Tip:
Highlight text to annotate it
X
/Jak zwykle źle.
/Brak działań Stanów Zjednoczonych
/w Europie wschodniej dowodzi,
/że agresja Związku Sowieckiego
/na granicy afgańskiej,
/nie spotka się z odpowiednią
/reakcją Stanów Zjednoczonych.
/Problem:
/Związek Sowiecki kontynuuje zakrojone
/na szeroką skalę manewry wojskowe,
/przeprowadzając dzisiaj,
/na Morzu Beringa, próbę bombową,
/zaledwie 2 500 kilometrów
/od południowych brzegów Alaski.
/Prezydent Richard Nixon wygłosił
/do Sowietów następujące ostrzeżenie:
Stany Zjednoczone nie wszczynają potyczek.
Wyrażę się jasno.
Utrzymaliśmy naszą siłę
w celu utrzymania pokoju.
Zatem każdy nasz adwersarz
powinien zadać sobie pytanie,
czy konsekwencje
zaatakowania Ameryki,
nie przerosną potencjalnych korzyści.
W rezultacie sowieckich działań
czuwająca grupa naukowców nuklearnych
przesunęła zegar Dnia Sądu Ostatecznego
na pięć minut do północy.
Zagłada w wyniku wojny atomowej.
/Pytanie.
/W skali 0 do 10,
gdzie 0 to niemożliwość,
a 10 to absolutna metafizyczna pewność,
jaka jest szansa, że Rosjanie
zaatakują Stany Zjednoczone?
Pat Buchanan.
Zero.
Sowieci nigdy nie zaryzykują
rozpoczęcia wojny,
gdy mamy po swojej stronie
chodzącą obronę antynuklearną.
Chodzi panu, oczywiście,
o doktora Manhattana.
/Ale czy istnienie doktora Manhattana
/gwarantuje światowy pokój?
/Eleanor Clift.
/Cóż, nie powstrzymało
/Związku Radzieckiego
/od nagromadzenia rekordowej
/ilości broni atomowej.
Nie sądzi pani,
że to tylko pozory?
Być może powodem, dla którego Sowieci
przeprowadzają te próbne eksplozje,
jest fakt, że czują zagrożenie
/ze strony doktora Manhattana?
/Być może cały świat
/czuje takie zagrożenie?
/Radzieckie statki naruszyły
/wody terytorialne...
To było chyba kwestią czasu.
To jakiś żart.
To wszystko to jakiś żart.
Mamo, wybacz mi.
/Tłumaczenie ze słuchu i synchro:
/SABAT1970
/Korekta i współpraca:
/Stary Fachowiec
/Bob Dylan "The Times They're A-Changin"
/tłum. S.Szweda & A.Orzechowski
/Ludzie, zbierzcie się wokół
/ze wszystkich stron.
/I oby nie porwał was
/rzeki tej prąd.
/Pogódźcie się z tym,
/że zmarzniecie na kość.
/JEDWABNA ZJAWA
/Jeśli czas taką dla was
/ma wartość,
/więc nauczcie się pływać,
/by na dnie gdzieś nie stanąć,
/bo czasy wciąż,
/wciąż się zmieniają.
.:: STRAŻNICY ::.
/Prorocy, poeci nie szczędźcie
/swych sił,
/nim wszystko rozpłynie się
/w wietrze jak dym.
/Póki świat się kręci,
/ty kręć się wraz z nim.
/Otwórz oczy,
/nie przegap tej szansy.
JAPONIA KAPITULUJE
/Ci co teraz przegrali,
/później jednak wygrają,
/bo czasy wciąż,
/wciąż się zmieniają.
/I wy co rządzicie,
/usłyszcie ten krzyk.
/Nie stójcie tak w drzwiach,
/by nie mógł przejść nikt,
/bo nic nie wskóracie,
/gdy złość macie w oczach.
/Już walka na zewnątrz się toczy.
/Wnet zadrżą okna
/i zatrzęsą się ściany,
/bo czasy wciąż,
/wciąż się zmieniają.
/Ojcowie i matki
/przybądźcie dziś tłumnie.
/Niech nikt nie potępia,
/gdy nie może zrozumieć.
/LESBIJSKIE KURWY
/Wasze dzieci już własną
/odnalazły drogę.
/Zrozum to, że nic już
/zrobić nie możesz.
/ROSJANIE MAJĄ BOMBĘ
/Szczęśliwi i mądrzy,
/którzy dłoń im podają,
/bo czasy wciąż,
/wciąż się zmieniają.
/Wytyczono linię
/i klątwę rzucono.
/Co dziś jest powolne,
/to jutro popędzi,
/To co teraz jest ważne,
/już za chwilę nie będzie.
/Szybko zmienia się
/porządek świata.
/Ten co właśnie jest pierwszy,
/zaraz pójdzie na koniec,
/bo czasy wciąż,
/wciąż się zmieniają.
...byłam bohaterką, do cholery!
/ESKALACJA WOJNY W WIETNAMIE
/I wy co rządzicie,
/usłyszcie ten krzyk.
/Nie stójcie tak w drzwiach,
/by nie mógł przejść nikt,
/bo nic nie wskóracie,
/gdy złość macie w oczach.
/Już walka na zewnątrz się toczy.
/Wnet zadrżą okna
/i zatrzęsą się ściany,
/bo czasy wciąż,
/wciąż się zmieniają.
/Ojcowie i matki
/przybądźcie dziś tłumnie.
/Niech nikt nie potępia,
/gdy nie może zrozumieć.
/Wasze dzieci już własną
/odnalazły drogę.
/Zrozum to, że nic już
/zrobić nie możesz.
/Szczęśliwi i mądrzy,
/którzy dłoń im podają,
/bo czasy wciąż,
/wciąż się zmieniają.
Powodzenia, panie Gorsky.
/Ludzie, zbierzcie się wokół
/ze wszystkich stron.
/I oby nie porwał was
/rzeki tej prąd.
/Pogódźcie się z tym,
/że zmarzniecie na kość.
/Jeśli czas taką dla was
/ma wartość,
/więc nauczcie się pływać,
/by na dnie gdzieś nie stanąć,
/bo czasy wciąż,
/wciąż się zmieniają.
/NIXON WYBRANY
/NA TRZECIĄ KADENCJĘ
/Wynocha stąd, strażnicy!
Edward Blake, 67 lat,
187 cm wzrostu,
dobre 100 kilo wagi.
- Facet był zbudowany jak futbolista.
- Tak, widziałem ciało.
- Jak na swój wiek, był w świetnej formie.
- Poza tym, że teraz nie żyje.
To wzmocnione szkło.
Żeby chociaż pękło, musiałbyś
wjechać w to samochodem.
Ktoś musiał nim rzucić.
Sprawdziłeś sypialnię?
Tak. Szuflady pootwierane i przeszukane.
Odwrócony materac.
Prawdopodobnie napad rabunkowy.
Albo tak upozorowane.
Widziałeś to?
- Ściska dłoń prezydenta.
- Rany...
Myślisz, że Blake był tajniakiem?
Pracował dla rządu... jak my?
Myślę... że ta sprawa
przerasta nas obu.
/Dziennik Rorschacha.
/12 października 1985.
/Ścierwo psa na ulicy dziś rano.
/Ślad opony na rozerwanym brzuchu.
/To miasto boi się mnie.
/Ujrzałem jego prawdziwe oblicze.
/Ulice to przedłużenie rynsztoków.
/Rynsztoków pełnych krwi.
/I kiedy w końcu, studzienki
/pokryją się strupami,
/całe robactwo się potopi.
/Nagromadzone plugastwo seksu i zbrodni
/spieni im się na wysokości pasa,
/a wszystkie kurwy i politycy
/spojrzą w górę i krzykną: "Ocal nas!"
/A ja szepnę... "nie".
/Cały świat stoi na krawędzi,
/spoglądając w dół na krwawe piekło.
/Wszyscy ci liberałowie, intelektualiści,
/złotouści...
/i nagle okazuje się, że żaden
/nie ma nic do powiedzenia.
/Pode mną to wstrętne miasto...
/wrzeszczy jak rzeźnia
/pełna upośledzonych dzieci.
/A noc cuchnie cudzołóstwem
/i wyrzutami sumienia.
/KOMEDIANT WYŚMIEWA MOLOCHA
/Dziś w nocy, w Nowym Jorku
/umarł Komediant.
/Ktoś wie dlaczego.
Ktoś wie.
Na pewno coś słyszałem.
Pilnuj drzwi.
Cicho.
To pewnie wiatr.
Następnym razem...
/Wszystko zaczęło się
/od gangów, wiesz?
/Ludzie wydają się
/o tym nie pamiętać.
/Pirackie kostiumy, duchy.
/Uważali, że to zabawne.
/Przebrać się i zrobić skok.
/Oczywiście, jak ich aresztowaliśmy,
/zaraz wracali z powrotem na ulice.
/Nikt ich nie potępiał
/z powodu tych cholernych masek.
/Wtedy kilku z nas, gliniarzy,
/zebrało się i wymyśliliśmy,
/że może też założymy maski.
/Dokończymy to,
/czego nie zdołało dokonać prawo.
/Wkrótce podchwyciły to gazety,
/rozdmuchały temat i nagle...
/staliśmy się narodową sensacją.
/Byłem tam ja, Dolarówka,
/Człowiek Ćma,
/Kapitan Metropolis,
/Zakapturzony Sędzia,
Jedwabna Zjawa i Komediant.
Nie próbuj mnie zmusić
do gadki o nim.
Muszę być już pijany.
Znowu zaczynam te opowieści...
Myślę, że chcesz wysnuć wniosek.
Cóż, chodzi mi o to, że...
nam było zbyt łatwo.
To, co przytrafiło się wam,
było nie w porządku.
Wy przejęliście to,
co myśmy zostawili.
Ale Nixon was odepchnął.
Nixon, co za kutafon.
A ja głosowałem na tego
kutafona pięć razy.
Ale uratował nas przed
komuchami, nie?
Już prawie północ.
Muszę iść.
Tak naprawdę...
jesteś lepszym Nocnym Puchaczem,
niż ja kiedykolwiek byłem,
Danny, chłopcze.
Hollis, obaj wiemy,
że to gówno prawda.
Nie przeklinaj...
ten lewy sierpowy powalił
Kapitana Ośkę, pamiętasz?
/Z ostatniej chwili:
/zamaskowany strażnik,
/znany jako Rorschach...
/zaatakował dziś rano
/oficera policji.
/Rorschach jest na liście
/najbardziej poszukiwanych przez FBI,
/za naruszenie ustawy Keene'a,
/która sześć lat temu zakazała
/działalności zamaskowanym bohaterom.
/Rorschach wielokrotnie uniemożliwiał...
Załatwił wszystkich,
oprócz niego.
Da sobie spokój...
kiedy umrze.
- W przyszłym tygodniu?
- Cóż, wiesz...
nie musisz mnie wciąż zabawiać.
Umów się na gorącą randkę,
albo coś takiego.
Emeryci powinni
trzymać się razem, prawda?
- Brakuje ci tego?
- Nie.
- A tobie?
- Nie... cholera, nie.
Na razie!
- Witaj, Danielu.
- Rorschach?
Poczęstowałem się fasolką.
Mam nadzieję,
że się nie gniewasz.
Nie, oczywiście, że nie.
Chcesz, żebym ci ją podgrzał?
Lubię taką.
Co u ciebie?
Nie siedzę w kiciu.
Mówili o tobie w wiadomościach.
Podobno zaatakowałeś gliniarza.
Tylko go poturbowałem.
Nic mu nie będzie.
Daniel, spójrz na to.
- To sos z fasolki?
- Z ludzkiej fasolki.
To plakietka Komedianta.
Krew też.
On nie żyje.
Porozmawiajmy na dole.
To mogło być włamanie. Zabójca mógł
nie wiedzieć, kim był Komediant.
Zwykły złodziej zabił Komedianta?
Niedorzeczne.
Słyszałem, że pracował
dla rządu od 1977.
Obalał marksistowskie republiki
w Ameryce Południowej.
Może to zabójstwo polityczne?
Może...
a może ktoś zabija
bohaterów w kostiumach?
- Nie sądzisz, że to lekka paranoja?
- Tak teraz o mnie mówią?
- Że jestem paranoikiem?
- Posłuchaj...
Komediant narobił sobie
wielu wrogów,
nawet wśród przyjaciół.
Jeśli mowa o przyjaciołach,
co u Hollisa Masona?
Napisał tę książkę.
Napisał w niej sporo
nieprzychylnych słów o Komediancie.
Nie podoba mi się, co sugerujesz.
Jeszcze bardziej nie lubię być śledzony.
Może cię pilnowałem,
w razie gdyby ktoś polował
na facetów w maskach.
Skąd te sentymenty?
Atak na jednego z nas,
to atak na wszystkich.
Co mamy z tym zrobić?
Zemścić się.
- Strażnicy nie istnieją.
- Powiedział przewrotny kutas. (Nixon)
Ja tak mówię.
Nikt nie wie, kim jesteś.
Możesz dać temu spokój,
- spróbować żyć normalnie.
- Tak jak ty?
Wiedziesz normalne życie?
Gdy chodzisz ulicami tego
umierającego miasta,
mijasz ludzkie karaluchy, paplające
o heroinie i dziecięcej pornografii,
naprawdę czujesz się normalnie?
Przynajmniej nie chowam się
wciąż za maską.
Nie...
ty udajesz kogoś,
kim nie jesteś.
Do zobaczenia, Dan.
Tunel wyprowadzi cię
dwie przecznice na północ.
Pamiętam.
Często go używałem...
kiedy byliśmy partnerami.
To były wspaniałe czasy.
- Co się stało?
- Zrezygnowałeś.
/Dziennik Rorschacha.
/Pierwsza wizyta bezowocna.
/Czuję się trochę przygnębiony.
/Wkrótce wybuchnie wojna.
/Miliony sczezną
/w chorobie i utrapieniu.
/Dlaczego jedna śmierć ma takie znaczenie
/względem tak wielu?
/Ponieważ istnieje dobro i zło,
/a zło musi zostać ukarane.
/Nawet w obliczu Armagedonu...
/Nie mogę pójść na ugodę.
Panie Veidt, aż do teraz jest pan
jednym z dwóch Strażników,
którzy zdradzili światu
swą prawdziwą tożsamość.
Pierwszym był Hollis Mason.
Przyniosło to panu zapewne
ogromne korzyści.
Zmieniając swoje superbohaterskie
alter ego, Ozymandiasza,
w interes wart miliardy dolarów.
Zabawki, pudełka śniadaniowe,
inżynieria genetyczna.
Rozumiem, że powstał nawet film.
Nie usłyszałem jeszcze
żadnych pytań, panie Roth.
Przepraszam.
Czy uważa pan...
...że pozostali Strażnicy
uważają mnie za prostytutkę?
O to chciał pan spytać?
Tak.
Przeszło mi przez myśl,
że niektórzy z moich dawnych kolegów
mogą tak to widzieć.
Oczywiście zdaje pan
sobie sprawę,
że tendencyjne wydawnictwa sprzedają
najwięcej... egzemplarzy.
Gałąź handlowa Veidt Industries sponsoruje
naszą współpracę z doktorem Manhattanem.
Ostatnio rozwinęliśmy
nasze laboratorium naukowe
i mamy nadzieję na stworzenie taniego,
odnawialnego źródła energii,
które wyeliminowałoby zależność świata
od paliw kopalnych.
Nie trzeba tęgich politycznych umysłów,
żeby stwierdzić, że zimna wojna
z Rosjanami jest nielogiczna.
Jest oparta na strachu.
Strachu, że wciąż ma się zbyt mało.
Ale gdybyśmy mieli
nieskończone źródła...
wojna byłaby zbyteczna.
Mam nadzieję, że inni Strażnicy
to zrozumieją.
Gdziekolwiek są.
Dziękuję za poświęcony czas.
- Dobrze wyglądasz, Adrian.
- Dan...
Sporo czasu minęło.
Więc... Rorschach uważa,
że ktoś poluje na Strażników?
Myślisz, że to możliwe?
Statystycznie jedno morderstwo
nie świadczy o tendencji.
Rorschach to socjopata, Dan.
Podobnie Komediant.
Właściwie był nazistą.
Wiesz o tym lepiej,
niż ktokolwiek.
Nie przyszedłem tu,
bo mi go brakuje.
Oczywiście według Rorschacha, tylko my
znamy nasze prawdziwe tożsamości.
Właściwie to cały świat zna twoją.
Dlatego ciebie ostrzegam pierwszego.
Dziękuję, Dan.
Ale obawiam się, że mamy
znacznie poważniejsze zmartwienia,
niż "zabójca masek" Rorschacha.
Jeśli Rosjanie odpaliliby
swoje rakiety,
czy Jon naprawdę mógłby
je powstrzymać?
Sowieci mają zgromadzonych
51 000 głowic nuklearnych.
Nawet, jeśli Jon
zatrzymałby 99% z nich,
ten 1%, który by się przedostał,
zniszczyłby całe życie na Ziemi.
Nawet doktor Manhattan nie może
być wszędzie jednocześnie.
/WOJSKOWE CENTRUM BADAWCZE
/IMIENIA ROCKEFELLERA
/Dziennik Rorschacha.
/13 października 1985.
/Godzina 20:30.
/Spotkanie z Dreibergiem
/pozostawiło niesmak.
/Kiepski frajer, który siedzi
/w swojej piwnicy i skamle.
/Czemu tak mało z nas
/pozostało aktywnych,
/zdrowych i bez zaburzeń osobowości?
/Pierwszy Nocny Puchacz
/prowadzi warsztat samochodowy.
/Pierwsza Jedwabna Zjawa to
/wzdęta, starzejąca się kurwa,
/zdychająca w domu starców
/w Kalifornii.
/Dolarówka utknął w drzwiach obrotowych
/i został zastrzelony.
/Sylwetka... zamordowana.
/Ofiara swojego nieprzyzwoitego
/stylu życia.
/Człowiek Ćma zamknięty
/w wariatkowie w Maine.
/Nawet Adrian Veidt...
/prawdopodobnie homoseksualista.
/Muszę szukać dalej.
/Tylko dwa nazwiska zostały
/na mojej liście.
/Oboje dzielą prywatne kwatery
/w Wojskowym Centrum Badawczym Rockefellera.
/Powinienem do nich pójść.
/Pójdę powiedzieć
/niezniszczalnemu człowiekowi,
/że ktoś planuje go zamordować.
- Dobry wieczór, Rorschach.
- Doktorze Manhattan.
- Wiesz, czemu tu jestem.
- Tak.
- Ale odejdziesz rozczarowany.
- Rorschach!
Nie powinno cię tu być.
Jesteś poszukiwany.
Również miło cię widzieć,
Jedwabna Zjawo.
Mam prawdziwe imię, którego używam
od paru lat. Spróbuj.
Jak sobie życzysz, Laurie.
- Co tu robisz?
- Komediant nie żyje.
Rorschach chce, żebym spojrzał
w swoją przyszłość.
Zobaczył, czy da się
zidentyfikować zabójcę.
Ostrzegłem już Dreiberga.
Przyszedłem ostrzec też was.
Nawet gdybym chciał pomóc,
moja przyszłość jest zablokowana.
Jakieś tymczasowe zakłócenia.
Nie widzę jej przejrzyście.
Zakłócenia?
Czym spowodowane?
Najprawdopodobniej zagładą nuklearną.
Jeśli Stany Zjednoczone i Związek Radziecki
rozpoczną całą tę wojnę,
fala uderzeniowa spowoduje
rozerwanie tachionów.
Cząsteczek, które podróżują wstecz,
w tym, co wy postrzegacie, jako czas.
Dlatego zakłócają moje
teraźniejsze wizje.
- Muszę wracać do pracy.
- Zaczekaj chwilę.
Może właśnie dlatego,
ktoś chce nas odsunąć?
Żebyśmy nie mogli zrobić nic,
żeby to powstrzymać.
- Żegnaj, Rorschach.
- Sporo się natrudziłem, żeby się do was dostać.
Nie odejdę...
póki nie powiem wszystkiego.
Chyba jest mnóstwo rzeczy,
o których mi nie mówisz, Jon.
Nie chciałem martwić cię
przedwcześnie.
Jeśli Adrian i ja rozwiążemy
kryzys energetyczny,
wojny da się uniknąć.
Ale zawsze mówiłeś,
że czas jest jednoczesny.
Jeśli to prawda, jak możesz
zmienić przyszłość?
Gdybyś tylko potrafiła
postrzegać czas...
tak jak ja.
Proszę, pozwól mi pokazać ci.
/Magię, marzenia!
/Oto, co miałam wcześniej!
/Byłam bohaterką, do cholery!
/Czy to moja wina,
/że się zestarzałaś?
/Czemu narzekasz?
/Utrzymuję ciebie i twoje dziecko!
/Idź do swojego przyjaciela, Eddiego!
/Może zapewni ci lepsze życie?
/To był błąd!
/Jednorazowy!
/Próbował cię zgwałcić...
Twój umysł zmierza
w mroczne miejsca,
a ty dziwisz się,
że ukrywam przed tobą najgorsze.
- Pozdrów ode mnie Dana.
- Co?
Chciałaś mnie poprosić,
żebym poszedł z tobą na kolację.
Tak, jak kiedyś.
Ale nie zrobisz tego.
Wiesz, że nie mogę.
Więc zadzwoniłaś do Dana,
co jest zupełnie naturalne.
Zasługujesz na towarzystwo
starego przyjaciela.
/Nena "99 Luftballons"
/tłum. Scrabble
/Masz nieco czasu dla mnie?
/Wtedy zaśpiewam piosenkę dla Ciebie...
/o 99 balonach,
/W drodze w stronę horyzontu...
Stolik Dana Dreiberga?
/Myślisz może o mnie?
/Wtedy zaśpiewam piosenkę dla Ciebie...
/o 99 balonach,
/I że coś przychodzi z czegoś...
Pamiętasz tego wariata?
Jak on się nazywał?
Kapitan Rzeź.
Udawał superzłoczyńcę,
żeby cały czas dostawać łomot.
Tak, raz próbował tego ze mną.
Po prostu odszedłem.
Zaczął iść za mną ulicą,
w biały dzień i wrzeszczał:
"Ukarz mnie! Ukarz mnie!"
Powiedziałem mu:
"Nie. Spadaj."
Co się z nim stało?
Krzyczał tak za Rorschachem,
a Rorschach wrzucił go
do szybu windy.
O mój Boże.
To nawet nie jest śmieszne.
- Troszkę śmieszne.
- Troszkę.
Dobrze znów cię widzieć.
Ciebie też, Laurie.
Dlaczego to robiliśmy, Dan?
Przebieraliśmy się w ten sposób?
Nikt inny by tego nie zrobił.
Tak, ale pamiętasz mój kostium?
Ten ciasny lateks... był okropny.
Tak, tak... okropny.
Nie chciałam rozczarować matki,
która chciała, żeby jej mała
dziewczynka była taka jak ona
i walczyła ze złymi ludźmi.
Myślę, że ustawa Keene'a była
najlepszą rzeczą, która się nam przytrafiła.
Cóż, tak czy owak,
żyjemy dłużej.
- Co?
- Jon uważa...
że jeśli czegoś z tym nie zrobi,
wybuchnie wojna nuklearna.
Wkrótce.
Ale sama nie wiem, co o tym myśleć.
Ta cała...
mechanika kwantowa
i równoległe rzeczywistości.
Nie wiem nawet, na który wszechświat
w danej chwili patrzy.
Po prostu wciąż się ode mnie oddala.
Od każdego.
Nie wiem nawet, czy wciąż mu
na mnie zależy czy tylko udaje.
Jeśli udaje, to znaczy,
że mu zależy.
Zaczekaj!
Otworzę drzwi.
- Dziękuję, Dan.
- Już?
Tak.
Zawsze wybierasz się na kolację
z rządową eskortą?
Pilnują, żebym nie zrobiła czegoś,
co mogłoby rozzłościć
najpotężniejszą broń tego kraju.
Wybacz.
Zaprosiłam cię na kolację,
żeby pogadać i pośmiać się, ale...
ostatnimi czasy
nie bardzo jest się z czego śmiać.
Czego oczekiwałaś?
Komediant nie żyje.
/Simon And Garfunkel "The Sound Of Silence"
/tłum. MrSoze
/Witaj, ciemności,
/moja stara przyjaciółko.
/Przyszedłem, by porozmawiać
/z Tobą znów.
/Ponieważ jakaś wizja,
/zakradając się z cicha,
/zostawiła we mnie swe ziarno,
/gdy spałem.
/I ten obraz, zasiany
/w moim mózgu,
/jest wciąż żywy...
/w dźwięku ciszy.
/W mych niespokojnych snach
/szedłem samotnie,
/wąskimi, brukowanymi uliczkami.
/W blasku ulicznej lampy...
/podniosłem kołnierz
/przed zimnem i wilgocią,
/kiedy moje oczy przeszyło
/neonowe światło,
/które rozpruło noc...
/i dotknęło dźwięku ciszy.
/I w nagim świetle zobaczyłem...
/dziesięć tysięcy ludzi,
/może więcej.
/Ludzi rozmawiających,
/lecz nic nie mówiących.
/Ludzi słyszących,
/lecz nie słuchających.
/Ludzi, którzy pisali pieśni,
/których nikt nigdy nie zaśpiewa...
SOWIECI ZWIĘKSZAJĄ PRODUKCJĘ
GŁOWIC NUKLEARNYCH
Laurie, to ty?
Myślałam, że już przyzwyczaiłaś się
do takiego podróżowania.
Cóż... nie.
Nienawidzę, kiedy Jon mnie teleportuje.
Lepsze to niż sterowiec.
Margaritę?
Matko, jest dopiero 14.00.
Pamiętasz tego faceta,
który do mnie pisze?
Przysłał mi pozycję kolekcjonerską.
To biblia z Tijuany.
To mały, ośmiostronicowy komiks ***,
wydawany w latach 30. i 40.
- Przysłał ci to?
- Tak, są bardzo cenne. Jak antyki.
Matko, to jest ohydne.
Myślę, że trochę mi to schlebia.
Czemu zawsze nazywasz mnie "matką",
kiedy jesteś wściekła?
Wiem, dlaczego tu jesteś.
Wciąż czytam, wiesz?
Widziałam w gazecie...
Dziś pogrzeb Eddiego Blake'a.
Zdaje mi się, że w końcu
znalazł swoją puentę.
- Biedny Eddie...
- "Biedny Eddie" po tym, co ci zrobił?
Laurie, wciąż jesteś młoda.
Nie masz pojęcia...
Rzeczy się zmieniają.
To, co się stało,
stało się 40 lat temu.
Mam 67 lat.
Każdego dnia przyszłość wygląda
troszeczkę bardziej mrocznie.
Ale przeszłość...
nawet jej brudniejsza część,
staje się jaśniejsza.
Mam gwiazdki przed oczami...
- Może je dla ciebie pozbieram.
- Przestań, Eddie...
- Dziękuję.
- To ja dziękuję, panie Puchacz.
Jutro o 15.00
w moim studio.
Rany, prawdziwa sesja zdjęciowa.
Ciekawe jak wyjdzie moja fryzura.
Idź już.
Będę za 5 minut.
Eddie, co tu robisz,
do diabła?
- Wiedziałeś, że idę się przebrać.
- Pewnie, że tak.
No, dalej, kotku...
Wiem, czego ci trzeba.
Musisz mieć jakiś powód,
żeby się tak ubierać.
Nie, Eddie.
"Nie", wymawiane jak T-A-K.
"Nie", wymawiane jak N-I-E.
- Rozumiesz?
- No chodź, skarbie.
Eddie...
Ty mały skurwielu.
Lubisz to?
To cię nakręca?
Co?
Wszędzie jest ciężko, kotku.
Dotyczy to tak samo bohaterów,
jak i złoczyńców.
Komediant miał w sobie
coś z jednych i drugich.
Zawsze zdawało mu się,
że będzie się śmiał ostatni.
/Pan zna wszystkie sekrety
/naszych serc.
/Nie zamyka swych litościwych uszu
/na nasze modlitwy.
/Ocal nas przenajświętszy Boże,
/najpotężniejszy Panie.
/Święty i miłościwy zbawco...
/i osądź podczas ostatecznego sądu.
/Nie doświadczaj nas cierpieniami...
/Fajerwerki... wolne żarty.
Można pomyśleć, że ten cholerny kraj
miał dość fajerwerków.
Gdybyśmy przegrali tutaj
w Wietnamie,
myślę, że moglibyśmy oszaleć.
Wiesz, jako państwo.
Ale nie przegraliśmy.
Dzięki tobie.
- Przemawia przez ciebie gorycz.
- Gorycz?
Kurwa, nie.
Myślę, że to przezabawne.
- Jezu Chryste...
- Panie Eddie?
Jeszcze tego mi, kurwa, trzeba...
Wojna się skończyła.
Musimy porozmawiać... o tym dziecku.
Nie ma o czym rozmawiać.
Widzisz, ja wyjeżdżam.
Zapomnę o tobie i twoim paskudnym,
przepoconym, gównianym kraiku.
- Wypierdalaj stąd.
- Nie.
- Wypierdalaj stąd!
- Zapamiętasz...
Zapamiętasz mnie i mój kraj...
na zawsze!
Moja twarz!
Nie rób tego.
Blake!
Była w ciąży...
- a ty ją zastrzeliłeś.
- Zgadza się.
I wiesz co?
Patrzyłeś na to.
Mogłeś zamienić pistolet w parę,
pociski w rtęć,
butelkę w cholerne płatki śniegu,
ale nie zrobiłeś tego, prawda?
Tak naprawdę
nie obchodzą cię ludzie.
Oddalasz się od nas, doktorku.
Niech Bóg ma nas
wszystkich w opiece.
Lekarz!
Witajcie.
Wkrótce zaczniemy.
Czekamy na jeszcze jednego.
Mówiłem ci, że nie będziesz tu
jedyną ładnie ubraną osobą.
Witaj, doktorze.
Teraz możemy zaczynać.
Dziękuję wam za przybycie.
Zapoznajcie się z mapą obszarów,
skażonych największą przestępczością.
To wszystko bzdura.
Nazywasz siebie Komediantem,
a ja nigdy nie wiem, kiedy żartujesz.
Strażnicy... oto prawdziwy żart.
Nie udało się 15 lat temu
i za cholerę nie uda się teraz,
tylko dlatego, że chcecie się bawić
w kowbojów i Indian.
Może powinniśmy ustanowić
zakaz picia na spotkaniach?
Rorschach i ja,
ruszyliśmy problem gangów,
bo połączyliśmy siły.
Tak duża grupa będzie wyglądać
na próbę zdobycia sławy.
Nie chcę, żeby o mnie pisano.
Możemy zrobić dużo więcej.
Możemy ocalić ten świat.
Z odpowiednim przywództwem.
To miałbyś być ty.
Tak, Ozzy?
W końcu jesteś najmądrzejszym
człowiekiem na planecie.
Nie trzeba geniusza, żeby stwierdzić,
że świat ma kłopoty.
Ale gromadce pajaców wydaje się,
że sobie z tymi kłopotami poradzi.
Wy, ludzie...
usłyszeliście, że Moloch wrócił,
więc trzeba wciągać rajstopy.
- Myślicie, że pojmanie go ma znaczenie?
- Sprawiedliwość ma znaczenie.
Sprawiedliwość...
Sprawiedliwość dopadnie nas wszystkich.
Nieważne co, kurwa, zrobimy.
Ludzie próbują się wzajemnie pozabijać
od zarania dziejów.
W końcu mamy siłę,
żeby dokończyć dzieła.
Wszystko przestanie się liczyć,
kiedy zaczną latać rakiety.
Wszyscy zmienimy się w pył.
Ale Ozymandiasz wciąż tu będzie...
najmądrzejszy człowiek na pogorzelisku.
/...wszechmogący Bóg wezwał do siebie
/duszę naszego zmarłego brata.
/Teraz powierzamy jego ciało ziemi.
/Z prochu powstałeś
/i w proch się obrócisz.
POLICJA MÓWI:
"NIECH SIĘ TYM ZAJMĄ."
/Uwaga, obywatele!
/Próbujemy zaprowadzić porządek.
/Musimy oczyścić ulice,
/dopóki trwa strajk policji.
/Proszę!
/Nie ma potrzeby używać przemocy!
/Próbujemy zaprowadzić porządek,
/dopóki trwa strajk policji.
Wpełznijcie do swoich dziur,
zanim stanie wam się krzywda!
Mam gumowe kule!
Mamy swoje prawa!
Nie stanowicie prawa!
Chcemy prawdziwych glin!
Nie chcemy jakichś strażników!
Mój syn jest policjantem,
pierdolone cioty!
Dobra, do cholery!
Tak chcecie to załatwić?
/Nie ma potrzeby używać przemocy!
Robi się paskudnie...
Do cholery, uwielbiam pracować
na amerykańskiej ziemi, Dan.
Nie bawiłem się tak dobrze
od czasów Woodwarda i Bernsteina.
Jak długo będziemy to ciągnąć?
Kongres przepycha jakieś nowe ustawy,
które zabronią noszenia masek.
Nasze dni są policzone.
Do tego czasu będzie tak,
jak zawsze mówiłeś:
"Jesteśmy jedyną
ochroną społeczeństwa."
- Przed czym?
- Jaja sobie robisz?
Przed nim samym.
- Sukinsyn...
- Nie! Komediant! Zaczekaj!
Zabieraj te śmierdzące łapska.
Co się z nami stało,
do diabła?
Co się stało z amerykańskim snem?
Co się stało z amerykańskim snem?
Spełnił się!
Patrzysz na niego.
ZA TOBĄ
Edgar William Jacobi.
Znany też jako Edgar William Vaughn.
Znany też jako Moloch.
O czym ty mówisz?
Jestem emerytowanym biznesmenem.
Okłam mnie jeszcze raz, Moloch,
a złamię ci następny palec.
Odsiedziałem swoje.
Nie jestem już Molochem.
Czego ode mnie chcesz?
Słyszałem, że byłeś na pogrzebie Blake'a.
Dlaczego?
Po prostu... pomyślałem,
że powinienem...
złożyć uszanowanie... Komediantowi.
Skąd wiedziałeś,
że to był Komediant?
Włamał się tu.
Tydzień temu.
Nie miał maski.
Był pijany.
Byliście wrogami przez dziesiątki lat.
Po co miałby cię odwiedzać?
Nie wiem.
Obudziłem się w swojej sypialni
i on tam był.
Był zdenerwowany.
On... płakał.
Płakał? Komediant?
/Plótł coś bez sensu.
/Lałem w gacie ze strachu.
/Myślałem, że mnie zabije.
/Co powiedział?
To żart.
To wszystko pierdolony żart.
Wydawało mi się,
że wiem, jak to jest.
Wydawało mi się,
że wiem, jaki jest świat.
Wyrządziłem wiele zła.
Robiłem złe rzeczy kobietom.
Strzelałem do dzieci w Wietnamie!
Ale to była pierdolona wojna!
To...
Nigdy nie zrobiłem
czegoś takiego.
Boże... jestem tutaj,
i wylewam swoje żale
na mojego śmiertelnego wroga.
Ale prawda jest taka,
że jesteś moim najbliższym przyjacielem.
Jak to, kurwa, brzmi?
Gówno.
Twoje nazwisko...
twoje nazwisko było na liście,
razem z Janey,
czy jak tam się, kurwa, nazywa.
Stara dziewczyna Manhattana.
Mamo, wybacz mi.
/Potem wyszedł.
/Przysięgam.
/Nie mam pojęcia,
/o czym, do cholery, mówił.
Śmieszna historyjka.
Brzmi nieprawdopodobnie.
Może być prawdziwa.
Więc... to wszystko?
- Jestem... czysty...
- Ty?
Czysty?
Amigdalina. Sztuczne lekarstwo
produkowane z pestek moreli.
- Nielegalne.
- Daj spokój...
Posłuchaj...
proszę, nie zabieraj tego.
Próbuję wszystkiego.
Mam raka.
Jaki rodzaj raka?
Znasz jakiś rodzaj raka,
z którego się wychodzi?
Cóż... nie mam takiego.
/Dziennik Rorschacha.
/16 października.
Widzisz to?
50 dolców.
/Myślałem o opowieści Molocha.
/To mogły być kłamstwa.
/Plan zemsty, uknuty w ciągu lat
/spędzonych za kratkami.
Pierdol się!
Zarabiam więcej przez tydzień
niż ty przez rok, jebany pedale.
/Ale jeśli to prawda,
/co mogło tak przestraszyć
/Komedianta,
/że płakał w obecności Molocha?
/Co takiego zobaczył?
/Ta lista, o której wspomniał...?
/Edward Blake.
/Komediant.
/Urodzony w 1918,
/pochowany w deszczu.
/Zamordowany.
/Czy to się właśnie z nami dzieje?
/Żadnych przyjaciół.
/Tylko wrogowie składają róże.
/Życie pełne przemocy,
/zakończone aktem przemocy.
/Blake to rozumiał.
/Ludzie są z natury dzicy.
/Nieważne jaki włożysz kostium,
/żeby to ukryć.
/Blake ujrzał prawdziwe
/oblicze społeczeństwa.
/Postanowił stać się jego parodią.
/Żartem.
/Usłyszałem kiedyś dowcip.
/Przychodzi facet do lekarza
/i mówi, że ma depresję.
/Życie wydaje mu się
/ciężkie i okrutne.
/Czuje się samotny
/w niebezpiecznym świecie.
/Lekarz odpowiada:
/"Kuracja jest prosta.
/W mieście występuje
/wielki klaun, Pagliacci.
/Proszę obejrzeć jego przedstawienie.
/To pana uleczy."
/Facet wybucha płaczem.
/"Ale, panie doktorze...", mówi,
/"to ja jestem Pagliacci."
/Dobry kawał.
/Wszyscy się śmieją.
/Grają werble... opada kurtyna.
O której godzinie udzielasz
tego wywiadu?
Nie martw się.
Mamy mnóstwo czasu.
Twój palec...
jakbym lizała baterię.
Boże, Jon! Przestań!
Co ty robisz?
Proszę, nie złość się.
Zawsze myślałem, że to lubisz.
Nie...
Nie wiem...
Nie chcę... w ten sposób.
Nie wiem już, co cię pobudza.
Posłuchaj, wiem,
że próbowałeś tylko...
Pracujesz tutaj,
będąc ze mną w łóżku?
Moja praca z Adrianem jest
w tej chwili na najważniejszym etapie.
- Nie sądziłem, że to konieczne, żeby...
- Żeby co?
Żeby powiedzieć mi,
który z was próbuje mnie rżnąć?
Moja uwaga była całkowicie
skupiona na tobie.
Jeśli uważasz, że mam problem
z nastawieniem,
jestem gotów o tym porozmawiać.
Wiesz, jak wszystko na tym świecie
do siebie pasuje z wyjątkiem ludzi.
Kim dla ciebie jestem?
Kolejną łamigłówką do rozwiązania?
Zabierz stamtąd ludzi.
Teleportuję reaktor do Karnaku.
Jesteś jedynym ogniwem,
łączącym mnie ze światem.
Nie chcę już dźwigać
tej odpowiedzialności.
Cały jest wasz.
Nie martw się, Jon.
Wróci.
Nie.
Nie wróci.
/Różnie go nazywano.
/Bohaterem, bronią,
/opoką bezpieczeństwa narodowego,
/obroną przed wojną nuklearną
/i pogromcą światów.
/Dziś wieczorem doktor Manhattan
/odpowie na moje i wasze pytania,
/podczas wyjątkowego,
/wolnego od reklam wywiadu,
/zorganizowanego dla nas
/przez Veidt Enterprises.
- Kto tam?
/- Laurie.
Wybacz, właśnie zamontowałem
nowy zamek.
Nie miałam dokąd pójść.
W porządku.
Wejdź.
- Co się stało?
- Odeszłam od Jona.
Boże... tak mi przykro...
Nie wiem, czemu tu przyszłam.
Ja, po prostu...
nikogo innego nie znam.
Nie znam nikogo
oprócz cholernych superbohaterów.
Nie ma sprawy.
To pewnie tylko drobna sprzeczka...
Nie, Dan. Nie masz pojęcia,
jak to jest żyć z nim.
Patrzy na rzeczy tak,
jakby nie pamiętał, czym one są.
/Jakby ten świat,
/ten prawdziwy świat,
/był dla niego
/błądzeniem we mgle,
a ludzie... tylko cieniami.
/Cieniami we mgle.
/Boże, wszystko tak się pogmatwało.
Przepraszam, Dan.
Już po raz drugi psuję ci wieczór.
Daj spokój, cieszę się,
że przyszłaś.
Właśnie wybierałem się do Hollisa
na cotygodniową sesję piwną.
Czuj się zaproszona.
W zasadzie... nalegam.
Wspaniale... doktor Manhattan się zjawia
i nikt mnie nie informuje.
Nie ma czasu na makijaż.
Ten niebieski jest zbyt jasny do telewizji.
Czy taki jest
wystarczająco ciemny?
/Tak... wystarczająco ciemny.
Ciężar świata na nim spoczywa,
a czy on się poddaje? Nie.
Wydawcy wiadomości zawsze sobie poradzą.
Oni przynajmniej...
Boże, znowu lezie ten bezdomny.
Mówiłem ci, że numer z tego miesiąca
jeszcze nie przyszedł.
Co cię obchodzą te prawicowe szmaty?
Ci dranie wszystko mają w dupie.
Czekaj, właśnie podjeżdżają.
- Seymour.
- Bernie, ja leci?
Nieźle, nieźle.
Widzisz tamtego gościa?
Męczył mnie od tygodnia.
Może weźmiemy taksówkę.
To parszywa dzielnica.
Cóż, jestem w parszywym nastroju.
Popatrz tylko.
Laseczka...
co my tu mamy?
Oto lista zakazanych tematów
zatwierdzona przez Pentagon.
Na pewno wypłynie Afganistan.
Proszę rozegrać to delikatnie.
Proszę spróbować nie dać
zapędzić się w kozi róg.
/...sławny fizyk atomowy,
/który w wyniku strasznego wypadku,
/został obdarzony
/nadzwyczajnymi mocami.
Posiada zdolność kontrolowania
materii siłą woli.
Obecnie znany jest w świecie
jako doktor Manhattan.
Witamy.
Dziękuję.
Panno Black, pierwsze pytanie.
Doktorze Manhattan, jak pan wie,
zegar Dnia Sądu Ostatecznego,
to symboliczny zegar, odmierzający czas
do wyginięcia rasy ludzkiej.
Północ reprezentuje zagrożenie
wojny nuklearnej.
W tej chwili jest ustawiony
na 4 minuty do północy.
Zgodzi się pan, że jesteśmy
tak bliscy anihilacji?
Mój ojciec był zegarmistrzem.
Porzucił tę profesję, gdy Einstein odkrył,
że czas jest względny.
Mógłbym się zgodzić,
że ten symboliczny zegar
daje rozumowi tyle pożytku,
ile fotografia tlenu
tonącemu człowiekowi.
Twierdzi pan zatem,
że nie ma zagrożenia?
/Nawet w świecie bez broni nuklearnej
/wciąż będzie istnieć zagrożenie.
Co pan powie na twierdzenia wielu,
że jest pan w zasadzie bogiem,
skoro potrafi pan widzieć jednocześnie
przeszłość i przyszłość?
Widzę jedynie swoją własną przeszłość
/i swoją własną przyszłość.
/Nie jestem wszechwiedzący.
- Doug Roth, twoje pytanie.
- Skoro mowa o przeszłości, doktorze,
pamięta pan człowieka
o nazwisku Wally Weaver?
Tak, obaj byliśmy fizykami
w bazie naukowej Gila Flats.
- Zmarł na raka.
- Był dobrym człowiekiem.
/A Edgar Jacobi?
/Znany też jako superzłoczyńca, Moloch?
/Starliście się ze sobą kilkakrotnie
/w latach 60-tych,
/przy okazji bójek i konfliktów.
/Wiedział pan,
/że też ma raka?
Nie mówiono mi o tym.
/A generał Anthony Randall?
/Był pańskim przełożonym,
/kiedy zaczynał pan pracę dla rządu.
- Rak.
- Sugeruje pan, że ja byłem przyczyną.
/Z mojego punktu widzenia
/staje się to całkiem oczywiste.
/Nawet, jeśli to prawda,
/to nie ma związku z tematem.
/Żywe ludzkie ciało
/i ciało zmarłego
/składają się z takiej samej
/liczby cząsteczek.
Strukturalnie nie ma żadnej różnicy.
Dobrze... spokojnie, proszę.
Co z Janey Slater?
Myśli pan, że robi jej to różnicę?
- Janey...
- Pańska była dziewczyna.
Również jest fizykiem.
- Spotykaliście się przez 11 lat.
- Doug, jedno pytanie!
Także ma raka.
Lekarze dają jej 6 miesięcy.
Czyż nie tak, panno Slater?
Byłeś całym moim światem, Jon.
Byłeś całym moim życiem.
Pamiętasz, ile razy mówiłeś,
że mnie kochasz?
Janey, nie powiedzieli mi...
Zostałam przy tobie po wypadku.
Poświęciłam ci wszystko!
Tak mi się odwdzięczasz?
- Janey, nie powiedzieli mi. Nie wiedziałem...
- Bądź przeklęty, Jon!
- Bądź przeklęty!
- Janey...
Zaczekaj.
Dość tego!
Zabierzcie te kamery!
Do tyłu!
Wszyscy do tyłu!
Czy kiedykolwiek dbał pan
o ludzkie życie?
- Zostawcie go w spokoju!
- Proszę...
Niech wszyscy,
po prostu, odejdą...
Zostawcie mnie samego.
Powiedziałem, zostawcie mnie samego!
Jezu...
My...
urządzający rozróbę.
Chodźmy.
Cała drżę.
Wiesz co?
Jestem wykończona.
Chyba mam dość na dziś.
Na pewno nie chcesz wpaść
ze mną do Hollisa...
i strząsnąć tę adrenalinę?
Chyba wystarczy jak na jedną noc.
Ale dobrze było cię wysłuchać.
Nie ma sprawy.
Trzymaj się, Dan.
Świat jest paskudny.
Do zobaczenia.
Spóźniłeś się.
Wiem... wiem.
Nie uwierzysz co się stało.
Doktor Manhattan wpadł w szał
w telewizji.
Zaczekaj... co?
Właśnie byłem z Laurie.
Ona nic nie wie.
Wkrótce się dowie.
Cały świat się dowie.
/Powiedziałem, zostawcie mnie w spokoju!
/Spoglądam na gwiazdy...
/są tak daleko,
/a ich światło potrzebuje tak dużo czasu,
/żeby do nas dotrzeć.
/Jedyne, co widzimy w gwiazdach,
/to stare fotografie.
/Jest lipiec 1959 roku...
/i jestem zakochany.
- Do odebrania jutro.
- Dobrze.
- 75 centów.
- Dobrze. Dziękuję.
To ja dziękuję.
Jon, powinien był nas uprzedzić.
Poprawiłabym makijaż.
Nie, nie... jestem pewien,
że wyjdziesz ślicznie.
/Nazywa się Janey Slater.
/Jest fizykiem jak ja.
/Mam 30 lat.
/Przedstawił nas sobie mój dobry
/przyjaciel ze studiów, Wally Weaver.
/12 lutego 1981.
/Wally umiera na raka,
/którego, jak teraz twierdzą,
/ja byłem przyczyną.
/Tej nocy ja i Janey
/kochamy się po raz pierwszy.
/Za miesiąc od teraz
/wydarzy się wypadek.
Zaraz was dogonię.
Zostawiłem zegarek.
Zaczekajmy chwilę.
/Przekraczam próg komory reaktora.
/Znajduję swój zegarek.
/Gdy podchodzę do drzwi...
/Wally blednie.
Program jest w toku.
Nie możemy wyłączyć zamka czasowego.
/Jestem przerażony.
/Jon...!
Przykro mi, Jon...
ale nie mogę...
Janey, nie zostawiaj mnie!
Nie zostawiaj mnie!
/Jest 12 maja 1959,
/kiedy przedstawiono mnie Janey.
/Kupuje mi piwo.
/Pierwszy raz kobieta robi to dla mnie.
/Kiedy przysuwa mi chłodny, zroszony kufel,
/nasze palce stykają się.
Tak, Jon.
Dobrze.
Teraz to jedynie kwestia poskładania
części w prawidłowej kolejności.
/Odczuwam strach...
/po raz ostatni.
/Odbywa się symboliczny pogrzeb.
/Nie ma nic do pochowania.
/Janey oprawia nasze zdjęcie.
/To jedyna moja fotografia,
/jaką ktoś posiada.
/Bezcielesny system krwionośny
/zauważony przy siatce ogrodzeniowej.
/Kilka dni później...
/częściowo pokryty mięśniami szkielet
/stoi na korytarzu...
/przez chwilę krzyczy,
/po czym znika.
O Boże... Jon, czy to ty?
/Narody świata wciąż przeżywają
/poranną wiadomość,
/być może najważniejsze wydarzenie
/nowożytnej historii.
/Powtarzamy: Superman istnieje
/i jest Amerykaninem.
/Nazywają mnie: doktor Manhattan.
/Wyjaśnili, że imię to
/zostało wybrane...
/żeby wzbudzić złowrogie skojarzenia
/wśród wrogów Ameryki.
/Chłopcy od marketingu stwierdzili,
/że potrzebuję symbolu.
/Jeśli miałbym takowy...
/musiałbym sam go szanować.
/Kreują mnie na coś górnolotnego.
/Coś zabójczego.
/W styczniu 1971,
/prezydent Nixon prosi mnie
/o interwencję w Wietnamie.
/O coś, o co jego poprzednicy,
/nigdy by nie poprosili.
/Tydzień później
/konflikt dobiega końca.
/Niektóre oddziały Wietkongu
/chcą poddać mi się osobiście.
/Hollis Mason, emerytowany superbohater,
/pisze książkę.
/Nazywa w niej moje pojawienie się
/"zmierzchem superbohaterów".
/Nie jestem pewien,
/czy wiem, co to znaczy.
/Wówczas zostałem źle odebrany.
Nie powiedziałem, że Superman
istnieje i jest Amerykaninem.
Powiedziałem, że bóg istnieje
i jest Amerykaninem.
Jeśli poczujecie narastające,
miażdżące poczucie religijnego
strachu przed tą ideą...
nie bójcie się.
Będzie to jedynie oznaczać,
że wciąż jesteście
przy zdrowych zmysłach.
/Jest Boże Narodzenie 1963.
/Janey mówi mi,
/że boi się i martwi.
/Mówi, że jestem teraz jak Bóg.
/Odpowiadam, że nie wydaje mi się,
/żeby Bóg istniał.
A jeśli istnieje,
nie jestem taki jak On.
/Mówię jej,
/że wciąż jej pragnę.
/I zawsze będę.
/Okłamuję ją.
/Jest 4 września 1970.
/Jestem w pokoju pełnym ludzi,
/przebranych w kostiumy.
/Młoda dziewczyna patrzy
/na mnie i uśmiecha się.
/Jest piękna.
/Po długim, namiętnym pocałunku...
/składa krótszy, delikatniejszy
/na moich ustach.
/Jak podpis.
/Janey oskarża mnie
/o uganianie się za małolatami.
/Wybucha gniewnym płaczem.
/Pyta mnie, czy to dlatego,
/że się starzeje.
/To prawda...
/starzeje się z każdym dniem.
/Podczas gdy ja
/nie ruszam się z miejsca.
/Wolę ten bezruch tutaj.
/Jestem zmęczony Ziemią.
/Tymi ludźmi.
/Jestem zmęczony byciem
/częścią ich życia.
/Twierdzą, że ciężką pracą
/można stworzyć niebo.
/Ale ich niebo pełne jest koszmarów.
/Może świat nie został stworzony?
/Może nic nie zostało stworzone?
/Zegar bez rzemieślnika.
/Jest za późno.
/Zawsze było.
/Zawsze będzie... za późno.
I nie ma pani pojęcia,
gdzie się podział?
A skąd mam wiedzieć?
Może studiuje molekuły
na drugim końcu świata?
Nasze satelity przeczesały
całą planetę.
Nigdzie nie ma śladu
jego obecności.
Doprawdy?
Panno Jupiter, czy pani i doktor Manhattan
pokłóciliście się dzisiaj?
Nie twój jebany interes.
Owszem, mój, póki jest pani na rządowej pensji
i zaniedbuje pani swoje obowiązki.
To zabrzmiało prawie jak "kurwa",
agencie Forbes.
Papierosa?
Proszę wybaczyć, panno Jupiter.
Wie pani, jak ważny jest doktor Manhattan
dla bezpieczeństwa narodowego.
Proszę zrozumieć
nasze zaniepokojenie.
Wyobrażam sobie.
/Wszystko przestanie się liczyć,
/kiedy zaczną latać rakiety.
/Wszyscy zmienimy się w pył.
/Ale Ozymandiasz wciąż tu będzie...
/najmądrzejszy człowiek
/na pogorzelisku.
Laurel?
Laurel Jane?
Jesteś córką Sally Jupiter.
A ty to Komediant, prawda?
Byłeś tam świetny.
Twoja matka była pięknością.
Masz jej oczy.
Masz nawet taki sam śmieszny pieprzyk.
Zabieraj od niej łapska.
Cześć, laleczko.
Dawno się nie widzieliśmy.
Nie według mojego kalendarza, Eddie.
Do samochodu.
Nie masz żadnych oporów?
Jezu Chryste, Sally.
Facet gadał ze swoją...
córką swojej starej przyjaciółki.
Za kogo mnie masz,
do diabła?
/Znaleźliśmy go!
- Znaleźliśmy go.
- Gdzie jest?
Na Marsie.
Panie prezydencie,
Sowieci przesunęli swoje czołgi
przez granicę z Afganistanem.
Sprawdzają, czy spreparowaliśmy
zniknięcie doktora Manhattana,
żeby wymusić na nich
jakiś ruch.
Jeśli zorientują się, że to nie podstęp,
mogą rozpocząć atak z powietrza.
Jeśli do tego dojdzie,
opanują Afganistan w ciągu kilku dni.
Naukowcy nuklearni przesunęli wskazówkę
Zegara Dnia Sądu Ostatecznego...
na dwie minuty do północy.
Usuńcie stąd to gówno!
Kim są te dupki, żeby mówić,
kiedy nadejdzie koniec?
Ja powiem, kiedy nadejdzie.
No, dobrze...
co z resztą krajów
Układu Warszawskiego?
Czechosłowacja, Polska i NRD
zmobilizowały swoje siły.
Ale na razie czekają.
Grają na zwłokę.
Pozwolą Rosjanom przejąć inicjatywę.
Konkretne posunięcia, Henry.
Tego nam teraz trzeba.
Skurwiele nie mogą pomyśleć,
że jesteśmy słabi.
Tak... muszą się bać szaleńca
Richarda Nixona.
Jak szybko możemy być gotowi
do wstępnego uderzenia?
W dwa dni.
Mamy 54% szans na zniszczenie całego ZSRR,
zanim zdążą wystrzelić rakiety.
Jakie możemy ponieść straty?
Biorąc pod uwagę, ile sowieckich głowic
uda nam się zestrzelić,
stracimy całe wschodnie wybrzeże.
Ostatnie tchnienie
harwardzkiego personelu.
Ciekawe co wymyślą
na taki obrót spraw.
Przewidywany układ prądów powietrznych
zniesie opad na południe.
Meksyk ucierpi najbardziej.
- Większość farm może wyjść bez szwanku.
- Całkiem nieźle.
Wszystko rozważone.
Panie prezydencie, co pan zamierza?
Ogłosić DEFCON-2.
Zacznijcie tankować bombowce.
Doktor Manhattan ma dwa dni.
Potem...
ludzkość znajdzie się w rękach
władzy wyższej niż moja.
Miejmy nadzieję, że jest
po naszej stronie.
Musi być sposób,
żeby się z nim skontaktować.
Transmisja radiowa, promy kosmiczne...
- Przepraszam.
- Co?
Muszę wyjść do toalety.
Nie rozumiecie?
Tylko sam Jon może sprowadzić się
tu z powrotem.
Jeśli zechce mnie odnaleźć,
zrobi to.
Wystarczająco długo byłam więźniem.
Bez doktora Manhattana ciężko będzie
zmusić Rosjan do pokoju, panie Veidt.
Ludzie potrzebują starego typu energii,
na której mogą polegać.
Niech pan zrozumie.
Świat nie może zrezygnować
z ropy czy energii atomowej.
W ciągu nocy rozbije pan
naszą ekonomię.
Masz rację, Lee.
Ale czemu darmowa energia?
Darmowe to kolejne znaczenie socjalizmu.
Możemy upublicznić pańskie powiązania
z komunizmem w przeszłości.
Panie Iacocca, panowie...
szanuję wasze stanowisko.
I to, co osiągnęliście,
wspierając moje przedsięwzięcia.
Chcecie poznać moją przeszłość?
Dobrze.
Wiadomo z akt, że moi rodzicie zginęli,
nim osiągnąłem 17 lat...
...pozostawiając mnie samego.
Można chyba powiedzieć,
że zawsze byłem sam.
Mówią, że jestem najmądrzejszym
człowiekiem na świecie,
ale prawda jest taka,
że często czułem się głupi,
nie mogąc się z nikim porównać.
Przynajmniej, z nikim żyjącym.
Jedyna osoba, z którą czuję więzy,
zmarła 300 lat przed narodzeniem Chrystusa.
Aleksander Macedoński,
znany wam jako Aleksander Wielki.
Jego wizja zjednoczonego świata była...
cóż... bezprecedensowa.
Musiałem dorównać jego osiągnięciom,
więc wprowadziłem antyczne nauczanie
do dzisiejszego świata.
Tak rozpoczęła się moja
droga podboju.
Podboju nie człowieczeństwa,
ale zła, które je drąży.
Paliwa kopalne, ropa, energia atomowa
są jak narkotyki,
a wy, panowie,
tylko je rozprowadzacie.
Niech pan posłucha...
Nie... to wy słuchajcie.
Świat przetrwa...
i zasługuje na więcej,
niż możecie mu dostarczyć.
Więc skończmy z tymi bzdurami.
Wartość mojej firmy przekracza to,
co mogą kupić wasze korporacje.
Mogę was kupić
i sprzedać po trzykroć,
co powinno wpłynąć na waszą decyzję...
o upublicznieniu naszego
nieporozumienia.
Chyba znacie drogę do wyjścia.
Panowie.
Ludzie od zabawek chcą porozmawiać
z tobą o łotrach z linii Ozymandiasza.
Zdaje się, że wszyscy starzy nie żyją.
- Panie Veidt...
- Chyba mam kilka pomysłów.
Zdaje się, że źle do tego
wszystkiego podeszliśmy.
Ma kapsułkę z trucizną.
Nie przegryzaj jej, sukinsynu!
Kto cię przysłał?
Chcę znać nazwisko!
Dawaj nazwisko!
/Pigułka samobójcza.
Cyjanek potasu.
Facet był martwy,
zanim upadł na podłogę.
Więc Rorschach miał rację.
To nie był samotny świr,
lecz organizacja.
Dobrze opłacona, wyposażona.
Ale kto chciałby nas teraz zabić?
Nie wiem.
Ale nie jest tu bezpiecznie.
- Żadnych wieści od Jona?
- Nie.
Słuchaj...
może zatrzymasz się u mnie?
Nie... ja...
Miło z twojej strony,
ale nie chciałabym się narzucać.
Ależ skąd...
wyświadczyłabyś mi przysługę.
Nie musiałbym się martwić,
gdzie się podziewasz.
Dobrze.
/Dziennik Rorschacha,
/21 października 1985.
/Na skrzyżowaniu 43. i 7. widziałem
/Dreiberga i Jupiter,
/wychodzących z restauracji.
/Nie rozpoznali mnie bez maski.
/Romans? Czy ona złamała
/serce Manhattana,
/żeby udał się na wygnanie
/i zrobił miejsce dla Dreiberga?
/Czy Manhattan ma w ogóle serce,
/które można złamać?
/Uliczka była chłodna, pusta.
/Moje rzeczy były tam,
/gdzie je zostawiłem.
/Mój płaszcz, buty,
/czyściutkie rękawiczki.
/Moja twarz.
/Zakładając je,
/wyzbywam się przebrania.
/Staję się sobą.
/Wolny od strachu i słabości...
/czy żądzy.
/W uliczce...
/usłyszałem krzyk kobiety.
/Pierwszy paplający odgłos
/wieczornego chóru miasta.
/Próba gwałtu.
/Rozbój.
/To i to.
/Mężczyzna odwrócił się.
/Jego spojrzenie dało mi satysfakcję.
/Czasami noc jest dla mnie szczodra.
/Niedoszłym zabójcą Veidta
/był lokalny opryszek, Roy Chess.
/W jego mieszkaniu
/znalazłem wskazówki.
/Zdaje się, że pracował
/dla Pyramid Transnational.
/Widziałem to logo wcześniej.
/U Molocha.
Ktoś próbował zastrzelić
najmądrzejszego faceta, Moloch.
Facet pracował dla
Pyramid Transnational.
Nie tylko dostarczanie przesyłek.
Ostatnim razem widziałem tutaj
rachunek z tej firmy.
To przykrywka tego,
kto chce widzieć nas martwych.
Koniec z kłamstwami, Moloch.
Kto zarządza Pyramid...?
Rorschach, tu policja!
Wiemy, że tam jesteś!
Nie, nie!
Jeśli ktoś jest z tobą,
puść go wolno!
Nie, nie!
Wlazłem w pułapkę...
głupi, głupi!
Nigdy się nie poddam.
/Mam nadzieję, że jesteś gotowy,
/bohaterze.
Kiedy tylko chcecie.
Jeden...
dwa...
trzy.
- Bierzcie go.
- No chodźcie.
- Ale śmierdzi!
- Ściągnijcie maskę.
Nie! Moja twarz!
Oddajcie mi moją twarz!
/Rorschach został złapany
/i zidentyfikowany jako Walter Kovacs.
/35-letni biały mężczyzna.
/Nie wiemy o nim wiele, ale został
/oskarżony o zabójstwo Edgara Jacobi,
/znalezionego z raną postrzałową głowy
/w mieszkaniu w Bronksie.
/Rorschach, zerżnę cię,
/jak zerżnąłem twoją starą!
/Walter Kovacs.
/Tak się nazywasz? Walter?
Wyjaśnię ci twoją sytuację.
Jeśli będziesz współpracował ze mną,
ja będę w stanie ich przekonać,
że powinieneś zostać poddany
opiece medycznej w szpitalu.
Byłoby to dobre dla ciebie.
Władze chcą jednak trzymać cię
w zwykłym więzieniu.
Więzienie to więzienie.
Jedyna różnica polega na tym,
że tam... zjedzą cię żywcem.
Większość z nich sam
tutaj sprowadziłeś, Walterze.
Powiedz, co widzisz.
Ładnego motyla.
A teraz?
Mamo, czy on sprawia ci ból?
Masz dzieciaka.
Durniu, powinnam była
poddać się aborcji.
Ładne kwiatki.
/Podobno jego matka to kurwa.
Masz jakieś choróbsko?
Co? Kurwi synu?
Słuchaj mnie, niedorozwoju.
Myślisz, że obciągnie mi za dolara?
Chmury.
Opowiedz mi o Rorschachu.
Zrobisz to, Walter?
Wciąż nazywasz mnie "Walter".
Nie lubię cię.
Nie lubisz mnie.
Dobrze, dlaczego?
Jesteś gruby,
bogaty, masz wrażliwość liberała.
Nazywasz współczuciem chęć pomocy
i zrozumienie winnych.
To, co to gnijące społeczeństwo
nazywa resocjalizacją.
To nie żaden kompromis.
Czy kompromisem jest chęć
polepszenia twojej sytuacji?
Są tu inni ludzie, doktorze,
którzy są o wiele brutalniejsi ode mnie.
Ale oni nie są sławni, prawda?
Chcesz posłuchać o Rorschachu?
Opowiem ci o Rorschachu.
Kiedy ktoś ujrzy mroczne
podbrzusze społeczeństwa,
nigdy nie wyzbędzie się
jego piętna.
Nigdy nie uda, jak wy...
że nie istnieje, obojętnie kto
każe mu odwrócić wzrok.
Nie robimy... tego,
bo nam wolno.
Robimy to, bo musimy.
Robimy to,
bo nie potrafimy inaczej.
/Prowadziłem dochodzenie
/w sprawie porwania dziecka.
/Blair Roche, 6-letnia dziewczynka.
/Byłem młody,
/zbyt pobłażliwy dla kryminalistów.
/Pozwalałem im żyć.
/Złamałem facetowi rękę,
/by zdobyć wskazówkę.
/Pozwoliła mi trafić do miejsca
/przetrzymywania zaginionej.
/Wiedziałem, że dziewczynka tam jest.
/Przeszukałem wszystko,
/ale bez skutku.
/Nagle ją znalazłem.
Fred.
Barney.
Zaszczekacie dla tatusia?
/Było ciemno,
/kiedy morderca wrócił.
/Ciemno jak w grobie.
O Boże.
Kto tu jest? Kto?
Kto tu jest?
Co do, kurwy?
Kim jesteś, do chuja?
Czego, kurwa, chcesz?
Zabiłeś moje psy, człowieku.
Myślisz, że miałem coś wspólnego
z tą dziewczynką?
Znalazłem to.
Jakie masz dowody?
To nic.
Dobra, przyznaję się.
Porwałem ją.
Zabiłem.
Aresztuj mnie.
No co?
Aresztuj mnie!
Zrobiłem to!
Mówię wyraźnie!
Chryste.
Mam problem, człowieku.
Aresztuj mnie. Potrzebuję pomocy.
Nie, nie rób tego!
Przymknij mnie.
Aresztuje się ludzi.
Psy się usypia.
/Siła uderzenia zwichnęła mi ramię.
Ciepła krew obryzgała mi twarz.
Cokolwiek tkwiło we mnie z Waltera Kovacsa,
zginęło wraz z tą małą dziewczynką.
Od tamtej pory był
tylko Rorschach.
Wie pan, Bóg nie zabił
tej małej dziewczynki.
Los jej nie zarżnął,
przeznaczenie nie nakarmiło nią psów.
Bóg widział, co działo się tej nocy
i chyba miał to gdzieś.
Wtedy zrozumiałem.
To nie Bóg tworzy ten świat.
My to robimy.
Nie potrafię mu pomóc.
Rorschach.
Jesteś dość znany, co?
Wiesz co?
Ja też jestem całkiem znany, nie?
- Zgadza się.
- Właśnie.
Mógłbym dać ci autograf.
Co ty na to, olbrzymie?
Zdaje się, że nie rozumiecie.
To nie ja jestem zamknięty
z wami.
To wy jesteście zamknięci
ze mną!
Laurie!
- Cholera, kurwa!
- Czekaj.
Już gaszę.
Przepraszam. Myszkowałam
i wcisnęłam zły guzik.
- Nic ci nie jest?
- Nie. W porządku.
- Źle się z tym czuję.
- Nie martw się.
Komediant zrobił to samo w '77.
Archie to przetrwał.
Archie?
Skrót od Archimedesa.
Sowa czarnoksiężnika Merlina.
Głupia nazwa.
Jak było cię na to wszystko stać?
Mój tata pracował w bankowości.
Zostawił mi spory spadek,
co zawsze mnie zastanawiało.
Chyba był zawiedziony,
że walczę z przestępczością,
zamiast pójść w jego ślady.
Chyba byłem bardziej zainteresowany
ptakami, samolotami, mitologią.
Poza tym, inni też to robili,
więc nie czułem się jak idiota.
Jak Hollis.
Właśnie.
Był moim bohaterem.
Pamiętam kiedy go poznałem...
poczułem tę więź, wiesz?
Z czymś, co się liczy.
Fajnie mieć ukrytą tożsamość.
Sekretne miejsce,
o którym nikt nie wie.
Przyjść tu i spędzić czas,
wiedząc, że nikt ci nie przeszkadza.
Nikt nie obserwuje.
Chcesz je przymierzyć?
Wyśmienite.
Poszerzają zakres widoczności.
Jeszcze lepiej działają
w ciemności.
Widzisz mnie?
Widzę wszystko.
Pamiętam, niezależnie jak ciemno było,
kiedy patrzyłem przez gogle,
wszystko było wyraźne jak za dnia.
Pewnie w ten sposób
Jon widzi świat.
Powinniśmy iść.
Jedzenie stygnie.
Odłóż je, kiedy skończysz.
/Sowiecki ambasador w ONZ
/nie udzielił żadnych komentarzy,
/zapytany o zniknięcie
/doktora Manhattana.
/...sowiecka agresja w Afganistanie
/przybiera na sile.
Dan, Jon widzi wiele rzeczy.
Ale nie zauważa mnie.
Przepraszam.
Chodź tu.
Mogłabyś się trochę przesunąć.
Dan, co się stało?
Przepraszam, potrzebuję paru minut.
Do diabła.
W porządku...
Może trochę się pośpieszyliśmy...?
Mamy mnóstwo czasu.
Nie śpieszmy się.
Kupa czasu, Rorschach.
Wielki Gość.
Mały świat.
Dobre.
Tu rzeczywiście jest mały świat.
I ja w nim jestem.
Jak długo, Lloyd?
Niemal 15 lat, panie Gość.
Zgadza się. 15 lat od kiedy
wsadziliście mnie tu z Puchaczem.
Więc... Rorschach, koleś,
którego poparzyłeś, umiera.
Może zejść w każdej chwili.
Według moich obliczeń,
dzięki tobie jest tu
ponad 50 osób.
Gadałem z każdym z nich.
Umierają z pragnienia,
żeby dorwać się do ciebie.
Ten pierdel eksploduje.
A ty będziesz zdychał
po kawałku.
Wysoko mierzysz.
Wyrwę gnojowi nową dziurę!
Spokojnie, Lawrence.
Wkrótce.
Dan?
Wszystko w porządku?
Mam już dość życia
w strachu.
Strachu przed wojną,
przed zabójcą zamaskowanych bohaterów.
Strachu przed tym
cholernym kostiumem...
i tym, jak bardzo go potrzebuję.
Ja też.
Do diabła z tym.
Weźmy Archiego na przejażdżkę.
Mówisz poważnie?
Też byłam mścicielem w masce,
pamiętasz?
Przywykłam do wychodzenia o 3.00 *** ranem
i robienia głupot.
/Do wszystkich jednostek.
/Gwałtowny pożar.
/Pożar kamienicy
/na rogu 5-tej i Grand.
Lećmy.
- Widzę.
- Trzymaj się!
Dan, tam są dzieciaki.
Proszę zostać na miejscach
i zachować spokój.
Wyciągniemy was stamtąd.
Odpowietrznik na dachu.
Wysadź mnie tam.
Podlecę jak najbliżej.
Idziemy!
Szybciej.
Ruszajcie się.
Mamo, czy ten pan
w rakiecie kosmicznej...
to Jezus?
Nie, kochanie.
Ostrożnie...
w porządku.
Gotowe.
Wszyscy?
Nie wierzę, że to zrobiliśmy.
- Mogą nas zamknąć z Rorschachem.
- I co z tego?
Jutro może wybuchnąć
III wojna światowa.
- Czyż nie?
- Tak...
/Leonard Cohen "Hallelujah"
/tł. M.Karpiński & M.Zembaty
/Tajemny akord kiedyś brzmiał,
/Pan cieszył się gdy Dawid grał,
/Ale muzyki dziś tak nikt
/nie czuje.
/Kwarta i kwinta tak to szło.
/Raz wyżej w dur, raz niżej w mol,
/Nieszczęsny król ułożył Alleluja...
/Alleluja, Alleluja.
/Tak się starałem ale cóż...
/dotykam tylko zamiast czuć.
/Lecz mówię prawdę,
/nie chcę was oszukać.
/I chociaż wszystko poszło źle,
/przed panem pieśni stawię się,
/śpiewając tylko Alleluja.
/Alleluja, Alleluja.
/Alleluja, Alleluja.
/Alleluja, Alleluja.
On nie żyje, Rorschach.
Wszyscy są roztrzęsieni,
więc przynieśliśmy ci mały prezent.
Coś z warsztatu.
Szefie, zauważyłeś?
Już nie wali tekstami w stylu:
"wielki świat" czy "wysoko mierzysz".
Wie, że kiedy przetniemy kraty,
jest następny.
Gruba przesada.
Już nie żyjesz, Rorschach!
Mamy więzienie pełne morderców!
A co ty masz?
Twoje ręce.
Cała przyjemność po mojej stronie.
Nie mogę dostać się do zamka.
Ciąć pręty?
Rozruchy tyle nie potrwają,
a ja czekałem 15 lat!
Przykro mi, Lawrence,
ale stoisz na drodze mojej zemsty.
Nic osobistego, wielkoludzie.
Teraz przekonasz się,
jaki będzie wynik.
1:0, chodź tu po mnie.
No dalej.
/Tak sobie myślałem.
Myślę, że mamy zobowiązania w stosunku
do naszego bractwa.
Powinniśmy uwolnić Rorschacha.
- Co?
- Ktoś go wrobił.
Ta cała sprawa z rakiem i Jonem
po prostu nie ma sensu.
Ty nie zachorowałaś.
Tak, ale włamywanie się do więzienia
o zaostrzonym rygorze,
to nie gaszenie pożaru.
Masz rację.
To będzie lepsza zabawa.
Pośpiesz się, Lloyd!
Chcę poczuć zapach
smażonego sukinsyna.
Tak.
Nie.
Jeszcze nigdy nie usuwałem
ścieków, przy pomocy sracza,
a to takie oczywiste.
2:0, twój ruch.
Z drogi!
Nie wiemy czy jeszcze żyje.
Żyje, żyje.
Nie.
Gdzie moja twarz?
Nie zabijaj mnie.
Twoja kolej, doktorze.
Co widzisz?
Nie ruszać się!
Rorschach.
Daniel...
Panna Jupiter.
Przepraszam, muszę skorzystać
z toalety.
Na litość boską.
Dobrze widzieć cię w kostiumie, Daniel.
Powinienem się domyśleć,
że zgrabne nogi cię zmotywują.
- Ale z ciebie dupek, Rorschach.
- Daruj sobie.
Sporo czasu ci zajęło,
żeby puścić Jona w trąbę.
Znudził cię patriotyzm,
czy ktoś cię namówił?
Pierdolisz głupoty!
Możecie przestać?
Pokłócicie się później.
Przestańcie wrzeszczeć,
bo ściągniemy na siebie uwagę.
Stać!
Stać, bo otworzymy ogień!
Dobrze się czujesz?
Tak, tylko troszkę ciężko.
Wojna, włamanie do więzienia...
Nie martw się o to.
Wszystko będzie dobrze.
- Witaj, Laurie.
- Jon?
Mówili, że jesteś na Marsie.
Jestem.
Przeprowadzimy tam rozmowę.
O czy ty mówisz?
Będziesz próbowała mnie przekonać,
bym ocalił świat.
- Laurie, nie...
- Dan, zaufaj mi, muszę.
Piękne, czyż nie?
Wybacz, czasem te rzeczy
mi umykają.
To się więcej nie powtórzy.
Co za ulga.
O mój Boże.
Jestem na Marsie.
/- Niezła dupcia.
/- Spadaj, dupku.
Zobaczmy, czy jest ten kretyn
od komiksów.
Słyszeliście już? Jakiś super puchacz
wyrwał Rorschach z pierdla.
- Rorschacha?
- Tak.
Ten głupek wsadził mojego kuzyna
na wózek inwalidzki.
Znaczy Nocny Puchacz.
On i Rorschach pracowali kiedyś razem.
- Tak.
- Może on też załatwił twojego kuzyna?
- Czy on nie napisał jakiejś książki?
- Tak.
Wiecie, że ma tu niedaleko warsztat?
- Serio?
- Nieźle.
/Halo?
/Sally?
/- Hollis?
- Tak.
Hollis Mason.... Jezu...
Cały czas miałeś mój numer
i dopiero teraz zadzwoniłeś?
Cóż, to chyba wyjątkowa okazja, Sal.
/Co?
W telewizji mówili,
że w nocy płonęła kamienica.
/Uwięzionych ludzi wyswobodził
/pewien pojazd...
/a jego pilot był przebrany
/za sowę.
/Wraz z nim była
/seksowna kobieta.
Laurie?
Moja córka, Laurie?
Nie wierzę, że Laurie
znów włożyła kostium.
Może w końcu podziękuje mi
za tę odrobinę inspiracji.
Wiesz, Sal,
sądząc po twoim głosie...
brzmisz młodziej,
niż zazwyczaj.
/Wielkie dzięki, Hollis.
Ale to pewnie nasza zgrzybiałość.
Miło było z tobą porozmawiać, Sal...
ale ktoś puka do drzwi.
Nie roztkliwiaj się zbytnio,
myśląc o przeszłości.
Trzymaj się, Hollis.
/Ty też.
Pa.
Pa.
/Szukamy pana Puchacza.
Chwileczkę...
/Panie Puchacz, jest pan tam?
/Cukierek albo figiel.
Powinieneś był zostać
na emeryturze, Puchaczu.
/Nienawidzę tego.
Ukrywać się.
Unikać władz.
Gliny na nas polują.
Chyba, że chcesz wrócić do kicia...
Głupotą byłoby ujawnić się
bez żadnego planu.
Na przykład jakiego?
Kiedy ustaliliśmy wzór...
możemy włamać się do Pyramid,
sprawdzić, co znajdziemy.
To ślepy zaułek.
Myślę, że ta firma należy do kogoś,
kto za tym wszystkim stoi.
Musimy przeszukać kontakty podziemia.
Przycisnąć ludzi.
Jasne, może wybierzemy nazwiska
z książki telefonicznej?
Zapomniałeś, jak działamy?
Stałeś się zbyt delikatny.
Łatwowierny, szczególnie
w stosunku do kobiet.
Posłuchaj.
Skończyłem z tym.
Za kogo ty się uważasz, Rorschach?
Żerujesz na ludziach,
znieważasz ich,
a nikt nie narzeka,
bo mają cię za świra!
Przepraszam, ja...
nie powinienem tego mówić.
Danielu...
jesteś dobrym przyjacielem.
Wiem, że czasem ciężko
ze mną wytrzymać.
Zapomnij.
Jest w porządku, stary.
Zróbmy to po twojemu.
O Boże.
Pyramid Transnational.
Ktoś o nich słyszał?
Dranie, stawiam wam,
a wy mnie wystawiacie.
Cofnij się, albo wsadzę ci
tę szklankę prosto w paskudną gębę.
Zachowajcie spokój.
Staramy się załatwić to łagodnie.
Roy Chess, opłacany przez Pyramid,
próbował zabić Adriana Veidta.
Już nie żyje.
Znałeś go?
Nie.
Tak.
Znałem go z kicia.
Jesteś skazańcem?
Byłem.
Jestem czysty, odkąd wyszedłem.
Przysięgam.
Ledwo go znałem.
Kazali mi kogoś wynająć.
Kto ci kazał?
Mój kontakt, panna Slater.
Janey Slater?
Też pracuje dla Pyramid?
Tak, była naprawdę miła.
Była odpowiedzialna za program
dawania ludziom drugiej szansy.
Bóg mi świadkiem,
że mówię prawdę!
Janey Slater,
była dziewczyna Manhattana.
Ludzie Adriana pomogą nam
dowiedzieć się, kto stoi za Pyramid.
Podążaj za pieniądzem.
/...były członek grupy Minuteman,
/Hollis Mason,
/został znaleziony zamordowany
/w swoim mieszkaniu.
/Świadkowie twierdzą, że widzieli
/członków gangu Knot-Tops...
/w pobliżu miejsca przestępstwa,
/w czasie dokonania zabójstwa.
/"Na żywo"... Tiffany Burns...
- Kto to zrobił?
- Wiedziałem, że będziesz się pastwił.
Gdzie moje prawa?
Tylko dlatego, że noszę...
- Kto to zrobił!
- Wielu ludzi tak się ubiera.
Kto zabił Hollisa Masona?
Powiedz swoim kumplom,
że już są martwi!
Wykończę całą tę
kurewską dzielnicę!
Kark ci skręcę!
Daniel, nie publicznie.
Kurwa... kurwa, Hollis.
To tutaj przeprowadzamy
naszą rozmowę.
Wyjawisz mi, że sypiasz
z Dreibergiem.
- Wiesz o mnie i o Danie?
- Jeszcze nie.
Ale za chwilę powiesz mi o tym.
Skoro i tak znasz przyszłość,
to czemu zdziwiłeś się, że odeszłam?
Albo, że ten reporter cię zaskoczył?
Po co się w ogóle kłócić,
skoro wiesz, jak to się skończy?
Nie mam wyboru.
Wszystko jest z góry ustalone.
Nawet moje reakcje.
A ty po prostu
poddajesz się temu.
Najpotężniejsza istota we wszechświecie
jest tylko marionetką.
Wszyscy nimi jesteśmy, Laurie.
Ja po prostu jestem taką,
która widzi sznurki.
A jeśli się mylisz?
Dlaczego moja percepcja czasu
tak cię niepokoi?
Bo jest nieludzka.
Bo sprawia, że wariuję.
Zawsze chciałeś mojego dobra.
Cóż, nie udaje ci się.
Nie chcę się kłócić.
Wybacz, że spałam z Danem.
Spałaś z nim?
Przecież mówiłeś,
że i tak o tym wiesz.
Często ci powtarzałem...
że jesteś jedynym ogniwem,
łączącym mnie z ludzkością.
Dlaczego miałbym ocalić świat,
z którym nic mnie nie łączy?
Zrób to dla mnie.
Jeśli naprawdę ci zależy.
Kiedy ty opuściłaś mnie,
ja opuściłem Ziemię.
Czy to nie oznacza,
że mi zależy?
Mój czerwony świat,
ten tutaj,
znaczy dla mnie więcej
niż twój niebieski.
Pokażę ci.
/Bombowce są zatankowane
/i gotowe.
Panowie, już czas.
Przechodzimy na DEFCON-1.
Nie ma go w mieszkaniu,
ani w biurze.
Jakie mroczne poczynania
zajmują tego człowieka tak późną porą?
Daniel?
Słuchasz mnie?
- Tak.
- Więc co robisz?
Sprawdzę komputer Adriana.
Może trzyma w nim dane.
- Coś jest nie tak.
- Zgadzam się.
Janey Slater, Moloch, Roy Chess.
Wszyscy pracowali dla Pyramid.
Moloch mówił, że Komediant wspomniał o liście
z nazwiskiem jego i Slater.
Ktokolwiek zarządza Pyramid,
mógł ich zarazić rakiem.
I wrobić w to Manhattana.
/VEIDT ENTERPRISES
/WPROWADŹ HASŁO
/OZYMANDIASZ
/ZAKAZ DOSTĘPU
Zabawne... starożytni faraonowie
wyczekiwali końca świata.
Wierzyli, że bóg Re powstanie
i zażąda serc ze złotych słoi.
Teraz pewnie w napięciu
wstrzymują oddech.
Faraonowie?
/FARAONOWIE
Mam profil psychologiczny Manhattana.
Ciekawe, co piszą fachowcy
od czubków?
Obiekt nieustająco
wycofuje się emocjonalnie.
Jeśli zerwane zostaną
wciąż istniejące więzi,
przewidujemy zatracenie człowieczeństwa.
/RAMZES II
Wszedłem.
/PYRAMID TRANSNATIONAL
/ANALIZA FINANSOWA
/BADANIA I ROZWÓJ
/...wydatki poprzez aktywa z
/firmy matki VEIDT INTERNATIONAL
/...firmy matki VEIDT INTERNATIONAL
Nie.
/Gratulacje, panie Veidt.
/Reaktor energii doktora Manhattana
/został uruchomiony.
Pańskie wsparcie i entuzjazm
pozwoliły na ten sukces.
W imieniu zespołu badawczego
składamy wyrazy szacunku.
Cóż w życiu nie zasługuje
na świętowanie?
To nowy Karnak.
Reprezentuje on spełnienie
marzeń starszych, niż 2000 lat.
Marzeń, którymi dzielimy się
dzięki waszej nie kwestionowanej pomocy.
Z tego powodu... wstydzę się.
Wstydzę się, że musicie odebrać
tak nieadekwatną nagrodę.
Za faraonów.
Największe sekrety powierzali
swoim sługom,
grzebanym żywcem
w piaskowych komnatach.
Spokojnych snów, panowie.
Nasz nowy, pełen pokoju świat,
będzie wdzięczny
za wasze wielkie poświęcenie.
Bubastis...
/Dziennik Rorschacha.
/Ostatni wpis.
/Za wszystkim stoi Veidt.
/Czy to będzie
/ostateczna rozgrywka?
/Trudno mi wyobrazić sobie
/groźniejszego przeciwnika.
/Kiedyś żartował, że jest dość szybki,
/żeby złapać pocisk.
/Może zabić nas obu,
/sam, wśród śniegu.
/Lecimy tam teraz.
/Na Antarktydę.
/Czy będę żywy czy martwy,
/gdy to przeczytacie,
/mam nadzieję, że świat przetrwa
/dostatecznie długo,
/żeby ten dziennik
/do was dotarł.
/Przeżyłem swoje życie
/wolny od kompromisów.
/Odchodzę w cień bez słowa skargi.
/Rorschach.
/1 listopada.
Mógłbyś powiedzieć mi, jak to się skończy
i oszczędzić nam kłopotu?
- Kończy się twoimi łzami.
- Łzami?
- Więc nie wracasz na Ziemię?
- Kiedyś... tak.
Ulice są pełne śmierci.
Jon, proszę.
Musisz to powstrzymać.
- Wszyscy umrą.
- A wszechświat nawet tego nie zauważy.
Uważam, że istnienie życia
to wysoce przeceniane zjawisko.
Tylko rozejrzyj się tutaj.
Mars doskonale daje sobie radę
bez jednego mikroorganizmu.
Bezustannie zmieniająca
swoją topografię mapa.
Płynie i zmienia się na przestrzeni
dziesiątków tysięcy lat.
Zatem, powiedz mi,
jak to wszystko mogłoby zostać
ulepszone przez rurociąg naftowy?
Przez wielkie centrum handlowe?
Więc to zbyt wiele
prosić... o cud?
Cuda z definicji są bezsensowne.
Boże... Jon!
- Zdarza się tylko to, co może się zdarzyć.
- Przestań! Pieprzysz od rzeczy!
- Wyląduj! Teraz!
- Jak sobie życzysz.
Wiesz co...?
Wyślij mnie z powrotem na Ziemię,
żebym się usmażyła z Danem, mamą
i innymi bezwartościowymi ludźmi.
I wiedz, że się myliłeś.
Mówiłeś, że skończy się to moimi łzami.
Patrz... nic!
Może myliłeś się we wszystkim.
Masz pretensje, że odrzucam
postrzeganie życia w jego kategoriach.
A ty ciągle odrzucasz zobaczenie spraw
z mojej perspektywy.
Tłumisz to, bo się boisz.
Nie boję się.
Chcesz, bym zobaczyła to
z twojej perspektywy?
Proszę, pokaż mi.
Zrób to, co robisz.
Magię, marzenia!
Oto, co miałam wcześniej!
Byłam bohaterką, do cholery!
Czy to moja wina,
że się zestarzałaś?
Czemu narzekasz?
Utrzymuję ciebie i twoje dziecko!
Idź do swojego przyjaciela, Eddiego!
Może zapewni ci lepsze życie.
...nawet brudniejsza część
staje się jaśniejsza.
Twoja matka była pięknością.
Masz jej oczy.
Masz nawet taki sam śmieszny pieprzyk.
Zabieraj od niej łapska.
Cześć, laleczko.
Dawno się nie widzieliśmy.
Nie według mojego kalendarza, Eddie.
Do samochodu.
Nie masz żadnych oporów?
Jezu Chryste, Sally.
Facet gadał ze swoją...
córką swojej starej przyjaciółki.
Ruszaj.
/To był błąd.
/Jednorazowy.
Facet próbuje cię zgwałcić,
a później pozwalasz mu
to dokończyć?
Byłaś pijana?
Czy tylko samotna?
Czy kiedykolwiek się tego wyzbędę?
Laurie...
Nie.
Nie.
Komediant był twoim ojcem.
Nie, nie!
Moje życie to jeden wielki żart.
Ja tak nie uważam.
Przykro mi, że nie rozumiem
twojego poczucia humoru.
Uśmiechniesz się,
jeśli przyznam, że się myliłem?
Odnośnie czego?
Cudów.
Zdarzenia następujące wbrew tak
astronomicznym przeciwnościom,
jak tlen zmieniający się w złoto.
Byłem świadkiem takich wydarzeń.
A nie dostrzegłem tego...
w związkach między ludźmi.
Miliony milionów komórek
biorą udział w tworzeniu życia.
Pokolenie po pokoleniu.
Aż w końcu twoja matka,
pokochała mężczyznę,
Edwarda Blake'a, Komedianta,
mimo że miała tyle powodów,
by go nienawidzić.
Z tej sprzeczności,
wbrew niepojętym przeciwnościom,
pojawiłaś się ty.
Tylko ty, która powstałaś...
Wydestylowanie tak specyficznej formy
z tego całego chaosu,
jest jak przemiana powietrza
w złoto.
Cud.
Zatem, myliłem się.
Wytrzyj oczy i wracajmy do domu.
/Jimi Hendrix
/"All Along the Watchtower"
/"Musi być z tego jakieś wyjście,
/powiedział błazen do złodzieja."
Obrałem kierunek na tę budowlę.
- Emisja ciepła jest ponad normę.
- Veidt...
Nie podobają mi się
te szarpnięcia Archiego.
AWARIA SILNIKÓW
Silniki.
Są oblodzone.
Zaczekaj!
Danielu, lecisz za nisko.
Nie chcę przeszkadzać w prowadzeniu,
ale nie powinieneś się ostro wzbić?
Wiem, próbuję!
Do cholery!
Ciepło z płomienia przyśpieszy odmrażanie.
Ale trochę to potrwa,
a my nie mamy czasu.
- Potrzebujesz czegoś cieplejszego?
- Tak jest dobrze.
/Z wyżyn wieży strażniczej
/książę patrzył w dal.
/A wszystkie kobiety i bosonodzy słudzy
/przychodzili i odchodzili.
/Gdzieś w oddali zaryczał żbik.
Co jest, malutka?
/Dwóch jeźdźców się zbliżało,
/wiatr zaczynał wyć.
Adrian jest pacyfistą.
Wegetarianinem, na litość boską.
Nigdy nikogo nie zabił.
Hitler był wegetarianinem.
Jeśli się łamiesz, zostaw to mnie.
Nie dostaniemy drugiej szansy.
Panowie, witam.
Adrianie, wiemy o wszystkim.
Więc o czym tu dyskutować?
O wszystkim.
- Zabiłeś Komedianta.
- Niech spoczywa w pokoju.
Blake odkrył to pierwszy.
/Nixon miał nas na oku,
/upewniając się, że nie sprawimy kłopotów.
/Blake odkrył,
/co robię tutaj, w Karnaku.
/Gdy odwiedził biednego Molocha,
/był kompletnie załamany.
/Nawet ja nie mogłem przewidzieć,
/że on zmieni...
Musiałem go zabić.
Później zneutralizowałem Jona.
Niełatwe zadanie.
Wydałem 2 miliardy dolarów badając
tachiony blokujące wizje przyszłości Jona.
Wykorzystałeś jego profil psychologiczny,
żeby nim manipulować.
Zmusiłeś do opuszczenia planety.
Znałem go wystarczająco długo,
by stwierdzić, że czuje emocje.
Drgania jego twarzy mogły być
niezauważalne dla zwykłych ludzi,
/ale dla mnie...
/równie dobrze mógłby szlochać.
/Musiałem tylko ubrać
/słowa w czyn.
/Nagły przypływ emocji,
/kiedy uwierzył, że wywołuje raka
/u ludzi, których kocha.
/Takiej wymówki potrzebował,
/aby nas opuścić.
/Opłaciłeś swojego zabójcę.
/Chciałeś nas zmylić.
/Pan Chess oddał życie
/w służbie wyższym wartościom.
/Wsunąłem mu cyjanek do ust.
Pozostawał tylko jeden problem.
Ty i twoja teoria "zabójcy masek".
/Kiedy ty podążałeś za nią
/z uporem prawdziwego socjopaty,
/dałem cynk policji.
Kiedy byłeś w więzieniu,
mogłem spokojnie działać.
Przykro mi, że cię rozczarowałem.
- Mieliśmy uczynić świat lepszym.
- To właśnie robię.
Wojna nuklearna?
Wyniszczenie rasy ludzkiej?
Oczywiście nie obędzie się
bez nieuniknionych ofiar.
Kilka kluczowych miejsc
na całym globie:
Nowy Jork, Los Angeles,
Moskwa, Hong Kong.
Ulegną dezintegracji.
15 milionów ludzi zabitych
przez samego doktora Manhattana.
Kara dla świata za knucie
III wojny światowej.
Jon by tego nie zrobił.
Nikt nie powiedział,
że musi się o tym dowiedzieć.
Przełom energetyczny, *** którym
pracowałem, właśnie dobiegł końca.
Przez te wszystkie lata,
Jon pomagał mi odtworzyć jego moc.
Nie wiedział,
jak zamierzam jej użyć.
Widzicie... Komediant miał rację.
Brutalna natura człowieka
nieuchronnie doprowadzi do jego wymarcia.
Zatem, aby ocalić ten świat,
musiałem go oszukać.
Największym dowcipem
w historii ludzkości.
- Zabijając miliony?
- By ratować miliardy.
Zbrodnia konieczna.
Nie możemy ci na to pozwolić.
Pozwolić, Rorschach?
Nie jestem łotrem z komiksu.
Naprawdę myślicie,
że zdradziłbym wam mój plan,
gdyby istniał choć cień szansy,
że moglibyście mi przeszkodzić?
Zrobiłem to 35 minut temu.
WOJNA?
Najświętszy Jezu, Henry.
Dlaczego, do cholery, nie zadziałały
systemy wczesnego wykrywania?
To nie Sowieci.
Wszystko wskazuje na to,
że energia została wygenerowana przez...
doktora Manhattana.
Jon...
Interferencja.
Katastroficzna interferencja.
Nie mogę w to uwierzyć.
To nie jest efekt uderzenia
głowicy nuklearnej.
To byłem ja.
Ja to zrobiłem.
Co to znaczy?
Nie bezpośrednio.
To miało wyglądać tak,
jakbym ja to zrobił.
Adrian.
O wilku mowa.
- Jon...
- Wiem.
Musisz go powstrzymać.
Zabił Blake'a, zabił miliony.
Zaczekajcie tutaj.
Adrianie, przestań.
Tachiony były sprytnym rozwiązaniem.
Nawet nie mogąc przewidzieć, gdzie jesteś,
mogę zmienić ściany w szkło.
Powinienem ci podziękować.
Omal nie zapomniałem,
jak ekscytująca jest niewiedza.
/Rozkoszna niepewność.
Wybacz mi, maleńka.
/JAM JEST OZYMANDIASZ.
/KRÓL KRÓLÓW:
/PATRZCIE NA ME DZIEŁA,
/GIŃCIE W ROZPACZY!
Ale z ciebie dupek.
Veidt, draniu!
Jeśli ją skrzywdziłeś...
Dan.
Dorośnij.
Mój nowy świat potrzebuje
mniej oczywistego heroizmu.
Twój harcerzykowaty heroizm
jest zbyteczny.
Cóż nim osiągnąłeś?
Nie zdołałeś zapobiec ocaleniu Ziemi.
To twój jedyny triumf.
Rozczarowałeś mnie, Adrianie.
Bardzo rozczarowałeś.
Odbudowa samego siebie była
pierwszą sztuczką, jaką opanowałem.
Nie zabiło to Ostermana.
Myślałeś, że zabije mnie?
Chodziłem po powierzchni Słońca.
Byłem świadkiem zdarzeń
tak drobnych i szybkich,
że niemal można powiedzieć,
że nie zaistniały.
Ale ty, Adrianie,
jesteś tylko człowiekiem.
Najmądrzejszy człowiek na świecie
jest dla mnie nie większym zagrożeniem,
niż najmądrzejszy termit.
Co to?
Kolejna ostateczna broń?
Tak.
Można tak powiedzieć.
/...zaatakowani.
/Miliony istnień zostało
/nagle zakończonych,
/w diabelnym akcie dokonanym
/przez samego doktora Manhattana.
/Od momentu ataków...
/jestem w ciągłym kontakcie
/z premierem ZSRR.
/Odkładamy na bok
/nasze nieporozumienia.
/Zobowiązujemy się zjednoczyć...
/przeciw wspólnemu wrogowi.
/Wraz z resztą świata...
/przetrwamy.
/To dzień, którego nigdy
/nie zapomnimy.
/Będziemy przeć do przodu,
/broniąc rasy ludzkiej,
/wszystkiego co dobre i sprawiedliwe
/w naszym świecie.
/Dziękuję.
/Boże, miej nas w opiece.
Widzisz?
Supermoce zapobiegają wojnie.
Ocaliłem Ziemię przed piekłem.
Obaj to zrobiliśmy.
To zarówno twoja zasługa,
jak i moja.
Teraz możemy wrócić do tego,
co mieliśmy robić.
Mieliśmy wprowadzać sprawiedliwość.
- Każdy dowie się o twoim czynie.
- Na pewno?
Wydając mnie, poświęcisz pokój,
dla którego zginęli ludzie.
- Pokój oparty na kłamstwie.
- Ale mimo to pokój!
On ma rację.
Wydając Adriana narazimy świat
na nuklearne zniszczenie.
Nie, nie możemy tego zrobić.
Na Marsie mówiłaś o wartości życia.
Jeśli mamy nadzieję
zachować je tutaj,
musimy zachować milczenie.
Sami trzymajcie to w tajemnicy.
Nawet o tym nie myśl.
Rorschach!
Zaczekaj.
Żadnych kompromisów.
Nawet w obliczu Armagedonu.
To zawsze nas różniło, Danielu.
Każdego dnia odczuwałem strach,
widząc niewinne twarze ludzi,
których zamorduję, by ocalić ludzkość.
Rozumiesz, prawda?
Nie pochwalam,
ale też nie potępiam.
Rozumiem.
Z drogi!
Ludzie muszą wiedzieć.
Wiesz, że nie mogę ci
na to pozwolić.
Nagle obchodzi cię ludzkość?
Wygodne.
Gdybyś się przejmował od początku,
nie doszłoby do tego.
Mogę zmienić niemal wszystko,
ale nie mogę zmienić
ludzkiej natury.
Musisz bronić nowej utopii Veidta.
Co znaczy jeszcze jeden trup
u jej fundamentów?
Na co czekasz?
Zrób to.
Zrób to!
Nie!
/Opuszczam tę galaktykę
/dla mniej skomplikowanej.
/Mówiłeś, że zależy ci na życiu.
/Bo zależy.
Może jakieś sobie stworzę.
Żegnaj, Laurie.
No dalej!
Walcz!
Dan.
Zjednoczony świat i pokój...
wymagały takiej ofiary.
Nie!
Nie wyidealizowałeś rodzaju ludzkiego.
Zdeformowałeś go.
Okaleczyłeś.
Oto twoja spuścizna.
Oto prawdziwy dowcip.
/Powtarzam: z waszym odbiornikiem
/jest wszystko w porządku.
/Będziecie uczestnikami
/wielkiej przygody.
/Doświadczycie tajemnic,
/które znajdują się "Po tamtej stronie".
Nie napijesz się?
Nie, dziękuję.
Zdrowie.
Muszę ci coś wyznać.
Wiem, że Eddie Blake
był moim ojcem.
Laurel...
co musisz o mnie myśleć...
Przepraszam, że nigdy ci
nie powiedziałam.
Powinnam, ale...
wstydziłam się, było mi głupio.
To bez znaczenia.
Życie zabiera nas w dziwne miejsca,
ludzie robią dziwne rzeczy.
Czasami nie mogą o nich mówić.
Wiem, jak to jest.
Chcę byś wiedziała,
że nigdy mnie nie skrzywdziłaś.
Pytałaś, czemu nie jestem
na niego zła.
Bo dał mi ciebie.
Dzięki, mamo.
Kocham cię.
Witam, panno Jupiter.
Jestem Sally.
Wybaczcie, muszę się odświeżyć.
Zaraz wracam.
- Jak tutaj leci?
- Dobrze, a jak tam?
Dobrze.
Wszystko działa.
Usprawniłem wszystkie systemy Archiego.
Robota skończona.
Musimy go tylko zabrać
na przejażdżkę.
To brzmi jak randka.
Wszystko będzie dobrze?
Dopóki ludzie będą myśleli,
że Jon nas obserwuje, będzie dobrze.
W końcu.
Wiem, co powiedziałby Jon.
Nic się nie kończy.
Nic nigdy się nie kończy.
Seymour, nie mamy o czym pisać.
Wszyscy w kraju, na całym świecie
śpiewają piosenki o pokoju i miłości.
To jak życie w cholernej
globalnej hipisowskiej wspólnocie.
Reagan mówi, że będzie się ubiegał
o prezydenturę w 1988.
Możemy napisać o tym.
Nie piszemy o absurdach.
To Ameryka. Kto chciałby kowboja
w Białym Domu?
Mogę poszukać czegoś
w listach od nawiedzonych.
Cokolwiek. Przejmij inicjatywę.
Zostawiam ci wolną rękę.
/Dziennik Rorschacha,
/12 października 1985.
/Dziś w nocy w Nowym Jorku
/zmarł Komediant.