Tip:
Highlight text to annotate it
X
Pozwólcie, że o coś spytam.
Na jakim nośniku macie wasze gry?
Na kartridżach? Płytach? Kartach? Dyskietkach?
A może na kasetach?
Czy to nie dziwne, żeby grać w gry z kaset magnetofonowych?
Oto "Transformers" na Commodore 64,
komputer, który zdecydowanie posiada ukrytą moc.
Włączam go, a on przechodzi w ten hipnotyczny tryb migoczących świateł.
Świetna gra...
Jakieś pięć minut później pojawia się ekran tytułowy.
Jak poczekam chwilę dłużej, będę mógł wybrać swojego głównego Autobota.
Jak widać Optimus Prime nie występuje, co jest zupełnie głupie.
Zamiast tego jest Rodimus Prime.
Potem znowu trochę kolorowych świateł przez kolejne 5 minut.
I nagle zaczyna się gra.
Gdyby nie muzyka, nie zgadłbym, że gram w "Transformers".
Grę obsługuje się głównie klawiaturą,
przemieszczając Autoboty pomiędzy lokacjami.
Autoboty opisane są liczbami.
Nie mogli dać czegoś bardziej... graficznego?
Kiedy dochodzi do bitwy, ekran zmienia się w widok z pierwszej perspektywy.
Chwytam za dżojstik i staram się zestrzelić tyle Decepticonów, ile się da.
Po chwili staje się to monotonne.
Jedno z poleceń na klawiaturze, klawisz "T" jak "transformacja",
powoduje... transformację.
Ale niewiele to zmienia, bo widok i tak jest z pierwszej perspektywy,
więc trudno powiedzieć, czy jestem przetransformowany czy nie.
A tak w ogóle, to jestem na farmie z dinozaurem stąpającym po promie kosmicznym.
Bez komentarza.
Spójrzcie tylko na tą grę. "Transformers"! Pierdolę to.
Nie przyszło by wam do głowy, że gra oparta o "Transformers",
będzie się skupiać bardziej na akcji, niż na tym strategiczno-symulacyjnym czymś?
I wiecie co? Była gra "Transformers" - platformówka.
Ale tylko w Japonii.
Pozwólcie, że przedstawię Nintendo Famicom - w uproszczeniu to japoński NES.
Zupełnie inny niż to szare pudło, prawda?
Ten jest mniejszy i ze slotem u góry.
Ładna klapka chroniąca przed kurzem.
Gamepady są umiejscowione na konsoli, co jest całkiem rozsądne,
ale kable są bardzo krótkie i do tego na stałe wpięte do konsoli,
więc nie można ich wymienić.
Kontrolery są takie same: Select, Start, przyciski "B" i "A".
Ale drugi gamepad zamiast Start i Select posiada mikrofon.
Bardzo mało gier go wykorzystuje.
Z tego co rozumiem w "Legend of Zelda" zabija się niektóre potwory,
wydając z siebie głośny dźwięk. Do mikrofonu właśnie.
To oczywiście tylko w japońskiej wersji gry,
ale w instrukcji nadal znajduje się informacja, że potwory te nie lubią głośnych dźwięków.
Co tylko dodawało im tajemniczości w oczach graczy spoza Japonii.
Istnieje też stacja dysków, ale nie mam do niej kabla.
Może więc kiedyś do tego wrócimy.
Chyba zbaczam trochę z tematu.
Zagrajmy w "Transformers".
Pytanie brzmi: dlaczego nie wydano tej gry poza Japonią?
Analizując bibliotekę gier na Nintendo,
większość z nich, nieważne jak gównianych,
była wydana w skali międzynarodowej.
Czy to więc możliwe, że ta jest aż tak zła?
Przekonajmy się.
Co za gówno.
Tytuł tłumaczy się na "Tajemnica Optimusa Prime".
I podsumowuje to grę idealnie.
To tajemnica, dlaczego Optimus Prime nie występuje w grze.
Zamiast tego jest Ultra Magnus.
Po przejściu gry i zebraniu wszystkich liter,
można grać jako Rodimus Prime.
Ale jedyna różnica to kolor.
Jaki więc ma to sens?
Powinni po prostu zrobić z niego drugiego gracza, jak w przypadku Maria i Luigiego.
Zamiast tego jest Ultra Magnus i Ultra Magnus.
Ale to najmniejszy z problemów, zobaczcie.
Jedno trafienie i zgon.
Trzy życia, brak kontynuacji, brak checkpointów.
Będziemy tu to słyszeć częściej, niż w pierdolonej kreskówce.
Jeśli uda mi się w ogóle dostać do drugiego poziomu,
mogę kontunuować grę stąd, za pomocą prostego kodu.
Gdy na ekranie wyświetlane jest "Game Over", trzeba przytrzymać "A", "B" i Start.
I powiem wam szczerze - będę to wciskał co 30 sekund.
Można to robić w nieskończoność,
ale to w żaden sposób nie pomaga przejść do następnego etapu.
Naprawdę trzeba się kurewsko spiąć i wyostrzyć zmysły do niebotycznego poziomu.
Spójrzcie na ten syf. Jest prawie tak beznadziejny jak "Silver Surfer".
Wszędzie latają pociski.
Za każdym razem, gdy próbuję czegoś uniknąć, zostaję trafiony czymś innym.
Jak, do chuja, to małe coś zniszczyło wielkiego robota?
To wręcz oburzające, jak dużą przewagę mają przeciwnicy.
Wystarczy mnie trafić raz, a przeciwnika czasami trzeba wielokrotnie.
A przecież są mniejsi. To nie ma żadnego, kurwa, sensu!
Mogą też przenikać przez ściany. A ja nie mogę nawet przez nie strzelać.
Więc jeśli jakiś przeciwnik zmierza na mnie przez ścianę,
to nic nie mogę z tym zrobić.
Kamuflują się też w tle.
Nawet tego, kurwa, nie widzę.
Nie mogli użyć nieco więcej barw?
Można się transformować, ale to samobójstwo.
Zajmuje to pierdolone 3 sekundy.
Poważnie, jeśli spróbuję się przetransformować,
pozostawiam się bez osłony na ogień przeciwnika.
Bardzo rzadko się to tak naprawdę przydaje, gdzie trzeba przecisnąć się przez szczelinę.
Ale jeśli nie będę ostrożny, transformacja jest równoznaczna z powiedzeniem:
"No dalej, proszę, zabij mnie",
Detekcja trafień jest wyjątkowo nieuczciwa.
Przede wszystkim, mój robot i tak jest niezwykle wielkim celem.
Ale wystarczy tylko, że coś znajdzie się w jego pobliżu,
a już liczy się jako trafienie.
Z kolei kiedy ja próbuję trafić przeciwnika i mój pocisk nie leci dokładnie przez środek,
przelatuje obok.
A wszystko jest tak małe, tak szybkie i porusza się według tak nieregularnego wzorca,
że trafienie w cel jest jak próba naszczania do pięćdziesiątki
kręcącej się na gramofonie, przytwierdzonym do pleców pędzącego geparda,
podczas przejażdżki, z zawiązanymi oczami, monocyklem po linie.
Nie ma miejsca na opierdalanie się przy tej grze.
Trzeba się za to zabrać poważnie.
Pamiętacie Billy'ego Mitchella - mistrza świata w grach video?
On pewnie dałby temu radę.
Muszę znaleźć sposób, żeby posiąść jego moc.
I myślę, że wiem jak.
Oto jego ostry sos.
Chcecie czegoś, co kopnie was w dupę i wyostrzy zmysły?
To jest odpowiedź.
No dobra! Jestem gotowy!
Ta gra jest obłędna. Ekran błyska, czuję się jakbym miał dostać udaru.
Co jest kurwa?
Właź tam! Cholera!
No właź tam!
No właź tam!
Żadna gówniana gra nie jest kompletna bez trudnych do sięgnięcia krawędzi.
Co to kurwa było?
Nie mogłem zobaczyć co tam jest, aż nie było za późno.
A spierdalaj! Nie mogę nawet dotknąć tego ustawionego bokiem lodowego rożka?
No dalej, no dalej...
No nieźle, to wyjątkowo twórcze.
Logo Decepticonów jako boss.
To jak z "Ghostbusters". To takie tanie.
Logo powinno być na pierdolonej okładce.
Zastrzel to, zastrzel!
Nie mogę tego kurwa zastrzelić!
Te odrzutowce ciągle nadlatują.
O nie!
Ty... ścierwojebco!
Za wąsko żeby przeskoczyć, a samolot jest za nisko, by go zestrzelić.
To po prostu pierdolona pułapka.
Muszę wskoczyć na platformę.
Samolot. Jak niby mam przewidzieć, czy coś nie nadleci i mnie zabije?
Ale pozwólcie, że wam powiem o poziomie 9.
To jeden z najtandetniejszych, nieuczciwych i popierdolonych poziomów w historii gier.
Należy iść w prawo, tylko po to, by grać ten sam poziom w kółko.
Nic w grze nie podpowiada co należy zrobić.
Trzeba sprawdzić w internecie, żeby się dowiedzieć.
Okazuje się, że trzeba zdobyć klucz.
Lecz to nie wszystko.
Ponadto trzeba iść określoną ścieżką, prawie jak jakimś labiryntem.
Kto niby miałby to wiedzieć?
To trochę jak w "Super Mario Bros." w drodze do zamku.
Trzeba iść ***, przez i pod platformami w określony sposób,
albo poziom się powtarza.
Ale w "Mario" dużo łatwiej to odgadnąć.
Etap jest znacznie krótszy, to jedno, ale co ważniejsze,
nie ma tam miliona wrogów, którzy próbują mnie zabić!
Trudno jest przetrwać, nie wspominając już o wyborze odpowiedniej ścieżki.
Do tego wszystkiego - ścieżka, którą należy podążać jest trudniejsza niż ta,
obrana w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem.
Potrzebuję więcej sosu.
To koniec podróży dla ciebie - Megatron!
No dalej, no dalej! Giń!
Bum! Tak! To dopiero intensywne gówno...
Podsumowując - wszystko co mogę powiedzieć o tej grze...
Poziom 10?
Pokonałem pierdolonego Megatrona, kto niby będzie dalej?
Pierdolony poziom 10, z dupy.
Zgaduję, że skoro Megatron nie jest finałowym bossem,
będzie nim Galvatron, albo może Unicron, albo Kurvotron, kto wie?
Aha, to Mechagodzilla. No tak. Powinienem był wiedzieć.
Stary, to była najtrudniejsza gra, którą kiedykolwiek przeszedłem.
A wszystko to dla końcowego ekranu, którego nawet nie mogę przeczytać.
Mogę wreszcie podsumować. Gra ma ledwie cokolwiek wspólnego z "Transformers".
Nie ma w niej nawet muzyki. Poza tą cześcią.
Nawet wersja na C64 miała motyw przewodni.
Tutaj ciągle ta sama, monotonna muzyka odgrywana jest przez całą grę.
Tylko w czasie walk z bossami jest inna, ale to jedyny wyjątek.
A skoro o bossach mowa, zastanawiam się, czy twórcy gry,
w ogóle wiedzieli cokolwiek o "Transformers".
Czy musieli użyć logo Decepticonów trzykrotnie?
Właśnie tak - ten sam boss występuje trzykrotnie!
A dwa razy bossem był nuklearny orzech makadamia wewnątrz księżyca.
Jakby nie mieli dość Decepticonów do wyboru.
Czy oni w ogóle kiedykolwiek oglądali serial?
Co do Autobotów, nawet wersja na C64 miała sporo do wyboru.
Oczywiście występowały jako tekst na ekranie, ale chociaż istniały.
"Transformers" czy nie, ta gra to po prostu pierdolony *** słabej gry.
Większość poziomów to ciągle to samo, ledwie nieco zmodyfikowana.
A poziom 10, to po prostu poziom 8 od końca.
Ale największy problem to poziom trudności.
Dla kogo była zrobiona ta gra?
Z pewnością nie dla graczy szukających rozsądnego wyzwania.
Ani też dla fanów "Transformers".
Rozczarowuje na obu płaszczyznach.
Czy ktoś jeszcze się zastanawia, czemu ta gra nie została wydana poza Japonią?
Bo nikt inny nie chciałby grać w to pierdolone gówno!
Muszę zrobić, co konieczne.
Jeden pozostanie, jeden musi up...
Ktoś ty?
Jestem Optimus Prime.
Ale nie wyglądasz jak...
Myślałeś, że jesteś taki twardy?
Tłumaczenie: Michał Kozownicki Korekta: Marta Kozownicka