Tip:
Highlight text to annotate it
X
movie info: XVID 720x408 23.976fps 1.4 GB
/SubEdit b.4072 (http://subedit.com.pl)/
Tłumaczenie: SHYLOCK
Korekta: Króliczku
www. kinomania. org
Nick?
Nicole?
Myślałeś, że będę leżeć
jak kłoda?
Nicole Hurley.
Poszukiwana.
Milo Boyd.
Łowca nagród.
była ŻONA - były MĄŻ
24 GODZINY WCZEŚNIEJ
DORWAĆ BYŁĄ
- Bingo!
- Jackpot!
Hej, Sam!
- Chodź no tu, dzwońcu!
- Niespodzianka!
- Nie teraz, Dwight. Jestem zajęty.
- Wisisz kasę mojej szefowej.
Ja wszystkim wiszę.
Mam cię gonić?
- Ręce do góry!
- Spokojnie.
Jestem tu służbowo.
Mamy tu łowcę nagród.
Wziąłbyś się za prawdziwą robotę.
Lepiej ty pocałuj mnie w dupę.
- Twoja matka musi być dumna.
- Też mi obelga.
Nie znam mojej matki.
- Odwróć się, ręce na kark.
- Co?
- Prędzej.
- Jaja sobie robicie.
- Hej, Gary. Dostałeś mojego maila?
- O samobójcy?
Ma siostrę w Atlantic City,
adres na biurku.
- Dzięki.
- Do usług.
Dniem i nocą.
/Nie zapomnij.
/Jutro o 9 w sądzie. Pan Ed.
Kto to jest Pan Ed?
Uważam, że kryminalna przeszłość
jest bardzo sexy.
- Złaź z mojego biurka, Stewart.
- Przepraszam, zapomniałem.
To aresztowanie było śmieszne.
Napaść na funkcjonariusza?
Wolne żarty.
Nie musisz mi mówić.
Znalazłaś coś o tym samobójstwie?
- Nie.
- Bo tak sobie myślałem...
Może powinniśmy to zrobić w duecie?
Współpraca popłaca.
Przy okazji moglibyśmy lepiej się poznać.
Zacieśnić więzy.
Nic nas nie łączy.
Całowaliśmy się
na wigilii firmowej.
Miałam mocno w czubie.
I byłam w dołku.
Było mi wszystko jedno,
ty czy Terry.
Terry dziewczyna,
czy Terry chłopak?
Naprawdę było mi wszystko jedno.
Słusznie.
Najważniejsze, że padło na mnie.
Przepraszam, idę do toalety.
- Tu Jimmy.
/- Mówi Nicole z Daily News.
Nicole?
Kopę lat.
Gdzie się ukrywasz?
W tej chwili w toalecie.
Mógłbyś zasięgnąć języka
w sprawie pewnego samobójstwa?
Facet nazywał się Walter Lilly.
Rivington Street, w nocy 23 czerwca.
...23.
Coś jeszcze?
Na miejscu widziano czarnego SUVa
na kradzionych numerach.
To może mieć związek.
Dobra.
W razie czego dam ci znać.
Dzięki.
Z kim rozmawiałaś?
Stewart!
Co robisz w damskiej toalecie?
Krępowałem się stać przy drzwiach.
To jest mniej krępujące?
Tak.
- Wynocha.
- No co ty?
Daj się zaprosić na drinka.
- Mam randkę.
- Nie powiedziałem kiedy.
Mam randki codziennie do usranej śmierci.
Więc błagam,
przestań mnie nękać.
Miłość jest taka zabawna.
- Cześć, mamo!
/- Dzwonię nie w porę?
Jestem akurat zajęta.
Czekaj, mam pytanie...
Gdybyś miała skoczyć z budynku, to wybrałabyś
drzewa czy betonowy chodnik?
Drzewa byłyby ładniejszym
ostatnim widokiem.
Ale mogłyby złagodzić upadek
i skończyłabyś, jako kaleka.
- Nie chciałabym mieć cię wtedy na głowie.
- A więc beton?
Zdecydowanie tak.
Czemu pytasz?
Stoję na dachu przy Sixth i Rivington,
i zastanawiam...
- Posłuchaj, masz prawo nienawidzić życia...
- Co?
- W twojej sytuacji to zrozumiałe...
/- Mamo!
- Ta cała sprawa z Milo...
- Mamo!
/- Co?
Pracuję *** artykułem.
/- Zadzwonię później.
- Dobrze.
Żeby było jasne:
wszyscy popełniają błędy.
/Wyszłaś za faceta, który doprowadzał cię do szału
/i rozwiodłaś się z tego samego powodu.
Wezmę tego wysokiego brzydala.
Nie życzę sobie więcej
takich telefonów.
Ja bym cię wyciągnął z ***,
gdybyś popadł w tarapaty.
Nie mógłbyś,
bo nie jesteś już gliną.
Czemu "telefonów" w liczbie mnogiej?
Dopiero drugi raz mnie wyciągasz.
"Takich telefonów" brzmi
jakby to było nagminne.
Rozumiem, że o tej
porze roku jest ci ciężko.
Nie wiem, o czym mówisz.
Jest lato.
Kto nie lubi lata?
I rozumiem twoje położenie.
Że pracuję, kiedy chcę, mam wolną
rękę i korzystam z życia?
Rozmawiałeś z nią?
- Z kim?
- Z Katie Couric. A jak myślisz z kim?
- Czemu miałbym z nią rozmawiać?
- Wiesz co?
Powinienem był dać ci
gnić w celi.
Wyluzuj.
- Jest git.
- Wcale nie jest.
Masz doła.
Mi też nie jest przyjemnie,
bo to ja was zapoznałem.
A więc to twoja wina.
Hej, gdzie jesteś?
Miałaś być pół godziny wcześniej.
Dobra, widzę cię.
Wiedz, że nie cierpię być twoim adwokatem.
Dobijasz mnie, do widzenia.
- Cześć, spóźniłaś się.
- Eleganckiej osobie wypada się spóźnić.
To nie żarty.
Zadarłaś z policją.
Jak mogą mnie tak nękać
za małą stłuczkę?
- Zostały nam cztery minuty.
- Poczekaj, muszę odebrać.
Cztery minuty!
To zajmie tylko jedną.
- Halo?
- Tu Jimmy. Mam coś dla ciebie.
To świetnie, słuchaj...
Oddzwonię za godzinę.
Nie! To pilne.
Mogę mieć kłopoty.
Ja też akurat mam coś na głowie.
Dunkin'Doughnuts, Sunset Park
pod wiaduktem, przynieś gotówkę.
Pięć stów, albo sprzedam
to komuś innemu.
- Nie, Jimmy, czekaj!
- Idziemy.
Muszę wykonać
jeszcze jeden telefon.
- Nicole!
- Tylko jeden, przysięgam.
Zaraz przyjdę.
Gdy sędzia nas wywoła,
masz siedzieć obok mnie.
Gdzie jest pańska klientka?
Była tu, Wysoki Sądzie.
To jej się chwali.
Z pewnością zaraz się pojawi.
Za chwileczkę.
A może wyznaczylibyśmy
inną datę rozprawy?
Pańska klientka się nie stawiła.
Wydaję nakaz doprowadzenia do sądu.
Następna sprawa!
Wsiadaj!
Ani drgnij!
Ile aparatów na zęby
mam jeszcze kupować?
- Przecież są bliźniakami!
/- To nie moja wina.
Niech sobie pożyczają.
Śpiąca królewno!
Obślinisz mi kanapę.
Masz chyba własny dom z łóżkiem?
Zaraz przyjdzie Teresa.
- Pewnie chcesz dostać wypłatę?
- Przecież go złapałem, nie?
Mówię jej: "to moje dzieci."
"Powinny jeździć pod namiot ze mną."
- A ona potraktowała to dosłownie.
- Dosłownie jako blagę?
- Masz plany na długi weekend?
- Jak zawsze.
Upijesz się tanią whiskey i
będziesz walił pięścią w ścianę?
Zazdrościsz mi?
Rozumiem, że chcesz mieć wolne.
Zlecę to komuś innemu.
- Co takiego?
- Jest nakaz doprowadzenia.
Ale skoro masz już plany,
znajdę kogoś innego.
Chwilunia, chętnie pochałturzę.
Jestem spłukany.
- Jak zawsze.
- O co ci chodzi?
Obawiam się, że to nie dla ciebie.
To się może źle skończyć.
Ale skoro nalegasz.
- To jakieś jaja?
- Nie.
Aresztowali ją?
Sam tego nie pojmuję. Podobno
nie stawiła się na rozprawę.
Czemu za nią poręczyłeś?
To moja praca,
nie muszę się ciebie pytać.
Jeśli w poniedziałek rano nie będzie jej w sądzie,
mam 50 kawałków w plecy.
Powiadasz, że za wsadzenie mojej byłej
do kicia, mogę dostać 5 tysięcy?
Tak jest.
Mam rozumieć, że to bierzesz?
Jesteś najlepszym kumplem na świecie.
Milo, twój czek.
Ok, oddawaj gumę.
To się nazywa sprawiedliwość dziejowa.
Na pewno nie pokpisz sprawy?
- Czemu miałbym to zrobić?
- Bo chodzi o nią.
Przy niej wysiada ci rozum.
Niech cię o to głowa nie boli.
Cześć, kochanie.
Byłem w okolicy i przypomniało mi się,
że pożyczałem jej pędzle.
Dobra.
Nie stawiła się dzisiaj w sądzie.
Pewnie dostała cynk w pewnej sprawie.
Chciałem żebyśmy razem o tym napisali.
Ponieważ miałem nadzieję,
że to scementuje...
...nasz związek.
Posuwasz ją, Stewart?
- Coś nas łączy.
- To dobre.
Trzymam kciuki.
Nie pyniaj.
Powiedziałam przepraszam.
Kici kici.
Ty nie jesteś Jimmy.
Nie, ale właśnie go szukam.
Pod fotelem?
- Może mogłaby mi pani pomóc?
- Ani mi się śni schylać.
Coś ty za jedna?
- Jestem jego dziewczyną.
- Ty jesteś Laquisha?
Tak, to ja. Laquisha.
Imię mam po cioci.
- Laquisha.
- Dzwonię po gliny.
Nie, nie, nie.
Jimmy ma kłopoty.
Jakie kłopoty?
Pieniądze, prochy?
- Nie wiem.
- Operacja zmiany płci?
Nie wiem dokładnie.
Ale on zaginął.
Ja też miałam kiepski tydzień.
Moja kuzynka Linda
wypadła z promu rejsowego.
To przykre.
Dorosła baba,
a nie umiała pływać.
Rozumiem.
Czy mogłabym się rozejrzeć
w poszukiwaniu wskazówek?
Cała ona.
Najpierw kusi, potem wykorzystuje.
Zaraz, ty jesteś Milo.
Milo, tak?
Opowiada o tobie bez przerwy.
- Naprawdę?
- O tak.
Nie znosi cię.
Ona nie znosi mnie?
Zalazłeś jej za skórę.
Mówi o tobie, że jesteś
samolubny, niedojrzały...
- Ja samolubny?
- ... uparty.
- Niedojrzały?
- Ona tak mówi.
Zapomnij.
Nic nie mam do powiedzenia.
- Jestem po twojej stronie.
- Bez urazy, Damazy.
Nie będzie mi się pętał
pod nogami jakiś gryzipiórek.
A dla ścisłości,
to ja nie cierpię jej.
Więc morda w kubeł
i nie graj mi na nerwach.
Dobra, przepraszam.
/Hotel Borgata, Atlantic City.
/Z kim połączyć?
Jasne, pojechała do matki.
/Audyt. Magazyn dowodów rzeczowych.
/Brakujący towar
/Jimmy, barman od O'Toole'a?
Tak, martwię się o niego.
Był tam jego samochód z rozbitą szybą.
Coś tu nie gra.
Czym się interesował?
/Samobójstwem na Rivington.
/Parę rzeczy tam nie pasuje.
Co na przykład?
/Właściciel auta, który dostał mandat
za złe parkowanie na Rivington tamtej nocy,
/zaklina się, że zostawił wóz na lotnisku.
- Ktoś zwędził tablice rejestracyjne.
- Tak sądzę.
Jak coś mi się obije o uszy,
dam ci znać. A ty...
Uważaj na siebie.
Dobrze.
Dzięki, Bobby.
Więcej różowego.
Mam udawać sikorkę.
Na takiej małej sali lepiej
poskutkowałby gaz bojowy.
Witaj, Kitty!
Milo?
Milo, kochanie.
Niech no cię uścisnę, zięciu.
Kopę lat.
To za bycie gnojkiem
i zrujnowanie życia mojej córce.
- Twojej córce nic nie jest.
- A zatem to za mnie.
Chodź tu.
Nie mogę się pogodzić z tym,
że się rozstaliście.
To ją dobiło.
Jeszcze jak!
Dobrze sobie radzi.
Nikki wydaje się silna i niezależna,
ale w środku jest dziewczynką, spragnioną miłości.
Byliście taką piękną parą.
I rzuciliście to w diabły.
Wasze dzieci wyglądałyby jak aniołki.
Nie żebym pragnęła zostać babcią.
Jesteś dupkiem.
Brakowało mi ciebie, Kitty.
Udam, że ci wierzę.
Szukam twojej córki.
- Tak?
- Wiem, że do ciebie dzwoniła.
Miałyśmy iść na obiad,
ale coś jej wypadło.
Powiedziała, że idzie chłonąć fart.
Nie mam pojęcia, co miała na myśli.
- Halo?
- Słuchaj, masz kłopoty, gdzie jesteś?
W Nowym Jorku.
Nieprawda.
Jesteś tu, na wyścigach.
Ty też tu jesteś?
Skąd wiedziałeś gdzie mnie szukać?
Cześć, Nick.
/Twój eks zna się na znajdywaniu ludzi.
Cześć, Milo.
Co za zrządzenie losu!
Taa, zrządzenie.
Też mi coś!
Co słychać?
Wporzo.
A u ciebie?
Git.
Piękna pogoda.
Wyglądasz super.
Jak w dniu,
kiedy cię poznałem.
Było miło.
Nie wiem, co knujesz, ale ja pracuję.
Pracujesz?
Ja też.
Słyszałam, że wywalili cię z policji.
Interesowałaś się mną?
- Nie.
- Martwiłaś się?
Nie zawracałam sobie tobą głowy.
Trudno ci o mnie zapomnieć.
Zabierz tę girę.
Nie.
Sądziłam, że zachowamy się jak dorośli,
spotykając się pierwszy raz po rozwodzie,
ale tylko jedno z nas jest dorosłe.
Jak powiedziałem, jestem w pracy.
Zajmuję się ściganiem przestępców.
Idiotów, którzy nie stawiają się na rozprawy.
- Zostałeś łowcą nagród?
- Tak.
I przykro mi to mówić,
ale zabieram cię do kicia.
Dobra, poddaję się.
Czyj to był pomysł?
- Moich kolegów z gazety?
- Nie.
Władz stanu Nowy Jork.
Ręce przy sobie.
Myślisz, że gdzieś z tobą pójdę?
Nie gdzieś, tylko do ***.
Cholera, ty nic nie rozumiesz.
Trafiłam na coś bardzo podejrzanego.
Dobra, jak chcesz to
dam ci fory, za stare czasy.
Jestem dorosła, Milo.
10,9,8...
- Naprawdę sądzisz, że będę...?
3,2,1.
Spróbuj jeszcze raz.
Podwójnie solone,
tak jak lubisz.
Pomogę ci.
Czemu się rozłączyłaś?
Taxi!
- Wsiadaj!
- Nie pójdę do więzienia.
Zobaczymy.
Co?
Zastrzelisz mnie?
Nie.
Zastrzelę kierowcę.
- On żartuje.
- Nie żartuję.
Tchórze!
Dobra, porozmawiajmy.
Co masz do powiedzenia?
Nie pozwolę się zapudłować.
Przyjąłem.
Milo, przestań.
Postaw mnie.
Do licha!
Nie wsadzisz mnie do bagażnika!
Nie zrobisz tego!
Zrobię.
Sam mam kilka tatuaży,
ale wciąż zadziwia mnie, jaki ból
ludzie zniosą, żeby się wyróżnić.
Ja tylko pytałem tu i tam.
Przysięgam, że nic nie wiem.
Powinienem ci wydziergać
na powiekach "kapuś".
Albo jeszcze lepiej
"martwy kapuś".
Robiłem to dla jednej dziennikarki.
Mówiła o samochodzie na kradzionych
tablicach i samobójstwie.
Nazwisko?
- Poręczenia, kaucje.
/- Zgadnij, co mam w kufrze?
To ma jakiś zboczony podtekst?
Kto mówi?
To ja, Tereso,
nie poznajesz?
- Daj mi Sida.
- Nie ma go.
Próbuje rozpalić ognisko
na biwaku żarem wściekłości.
Powiedz mu, że ją mam.
Przywiozę ją za dwie godziny
i chcę dostać premię za szybkość.
A ja chcę premię, za przeżycie tygodnia
bez wbicia komuś widelca w oko.
Tydzień jeszcze nie dobiegł końca.
- Mam drugi telefon.
- Ja też mam huk roboty. Pa, pa.
Mówi Milo, przepraszam,
ale nie mogę teraz odebrać.
Milo, wypuść mnie.
Proszę!
Nie. Przy okazji, twój gach,
Stewart, mnie śledzi.
- To nie jest mój gach.
- On twierdzi inaczej.
Ty twierdziłeś, że jesteś
świetną partią i też byłeś w błędzie.
On nie jest w twoim typie.
Proszę cię, Milo.
Nie powinnam była uciekać.
Zaskoczyłeś mnie.
Szczerze mówiąc,
potrzebuję twojej rady.
Jaka szkoda, bo ja nie
kiwnąłbym dla ciebie palcem,
nawet gdybyś była malutkim żółwikiem
gramolącym się przez gorący piach w stronę morza,
a wygłodzona mewa
krążyłaby ci *** głową.
Rozłożyłbym sobie leżak
i sącząc pinacoladę
obserwował jak przyroda
eliminuje słabych i ułomnych.
Halo?
Nick?
Nicole?
Co?
Pamiętasz jak byliśmy
w sobie zakochani?
Tak.
Dzięki temu wiem, kiedy
płaczesz naprawdę, a kiedy udajesz.
Czad.
Halo, tu Nicole Hurley.
/- Hej, to ja, Jimmy.
- Jimmy!
O Boże, myślałam,
że już po tobie.
Gdzie jesteś?
Zostawiłam ci ze 40 wiadomości.
Przepraszam, telefon mi wysiadł.
- Co do tej historii...
- Jimmy! Co się stało pod cukiernią?
Nic, spotkałem kumpla.
Musiałem mu w czymś pomóc.
Przed czy po tym
jak rozwalił ci szybę?
Zatrzasnąłem wewnątrz kluczyki,
zresztą to złom.
Gdzie jesteś?
Brzmi jakbyś siedziała w szafie.
W Atlantic City.
/Byłam w twoim mieszkaniu.
I znalazłam notatkę o towarze,
/skradzionym z magazynu dowodów.
Dlatego właśnie dzwonię.
Ta cała sprawa to strata czasu
dla wszystkich z tym związanych.
Kto jest z tym związany?
Bardzo dobrze.
Jimmy!?
Zrób coś dla mnie.
Sprawdź ostatnie transakcje Nicole Hurley,
134 Perry Street.
Ekstra.
/Kłopoty z anulowaniem
/mandatów za złe parkowanie
Nick?!
- Co ci się stało?
- Milo Boyd walnął mnie z byka.
Gówno mnie to obchodzi.
Oddał pieniądze?
Ray!
Milo Boyd, były glina.
Zwolniony w zeszłym roku
za niedopełnienie obowiązków.
Wisi nam ponad 11 tysięcy.
Od dwóch miesięcy
nie zapłacił ani grosza.
Niedobrze.
Jak mu popuścimy, ludzie pomyślą,
że Irene zmiękła.
Wszyscy przestaną płacić.
Sprowadź go tu
i porachuj mu kości.
Zwróci dług i rozjedziemy się
na długi weekend.
Nie do wiary.
Jak mnie znalazłeś?
Wiedziałem, że dzwoniłaś do matki.
Więc do niej pojechałem.
Pojechałeś do mojej matki?
Ona nie wiedziała gdzie jestem.
Powiedziała, że poszłaś chłonąć fart.
Pamiętam jak twój tata twierdził, że wszystkie
przegrane na wyścigach muszą zostawiać równą ilość farta.
Wiedziałem, że siedzisz w sektorze D,
bo to twoja szczęśliwa litera.
Kto ma szczęśliwe litery?
Nie miałam pojęcia,
że tyle o mnie wiesz.
Jasne, że wiem.
Byłem twoim mężem.
Ale powiem ci, że wolę
być rozwodnikiem.
Jest odjazdowo.
Mam fajną pracę, dobrych kumpli
wystrzałową dziewczynę...
- Dziewczynę?
- Nie wiedziałaś?
Miałem parę przelotnych romansów,
ale chyba w końcu trafiłem na tę jedyną.
Jak ma na imię?
Teresa.
Ponętne ciało, świetnie gotuje...
Bardzo inteligentna.
- Inteligentna striptizerka?
- To nie striptizerka.
A zatem czym się zajmuje Teresa?
- Jest sędziną.
- Co?
W okręgowym sądzie apelacyjnym.
Akurat!
Jak boga kocham.
Naprawdę jest sędziną.
Jak ta, przed którą się nie stawiłaś.
Co za ironia losu.
Dobra, poddaję się.
Nie będę się dalej w to bawić.
Proszę.
- Co to ma być?
- 500 dolarów.
Weź je i wysadź mnie gdziekolwiek.
Kochanie, za ciebie dadzą mi 5 tysięcy.
Przelicz sobie różnicę.
- Ty sobie przelicz.
- Nie.
Jak cię znam,
mógłbyś wziąć te 500 dolarów,
wejść do pierwszego lepszego kasyna
i zamienić je w 5 tysięcy, ot tak.
- Nawet w 10 tysięcy.
- Może 50?
Nie byłabym taka pewna.
- Czemu nie?
- Sądzisz, że byłbyś zdolny?
Jasne.
Tu nie chodzi o pieniądze.
Mam zadanie do wykonania.
Pamiętaj, jak wygrasz,
puszczasz mnie wolno.
Taka jest umowa.
Nie musisz mi mówić.
Nie zapomnę.
Znalazłem was.
Stewart, ależ z ciebie ogier!
Dwight, bądźmy szczerzy.
Dopadnięcie faceta, połamanie
mu kości i obicie mordy...
- wymaga dobrej formy.
- Po co mi to mówisz?
Kiedyś przez ciebie zginę,
bo ruszasz się jak mucha w smole.
Nie jestem powolny.
Dzwoni Irene.
- Tak?
/- Zaparkował przy kasynie Taj.
/- Szukaj niebieskiej Delty 88'.
- Robi się.
Ten chłopak z pubu O'Toole'a
daje mi czasami cynk.
- Wtyka?
- Tak.
Myślę, że wkopał się
w coś niemiłego.
Prosiłam, żeby rozpytał o samobójstwo.
Facet skoczył na główkę z dachu.
Ciekawe.
Samobójcy zazwyczaj skaczą na nogi.
Skąd to wiesz?
Każdy glina to wie.
Skoro każdy glina wie, że
samobójca skoczyłby na nogi,
a ten skoczył na główkę, to czemu
policja orzekła, że to samobójstwo?
Skąd mam wiedzieć?
Zapytaj tego, co spisał raport.
Nicole!
Tu Stewart, uratuję cię.
O boże, zemdlała.
Przebrałeś miarę.
Dobra, mam cię.
Hej.
To Delta 88.
- Tak.
- Niezła bryka.
Dzięki.
Jest moja, jakby kto pytał.
Pokazywali ją na teledysku Ice Cube'a.
Lubi pan klasyczne auta?
Dla mnie największym atutem jest...
Stawiam 500.
Jak to? Stawiasz wszystko?
Co będzie jak przegrasz?
Wracamy do wozu.
Nawet jak przegram,
to i tak wygram.
Dmuchnij.
Zawsze dmuchałaś.
Nie chcesz, żebym wygrał?
Jak wygram, idziesz wolno,
pamiętasz?
Dobra, powoli.
Osiem kawałków, cudownie.
Mówiłam, że ci się uda!
Dobra, spadam, wygrałeś.
Wolnego!
- A ty gdzie?
- Żartujesz?
Taka była umowa.
- Miałeś wygrać pięć i mnie wypuścić.
- Miałem wygrać dziesięć.
Mowa było o pięciu.
W samochodzie powiedziałaś, że
mogę zamienić 500 w 10 tysięcy.
- Ale najpierw powiedziałam pięć.
- Żadnego ale.
Czemu miałbym próbować wygrać 5 tysięcy, skoro
dostałbym tyle za doprowadzenie cię do aresztu?
To bez sensu.
Wiesz, co ma sens?
To, że wychodzę.
- Spadam.
- Nie!
Zostaniesz, póki nie wygram
10 kawałków.
Słowo honoru,
teraz dmuchaj.
Twoje słowo jest gówno warte.
Czekamy!
Nie to nie.
Mogę grać bez ciebie.
Patrzcie.
Milo Boyd ma fart.
Cztery.
Dobra, cztery,
może być cztery.
Dwie dwójki.
Albo trójka i jedynka.
- Albo cztery i zero.
- Zamknij się.
Pewnie, że twoja wina.
Kto powiedział cztery i zero?
Zakpiłaś z bogów hazardu.
A ja poniosłem za to karę.
Od bogów hazardu?
Zwariowałeś?
Żetony, warte 8 tysięcy,
szlag trafił.
- Milo, musisz mnie wypuścić.
- Muszę odzyskać moje pieniądze.
Gdzie ten cholerny pokój?
Ładnie tu.
Cieszę się, że ci się podoba,
bo ty płacisz.
Ja?
Tak.
Zwędziłem ci kartę.
To było podłe.
Ulżyło mi, że wiesz.
Ukradłeś moją kartę kredytową?
Zawsze to samo.
Pożyczam kartę, a ty od razu, że kradnę.
Zawsze wszystko wyolbrzymiasz.
Przestań mi wytykać "zawsze".
Chodziliśmy ze sobą sześć miesięcy.
Małżeństwem byliśmy przez dziewięć.
Razem 15 miesięcy.
Żadne "zawsze".
Nie wiesz, o czym mówisz.
Hej! Co ty wyprawiasz?
Gdzie idziesz?
Ani się waż mnie tak zostawiać!
- Potrącą ci za to.
- Wiesz co?
- Co robisz?
- Co?
Chcesz mnie uwieść?
Tak.
Gdzie chciałabyś mnie dotknąć najpierw?
- Zawsze podobały ci się moje ramiona.
- O tak, twoje ramiona.
W dopasowanej marynarce.
Takie muskularne.
A może moją klatę?
Silną i delikatną jednocześnie.
- Moje usta?
- Twoje usta...
gdy dotykają moich.
A może wolałabyś najpierw dotknąć...
mojego wielkiego,
niebezpiecznego, twardego...
gnata.
Kutas z ciebie.
Tak, ale w dopasowanej marynarce...
Ray chce ci coś pokazać.
Dobra, zaproś kolegów.
Skoro się zebraliście, to wiedzcie,
że mój kolega z akademika jest wspólnikiem
w największej kancelarii prawniczej w Michigan.
Specjalizują się w nieruchomościach.
Zadzwonię do niego maňana.
I dobierze się wam do tyłków.
Wybierz dowolną kończynę
i złam.
Chwileczkę.
Aż tak dobrze go nie znam.
Na studiach chodziliśmy z tą samą dziewczyną.
To kij firmy PING?
- Lepiej ci?
- Owszem.
A kto to w ogóle jest?
Gdzie Boyd?
- To jest Boyd.
- Nie Milo Boyd.
Był w jego aucie.
Nie jestem Boydem.
Tym razem pójdziecie
we dwóch, przygłupy.
Pokojówka.
Proszę.
Dzień dobry.
Pewnie zastanawia się pani
skąd te kajdanki?
W pokoju obok zastałam gościa
w wannie wypełnionej majonezem.
Co kto lubi.
- Pani nie musi myć po nim wanny.
- Słusznie.
Wrócę później.
Czy mogłaby mi pani
podać tamtą torbę?
- Co to było?
- Co proszę?
To.
Muszę iść do toalety.
Jak ci się spało?
- Lepiej niż tobie.
- Zasraniec.
Gdzie się pchasz?
Zostaw mnie samą.
Wolałbym cię przeszukać.
Sądzisz, że schowałam broń w staniku?
Wypraszam sobie.
Po włączeniu, przyłożyć
do skóry, naciskając guzik.
- Z kim tam gadasz?
- Z nikim.
Z kim miałabym gadać w łazience?
Ty coś knujesz.
Wchodzę.
- Jeszcze nie skończyłam.
- Już skończyłaś.
/Nie stawiłaś się na rozprawę?
Podaj mi nazwisko gliniarza,
który podpisał raport o samobójstwie.
Bobby Jenkins.
Bobby?
Na pewno?
Jak wół.
Nie wiesz gdzie się podział Stewart?
Czemu miałabym wiedzieć?
Myślałem, że jesteście razem.
Nie jesteśmy.
Całowaliśmy się tylko raz.
Miałem na myśli współpracę *** artykułem.
- Całowałaś się ze Stewartem?
- Nieważne.
- Podwieźć panią?
- Co?
Tak, proszę.
Co za koszmar.
Nie żeń się.
Mam 17 lat.
Nie mam nawet dziewczyny.
Zbieram pieniądze na studia
Oddałam wszystkie pieniądze
byłemu mężowi.
Nie mam jak ci zapłacić.
- Może mi pani pokazać piersi.
- Co proszę?
Śmiało. Nie mam dziewczyny,
to byłoby miłe.
Pokaż piersi.
Dobra, zatrzymaj się.
Serio?
Z drogi!
Wracaj!
Szef mnie zabije!
Pokaż mu małego.
Ja ci dam krótkie spięcie.
Wsiadaj do auta!
Prędzej!
Naprawdę musisz się wygłupiać?
Już nie będę.
No dalej.
Nie wierzę,
że za ciebie wyszłam.
Nie wierzę, że dajesz się nabrać
na tę starą sztuczkę.
Co?
Co robisz?
Nie nabierzesz mnie.
Cholera.
Nie udaje.
Nicole, wsiadaj, jedziemy.
- To był tylko żart.
- Nie płaczę przez ciebie, głupku.
/Pensjonat pod Kupidynem
Chwała bogu.
Lekarz.
Mam chyba złamaną nogę.
Karmią mnie tylko pączkami.
Duża igła.
Pan jest lekarzem?
Weterynarzem na wyścigach konnych.
Jest najlepszy.
W zeszłym tygodniu usypiał konia.
- Szkapa nic nie poczuła.
- Ja nie jestem koniem.
Ten poczuje.
Trudno się mówi.
Trochę zaboli.
Ale noga już nie będzie dokuczać.
Czy to naprawdę konieczne?
Poraziłaś mnie prądem.
Masz szczęście, że nie wsadziłem cię do bagażnika.
Wygląda jak mega malinka.
Powinienem cię aresztować.
Spróbuj!
Do tego trzeba być prawdziwym gliną.
Twój zawód był
twoim jedynym atutem.
Mogę wrócić do służby,
gdy tylko zechcę.
Jasne.
Wiesz czemu?
Bo jestem w tym dobry.
- Chyba się nie zgodzę.
- Bo co?
Bo nawet nie zauważyłeś
czarnego SUVa, który nas śledzi.
Czemu miałby nas śledzić?
To ten sam, który stał pod Dunkin'Doughnuts,
gdzie miałam się spotkać z Jimmym.
Jest milion czarnych SUVów i
20 razy tyle cukierni w samym New Jersey.
W tą historię, *** którą
pracuję, są zamieszani policjanci.
- W to samobójstwo?
- Mogli porwać Jimmy'ego.
Jimmy mógł mnie wydać.
Pewnie chcą mnie zabić!
Jedyną osobą, która
chce cię zabić, jestem ja.
Milo, uważaj.
Ale materiał!
Tylko ty mogłabyś
się cieszyć w takim momencie.
Zostań tu!
Nie zostawiaj mnie!
- Miałaś zostać w wozie.
- Nie rządzisz mną.
- Zapłacisz mi za te drzwi.
- Proszę bardzo.
W coś ty się wplątała?
Teraz cię to ciekawi?
Jeszcze jak!
Ten gnój skasował mi auto.
Mówiłam, że ktoś mnie śledzi.
Nie słuchałeś?
Nigdy nie słuchasz.
Mówiłaś, że ktoś skoczył z dachu.
To był pracownik magazynu
dowodów rzeczowych NYPD.
Miał lęk wysokości.
A oni stwierdzili samobójstwo?
Opowiesz mi wszystko
w drodze do pierdla.
- Nie mówisz poważnie.
- Założysz się?
Bobby podpisał ten raport.
Co?
Bobby był policjantem, który
podpisał się pod samobójstwem.
Uważaj.
Stąpasz po cienkim lodzie.
- To także mój przyjaciel.
- Z tej przyjaźni go oskarżasz?
Nie oskarżam, tylko stwierdzam fakt.
Mówisz, że kogoś lubisz,
a potem nagle go skreślasz.
- Tu nie chodzi o nas.
- Bobby.
- Bobby prowadził cię do ślubu.
- Wiem i będę zdruzgotana.
Ale nie mam zamiaru
chować głowy w piasek.
Nie widzisz dalej niż
koniec własnego nosa.
Co to ma znaczyć?
Znajdę tego drania i udowodnię,
że Bobby jest niewinny.
Nie ma numeru VIN ani rejestracji.
To robota zawodowca.
Mam kubek do kawy
z imieniem Earl.
Może to nie jego?
Tylko tyle znalazłaś?
Więcej niż ty, Kojaku.
- Mam kije.
- I co z tego, że gra w golfa?
Nie sądzę, żeby on grał.
Nie widać śladu użytkowania.
Poza tym, to kije
dla leworęcznych.
A ten, co strzelał,
był praworęczny.
- Wszystkie kieszonki są puste.
- Co z tego?
Golfiści zwykle
upychają tam, co się da.
Czemu więc jest członkiem
klubu golfowego?
Dobre pytanie.
Dlatego je zadałam.
Naprawdę dobre pytanie.
Dobra, robimy tak:
Chcemy zostać członkami klubu,
i jesteśmy przyjaciółmi Johna.
- Jakiego Johna?
- Po prostu Johna.
Nikt nie pyta o nazwisko.
- Sprytnie.
- Dziękuję. To zawsze działa.
Muszę wymyślić nam zawody.
Czemu nie mogę być tym,
kim jestem?
Łowcą nagród?
To elegancki klub, a nie mordownia.
Tak mi przykro, mamy dziś uroczystość
tylko dla członków klubu.
Z okazji 4 lipca.
To już 4 lipca, kochanie.
- Coś podobnego, kochanie.
- No właśnie.
John twierdził, że możemy
się przyłączyć.
John?
Jest członkiem klubu.
Chyba zna pani Johna?
- Wszyscy znają Johna.
- Wielkiego Johna.
Nie wydaje mi się, żebyśmy
znali tu jakiegokolwiek Johna.
- To dziwne, kochanie.
- To zawsze działa?
Chwileczkę. Czy chodzi o Jacka Willeta?
Jego prawdziwe imię brzmi John.
- Tak, Wielki John Jack Willet.
- Jak mogłem zapomnieć?
Po tylu latach pracy z Johnem, zapominam,
że mówią na niego Jack.
A więc pan też jest w Senacie?
- Tak.
- Z którego stanu?
- Oklah...
- Kans...
Z Kansas.
Co za przyjemność, Panie
Senatorze i pani Boyd.
Poszukam kogoś,
żeby państwa oprowadził.
Nasz klub pęka od sław.
- Ja byłam modelką.
- Doprawdy?
Jak dawno temu?
Może poszuka pani
naszego przewodnika?
Proszę poczekać.
Zaraz wracam.
Rozdzielmy się, ja pójdę na korty
i basen. A ty na pole.
Będziesz biegać i pytać
kto zna Earla?
A masz lepszy pomysł?
Patrz i ucz się.
Chcesz poznać wstydliwe
sekrety country clubu,
zapytaj właściwych ludzi.
Czyli kogo?
Personel.
Cześć, jak leci?
Czy ktoś z panów zna Earla?
Szybciej nie potrafisz?
- Chłopak jest 20 lat młodszy ode mnie.
- Wsiadaj.
Jeśli dasz mi siąść za kółkiem.
- Co to niby ma znaczyć?
- Jesteś marnym kierowcą.
Jestem wspaniałym kierowcą.
Nie czas na fochy, wsiadaj!
Gdzie on się podział?
Zna to pole lepiej niż my.
Tam jest!
Za nim!
Nie zdążę zahamować.
- To nie była moja wina.
- Ja nic nie wiem.
Nic nie wiem o
pieniądzach i narkotykach.
Nie pytałem o pieniądze i narkotyki.
To dobrze, bo ja nic nie wiem.
- To dlaczego uciekałeś?
- Ja tylko odkładam na studia.
Dobra, na skuter wodny.
- Kim jest Earl?
- Grywa tu czasem z grubymi rybami.
Co kilka miesięcy umawia się na partyjki,
ale nie odróżnia główki od trzonka.
- Jak ma na nazwisko?
- Ja nic o nim nie wiem.
Rusz głową, studenciku
i przypomnij sobie.
Zabij mnie, nie wiem.
Daje napiwki po sto dolców.
- I zafundował mi tatuaż.
- Tatuaż?
Tak, wysłał mnie do salonu w Queens.
Blue Ink.
Może ma tam udziały?
- Studio Tatuażu Blue Ink.
/- Poproszę Earla.
Nie ma go.
- Mamy go.
- Powiedz, że dzwoni Walter Lilly.
Proszę mu powiedzieć,
że dzwonił Walter Lilly.
Dobrze, Walter Lilly.
Dzięki.
Dobra robota, detektywie.
- Masz coś...
- Co?
Na szyi.
- Jakiś farfocel ze stawu.
- Zdejmij go!
To wszystko?
Wywal to.
Zachowam to sobie.
Zasuszę w książce.
Na pamiątkę wyjątkowego
dnia we dwoje.
Nie śmiej się,
naprawdę dobrze nam idzie.
Jesteśmy o włos od rozwiązania
zagadki morderstwa,
o którym nikt nawet nie wiedział.
O wilku mowa.
Hej, Bobby, co słychać?
Musisz zjechać z autostrady
i to natychmiast.
Ruch w godzinach szczytu to zmora.
Szuka cię połowa glin w New Jersey.
Druga połowa szuka twojej byłej żony,
która ponoć jest poszukiwana,
o czym nie miałem pojęcia.
Podobno, co dzieje się w Jersey,
zostaje w Jersey.
Gdzie dokładnie jesteś?
Może powiem ci później przy piwie.
Pogadamy o starych czasach.
Mogę cię ochronić, pod warunkiem,
że zrobisz to, co mówię.
Ukryj się i nie wychylaj nosa.
Mówi, że mamy się ukryć.
Ja mu wierzę.
Jesteśmy na pustkowiu.
Wiem gdzie pojedziemy.
Tutaj?
Nie lepiej do zwykłego hotelu?
Zadekujemy się tu
i postanowimy, co dalej.
Myślisz, że nas pamiętają?
Nie sądzę.
Tylu nowożeńców się tu przewinęło.
Witam.
Niemożliwe!
Edmund!
Zobacz kto to!
Jednak nas pamiętają.
Kogo ja widzę?!
Widujemy tu dużo par, ale wy dwoje...
Nigdy nie widzieliśmy drugiej pary
tak w sobie zakochanej.
Do tej pory was wspominamy.
Jesteście wymarzonymi gośćmi
Pensjonatu pod Kupidynem.
Damy wam najlepszy pokój.
Ile to minęło?
Trzy lata.
Aż trzy lata?
Pamiętam jak przez mgłę.
Wróciliście tu na rocznicę!
Zadam wam moje ulubione pytanie.
Jak podsycacie żar waszej miłości?
Muszę przyznać, że
z natury nie jestem romantykiem.
To prawda.
Nigdy nie daję
kartek ani kwiatów.
Ani żadnych innych prezentów.
Dla Milo najlepszą urodzinową
niespodzianką jest nierobienie niczego.
Natomiast Nicks za Chiny
nie powie "kocham cię".
To musi być prawdziwa miłość.
Dwoje ludzi, którzy znają
swoje wady i słabości,
i tym bardziej się kochają.
Szambo znowu wybiło.
Zadzwonię po hydraulika.
Nie, kochanie,
to chyba nasi goście.
Wjechaliśmy autem do stawu.
Ona prowadziła.
Chodźcie się odświeżyć.
Zaraz podamy kolację.
W pokoju są ręczniki
i wszystko, co trzeba.
Co ci się stało w szyję?
Poraziła mnie prądem.
Poraziła go prądem.
A to dobre.
- Co?
- Ta cała sytuacja.
Nie wiem czy śmiać się, czy płakać.
Pooglądaj się w tej sukience,
to się poryczysz.
Powiedział facet niezdecydowany na
kolor koszuli, więc założył każdy.
Pamiętasz jak złamaliśmy to...
Pamiętam, choć staram się to wyprzeć,
szczerze mówiąc.
- Naprawdę, i jak ci z tym?
- Z byciem szczerym?
Z wyparciem.
Świetnie.
Aż do tej pory.
- Czemu ludzie to robią?
- Co?
Wypierają się tego,
że zawiedli w związku.
Czemu nie przyznają się do błędu?
Kogo masz na myśli?
Nie wiem.
Ciebie, mnie...
Wszystkich.
Może wszyscy się boją, że
przyznanie się do błędu jest oznaką słabości?
W takim razie się mylą.
Dla mnie to oznaka dojrzałości,
nie sądzisz?
Jak najbardziej.
Życie polega na robieniu błędów.
A śmierć na żałowaniu,
że nie zrobiło się ich więcej.
Właśnie na to wpadłem.
No proszę.
Wznoszę toast za nasz wielki błąd.
- Za twarde lądowanie na dupie.
- I chęć zrobienia wszystkiego jeszcze raz.
Co masz na myśli?
O co pytasz?
Przyznałaś, że zrobiłaś błąd.
Bo zrobiłam.
A więc się zgadzamy?
Ty też zawiniłeś.
Tak, oboje popełniliśmy wielki błąd.
Pobierając się.
No tak.
I biorąc rozwód.
To ja nawaliłem.
I przepraszam.
Czasami myślę, że
to wszystko moja wina.
To szaleństwo.
Brakuje mi tego.
- Czego?
- Tego.
Nas, ciebie...
Przecież ty mnie nawet nie lubisz.
Żartujesz?
Oczywiście, że cię lubię.
Co ci chodzi po głowie?
Nic.
Kłamiesz.
To najmilsze, co o mnie
dotychczas powiedziałeś.
/- Cześć, to ja.
- Steve?
Nicole, twoja córka.
Kto to jest Steve?
Drag Queen, występuje w soboty.
Co słychać, kotku?
Mamo, poradź mi.
Jestem w łazience,
w Pensjonacie pod Kupidynem.
Milo jest za drzwiami.
Zabarykadowałaś się przed nim?
Nieźle!
Mamo, skup się.
/Obsługa.
Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
Dawn przysłała mnie z szampanem.
Dzięki, poczekaj.
Wasze ciuchy są prawie suche.
Nie ma pośpiechu.
Nigdzie się nie wybieramy.
Powinna tu mieć jeszcze parę groszy.
Dzięki za szampana.
- Mieliście moment szczerości?
- Zupełnie nie pamiętam, dlaczego go nienawidzę.
- A on, co powiedział?
- Że mu mnie brakuje.
Że tęskni i że jest mu przykro.
Przeprosił cię?
Czy w tym czasie zdejmował
z ciebie ubranie?
Byliśmy na patio.
Rozbieraliście się na patio?
Moja krew.
Jedliśmy kolację na patio,
nie uprawialiśmy seksu.
- I powiedział, że przeprasza?
/- Dwa razy.
Bez seksu?
- Tak.
- Momencik.
Mów dalej.
To dla niej nietypowe.
Pierwszy raz przyznała się
do winy za rozwód.
Co powiedziała?
Powiedziałem, że nawaliłem.
A ona, że to wszystko jej wina.
A do tego to zdjęcie!
Ty trzymasz zdjęcie
z byłym mężem, w portfelu?
Miałam zbyt wielu mężów
jak na jeden portfel.
- Mieliśmy być na biwaku.
- Tu jest biwak.
Urządzimy biwak w biurze tatusia.
Tylko ani słowa mamie.
Co jest grane?
Nicole trzyma zdjęcie ślubne w portfelu.
On pyta, co to znaczy.
/Znaczy to tyle, że od roku
/nie robiła porządku w portfelu.
Ja noszę prezerwatywę z 1987.
Ani słowa mamie.
Myślę, że ona cię kocha.
Ja też tak myślę.
Przejrzyj na oczy, skarbie.
/Nie co dzień trafia się druga szansa.
/Rozbieraj się i do dzieła.
Masz rację.
Tak zrobię.
I weź ze sobą telefon.
Jedno zdjęcie jego tyłka.
Dla mnie.
- Mamo, jesteś nieznośna.
- Dziękuję.
- Kocham cię, rybko.
- Ja ciebie też.
Co ty wyprawiasz?
/Rzuciło ci się na rozum.
Przez nią wyleciałeś z pracy.
- Sam odszedłem.
- Wywalili cię.
Na moje życzenie.
Myśl głową, a nie główką.
Ile razy mam powtarzać?
Bez obaw. Nawet, jeśli ją dziś
zaliczę, to nic nie zmienia.
Przywiozę ją do aresztu.
Wyluzuj.
Wszystko w porządku?
Czemu miałoby nie być?
Przysłali nam szampana.
- Sądziłem, że może...
- Nic z tego.
Co ty wyprawiasz?
Kładę się spać.
Nie widać?
Skąd ja to znam?
Jak zwykle strzelasz focha.
Do diaska.
Skoro znasz ten dryl,
to wiesz, że śpisz na kanapie.
Akurat.
Masz zamiar to połknąć?
Świetny smak.
Zadowolony?
W siódmym niebie.
Przepraszam.
Obudziłam?
Dziękuję za uroczy wieczór.
Zaczekaj.
Wracaj tu.
- Co ty robisz?
- Zapomniałem portfela.
To forsa Irene.
- Tylko 10 dolarów.
- To forsa Irene.
Oddam je.
Irene cię zabije.
Albo zleci to mnie.
Dwight!
- Tak.
- Samochód Milo.
To lista innych pensjonatów
w okolicy, na następny raz.
Dziękuję.
Przepraszam.
- Zaparkować, sir?
- Tylko go nie draśnij.
Ma się rozumieć.
Przepraszam.
Klub pilates jest po drugiej stronie.
Chciałam sobie zrobić tatuaż.
Niech zgadnę. Motylek na ramieniu?
Trzeba się wcześniej umówić.
Darla!
Przynieś mi browar.
O co chodzi?
Chcę panterę.
Wzdłuż całego ciała.
Łapy tutaj.
Paszczę tutaj.
A ogon...
zależy od twojej inwencji.
Odwołaj wszystkich klientów.
Darla.
- Jestem Bone.
- Bone?
To zdrobnienie od czegoś?
***.
***. Łatwo zapamiętać.
- Czy zastałam Earla?
- Nie widziałem go.
Zadrzyj bluzeczkę.
Chciałbym obejrzeć płótno.
- Mogę najpierw skorzystać z toalety?
- Byle szybko.
O boże.
Bobby.
Jimmy!
Co ci się stało, Earl?
Nieważne.
Wpadłem po coś do biura.
/Dzwonił Walter Lilly.
/Nie zostawił numeru.
Sukinsyn!
To glina!
- Wiem!
Handluje narkotykami.
- Przecież to przestępstwo.
- Zgadza się.
Mówi Earl.
Zadzwoń do mnie.
Umawiał się przez telefon
z jakimś Bobbym.
Z Bobbym?
Na pewno?
Mam lepsze pytanie.
Gdzie jest Milo?
To najgorszy weekend w życiu.
- Kim jest ta osoba?
- Skąd mam wiedzieć?
Jestem nikim.
Czy nikt wyjdzie z auta,
czy mamy mu zrobić dziurę w głowie?
Biegusiem.
Twoje włosy błyszczą jak promień
słońca na falach oceanu.
/- Gnojek z ciebie, wiesz?
- A z ciebie uczuciowa kaleka.
Uganiasz się za facetem,
który chce cię zabić.
A w nosie masz tego, który przysięgał
znosić twoje fochy do końca życia.
Pogadajmy o 11 tysiącach,
które wisisz bukmacherom.
/- Ładnie sobie poczynasz!
/- Nie to miałaś mówić.
Mamy twoją dziewczynę.
- Nie jestem jego dziewczyną.
- To jest moja dziewczyna.
Ale zatrzymajcie ją sobie.
I będziemy kwita.
- Rozłączył się.
- Co?
Niech zgadnę.
Doprowadza was do szewskiej pasji?
Milo, oni nie żartują.
Chciałbym ci pomóc.
Ale jest pewien szkopuł.
Przykułaś mnie do łóżka, pamiętasz?
Skąd miałam wiedzieć, że masz
na pieńku z parą jaskiniowców?
- Wypraszam sobie.
- Skąd przypuszczenie, że jesteśmy parą?
Daj mi grubasa.
Od kiedy to bukmacherzy porywają ludzi?
To wykracza poza moje obowiązki,
/ale takie mam polecenia.
Daję wam pięć minut
na jej wypuszczenie.
Potem macie przesrane.
Mówi, żeby ją wypuścić,
bo będzie źle.
Dawaj!
/- Słyszałeś?
- Daj mi Nick.
- Co?
- Powiedz im, że będę za 20 minut.
Będzie tu za 20 minut.
Przestań się wiercić.
/Powiedz im, że musisz iść do toalety.
Nie oglądaj się.
- Jeśli nie zjawi się tu w ciągu 20 minut...
- Muszę siusiu.
Chodźmy na siusiu.
- Tak?
- Błagam, powiedz, że masz plan.
Nie ruszaj się,
zaraz po ciebie przyjdę.
Powiedziała, że tu będzie za 20 minut.
Ale nie powiedziała mu
gdzie ma przyjechać.
Chcecie trochę pieniędzy?
O cholera, to Milo Boyd!
To forsa Irene.
Zabieramy się.
Masz kluczyki?
Czemu zawsze taki nie jesteś?
Przecież jestem.
Zaciętym detektywem,
w którym się zakochałam.
A nie łowcą nagród, który
chwali się swoimi podbojami.
Tu cię boli?
Rozmawiałem z Sidem.
Miałem mu powiedzieć, że
znów czuję do ciebie miętę?
Tak.
Tak trzeba było powiedzieć.
Jeśli to prawda.
Znalazła się ta szczera.
Gdybyś powiedział prawdę, wieczór
potoczyłby się inaczej.
Tak samo jak nasze małżeństwo.
Może.
Co ze mnie za detektyw,
skoro nie rozgryzłem własnej żony?
Bolało.
- Skopię ci...
- Zamknij się, cioto.
- Posterunek 27, Griswald.
- Kenny, tu Milo.
Witam, panie Boyd.
Szukam Bobby'ego.
Nie odbiera komórki.
Nie mogę powiedzieć,
bo nie jest pan już w policji.
Kenny, spieszy mi się.
Kiedyś mi się podlizywałeś, nadal byłbyś skłonny?
Tak jest.
No to powiedz, gdzie jest Bobby.
Pojechał do magazynu dowodów.
Czemu?
Jest środek nocy.
Porucznik kazał nam wziąć
podwójny dyżur w długi weekend.
- Żeby zakończyć przenosiny.
- Gdzie?
/Do nowego pomieszczenia.
Do przeniesienia było 194 tysiące dowodów.
Dzięki, trzymaj się.
Ładny mi audyt.
Wiesz, co się dzieje z dowodami,
gdy sprawa nie trafia na wokandę?
- Co?
- Nic a nic.
Leżą tak sobie?
- W nieskończoność?
- Nic, tylko brać.
Jestem głodna.
Ja zaczekam na Bobby'ego,
a ty pojedź sobie do pizzerii.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
- I tak nie dałbym ci auta.
To był wypadek.
- Który?
- Ta afera z policją, za którą mnie aresztowali.
Mów, co chcesz, ale jestem świetnym kierowcą.
W nakazie pisało:
"napaść na funkcjonariusza."
Potrąciłaś policjanta?
Nikogo nie potrąciłam.
- No to, co zrobiłaś?
- Nic.
Spieszyłam sie na konferencję prasową.
Zatrzymali ruch.
Myślałam, że się zmieszczę boczkiem.
I otarłam się lekko.
Otarłaś się o gliniarza?
Nie, o konia.
Zadowolony?
Wielkiego policyjnego wałacha,
z wielką policyjną dupą na grzbiecie,
który wyskoczył na mnie,
jak filip z konopii.
- Potrąciłaś konia?
- Otarłam się.
Na zderzaku została
malutka kępka sierści.
I za to mnie ciągają po sądach.
Mogą cię wsadzić na rok.
Jesteś najgorszym kierowcą świata.
Cicho bądź.
Niczego nie wiemy na pewno.
Może to tylko źle wygląda?
Zazwyczaj pozory nie mylą.
Hej Bobby, wszędzie cię szukałem.
- Dostałeś moją wiadomość?
- O brakujących narkotykach? Tak.
Mamy przechlapane.
Owszem.
- W czym mogę pomóc?
- My do Bobby'ego Jenkinsa.
W jakiej sprawie?
Połóż torbę, Earl.
O co ci chodzi?
- Nie utrudniaj mi tego.
- Położyłem.
Spieszy nam się.
O boże.
Bobby!
Spokojnie
- Co wy tu robicie?
- Szukamy odpowiedzi na kilka pytań.
- Kto cię postrzelił?
- Earl Mahler.
Miałem go na oku od kilku tygodni.
To on zamordował Waltera Lilly.
Ma mój pistolet.
Zostań tu z nim.
- Gdzie idziesz?
- Zaraz wrócę.
Nic mu nie będzie,
to świetny glina.
Ty jesteś świetnym gliną.
I zarobiłeś kulkę.
Co racja, to racja.
Gdzie idziesz?
Rzuć broń!
Rób, co mówię.
Jednego policjanta już postrzeliłeś.
Zastrzelenie drugiego
nie zjedna ci ławy przysięgłych.
Ty nie jesteś gliną.
Ranisz moje uczucia.
Na kolana.
/Spuściłem kolesia z dachu, z tobą też
/nie będę się patyczkował, na kolana!
/Nie dbasz o swoją przyszłość?
Twój czas się skończył, dupku.
Tylko ja mogę mówić do niego "dupku".
Powiedz swojej dziewczynie...
To za nazwanie mnie "dziewczyną".
To za strzelanie do mojej żony.
A więc Earl Mahler posłużył się Walterem Lilly,
żeby dostać się do narkotyków w magazynie.
Walter chciał się przyznać, ale zanim
do niego przyjechałem, już nie żył.
Nie było dowodu, że to Mahler go zabił.
Gdyby nie mandat za złe parkowanie,
uszłoby mu to na sucho.
Świetna z niej dziennikarka.
Ale co do jednego się myliłaś.
Odpuść mi.
Bobby, to wyglądało naprawdę dwuznacznie.
Podpisałeś się pod raportem o samobójstwie
Byliście razem na zdjęciu.
- A ja cię prowadziłem do ślubu.
- To samo jej mówiłem.
- Naprawdę mnie podejrzewała?
- Tak, ale ona nigdy cię nie lubiła.
Ja ciebie też nie.
Muszę puścić to do druku.
Wiedz, że z nami koniec!
Nie będzie już żadnych nas.
- Stewart, upiłeś się?
- Nie, dostałem końską dawkę środków przeciwbólowych.
Mam złamaną nogę.
/Leczył mnie weterynarz.
/A mogło być tak pięknie.
Teraz zapomnij o tym,
straciłaś szansę.
Skoro tak czujesz.
Nie, poczekaj.
Przyznajesz, że łączyło nas coś wyjątkowego?
Muszę lecieć.
Dobrze, leć.
Dodałaś mojemu sercu skrzydeł.
Ledwie mogłem chodzić,
ale teraz pobiegnę do ciebie...
- Wiesz, na co mam ochotę?
- Na co?
Żeby dać sobie spokój z pracą
i pojechać z tobą do domu.
- Tak?
- Tak.
Ale muszę wysłać ten artykuł,
zanim ktoś inny mnie uprzedzi.
- Rozumiesz, prawda?
- Oczywista.
Jasne, to twoja praca.
- Dziękuję.
- Praca nie będzie tym razem przeszkodą.
Oboje czasami musimy przedłożyć
obowiązek *** przyjemność.
- Prawda?
- Tak.
Ale za to potem...
- Naprawdę to robimy.
- Zgadza się.
Czemu tu wjechaliśmy?
Nie ważysz się.
Mówiłem, że cię doprowadzę.
Pięć minut przed czasem.
Nie irytuj się, kochanie.
To małżeństwo nigdy się nie uda,
jeśli będziemy chować wzajemne urazy.
Proszę mnie aresztować.
Odprowadzić!
Nie do wiary!
Gdzie się podziałeś?
Czy nie przysługuje mi telefon?
Łowca nagród!
Jak ci minął weekend, baranie?
Wznieciłeś jeszcze jakiś
pożar na paradzie?
Reszta weekendu
upłynęła mi na spokojnie.
Aż do teraz.
Wydanie internetowe pójdzie od razu.
Wszystkie inne media zwrócą się bezpośrednio do nas.
Zużyła jedyny telefon
żeby opchnąć artykuł.
Cała ty.
- Co ty tu robisz?
- Dziś nasza rocznica, pamiętasz?
Za nic nie spędziłbym jej
z dala od ciebie.
- Jest szansa, że trafimy do jednej celi?
- Nie gadaj tyle.
Już wchodzę.
Wariat.
Może i tak.
Chodź tu.
- Wszystkiego najlepszego, skarbie.
- Nawzajem, kochanie.
Tłumaczenie: SHYLOCK
Korekta: Króliczku
Synchro:
rocco525
.:: Napisy24 - Nowy Wymiar Napisów ::.
Napisy24.pl
.:: Napisy24 - Nowy Wymiar Napisów ::.
Napisy24.pl