Tip:
Highlight text to annotate it
X
Niezly ubaw, przyznaje.
Spytam jednak:
Czemu tworzenie nas nudzi,
a niszczenie bawi?
- Czemu?
- Dobra... to jego ideologia.
Od dawna was obserwuje
i nie pieje z zachwytu.
Kazdy spiety, zastraszony,
zapracowany. Ale co zyskujecie?
Dzieci hoduja
komputerowe zwierzatka,
bo uczymy je
ufac maszynom, nie ludziom.
Nabywamy, konsumujemy,
wydalamy.
Calkowicie mu odbilo.
Swir-samotnik.
To nie tak mialo wygladac.
Zapewniam was,
plan byl inny.
Sadze, ze czas cos zmienic.
A wy?
- Co sie tu dzieje?
- Historia TV.
Zajmijcie go.
Masz swoja pile.
Dobranoc, Ricky.
Przepraszam,
chcemy pogadac w cztery oczy.
Wyjdz na chwile.
- To mój koniec.
- Gdzie miales glowe?
Nie wiem.
Odkad sie pojawil,
mam przechlapane.
Albo ty sie obrazasz,
albo on sie wscieka.
Nie chce tracic posady.
Lubie tu pracowac.
Lubie i umiem sprzedawac.
Tata byl handlowcem.
Wiecznie w trasie.
Silniki Evinrude.
Do lodzi. Objechal cale
jezioro Erie.
Pare razy spedzalem z nim
wakacje.
Lajba byla jego drugim domem.
Na "stick shift" trzymal gumki.
Mial notatki pospinane
spinaczami w specjalny sposób.
I cale pudla czerwonych
cukierków lukrecjowych.
Dobrze sie nam zylo...
do czasu.
Co sie stalo?
Pech.
Przestali jezdzic
na nartach wodnych
po zatrutym jeziorze.
Staral sie nie poddawac,
ale byl natarczywy,
klienci to wyczuwali.
Jakie to dziwne...
Zaczynam widziec w tobie
czlowieka.
O tak... to przemawia:
Zalosny bankrut zyciowy.
Wykorzystaj to.
Do jutra.
Spadaj!
- Jak rozmowa z szefem?
- Dobrze.
- Co powiedzial?
- Nie poda mnie do sadu.
I dal mi 15 minut
na spakowanie.
Dogonimy go na parkingu.
- Kogo? - Szefa.
- To na nic.
Mamy atut w reku.
Kiedy pojawil sie G,
liczba polaczen skoczyla.
Dzwonili z protestami.
Przemówil do nich.
Ale nie wiedzieli, co kupic.
Skok aprobaty o 30%.
Ricky mial racje!
Co mam zrobic?
- Dac szanse maniakowi?
- Któremu maniakowi?
G cos w nich poruszyl.
Ludzie sa spragnieni
szczerosci...
- I duchowosci...
- W telezakupach?
Chcialem powiedziec
"nieszablonowosc".
- Madrosc.
- Celowosc.
Badania wykazuja,
ze ludzie czuja sie winni,
kiedy cos sobie kupuja.
Niech ktos ulzy ich sumieniu.
Popracuje *** jego przeslaniem.
G to klucz do stworzenia
wlasnego image'u sieci.
Prosze o pasmo
o najgorszej ogladalnosci.
Dobrze.
Ale jesli to mnie
w jakis sposób osmieszy,
wylecicie na pysk.
- Zgadzam sie.
- Ja tez.
To wersja robocza.
Ale widac zamysl.
Ambitny jestes.
Przepraszam?
Nie przepraszaj, ja tez.
Ale czego chcesz naprawde?
Nie tego.
Chce zarzadzac siecia.
Oddaj mi wladze.
W ciagu póltora roku
podwoje obroty.
A Kate i Hayman?
Kate jest madra. Jesli zechce,
moze dla mnie pracowac.
Hayman moze dzwonic
i kupowac, jak cala reszta.
Znów sie w to pchamy?
- 1 minuta!
- Gleboki wdech.
- I co? Jestes z nami?
- Masz wrodzony talent.
Powtórzmy.
Tu masz tekst.
Kiedy zapali sie lampka,
czytasz.
- Wez towar w reke.
- 50 sekund!
Bedziemy w rezyserce.
- Masz dar.
- Kocham showbiznes.
- A on kocha ciebie.
- Ale to biznes.
- Blagam...
- Znów milczy.
Towar.
Oto nowy produkt.
Naszyjnik z rozgwiazda.
Wzial go w reke.
Wykonany
z 2-karatowego zlota,
lekki, latwo sie nosi.
Dzieci go uwielbiaja.
Wspanialy na przyjecia.
Naszyjnik z rozgwiazda...
- Czytaj dalej!
- Mam cos lepszego niz wisiorek.
Przypomina mi
- wydarzenie z dziecinstwa.
- To dobre.
Szalal sztorm...
na plazy lezaly
tysiace rozgwiazd.
- Machalas do niego...
- Czekaj.
Mala dziewczynka
zbierala je
i wrzucala do oceanu.
Spytalem: "Czemu to robisz?
Ocalisz tylko kilka,
co za róznica?"
Odpowiedziala mi:
"Dla tej jednej
to wielka róznica".
"Dla tej jednej to róznica",
powiedziala.
I miala racje. Dla rozgwiazdy
i dla niej byla to róznica.
Nawiazaly kontakt.
Na tym polega zycie:
Zyjesz, nawiazujac kontakt.
Ladna historyjka.
Wzruszajace.
Dzieki za uwage.
Pamietajcie: Odrzucajcie,
akceptujcie, idzcie naprzód.
I jeszcze cos.
To mój kumpel
Ricky Hayman.
Skad ma to zdjecie?
Poprosil...
Nie lubi sam siebie,
bo nie dostrzega swoich zalet.
- Zblizenie.
- Zmien kadr!
Nie róbcie zblizenia.
Zblizenie.
- Za pózno.
- Bawi to was?
Dzien kawalarza.
Prosze was o 2 rzeczy.
Jesli go gdzies spotkacie,
powiedzcie mu cos milego,
niech uwierzy w siebie.
Pochwalcie ubiór, fryzure.
"Swietnie dzis wygladasz".
Facet ma niska samoocene.
Osiagnalem dno.
A druga mozliwosc...
przytulcie go.
Teraz dobijam do dna.
Usciskajcie go.
Marzy o tym,
ale do tego nie nawykl.
Nie, nie!
Uwazam, ze jestes naprawde...
dosc wysoki.
- Dzieki za ponizenie.
- Zaraz... popatrz.
Dzis ponizony,
jutro wywyzszony. Spójrz.
- Popatrz na dane.
- Sa prawdziwe?
- Wisiorki?
- Przekonal ich.
Czy wyrzucacie jedzenie?
Nie chcialbys jechac
i gotowa?
Chcesz zachowac
te produkty?
Przywróc im wilgoc...
w Mgielniku.
Silnikowar
pozwoli ci przyrzadzic
bajeczne potrawy.
Minizródelko
spowije twoja pupe
calusem swiezej mgielki.
- Patrz, co zrobil Mgielnik!
- Breje z bananów.
Dodatek spalin zapewnia daniu
unikatowy, intensywny posmak.
Po co suszyc banany?
Mam dla ciebie 2 slowa:
Odpowietrz sie.
Minizródelko.
Najwieksza
ohyda w naszej ofercie.
- Tak trzymaj, Silnikowarze.
- Mniam!
Oto pierwszy dzien
reszty twojego zycia.
Podgrzewacz ma z zycia
wiecej niz ty.
Na twoim miejscu
witalbym kazdy dzien
jak wytesknionego kochanka
i wycisnalbym z niego wszystko.
Pokazcie wyciskarke!
Kitchen-Aid, 79,95$.
Nowy guru telezakupów.
To G. Laczy wyzsze idealy
z nizsza cena.
Odlóz sluchawke i patrz.
Moze sie myle...
ale odnosze wrazenie,
- ze zawarlismy uklad.
- Odnosisz zle wrazenie!
Miales w to wejsc,
gdyby Haymanowi nie poszlo.
Jego G to najwieszy hit
od wynalezienia cyrkonii!
To w was nie budzi
Sherlocka Holmesa?
Facet bez przeszlosci,
bez numeru ubezpieczenia,
prawa jazdy, aktu urodzenia.
G? Co to za imie?
- Czy to nie ciekawe?
- Owszem. Ale legalne.
Filozofia G ma zródlo
w Talmudzie. Czerpie...
...z Koranu, skad pochodza
jego aforyzmy. Jest...
...uczniem Nowego Testamentu.
Religijnosc G to odbicie
nauk Chrystusa.
Byc moze byl nawet klerykiem.
Nic nie zmieniaj.
Mówilem: Wszedzie.
Tak! Wszedzie, na cala strone.
Nie dbam o koszty.
Zapisz to.
Przez tydzien.
Zobaczymy, co bedzie.
ZNACIE GO?
Nagroda za informacje
Czesc, milo cie slyszec.
Sluchaj, siedzimy sobie...
Jest pózno, ale pomyslelismy...
- Ze zechce skoczyc na drinka?
- Wlasnie.
Breakwater?
Swietnie.
- Za pól godziny?
- Bedziemy za pól godziny.
Przemoklam!
I to jak...
Scott mial jednak racje.
- W czym?
- Sliczne palce u nóg.
- Scott byl...
- Chodzilas z nim?
Dawno temu. Przez chwilke.
Wyglada na...
upartego... faceta.
Bardzo sie mna interesowal,
póki mu nie przedstawilam
McBainbridge'a.
Myslisz, ze cie wykorzystal?
Dzieki niemu awansowalam...
Jedno wykorzystalo drugie.
Prawo dzungli.
To byl mily wieczór.
Dla mnie tez.
Do jutra.
Na razie.
Wspaniale sie tanczylo.
Cholera.
Cholera.
Chodzi o G.
Jakas kobieta twierdzi,
ze to jej maz.
Porzucil ja z szóstka dzieci
w Chicago.
- Nie wierze.
- Zwolala konferencje prasowa.
Czas skonczyc te maskarade.
Skrzywdzil mnie i dzieci.
Zobaczylam to...
nie pozwole mu
krzywdzic innych.
Pieknie. Scott, ratuj nas.
Dobra, oto gorzka prawda.
Musimy wyjsc z tego z twarza.
Ricky, Kate, zlozycie rezygnacje.
- G tego nie potwierdzil.
- Znasz ja?
To Grace z Chicago.
Na reku ma Iris,
obok sa Michael i Lloyd.
Przepraszam.
- Dokad?
- Przywitam sie.
Ale urosly!
Po ilu latach ja opusciles?
Co?
Czemu porzuciles rodzine?
Tak bylo. Odszedles.
- To prawda.
- Czemu oklamales Ameryke?
Lle rodzin zniszczyles?
Boisz sie wiezienia?
Zaraz... chwileczke...
Sklamalam!
Sklamalam, dla pieniedzy.
G jest swiety.
To ani mój maz,
ani ich tata.
Szkoda.
Mieszkal u nas pare lat temu
jako przyjaciel.
Pomagal nam.
Tak mi przykro.
Myslalam...
Wiesz, ze ja...
To nic.
Ten...
Powiedzialam mu,
ze znam G.
Dal mi 5000$,
zebym tu przyjechala
i klamala.
Zaplacil mi za klamstwo!
Jestem uboga. Ale tam
stoi wasz zloczynca.
Bez komentarza.
Dajcie mu spokój.
Pan McBainbridge polecil mi
wreczyc Grace 5000$
w imieniu G i naszej sieci.
Plus towary tej samej wartosci.
W tym Opiekacz Gerorge'a
Formana, do kupienia na antenie...
- To chwyt reklamowy?
- Oczywiscie, ze nie.
PUNKT G
Nie przesadziliscie?
To punkt kulminacyjny,
zart, wielkie wydarzenie.
Oto G!
Uszczesliwi was
wiekszy telewizor?
- Tak.
- W niedziele.
- Magnetowid.
- TV, magnetowid...
Odtwarzacz laserowy!
Badzcie w gotowosci.
Nie. Nie widzicie?
Ubiór nic nie znaczy.
Musi byc taki anty?
Wiecie, co jest wazne?
Pokaze wam.
Zapnijcie pasy.
Pokaze wam.
To jest wazne.
Niezastapione.
Kazdy powinien to miec.
To jest dar, który nie nudzi.
Kate jest cudowna. Czemu?
Bo slucha tego, co mówisz.
A to jest wazniejsze
niz TV i VHS.
Prawda?
Nie sluchalam. Co mówiles?
Cudowna, prawda?
Urocza. Wspaniala.
Powiem wam, o co zabiegac,
by odnalezc pelnie szczescia.
Wracamy.
75 lat. Tyle masz szanse
przezyc. 75 zim, 75 wiosen,
75 lat i 75 jesieni. Malo.
Nie marnujcie ich.
Porzuccie wyscig szczurów
i jego plytkie marzenia
i wróccie do tego, co istotne.
Nie kaze wam
wyrzec sie wszystkiego.
Ale szukajcie, kochajcie,
ryzykujcie, zyjcie pelniej,
odkryjcie w sobie te czastke,
która zyje, zamiast sie bac,
kocha, zamiast nienawidzic.
Która rozpoznaje
nasze czlowieczenstwo.
To nic.
Nie przewróc sie,
pokazemy im cos.
Cos arcywaznego.
Tutaj.
Pokaz trawe, Brutus.
Oto odpowiedz.
Oto caly sens.
Zatrzymajcie sie na chwile.
Przyjrzyjcie sie
temu pieknemu, spokojnemu
skrawkowi naszej Ziemi.
Gdziekolwiek teraz jestescie,
wyjdzcie popatrzec na trawe.
Idzcie.
Przyjrzyjcie sie trawie.
Chodz zobaczyc trawe!
Barry, chodz!
Stanowiska bojowe!
Bedziecie krecic na zywo.
Juz! Barry! Gdzie on jest?
Ciecie na ciebie.
Trzymaj wycieraczke.
- Mów o niej.
- Nie chce.
"Spokojny skrawek".
- Nie potrafie...
- Juz!
Zblizenie wycieraczki,
nie mnie.
Barry czeka na planie
z wycieraczka. Pokazujecie jego
- albo wycieraczke!
- Nr 1, Barry, nr 2, mata.
Nie mam talentu!
- I napisy.
- Gotowe.
Odrzucajcie...
Napis.
"Troski".
Teraz G!
Akceptujcie...
Napis!
"Wasze pragnienia".
G!
Idzcie naprzód.
"Do telefonu, by zamówic
wspaniale towary
z oferty sieci Good Buy".
Napis!
Barry!
Dzieki, G.
Ogladacie siec telezakupów
Good Buy...
gdzie trawa jest zawsze
ciut zielensza.
Ale gada!
Tu Kate. Czesc, Mary.
Swietnie, przekaze.
Wycieraczki
ida jak woda.
Juz?
Wspaniala wiesc!
Wycieraczki sie sprzedaja!
Najlepszy makaron z serem,
jaki jadlem.
Kraft to klasyka...
- Milo mi.
- Ale masz dar...
- Dobrze sie czujesz?
- Tak.
Zaraz...
Martwi mnie ten ton.
Co sie dzieje?
Niepokoje sie o G.
Pamietasz pierwsze spotkanie?
Byl radosny, a jego usmiech...
Dzis wyglada na wypalonego.
My tez. Za duzo pracy.
Wlasnie. A popularnosc
jeszcze to poglebi.
Z prostych poczatków
wyrosla wielka superproducja,
cyrk Haymana i Newell,
- z kupletami, prezenterami...
- To zabawa.
Dzisiaj wciskano mi produkty
gorsze niz T-shirty.
Paste serowa, nazwana
na jego czesc...
"G w kremie". To takie zle?
Sam to wymyslilem.
A tasma o nazwie...
"G-string".
Kogo tym krzywdzimy?
Odbiorców jego przeslania?
Watpie.
G? Zamiast wlóczyc sie
przy szosie,
przemawia do Ameryki.
Kto na tym traci? Nikt.
Zarabiamy na tym.
Tak jak sprzedawcy
krucyfiksów,
gwiazd Dawida,
czy kadzidel.
Ludzie kupuja rzeczy,
by zblizyc sie do G.
Kupuja koszulke, mysla,
staja sie lepsi. Nie sadzisz?
- Ja tak.
- Jest róznica.
G robilby to za darmo.
Dajmy mu odejsc.
Nie trzymam go na lancuchu.
- Jest wolny. Co ty mówisz?
- Tak trzeba.
Dam mu najlepsze pasmo.
Pólgodzinny program.
Uwazasz to za zly pomysl?
Nikt nie ma tylu fanów.
Pomysl jest swietny.
Myslalem o tym samym.
To rewelacyjny pomysl.
Program z G i innymi
gospodarzami.
Zeby ewentualnie
mógl sie potem wycofac...
Zwariowales?
To on jest magnesem.
Skad to wahanie?
Chwileczke...
Wiem. I rozumiem.
Obiecalem sie toba zajac,
gdyby to wypalilo i nic.
Na razie. Ale
jesli to wylansujesz
i jesli to wypali, wówczas
wszystkie twoje pragnienia,
wszystkie twoje ambicje
zostana zaspokojone.
Gabinet obok mojego.
Z widokiem na studio.
Wóz.
Dodatki. Premie.
Wszystko bedzie twoje.
A Kate?
Do diabla z nia.
Chcesz produkowac show,
czy nie chcesz?
Kate jest niezastapiona.
Bez niej nie dalibysmy rady.
A warunki mojej umowy
musza byc scisle okreslone,
- poniewaz mówil pan...
- Mówilem tez o umowie z G.
Zalatwiles to?
- Tak. Byl tu.
- Nie widze zadnej umowy.
- Musi podpisac.
- Nie ma czym?
Zmus go!
A wtedy pomówimy o tobie.
Czy lubisz jazz, gospel,
klasyke czy rocka,
znajdziesz odpowiednie
dla siebie brzmienie.
Przeszkadzam?
Uwielbiam
z toba rozmawiac.
Po to przyszlam.
Ricky i ja uwazamy...
Wybacz.
Tak. Doktorze Simon.
Kiedy moge ruszyc
w dalsza podróz?
Chroniczne?
Tak, to chroniczne,
poniewaz...
ze wzgledu na niedobór
wykryty w panskich...
Przepraszam, flegma.
Niedobór w panskich...
en...
delfinach.
Endorfinach!
Przepraszam,
ale tak bazgrze...
Ich liczba...
byla niepokojaco...
niska...
co... by...
swiadczylo...
ze pan... ma...
slabe... serce.
W tej chwili... ja...
obawiam sie...
ze musi pan...
Lezec!
Pan wybaczy,
mówilem do psa.
Obawiam sie, ze w tej chwili
musi pan...
tkwic... w tej okolicy...
przez kilka miesiecy.
A moze do konca swiata.
Taki lekarski zarcik.
Dzwonie, zeby spytac
o zdrowie.
Tak. Wiem,
ze to dla pana zawód.
Kiedy mina upaly, zbadam pana.
Przykro mi. Dzieki.
Do widzenia.
Kupil to?
Chyba tak.
Ale byl przygnebiony.
Tak?
Teraz podpisze umowe.
- O Boze!
- Stój, dokad to?
- G ci ufal, ja tez!
- I slusznie.
Zle zrobilem.
Nie zlosc sie. Daj mi czas.
To nam wyjdzie na dobre.
Oklamales przyjaciela!
Nie chcialem.
Napomknalem szefowi,
ze z czasem powinnismy
zwolnic G, ale od tej umowy
zalezy mój awans.
- Reszta sie nie liczy.
- Histeryzujesz.
Nie zarzucaj mi glupoty.
Powiedz, jak to naprawic.
W sprawie kontraktu Rickiego.
- To pewne?
- Co?
Wieczorny show G.
Hayman bedzie producentem,
jesli nie nawali.
Ricky nie nawali.
To solidna firma.
I o tym chce pomówic.
Odnów z nim umowe.
- Dobrana para.
- Co takiego?
Wszystko dla szmalu,
niszczycie G...
To ty mnie namawialas,
zeby wykorzystac G.
Zaluje tego bledu.
Nie podoba sie?
Powiedzialas swoje.
Ale to moja siec.
Nie pozwole sie pouczac.
Wykreowalem was.
Chodzicie na rozkaz
i sprzedajecie na rozkaz!
Duszy nie sprzedam.
Czekaj!
Nie pomylilam sie co do ciebie!
Ubolewam *** tym!
Kate, tu Ricky.
Umowa?
Na pól roku. Z mozliwoscia
przedluzenia,
jesli dobrze ci pójdzie.
Odlozysz cos na przyszlosc,
albo dasz na dobroczynnosc.
Ty tego chcesz?
Bo jesli tak, popros,
zrobie to.
Mozesz podpisac?
Hayman, co tu mamy?
To jest to, o czym mysle?
A niech mnie, spisales sie.
Niewiarygodne.
Kocham spaghetti,
kocham klopsiki.
Jestem z ciebie dumny.
A oto twoje nowe królestwo.
Za mna.
Prosze.
Stanowisko dowodzenia.
Wszystko gotowe.
Wez byka za rogi
i daj czadu!
Jestem z ciebie dumny.
Kocham spaghetti,
kocham klopsiki.
Nie rozlaczaj sie.
G jest w studiu,
pelna gotowosc.
Ide.
Nr 1- plan ogólny,
nr 2- G,
nr 3- produkt.
Nr 4 w pogotowiu.
- Jestes.
- Jestem.
- Gotów?
- Tak.
1 minuta!
Czekaj. Wiesz co?
Nie wystepuj
w programie.
Opusc studio...
rusz w dalsza podróz.
To nie dla ciebie.
Zrobia z ciebie wielka gwiazde,
oszaleja na twoim punkcie...
Ale idz sobie.
Dwa dni temu
Barry udawal dr. Simona.
Za moim podszeptem.
Masz zdrowe serce.
Wiem, ze jest w porzadku.
Twoje serce tez.
- Wiedziales?
- Od poczatku.
Czemu zostales?
Zeby ci pomóc.
I dlatego, ze cie lubie.
Ale glównie dlatego,
ze mnie rozsmieszasz.
Doszedlem do tego,
ze juz nie mam
ochoty cie udusic, ale...
Uciekaj stad.
Boje sie rozmyslic.
Jestes wspanialy.
Jestem skonczony.
Dobrze.
Prezenter.
Oto "Punkt G"!
Filozofia, wyzyny ducha
i zakupy non stop!
Nr 1. Teraz G.
Facet lubi zaskakiwac.
Jestem Ricky Hayman.
Co to?
Dzieki. G...
to mój przyjaciel.
To wyjatkowa postac.
Wiecie. Dlatego przyszliscie,
dlatego nas ogladacie.
I dlatego
nie pozwolilem mu wystapic.
Chce panstwa przeprosic,
G zgodzil sie wystepowac,
ale musialem go zwolnic.
Poniewaz wiedzialem,
ze bedzie szczesliwszy,
jesli wyruszy
w dalsza podróz.
Nie mialem prawa
go zatrzymywac.
Nie znacie mnie, ale raz w zyciu
chce postapic jak trzeba.
Nie jemu zalezy na ogladalnosci,
slawie, pieniadzach, tylko mnie.
Wezwac ochrone!
Wyprowadzic go!
G chce tylko, bysmy zrozumieli,
jakim darem jest zycie.
- Zdejmijcie sukinsyna z wizji!
- A co pokazac?
- Cokolwiek!
- Niech poszukam...
Sam to zrobie! Dupki!
Nie jestem G...
jestem zwyklym facetem,
ale mysle...
zaczynam rozumiec,
ze poczucie pelni i prawosci
daje nam milosc
do drugiej osoby
i jej milosc do nas.
To bylo moim udzialem.
Ale niedawno to zaprzepascilem.
Ma na imie Kate...
Sprawila,
ze chcialem byc lepszy,
chcialem isc sluszna droga.
Nie posluchalem.
I jest naprawde zaluje,
ze nie zrobilem tego wczesniej.
Nie przyszlo mi to latwo.
Stracilem prace.
Odchodze razem z G.
Wiecie...
Patrzcie.
To pan McBainbridge.
Niech go kamera pokaze.
To mój byly szef.
Zaraz... nie buczcie...
nie jest zly... tylko samotny.
Trzeba go przytulic.
Jesli go spotkacie, ucalujcie.
Buzi w policzek,
to mu pomoze.
Walcza jak misie.
Kochamy pana.
Ja tez pana lubie.
Co?
Niech pan powie,
jestesmy w TV.
- Telefon do Rickiego.
- Przelacz do studia.
Ricky, telefon.
Odebrac?
To nie fair. Chce miec
wlasny program.
- Kate!
- Milo.
Nie potrafilabym
tak obnazyc uczuc.
Gdzie jestes?
Jade do ciebie!
- Zadzwonilabym wczesniej...
- Przerywa.
Gdzie jestes?
- Pod studiem.
- Ide do wejscia.
Co robic?
Za nim.
Przegapisz!
Urocza para.
Dookola.
W lewo... wokól nich.
Pieknie.
Swietnie.
Swietna sprawa.
Swietna sprawa.
Uciekaja. Za nimi!
- Pieknie, nie zgub ich!
- Nie wolno!
Brawo, Ricky.
- Wybacz.
- To nic.
Kocham cie.
A ja ciebie.
Zal sie zegnac.
Czasem strasznie zal.
A czasem...
"Aleluja, spiacy na podlodze
moczopijca w pizamie znika!"
- To byla herbatka?
- Nie wiem.
Moze wrócisz?
Mamy tu wspaniale zimy.
Bedziemy razem,
kiedy o sobie pomyslimy.
Ja co wieczór.
Zal sie zegnac.
Nie chce mówic do widzenia.
Dobre jest lepsze.
Lepsze jest blogoslawione.
Niezly ubaw, przyznaje.
Spytam jednak:
Czemu tworzenie nas nudzi,
a niszczenie bawi?
- Czemu?
- Dobra... to jego ideologia.
Od dawna was obserwuje
i nie pieje z zachwytu.
Kazdy spiety, zastraszony,
zapracowany. Ale co zyskujecie?
Dzieci hoduja
komputerowe zwierzatka,
bo uczymy je
ufac maszynom, nie ludziom.
Nabywamy, konsumujemy,
wydalamy.
Calkowicie mu odbilo.
Swir-samotnik.
To nie tak mialo wygladac.
Zapewniam was,
plan byl inny.
Sadze, ze czas cos zmienic.
A wy?
- Co sie tu dzieje?
- Historia TV.
Zajmijcie go.
Masz swoja pile.
Dobranoc, Ricky.
Przepraszam,
chcemy pogadac w cztery oczy.
Wyjdz na chwile.
- To mój koniec.
- Gdzie miales glowe?
Nie wiem.
Odkad sie pojawil,
mam przechlapane.
Albo ty sie obrazasz,
albo on sie wscieka.
Nie chce tracic posady.
Lubie tu pracowac.
Lubie i umiem sprzedawac.
Tata byl handlowcem.
Wiecznie w trasie.
Silniki Evinrude.
Do lodzi. Objechal cale
jezioro Erie.
Pare razy spedzalem z nim
wakacje.
Lajba byla jego drugim domem.
Na "stick shift" trzymal gumki.
Mial notatki pospinane
spinaczami w specjalny sposób.
I cale pudla czerwonych
cukierków lukrecjowych.
Dobrze sie nam zylo...
do czasu.
Co sie stalo?
Pech.
Przestali jezdzic
na nartach wodnych
po zatrutym jeziorze.
Staral sie nie poddawac,
ale byl natarczywy,
klienci to wyczuwali.
Jakie to dziwne...
Zaczynam widziec w tobie
czlowieka.
O tak... to przemawia:
Zalosny bankrut zyciowy.
Wykorzystaj to.
Do jutra.
Spadaj!
- Jak rozmowa z szefem?
- Dobrze.
- Co powiedzial?
- Nie poda mnie do sadu.
I dal mi 15 minut
na spakowanie.
Dogonimy go na parkingu.
- Kogo? - Szefa.
- To na nic.
Mamy atut w reku.
Kiedy pojawil sie G,
liczba polaczen skoczyla.
Dzwonili z protestami.
Przemówil do nich.
Ale nie wiedzieli, co kupic.
Skok aprobaty o 30%.
Ricky mial racje!
Co mam zrobic?
- Dac szanse maniakowi?
- Któremu maniakowi?
G cos w nich poruszyl.
Ludzie sa spragnieni
szczerosci...
- I duchowosci...
- W telezakupach?
Chcialem powiedziec
"nieszablonowosc".
- Madrosc.
- Celowosc.
Badania wykazuja,
ze ludzie czuja sie winni,
kiedy cos sobie kupuja.
Niech ktos ulzy ich sumieniu.
Popracuje *** jego przeslaniem.
G to klucz do stworzenia
wlasnego image'u sieci.
Prosze o pasmo
o najgorszej ogladalnosci.
Dobrze.
Ale jesli to mnie
w jakis sposób osmieszy,
wylecicie na pysk.
- Zgadzam sie.
- Ja tez.
To wersja robocza.
Ale widac zamysl.
Ambitny jestes.
Przepraszam?
Nie przepraszaj, ja tez.
Ale czego chcesz naprawde?
Nie tego.
Chce zarzadzac siecia.
Oddaj mi wladze.
W ciagu póltora roku
podwoje obroty.
A Kate i Hayman?
Kate jest madra. Jesli zechce,
moze dla mnie pracowac.
Hayman moze dzwonic
i kupowac, jak cala reszta.
Znów sie w to pchamy?
- 1 minuta!
- Gleboki wdech.
- I co? Jestes z nami?
- Masz wrodzony talent.
Powtórzmy.
Tu masz tekst.
Kiedy zapali sie lampka,
czytasz.
- Wez towar w reke.
- 50 sekund!
Bedziemy w rezyserce.
- Masz dar.
- Kocham showbiznes.
- A on kocha ciebie.
- Ale to biznes.
- Blagam...
- Znów milczy.
Towar.
Oto nowy produkt.
Naszyjnik z rozgwiazda.
Wzial go w reke.
Wykonany
z 2-karatowego zlota,
lekki, latwo sie nosi.
Dzieci go uwielbiaja.
Wspanialy na przyjecia.
Naszyjnik z rozgwiazda...
- Czytaj dalej!
- Mam cos lepszego niz wisiorek.
Przypomina mi
- wydarzenie z dziecinstwa.
- To dobre.
Szalal sztorm...
na plazy lezaly
tysiace rozgwiazd.
- Machalas do niego...
- Czekaj.
Mala dziewczynka
zbierala je
i wrzucala do oceanu.
Spytalem: "Czemu to robisz?
Ocalisz tylko kilka,
co za róznica?"
Odpowiedziala mi:
"Dla tej jednej
to wielka róznica".
"Dla tej jednej to róznica",
powiedziala.
I miala racje. Dla rozgwiazdy
i dla niej byla to róznica.
Nawiazaly kontakt.
Na tym polega zycie:
Zyjesz, nawiazujac kontakt.
Ladna historyjka.
Wzruszajace.
Dzieki za uwage.
Pamietajcie: Odrzucajcie,
akceptujcie, idzcie naprzód.
I jeszcze cos.
To mój kumpel
Ricky Hayman.
Skad ma to zdjecie?
Poprosil...
Nie lubi sam siebie,
bo nie dostrzega swoich zalet.
- Zblizenie.
- Zmien kadr!
Nie róbcie zblizenia.
Zblizenie.
- Za pózno.
- Bawi to was?
Dzien kawalarza.
Prosze was o 2 rzeczy.
Jesli go gdzies spotkacie,
powiedzcie mu cos milego,
niech uwierzy w siebie.
Pochwalcie ubiór, fryzure.
"Swietnie dzis wygladasz".
Facet ma niska samoocene.
Osiagnalem dno.
A druga mozliwosc...
przytulcie go.
Teraz dobijam do dna.
Usciskajcie go.
Marzy o tym,
ale do tego nie nawykl.
Nie, nie!
Uwazam, ze jestes naprawde...
dosc wysoki.
- Dzieki za ponizenie.
- Zaraz... popatrz.
Dzis ponizony,
jutro wywyzszony. Spójrz.
- Popatrz na dane.
- Sa prawdziwe?
- Wisiorki?
- Przekonal ich.
Czy wyrzucacie jedzenie?
Nie chcialbys jechac
i gotowa?
Chcesz zachowac
te produkty?
Przywróc im wilgoc...
w Mgielniku.
Silnikowar
pozwoli ci przyrzadzic
bajeczne potrawy.
Minizródelko
spowije twoja pupe
calusem swiezej mgielki.
- Patrz, co zrobil Mgielnik!
- Breje z bananów.
Dodatek spalin zapewnia daniu
unikatowy, intensywny posmak.
Po co suszyc banany?
Mam dla ciebie 2 slowa:
Odpowietrz sie.
Minizródelko.
Najwieksza
ohyda w naszej ofercie.
- Tak trzymaj, Silnikowarze.
- Mniam!
Oto pierwszy dzien
reszty twojego zycia.
Podgrzewacz ma z zycia
wiecej niz ty.
Na twoim miejscu
witalbym kazdy dzien
jak wytesknionego kochanka
i wycisnalbym z niego wszystko.
Pokazcie wyciskarke!
Kitchen-Aid, 79,95$.
Nowy guru telezakupów.
To G. Laczy wyzsze idealy
z nizsza cena.
Odlóz sluchawke i patrz.
Moze sie myle...
ale odnosze wrazenie,
- ze zawarlismy uklad.
- Odnosisz zle wrazenie!
Miales w to wejsc,
gdyby Haymanowi nie poszlo.
Jego G to najwieszy hit
od wynalezienia cyrkonii!
To w was nie budzi
Sherlocka Holmesa?
Facet bez przeszlosci,
bez numeru ubezpieczenia,
prawa jazdy, aktu urodzenia.
G? Co to za imie?
- Czy to nie ciekawe?
- Owszem. Ale legalne.
Filozofia G ma zródlo
w Talmudzie. Czerpie...
...z Koranu, skad pochodza
jego aforyzmy. Jest...
...uczniem Nowego Testamentu.
Religijnosc G to odbicie
nauk Chrystusa.
Byc moze byl nawet klerykiem.
Nic nie zmieniaj.
Mówilem: Wszedzie.
Tak! Wszedzie, na cala strone.
Nie dbam o koszty.
Zapisz to.
Przez tydzien.
Zobaczymy, co bedzie.
ZNACIE GO?
Nagroda za informacje
Czesc, milo cie slyszec.
Sluchaj, siedzimy sobie...
Jest pózno, ale pomyslelismy...
- Ze zechce skoczyc na drinka?
- Wlasnie.
Breakwater?
Swietnie.
- Za pól godziny?
- Bedziemy za pól godziny.
Przemoklam!
I to jak...
Scott mial jednak racje.
- W czym?
- Sliczne palce u nóg.
- Scott byl...
- Chodzilas z nim?
Dawno temu. Przez chwilke.
Wyglada na...
upartego... faceta.
Bardzo sie mna interesowal,
póki mu nie przedstawilam
McBainbridge'a.
Myslisz, ze cie wykorzystal?
Dzieki niemu awansowalam...
Jedno wykorzystalo drugie.
Prawo dzungli.
To byl mily wieczór.
Dla mnie tez.
Do jutra.
Na razie.
Wspaniale sie tanczylo.
Cholera.
Cholera.
Chodzi o G.
Jakas kobieta twierdzi,
ze to jej maz.
Porzucil ja z szóstka dzieci
w Chicago.
- Nie wierze.
- Zwolala konferencje prasowa.
Czas skonczyc te maskarade.
Skrzywdzil mnie i dzieci.
Zobaczylam to...
nie pozwole mu
krzywdzic innych.
Pieknie. Scott, ratuj nas.
Dobra, oto gorzka prawda.
Musimy wyjsc z tego z twarza.
Ricky, Kate, zlozycie rezygnacje.
- G tego nie potwierdzil.
- Znasz ja?
To Grace z Chicago.
Na reku ma Iris,
obok sa Michael i Lloyd.
Przepraszam.
- Dokad?
- Przywitam sie.
Ale urosly!
Po ilu latach ja opusciles?
Co?
Czemu porzuciles rodzine?
Tak bylo. Odszedles.
- To prawda.
- Czemu oklamales Ameryke?
Lle rodzin zniszczyles?
Boisz sie wiezienia?
Zaraz... chwileczke...
Sklamalam!
Sklamalam, dla pieniedzy.
G jest swiety.
To ani mój maz,
ani ich tata.
Szkoda.
Mieszkal u nas pare lat temu
jako przyjaciel.
Pomagal nam.
Tak mi przykro.
Myslalam...
Wiesz, ze ja...
To nic.
Ten...
Powiedzialam mu,
ze znam G.
Dal mi 5000$,
zebym tu przyjechala
i klamala.
Zaplacil mi za klamstwo!
Jestem uboga. Ale tam
stoi wasz zloczynca.
Bez komentarza.
Dajcie mu spokój.
Pan McBainbridge polecil mi
wreczyc Grace 5000$
w imieniu G i naszej sieci.
Plus towary tej samej wartosci.
W tym Opiekacz Gerorge'a
Formana, do kupienia na antenie...
- To chwyt reklamowy?
- Oczywiscie, ze nie.
PUNKT G
Nie przesadziliscie?
To punkt kulminacyjny,
zart, wielkie wydarzenie.
Oto G!
Uszczesliwi was
wiekszy telewizor?
- Tak.
- W niedziele.
- Magnetowid.
- TV, magnetowid...
Odtwarzacz laserowy!
Badzcie w gotowosci.
Nie. Nie widzicie?
Ubiór nic nie znaczy.
Musi byc taki anty?
Wiecie, co jest wazne?
Pokaze wam.
Zapnijcie pasy.
Pokaze wam.
To jest wazne.
Niezastapione.
Kazdy powinien to miec.
To jest dar, który nie nudzi.
Kate jest cudowna. Czemu?
Bo slucha tego, co mówisz.
A to jest wazniejsze
niz TV i VHS.
Prawda?
Nie sluchalam. Co mówiles?
Cudowna, prawda?
Urocza. Wspaniala.
Powiem wam, o co zabiegac,
by odnalezc pelnie szczescia.
Wracamy.
75 lat. Tyle masz szanse
przezyc. 75 zim, 75 wiosen,
75 lat i 75 jesieni. Malo.
Nie marnujcie ich.
Porzuccie wyscig szczurów
i jego plytkie marzenia
i wróccie do tego, co istotne.
Nie kaze wam
wyrzec sie wszystkiego.
Ale szukajcie, kochajcie,
ryzykujcie, zyjcie pelniej,
odkryjcie w sobie te czastke,
która zyje, zamiast sie bac,
kocha, zamiast nienawidzic.
Która rozpoznaje
nasze czlowieczenstwo.
To nic.
Nie przewróc sie,
pokazemy im cos.
Cos arcywaznego.
Tutaj.
Pokaz trawe, Brutus.
Oto odpowiedz.
Oto caly sens.
Zatrzymajcie sie na chwile.
Przyjrzyjcie sie
temu pieknemu, spokojnemu
skrawkowi naszej Ziemi.
Gdziekolwiek teraz jestescie,
wyjdzcie popatrzec na trawe.
Idzcie.
Przyjrzyjcie sie trawie.
Chodz zobaczyc trawe!
Barry, chodz!
Stanowiska bojowe!
Bedziecie krecic na zywo.
Juz! Barry! Gdzie on jest?
Ciecie na ciebie.
Trzymaj wycieraczke.
- Mów o niej.
- Nie chce.
"Spokojny skrawek".
- Nie potrafie...
- Juz!
Zblizenie wycieraczki,
nie mnie.
Barry czeka na planie
z wycieraczka. Pokazujecie jego
- albo wycieraczke!
- Nr 1, Barry, nr 2, mata.
Nie mam talentu!
- I napisy.
- Gotowe.
Odrzucajcie...
Napis.
"Troski".
Teraz G!
Akceptujcie...
Napis!
"Wasze pragnienia".
G!
Idzcie naprzód.
"Do telefonu, by zamówic
wspaniale towary
z oferty sieci Good Buy".
Napis!
Barry!
Dzieki, G.
Ogladacie siec telezakupów
Good Buy...
gdzie trawa jest zawsze
ciut zielensza.
Ale gada!
Tu Kate. Czesc, Mary.
Swietnie, przekaze.
Wycieraczki
ida jak woda.
Juz?
Wspaniala wiesc!
Wycieraczki sie sprzedaja!
Najlepszy makaron z serem,
jaki jadlem.
Kraft to klasyka...
- Milo mi.
- Ale masz dar...
- Dobrze sie czujesz?
- Tak.
Zaraz...
Martwi mnie ten ton.
Co sie dzieje?
Niepokoje sie o G.
Pamietasz pierwsze spotkanie?
Byl radosny, a jego usmiech...
Dzis wyglada na wypalonego.
My tez. Za duzo pracy.
Wlasnie. A popularnosc
jeszcze to poglebi.
Z prostych poczatków
wyrosla wielka superproducja,
cyrk Haymana i Newell,
- z kupletami, prezenterami...
- To zabawa.
Dzisiaj wciskano mi produkty
gorsze niz T-shirty.
Paste serowa, nazwana
na jego czesc...
"G w kremie". To takie zle?
Sam to wymyslilem.
A tasma o nazwie...
"G-string".
Kogo tym krzywdzimy?
Odbiorców jego przeslania?
Watpie.
G? Zamiast wlóczyc sie
przy szosie,
przemawia do Ameryki.
Kto na tym traci? Nikt.
Zarabiamy na tym.
Tak jak sprzedawcy
krucyfiksów,
gwiazd Dawida,
czy kadzidel.
Ludzie kupuja rzeczy,
by zblizyc sie do G.
Kupuja koszulke, mysla,
staja sie lepsi. Nie sadzisz?
- Ja tak.
- Jest róznica.
G robilby to za darmo.
Dajmy mu odejsc.
Nie trzymam go na lancuchu.
- Jest wolny. Co ty mówisz?
- Tak trzeba.
Dam mu najlepsze pasmo.
Pólgodzinny program.
Uwazasz to za zly pomysl?
Nikt nie ma tylu fanów.
Pomysl jest swietny.
Myslalem o tym samym.
To rewelacyjny pomysl.
Program z G i innymi
gospodarzami.
Zeby ewentualnie
mógl sie potem wycofac...
Zwariowales?
To on jest magnesem.
Skad to wahanie?
Chwileczke...
Wiem. I rozumiem.
Obiecalem sie toba zajac,
gdyby to wypalilo i nic.
Na razie. Ale
jesli to wylansujesz
i jesli to wypali, wówczas
wszystkie twoje pragnienia,
wszystkie twoje ambicje
zostana zaspokojone.
Gabinet obok mojego.
Z widokiem na studio.
Wóz.
Dodatki. Premie.
Wszystko bedzie twoje.
A Kate?
Do diabla z nia.
Chcesz produkowac show,
czy nie chcesz?
Kate jest niezastapiona.
Bez niej nie dalibysmy rady.
A warunki mojej umowy
musza byc scisle okreslone,
- poniewaz mówil pan...
- Mówilem tez o umowie z G.
Zalatwiles to?
- Tak. Byl tu.
- Nie widze zadnej umowy.
- Musi podpisac.
- Nie ma czym?
Zmus go!
A wtedy pomówimy o tobie.
Czy lubisz jazz, gospel,
klasyke czy rocka,
znajdziesz odpowiednie
dla siebie brzmienie.
Przeszkadzam?
Uwielbiam
z toba rozmawiac.
Po to przyszlam.
Ricky i ja uwazamy...
Wybacz.
Tak. Doktorze Simon.
Kiedy moge ruszyc
w dalsza podróz?
Chroniczne?
Tak, to chroniczne,
poniewaz...
ze wzgledu na niedobór
wykryty w panskich...
Przepraszam, flegma.
Niedobór w panskich...
en...
delfinach.
Endorfinach!
Przepraszam,
ale tak bazgrze...
Ich liczba...
byla niepokojaco...
niska...
co... by...
swiadczylo...
ze pan... ma...
slabe... serce.
W tej chwili... ja...
obawiam sie...
ze musi pan...
Lezec!
Pan wybaczy,
mówilem do psa.
Obawiam sie, ze w tej chwili
musi pan...
tkwic... w tej okolicy...
przez kilka miesiecy.
A moze do konca swiata.
Taki lekarski zarcik.
Dzwonie, zeby spytac
o zdrowie.
Tak. Wiem,
ze to dla pana zawód.
Kiedy mina upaly, zbadam pana.
Przykro mi. Dzieki.
Do widzenia.
Kupil to?
Chyba tak.
Ale byl przygnebiony.
Tak?
Teraz podpisze umowe.
- O Boze!
- Stój, dokad to?
- G ci ufal, ja tez!
- I slusznie.
Zle zrobilem.
Nie zlosc sie. Daj mi czas.
To nam wyjdzie na dobre.
Oklamales przyjaciela!
Nie chcialem.
Napomknalem szefowi,
ze z czasem powinnismy
zwolnic G, ale od tej umowy
zalezy mój awans.
- Reszta sie nie liczy.
- Histeryzujesz.
Nie zarzucaj mi glupoty.
Powiedz, jak to naprawic.
W sprawie kontraktu Rickiego.
- To pewne?
- Co?
Wieczorny show G.
Hayman bedzie producentem,
jesli nie nawali.
Ricky nie nawali.
To solidna firma.
I o tym chce pomówic.
Odnów z nim umowe.
- Dobrana para.
- Co takiego?
Wszystko dla szmalu,
niszczycie G...
To ty mnie namawialas,
zeby wykorzystac G.
Zaluje tego bledu.
Nie podoba sie?
Powiedzialas swoje.
Ale to moja siec.
Nie pozwole sie pouczac.
Wykreowalem was.
Chodzicie na rozkaz
i sprzedajecie na rozkaz!
Duszy nie sprzedam.
Czekaj!
Nie pomylilam sie co do ciebie!
Ubolewam *** tym!
Kate, tu Ricky.
Umowa?
Na pól roku. Z mozliwoscia
przedluzenia,
jesli dobrze ci pójdzie.
Odlozysz cos na przyszlosc,
albo dasz na dobroczynnosc.
Ty tego chcesz?
Bo jesli tak, popros,
zrobie to.
Mozesz podpisac?
Hayman, co tu mamy?
To jest to, o czym mysle?
A niech mnie, spisales sie.
Niewiarygodne.
Kocham spaghetti,
kocham klopsiki.
Jestem z ciebie dumny.
A oto twoje nowe królestwo.
Za mna.
Prosze.
Stanowisko dowodzenia.
Wszystko gotowe.
Wez byka za rogi
i daj czadu!
Jestem z ciebie dumny.
Kocham spaghetti,
kocham klopsiki.
Nie rozlaczaj sie.
G jest w studiu,
pelna gotowosc.
Ide.
Nr 1- plan ogólny,
nr 2- G,
nr 3- produkt.
Nr 4 w pogotowiu.
- Jestes.
- Jestem.
- Gotów?
- Tak.
1 minuta!
Czekaj. Wiesz co?
Nie wystepuj
w programie.
Opusc studio...
rusz w dalsza podróz.
To nie dla ciebie.
Zrobia z ciebie wielka gwiazde,
oszaleja na twoim punkcie...
Ale idz sobie.
Dwa dni temu
Barry udawal dr. Simona.
Za moim podszeptem.
Masz zdrowe serce.
Wiem, ze jest w porzadku.
Twoje serce tez.
- Wiedziales?
- Od poczatku.
Czemu zostales?
Zeby ci pomóc.
I dlatego, ze cie lubie.
Ale glównie dlatego,
ze mnie rozsmieszasz.
Doszedlem do tego,
ze juz nie mam
ochoty cie udusic, ale...
Uciekaj stad.
Boje sie rozmyslic.
Jestes wspanialy.
Jestem skonczony.
Dobrze.
Prezenter.
Oto "Punkt G"!
Filozofia, wyzyny ducha
i zakupy non stop!
Nr 1. Teraz G.
Facet lubi zaskakiwac.
Jestem Ricky Hayman.
Co to?
Dzieki. G...
to mój przyjaciel.
To wyjatkowa postac.
Wiecie. Dlatego przyszliscie,
dlatego nas ogladacie.
I dlatego
nie pozwolilem mu wystapic.
Chce panstwa przeprosic,
G zgodzil sie wystepowac,
ale musialem go zwolnic.
Poniewaz wiedzialem,
ze bedzie szczesliwszy,
jesli wyruszy
w dalsza podróz.
Nie mialem prawa
go zatrzymywac.
Nie znacie mnie, ale raz w zyciu
chce postapic jak trzeba.
Nie jemu zalezy na ogladalnosci,
slawie, pieniadzach, tylko mnie.
Wezwac ochrone!
Wyprowadzic go!
G chce tylko, bysmy zrozumieli,
jakim darem jest zycie.
- Zdejmijcie sukinsyna z wizji!
- A co pokazac?
- Cokolwiek!
- Niech poszukam...
Sam to zrobie! Dupki!
Nie jestem G...
jestem zwyklym facetem,
ale mysle...
zaczynam rozumiec,
ze poczucie pelni i prawosci
daje nam milosc
do drugiej osoby
i jej milosc do nas.
To bylo moim udzialem.
Ale niedawno to zaprzepascilem.
Ma na imie Kate...
Sprawila,
ze chcialem byc lepszy,
chcialem isc sluszna droga.
Nie posluchalem.
I jest naprawde zaluje,
ze nie zrobilem tego wczesniej.
Nie przyszlo mi to latwo.
Stracilem prace.
Odchodze razem z G.
Wiecie...
Patrzcie.
To pan McBainbridge.
Niech go kamera pokaze.
To mój byly szef.
Zaraz... nie buczcie...
nie jest zly... tylko samotny.
Trzeba go przytulic.
Jesli go spotkacie, ucalujcie.
Buzi w policzek,
to mu pomoze.
Walcza jak misie.
Kochamy pana.
Ja tez pana lubie.
Co?
Niech pan powie,
jestesmy w TV.
- Telefon do Rickiego.
- Przelacz do studia.
Ricky, telefon.
Odebrac?
To nie fair. Chce miec
wlasny program.
- Kate!
- Milo.
Nie potrafilabym
tak obnazyc uczuc.
Gdzie jestes?
Jade do ciebie!
- Zadzwonilabym wczesniej...
- Przerywa.
Gdzie jestes?
- Pod studiem.
- Ide do wejscia.
Co robic?
Za nim.
Przegapisz!
Urocza para.
Dookola.
W lewo... wokól nich.
Pieknie.
Swietnie.
Swietna sprawa.
Swietna sprawa.
Uciekaja. Za nimi!
- Pieknie, nie zgub ich!
- Nie wolno!
Brawo, Ricky.
- Wybacz.
- To nic.
Kocham cie.
A ja ciebie.
Zal sie zegnac.
Czasem strasznie zal.
A czasem...
"Aleluja, spiacy na podlodze
moczopijca w pizamie znika!"
- To byla herbatka?
- Nie wiem.
Moze wrócisz?
Mamy tu wspaniale zimy.
Bedziemy razem,
kiedy o sobie pomyslimy.
Ja co wieczór.
Zal sie zegnac.
Nie chce mówic do widzenia.
Dobre jest lepsze.
Lepsze jest blogoslawione.
Ripped by:
SkyFury