Tip:
Highlight text to annotate it
X
Jesteśmy w Muzeum Sztuki w Portland i patrzymy na pracę Judy Chicago
Pasadena Lifesaver [koło ratunkowe] edycja błękitna #4 z lat 1969-70.
Ponieważ pochodzę z Brooklynu, poznałam Judy Chicago na przyjęciu.
Mam szczęście mieszkać blisko źródła kreatywnego powietrza.
Chwała kobietom-artystkom na przełomie dziejów.
Ta praca powstała tuż po tym jak Chicago zmieniła swój pseudonim z Judy Gerowitz.
To nowy etap, jej nowa osobowość artystki i wyznawczyni
szkoły minimalizmu, aktywnie nadającej znaczenie
w czasach panowania surowego "męskiego" minimalizmu.
Próbuje nadać mu kobiecość. Nadać mu znaczenie.
Na pracy widzimy 4 figury przypominające koła ratunkowe.
W jaki sposób pomogą nam odkrywać kobiecą tożsamość?
- Przyjrzyj się. - Są różowe, fioletowe i błękitne.
Spójrz na wzór. To półprzezroczysty kwadrat
o wymiarach 1,82 m x 1,82 m, podzielony na ćwiartki.
Ćwiartki dzielą się na trójkąty równoboczne,
które tworzą pikowane tło.
Ah, tak, widzę.
Na pierwszym planie widzimy 4 koła ratunkowe
których kolory zmieniają się jak spektrum
od jasnego pastelowego błękitu i fioletu do ciemnego nasyconego fioletu.
Wyglądają jak płatki śniegu.
Tak wygląda przezroczysty kolor na pleksiglasie.
Tu nie chodzi o mętność barwy, ale o przezroczystość światła i koloru
jak prace Flavina w pokoju, w którym zmienia się kolor światła.
Sugeruje nam to geometryczność i kobiecość pod wrażliwością formy.
Są one przy tym delikatne i okrągłe.
Delikatne i okrągłe. Dwa koncepty.
Tradycyjna folkowa forma kiltu.
A może zabawa z konceptem siatki, modernistycznej siatki.
Tak, dokładnie.
- Spójrzmy na pracę kolejnej artystki. - To Lynda Benglis.
Mamy tu czystość i geometryczność jak u Judy Chicago,
a także zaciśniętą i piękną, wybuchową formę
zatytułowaną Omega z 1973 roku.
Oto Lynda Benglis z Nowego Orleanu, kontynująca tradycję Mardi Gras.
Kobieta, która czerpie ze świata.
Te zanurzone w gipisie bandaże służą do stabilizacji złamanych kończyn.
Splata je, przedstawia ich organiczność, przetwarzalność i fizyczność.
To post-minimalizm. Przedstawienie obiektu takim, jakim rzeczywiście jest.
Jak w jej słynnym ogłoszeniu na forum sztuki,
gdzie pojawia się naga trzymając ***
i sprzeciwia się męskiej stronie minimalizmu.
- To ona trzymała ***? - Tak i okulary przeciwsłoneczne.
Zapomniałam o tym obrazku.
To jedna z jej lepszych konfrontacji.
To bardzo konfrontacyjny obraz.
To manifest przeciwko jej przyjacielowi, Robertowi Morisowi.
Wtedy świecące supły zostały pominięte, nikt nie brał ich na poważnie.
Były frywolne. I figlarne...Były jak...
Kobiety. Ciekawe, co gdyby stworzył je mężczyzna?
Czy też odczytanoby je jako frywolne i figlarne?
Coś w tej sztuce przypomina mi późnego Stellę.
Tak, jest jej poprzednikiem i wyraźną inspiracją.
Teraz Frank Stella zajmuje się geometrią o ostrych krawędziach,
przypominającą raczej prace Judy Chicago.
To piękne dzieło, ożywione przez "mżącą" czarną linię
połączoną z błękitem, fuksyną, różem i połyskiem fioletu.
Można to odczytać jako parodię Pollocka.
- Och, jak najbardziej. - Błyskotki rodem z przedszkola.
Właśnie o to chodzi. Znam Lyndę Benglis od 30 lat.
Miałem szczęście pracować przy jej wystawach
według niej błyszczący supeł jest odpowiedzią
na nadwrażliwość w męskiej części świata sztuki, szczególnie w przełomowych
pracach Pollocka. Jak mówiła: "Chciałam odtworzyć jego zamysł i obrazowość
na swój sposób, od nowa."