
Jutro…jutro…jutro dostanie twą rękę
Nianiu, mój ojciec chce mnie wydać za Parysa Jutro…dostanie twą rękę
Nianiu, dlaczego mam być posłuszna? Jutro…nie możesz nic poradzić
Wolę się zabić... Jak śmiesz?
Niż być zmuszoną do kochania tego, tak szlachetnie urodzonego Parysa
Jestem już żonata Jutro…jutro…jutro dostanie twą rękę
Julio…jak możesz wciąż go kochać, skoro twój kuzyn nie żyje?
Błagam cię, musisz powiedzieć „tak” temu mężowi, któremu cię obiecano
Jutro…jutro…jutro dostanie twą rękę
Jutro dostanie twą rękę…jutro dostanie twą rękę
Nie chcę!...zostawcie mnie! Przestańcie, litości!
To twój ojciec...musisz uczynić to, co ci powie Nie!!!
Jutro…jutro…jutro dostanie twą rękę…
Mieć córkę…
Mały opal…o błyszczących oczach…i tak jasnej skórze
Mieć córkę…to stworzyć kobietę
Mały fenomen…przodujący w swej skali
Mieć córkę…serce z piasku
Podarunek od Boga
Podarunek od diabła
Mieć córkę…to popełnić zbrodnię…gdzie sprawca jest ofiarą
Mieć córkę…ona jest mym życiem…ona jest mą krwią
Ona jest owocem moich dwudziestu lat
I przeklinam wszystkich jej kochanków
Ona jest mym życiem…ona jest mą krwią
I przeklinam wszystkich jej kochanków
Mieć córkę…to drżeć ze strachu…że maluje się dla kłamcy
Mieć córkę…to nigdy więcej nie traktować kobiet, jak ja to robiłem
Mieć córkę…
Nienawidzę mężczyzn i ich spojrzeń
Znam ich sztuczki i ich sukcesy
I kiedy przyjdzie dzień, w którym jeden z nich odbierze mi moją córkę, nazywając mnie „Jaśnie panem”
Wówczas tego dnia na zawsze zamknę me serce na cztery spusty i stanę się głuchy
Mieć córkę…to wciąż mieć nadzieję
I nadal wierzyć, że kiedy przyjdzie dzień mej śmierci
Ona będzie nosić w głębi swego ciała...tę iskierkę jego lub jej, którą wyda na świat
I z miłości przyjdzie wykrzyczeć tak ciężkie serce
Mieć córkę…
Mały opal…o błyszczących oczach…i tak jasnej skórze
Mieć córkę…to popełnić zbrodnię…gdzie sprawca jest ofiarą
Mieć córkę…
Mieć córkę…
Ona nie potrzebuje cienia
U niej wszystko jest ogrodem
Błękit jej nieba…to nie jest tusz do rzęs
Blasku swej szyi…nie zawdzięcza żadnej biżuterii
Kiedy jestem z nią…jest jak w kaplicy
Niech nikt nie woła…nie odpowiem
Gdy jestem w jej ramionach…zapominam, że jesteście tam
Dla niej porzuciłem wszystko Bracie Laurenty! Pomóż mi! Chcą mnie wydać za mąż…
Dla niej, och, nawet zabiłem …już wolę się zabić!
Byłem w klatce, jak zbyt mądry ptak
Teraz ogarnia mnie wściekłość
Wygnano mnie…szkoda
I dziś wieczór krzyczę
Miłość to nie przestępstwo
To wy, słabeusze, uwierzcie nam, ofiarom
Otwórzcie oczy…otwórzcie serca
Kochać się…to okraść nieszczęście
I włóczę się po ulicach Mantui…i czuję, że bez niej oszaleję
Ona nie potrzebuje cienia To wszystko nie ma znaczenia
Wybaczamy wam wasze winy U niej wszystko jest ogrodem
To wszystko nie ma znaczenia...wkrótce będziemy razem Błękit jej nieba…to nie jest tusz do rzęs
Kiedy myślę o nim drżę...czy to naprawdę zbrodnia...kochać? Blasku swej szyi…nie zawdzięcza żadnej biżuterii
Dlaczego się nam przeszkadza? Kiedy jestem z nią…jest jak w kaplicy
Niech nikt nie woła…
Nie odpowiem!!!
Gdy jestem w jej/jego ramionach…zapominam, że jesteście tam…och…
Posłuchaj Julio, posłuchaj brata Laurentego…weź tą fiolkę, kilka kropel pogrąży cię we śnie
Będą uważać cię za zmarłą, twoje ciało stanie się zimne...gdy się zbudzisz, Romeo tam będzie
Każę mu zanieść list, dowie się…zaufaj mi Julio, posłuchaj mnie…
Dokąd idą?...Dokąd idą marzenia kochanków?
Ich słowa…ich gorączka…
Wrócę…zaczekam na ciebie
Niech Bóg nas prowadzi…popełnię samobójstwo
Romeo…dlaczego ma się zrobić z naszej historii komedię…farsę?
Niech Bóg nas prowadzi…popełnię samobójstwo
Romeo…trzeba nam grać w tę grę…żeby nie zginąć
Muszę po trosze umrzeć…ta oto trucizna nas ocali
Wrócę o brzasku…
Dokąd idą?...Dokąd idą marzenia kochanków?
Ich słowa…ich gorączka…
Wrócę…zaczekam na ciebie
Niech Bóg nas prowadzi…
Co takiego? Julia nie żyje? Julia nie żyje?! Nie! Idź poszukać Lady Capulet, szybko!
Julia nie żyje! Julia nie żyje! Julia nie żyje!
Julio…Julio…Ach, Julio!
Nie…nie…
Ach…dlaczego?...dlaczego to uczyniłaś?...
Nie…nie…nieee!!!
Ja, który nie mam znaczenia
Który jestem tylko jego przyjacielem z dzieciństwa
Który kocham jedynie kobiety i taniec
To koniec…
Jeszcze wczoraj byliśmy tak daleko….tak daleko od śmierci
Opadła na to miasto niczym pająk, tkający swą nić
Byliśmy królami świata
Tak…ale nasze rany są zbyt głębokie
I nawet jeśli jutro zatrzyma się czas
To nie sprawi, że Julia ożyje
I to ja…będę musiał mu to powiedzieć
Jak mu powiedzieć?…jak mu powiedzieć?
Że stało się najgorsze
Jak mu powiedzieć?…że kobieta, którą kocha zabiła się
Że szczęście minęło
Że jego młodości przyszedł kres
Że został mu tylko jeden przyjaciel
Jak mu powiedzieć?…że będzie cierpiał
Jak mu powiedzieć?
Ja, który zawsze żyłem na ulicy…bez mych rodziców
Kiedy tracę przyjaciela…staję się sierotą
Gdy Merkucjo śpiewał nam, jak piękne jest życie…ja w to wierzyłem
Merkucjo już nie zaśpiewa
I oto jestem zupełnie sam…zagubiony
Byliśmy królami świata
Tak…ale nasze rany są zbyt głębokie
I nawet jeśli jutro niektórzy odczują żal
To nie sprawi, że Julia ożyje
I to ja…będę musiał mu to powiedzieć
Jak mu powiedzieć?…jak mu powiedzieć?
Że stało się najgorsze
Jak mu powiedzieć?…że kobieta, którą kocha nie żyje
I że odchodząc zabiera połowę jego miłości…zabiera to wszystko na zawsze
Jak mu powiedzieć?…że będzie cierpiał
Jak mu powiedzieć?…ależ jak mu powiedzieć?…jak mu powiedzieć?
Że stało się najgorsze
Jak mu powiedzieć?…że kobieta, którą kocha zabiła się
Że szczęście minęło
Że jego młodości przyszedł kres
Że został mu tylko jeden przyjaciel
Jak mu powiedzieć?…że będzie cierpiał
Jak mu powiedzieć?
Jak mu powiedzieć?…
Benwolio, co ty tu robisz? Benwolio wstawaj! Śpisz głuptasie?! Romeo…
Tak więc przybywasz z Werony...Ach, powiedz mi co słychać u Julii Och, Romeo…
Ja już dłużej nie zniosę siedzenia tutaj Romeo, poczekaj…
No powiedz mi...dalej powiedz mi Romeo…
No dalej, powiedz mi Romeo…
Ależ mów! Romeo! Julia nie żyje!
Nie...nie...nie... Romeo…zaczekaj…Romeo!
Cóż jej zrobiliście, że odeszła?
Cóż jej zrobiliście?...Jaką walkę wygraliście, rozdzielając nas?
Cóż jej powiedzieliście, że wybrała śmierć z dala ode mnie...tak, że nie mogłem utulić jej w mych ramionach?
Cóż jej zrobiliście, że pozostawiła mi ciężar waszego żalu…mego smutku
To koniec…odchodzę
Chciałem poznać życie…teraz już znam
Jestem tak znużony
Nie chcę nic więcej…jedynie położyć się i ująć ją za rękę
Położyć ją na mym sercu….zapomnieć o mym bólu
To koniec…odchodzę
Chciałem poznać życie…teraz już znam
Słodycz jej pocałunków
Łagodność jej spojrzenia
Zamierzam je zabrać…i oddać je Bogu
Żegnaj moja Julio…wieczność na nas czeka
To koniec…odchodzę
W końcu odnaleźć zapomnienie…znaleźć spokój
Jestem tak znużony
Nie chcę wiedzieć nic więcej…jedynie położyć się
Przejść na drugą stronę
Odnaleźć moją Julię na wieczność…ona na nas czeka…