Tip:
Highlight text to annotate it
X
Ludzie pytają mnie zawsze,
czy znam Tylera Durdena.
Trzy minuty.
Na to czekaliśmy. Wielkie zero.
Chcesz coś powiedzieć,
aby uświetnić okazję?
Mając wzębach magazynek,
wydajesz z siebie tylko samogłoski.
Nic mi nie przychodzi do głowy.
Zapominam na chwilę o tej całej
aferze z kontrolowanymi wybuchami
i zastanawiam się,
czy brońjest czysta.
Nareszcie się coś dzieje.
Istnieje zasada, według której
zawsze ranimynajbliższych.
No cóż, ona działa w obie strony.
W tym teatrze masowej destrukcji,
zajmujemy miejsca wpierwszym rzędzie.
Komisja do SprawBurzenia
Budynków Projektu Chaos,
opasała materiałami wybuchowymi
fundamenty 12-budynków.
Za dwie minutyładunkizewnętrzne
wysadzą ładunkigłówne
i z kilku blokówpozostanie
jedynie kupa gruzu.
Wiem to, bo Tyler to wie.
Dwie i pół. Pomyśl o wszystkim,
czego dokonaliśmy.
Nagle zdaję sobie sprawę,
że pistolet, bomby, rewolucja
mają coś wspólnego z dziewczyną
nazwiskiem Marla Singer.
CZEŚĆ, JESTEM BOB
Bob. Bob miałkobiece cycki.
To była grupa wzajemnejpomocy
dla mężczyzn z nowotworemjąder.
Ten wielki chłop
płaczący mi wrękaw, to Bob.
Wciąż jesteśmy mężczyznami.
Tak, jesteśmy mężczyznami.
Jesteśmy mężczyznami.
Bob przeszedł operację usunięciająder.
A po niej terapię hormonalną.
Z powoduzbyt wysokiego poziomu
testosteronu iakumulacji estrogenów,
urosły mu kobiece cycki.
- Tujest właśnie moje miejsce...
- Znowu idę na wysuszanie piersi.
..pomiędzy tymimokrymi
od potu górami cycków,
zwisającymi wswejpotędze
na podobieństwo Boga.
Dobra, teraz ty sobie popłacz.
Nie, chwileczkę.
Zacznijmy odpoczątku.
Przez sześć miesięcy
nie zmrużyłem oka.
Nie mogłem spać...
Bezsenność sprawia,
że nic niejestrealne.
Wszystko wydaje się odległe.
Wszystkojestkopią kopii
jeszcze innejkopii.
Podbój przestrzenikosmicznej
wyniesie na szczytykorporacje.
IBM Gwiezdna Sfera.
Galaktyka Microsoft.
Planeta Starbucks.
Pojedziesz na tydzień
w podróż służbową.
Był chyba wtorek. Szefmiał
na szyikrawat wkolorze bławatków.
Mam odłożyć pisanie raportów,
aż zdecydujesz, że są potrzebne?
To jest ważniejsze. Oto twoje bilety.
Dzwoń jak będąjakieś problemy.
Był pełen wigoru. Wjego żyłach
musiałajuż krążyć ,,mała czarna".
Jak wielu innych, zostałem niewolnikiem
instynktu zadomowienia się.
Tak. Chciałem zamówić
obicia na sofę i fotele.
- Proszę czekać.
- Jeślizobaczyłem coś oryginalnego,
jak stolik do kawy wkształcie
yin-yang, musiałem to mieć.
Meble do domowego biura.
Rower do ćwiczeń w domu.
Czy sofa z motywem wzielone paski.
Nawet lampyz drutu, z nieszkodliwymi
dla środowiska papierowymikloszami.
Wertowałem stronykatalogu
zastanawiając się:
,,Jakie meble dojadalni
podkreśliłby moją osobowość?"
Miałem wszystko. Nawetszklane naczynia
z małyminaciekamiiskazami,
dowód na to, że wykonalije uczciwi,
ciężko pracujący, rzemieślnicyz...
- Proszę czekać.
- ..danego miejsca.
Kiedyś czytaliśmy
magazyny pornograficzne.
Teraz zajmowałynas katalogiz meblami.
- Nie. Nie można umrzeć z bezsenności.
- A z narkolepsji?
Zasypiam, budzę się
w obcym miejscu.
Nie wiem, jak się tam dostałem.
- Musisz się wyluzować.
- Daj mi coś na to, co?
Czerwono-niebieskie drażetki Tuinalu,
krwiście czerwony Seconal...
Nie. Potrzebny ci zdrowy,
naturalny sen.
Żuj korzeń waleriany
i więcej się gimnastykuj.
Hej, proszę.
- Męczę się.
- Chcesz wiedzieć, co to męka?
Zajrzyj we wtorek wieczorem
do Pierwszych Metodystów.
Poznaj facetów z nowotworami jąder.
To jest dopiero męka.
Marzyłem o trójce dzieci...
dwóch chłopcach i dziewczynce.
Mindy chciała
dwie dziewczynki i chłopca.
Nigdy się ze sobą nie zgadzaliśmy.
No cóż, ja... Ona...
Urodziła w zeszłym tygodniu
pierwsze dziecko.
Dziewczynkę.
Ze... ze swoim...
ze swoim nowym mężem.
O kurwa!
Dzięki Bogu...
Cieszę się jej szczęściem.
Zasłużyła...
Podziękujmy Thomasowi
za podzielenie się tym z nami.
Dziękujemy, Thomas.
Patrząc po tym pokoju,
dostrzegam wiele odwagi.
A to daje mi siłę.
Umacniamy się nawzajem.
Czas na bezpośredni kontakt.
Pójdżmy więc za przykładem
Thomasa i otwórzmy się.
Proszę sobie znależć partnerów.
I tak właśnie poznałem
wielkiego chłopa.
Jego oczybyłyjuż pełne łez.
Kolana razem. Małe,
niezręczne kroczki.
- Mam na imię Bob.
- Bob?
Bob byłmistrzem wkulturystyce.
Wiecie, ten program o rozbudowie
klaty nadawanypóźno wnocy.
To byłjego pomysł.
Byłem pakerem.
No wiesz, brałem sterydy?
Diabonal i...
Wisterol.
Cholera, te rzeczy aplikuje się
koniom wyścigowym.
A teraz jestem bankrutem.
Rozwiodłem się.
Dwójka moich dorosłych dzieci
nie odpowiada nawet na moje telefony.
Nieznajomi z taką dozą szczerości
sprawiają, że się rozklejam.
No już... Cornelius.
Popłacz sobie.
I wtedy... stało się coś dziwnego.
Coś we mnie pękło.
Bardzo dobrze.
Popadłem wstan nieświadomości.
Czarny, cichyiskończony.
Odnalazłem wolność.
Utrata nadziei wyzwoliła mnie.
Już dobrze.
Noworodki tak dobrze nie sypiają.
Popadłem w uzależnienie.
ANONIMOWI ALKOHOLICY
POZYTYWNA POZYTYWNOŚĆ...
GRUŻLICA
JAK Z NlĄWALCZYĆ
Kiedy nic nie mówiłem,
Iudzie podejrzewalinajgorsze.
WOLNY l CZYSTY
Oni płakalirzewniej...
więc ija płakałem rzewniej.
RAK SKÓRY, CHOROBY NEREK...
Otworzymy teraz zielone drzwi,
chakrę serca...
Tak naprawdę nie byłem
śmiertelnie chory.
Nie miałem raka anipasożytów.
Byłem małym, ciepłym centrum,
do którego lgnęło życie tego świata.
Wyobrażcie sobie ból jako białą
kulę uzdrawiającego światła.
Przenika ona wasze ciało,
uzdrawiając je.
Kontynuujcie.
Pamiętajcie o oddychaniu
i wyjdżcie z pokoju przez tylne drzwi.
Gdzie one prowadzą?.
Do waszych jaskiń.
Wejdżcie
do swoich jaskiń.
Właśnie tak.
Wchodzicie dalej i dalej.
I znajdujecie
zwierzęce uosobienie mocy.
Ślizgaj się.
Każdej nocy umierałem.
Każdej nocyrodziłem się też na nowo.
Zmartwychwstały.
Bob kochałmnie, bo myślał,
żeja też zostałem pozbawionyjąder.
Bycie tam, głowa najego cyckach,
gotowy do płaczu,
to byłymoje wakacje.
A ona...
wszystko zepsuła.
Nowotwory, zgadza się?
Ta cizia, Marla Singer,
nie miała nowotworująder.
Była kłamczuchą.
W ogóle nie miała żadnych chorób.
Widywałemją na czwartkowych zebraniach
grupy pasożytówkrwi: Wolnyi Czysty.
Potem pojawiła się wNadziei,
na zebraniach ludziz sierpowicą.
A potem na piątkowych spotkaniach
chorych na gruźlicę.
Marla,
wielka turystka.
Jej kłamstwo odzwierciedlało moje.
I nagle przestałem cokolwiek czuć.
Nie mogłem płakać. Iznowu
przestałem sypiać.
Na następnym spotkaniu, po medytacji,
po tymjak otworzymyswoje serca
i przyjdzie pora na uściski,
złapię tę sukę,
Marlę Singeri wrzasnę.
Marla, ty kłamczucho!
Ja tego potrzebuję! Wynoś się stąd!
Nie spałemjuż czterynoce.
Poczekamy, żeby wyschło...
Cierpiący na bezsenność,
nigdy tak naprawdę nie śpią.
Nie są też do końca przebudzeni.
Dzisiejsze spotkanie
rozpocznie Chloe.
A, tak. Chloe.
Chloe wyglądałajak chodzący
szkielet Meryl Streep,
*** wyraz dla wszystkich uprzejmy.
No cóż, wciąż tu jestem.
Ale nie wiem, najak długo.
Nikt nie ma pewności.
Ale mam dobre wieści.
Wyzbyłam się obawy przed śmiercią.
Ale... Jestem bardzo samotna.
Nikt nie chce mieć ze mnąseksu.
Jestem już jedną nogąw grobie i chcę,
aby mnie ktoś po raz ostatni przeleciał.
Mam w mieszkaniu filmy pornograficzne,
olejki i środki pobudzające.
- Dziękuję, Chloe.
Podziękujmy razem Chloe.
Dziękujemy, Chloe.
Przygotujmy się teraz
do medytacji.
Stoicie przed wejściem do jaskini.
Wchodzicie do niej i idziecie...
Gdybym miałnowotwór,
nazwałbym go: ,,Marla".
Marla.
Ranka wbuzi, co się łatwo zabliźnia,
jeślijejnie dotykaćjęzykiem.
Ale niejest to takie proste.
..wchodzicie głębiej i głębiej.
Czujecie wokół uzdrawiającąenergię.
Znajdżcie zwierzęce uosobienie mocy.
Ślizgaj się.
Dobrze. Dobierzmy się w pary.
Wybierzcie dziś kogoś wyjątkowego.
Hej.
- Musimy porozmawiać.
- Pewnie.
- Przejrzałem cię.
- Co?
Tak. Udajesz. Wcale nie umierasz.
Słucham?
Wiem, że według filozofii
tybetańskiej umieramy każdego dnia.
- Nie umierasz jednak tak, jak Chloe.
- No więc?
Więc jesteś turystką.
Widziałem cię. W grupie raka skóry,
w grupie chorych na grużlicę.
Na zebraniu chorych na nowotwórjąder.
Widziałam, jak to praktykujesz.
- Co niby praktykuję?
- Opieprzanie mnie.
Idzie zgodnie z planem... Rupert?
Zdemaskuję cię.
Proszę bardzo.
A ja zdemaskuję ciebie.
Zbliżcie się do siebie.
Pozwólcie sobie na płacz.
O Boże. Dlaczego to robisz?
Jest taniej niż w kinie
i można się napić za darmo kawy.
Posłuchaj, to ważne.
To są moje grupy.
Chodzę na te spotkania od ponad roku.
- Dlaczego to robisz?
- Nie wiem.
Kiedy ludzie myślą, że umierasz,
słuchają cię zamiast...
Zamiast czekać, żeby się wciąć.
Tak. Tak.
Podzielcie się sobą... w całości.
Nie powinnaś się w to mieszać.
- Człowiek się od tego uzależnia.
- Naprawdę?
Nie mogę płakać, kiedy na sali jest
inny udający, a potrzebuję tego.
Musisz sobie znależć inne grupy.
Zostań pielęgniarzem na oddziale
z chorymi na raka. To nie mój problem.
Nie, zaczekaj chwilę.
Podzielmy się nimi, okej?
Weż grupę chorych
na chłoniaka i grużlicę.
Ty sobie weż grużlików.
Moje palenie do nich nie pasuje.
W porządku. O rakająder
nie musimy się chyba kłócić.
Z technicznego punku widzenia, ja tam
bardziej pasuję. Ty wciąż masz jądra.
- Żartujesz sobie.
- No, nie wiem.
Nie. Nie.
- Czego chcesz?
- Zaklepuję pasożyty.
Nie możesz mieć obu.
Weż pasożyty krwi.
- Chcę choroby mózgu.
- Dobra, ale ja zaklepuję demencję.
- Ja to chciałam.
- Nie możesz mieć całego mózgu.
Ty masz już cztery. Ja - tylko dwie.
Dobra. Weż sobie
oba pasożyty. Sątwoje.
Teraz oboje mamy po trzy...
Hej! Zostawiłaś połowę ubrań.
- Sprzedajesz je?
- Tak!
Sprzedaję trochę ciuchów!
A więc. Mamy po trzy. To daje sześć.
A co z siódmym dniem tygodnia?
Biorę rakajelit.
Dziewczyna odrobiła pracę domową.
Nie. Nie. Ja chcę rakajelit.
To też twoja ulubiona grupa?
- Chciałeś ją przede mnązataić?
- Posłuchaj, podzielimy się.
Weż pierwszą i trzecią
niedzielę miesiąca.
Zgoda.
Wygląda na to, że to pożegnanie.
Nie róbmy z tego widowiska.
Tak będzie dobrze?
Hej, Marla!
Marla!
Powinniśmy się może wymienić
numerami telefonu?
Tak myślisz?
- Aby móc się czasem zamienić grupami.
- Dobra.
Tak oto poznałem Marlę Singer.
Jej filozofią życiową było to,
że mogła umrzeć wkażdej chwili.
To, żejeszcze nie umarła,
było dla niej tragedią.
Nie ma tu twojego imienia!
Masz jakieś? Cornelius? Rupert?
Travis? Którekolwiek z tych
głupich imion, które co noc zmieniasz?
Budzisz się na lotnisku w Seattle.
W San Francisco, wLA.
Na chicagowskim O'Hare.
W Dallas Fort Worth w Teksasie.
W Waszyngtonie.
Pacyfik. Góry. Środek kraju.
Tracisz godzinę. Zyskujesz godzinę.
Do odprawy na ten lot
ma pan jeszcze dwie godziny.
Tak wygląda twoje,
mijające minuta za minutą, życie.
Budzisz się wkolejnym
porcie lotniczym.
Jeżeli budzisz się winnejstrefie
czasowej, winnym miejscu,
czy możesz obudzić sięjako inna osoba?
Dokądkolwiek podróżuję,
spotykam miniaturowe życie.
Pojedyncza porcja cukru iśmietanki.
Pojedyncza porcja masła.
Przygotowana wmikrofalówce
żywnościowa układanka.
Zestawy szampon-odżywka.
Pojedyncze dawkipłynu
do płukania ust. Malutkie kostkimydła.
Ludzie, których spotykam
podczas lotów...
służą za dawkowanych przyjaciół.
Spędzamy razem czas
od startu do lądowania.
Tylko tyle.
Witamy!
Przy odpowiednio długiej linii czasu,
współczynnik przeżycia spada do zera.
Pracowałem wkontroli technicznej.
Moim zadaniem było stosowanie wzoru.
Noworodek wypadł przez przedniąszybę.
Nowo wyprodukowanysamochód
wyrusza gdzieś z prędkością 100 km/h.
Dochodzi do blokady
tylnego dyferencjału.
Nazębny aparat korekcyjny
wrzyna się w popielniczkę.
Byłaby z tego niezła
reklama antynikotynowa.
Dochodzi do zderzenia, samochódstaje
w płomieniach, pasażerowie giną.
Czy powinniśmy wycofać modelz rynku?
Ojciec musiał być olbrzymi.
Spójrzcie na miejsce, gdzie
tłuszcz przylgnął do siedzenia.
Wielce modernistyczna sztuka.
Sprawdź ilejest
samochodów na rynku, A.
Pomnóż to przez
względną wypadkową, B.
Otrzymaną wartość pomnóż przez
średnią ugódpozasądowych, C.
A razyB razy C
równa się X.
Jeżeli X jest mniejsze niż koszta
wycofania modelu z rynku,
nie wycofujemy go.
Dużo zdarza się takich wypadków?
Nie uwierzyłaby pani.
Dla którego producenta
pan pracuje?
Dla jednego z największych.
Kiedy samolotprzechylałsię
za bardzo przystarcie lub lądowaniu,
modliłem się o wypadek
lub kolizję powietrzną.
Cokolwiek.
ZUS wypłaca potrójną stawkę,
jeśli się umrze wpodróżysłużbowej.
"Jeśli siedzisz w rzędzie
przy wyjściu awaryjnym
i sądzisz, że nie byłbyś
w stanie wykonywać obowiązków,
o których mowa w karcie bezpieczeństwa,
poproś o przesadzenie na inne miejsce."
To duża odpowiedzialność.
Chcesz się zamienić na miejsca?
Nie. Nie jestem facetem
do tego typu roboty.
Procedura korzystania z wyjścia
awaryjnego na wysokości 10,000 metrów.
Iluzja bezpieczeństwa.
Tak. Chyba tak.
Wiesz dlaczego samoloty
wyposażone sąw maski z tlenem?
- Aby można było oddychać?
- Tlen sprawia, że jesteś na haju.
W obliczu katastrofy,
bierze się olbrzymie wdechy powietrza.
Doznajesz euforii,
stajesz się potulnyjak baranek.
Godzisz się na swój los.
To wszystko zostało tu przedstawione.
Awaryjne lądowanie na wodzie,
prędkość 1000km/h.
Brak emocji. Wszyscy sąspokojni
jak indyjskie krowy.
To...
To interesująca teoria.
- Kim jesteś?
- Co masz na myśli?
Kim jesteś z zawodu?
A co? Chcesz udawać
zainteresowanie?
Dobra.
W twoim śmiechu jestjakaś
chora desperacja.
Mamy identyczne aktówki.
Mydło.
- Słucham?
- Produkuję i sprzedaję mydło.
Oznakę cywilizacji.
I tak właśnie poznałem...
Tylera Durdena.
Wiesz, że mieszając benzynę z sokiem
pomarańczowym otrzymasz ***?
- Nie, nie widziałem. To prawda?
- To prawda.
Używając prostych urządzeń domowych,
można wyprodukować różne ładunki.
- Naprawdę?
- Jeżeli tylko ma się na to ochotę.
Nie miałem jeszcze tak interesującego
dawkowanego przyjaciela.
- Wszystko w samolocie jest dawkowane...
- A, czaję. Bardzo mądre.
Dziękuję.
Jak na tym wychodzisz?
- Na czym?
- Na byciu mądrym?
Świetnie.
Trzymaj tak dalej.
Pytanie z etykiety.
Czy przechodząc ustawiam się
do ciebie tyłkiem, czy kroczem?
Jak to się stało,
że zamieszkałem z Tylerem...
Linie lotnicze mają pewne zasady
związane z wibrującym bagażem.
- Czy coś w środku tykało?
- Rzucacze wiedzą, że bomba nie tyka.
- Przepraszam, rzucacze?
- Bagażowi.
Ale kiedy walizka wibruje,
rzucacze muszą powiadomić policję.
- Moja walizka wibrowała?
- W dziewięciu na dziesięć przypadków,
to elektryczna maszynka do golenia.
Ale... od czasu do czasu...
Wibrator.
W takich sytuacjach unikamy
mówienia o przynależności.
Mówimy ,,ten wibrator",
,'jakiś wibrator", nigdy...
,,twój wibrator".
Ja nie posiadam...
Miałem w tej walizce wszystko.
T-shirty z napisem: Calvin Klein.
Stylowe buty. Modne krawaty.
No trudno.
Hej! To mój samochód!
Mieszkałem
na 15-piętrze wieżowca,
Mieszkałem
na 15-piętrze wieżowca,
zamieszkałego przez same
wdowy iprofesjonalistów.
Ściany wieżowca byłyz betonu.
To ważne wprzypadku,
kiedy twójsąsiadzza ściany
nastawia telewizorna całyregulator.
Albo kiedy wulkan szczątków,
które tworzyłykiedyś twoje mieszkanie
wybuchnie przez okna i wyleje się
kulą ognia w ciemność nocy.
No cóż, zdarza się.
Nic... tam nie zostało.
Nie może pan wejść.
Zalecenia policji.
Ma pan do kogo zadzwonić?
To takie upokarzające.
Mieszkanie pełne przypraw
i żadnegojedzenia.
Policja poinformowała mnie później,
że mógłzaskoczyć płomykzapalacza,
uwalniając niewielką ilość gazu.
Ten gaz napełniałpowoli
moje mieszkanie.
Wypełnił powierzchnię 57 metrów
kwadratowych z wysokimisufitami.
A potem mogło dojść do zwarcia
w sprężarce odlodówki.
Tak?
Słyszęjak oddychasz...
Nie wiem,
dlaczego do niego zadzwoniłem.
- Halo?
- Kto mówi?
- Tyler?
- Kto mówi?
Spotkaliśmy się ... w samolocie.
Mamy identyczne aktówki?
Mądrala?
A, tak. Pamiętam.
Dzwoniłem chwilę temu.
Nie było odpowiedzi.
- Dzwonię z budki telefonicznej.
- Nigdynie odbieram telefonu.
Co słychać?
No więc.
Nie uwierzysz, co się stało.
Wiesz, mogło być gorzej.
Jakaś cizia mogła ci obciąć podczas
snu penisa i wyrzucić go przez okno.
Tak. No nie wiem.
Kiedy kupujesz nowe meble
myślisz sobie, że to jest to.
To ostatnia sofa,
jaką kupujesz.
Cokolwiek się stanie,
ten problem masz już z głowy.
Miałem wszystko.
Dobry sprzęt.
Szafę pełnądobrej jakości rzeczy.
Byłem bliski spełnienia.
- Cholera i wszystko to straciłeś.
- Straciłem wszystko.
Straciłem wszystko.
Wiesz, co to jest kołdra?
- To, co daje poczucie bezpieczeństwa.
- To zwykły koc.
Tylko koc. Skąd faceci tacyjak
my wiedzą, co to jest kołdra?
Czy jest ona niezbędna do przeżycia?
Nie.
Kim my więc jesteśmy?
Nie wiem. Konsumentami.
Racja. Jesteśmy konsumentami.
Jesteśmy produktem ubocznym
pogoni za lepszym stylem życia.
Morderstwa, przestępstwa, bieda.
Te rzeczy mnie nie obchodzą.
Obchodzą mnie natomiast
czasopisma ze słynnymi osobistościami,
telewizor z 500-kanałami,
imię jakiegoś faceta
na moich slipach. Rogaine.
***. Olestra.
- Martha Stewart.
- Pieprzyć Marthę Stewart.
Ona czyści teraz mosiądz na Titaniku.
Wszystko zmierza ku przepaści.
Więc pieprzyć twojąsofę
w zielone paski.
Nie próbujmy się spełniać.
Przestańmy być doskonałymi.
Ewoluujmy.
To wszystko nie musi się
układać wjednącałość.
Ale to tylko moje zdanie,
mogę się mylić.
Może to i wielka tragedia.
To tylko rzeczy.
A nie żadna tragedia...
Straciłeś wiele z wytworów
nowoczesnego życia.
Kurwa, masz rację. Nie palę.
Zakład ubezpieczeń powinien
pokryć straty, więc...
Co?
Ludzie stająsię niewolnikami
posiadanych rzeczy.
Rób co chcesz, chłopie.
O kurcze, jest póżno.
- Hej, dzięki za piwo.
- Nie ma sprawy.
Powinienem poszukać jakiegoś hotelu.
- O, kurcze!
- Co?
Co?
- Hotel?
- Tak.
- Wystarczy, żebyś poprosił.
- O czym ty mówisz?
O, Boże. Trzy dzbany piwa
i wciąż głupio ci poprosić.
Co?
Zadzwoniłeś do mnie,
bo potrzebowałeś noclegu.
- O, hej. Nie, nie, nie.
- Właśnie, że tak. Wystarczy poprosić.
Zapomnij o wstępie,
tylko proś, chłopie.
Czy nie sprawiłbym kłopotu?
Czy zapytanie sprawia ci kłopot?
- Czy mógłbym się u ciebie zatrzymać?
- Tak.
Dzięki.
- Chcę cię poprosić o przysługę.
- Aha, pewnie.
Chcę, żebyś mnie z całej siły uderzył.
Co?
Uderz mnie z całej siły.
Pozwólcie, że wam trochę
opowiem o Tylerze Durdenie.
Tyler był osobnikiem nocnym.
Kiedy reszta z nas spała,
on pracował.
Pracował na pół etatu
jako kinooperator.
Film nie znajduje się najednej
dużej szpuli, ale na paru.
Dlatego potrzeba osoby, która będzie
włączać projektor w momencie,
kiedy jedna szpula się kończy,
a druga zaczyna.
W prawym górnym rogu ekranu
pojawią się wtedy małe kółeczka.
W przemyśle nazywamyje
dziurami po papierosie.
Jest to sygnał do zmiany szpuli.
Tyler włącza następny projektor,
a widzowie nie mająo niczym pojęcia.
Po co komu taka gówniana robota?
Dostarcza ona Tylerowi
interesujących możliwości.
Takich jak: ubarwianie filmów
familijnych pornograficznymi wstawkami.
Już przy pierwszym spotkaniu
kota cwaniaka z odważnym psem,
da się zauważyć, przez ułamek sekundy,
wkład Tylera w ten film.
Ludzie nie zdająsobie do końca
sprawy, że to widzieli.
Zgrabnego, dorodnego filuta.
Nawet kolibrowi nie udałoby się
złapać Tylera w pracy.
Tyler pracuje też czasem jako kelner
w luksusowym hotelu Pressman.
Był prawdziwym terrorystą
przemysłu usługżywnościowych.
Nie patrz. Nie mogę puścić,
jak ktoś patrzy.
Poza tym, że przyprawił zupę z homara,
napierdział na bezy,
a co do zupy grzybowej...
No już, powiedz im.
Wyobrażcie sobie sami.
- Chcesz, żebym cię ot tak uderzył?
- No już. Oddaj mi przysługę.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Nigdy się nie biłem. A ty?
- Nie. Ale to nie powód do wstydu.
- Walcząc odkrywasz siebie!
Nie chcę umrzeć nie mając żadnych szram.
- No już. Uderz mnie, zanim się wkurzę.
- O, Boże. To szaleństwo.
Więc poszalej! Wyżyj się.
- Nie jestem co do tego przekonany.
- Ja też nie.
Kogo to obchodzi? Nikt nie patrzy.
Czym się przejmujesz?
To szaleństwo.
Chcesz, żebym cię uderzył?!
Zgadza się.
- Gdzie? W twarz?
- Zaskocz mnie.
To, kurwa, głupota.
Skurwysyn!
Pieprznął mnie w ucho!
- Jezu, przepraszam.
- O Chryste!
- Dlaczego w ucho?
- Spieprzyłem sprawę.
Nie, to było to.
Nie, nic mi nie jest.
Cholernie boli.
Dobra.
Uderz jeszcze raz.
Nie, ty mnie uderz. No, dawaj!
Powinniśmy to kiedyś powtórzyć.
ULICA PAPIEROWA
- Gdzie twój samochód?
- Jaki samochód?
Nie wiem,jak Tylerznalazł ten dom,
ale powiedział, że mieszkał tu odroku.
Dom robił wrażenie
gotowego do rozbiórki.
Większość okien była zabita deskami.
W drzwiach wejściowych nie było zamka,
zapewne odmomentu wizytypolicji.
Schody miałysię za momentzawalić.
Nie wiedziałem, czygo kupił,
czy był dzikim lokatorem.
Obie opcje byłyprawdopodobne.
Aha. To twój pokój.
A to mój. Tu jest toaleta.
W porząsiu?
Tak, dzięki.
Co za dziura.
Nic tu nie działało.
Po zapalaniujednego światła,
drugie automatycznie gasło.
Naszymijedynymisąsiadamibyły
magazyny i wytwórnia papieru.
Cuchnące opary.
Klatka chomika śmierdząca wiórkami.
Co my tu mamy?
- Hej, chłopaki.
- Hej.
Kiedy padało,
musieliśmy wykręcać korki.
Po upływie pierwszego miesiąca,
przestałem tęsknić za telewizją.
Nie przeszkadzała minawet
ciepła, nieświeża zawartość lodówki.
Mogę teraz ja?
Dobra, chłopie.
Poluzuj krawat.
Nocami, Tylerija, byliśmy od
siebie oddaleni o prawie 2 km.
Woda deszczowa przeciekała
przez tynk iinstalacje świetlne.
Wszystko, co drewniane,
pęczniało, a następnie kurczyło się.
Zewsząd wystawałyzardzewiałe gwoździe,
czekając tylko na czyjś łokieć.
Poprzedni lokatorbył odludkiem.
Hej, chłopie. Co czytasz?
Posłuchaj. To jest artykuł,
którego narratorem jest ludzki organ.
"To ja, rdzeń przedłużony."
"Beze mnie,
Jack nie może regulować
akcji swojego serca ani oddychania."
Mam tu całąserię.
"To my, sutki Jill."
- "Jestem okrężnicąJacka."
- "Mam raka. Zabijam Jacka."
Po walce, wszystko inne
traciło na znaczeniu.
Co?
- Nie było rzeczyniemożliwych.
- Skończyłeś te raporty?
Gdybyś mógł wybrać,
z kim byś się bił?
Pewnie z moim szefem.
Naprawdę?
- Tak, a co? Z kim ty byś się bił?
- Z moim ojcem.
Nie znam swojego ojca.
To znaczy, znam go, ale...
Odszedł, kiedy miałem
jakieś sześć lat.
Poślubił inną kobietę
i miał z niądzieci.
Robił tak co sześć lat.
- Nowe miasto, nowa rodzina.
- Ten skurwysyn zakładał franszyzy!
Mój ojciec nie poszedł na studia.
- Zależało mu więc, abym ja poszedł.
- Coś mi to przypomina.
Skończyłem studia. Dzwonię do niego
i mówię: "Co teraz, tato?"
- A on na to: "Znajdż pracę."
- Miałem to samo.
Mam 25 lat. Znowu do niego dzwonię.
"Co teraz, tato?"
A on na to: "Nie wiem. Ożeń się."
Nie można się ot tak ożenić.
Jesteśmy 30-letnimi chłopcami.
Jesteśmy generacją mężczyzn
wychowanych przez kobiety.
Zastanawiam się, czy następna kobieta
jest odpowiedzią na nasze problemy.
Przez większość tygodnia
byliśmyjak stare małżeństwo.
Ale wkażdysobotni wieczór,
dowiadywaliśmy się czegoś nowego.
Wychodziło na to,
że nie byliśmy w tym odosobnieni.
W przeszłości, kiedy wracałem
do domuzły, sprzątałem mieszkanie.
Polerowałem moje meble.
Powinienem byłszukać nowego miejsca,
targować się z zakładem ubezpieczeń.
Powinno mibyło być przykro,
że straciłem wszystko w wybuchu.
Ale nie było.
Objawem cybernetyki w biurze
jest wzmożona wydajność.
W poniedziałek rano
myślałem o następnym tygodniu.
Czy ta ikona może mieć
bławatkowy kolor?
Naturalnie.
Wydajność jest naszym priorytetem.
Bo strata, to złodziej.
Pokazałem to już jednemu z was.
Podobało ci się, prawda?
Twój przełykprzyjmie półlitra krwi,
zanim cisię zbierze na wymioty.
Wszyscy byli tego świadomi.
Tyler ija nadaliśmy temu kształt.
Wszyscy mieli to na końcujęzyka.
Tyler ija nadaliśmy temu imię.
No już, czas iść do domu!
Wyłącz szafę grającą.
Zamknij tylne drzwi!
Tydzień w tydzień, Tylerpodawał
zasady, które razem opracowywaliśmy.
Panowie!
Witam w klubie walki.
Pierwsza zasada klubu walki -
nigdy poza klubem
nie mówi się o klubie.
Druga zasada klubu walki -
nigdy poza klubem
nie mówi się o klubie!
Trzecia zasada klubu walki.
Ktoś wrzeszczy "stop",
pada na ziemię, puszcza farbę,
walka jest skończona. Czwarta zasada.
Bije się zawsze tylko dwóch facetów.
Piąta zasada.
Jedna walka w danym momencie, panowie.
Szósta zasada. Zdejmujemy
koszulki. Zdejmujemy buty.
Siódma zasada.
Walka toczy się do końca.
Zasada ósma i ostatnia.
Jeżeli to twoja pierwsza noc w klubie,
musisz się bić.
Ten dzieciakz roboty, Ricky,
nigdy nie pamiętał, czyzamawiałeś
niebieskie długopisy, czy czarne.
Był za to bogiem dziesięciominutówki,
kiedy prałbezlitośnie
szefa lokalnejrestauracji.
Czasamijedynym odgłosem poza wrzaskiem
były głuche, mocne uderzenia.
Albo odgłos dławienia się własną
krwią przy wciąganiupowietrza...
Stop!
Jedynie wklubie
człowiek żyłprawdziwym życiem.
Ale klub to godzinymiędzyjego
otwarciem a zamknięciem.
Nawet gdybym chciałkogoś
pochwalić za dobrą walkę,
nie rozmawiałbym
z tym samym człowiekiem.
W klubie było się kimś innym
niż poza nim.
Facet przychodzi do klubupo raz
pierwszy. To zwykłymięczak.
Po paru tygodniach,
jestjak wykutyz żelaza.
Gdybyś się mógł bić
z kimś sławnym, kogo byś wybrał?
- Z żywych, czy ze zmarłych?
- Nieważne. Kto byłby mocny?
Hemingway. A ty?
Shatner. Biłbym się
z Williamem Shatnerem.
Zaczęliśmy postrzegać rzeczy
w innym świetle.
Gdziekolwiek nie poszliśmy,
ocenialiśmy wszystko dookoła.
Współczułem gościom
tłoczącym się wsiłowniach
aby wyglądać tak,jak faceciz reklam
Calvina Kleina czy Tommy'ego Hilfigera.
Czy tak ma wyglądać mężczyzna?
Samodoskonalenie to masturbacja.
A samounicestwienie...
Przepraszam.
W klubie nie chodziło
o wygraną czyprzegraną.
Nie chodziło też o słowa.
Każdy wrzeszczał we własnymjęzyku,
jak apostołowie podczas
zesłania Ducha Świętego.
- Wystarczy ci?
- Stop!
Walka niczego nie rozwiązywała.
Ale rzeczyprzestawałymieć znaczenie.
Nieżle.
Walka dawała nam poczucie zbawienia.
Hej, stary. Umawiamy się
na przyszły tydzień?
Może na przyszły miesiąc?!
Irvine, na środek.
Nowy, ty też.
Czasem Tylermówiłza mnie.
Spadł ze schodów.
Spadłem ze schodów.
Z powodu klubu strzygliśmy
na krótko włosyiskracaliśmypaznokcie.
Dobra. Postać historyczna.
Wyzwałbym Gandhiego.
Dobra odpowiedż.
- A ty?
- Lincolna.
Lincolna?
Duży facet, duży zasięg.
Chudzi walcządo upadłego.
Kurwa!
Hej, nic nie trwa wiecznie.
Halo?
Gdzieś tybyłprzez ostatnie
osiem tygodni?
Marla?
- Jak mnie znalazłaś?
- Podano mi twójnumerkontaktowy.
Nie widuję cię ostatnio
w grupach wzajemnej pomocy.
Przecież się nimipodzieliliśmy.
O to właśnie chodziło. Pamiętasz?
Tak, ale ty nie uczęszczasz na swoje.
- Skąd wiesz?
- Trochę oszukiwałam.
Znalazłem sobie nową.
- Naprawdę?
- Jest tylko dla mężczyzn.
Tak jak ta od jąder?
Posłuchaj, nie mogę teraz rozmawiać.
Chodzę na spotkania
Anonimowych Dłużników.
- To są naprawdę pojebaniludzie...
- Miałem właśnie wychodzić.
Mój żołądek
wypchany jest Xanaxem.
Połknęłam to, co było w butelce.
Dawka mogła być za duża.
Wyobraźcie sobie Marlę obijającą się
o kątyswojego zagraconego mieszkanka.
To nie jest prawdziwa próba samobójstwa.
To raczej rozpaczliwe wołanie o pomoc.
Więc zostajesz dziś w domu, co?
Czy masz zamiar czekać,
aż zacznę opisywać śmierć?
Chcesz się przekonać,
czy mój duch przemówi do telefonu?
Słyszałeśjuż kiedyś
ostatnie tchnienie umierającego?
Drzwi do pokoju Tylera byłyzamknięte.
To była dla mnie nowość.
Nie uwierzysz, co mi się
zeszłej nocy śniło.
Trudno mi uwierzyć w cokolwiek,
co dotyczy zeszłej nocy.
Co ty tu robisz?
Co?
To mój dom.
Skąd się tu wzięłaś?
Pieprz się!
Masz pojebanych przyjaciół!
Za to bardzo elastycznych.
Głupia pizda.
Wracam wczoraj do domu.
Słuchawka od telefonu jest odłożona.
Zgadnij, kto jest po drugiej stronie?
Wiedziałem o co chodzi,
zanim mipowiedział.
Słyszałeśjuż kiedyś
ostanie tchnienie umierającego?
Czy jest to aż takie straszne,
jak tego oczekujemy?
Czy może będzie to coś innego?
Przygotować się na ewakuację duszy.
Dziesięć,
dziewięć... osiem...
Jak to się stało,
że to właśnie Tylerpomyślał,
iż zbliżająca się dużymikrokami
śmierć Marli Singerbyła czymś złym?
.. pięć,
cztery...
Chwileczkę.
Przyszedłeś tu piorunem.
Czy ja po ciebie dzwoniłam?
Materac jest pokryty
śliskim plastikiem.
Nie obawiaj się. To nie jest grożba.
O, kurwa!
Ktoś wezwał gliny.
- Hej, gdzie jest 513?
- Na końcu korytarza.
Dziewczyna, która tam mieszkała
była czarującą, dobrą istotą.
Straciła w siebie wiarę.
- Panno Singer, chcemy pani pomóc!
- Zmieniła się w potwora!
- Ma pani po co żyć.
- Jest zakażnym ludzkim odpadem!
- Panno Singer!
- Mam nadzieję, że ją uratujecie!
Jak zasnę,
to po mnie.
Będziesz mnie musiał zabawiać
całą noc.
Ona jest, kurwa, niewiarygodna.
Najwidoczniej wiedział,
jak sobie poradzić.
- Wiesz o czym mówię, pieprzyłeś ją.
- Wcale nie.
- Nigdy?
- Nigdy.
Nie lubisz jej zbytnio, co?
Nie! Wcale.
Stałem się wrzącą żółcią Jacka.
Na pewno? Mnie możesz powiedzieć.
Uwierz mi, na pewno.
- Rozwalmi czachę.
- To dobrze.
Marla to drapieżnik udający kotkę.
Trzymaj się od niej z daleka.
Nigdy nie słyszałem takiego gówna,
jakie wychodziło z jej ust!
Mój Boże.
Takiego pieprzenia
nie miałam od szkoły.
Nie dziwię się, że dałsię nabrać.
Poprzedniej nocyzapinałKopciuszka.
Marla nie potrzebuje kochanka,
tylko kogoś z opieki społecznej.
Raczej kąpieli. To nie miłość,
tylko pieprzenie dla sportu.
Zajęła moje grupy,
a teraz nawetmój dom.
Hej, hej. Usiądż.
Posłuchaj. Masz z nią
o mnie nie rozmawiać.
Dlaczego miałbym z nią...
Jak się wygadasz o mnie, czy o tym,
co się tu dzieje... to po nas.
- Przyrzeknij. Przyrzekasz?
- Okej.
- Tak, przyrzekam.
- Przyrzekasz?
- Przecież już powiedziałem! Co...
- Przyrzekłeś trzy razy.
Gdybym poświęcił wtedyparę minut
i poszedłzobaczyć,jakMarla umiera,
nie doszłoby do tego wszystkiego.
Mocniej, tak! Ach, mocniej, mocniej!
Mogłem się przenieść do innego pokoju.
Na trzecie piętro,
gdzie bym ich nie słyszał.
Ale nie zrobiłem tego.
- Co ty robisz?
- Idę spać.
Chcesz jądokończyć?
- Nie. Nie, dziękuję.
- Znalazłam papierosa.
- Z kim rozmawiałeś?
- Zamknij się.
Stałem się małym, spokojnym
centrum wszechświata.
Byłem mistrzem Zen.
ROBOTNICE MOGĄODEJŚĆ
NAWET TRUTNIE MOGĄODLECIEĆ
Zacząłem pisywać krótkie wierszyki.
Wysyłałemje do wszystkich.
To twoja krew?
Aha, po części.
W biurze nie wolno palić!
Weż sobie do końca dnia wolne.
Wróć w poniedziałek
w czystym ubraniu.
Pozbieraj się do kupy.
Wszyscy krzywo na mnie patrzyli.
,,Tak, to siniakizdobyte wbójce."
,,Nie, nic mi to nie przeszkadza."
,,Doznałem olśnienia."
Wyrzekłem się komfortu, wyrzekłem się
wszystkich ziemskich dóbr,
zamieszkałem w walącym się domu
w dzielnicy toksycznych odpadów
i wracam po pracy do tego.
- Halo. - Mówi detektyw Stern,
Jednostka do sprawpodpaleń.
Mamy nowe wiadomościna temat
wypadku wpana byłym mieszkaniu.
Tak.
Czy wiedział pan, że do zamka w drzwiach
wejściowych wtryśnięto Freon?
Ktoś użył dłuta, abyzablokować zamek.
Nie, nie wiedziałem tego.
Jestem zimnym potem Jacka.
Czy nie wydaje się to panu dziwne?
Tak, dziwne. Bardzo dziwne.
- Dynamit...
- Dynamit?
.. pozostawił resztki
szczawianu amonu i nadchloranu potasu.
- Czy wie pan, co to oznacza?
- Nie, co to oznacza?
Że ładunek wybuchowy
był domowej roboty.
Przepraszam.
Ta wiadomość mnie zszokowała.
Osoba od dynamitu mogła uszkodzić płomyk
zapalacza na długo przed wybuchem.
- Gaz był tylko detonatorem.
- Kto mógłby coś takiego zrobić?
- Ja będę zadawałpytania.
- Powiedz mu.
Wyzwoliciel, który zniszczył mój dom,
dał mi nowe spojrzenie na świat.
Przepraszam. Jest tam panjeszcze?
Tak, słucham.
Nie wiem, co o tym myśleć.
Czy ma pan wrogów, którzy mieliby
dostęp do dynamitu domowej roboty?
- Wrogów?
- Wyprzyj się cywilizacji,
zwłaszcza dóbr materialnych.
- Synu, to poważna sprawa.
- Tak, wiem.
- Nie żartuję.
- Tak, to bardzo poważna sprawa.
Proszę posłuchać, nikt nie bierze
tego bardziej na serio niż ja.
To mieszkanie było moim życiem. Okej?
Kochałem jego każdy centymetr.
Wybuch nie zniszczyłjakiejś
garstki moich rzeczy.
- Zniszczył mnie!
- Chciałbym podziękować Akademii.
- Czyja panu nie przeszkadzam?
- Powiedz mu, że sam to zrobiłeś!
Że wysadziłeś wszystko w powietrze!
Na takąodpowiedż przecież czeka.
- Czypan tamjeszczejest?
- Czyjestem jednym z podejrzanych?
Nie. Ale będę z panem rozmawiał,
proszę znać, gdyby opuszczał pan miasto.
- Okej?
- Okej.
Tyler iMarla przebywali w tym samym
pokoju tylko wtedy, kiedysię pieprzyli.
Moi rodzice zachowywalisię tak latami.
Prezerwatywa jest szklanym
pantofelkiem naszej generacji.
Zakładasz ją, kiedy spotykasz
kogoś po raz pierwszy.
Tańczysz... całą noc.
A potem jąwyrzucasz.
Mam na myśli prezerwatywę.
Nie osobę, którą poznałeś.
Co?
Kupiłam tę sukienkę za dolara.
Warta była każdego centa.
To sukienka druhny.
Ktoś ją bardzo kochał,
przez jeden dzień.
A potem wyrzucił.
Jak choinkę po świętach.
Tak droga sercu.
A potem...
Znajduje się ją przy drodze.
Wciąż przybranąsreberkiem.
Jak ofiara przestępstwa
na podłożu seksualnym.
Bielizna na lewąstronę.
- Związana taśmą izolującą.
- Więc jest ci w niej do twarzy.
Mogę ci ją kiedyś pożyczyć.
Pozbądż się jej.
- Co? Tysię jej pozbądż!
- Nie wspominaj mnie przy niej.
Czuję sięjak sześciolatek,
kurier moich rodziców.
- Myślę, że powinnaś sobie już pójść.
- Nie obawiaj się, już wychodzę.
- Oczywiście, kochamy twoje odwiedziny.
- Ale z ciebie pojebaniec.
Muszę zsiąść
Dzięki. Cześć.
Muszę zsiąść z tej karuzeli.
Zsiądę, muszę zsiąść...
Zsiądę...
Ale z was dzieciaki!
Dlaczego tracisz na niączas?
Powiem ci coś o Marli.
Ona przynajmniej
stara się pójść na dno.
A ja nie?
Pióra w dupie
nie czyniąz ciebie kurczaka.
Co robisz dziś wieczór?
Dzisiaj... będziemy robić mydło.
Doprawdy?
Aby zrobić mydło,
potrzebny nam tłuszcz.
Równowaga soli musi być idealna,
najlepszy do tego jest
tłuszcz pochodzenia ludzkiego.
- Chwileczkę, co to za miejsce?
- Klinika odsysania tłuszczu.
Sukces!
Najlepszy tłuszcz na świecie.
Tłuszcz ziemi obiecanej!
Nie! Nie ciągnij, nie ciągnij!
- O, Boże!
- Daj mi jeszcze jeden.
Podczas gotowania tłuszczu,
na powierzchni zbiera się łój.
Zabawa w harcerstwo.
- Nie widzę cię jako harcerza.
- Mieszaj.
Kiedy łój stężeje,
zbierasz z niego warstwę gliceryny.
Po dodaniu kwasu azotowego,
otrzymujesz nitroglicerynę.
Dodajesz do tego azotan sodu
i trociny i otrzymujesz dynamit.
Mając wystarczającą ilości mydła,
da się wysadzić niemal wszystko.
Tyler znał wiele
przydatnych rzeczy.
Starożytni wiedzieli, gdzie w rzece
trzeba prać ubrania, aby były czyste.
- Wiesz dlaczego?
- Nie.
Ofiary z ludzi składano kiedyś
na wzgórzach, ponad rzeką.
Ciała palono. Popioły,
w połączeniu z wodą, tworzyły ług.
To jest ług. Główny składnik.
Ług łączył się ze stopionym tłuszczem
i spływał do rzeki w postaci mydlin.
Pokaż rękę.
Co to jest?
To jest chemiczne oparzenie.
Boli bardziej niż inne,
i pozostawia bliznę.
Medytacja uśmierzała bólraka,
może uśmierzyi ten.
- Nie odcinaj się od bólu.
- O, Boże!
Pierwsze mydło powstało
z popiołów bohaterów.
Bez bólu, bez poświęcenia,
niczego nie da się osiągnąć.
Próbowałem nie myśleć o słowach:
,,pieczenie", czy,,skóra".
Przestań! To twój ból,
to twoja piekąca ręka.
Idę do jaskini, aby odszukać
zwierzęce uosobienie mocy.
Nie! Nie załatwiaj tego tak,
jak te umrzyki! No już!
- Rozumiem!
- Nie! Czujesz przedwczesne oświecenie.
To najwspanialsza chwila życia,
a ty wybierasz się gdzieś indziej!
Wcale nie!
Zamknij się! Bóg doświadczał
naszych przodków.
Jak by to świadczyło o Bogu,
gdyby się wycofali?
Musisz rozważyć możliwość,
że Bóg cię wcale nie lubi.
Nigdy cię nie chciał.
Najprawdopodobniej cię nienawidzi.
To nie jest żadna tragedia.
Nie potrzebujemy Go!
- Zgadzam się!
- Pieprzyć potępienie i odkupienie.
Jesteśmy niechcianymi
dziećmi Boga? l dobrze!
- Idę po wodę!
- Możesz użyć wody, co pogorszy ból...
- Albo octu, co zneutralizuje pieczenie.
- Pozwól mi wstać!
Najpierw musisz się poddać.
Najpierw musisz wiedzieć,
nie bać się,
wiedzieć, że pewnego dnia
przyjdzie ci umrzeć.
Nie wiesz jak to boli!
Dopiero, kiedy tracimy wszystko,
możemy czegokolwiek dokonać.
Okej.
Gratuluję.
Jesteś o krok bliżej do dna.
Tyler sprzedawałswoje mydło
domom towarowym po $20 za kostkę.
Bóg wie, ile oniza nie brali.
- To mydło jest najlepszej jakości.
- Dziękuję, Susan.
Było naprawdę wspaniałe.
Bogate kobietykupowały
od nas swój własny tłuszcz.
Miał na sobie żółtykrawat.
Ja przestałem nosić krawat do pracy.
"Pierwsza zasada klubu walki - nigdy
poza klubem nie mówi się o klubie."
Znowujestem półprzytomny.
Musiałem to zostawić wkopiarce.
"Druga zasada..." Czy to twoje?
Załóżmy, że jesteś mną.
Podejmij kierownicządecyzję.
Znajdujesz ten papier. Co robisz?
A więc, będąc tobą,
uważałbym bardzo na to,
z kim o tym rozmawiam.
Bo osoba, która to napisała
musi być niebezpieczna.
Ten elegancki świrus
może nagle stracić *** sobą panowanie,
po czym zacznie chodzić
z biura do biura,
z półautomatycznym karabinem
typu Armalite AR10,
faszerując amunicjąswoich
kolegów i współpracowników.
To może być ktoś, kogo znasz od lat.
Ktoś bardzo tobie bliski.
Przemawiały przeze mnie słowa Tylera.
A byłem kiedyś takim spokojnym facetem.
Może nie powinieneś mi zawracać głowy
każdym znalezionym świstkiem papieru.
- Dział odszkodowań.
- Cycek mi gnije.
Muszę odebrać ten telefon.
- O czym ty mówisz?
- Musisz sprawdzić, czy nie mam guza.
- Idż do szpitala.
- Nie stać mnie na lekarzy.
Sam nie wiem, Marla.
Proszę.
Nie zadzwoniła do Tylera.
Jajestemjej obojętny.
To miłe. Niesiesz jedzenie
pani Haniver i pani Raines.
Gdzie one są?.
Niestety, nie żyją. Aja żyję
i jestem biedna. Chcesz trochę?
- Nie, nie.
- Jednajest dla ciebie.
Dzięki, że o mnie pomyślałaś.
Co ci się stało w rękę?
A, nic.
Tutaj?
- Czujesz coś?
- Nie.
Upewnij się.
Dobra, jestem pewien.
Nic nie czujesz?
Nie, nic.
To wielka ulga. Dzięki.
- Nie ma za co.
- Szkoda, że nie mogę się odwdzięczyć.
W mojej rodzinie nie było
wypadków raka piersi.
- Mogę ci sprawdzić gruczoł krokowy.
- To nie będzie konieczne.
No cóż, dzięki.
- To wszystko?
- Tak, to wszystko.
Do... zobaczenia.
Cornelius?
Cornelius!
To ja! Bob!
Hej, Bob.
- Myśleliśmy, że nie żyjesz.
- Nie, nie. Wciąż tutaj.
- Jak się masz, Bob?
- Lepiej niż kiedykolwiek.
- Tak? Chodzisz jeszcze na spotkania?
- Nie, nie.
- Znalazłem coś lepszego.
- Naprawdę, co to jest?
No cóż...
Pierwsza zasada mówi,
że nie powinienem o tym mówić.
Druga zasada mówi...
Że nie powinienem o tym mówić.
- A trzecia zasada...
- Bob, Bob. Jestem członkiem.
Spójrz na mojątwarz, Bob.
To, kurwa... świetnie.
- Nigdy cię tam nie widziałem.
- Chodzę we wtorki i czwartki.
- Ja chodzę w soboty.
- Gratuluję.
Tak, ja tobie też, okej?
Słyszałeś o facecie,
który to zapoczątkował?
- Tak, właściwie...
- Słyszałem o nim różne rzeczy.
Urodził się podobno w wariatkowie
i sypia tylko godzinę dziennie.
To wspaniały człowiek.
Znasz Tylera Durdena?
Nie zrobiłem ci krzywdy, co?
Właściwie tak.
Dzięki ci za to.
Dzięki, dzięki, dzięki.
Klub walki.
To byłnasz dar- móji Tylera.
Nasz dar dla świata.
Rozglądam się wokoło
i widzę wiele nowych twarzy.
Zamknijcie się!
Oznacza to, że wielu z was
złamało dwie pierwsze zasady klubu.
Klub to najsilniejsi
i najsprytniejsi z żyjących.
Widzę cały ten potencjał.
Widzę jakjest trwoniony.
Cała generacja
napełnia benzyną baki.
Usługuje przy stołach.
Jesteśmy niewolnikami
w białych koszulach.
Reklamy zmuszają nas do pogoni
za samochodami i ciuchami.
Wykonujemy prace, których nienawidzimy,
aby kupić niepotrzebne nam gówno.
Jesteśmy średnimi dziećmi historii.
Nie mamy celu ani miejsca.
Nie mamy Wielkiej Wojny.
Wielkiej Depresji.
Naszą wielkąwojnąjest wojna duchowa.
Naszą wielkądepresjąjest życie.
Zostaliśmy wychowani
w duchu telewizji, wierząc,
że pewnego dnia będziemy
milionerami, bogami ekranu.
Ale tak się nie stanie.
Powoli to do nas dociera.
I coraz bardziej się wkurwiamy.
Tak!
Pierwsza zasada klubu - nigdy poza...
Kto tyjesteś?
- Kto jajestem?
- Aha.
Na drzwiach jest napis:
Tawerna Lou.
Jestem, kurwa, Lou.
Kto ty, kurwa, jesteś?
Tyler Durden.
Kto wam, sukinsyny, powiedział,
że możecie tu przychodzić?
Mamy umowę z lrvine'em.
Irvine leży w domu
ze złamanym obojczykiem.
To miejsce do niego nie należy.
Należy do mnie.
- Ile mu za to płacicie?
- Nie płacimy.
- Można tu przyjść za darmo.
- Niezły układ, co?
Tak, niezły.
Posłuchaj, głupi sukinsynu!
- Macie się stąd natychmiast wynieść.
- Hej!
Powinieneś się do nas przyłączyć.
Słyszałeś, co powiedziałem?
Ty i twój przyjaciel.
A teraz mnie słyszysz?
Nie, nie zupełnie, Lou.
Wciąż nie wiem, o co ci chodzi.
Okej, okej, już dobrze.
Pojmuję, pojmuję.
O cholera, umknęło mi.
Cofnąć się! Wszyscy!
Cofnąć się!
Ach, Lou!
Hej, facet! To miejsce
naprawdę nam się podoba.
- Takjest, Lou. Wyżyj się.
- Zamknij się, do cholery.
O, tak!
Czy to jest, kurwa, śmieszne?
Ten pieprzony gość
to wariat, mówię wam.
Niewiarygodne.
- Nie wiesz, gdzie byłem, Lou.
- O, mój Boże!
Nie wiesz, gdzie byłem!
Pozwól nam tu przychodzić, Lou!
Proszę, Lou!
Weż sobie, kurwa,
piwnicę! Chryste!
Przyrzeknij, Lou!
Chcę, żebyś mi dał słowo!
Na oczy mojej matki.
Dzięki, Lou.
Tobie też, Duży.
Do zobaczenia w przyszłym tygodniu.
W tym tygodniu każdy z was
dostanie pracę domową.
Macie wyjść na ulicę
i wszcząć bójkę z jakimś nieznajomym.
Macie wszcząć bójkę
i dać się pobić.
Doskonały wybór, proszę pana.
Hej! Uważaj, czubku! Przestań!
To wcale nie było takie proste.
Ty sukinsynu!
Większość ludzi, normalnych ludzi,
zrobi wszystko, aby uniknąć bójki.
Przepraszam!
Polałeś mnie wodąz węża.
To nie jest konieczne...
Jay! Zadzwoń na policję!
Odłóż tego węża.
Przestań! Przestań!
Przepraszam.
Musimy porozmawiać.
Okej.
Od czego chcesz zacząć?
Od twoich nagminnych nieobecności?
Od niechlujnego wyglądu?
Pójdziesz pod młotek.
Jestem zupełnym
brakiem zdziwienia Jacka.
- Co?
- Wyobrażmy coś sobie.
Jesteś szefem Wydziału
Komunikacji, okej?
Ktoś daje ci cynk,
że to przedsiębiorstwo
instaluje wsporniki mocujące, które
nie przechodzątestów kolizyjnych,
klocki hamulcowe, które zużywająsię
po przejechaniu 1600 kilometrów,
i wtryskiwacze paliwa, które
wybuchają, paląc żywcem pasażerów.
Co wtedy robisz?
Grozisz mi?
- Nie...
- Wynoś się. Jesteś zwolniony!
Mam lepsze rozwiązanie. Trzymaj mnie
jako niezależnego konsultanta.
W zamian za moją pensję,
nigdy nikomu nie powiem
o rzeczach, o których wiem.
Nie muszę nawet przychodzić do biura.
Mogę pracować z domu.
Za kogo ty się, kurwa, uważasz,
ty pojebany gnojku?
- Straż!
- Jestem słodką zemstą Jacka.
Co ty, do cholery, robisz?
To zabolało.
Dlaczego to zrobiłeś?
O, mój Boże! Nie!
Proszę, przestań!
Co ty robisz?
O, Boże, nie! Proszę! Nie!
Nie wiem dlaczego, ale pomyślałem
o mojejpierwszejbójce z Tylerem.
Nie!
We wszystkich aspektach tego,
co ten człowiekprzyjmowałjako pewnik,
roiło się od czegoś strasznego.
Posłuchaj.
Daj mi tylko czeki z wypłatą,
i nie zobaczysz mnie więcej.
A wtedy, wnajlepszym momencie
naszej pogawędki...
Dzięki Bogu!
Proszę, nie bij mnie już więcej.
Telefon, komputer,
faks, 52 czekiz wypłatą
i 48 kuponówlotniczych.
To było nasze wsparcie finansowe.
Mogliśmy sobie teraz pozwolić
na prowadzenie zajęć każdego wieczora.
Centrum klubu stanowiło
dwóch walczących ludzi.
Lider przechadzałsięjedynie
wśród tłumu obserwując.
Tyler zamieszanybył teraz
w proces sądowyz hotelem Pressman,
chodziło o zawartość
moczu wich zupie.
Jestem zmarnowanym życiem Jacka.
Dziękuję.
Tyler wymyślił
nowe zadania domowe.
Rozdawałje chłopakom
w zaklejonych kopertach.
UŻYŻNIJ TRAWĘ DOOKOŁA DOMU
ZUŻYTYM OLEJEM SILNIKOWYM
- W Delaware City mają klub walki.
- Tak, słyszałem.
W Penns Grove też.
Bob znalazł nawetjeden w New Castle.
- Ty go założyłeś?
- Nie, myślałem, że ty.
Nie.
POLICJA PRZECHWYTUJE
KATAPULTĘ DO ODCHODÓW
NAPASTOWANIE ARTYSTY
ZAGINIONE MAŁPY
WRACAJĄ OSTRZYŻONE
- Zatrzymaj się na chwilę.
- Hej, co ty robisz?
- Odwróć się.
- Co będziemy robić?
- Zadanie domowe.
- Jakiego typu?
Ludzka ofiara.
- Proszę, powiedz, że to nie pistolet.
- To jest pistolet.
- Co ty robisz?
- Czekaj na mnie na tyłach.
- Nie wariuj!
- Czekaj na mnie na tyłach.
Przy odpowiednio długiej linii czasu,
współczynnik przeżycia spada do zera.
Co ty robisz? Przestań!
Ręce za siebie.
Daj mi swój portfel.
Raymond K. Hessel.
Banning 1320, mieszkanie A.
- Małe mieszkanko w suterenie?
- Skąd wiedziałeś?
Gówniane mieszkania
oznacza się literami.
Raymond! Zaraz umrzesz.
Nie!
To sątwoi rodzice?
Będą musieli zadzwonić do lekarza.
Po raport dentystyczny.
Wiesz dlaczego?
- Bo nic nie zostanie z twojej twarzy.
- Daj spokój!
Nieważna karta studencka.
Co studiowałeś, Raymond?
- To i owo.
- To i owo?
Czy egzaminy na koniec
semestru były trudne?
- Zapytałem, co studiowałeś!
- Biologię, głównie.
- Dlaczego?
- Nie wiem.
Kim chciałeś być,
Raymondzie K. Hessel?!
Pytanie brzmiało, Raymond,
"kim chciałeś być?"
Jezu, odpowiedz mu, Raymond!
- Weterynarzem. Weterynarzem.
- Zwierzęta.
- Tak. Zwierzęta oraz to i owo.
- To i owo. Tak, rozumiem.
- Musisz więc wrócić do nauki.
- Za dużo nauki.
- Wolałbyś nie żyć?
- Nie, proszę...
Wolałbyś umrzeć tu, na kolanach,
na tyłach tego sklepiku?
Proszę, nie.
Zatrzymam twoje prawo jazdy.
Odwiedzę cię.
Wiem, gdzie mieszkasz.
Jeżeli w ciągu sześciu tygodni,
nie wrócisz do nauki,
to już po tobie.
A teraz zmiataj do domu.
Biegnij, Forrest, biegnij!
Żle się czuję.
Wyobraż sobie, jak on się czuje.
Przestań, to nie jest śmieszne!
Co ty, kurwa,
chciałeś przez to osiągnąć?!
Jutro życie Raymonda K. Hessela
odmieni się na lepsze.
Śniadanie będzie
mu smakowało jak nigdy dotąd.
Trzeba mu było to przyznać.
- Idziemy.
- Miałplan.
I wszystko zaczęło nabierać sensu,
w pewien ,,tylerowski"sposób.
Bez obaw. Bez zakłóceń.
Zdolność do zapominania o rzeczach,
które nie mają znaczenia.
Twoja praca to nie ty.
Ilość pieniędzy, jaką masz
w banku to nie ty.
Samochód jakim jeżdzisz,
to też nie jesteś ty.
Ani zawartość twojego portfela.
Ani nawet twoje pieprzone portki.
Całe gówno tego świata
składa się na ciebie.
Zaraz ci zejdę z oczu.
Nie musisz wychodzić.
Jak chcesz.
Nie, to znaczy... Jest okej.
Wciąż chodzisz na spotkania?
Tak.
Chloe nie żyje.
Ojej, Chloe.
Kiedy to się stało?
Obchodzi cię to?
Nie wiem. Nie zastanawiałem się
*** tym ostatnio.
Tak, no cóż...
To było mądre
posunięcie z jej strony.
Posłuchaj...
Co ci to daje?
Co?
No, to wszystko. Po co chodzisz...
Czy czyni cię to szczęśliwą?.
Tak, no, czasami.
Nie wiem. Nie rozumiem.
Dlaczego słabsze osoby
lgnął do mocniejszych?
Co to... Co w tym jest?
A co tobie to daje?
Nie... To nie to samo.
Z nami jest zupełnie inaczej.
Z nami?
Co rozumiesz przez "nas"?
- Przepraszam. Słyszałaś?
- Co miałam słyszeć?
- Ten hałas. Zaczekaj.
- Nie, chwileczkę!
Nie zmieniaj tematu!
Chcę o tym porozmawiać.
- Nie rozmawiacie o mnie, co?
- Nie.
- Co? - Co się działo wtedy,
kiedy mnie odwiedziłeś?
- O czym rozmawiacie?
- O niczym. Nic.
- Nie wydaje mi się.
- Czego ty chcesz?
- Spójrz na mnie.
- Nie. Co?
- Co to jest?!
- Nic. Nie przejmuj się.
Mój Boże. Kto cię tak urządził?
- Pewna osoba.
- Facet czy dziewczyna?
- Co cię to obchodzi?
- Co cię obchodzi jak zapytam?
- Zostaw mnie w spokoju.
- Boisz się powiedzieć.
- Nie boję. Odczep się.
- Nie! Porozmawiaj ze mną.
Zostaw mnie w spokoju!
- Ta rozmowa...
- Ta rozmowa...
- .. jest skończona.
- .. jest skończona.
Cokolwiek zrobię, jest nie tak.
Hej, to zaczyna być dziwne!
Co to... Co to jest?
A jak myślisz?
Hej, po co nam piętrowe łóżka?
Hej!
Za młody.
Przykro mi.
O co tu chodzi?
Jeżeli kandydatjest młody,
mówisz mu, że jest za młody.
- Stary, za stary. Gruby, za gruby.
- Kandydat?
Jeśli kandydat przeczeka trzy dni
bez jedzenia i schronienia,
może wejść i rozpocząć trening.
Jaki trening?
Myślisz, że to zabawa?
Jesteś za młody na trening,
zmiataj stąd.
Nie marnuj naszego czasu.
Wynoś się stąd, do cholery.
Mam złe wieści, przyjacielu.
To się nie stanie.
Musiało zajść jakieś nieporozumienie.
To nie koniec świata.
Po prostu... zmiataj.
Idż.
Jesteś na prywatnym terenie,
będę zmuszony powiadomić policję.
Nie patrz na mnie!
Nigdy do tego pieprzonego
domu nie wejdziesz!
Nigdy. A teraz wynoś się,
do cholery, z mojego ganku!
Wcześniej, czypóźniej,
wypełnialiśmy wizję Tylera.
Idę do środka po szpadel.
- Masz dwie czarne koszule?
- Takjest.
- Dwie pary czarnych spodni?
- Takjest.
- Parę czarnych butów? Skarpetki?
- Takjest.
- Czarną kurtkę?
- Takjest.
- $300 na opłaty pogrzebowe?
- Takjest.
Dobra.
Jesteś za stary, grubasie.
Masz za duże cycki.
Zmiataj, kurwa, z mojego ganku!
Bob! Bob!
Jak małpa, gotowa do lotu w kosmos.
Kosmiczna małpa.
Gotowa się poświęcić
na rzecz większego dobra.
Jesteś, kurwa, za stary, tłuściochu!
A ty... Jesteś, kurwa, za...
.. biały!
Wynosić się stąd, obydwaj!
I takpłynął dzień za dniem.
Posłuchajcie, robaki.
Nie jesteście wybrańcami.
Nie jesteście pięknym,
czy unikalnym płatkiem śniegu.
Jesteście jedynie gnijącą materią
organiczną, takjak wszystko inne.
Tyler tworzyłsobie armię.
Składamy się z gówna tego świata.
Wszyscyjesteśmy częścią
tej samejkupykompostu.
Dlaczego Tyler tworzyłsobie armię?
Wjakim celu?
Dla jakiego większego dobra?
Wierzyliśmy w Tylera.
Kiedy mówił:
"Twoja praca to nie ty",
Myślałem: "Tak!"
Hej, co się tu dzieje?
Hej!
Okej!
- Co się tu dzieje?
- Świętujemy.
- Co świętujemy?
- Idż.
- Hej.
- Wezmę to od ciebie.
Ten sam wspaniałysmak, Pepsi.
WIADOMOŚCI Z OSTATNIEJ CHWILI
Na miejscupracują oficerowie śledczy.
Właśnie przybyłkomisarz policji.
Proszę nam powiedzieć,
co pana zdaniem tuzaszło?
Wierzymy, żejest to kolejnyz wielu
aktów wandalizmu w tym mieście,
powiązany z podziemiem
klubów bokserskich.
Przeprowadzimy
rygorystyczne dochodzenie.
Mówił komisarz Jacobs,
który przybył właśnie na miejsce
- pożaru, który wybuchł...
- Niezła cizia.
Oddaję głos do studia.
- Tak!
- Tak!
- Cholerajasna!
- Tak!
Co wyście, kurwa, zrobili?
Przybyła teżjednostka
badająca ewentualne podpalenie...
Pierwsza zasada projektu Chaos
głosi, aby nie zadawać pytań.
Zwycięstwo w wojnie
przeciwko przestępczości
nie przyjdzie z dnia na dzień.
Będzie ono wymagało poświęcenia,
zaangażowania oraz współpracy.
Na ulicach jestjuż bezpieczniej.
Panujemy *** sytuacjąw centrum. Ale...
Muszę się pójść odlać.
Postawiliśmy pierwsze kroki,
ale cel jestjeszcze daleko.
Dlatego zainicjowaliśmy
projekt Nadzieja.
Bob.
Projekt Nadzieja będzie
wspólnym wysiłkiem
policji oraz przywódców
społeczności lokalnych.
Będzie on potężną, nową bronią
w wojnie przeciwko przestępczości.
- Zaciśnij mu to na worach.
- Ale ma zimne jaja.
Cześć. Odwołasz swoje
rygorystyczne dochodzenie.
Wydasz publiczne oświadczenie,
że nie ma żadnej podziemnej grupy,
albo ci faceci odetnąci jajka.
Wyśląjedno do New York Timesa
a drugie do LA Timesa.
Posłuchaj.
Jesteś uzależniony
od ludzi, których ścigasz.
Gotujemy twoje posiłki. Wywozimy śmieci.
Łączymy rozmowy telefoniczne.
Kierujemy karetkami pogotowia.
Pilnujemy cię, kiedy śpisz.
Odpierdol się od nas.
Sprawdzanie jajek!
Bob, ty pójdziesz tędy.
Idziemy.
Jestemjednym, zaognionym
poczuciem odrzucenia Jacka.
Hej!
Tak!
Czułem, że mógłbym walnąć
każdego pandę,
który nie chciałsię pieprzyć
w celuzachowania gatunku.
Chciałem pootwierać zawory
w tankowcach
i zatruć ropą francuskie
plaże, których i tak nie zobaczę.
Chciałem wdychać dym.
O czym ty myślałeś, psycholu?
Miałem ochotę zniszczyć coś pięknego.
Zabierzcie go, kurwa, do szpitala.
Tak.
Proszę się nie martwić, panie Durden.
Lotnisko. Długi postój.
Proszę, panie Durden.
Proszę.
PRZERÓB SWOJE ZWIERZĘTA
NA SUROWCE WTÓRNE
- Coś nie tak, kochany?
- Nie.
Tak, dlaczego nikt mi
nie powiedział o projekcie Chaos?
Pierwsza zasada projektu Chaos -
nie zadawać żadnych pytań.
Dlaczego mnie nie włączyłeś
w jego początki?
Klub walki był początkiem.
Powoli urósł do projektu Chaos.
Klub walki stworzyliśmy razem.
Jest tak samo mój, jak i twój.
- Czy tu chodzi o ciebie i mnie?
- Tak. Dlaczego nie robimy tego razem?
Projekt nie należy do nas.
Nie jesteśmy wybrańcami.
Pieprzę to.
Powinieneś mi był powiedzieć.
Hej, Tyler!
- Kurwa, Tyler!
- Czego ty chcesz?!
Oficjalnego oświadczenia
o celu tego, co robię?
- O...
- Sam zdecyduj o stopniu zaangażowania!
Tak zrobię! Chcę się najpierw
czegoś dowiedzieć!
- Pierwsza zasada projektu Chaos...
- Zamknijcie się!
- Chcę wiedzieć, o czym myślisz.
- Pieprz, to co wiesz!
Zapomnij o tym, co wiesz
na temat życia, przyjażni,
a w szczególności to,
co wiesz o nas.
Co to ma znaczyć?
Co ty robisz?
Co chcielibyście zrobić
przed śmiercią, chłopaki?
- Namalować autoportret.
- Zbudować dom.
- A ty?
- Nie wiem. Nic.
- Zjedż na dobry pas.
- Musisz wiedzieć!
Gdybyś teraz umarł,
jak byś ocenił swoje życie?
Nie wiem! Nie za dobrze.
To chciałeś usłyszeć?
- No już!
- Zastanów się jeszcze raz.
Przestań świrować! Tyler!
Jezu Chryste!
Cholera jasna! Cholerajasna!
Pieprz się!
Pieprzyć klub. Pieprzyć Marlę!
Mam dosyć tego całego gówna!
Okej, chłopie.
- Przestań świrować. Kieruj!
- Spójrz na siebie!
- Kieruj!
- Spójrz na siebie. Jesteś śmieszny!
- Dlaczego? O czym ty mówisz?
- Po co wysadziłem twoje mieszkanie?
Co?
Stoczenie się na dno to nie zabawa.
To nie żadne cholerne seminarium.
Porzuć próby kontrolowania
wszystkiego i zacznij żyć!
Zacznij żyć!
Dobra. W porządku.
Dobra.
Nigdy przedtem nie miałem
wypadku samochodowego.
Tak musielisię czuć ludzie,
których ujmowałem wraportach
jako dane statystyczne.
Cholera jasna!
Otarliśmy się właśnie o śmierć!
W świecie jaki widzę,
ty tropisz łosie w lasach
Wielkiego Kanionu
wokół ruin Centrum Rockefellera.
Masz na sobie skórzane ciuchy,
które wystarcząci do końca życia.
Wspinasz się po grubych winoroślach,
które oplatająWieżę Sears.
A kiedy spoglądasz w dół, widzisz
małe figurki mielące kukurydzę na mąkę
i układające paski dziczyzny
na wolnym pasie
jakiejś opustoszałej autostrady.
Zbierz się w sobie, chłopie.
A potem...
Tyler?
..Tyler odszedł.
Czyja śniłem?
Czy przespałem noc?
Nie jesteście pięknymi,
unikalnymi płatkami śniegu...
Dom ożył własnym życiem.
W środku było parno odpotu
i oddechu wielu ludzi.
Dom się poruszał,
bo poruszało się po nim wiele ludzi.
Planeta Tyler.
Musiałem się trzymać ścian.
Uwięziony wewnątrz mechanizmu
napędzającego kosmiczne małpy.
Nie wolno ci tu palić!
Zapomniałeś ile tu jest eteru?!
Zespołowe gotowanie, praca,
nawet spanie.
Proszę zaczekać.
FAŁSZYWE INFORMACJE
INTRYGI
Mamy wszystko
pod kontrolą, szefie.
Gdzie jest Tyler?
Pierwsza zasada
projektu Chaos - nie...
Dobra... Okej.
Jestem samjakpalec.
Własny ojciec mnie opuścił.
Tyler mnie opuścił.
Jestem złamanym sercem Jacka.
Tylko Tylerzna kolejnyruch
w projekcie Chaos.
Druga zasada - nie zadajesz pytań.
Odpierdol się ode mnie!
Odpierdol się!
Kim sąci ludzie?
Pracownicy Wytwórni Mydła
Ulicy Papierowej.
Mogę wejść?
Nie ma go tu.
Co?
Tylera tu nie ma.
Tyler wyjechał.
Nie ma go.
Sprowadż pomoc!
Mamy tu dwóch z ranami postrzałowymi!
Przygotować miejsce!
Co się stało? Co się stało?
Wykonywaliśmy zadanie.
Dwie rzeczy zajednym zamachem.
Mieliśmy zniszczyć rodzaj
zbiorowej sztuki...
Operacja Kawiarniany Grzmot. Ruszamy!
..i zdemolować kawiarnię.
Wszystko było zaplanowane, szefie.
- Szło jak po maśle, aż nagle...
- Policja! Nie ruszać się!
- Co?
- Postrzelili Boba.
- Dostał w głowę.
- Pieprzone świnie!
O, Boże!
- A to sukinsyny!
- Wy kretyni.
Biegacie w kominiarkach
próbując wysadzać rzeczy?
Co innego się mogło stać?!
Okej, szybko! Pozbądżmy się dowodów.
Musimy się pozbyć jego ciała!
- Zakopmy go.
- Co?
Zabierzemy go do ogrodu i zakopiemy.
- Ruszać się, ludzie, idziemy!
- Odpierdolcie się!
Odsunąć się od niego!
O czym wy mówicie?
To nie żaden pieprzony dowód.
To jest człowiek.
Jest moim przyjacielem
i nie pozwolę go zakopać w ogrodzie!
Zginął podczas projektu Chaos, szefie.
- To jest Bob.
- Szefie, w...
W projekcie Chaos, nie mamy imion.
Posłuchajcie mnie.
To jest człowiek,
nazywa się Robert Paulsen, okej?
- Robert Paulsen.
- Jest człowiekiem
i zginął przez nas. Rozumiecie?
Ja rozumiem.
W razie śmierci,
członek projektu Chaos
ma imię.
On nazywa się RobertPaulsen.
On nazywa się Robert Paulsen.
On nazywa się... Robert Paulsen.
On nazywa się Robert Paulsen.
No już, chłopaki. Przestańcie.
On nazywa się Robert Paulsen.
Zamknijcie się!
Jest już po wszystkim!
Wypieprzaj stąd.
- Tyler?
- Nie, mówi detektyw Stern.
Proszę przyjść do mnie...
Zaliczałem bary we wszystkich miastach,
w których byłkiedyś Tyler.
Nie wiemjak to się działo,
ale wiedziałem, które baryzaliczać.
Szukam Tylera Durdena.
Muszę z nim porozmawiać.
Szkoda, że nie mogę panu pomóc,
szefie.
W każdym odwiedzanym
przeze mnie mieście,
już w chwili wyjścia z samolotu
czułem, że klubjestblisko.
Hej! Hej!
Taxi!
Spójrz na mojątwarz.
Jestem członkiem.
Muszę tylko wiedzieć,
czy widziałeś Tylera.
Nie mogę wyjawić
żadnych informacji
ani nie chcę, nawet gdybym wydał
informacje w tym miejscu... móc.
- Jesteś kretynem.
- Proszę stąd wyjść.
Tyler nieźle się uwijał...
zakładając franszyzy w całym kraju.
Czyja śniłem? Czyja spałem?
Czy Tyler to mójzłysen,
czy na odwrót?
- Słyszeliśmy tylko plotki.
- Jakie plotki?
- Nikt nie wie, jak on wygląda.
- Co 3 lata zmienia operacyjnie twarz.
To najgłupsza rzecz, jakąsłyszałem.
- Czy to prawda, co mówiąo Miami?
- Czy pan Durden tworzy armię?
Żyłem wstanie ustawicznego déja vu.
Dokądkolwiek poszedłem,
miałem wrażenie, żejuż tam byłem.
Czułem się,jakbym szedł
za kimś niewidzialnym.
Zapach zaschniętejkrwi,
brudne odciskistóp
krążące wokółsiebie.
Zapach starego potu
przypominający smażonego kurczaka.
Podłoga wciąż ciepła
po wczorajszej walce.
Byłem ciągle o krokza Tylerem.
On nazywa się Robert Paulsen...
Miło pana znowu widzieć.
Jak się pan miewa?
Znasz mnie?
Czy to jakiś test, szefie?
Nie. To nie jest test.
Był tu pan w zeszły czwartek.
W czwartek?
Stał pan w tym samym miejscu,
wypytując o środki bezpieczeństwa.
Mysz się nie prześliżnie, szefie.
Kim ja dla ciebie jestem?
Czy to na pewno nie żaden test?
Nie, to nie jest test.
Jest pan panem Durdenem.
To pan mnie tak urządził.
Proszę o złożenie siedzeń.
- Tak?
- Marla, toja.
- Czy my to kiedyś zrobiliśmy?
- Niby co?
Czy mieliśmy seks?
Co za głupie pytanie?
Głupie, bo odpowiedż brzmi: "tak",
czy dlatego, że brzmi: "nie"?
- Czy to jakiś kawał?
- Nie. Muszę wiedzieć...
Chcesz wiedzieć, czy myślę,
że to tylko seks, czy też akt miłości?
- To my się kochaliśmy?
- Tak to nazywasz?
Po prostu odpowiedz na pytanie!
Zrobiliśmy to, czy nie?!
Raz mnie pieprzysz, raz opieprzasz.
Kochasz, potem nienawidzisz.
Raz jesteś czuły, potem
zamieniasz się w totalnego dupka.
Czy dobrze opisałam
nasz związek, Tyler?
Nagła utrata ciśnienia wkabinie.
Coś ty powiedziała?
- Co się z tobądzieje?
- Jak mnie nazwałaś?
Tyler Durden! Ty pieprzony
pomyleńcu! Co się z tobą dzieje?
- Idę do ciebie!
- Nie ma mnie tam!
- Złamałeś dane mi słowo.
- Jezu, Tyler.
- Rozmawialiście o mnie.
- O co tu, kurwa, chodzi?
Poprosiłem cię o jedno.
O jedną, małą rzecz.
Dlaczego ludzie uważają
mnie za ciebie?
Odpowiadaj!
Usiądż.
Odpowiedz. Dlaczego ludzie myślą,
że jestem tobą?.
Myślę, że wiesz.
- Nie, nie wiem.
- Tak, wiesz.
Dlaczego ktokolwiek
miałby mnie mylić z tobą?.
Nie wiem.
- Już wiesz.
- Nie.
- Odpierdol się od nas!
- Powiedz.
Ponieważ...
Powiedz!
Ponieważ jesteśmy tąsamąosobą.
Zgadza się.
Jesteśmy odpadami tejziemi.
- Nic z tego nie rozumiem.
- Szukałeś sposobu na zmianę życia.
Nie byłeś tego w stanie zrobić sam.
Twoje marzenia o tym,
kim chciałbyś być,
to ja.
Wyglądam tak, jak chciałeś wyglądać,
pieprzę się tak, jak tego chciałeś.
Jestem cwany, zdolny,
a co najważniejsze,
jestem wolny od tego,
od czego tyjesteś uzależniony.
O, nie.
- Tylera tu nie ma. Tyler odszedł.
- Co?
To niemożliwe. To szaleństwo.
Ludzie robiąto codziennie.
Mówią do siebie. Widząsiebie
takimi, jakimi chcieliby być.
Nie mająjednak twojej odwagi,
aby to zrobić.
Wciąż się z tym zmagasz,
więc jesteś czasami sobą.
- Powinniśmy to kiedyś powtórzyć.
- Czasami się mi przyglądasz.
Jeżeli to twoja pierwsza nos
w Kręgu, musisz walczyć.
Krok po kroku, stajesz się...
Tylerem Durdenem.
Twoja praca,
czy ilość pieniędzy, to nie ty!
- Nie. Ty masz dom.
- Wynajmowany na ciebie.
- Masz kilka robót, życie.
- Pracujesz w nocy, bo nie możesz spać.
Albo siedzisz do póżna robiąc mydło.
- Pieprzysz się z Marlą, Tyler.
- Teoretycznie. Jej jest wszystko jedno.
O, mój Boże.
Mamy więc dylemat.
Ona za dużo wie.
Musimy się zastanowić,
czy to nam nie pokrzyżuje planów.
Co... Co ty mówisz?
To wszystko gówno prawda,
nie zamierzam tego słuchać!
- Jesteś szalony!
- Nie. To tyjesteś szalony.
Nie mamy czasu na te głupstwa.
Tojest właśnie zmiana.
Film trwa dalej,
a widzowie nie mają o niczym pojęcia.
- Czy pan się wymeldowuje?
- Tak. Proszę o rachunek.
To lista rozmów telefonicznych.
Czy może pan podpisać?
- Kiedy pod nie dzwoniono?
- Pomiędzy 2.00 a 3.30 dziś rano.
Czy chodziłem ostatnio
wcześniej spać? Czyspałem dłużej?
Czy coraz dłużejbyłem Tylerem?
Jest tu kto?
Znowu déja vu.
Mając dostateczną ilość mydła,
da się wszystko wysadzić.
O, mój Boże.
- 1888.
- Z kim rozmawiam?
Z dozorcą budynku
przy ulicyFranklina. Halo?
Halo?
Ulica Franklina nr 1888?
Tak. W czym mogę pomóc?
- Halo?
- Tak, tak.
Połącz mnie ze swoim przełożonym.
- Przy telefonie.
- Dobra, słuchaj.
Twój budynekjest w niebezpieczeństwie.
Trzymamy rękę na pulsie, szefie.
- Słucham?
- Proszę się o nas nie martwić.
2160.
Marla! Marla! Hej, zaczekaj!
Zaczekaj! Muszę z tobą porozmawiać!
Marla! Marla!
Oberwałam od twoich pieprzonąszczotką!
O mały włos nie złamali mi ręki.
Wypalali sobie w ługu końce palców.
Proszę zaufaj mi i wysłuchaj
tego, co mam do powiedzenia.
- Nadchodzi lawina kłamstw.
- Trochę więcej wiary.
Nie chcę niczego słuchać.
Masz prawo być...
Poproszę jedynie o kawę.
Wszystko, co pan zamówi jest za darmo.
Dlaczego wszystko jest za darmo?
- Nie pytaj.
- Wszystko jedno.
Wezmę zupę ze skorupiaków, kurczaka,
pieczonego ziemniaka i deser.
Czyste jedzenie, proszę.
W takim razie, proponuję
nie brać zupy ze skorupiaków.
Bez zupy. Dziękuję.
Masz jakieś 30 sekund.
Wiem, że zachowywałem się dziwnie.
- Jakbym miał dwie osobowości...
- Dwie osobowości?
- Doktor Jekyll i pan Jackdupek.
- Zdałem sobie sprawę z czegoś ważnego.
- Z czego?
- Nasz związek nie był dla mnie jasny
z przyczyn, o których
nie będę teraz mówił.
- Wiem, że żle cię traktowałem.
- Cokolwiek powiesz.
Nie, nie. 15 sekund, proszę!
15 sekund, nie otwieraj buzi.
Próbuję ci powiedzieć,
że jest mi przykro.
Zdałem sobie sprawę,
że cię bardzo lubię, Marla.
Naprawdę?
Tak, bardzo.
Nie chcę, aby z mojego powodu
stało ci się coś złego.
Marla, twoje życie
jest w niebezpieczeństwie.
Co?
Musisz na trochę wyjechać z miasta.
Unikaj większych miast.
- Jedż na kamping...
- Jesteś szalony.
- Jesteś zamieszana w coś strasznego.
- Nie. Zamknij się!
- Nie jesteś bezpieczna.
- Zamknij się!
- Posłuchaj, Tyler, próbowałam.
- Wiem to.
Są rzeczy, które w tobie lubię.
Jesteś mądry, śmieszny.
Cudowny w łóżku.
Ale...
jesteś nie do zniesienia.
Masz poważne problemy emocjonalne.
Głęboko zakorzenione problemy,
które należy leczyć.
- Wiem, przykro mi.
- Wszystkim jest przykro.
Nie mogę tego dalej ciągnąć.
Nie mogę.
I nie będę.
Odchodzę.
Nie możesz, Marla!
Nie jesteś bezpieczna!
- Marla, ty nic nie rozumiesz!
- Zostaw mnie w spokoju!
- Staram się cię ochraniać!
- Puszczaj mnie!
- Nie chcę cię już nigdy widzieć!
- W porządku...
Zaczekaj tu chwilę!
Proszę zaczekać! Zamknij się!
Weż pieniądze
i wsiadaj do autobusu.
Nie będę cię już więcej niepokoił.
Zamknij się!
Proszę, wsiądż do autobusu. Proszę.
Dlaczego to robisz?
Jesteś dla nich zagrożeniem.
Nie mogę ci tego wyjaśnić, zaufaj mi!
- Ze mną nie jesteś bezpieczna.
- Zatrzymam to, podatek od głupoty.
- Dobra. Unikaj dużych miast.
- Tyler.
Jesteś najgorszą rzeczą,
jaka mi się przydarzyła.
Chcę, abyście mnie aresztowali.
Jestem liderem
organizacji terrorystycznej,
odpowiedzialnej za akty wandalizmu
oraz napady na terenie całego miasta.
W samym centrum
mamy około 200 członków.
Filie pojawiły się już w pięciu,
czy sześciu większych miastach.
To bardzo zdyscyplinowana organizacja,
wiele z jej ogniw
może działać samoistnie.
Idżcie pod numer 1537
na ulicy Papierowej.
To nasze centrum dowodzenia.
Na tyłach, w ogrodzie,
znajdziecie ciało Roberta Paulsena.
W piwnicy znajdziecie wanny,
których używaliśmy ostatnio do
produkcji dużej ilości nitrogliceryny.
Plan zakłada chyba wysadzenie
głównych siedzib firm kredytowych
oraz budynek TRW.
Dlaczego właśnie te budynki?
Dlaczego te firmy?
Niszcząc dane na temat długów,
znajdziemy się w punkcie wyjściowym.
Powstanie totalny chaos.
Niech mówi dalej.
Muszę gdzieś zadzwonić.
Podziwiam to, co pan robi.
Co?
Jest pan naprawdę odważny.
Jest pan geniuszem, szefie.
Mówił pan, że jeżeli ktoś będzie
chciał przeszkadzać, nawet pan,
mamy mu odciąć jajka.
- Opór na nic się nie zda.
- To wielki gest, panie Durden.
- Będzie przykładem dla wszystkich.
- Popełniacie wielki błąd!
- Tak miał pan powiedzieć.
- Nie jestem Durdenem!
- To też miał pan powiedzieć.
- Dobra. Jestem Tyler Durden.
Posłuchajcie. Wydaję wam
bezpośredni rozkaz.
- Kończymy naszą misję.
- To na pewno miał pan powiedzieć.
Czy wy, kurwa, straciliście rozum?
Jesteście policjantami!
Czy ktoś mierzy czas?
Morda na kłódkę.
Cholera!
Niektóre z tych informacji się zgadzają.
- Chodżmy do tego domu na Papierowej.
- Zaraz idę.
Hej, zaczekaj!
- Mam go.
- Musimy to zrobić, szefie.
- Proszę przestać walczyć!
- Gdzie jest gumka?
Zostawcie mnie w spokoju!
Rzuć ten pieprzony nóż!
Odsunąć się. Na podłogę!
Na podłogę!
Osoba, która wyjdzie za drzwi
zostanie poczęstowana ołowiem!
Nie zbliżaj się!
Biegłem.
Biegłem do momentu, aż omdlałymi
nogi, a wżyłach zacząłkrążyć kwas.
A potem, pobiegłem dalej.
ULICA FRANKLINA
Co ty, kurwa, robisz?
Biegasz po ulicach w gaciach!
Wyglądasz jak wariat!
Nie. Szukałem ciebie.
Wiem, co się tu dzieje.
No to chodż. Znalazłem nam
niezłe miejsce widokowe.
WINDY DO GARAŻU
- O, Chryste.
- I co ty robisz?
- Kończę to.
- Dlaczego?
- To twoje największe osiągnięcie.
- Nie mogę na to pozwolić.
Jest jeszcze 10 bomb
w 10-innych budynkach.
Odkąd to projekt Chaos
oznacza morderstwo?
Budynki są puste.
Nikogo nie zabijamy.
Wyzwalamy ich tylko!
Bob nie żyje. Dostał w głowę.
Aby coś zyskać,
trzeba najpierw coś stracić.
Nie. Nie będę cię słuchał.
Ciebie przecież nie ma.
Nie robiłbym tego. Chyba,
że wiesz, który kabel jest do czego.
Jeżeli ty wiesz, to ja też.
A może specjalnie myślałem cały dzień
o złych, żeby cię skołować.
Tak myślisz?
O, cholera, nie. Tylko nie zielony.
Każdy, byle nie ten.
Prosiłem, żebyś tego nie robił!
Kurwa!
Tyler, odsuń się od furgonetki.
Tyler, ja nie żartuję!
Odsuń się od furgonetki!
Cholera jasna!
Spoko! Spoko!
Okej.
Strzelasz teraz do swojego
wyimaginowanego przyjaciela
stojącego w pobliżu
1500 litrów nitrogliceryny!
Uspokój się, Tyler!
No chodż!
Nie uciekaj!
Co?!
Trzy minuty.
Trzy minuty.
To jest to.
Początek.
Wielkie zero.
To chyba tu rozpoczęliśmy.
Chcesz coś na zakończenie powiedzieć?
Słucham?
Nic mi nie przychodzi do głowy.
Humor w retrospekcji.
Zaczyna być ciekawie.
Dwie i pół.
Pomyśl o tym, co osiągnęliśmy.
Przez te okna obejrzymy
upadek finansowej historii.
Jesteśmy o krok bliżej
do równowagi ekonomicznej.
Co ona tu robi?
Projekt tego wymagał.
Postaw mnie na ziemię,
ty łysy skurwysynu!
- Błagam cię, nie rób tego.
- Ja tego nie robię.
- Wspólnie to robimy. Tego chcieliśmy.
- Nie.
- Ja tego nie chcę.
- Tyle, że tyjuż tu nic nie znaczysz.
- Musimy o tobie zapomnieć.
- Jesteś głosem w mojej głowie.
Ty jesteś głosem w mojej!
- Dlaczego nie mogę się ciebie pozbyć?
- Potrzebujesz mnie.
Nie, nie potrzebuję cię już więcej.
Ty mnie stworzyłeś,
ja nie musiałem się dowartościowywać.
- Weż za to odpowiedzialność.
- Biorę. Odpowiadam za to wszystko...
..zdaję sobie z tego sprawę.
Więc proszę, błagam cię,
odwołaj akcję.
Czy kiedyś się na mnie zawiodłeś?
Zobacz ile przeze mnie osiągnąłeś!
Przejdziemy przez to.
Jak zwykle, będziesz się
przed tym bronił,
ale na koniec mi podziękujesz.
Tyler. Tyler.
Jestem ci wdzięczny.
Za wszystko, co dla mnie zrobiłeś.
Ale to już za wiele. Nie chcę tego.
Czego ty chcesz? Wrócić do tej chujowej
roboty? Do oglądania tasiemców?
Pieprz się! Nie zrobię tego.
- Nie wierzę, że to się dzieje.
- Już się stało, więc zamknij się!
60 sekund.
Nie.
Zaraz coś wymyślę.
To nie jest rzeczywistość.
Nie jesteś rzeczywisty, pistolet...
Nie trzymasz w ręku pistoletu.
Ja go trzymam.
I tak to nic nie zmienia.
Dlaczego przykładasz sobie
do głowy pistolet?
Nie do mojej głowy, Tyler.
Do naszej.
Interesujące.
Co teraz zrobisz, chłopcze?
Hej. To ty i ja.
Przyjaciele?
Tyler,
chcę, żebyś mnie uważnie posłuchał.
Okej.
Mam otwarte oczy.
Co to za zapach?
- Gdzie sąwszyscy?
- O, nie. Co się tu dzieje?
Panie Durden!
O, mój Boże!
Czy nic... Czy nic panu nie jest?
- O, nie, nic mi nie jest.
- Wygląda pan strasznie. Co się stało?
- Nic, wszystko w porządku.
- Nie, nie. On nie żartuje.
- Potrzebuje pan lekarza.
- Nic mi nie jest.
Nic mi nie jest... Wszystko w porządku.
Przestań!
- Puśćcie ją.
- Wielki Boże!
Ty!
Cześć, Marla.
- Zostawcie jątu. Spotkamy się na dole.
- Jest pan pewien?
Tak, jestem pewien.
Ty skurwielu!
W co ty, do cholery, grasz?!
Wysyłając mnie...
O, mój Boże, twoja twarz!
Tak, wiem.
Co się stało?
- Nie pytaj.
- Jesteś ranny.
- Tak, jestem ranny.
- O, mój Boże.
- Nie mogę uwierzyć, że jeszcze stoi.
- Twardy sukinsyn.
Kto to zrobił?
Ja sam.
Znajdż jakąś gazę.
Sam się postrzeliłeś?
Tak, ale to dobrze.
Marla, spójrz na mnie.
Nic mi nie jest.
Zaufaj mi. Wszystko będzie dobrze.
Poznałaś mnie w bardzo dziwnym
momencie mego życia.