Tip:
Highlight text to annotate it
X
fps: 23.976,
total time: 01:37:34
Nie zrozum mnie le, Sue.
Nie mam zastrzeżeń do twojej pracy.
Twój ostatni materiał jest wietny.
Ale miała tu być wczoraj.
Richard, mam jeszcze jednš historię,
którš muszę dokończyć.
- Zawsze jest "jeszcze jedna historia".
- Posłuchaj tego.
Miesišc temu, w północnym terytorium,
pewnego faceta zaatakował krokodyl.
Odgryzł mu nogę i zostawił na pewnš mierć,
100 mil od wiata.
Tydzień póniej, facet wyszedł z buszu
i po prostu zniknšł.
Żadnych wywiadów, żadnych fotek. Nic.
Wytropiłam go.
Ma własnš firmę w Walkabout Creek,
która organizuje safari.
A nazywa się...
Posłuchaj tego:
Michael J. Krokodyl Dundee.
Nawet jeli to prawda,
mogš minšć tygodnie,
zanim go wytropisz.
Już się z nim umówiłam.
Mam zamówiony helikopter w Darwin.
Będę tam wieczorem.
No dobra.
- Strasznie tęsknie za tobš.
- Ja także.
- Uważaj na siebie.
- Nie bój się, przecież jestem z New York!
W roli głównej
"Krokody Dundee"
W pozostałych rolach
Tłumaczenie: Dinderi
dinderi@yahoo.com.au
Zdjęcia
Walter Reilly, Safari Nigdy-Nigdy.
Jestem partnerem pana Dundee.
- Miło pana poznać, panie Reilly.
- Proszę mów mi Walter.
W buszu nie jestemy tacy formalni.
Nie, niech pani pozwoli.
- Siedzisz wygodnie?
- Tak.
Jest mi bardzo przykro,
że nie przyjechał sam pan Dundee,
ale jest w miecie...
Gdzie...
Witam w Walkabout Creek.
Zamówiłem ci pokój
w naszym hotelu. Dobrze?
- wietnie.
- Jest jeszcze jedna sprawa...
Powiedziała, że jeste gotowa
zapłacić $2.500?
Absolutnie. Ale chcę zobaczyć,
gdzie został zaatakowany i jak przeżył.
Zapewniam, że spędzisz tu
kilka wspaniałych dni.
Stawiam 5 baksów każdemu,
kto zmusi Donka, aby to rozlał.
- Co to za show?
- Chłopcy znaleli sobie takš grę.
Donk nigdy nie wylał ani kropli.
Tutaj życie jest twarde.
- A pan Dundee, czy on...
- Nie, on jest zupełnie inny.
Uważajš go tu, za legendę.
Kiedy, siedział na rybach,
aż tu nagle... bęc!
Wyskoczył ogromny krokodyl,
obrócił go, odgryzł mu pół nogi
i cišgnšł pod wodę.
Mick zabił go, oczywicie.
Każdy inny człowiek,
po prostu wywinšłby kopyto i umarł.
Ale nie nasz Mick.
Setki mil,
przez nieskończone,
pełne węży bagna,
na kolanach doczołgał się
prosto do Katherine...
Minšł szpital i skończył na piwie,
w pierwszym pubie.
Ta historia,
jest coraz lepsza, Wally!
Cóż, w buszu
musimy umieć sobie radzić.
Ale wracajšc do legendy...
O Boże!
Dwa piwa, Ida.
Jedno dla mnie,
a drugie dla mojego kumpla.
"Jedno dla twojego kumpla"...
jeste walnięty, Mick!
Moment...
Przepraszam, że cię wystraszył.
Jest wypchany.
Obaj, on i ja.
Michael J. Krokodyl Dundee.
Safari Nigdy-Nigdy.
"Nigdy z nami nie jed,
bo możesz nigdy nie wrócić".
Mam racje, Wall?
Sue Charlton, Newsday.
Tak mylałem, że to ty.
Popilnuj mi Cyryla.
Zatańczę z tš czarujšcš, młodš damš.
Według legendy,
krokodyl odgryzł ci pół nogi.
To lekka przesada.
Raczej wyssał mi malinkę.
Ale doć o mojej nodze.
Pozwól, że opowiem Ci o sobie.
Daleko na północ, na ziemi Nigdy-Nigdy,
w nieprzyjaznej, jałowej krainie
żyje wielki łowca,
zwany Mick Dundee.
Co umie tańczyć,
jak Fred Astaire.
Niezła gadka, nie?
- Jak się nazywa ten klaun?
- Mick Dundee.
Krokodyl złapał gocia
w rzece Rapid.
Co on tam robił?
Tam jest pełno krokodyli!
I mylę, że robił...
Pieprzony kłusownik, co?
Chcę, aby mnie zabrał w miejsce,
gdzie zostałe zaatakowany.
Pokażesz mi,
jak przeżyłe.
No, nie wiem.
Sami, we dwoje, w buszu.
To mogłoby zaszkodzić mojej reputacji.
Hej, Dundee!
Gdzie tu można sobie
postrzelać do krokodyli?
A skšd mam wiedzieć?
Dupki...
Spokojnie.
Przestań Dundee.
Nawet psy tu wiedzš,
że jeste pieprzonym kłusownikiem.
Przepraszam,
ale nie lubię ludzi,
używajšcych brzydkich słów,
w towarzystwie dam.
Brzydkich słów?
I nie wracajcie tu więcej!
Dlaczego nazwał cię
kłusownikiem?
Szukał guza.
Donk, dzisiaj będzie
mój szczęliwy wieczór.
Chcesz mnie walnšć w kichy?
Wal chłopie!
Dalej, Mick.
Skop mu tyłek, Donk!
Przepraszam,
ale normalnie taki nie jest.
Za dużo wypił.
Więc mówisz,
że bywa poważniejszy?
Chciałabym to widzieć.
Wygodnie, panienko?
- Wspaniały kraj.
- Też tak mylimy.
Mam nadzieję, że nie jeste
zamkniętym w sobie twardzielem.
- Nie lubisz mówić o sobie?
- Nie, podrzuć jaki temat.
- Dlaczego "Krokodyl"?
- To był pomysł Wall'a.
Pomylał, że doda koloru
naszej firmie turystycznej.
- Ile masz lat?
- Nie wiem.
- Który mamy rok?
- Nie wiesz?
Czas nie ma tu wielkiego znaczenia.
Aborygeni nie majš kalendarza.
Wychowałem się w tutejszym plemieniu.
Kiedy zapytałem się jednego ze starszych,
kiedy się urodziłem, powiedział:
"Letniš porš."
A co z paniš Krokodyl-Dundee?
Miałem kiedy co w rodzaju żony.
Miła dziewczyna.
Dobra kucharka, wielkie...
Ale poszedłem się poszwędać,
a kiedy wróciłem już jej nie było.
- "Poszwędać?"
- To taki aborygeński zwyczaj.
Wędrujesz po kraju
i odkrywasz nowe miejsca.
- Jak długo cię nie było?
- Kilka miesięcy.
Dokładnie 18.
A ona nie poczekała?
Dziwna dziewczyna.
Włanie.
Z drogi, głupolu!
Jezu...
- To było niesamowite.
- Zwycięstwo ducha *** ciałem.
Stary trik buszmenów.
Wysiadamy.
Zostawiam cię,
w bezpiecznych rękach Mick'a.
Spotkamy się w rodę
w Echo Billabong'u.
2:20.
Lepiej już chodmy.
- 2:20?
- Tak to robimy w buszu.
Proszę się nie martwić,
to najlepszy buszmen tutaj.
I najlepszy uczeń, jakiego miałem
- Jeste gotowa, panienko?
- Bardziej niż kiedykolwiek.
Dobra, to widzimy się w rodę?
W rodę.
- Co jest dzisiaj, Wale?
- Poniedziałek.
Nie wie...
I wszystko mu jedno.
Szczęliwy skubaniec.
- Wszystko w porzšdku, panienko?
- Tak, wietnie.
Jeszcze tylko godzinka do rzeki,
ale jeste kobitkš
wiec zajmie nam dwie.
Robię co mogę.
...bo w porze deszczowej
woda sięga tu szeciu metrów.
Tu przewrócił mojš łód.
A tu wbił zęby.
Jak duży był?
Jakie cztery, może pięć metrów.
I ty tutaj polowałe na krokodyle?
To jest nielegalne.
Ja tylko łowiłem ryby.
- Jak ci się udało uciec?
- Krokodyle nie lubiš wieżego mięsa.
Nie próbował mnie zjeć, od razu.
Złapał mnie i zabrał na karuzelę mierci.
Kiedy krokodyl cię złapie,
cišgnie najpierw na dno
i kręci się wokół własnej osi,
dopóki nie przestaniesz kopać.
Póniej cię zabiera
do swojej kryjówki,
zakleszcza pod skałš,
albo korzeniem pod wodš,
aby ciało skruszało
i była z ciebie dobra potrawa.
Nie był zbyt zadowolony z uchwytu
wiec spróbował go poprawić.
- Wtedy się z nim rozmówiłem.
- Rozmówiłe?
Podobno byłe tu tylko na rybach?
Barramundy to cholernie duże ryby.
Robi się póno.
Znajdę miejsce na nocleg.
- Jeste zamężna?
- Byłam raz. Z prawdziwym buntownikiem.
- Co się stało?
- DomyI się.
Manifestowalimy przeciw
broni jšdrowej,
kobiecej emancypacji,
polowaniom na wieloryby...
Prawdopodobnie teraz protestuje
przeciwko homoseksualnym nazistom.
Zdaje się, że był
bardzo dziwacznym durniem.
Chciał dobrze.
A ty nigdy nie protestowałe?
Zawsze, jak mnie wylejš z knajpy.
Mówię poważnie.
Jaki masz stosunek,
do broni jšdrowych?
- Co sšdzisz o wycigu zbrojeniowym?
- To nie mój interes.
Nie twój interes?
Jak możesz tak mówić?
To jest w każdego interesie.
Trzeba mieć swoje zdanie.
Trzeba mieć głos.
A, kto to tutaj usłyszy?
Racja.
To może co bliższego domu.
Co mylisz o żšdaniach
aborygenów, o zwrot ziemi?
Widzisz,
aborygeni nie posiadajš ziemi.
Aborygeni do niej należš.
Jest jak ich matka.
Widzisz te skały, tam?
Stojš tam od 600 milionów lat.
I nadal tam będš,
kiedy nas już nie będzie.
Więc po co się kłócić,
do kogo należš?
To tak, jakby dwie pchły kłóciły się,
do której z nich należy pies.
A aborygeni,
jak inne boże stworzenia,
chcš mieć prawo do chodzenia
po ziemi i życia w spokoju.
To jest...
- To jest kobra australijska.
- Jest jadowita?
miertelnie.
Niele smakuje,
ale mam po niej wzdęcia.
Jest ich tu więcej?
Może być jeszcze jaka,
zagubiona nocš.
Trzymaj się blisko mnie,
a nic ci się nie stanie.
Prawdopodobnie masz rację,
człowiek powinien mieć swoje zdanie...
Co?
Zdawało mi się,
że co słyszałem.
Nie, to nic.
Dobranoc.
Mick?
To tylko ja.
Niebezpieczne dranie.
To ci miastowi kowboje.
Co zrobisz?
Nic, dlaczego?
Dlaczego?
Strzelajš do kangurów, dla zabawy!
Nie ma zakazu.
Trzymaj głowę nisko.
Zostań tu.
Muszę się wyszczać!
- Potrzebuję się wyszczać!
- Tak i celniejszš strzelbę.
Zamknijcie się!
Powieć tu!
- wiatło!
- Nie widzisz, gdzie lejesz?
Zamknij się!
Nie wieć na mnie, głšbie.
W krzaki!
Patrzcie jaki wielki cwaniaczek.
Hej!
Ma broń!
Kurwa!
Niele, Skipy.
"Pomimo surowego piękna tego kraju,
jest w nim jaka dziwna pustka.
Poczucie ogromnej samotnoci. "
Przecież nie jeste tu sama.
Jeszcze ja tu jestem, nie?
Tak, ale staram się zrozumieć,
jak musiałe się czuć.
Jak ja bym się czuła,
gdybym była tu sama.
Ty?
Sama, tutaj?
Taka miejska kobieta jak ty,
nie przeżyłaby tu pięciu minut, sama.
To jest męski kraj.
Masz rację, jestem tylko "kobitkš".
Idziemy w kierunku tej skały, tak?
Spotkamy się tam, po południu.
Jeli chcesz ić sama,
we ze sobš broń.
Jak będziesz mieć kłopoty,
wystrzel w powietrze.
To jest niebezpieczny koniec.
Naprawdę?
Już dobrze,
już po wszystkim.
Jeste bezpieczna, trzymam cię.
Jest martwy?
Jeli nie, ciężko będzie
obedrzeć go ze skóry.
Miałe rację.
To zdecydowanie nie jest
miejsce dla dziewczyny z miasta.
Kiedy Wal powiedział mi,
że życie w miecie także jest niebezpieczne.
- Żyłe kiedy w jakim miecie?
- Nigdy nie byłem w miecie.
- Żartujesz?
- Nie.
Miasta sš już zatłoczone, tak?
Gdybym ja żył w miecie,
byłoby jeszcze mniej miejsca.
Masz, spróbuj tego.
- Chcesz żebym na to spojrzał?
- To tylko zadranięcie.
Tutaj, zadranięcie może
skończyć się gangrenš.
Spojrzę na to.
Nie wstyd się.
Co znowu?
Chryste Panie! Jak bym żyła
z Davidem Crockettem.
Mick?
Mick! Nie strasz mnie!
Mało się nie osrałem.
A to dobre.
Podkradasz się, kiedy mężczyzna
udziela kobiecie pierwszej pomocy!
Czyli to robiłe?
Nie bój się, to jest mój znajomy,
Neville Bell. Sue Charlton.
Więc co porabiasz w scrub'ie, Nev?
Jestem w drodze na corroborri,
w okolice Jabba.
Straszna nuda.
Ale mój tata by się wkurzył,
gdybym nie przyszedł.
Nev jest prawie mieszczuchem,
ale jego tata jest w starszynie.
Nie sfotografujesz mnie.
Przepraszam. Wierzysz,
że to odbierze ci duszę?
Nie, masz zakryty obiektyw!
Cholera!
Mick, muszę spadać.
- Miło było cię poznać, Sue.
- Żegnaj, Nev.
- Zaraz cię dogonię, Nev.
- Co się dzieje?
Muszę ić z Nevem,
naradzić się w sprawie Pintinjarry.
Mogę ić?
Nie ma mowy.
Kobiety sš tam taboo.
Jak on znajduje drogę
w ciemnociach?
Wyobraża sobie drogę.
Wiele osób twierdzi,
że majš zdolnoci telepatyczne.
Cholera!
Nie cierpię tego buszu!
Skšd wiedziałe?
Masz zdolnoci telepatyczne?
Nie. Mam rozum.
Jeste kobietš, reporterkš,
a to czyni najbardziej zwiadowcze
stworzenie na wiecie.
No tak,
co zrobić.
Ten krokodyl chciał mnie zjeć żywcem.
Wcale się mu nie dziwię.
Mnie to też przeszło przez głowę.
Raz, czy dwa razy.
Dobranoc, Mick.
...bo zajęło mi tydzień,
zanim tu dotarłem.
Mylałem, że już po mnie.
Powiedziałem sobie,
"Chłopie, znajd sobie
wygodne miejsce i umrzyj. "
- Nie bałe się?
- mierci? Nie!
Czytałem kiedy Biblię.
O Bogu, Jezusie
i dwunastu apostołach.
Wszyscy byli rybakami,
tak jak ja.
Tak! Mick Dundee,
poszedłby prosto do nieba.
Tak...
Ja i Bóg
będziemy kumplami.
To jezioro Echo.
Mylę, że to miejsce
uratowało mi życie.
Tu jest woda mineralna.
Dlatego nie ma krokodyli.
- Za to jest tu dużo szamki.
- "Szamki"?
- Jedzenie. Jeste głodna?
- Umieram z głodu.
Zrobię obiad.
Jakš chcesz jaszczurkę?
rednio, mocno wysmażonš?
Chyba się nie spodziewasz,
że to zjem?
To jest wspaniałe.
Spróbuj tych ziemniaków.
Spróbuj tych larw
i mrówek miodowych.
Odgry odwłok, jest bardzo słodki.
Aborygeni je uwielbiajš.
- A ty co będziesz jadł?
- Ja?
No wiesz...
na tym da się żyć,
ale smakuje jak gówno.
Kiedy już wrócimy,
chciałabym żeby pojechał ze mnš?
Po co?
To byłoby wietne
zakończenie artykułu.
Ty i Nowy York.
Przez chwilę mylałem,
że chcesz mnie uwieć.
Jak bym miała.
Miałby co przeciwko?
Przeklęty Wally.
Był tu z dziesięć razy.
Pewnie znów zabłšdził.
Ty i...?
Masz wiatry, czy jak?
Chcę, żeby Mick pojechał
ze mnš do Nowego Yorku.
Mick w wielkim miecie?
Nie ma szans.
Gazeta zapłaci.
Więc... Człowiek powinien
poszerzać horyzonty.
Wszystko w porzšdku?
Tak, w porzšsiu.
Jezu Chryste!
Sue!
Witaj, kolego!
Wyglšdasz absolutnie olniewajšco.
- Witaj w domu.
- Dzięki.
Wezmę to.
Gdzie jest ten facet z lasu?
Rozdzielili nas w urzędzie celnym.
Strasznie się zdenerwował,
gdy chcieli mu zajrzeć do torby.
Tam jest!
Tak więc to jest ten Jim z Dżungli?
Nowy York, panie Dundee.
Dom siedmiu milionów ludzi.
Niesamowite. Siedem milionów ludzi,
którzy chcš żyć razem.
New York musi być
najprzyjaniejszym miastem na Ziemi.
Dzień dobry!
Mick Dundee z Australii.
Jak się masz?
- wietnie, a ty?
- Dobrze.
Jestem tu na parę dni.
Pewnie się jeszcze zobaczymy.
Do zobaczenia.
Dzięki, Gusi.
- Mógłby zabrać bagaże?
- Tak.
To wszystko.
- Dzięki za podwiezienie.
- Nie ma sprawy.
- Z jakiego szczepu jeste, Gus?
- Szczepu? Nie jestem z żadnego szczepu.
- Jeste czarny, prawda?
- Przypuszczam, że tak.
U nikogo w moim szczepie
nie spotkałem takiego samochodu.
Musisz sobie dobrze radzić.
Wrócę taksówkš do biura,
chcesz ić gdzie wieczorem?
- Może do Tacana?
- Tacana? O 7:30?
- Pa.
- Dobra. Stolik dla trzech.
Sir?
W porzšsiu.
Więc, jak ci się podoba?
Jest trochę surowy,
ale dam sobie radę.
Ilu nas tu będzie?
Tylko ty.
Ja mam mieszkanie w centrum.
Przepraszam, Mick Dundee.
Jak masz na imię?
- Angelo.
- Miło mi, Angelo.
Chwileczkę.
Proszę.
- Za ten pokój płaci się z góry?
- Teraz jeste w moim miecie, zaufaj mi.
Poproszę o bezporedni
kierunkowy do Australii.
Powiniene czuć się tu dobrze.
Jest tu telewizor, gdyby się nudził.
Aha, telewizja.
Widziałem to przed laty,
u Darkiego Johnsona.
Tak. To własnie widziałem.
Dobrze.
Dziękuje.
Zapiszę ci numer do Wally'ego
i do mojego biura.
Sue, chod tu,
spójrz na to!
Jakie durnie
ustawiły tu dwie latryny.
Jedno to klozet,
drugie to bidet.
Bidet?
To jest... po tym jak...
no wiesz...
Domylisz się sam.
Do zobaczenia o siódmej.
Do mycia tyłka, tak?
Dzień dobry.
Dzień dobry.
Dzień dobry.
Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Witaj.
Dzień dobry.
Przepraszam.
Dzień dobry.
Cholera!
- Trzymaj się, Mick.
- Dzięki, stary.
- Dzień dobry.
- Tak, sir.
Dobry wieczór,
proszę za mnš.
Witam.
Przepraszam, za spónienie.
Długo czekasz?
Przyjechałem wczeniej,
nie mogšc się doczekać
spotakania z mojš dziewczynš.
Co będziemy pić? Dwa razy wódka Martini.
A co dla ciebie, Krokodylu?
Po proszę dwa razy to samo
i jedno piwo.
Proszę przysłać do naszego stolika.
- Widzę, że jaki czas już tu siedzisz.
- Zjedzmy co.
To będzie dla ciebie co niezwykłego.
Zjesz co,
czego nie musiałe wczeniej zabić.
Możemy?
Dobry wieczór, panie Mason.
Przyprowadził pan przyjaciół.
Proszę za mnš.
Dziękuje.
Prawie już zapomniałem,
jaka jeste sexy.
Będę musiał znaleć jaki sposób,
żeby cię zatrzymać w miecie.
Napewno co wymylimy.
Powinnicie zostać sami.
Przepraszam,
ale nie widzielimy się szeć tygodni.
- Z korzyciš dla was byłoby...
- To jest twoja pierwsza noc w Nowym Yorku.
- Richard i ja chcemy, aby został z nami.
- Tak, absolutnie.
Nowy York nie jest miejscem
dla wiejskiego dżentelmena.
Wprawdzie nie ma tu krokodyli,
ale szybko poruszajšcy się Chevy,
mogłyby z ciebie zrobić miazgę.
Co ty mi robisz?
Umieram z głodu.
"Dziękuje, Roberto,
To przyjemnoć znów cię widzieć. "
"Brawo, mówi pan wietnie po włosku!"
Dziękuje.
Może powinienem zamówić
dla nas wszystkich?
Obawiam się, że nie majš tu
kangurzych steków,
ani grysiku z oposa!
Nie martw się o Micka.
Potrafi zrobić
dobre jedzenie z czegokolwiek.
Nawet, rednio wysmażonš jaszczurkę.
Było pyszne, nie?
A pamiętasz słodkie ziemniaki?
Tak, były przepyszne.
No, to...
To wspaniale.
Proszę, skoro jest naszym gociem,
może zamówi dla wszystkich.
Poczekaj, ja zamówię.
Nie, w porzšdku.
Zmierzę się z tym.
- Włoski, co?
- Tak.
Nie wiem,
jak się to nazywa,
ale chciałbym to,
co je ta tłusta kobitka.
Richard!
W porzšdku?
Nie zdzierżył tego drinka, biedaczek.
Powiedział, że go uderzyłe.
Nie jestemy w Walkabout Creek.
- Sam się prosił.
- To nie jest wytłumaczenie.
- Chyba nie mylisz poważnie, z tym dupkiem?
- Odwal się, Dundee!
Może trochę za dużo wypił.
Richard jest serdeczny,
opiekuńczy, a ja go kocham.
Przepraszam.
Ale chyba będę rzygał.
Boże!
- Pomóc ci?
- Nie, poradzę sobie sama.
Nic mi nie jest.
Jutro mamy bardzo ciężki dzień
więc dobrze się wypij.
Będę z samego rana.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
- Chcę jechać do chlejni.
- Do "Chlejni"? Nie znam.
Do pubu.
Tam, gdzie można się napić.
Chcesz się dołšczyć?
Włanie skończyłem zmianę.
Czemu nie?
Lubisz sobie golnšć?
Żartujesz?
Jestem Włochem!
Przyjacielu, spiję cię,
aż padniesz pod stół.
To może być interesujšce.
Nie, nie chodzi mi
o waszš czarnš wdowę.
Gryziel Australijski zabija człowieka
w osiem sekund, tylko patrzšc.
Tak naprawdę, niebezpieczne sš rekiny.
Te wielkie, jak ten ze "Szczęk".
Jednego złowiłem, jakie 3 tygodnie temu,
rozprułem go i wiecie co znalazłem?
Trzech filipińskich rybaków...
Jeszcze byli w łodzi!
Buzzy! Podejd do nas,
poznam cię z człowiekiem z Australii!
Hej, jak leci?
- Gdzie?
- Tam w dole, brachu?
W dole?
Włanie zdmuchnšłem piankę z kilku.
Wporzo!
Trzymaj tak dalej, bracie!
- Rozdziawiony, jak pijšca jaszczurka.
- Co że powiedział?
Co?
- Jest wporzo!
- Tak. Jestem wporzo.
- Wporzo!
- Wporzo!
Miły z niego goć.
Tutaj jest mój włoski kumpel, Danny!
W samš porę, aby kupił następnš kolejkę.
Co pijesz, Gwendoline?
Przykro mi Mick,
ale muszę ić do domu.
Gdzie mieszkasz, złociutka?
Tuż za rogiem. Mam małe gniazdko,
gdzie żyję całkiem sama.
- Nie teraz.
- Ale większoć czasu, tak.
Nie jest ci smutno?
- Nie brakuje ci męskiego towarzystwa?
- Miło, że pytasz.
Przepraszam, Gwendoline.
Nie odchod, daleko.
Całš noc próbuję ci powiedzieć.
Ta babka, to jest facet!
Facet przebrany za dziewczynę!
- Nie, nie...
- Ciota, na Chrystusa!
Przysięgam.
To był facet!
Facet wyglšdajšcy jak kobitka!
Wszyscy wiedzielicie, skurczybyki!
- Gdzie ja do cholery zostawiłem taksówkę?
- Nie wiem.
Poczekaj tu,
a ja jej poszukam.
Doberek, dziewczyny.
Mick Dundee z Australii.
- Chcesz się zabawić, złotko?
- Zawsze lubię się bawić.
Czy wy panie jestecie zajęte,
zamężne, albo co takiego?
Nie, obie jestemy niezamężne.
To jest Karla, a ja jestem Simone.
Skšd pochodzisz, złotko?
Z Walkabout Creek w Północnym Terytorium.
Prawdopodobnie nie wiecie, gdzie to jest.
Hej! Ja wiem. Ty jeste tym facetem,
o którym czytałam w gazecie.
Człowiek Krokodyl,
czytałam o nim.
Jest jak Tarzan.
Siłuje się z krokodylami, je węże...
Pierwszy raz jeste w Nowym Yorku?
Pierwszy raz, gdziekolwiek.
Więc musimy ci dać
pierwszy raz za darmo.
Tak...
Dać co?
Może poszlibymy do kina
albo potańczyć, albo...
Dziewczęta, pracujecie dzi wieczór,
czy się sojalizujecie?
Hej, kole!
Włanie rozmawiam z paniami.
I włanie zaczynały kumać.
Będziesz całš noc gadał,
czy pukniesz jednš z nich?
Przepraszam, ale jeli
będziecie stać w takim miejscu,
narazicie się na słuchanie
takich spronych rzeczy.
Miło się z paniami gadało.
Daj spokój Danny, nie możesz
prowadzić w tym stanie.
Włanie, dlatego macie tyle wypadków...
Kierownica jest po złej stronie auta!
Z drogi, tępy zwierzu!
Jedziesz niewłaciwš stronš drogi,
ty pelikanie!
"Gdy dam ci swoje serce...
Nie będę miał żadnego,
a ty będziesz mieć dwa... "
Seniore Mick?
Ręczniki dla senior Micka.
To ty, Rosito?
Połóż ręczniki na łóżku, proszę.
Mucho gracias, złotko!
Si, seniore Mick.
Rajuku!
Posłuchaj, Rosito...
Byłem tylko przyjacielsko uprzejmy.
Nie miałem na myli...
Pańskie ręczniki, seniore Mick.
Przez chwilę "obsługa pokojowa"
nabrała całkiem innego znaczenia.
Jednego hot-doga, prosimy.
Z chilli, cebulš,
kapustš kiszonš i paprykš.
- To dla ciebie.
- To się je?
No wiesz, można na tym żyć.
Ale smakuje jak gówno!
Moja torebka!
Złodziej!
Hej, Mick!
Jak się masz, kochanie?
- To ja, Simone!
- Simone...
- Bawisz się dobrze?
- Jak zawsze.
Miła dziewczyna.
Troskliwa, tańczy ze swoim ojcem.
Musimy skończyć z tš niewinnociš
wiejskiego chłopca, Dundee.
Chcę, żeby kogo poznał.
Sue kochanie, już wróciła,
to wspaniale!
- Fran, jak się masz?
- Lepiej być nie może.
Powiedz mi, któż to jest?
To jest Mick Dundee, o którym piszę.
Czy co nie w porzšdku, kochanie?
Cieszę się,
że cię poznałem.
Jest w porzšdku.
On jest z Australii.
Więc, może powinnam
się tam kiedy wybrać.
Kochanie, cieszę się, że przyszła!
Przepraszam.
Chciałem się tylko upewnić.
Dobra.
Przyniosę co do picia.
Niezłe gówno.
- Co jest, kolo? Zapchał ci się nos?
- Tak, mam zapchany nos.
- Znam na to lepszy sposób.
- Lepszy?
Tak.
Tak to robimy u nas.
I naprawdę pomaga.
Teraz, wrzšca woda...
Nachyl się *** tym.
Stary ręcznik na czachę.
Skłoń głowę, w dół.
Wdychaj głęboko.
Dziesięć minut powdychasz
i będziesz jak nowy, w porzšsiu.
Nachyl się.
Skłoń się, stary!
Ta kokaina kosztowała
kilkaset dolarów.
- Co to jest?
- To jest narkotyk. Wcišga się.
- Po co?
- No, masz po tym rubę.
Jakš?
Jakby ci się chciało kichnšć?
Dostałem fotkę, Mick!
Wyglšdam wietnie!
I ja pozdrawiam.
Poczekaj chwile,
Donk chce co ci powiedzieć.
Mick, wypchaj się!
A jak żyjesz,
z tymi Nowojorczykami?
Wspaniali ludzie. Przyjacielscy,
pełni energii, ale trochę dziwni.
Takie sš uroki podróżowania.
Kiedy wracasz do domu?
Jeli dałby sobie sam radę,
chętnie bym tu jeszcze został.
Jasne!
Nie ma problemu.
Czy ma to co wspólnego z
paniš pisarkš?
Jeli chcesz wiedzieć,
ona całuje lepiej niż Donk.
Ty cudaku!
Odezwij się jeszcze.
W porzšsiu, Wale!
No, co powiedział?
Jeszcze chce tam zostać jaki czas
i chce abym wszystkiego dopilnował.
- Masz ogień, brachu?
- Tak, jasne.
Proszę.
I twój portfel!
Mick, daj mu swój portfel.
- Dlaczego?
- Ma nóż.
To nie jest nóż.
To jest nóż.
O, Cholera!
Dzieciaki się wygłupiajš.
Wszystko w porzšdku?
Z tobš zawsze jestem w porzšdku, Dundee.
Boże, to brzmi staromodnie!
Dlaczego zawsze czuję się jak Jane
w komiksie o Tarzanie?
To wydalimy,
jak była z Drugiej Strony.
Przepraszam,
nie mogę zebrać myli.
Sue...
Kiedy była w podróży,
przemylałem kilka spraw.
Już czas na jakie konkretne plany.
Budujesz autostradę, czy owiadczasz się
najlepszej partii w Nowym Jorku?
Witaj, młoda damo.
Czytałem twoje artykuły.
Wyglšda, że na nasz koszt
objechała cały wiat.
Mam nadzieję,
że te pienišdze były tego warte.
Czeć, tato.
Dasz staruszkowi buziaka?
Dzięki Bogu,
że już jeste w domu.
- Powiedziałe już Sue o Niedzieli?
- Włanie próbowałem.
Przyjed do domu weekendowego,
na powitalny obiad.
A teraz Richard mi wyjani, jak to robi,
że prowadzi firmę lepiej niż ja.
I oczywicie we ze sobš
tego Krokodyla Dundee.
Musisz mnie z nim poznać.
"Człowiek Krokodyl"
Mówiła,
że twój ojciec sprzedaje gazety.
Sprzedaje dużo gazet.
Dzięki, Gus.
Cholerne psy sš spuszczone.
Mick?
Miło panienkę znowu widzieć.
Panie Mason.
Wspaniale wyglšdasz.
Simpson, to pan Dundee.
Miło mi cię poznać, Simo.
- Mów mi Mick.
- Mick!
Ojciec panienki oczekuje.
Jest w salonie.
Przepraszam.
- Witaj, kochanie.
- Czeć, tato.
- Richard!
- Sam, miło cię widzieć.
A to oczywici sam, pan Dundee.
Uratował pan życie mojej córki,
jestem pańskim dłużnikiem.
Postaw zimne piwo
i będziemy kwita.
- Macie tu piękny biwak.
- Na głowy nam raczej nie kapie.
Chcę was poznać z kilkoma ludmi.
Drink dla pana Dundee, Patrycjo.
- To jest pani Dawn.
Jak się masz?
Dorothy i Wendell Wainwright.
Z Australii.
- Miło mi, Wendelle.
- Dziękuje.
Czy zajmuje się pan bydłem?
- Tak, przeważnie bawoły.
- Hodujecie je?
- Nie, raczej podrzucamy.
- A jak ci się podoba Nowy York?
Jest tu trochę,
jak w domu wariatów.
Więc mi się podoba,
bo tu dobrze pasuję.
Przepraszam, chciałabym
przedstawić Micka senatorowi Manly.
- Miło było mi cię poznać.
- Do zobaczenia.
- Miły z niego człowiek.
- Tylko trochę dziwne...
Mili ludzie.
Dorothy jest teraz miła,
ale kiedy bywała bardzo nieznona.
- Co się stało?
- Znalazła wietnego terapeutę.
Psychiatrę.
Nie powinienem był wspominać
o tym domu wariatów.
- Nie wyglšda na wariatkę.
- Bo nie jest wariatkš!
Ludzie chodzš do psychiatry,
aby porozmawiać o swoich problemach.
Potrzebowała pogadać.
Chciała się otworzyć.
To ona nie ma żadnych znajomych?
Masz rację. Powinnimy się
więcej spotykać ze znajomymi.
Przypuszczam, że w Walkabout Creek
nie macie żadnych psychiatrów?
U nas, każdy kto ma problem,
rozmawia z Wallym.
On o tym opowie każdemu
w miecie i już jest po problemie.
- Richard, dobrze cię widzieć!
- Wendelle, miło cię widzieć.
Chyba nie byłem przedstawiony twojej córce.
Panie i panowie!
Przyjaciele!
Witaj w domu, Sue!
Jak widzisz wszyscy
cieszymy się, że wróciła.
Ale nikt tak bardzo,
jak ja.
Każdy w tym pokoju wie,
jakim pięknym uczuciem się darzymy.
Sue do nas wróciła.
Dosłownie, wyrwana ze szponów mierci,
przez naszego nowego przyjaciela,
pana Michael'a J. Dundee.
Człowiek, któremu jestem
zobowišzany podwójnie.
Nie tylko za to, że przywiózł
spowrotem kobietę, którš kocham,
ale także za to, że podniósł
sprzedaż naszej gazety!
Sam niedawno mi powiedział:
"Jeste jej wydawcš, nie możesz zabronić,
jej tych niebezpiecznych pomysłów?"
Jako szef redakcji, nigdy nie miałem
szczęcia, móc mieć na niš wpływ.
Ale może będę miał go więcej,
jako mšż.
- Jeli mnie zechce.
- Richard!
Gratuluję.
Życzę dużo pomyInoci.
- Dobra robota.
- Dziękuję.
Sišdę z tyłu, Gus.
Do hotelu, Mick?
Tak. Po drodze,
wejdziemy do nocnego.
Do celów leczniczych?
Dzięki, stary.
Hej!
Uważaj na siebie!
Hej, kole!
- To dla ciebie, brachu.
- Bóg ci wynagrodzi. Uratowałe mi życie.
Hej, Simone!
- Szukasz wrażeń?
- Wzišłem cię za kogo innego.
To jest ten, któremu nie podoba się
przeklinanie przy paniach.
Co jest Australijczyku?
Chcesz poskakać jak kangur?
W porzšdku, Mick?
Wszystko gra, Gus.
W porzšsiu.
Zaczynałem sobie z nimi radzić.
Jeste pewny, że nie pochodzisz
z plemienia Pintinjarra?
Nie, jestem z Harlemskich Watażków!
Wiedziałem, że masz swoje plemię.
Poproszę z pokojem Micka Dundee.
Przepraszam,
ale nadal nie odbiera.
Dzwonił rano,
że dzi kończy swój pobyt.
- Będzie nam go brakowało.
- Dzięki.
Dziękuję panu.
Sie manko, Irving'u.
Jak się masz?
Lepiej być nie może.
Opuszczasz nas, Mick?
Wracasz do domu?
Nie, pomylałem,
że wybiorę się poszwendać.
Porozglšdać się
i trochę poznać Amerykę.
- Na jak długo?
- Ile będzie trzeba.
Jak można najszybciej
wydostać się z miasta?
Jeli szukasz wrażeń,
kawałek dalej jest metro.
Dojedziesz na stację Grand Central.
- Miłego dnia, Oivingu.
- W porzšsiu, brachu.
Dzień dobry, pani.
Na pewno wiesz, co robisz?
Jeszcze nie,
ale muszę się przekonać.
Jeli szukasz Krokodyla Micka,
to wybrał się "poszwendać".
- Pewnie wiesz gdzie?
- Tak, poszedł do metra.
Lepiej się popiesz.
Popilnuj tego.
O, Chryste!
Hej, gdzie się tak pieszysz?
Może chcesz się ze mnš zabawić?
Mick!
Mick Dundee!
Co jest paniusiu?
Muszę porozmawiać z tym panem,
w czarnym kapeluszu.
Hej!
Ta pani chce mówić z tamtym
facetem, w czarnym kapeluszu!
Hej, kole!
Ty w kapeluszu!
Ta pani na drugim końcu
chce z tobš mówić!
Czego chce?
- Czego chce?
- Czego chcesz?
Powiedz mu,
żeby nie wyjeżdżał.
Nie wyjdę za Richard'a.
Powiedz mu, żeby nie wyjeżdżał,
nie wychodzi za Richard'a!
Nie wyjeżdżaj.
Nie wychodzę za Richard'a.
- Dlaczego?
- Nie wiem.
Dlaczego?
Dlaczego?
Powiedz mu,
że go kocham.
Kocham cię!
Kocham cię!
Kocham cię!
Kocham...
- Ona mnie kocha.
- Więc?
Powiedz jej...
Powiem jej sam, idę do niej!
- Idzie tu!
- Idzie tu!
Tu jest za tłoczno,
jestemy cinięci jak owce.
Idę górš...
Przetłumaczył Dinderi
Lekótko pomogła Gaga;- )
Jeli chcesz podziękować,
napisz na: dinderi@yahoo.com.au