Tip:
Highlight text to annotate it
X
Pewnie wydawało mu się, że to jest najdłuższa noc świata,
bo aż trudno sobie wyobrazić,
że mogli Go tak długo po tych wszystkich sądach ciągać.
Sądzili Go przez całą noc i potem jeszcze przez poranek.
Wlekli Go od jednego sądu, od jednych oczu do drugich.
Od Annasza do Kajfasza, do Heroda, do Piłata
tak, jakby wszyscy bali się wydać wyrok
i jednocześnie wszyscy bardzo chcieli ten wyrok wydać.
Najgorszym pewnie dla Niego sądem był ten u swoich,
czyli u Annasza i Kajfasza.
To, że Herod nie rozumiał, to jakoś pewnie zrozumiałe,
to, że Piłat w ogóle nie wiedział, o co chodzi, to już zupełnie jasne,
ale to, że ludzie, którzy wierzyli w Boga Jahwe kompletnie nic nie pojmowali,
musiało być dla Niego bardzo trudne.
Tak mi się wydaje, że trwało to całą noc,
bo Bóg wiedział, że to jest coś, co jest właściwe całemu światu,
że ciągle wszyscy na tym świecie się sądzimy,
ciągle wszyscy patrzymy na siebie złym okiem.
Jezus, mam wrażenie, chciał przeżyć całą długą noc,
jakby cały świat, żeby ten osąd przyjąć na siebie,
żeby przypadkiem nie było tak,
żeby ktokolwiek osądzony gdzieś mu się wymknął z rąk.
Chciał wszystkie te oczy, wszystkie te kłamstwa,
wszystkie te zarzuty, wszystkie te fałszywe zeznania
jakby wchłonąć w siebie,
dlatego stał i stał i stał,
dlatego pozwalał się targać po tych różnych sądach.
Dzisiaj w tej stacji usiądźmy z Panem Jezusem, który jest sądzony.
W całej tej scenie z sądu, który się dokonywał *** Panem Jezusem,
a szczególnie właśnie tego sądu wśród swoich,
są takie dwa elementy, które budzą moje ogromne przerażenie.
Pierwszy to ten, kiedy Jezus stoi przed Sanhedrynem,
kiedy stoi przed Kajfaszem i kiedy jest przez długą noc sądzony,
kiedy są przyprowadzani świadkowie, którzy mają fałszywie zeznawać o Nim,
to gdyby się rozejrzeć po tej sali,
a było tam pewnie kilkadziesiąt albo i kilkaset osób,
to ze świadectwa Ewangelii widać, że był tam zupełnie sam.
To jest dosyć dziwne, dlatego, że na taki sąd mógł przyjść każdy.
Każdy Żyd miał prawo wziąć udział w takim sądzie
i miał prawo stanąć w obronie tego, który był sądzony.
Oczywiście, pewnym usprawiedliwieniem jest to, że to się działo w nocy,
że pewnie Kajfasz poinformował jak najmniej osób,
że nie wszyscy wiedzieli, że ten sąd się tam odbywa,
ale mimo wszystko, w tamtym tłumie nie ma po pierwsze żadnego ucznia,
a po drugie, nie ma też żadnego człowieka, który za Jezusem chodził,
nie ma żadnego uzdrowionego, nie ma żadnego wskrzeszonego,
nie ma nikogo, kto by doznał jakiejś łaski od Pana Jezusa,
a wiemy, że takich ludzi były tysiące.
Musiało być coś przerażającego, co siedziało w sercu i głowie Pana Jezusa,
kiedy widział, że są wokół Niego tylko i wyłącznie ludzie,
którzy są Jego wrogami,
że nie ma ani jednego przyjaciela, że wszyscy, którym wyświadczył dobro,
to kiedy przyszło do kulminacyjnego momentu, sobie poszli.
To jest samotność, która przekracza już wszystko.
To jest pierwsza ważna scena w tym sądzie.
Drugie wydarzenie to scena, która się rozegrała przed Annaszem,
czyli tam, gdzie Pan Jezus został zaprowadzony zaraz po swoim pojmaniu.
Jest tam rozmowa między arcykapłanem a Panem Jezusem
z pozoru zupełnie niewinna.
Annasz pyta o uczniów, o naukę Pana Jezusa.
Pan Jezus trochę nie chce odpowiadać tylko mówi, że zawsze publicznie odpowiadał,
zawsze publicznie głosił swoją naukę i można zapytać tych, którzy Go słuchali.
I wtedy nagle ni stąd, ni zowąd do Jezusa podchodzi jeden ze sług Annasza
i bije Go w twarz.
Pan Jezus wtedy odpowiada bardzo dyplomatycznie:
Jeśli powiedziałem coś złego, to udowodnij, a jeśli nie, to dlaczego mnie bijesz.
Jest bardzo spokojny.
To uderzenie nie zrobiło na Nim bardzo wielkiego wrażenia.
Ta scena budzi we mnie zawsze ogromny lęk
dlatego, że ona mi się kojarzy z taką postawą,
kiedy ktoś próbuje podlizać się swojemu przełożonemu.
To jest tak, że ten sługa prawdopodobnie patrzył na Annasza,
zobaczył jakiś budzący się w nim gniew, kiedy Pan Jezus nie odpowiadał
i chciał się przypodobać, chciał pokazać, że on stoi na straży swojego przełożonego,
że on zawsze będzie go bronił, że będzie wyrazicielem jego gniewu.
Dlatego podszedł do Pana Jezusa i Go uderzył.
To jest taka postawa, kiedy ktoś się podlizuje,
kiedy ktoś próbuje zdobyć sobie jakiś poklask, jakąś postawę, jakąś pozycję
kosztem kogoś innego.
Te dwie sceny - ta samotność Pana Jezusa u Kajfasza
i ten bardzo mały człowiek u Annasza - to są dwa takie momenty,
które dzisiaj koniecznie musimy zobaczyć.
Chciałbym, żebyś dzisiaj popatrzył na siebie przez pryzmat tych dwóch wydarzeń.
Po pierwsze, spróbuj zobaczyć w sobie wszystkie te miejsca,
gdzie jesteś względem innych,
a szczególnie względem tych, którzy mają *** Tobą jakaś władzę,
od których coś zależy w Twoim życiu;
wszystkie te miejsca, gdzie jesteś kimś służalczym,
gdzie odkładasz na bok swoją godność, swoje przekonania, swoje myślenie po to,
żeby coś uzyskać, żeby się komuś przypodobać najzwyczajniej w świecie.
To jest pytanie, które szczególnie trzeba sobie zadać w myśleniu o ludziach kościoła.
Sąd *** Panem Jezusem dokonywał się w Sanhedrynie,
czyli wśród ludzi duchownych.
To jest taka cecha,
która jest jedną z bardziej obrzydliwych cech wśród duchowieństwa
i wśród ludzi kościoła, gdzie ludzie podlizują się przełożonym,
podlizują się tym, którzy mają w kościele władzę,
gdzie boją się wystąpić w obronie kogoś, żeby się nie narazić.
Takie rzeczy też dokonują się absolutnie wszędzie.
Wszędzie tam, gdzie pracujemy, gdzie coś od kogoś zależy,
gdzie jesteśmy usłużni, gdzie jesteśmy oślizgle służalczy.
To jest postawa, którą trzeba dzisiaj wyrzucić do kosza,
którą trzeba całkowicie zostawić.
Jezus, stojąc na tym sądzie, nie próbuje nic ugrać, nie próbuje się przypodobać,
nie próbuje przekonać do siebie tych, którzy Go osądzają,
nie próbuje w żaden sposób odsunąć na bok swoich przekonań,
swojej prawdy - prawdy o tym, kim jest, po to, żeby coś uzyskać.
Bądź taki.
Spójrz na Niego i naucz się tego od Niego.
Druga rzecz, którą chciałbym, żebyś zobaczył,
to pewną tożsamość, która się dokonuje między Tobą a Jezusem,
wtedy, kiedy samotny, a szczególnie, kiedy jesteś samotnie osądzony.
We wszystkich tych momentach,
kiedy Ci się wydaje, że wszyscy się na Ciebie patrzą,
że cokolwiek zrobisz, gdziekolwiek się pojawisz,
w jakikolwiek sposób pokażesz sie publicznie,
to ludzie źle o Tobie mówią, to ludzie krzywo patrzą,
to ludzie źle odczytują Twoje intencje,
spróbuj zobaczyć Jezusa, który się w ogóle nie odzywa,
który nie próbuje tego zanegować, który nie próbuje tego wytłumaczyć,
który się nie usprawiedliwia, który nie mówi, że jest inaczej,
tylko stoi spokojny i przyjmuje ten osąd.
Nawet nie chodzi o to, żebyś coś w tym zrozumiał,
tylko popatrz na Niego. Stań razem z nim.
Zobacz, że Bóg jest Ci tak strasznie bliski,
tak bardzo podobny we wszystkich tych momentach,
kiedy wszyscy źle patrzą.
Kiedy to naprawdę zobaczysz, to zobaczysz, że nie ma się czego bać,
że tam w środku patrzy na Ciebie Ojciec,
a On widzi jak jest naprawdę.