Tip:
Highlight text to annotate it
X
UPADEK
NIEZALEŻNOŚĆ FINANSOWA
zmarł na krzyżu
za nasze grzechy
Jak prowadzę?
WYKRĘĆ 1 -800-DUPA
ZATOR
Dokąd pan się wybiera?
Do domu.
POMOCY!
Panie oficerze. . .
facet poszedł w krzaki,
pewnie sikać, i już nie wrócił.
Potrzebna pomoc?
To pana wóz?
To nie on.
Tamten poszedł, w krzaki.
Mówił, że do domu.
Do domu?
Panowie, proszę do samochodów.
A co z tym?
Wezwę wóz holowniczy.
Zepchnijmy go na bok.
Zróbmy przejazd!
To niebezpieczne.
Wokół pędzą ciężkie pojazdy
ze szkła i stali.
Moment.
Prendergast, Dział Rabunków.
Weźmy się za to.
Ja robię w linoleum.
W porządku.
Pan wraca do wozu.
Panowie pchają, ja kieruję.
Robimy też ceramikę.
Dla policjantów mamy zniżkę.
Uwielbiam Gliny, ten serial.
Nie ogląda go pan? Ja zawsze.
Miał pan fart.
Czyżby?
Dzisiaj kończę służbę.
Ale mam fart!
Nie dotykać!
Niech pan go nie dotyka!
Proszę jechać.
Dobrze. Przepraszam.
Panie oficerze?
O Boże, telefon!
Szybko, skarbie.
Uwaga na palce.
Weź Tuckera, dobrze?
Mamo?
Mamo, pomóż mi to otworzyć.
Rozmieni mi pan?
Nie rozmienić. Musi coś kupić.
- Osiem pięć cent.
- Co?
Osiem pięć cent.
- Nie rozumiem.
- Osiem pięć cent!
Osiemdziesiąt pięć centów?
Nie zostanie mi dosyć na telefon.
Dam panu 50 centów.
Proszę mi je rozmienić.
- Nie ma mowy.
- Jest mowa.
Napój, osiem pięć.
Płacić albo iść!
Żąda pan tak wiele,
a nie zna pan liczby mnogiej?
Nie ma w Chinach?
- Jestem z Korei.
- Nieważne.
Chcecie nam dyktować swoje ceny,
nie znając języka?
Jesteś z Korei?
Masz chociaż pojęcie,
ile forsy mój kraj dał twojemu?
Ile?
Nie wiem.
Ale wiedz, że bardzo dużo.
Iść stąd! Po co kłopoty?
Zostanę.
I co ty na to?
Jezu Chryste!
Co to jest?
Obrona Fidżi?
Weź pieniądze!
Weź pieniądze.
Opuść łapy!
Nie mogę tak. . . Przestań!
W porządku.
Mów powoli i wyraźnie.
Weź pieniądze.
Masz mnie za złodzieja?
To nie ja jestem złodziejem.
To nie ja żądam 85 centów
za głupią puszkę!
Ty jesteś złodziejem!
Ja tylko bronię moich
praw konsumenta.
Cofnę ceny do poziomu z 1 965.
Co ty na to?
Pączki. 6 sztuk w paczce.
Ile?
$1 ,1 2.
Za dużo.
Aspiryna. Cena?
$3,40.
Litości!
Bateryjki. Po cztery w paczce.
$4,29.
Uczysz się.
Ta półka wygląda podejrzanie.
Puszka napoju. . .
0,33 litra.
50 cent!
Biorę.
Zakupy u pana
to prawdziwa przyjemność.
Bardzo śmieszne.
Bardzo, bardzo śmieszne.
Prosto z Arizony, Prendergast.
Polub go.
Akurat.
Raczej prosto z Santa Monica.
Pochodzi z kuwety mojego kota,
nugaty możesz sobie zachować.
Wyjęliście moje rzeczy?
A co by to był za żart?
- Jak znajdę długopis?
- Nie ma potrzeby. Pisz łajnem.
To twój ostatni dzień. Uważaj.
A Forsythe?
- Forsythe'owi zostało 5 minut.
- Dwie!
Jeszcze mniej! Cholera,
szedł już do swojego wozu.
Przejechał go wóz z depozytu.
Okropny pech.
Ironia losu.
Nigdy nic nie wiadomo.
Wiadomo,
jak groźne może być biurko.
Papierem też można się zaciąć.
Żarty, żarty.
Przykro mi.
Próbowałam ich powstrzymać.
Cześć, Sandra.
Każdy musi przez to przejść.
Jakiego asa
wyciągną jeszcze z rękawa?
Żadnego.
Co z tym obiadem?
Nie wracasz wcześniej do domu?
A dlaczego?
To ostatni dzień.
Nie mam przesądów.
- Sandy, gotowa?
- Za chwilę.
Zostaw tego biednego gryzipiórka.
Potrafisz sam odpalić wóz?
Nie wściekaj się tak.
Będzie mi ciebie brak.
Naprawdę? Mnie ciebie też.
Chodź już!
A więc do obiadu?
Poczekaj chwileczkę.
Kiedy zrobimy
tort truskawkowy?
Niedługo.
Może o zachodzie słońca?
Na świeżym powietrzu.
Tylko kilkoro dzieci.
Nie chciałam wielkiej fety.
Tu Prendergast.
To ja.
Chciałabym, żebyś już był w domu.
Przyjedź.
O co chodzi?
Nie wiem.
Czegoś się przestraszyłam.
Chciałabym, żebyś wrócił.
Co się stało?
Nie wiem.
Pakowałam właśnie. . .
szklanki i inne rzeczy. . .
i naraz zaczęłam się bać.
Nie podjąłeś tej decyzji
ze względu na mnie, prawda?
Ty też tego chcesz?
Najważniejsze, że jesteśmy razem.
Ale ciebie tu nie ma.
Wkrótce będę, słodka.
Powiedz to.
- Powiedz!
- Niedługo wrócę.
Nie, powiedz to!
Niedługo wrócę i kocham cię.
Ja ciebie też.
Ulżyło ci?
Nie, nie ulżyło!
Londyński Most upada
Upada, upada
Londyński Most upada
Śpiewaj.
Moja piękna pani
Jesteś moją panią?
Tak.
- Cześć.
- Do zobaczenia.
Co pan tu robi?
Nic.
Wkroczył pan na teren prywatny.
- Tak?
- Włóczy się pan.
Właśnie.
To włóczęgostwo.
Nie widziałem znaków.
A to co?
Graffiti?
Nie.
To żadne cholerne graffiti!
To znak.
On nie umie czytać.
Więc ci go przeczytam:
teren prywatny.
Obcym wstęp wzbroniony.
Obcym czyli tobie!
- To mówi ten znak?
- Tak!
Gdyby znak był po angielsku,
zrozumiałbym!
- Żartuje.
- Mnie to nie śmieszy.
- Ani mnie.
- Chwilę, koledzy.
Nie ma powodu do nerwów.
To znak waszego gangu?
Naruszyłem wasze terytorium?
Wtargnąłem tam,
gdzie wolno sikać tylko wam?
Obraża was moja obecność?
Rozumiem.
Ja też nie chciałbym,
żebyście mnie odwiedzali.
To jest wasz dom. . .
a dom to dom.
Szanuję to.
Więc jeśli cofniecie się o krok,
to zabiorę. . .
moje problemy gdzie indziej.
W porządku?
- I co?
- Niech płaci.
Dobry pomysł.
Musisz zapłacić grzywnę.
Słuchajcie, koledzy. . .
miałem niecodzienny poranek.
Nie chcę. . .
Ile ma zapłacić?
Niech odda nam teczkę.
Dobry pomysł.
Daj nam swoją teczkę.
Nie dam wam tej teczki.
Palancie,
oddawaj to pieprzone pudło!
Miałem zamiar
pilnować własnego nosa.
Rozmawiałem z wami jak mężczyzna,
który szanuje cudze terytorium.
Ale was boli, że. . .
ktoś miałby siedzieć na waszej
gównianej górce przez całe 5 minut?
Chcecie teczkę?
Podam ją wam, dobrze?
Chcecie moją teczkę?
Oto ona!
Dokąd to?
Zapomnieliście o teczce!
Wracam do domu!
Zejdź mi z drogi, gnojku!
Z drogi!
Wracam do domu!
Jak oni to robią?
- Broń!
- Co?
Dzisiaj kończysz służbę?
Musisz zdać broń.
Racja.
Potrzebny mi twój podpis,
tu i tu.
Zginął Policjant
Możesz spisać zeznanie?
Wiem, że chcesz
stąd iść, zanim. . .
Dobrze, Brian.
Wciąż tu pracuję.
Gość jest zdenerwowany.
Panie Lee, proszę wejść.
Co on mówi?
Nie wiem.
Pan Lee to Koreańczyk.
A ja jestem Japończykiem,
jak widzisz.
Panie Lee, po angielsku, dobrze?
Proszę siadać.
Pan Lee jest właścicielem sklepu.
Napadnięto go godzinę temu.
Przykro mi, tu się nie pali.
Panie Lee, zacznijmy od tego,
jak on wyglądał.
Biały człowiek,
biała koszula, krawat.
- Krawat jakiego koloru?
- Koloru?
Koloru nie wiem.
Zaatakować mnie, tak?
Rozbić sklep.
Szczęście, że żyję.
Proszę się uspokoić.
Co panu ukradł?
Nie kraść!
Zaatakować, tak?
Mówić, że on ustalać ceny.
I rozbić sklep.
Nie rabował?
Wariat! Powiedziałem:
"Weź pieniądze" .
A on nie. Mnie nazwać "złodziej",
i rozbić sklep.
Kupić napój i pójść sobie.
Kupił napój?
Zapłacił za niego?
Ja już mówić, to wariat.
Myślałem, że to rabunek.
Panie Lee,
musimy iść do kogoś innego.
To był napad.
On zajmuje się rabunkami.
Chodźmy.
- Kij baseballowy!
- Co takiego?
On zabrał mój kij.
Z półki?
Nie, trzymać go do obrony.
Pod ladą. Do obrony.
Więc ukradł pana kij,
ale za napój zapłacił?
Działa wybiórczo.
To się i tak nie liczy.
Chodźmy.
Idź do szpitala.
Może masz złamaną rękę!
Znajdziemy tego typa,
więc zamknij się!
A co on zrobił?
Nastraszył was kartą kredytową?
Mówiłem ci, miał kij!
Jeśli wciąż się tu kręci,
rozpieprzymy go.
A szpital?
Zamknij się!
Dosyć wygłupów.
Wiem, że to ty.
Co jest?
To ty, prawda?
Tak, to ja.
Przestań tu dzwonić.
Dziś są urodziny Adeli.
Tak, wiem. Czego chcesz?
Wracam do domu.
O czym ty mówisz?
Ja tylko. . .
Chciałem ci powiedzieć,
że przyjdę na jej urodziny.
Nie możesz.
Słuchaj, Beth. . .
musimy porozmawiać.
Ty posłuchaj.
To teraz mój dom, ja płacę czynsz.
Nie płacisz alimentów.
- Nie wolno ci tu przyjść.
- Nie mów tak, Beth.
Muszę przyjść do domu.
I dać jej prezent.
Nie wolno ci!
To on! To on, człowieku.
Co u Adeli?
To nie jest twój dom.
Co u niej?
Dobrze sobie radzi bez ciebie.
- Angie, wysiadaj.
- Już.
Jest środek dnia!
Szkoda ryzyka!
- Wyłaź, kurwa!
- Wychodź!
Mnie też daj.
A ty?
Nie pytaj.
Bo wezwę policję.
Ruszaj!
Jadę do domu.
Jadę tam.
Dostał?
Pudło.
Ja też spudłowałem.
Nie rób tego!
Nie, człowieku.
Odpieprz. . .
Widzisz?
Tak to się robi.
Naucz się strzelać, dupku!
Otwarte.
Siadaj, proszę.
Kapitanie.
Słyszałeś już?
O tej strzelaninie?
Ohyda!
Wiesz, na kim wszystko się skrupi. . .
gdy ta sprawa zacznie śmierdzieć.
Wcześnie idziesz na emeryturę.
Będzie niższa niż powinna.
Rzeczywiście. Niewysoka.
To nie dlatego,
że byłeś ranny?
Ranny?
No bo teraz. . .
siedzisz za biurkiem.
Tu nie grozi ci
już żadna kula.
Kapitanie, nie o to chodzi.
I tak wygłoszę swoją mowę.
Prosili mnie o to,
sam rozumiesz.
Nie chcę tracić dobrego gliny.
Jeszcze możesz się rozmyślić.
Wielu chciałoby
rzucić to wszystko w kąt.
Kto by nie chciał?
Płaca jest podła. . .
a trzeba grzebać się w brudach
po 1 6 godzin dziennie.
Ale to wchodzi w krew.
Wielu dobrych gliniarzy. . .
przychodziło tu oddać odznakę. . .
ale po prostu nie mogli
tego zrobić. A ty?
Trzymasz z zespołem?
Nie, kapitanie.
Raczej nie.
Mówiłem, proszono mnie,
bym spróbował.
A jak dzieciaki?
Nie mam dzieci.
Co do diabła?
Ci od akt są do niczego.
- Tu jest. . .
- Straciliśmy dziecko.
Naprawdę?
To była dziewczynka.
Oczywiście. To straszne.
Niestety, bywa i tak.
Ale żonę masz?
Tak, mam.
To dobrze.
PRACUJĘ
ZA JEDZENIE
kocham cię, tato
Dokąd pan idzie?
- Do domu.
- Nie tędy.
- Dlaczego nie?
- Budujemy metro, dlatego.
Proszę iść dookoła.
Raz, dwa.
Na pewno nic panowie nie chcą?
Może kawy?
Nie, dziękujemy pani.
Teraz trochę mi głupio.
Lepiej dmuchać na zimne.
Tak sobie pomyślałam.
Sąd zakazał mężowi prób kontaktu?
Byłemu mężowi.
Przychodził poza terminem. . .
albo w środku nocy
i walił w drzwi.
Niestety, jest cholerykiem.
Obawiałam się,
że zakaz spotkań uczyni. . .
więcej złego niż dobrego.
Ale sędzia chciał
dać innym przykład.
Więc nie wolno mu podejść
bliżej niż 30 metrów.
Czy może 300? Jak to jest?
To decyzja sędziego.
- Myślałam, że to przepis.
- Nie całkiem.
Ciekawe.
Czy on pije?
Myślałam, że pan pyta o sędziego!
- Raczej nie.
- Narkotyzuje się?
Skłonność do przemocy?
Tak, można tak powiedzieć.
Bił małą?
A panią?
Niezupełnie.
Niezupełnie?
Wie pan, czasami wyglądało na to. . .
że zamierza to zrobić. . .
ale nigdy nie czekałam,
aż zacznie.
Trudno to wyjaśnić.
Chyba był do tego zdolny.
Chyba?
Umieramy na AIDS
Pomocy!
Bezdomny weteran
Potrzebuję jedzenia i pieniędzy
NIE PRZEJMUJ SlĘ
Jak się pan dziś miewa?
W porządku.
- A pan?
- Ja? Okropnie.
Przykro mi.
Przyjechałem z Santa Barbara
i nie zastałem przyjaciela. . .
a teraz nie mam. . .
za co wrócić do domu.
Kończy mi się benzyna.
Spałem w wozie.
Ma pan kilka dolców?
Uratuje mnie pan.
Daj mi swój adres,
to zwrócę pocztą.
- Pokaż prawo jazdy.
- Po co?
Tam jest twój adres.
- Nie mam prawa jazdy.
- Jeździsz bez prawka?
Pan jest gliną?
Chętnie zobaczę twój wóz.
Dobra, zapomnij.
Zapomnij o tym, człowieku!
Nie zasłużyłem na taką odprawę.
- A co, leczysz zwierzęta?
- Nie, byłem w Wietnamie.
Chyba jako 1 0-latek.
To znaczy w Zatoce.
Proszę tylko o kilka monet.
Nie jem trzeci dzień.
Z wyjątkiem tej kanapki.
Cholera!
Daj mi jakąś forsę.
Moniaki, bilon, daj mi coś!
Nic ci nie dam.
- Masz papierosa?
- Nie.
- Musisz mi coś dać.
- Poszukaj sobie pracy.
To mój park! Ja tu mieszkam!
Przyszedłeś tu z tymi
torbami na spacer?
Ja nie mam nic. To w porządku?
Co w nich jest? Daj mi jedną.
Mógłbym ją sprzedać,
starczy mi na tydzień.
Masz dwie. Po co ci dwie?
Masz rację.
Proszę.
- Poważnie?
- Mnie już niepotrzebna.
Dobra! Szybko, co tam. . .
Skurwysyn!
- Oszczędź nam tych bzdur.
- To prawda!
Oczywiście.
- Co jest?
- Była przy tej strzelaninie.
- Angie, kto ich kropnął?
- Mówiłam.
Wielki zły biały człowiek.
Nie kupujemy tego.
Kogo ty osłaniasz?
Twój chłopak może
już zmarł w szpitalu.
Myślisz o nim?
Pewnie już nie żyje!
- Proszę przestać!
- Dobry dzień na koniec.
Ma zginąć kolejne 3-letnie dziecko?
Tego chcesz?
Powiedz mi prawdę!
Powiedziałam prawdę!
To był biały!
- Czego chciał od twoich?
- Nie wiem!
Zaatakował ich na Anielskim
Pagórku kijem baseballowym!
Kijem? Moment!
Miał kij.
A jak ten typ wyglądał?
Nie wiem.
Jak pan, tylko. . .
wyższy i miał włosy.
Dobry opis, Angie!
Biała koszula i krawat?
Chodź na chwilę.
Musimy ją przycisnąć.
Nie przeszkadzaj.
A ten kij?
- Biała koszula!
- Co ona jeszcze wymyśli?
Niestety musisz już iść.
- Sanchez, słuchaj!
- Teraz nie mam czasu, stary.
Pamiętasz tego sklepikarza?
- Pana Lee?
- Chodź.
Gdzie to było?
Tutaj.
Napadnięto go koło 8:30 rano?
- Mniej więcej.
- A strzelanina była tutaj?
O co chodzi?
Może świruję, ale Anielski
Pagórek leży w połowie drogi.
- Elegancka dzielnica.
- To slumsy.
Właśnie. Dlatego pytam: co biały
w krawacie robi na terytorium. . .
gangów?
Cześć. Co podać?
Szynkę i omlet z serem,
frytki. . .
Przykro mi, dziś już
nie wydajemy śniadań.
Chcę śniadanie.
Już nie wydajemy.
Mówiła to pani.
To szef sali?
Poprosi go tu pani?
Oczywiście.
Rick, klient do ciebie.
Słucham.
Chcę zjeść śniadanie.
Dziś już nie wydajemy.
Wiem, wydajecie teraz obiad, Rick.
Sheila już mi to. . .
Dlaczego mówię wam po imieniu?
Dziwne.
Po 7 latach pracy wciąż mówię
do szefa "pan", a tu nagle. . .
Rick i Sheila, jakbyśmy byli wśród
Anonimowych Alkoholików.
Nie chcę się kumplować, Rick.
Chcę zjeść śniadanie.
Mnie może pan mówić:
"panno Folsom" .
Śniadania wydajemy do 1 1 :30.
Słyszałeś dewizę:
"Klient ma zawsze rację"?
I oto stoję tu przed wami.
Ja, czyli klient.
To nie nasza dewiza.
Musi pan zamówić danie obiadowe.
Nie chcę obiadu.
Chcę śniadanie.
No cóż,
bardzo mi przykro.
No cóż,
mnie też bardzo przykro!
On ma broń!
Bez obawy!
Spokój!
Niech wszyscy się uspokoją.
Siadać!
Panie.
Dokąd pan idzie?
Proszę siadać i kończyć obiad.
Proszę się odprężyć
i nie denerwować.
Proszę jeść obiad.
To witaminy A i B. . .
To był wypadek!
Spust jest bardzo czuły.
Spokojnie!
To tylko czuły spust.
Dostanę śniadanie?
Tak. Sheila?
Rick? Panno Folsom?
Wiecie co?
Rozmyśliłem się.
Zjem obiad.
Poproszę o podwójnego
Whammyburgera z serem. . .
- Słyszycie?
- Tak jest.
I porcję frytek oraz. . .
koktajl czekoladowy.
Tak jest. Sheila, załatw to.
Rick, podasz mi mój obiad?
Chyba mogę mówić ci Rick po tym
wszystkim, co razem przeszliśmy.
Jak samopoczucie?
Smakuje wam?
Tobie?
Dobre?
A pani? Smakuje pani?
To chyba była krytyka.
Pewnie sos
nie przypadł pani do gustu.
To tylko żart.
No proszę, już jest.
Dziękuję.
O to właśnie mi chodzi.
Popatrzcie.
Widzicie?
Na zdjęciu jest soczysty i duży.
A teraz patrzcie na ten
pożałowania godny kotlecik.
Czy ktoś powie mi,
co tu nie gra?
Słucham?
Choć jedna osoba.
Znów tworzycie zespół!
Nic z tego.
On wyprowadza się do Lake Havasu.
Tam stoi Most Londyński.
- To w Anglii?
- Nie, przenieśli go do Arizony.
- Cegła za cegłą.
- A tak, słyszałam.
To dobrze,
bo gliniarze często giną.
- Co zamawialiśmy?
- Siódemkę.
Dwie siódemki.
W porządku?
Na pewno?
Wybacz, miałam tego nie robić.
Powinnam siedzieć cicho.
Powiedz mi.
Lake Havasu?
Podoba nam się tam.
Jej się podoba.
Będziesz głaskał kaktusy?
Będę je sadził.
Ona kiepsko znosi menopauzę.
Czas płynie w innym tempie,
i ta cała reszta.
A ty?
Ja to co innego,
nie jestem kobietą.
Ja jestem. I co?
Ona była kiedyś piękna.
Wielkie dzięki!
Wiesz, co mam na myśli.
Skończyła jako żona gliny.
Wkurza się.
Nie wstawiaj mi znów tego kitu
o królowej szkolnego balu.
To dawne czasy.
Sandra, ty robisz karierę.
A jeśli ktoś ma tylko urodę?
A twoja kariera?
Dam sobie radę. . .
nawet bez twojej pomocy.
Wybaczcie.
- Co jest?
- Wezwanie.
Gorące talerze!
- Uważaj na mojego gnata.
- Spadaj!
To ci się spodoba.
Jakiś typ strzelał w barze. . .
bo nie dali mu śniadania.
Potem zapłacił i poszedł sobie.
Wybacz.
Zapłacił?
Szybko! Czas leci.
Muszę iść.
Gdzie to było?
Róg Quintero i 4-ej.
Cześć, moje panie.
Poczekaj chwilę!
Daj mi znać,
w co był ubrany, dobrze?
Chcesz się wykazać,
zanim zakopiesz się w piasku?
Sprawdź, czy był
w białej koszuli i krawacie.
W drogę, słowiczki.
- Muszę iść.
- Czekaj.
Może o tym nie wspomniałem.
O czym?
Ja ją kocham.
Chodźmy!
Oszczędzałem u nich 7 lat.
A kiedy poprosiłem
o niewielką pożyczkę. . .
powiedzieli, że nie jestem
"godny kredytu" .
Przepraszam pana!
Co z pana pożyczką? Dali panu?
On jest godny kredytu!
Szczęśliwy klient
z uśmiechem na twarzy.
Tak właśnie wygląda
człowiek godny kredytu!
Ile za to?
Tylko 3 dolary.
Prosiłem o niewielką pożyczkę.
Co oni na to?
Że nie można mi ufać.
Dosyć tego.
- Biorę to.
- Tak, 3 dolary.
Odchodzę!
Mówię do was wszystkich, odchodzę!
Tak bywa, gdy jest się
niegodnym kredytu!
To może spotkać i was!
Żegnajcie!
Nie zapomnij!
Przepraszam.
Musimy już iść.
Naprawdę?
Pani mąż chyba już się nie zjawi.
Pewnie zdał sobie sprawę,
że może mieć kłopoty.
Niech pani zawiadomi
swojego prawnika.
Mam adwokata z urzędu.
Nie mam dużo pieniędzy.
Niech oficjalnie zwróci się
do adwokata pani męża.
Tymczasem proszę zamknąć dom
i wezwać nas w razie potrzeby.
- Dobrze, dziękuję.
- Nie ma za co.
Przepraszam!
Może pan nie zauważył,
ale inni czekają na telefon.
- Inni czekają?
- Tak, dupku!
To fatalnie, bo wie pan co?
Chyba jest popsuty.
MOST LONDYŃSKI
JEZIORO HAVASU
Cześć, to ja.
On właśnie je i odpoczywa.
- Kto?
- Kot.
- Świetnie!
- Wybacz mi.
Trochę przesadziłam.
To nic, skarbie.
Możesz chwilę poczekać?
Biała koszula.
Poczekasz chwilę?
Muszę iść.
Tylko chwilę.
To bardzo ważne.
Detektyw Torres!
Przepraszam.
Na zeznanie czeka jakieś
7 milionów osób.
Za chwilę oddzwonię.
Co się dzieje?
Nic się nie dzieje.
- Więc wracaj do domu.
- Nie mogę.
To twój ostatni dzień.
Już cię nie wyrzucą.
Papierkowa robota.
Jak skończę, wracam do domu.
Zadzwonię za chwilę, dobrze?
Poczekaj. Zrób listę.
- Listę?
- Luzowany kurczak...
Czerwona papryka. . .
czerwona, nie zielona.
Kochanie, poczekaj chwilę.
Blokuję tu telefon.
Raz w życiu mnie wysłuchaj.
Dziewczyna ze strzelaniny mówi,
że facet...
w krawacie pobił jej kumpli pałką.
Facet zaczął szaleć.
To zespół ostatniego dnia.
Nasz człowiek nie miał pałki,
tylko sportową torbę pełną broni.
Torbę sportową?
Prosiłeś o informacje.
Muszę kończyć.
Przeszukamy okolicę.
Jeszcze chwilę.
Proszę, to ważne.
- Może sama zrobisz zakupy?
- Ja?
To ostatni dzień.
Chłopaki pewnie coś zorganizują.
Ciekawe, co?
Pewnie ściągną ci. . .
jakąś cizię,
żeby trzęsła cyckami?
Skądże.
Ty bawisz się w glinę,
a ja tu w domu. . .
troszczę się o twoją emeryturę.
To już koniec.
Wbij to sobie do głowy.
Nie jesteś już
przedstawicielem prawa.
Więc czekam tu na ciebie.
Capito ?
Sandra, gniewasz się?
- Nie.
- Też idziesz na emeryturę?
Nie zapomnij
pożegnać się przed wyjazdem.
Żegnaj.
Słuchaj, jeśli go spotkasz. . .
uważaj.
UBRANIA Z DEMOBILU
SKARGI I WNIOSKI
Jestem Nick.
Czym mogę służyć?
Szukam butów do chodzenia.
Do chodzenia, tak?
Sprawdźmy, co tu mamy.
To najdroższe modele.
Naukowo testowane i tak dalej.
Jakiś dupek gwarantuje,
że zaskroniec przeżyje. . .
jeśli na niego nadepniesz.
Ja sądzę,
że są dla ciot i pedałów!
Natomiast to są buty. . .
na wietnamską dżunglę.
Kosztują o połowę mniej,
są trwalsze i nadają się. . .
do glanowania ciot!
Oczywiście potem trzeba
patykiem oczyścić je ze spermy. . .
ale więcej i tak nie można żądać.
Daj spokój.
Chodźmy stąd.
Miłego dnia, kolesie!
Polecam się na przyszłość!
Masz jakiś problem?
Ty masz problem!
- O nie, ty!
- Umiesz czytać?
"Zastrzegam prawo. . . "
Jazda stąd.
Zmuś mnie.
Uważaj, laleczko.
Uważaj.
- Jezu!
- Śmiało.
Chodź już!
Nie mam na to ochoty.
Ciemny chłopek!
Faszysta!
Pieprzone pedały!
Uwierzyłbyś w to?
Jezu!
Odmienna orientacja, akurat!
Pomyśl, co oni robią,
kiedy zostaną sami!
A lesby?
Te są jeszcze gorsze.
Prendergast.
Nie musi mówić!
Czego znowu?
Przyznałam, że to gang!
Nie musi nic mówić!
Wiem, że to był biały.
Musimy pogadać. To ważne.
Ile broni było
w tej torbie sportowej?
Nie wiem, o czym pan mówi.
Nie widziałam torby!
Biały ją zabrał, tak?
Może skrzywdzić innych.
Pomóż mi.
Gdy wsiadłam, torba już tam była.
Ile broni w środku?
Nie wiem.
Mnóstwo.
Wszystkie spluwy
z całego świata.
Pasują?
Pomóc pani?
Oficer policji.
Szukam człowieka.
Tak?
Pod 40-kę. . .
biała koszula. . .
krawat, nosi torbę sportową.
Ma pan policyjne radio?
Dla własnej rozrywki.
Widział pan kogoś takiego?
Nie.
- Dzięki.
- Chwilę.
Mam pytanie.
Dlaczego nie nazywają was. . .
oficer-ka?
Przepraszam, co?
No wie pani, jak aktor-ka?
W ten sposób.
Żeby zaznaczyć. . .
wie pani co.
Chyba wiedzą, że oficer policji
to oficer policji. . .
a nie. . .
"wie pan co" .
Dziękuję za współpracę.
Przykro mi, że nie mogłem
pomóc, pani oficer-ko.
Dlaczego?
Bo chcę ci coś pokazać.
Nie wydam cię.
Jestem przyjacielem.
Chodź.
Nie każdemu to pokazuję.
To mój prywatny składzik.
Mam tu niezłe rzeczy.
Z I wojny. Dobrze zachowana.
A skoro mowa o gazie, poczekaj.
Poczekaj chwilę.
Wiesz, co w tym było?
Cyklon B.
Pamiętasz?
Nazistów?
Słuchaj.
Pusta.
Zużyta, bracie.
Użyto tego.
Ciekawe, ilu Żydków
wykończyła ta mała puszka.
Pomyśl o tym. Masz.
Czemu mi to pokazujesz?
To nic.
Dla zabawy.
Możesz to zatrzymać.
Siła Faszyzmu
To chciałem ci pokazać.
To nie są żarty.
Odpalana z ramienia,
czujnik ciepła. Działa!
Taka rura zerwie
ci z nieba samolot.
To dla ciebie.
Chcę, żebyś ją wziął.
Dlaczego?
Bo jestem z tobą.
Nie kapujesz?
Wiem o wszystkim z radia.
Fantastyczne, jak cholera!
Banda czarnuchów, prawda?
W reklamach pokazują białych.
Ale kiedy tam pójdziesz,
sami czarni!
Jak zechcą, naplują ci do zupy.
Wiem coś o tym.
Jestem z tobą.
Jesteśmy tacy sami, ty i ja.
Tacy sami. Rozumiesz?
Nie jesteśmy tacy sami.
Ja jestem Amerykaninem,
ty chory dupku.
Co z ciebie za mściciel?
Nie jestem mścicielem.
Chcę tylko dotrzeć
do domu na urodziny córki.
Jeśli nikt nie będzie wchodził mi
w drogę, nikomu nic się nie stanie.
Pierdol się!
Kim ty, kurwa, jesteś?
Żartujesz sobie?
Tylko się z tobą nie zgadzam!
W Ameryce mamy wolność słowa,
mogę się z czymś nie zgadzać!
Pierdolić wolność!
Kim ty jesteś?
Pierdol się, pedale!
Dam ja ci wyrzutnię!
Powinienem cię od razu zastrzelić!
Obróć się!
Ręce na ladę!
Oprzyj się o nią!
Patrzcie, ile tu złomu!
A to co tu robi?
Pedalski towar!
Chcesz wolności?
Ja ci dam wolność, cholera!
Nogi szerzej!
Rozsuń je!
Pójdziesz do pierdla, dupku!
Wolność, co?
Poczujesz ją w dupie,
kiedy ktoś ci wsadzi.
Dawaj łapy.
Jakiś czarnuch stanie tuż za tobą,
jak ja teraz.
Pomyśl o tym.
Spodoba ci się, co?
Spodoba ci się, ty pedale?
Daj drugą rękę.
- Nie mogę.
- Dlaczego?
Grawitacja.
Grawitacja?
Co to, kurwa, znaczy?
Upadnę.
Daj drugą rękę!
Natychmiast!
Daj mi!
Szybko.
Daj mi.
To nie mój nóż.
Boże!
Boże!
Świetnie!
Wolność wyznania.
Wreszcie rozumiesz!
Korzystaj ze swoich praw.
Słucham.
Mamy tu świra
z torbą pełną broni.
Wyrusza z Hollywood na zachód.
Co zamierza?
Narobić sporo kłopotu.
Nic takiego,
mamy tu pełną salę podejrzanych.
To nie wojna gangów.
Wiem to.
Angelina to kłamczuch.
Nie podoba mi się twój
wkład do naszego śledztwa.
Świadkowie rozpoznali
jego sportową torbę, jasne?
Co to jest?
Torba sportowa.
Czy to znaczy,
że mnie aresztujesz?
Wy lepiej już idźcie.
Palnąłem wtedy tę mówkę. . .
bo takie są przepisy.
Musiałem.
Teraz mówię od siebie.
Nigdy cię nie lubiłem.
Wiesz czemu? Bo nie przeklinasz,
a ja takim nie ufam.
Ani jednej "kurwy" przez te
wszystkie lata. A mężczyźni klną.
Nie lubię też glin,
którzy boją się ulicy.
- Obniża morale.
- Ja się nie boję.
Wracaj za biurko,
gdzie twoje miejsce. . .
i nie trwoń już
mojego czasu udając glinę.
Facet w białej koszuli ostrzelał
budkę nieopodal Whammyburgera.
- Słyszałeś?
- Słyszałem.
Gdzieś tutaj, tak?
Skąd wiedziałeś?
Zdobył broń w tej strzelaninie.
Więc miałeś rację.
Wybacz mi.
- Co ci dolega?
- Mnie?
Podobno jestem tchórzem. Z drogi.
Sam jesteś sobie winien.
Nikt nie wie,
że to twoja żona się boi.
To jej wina!
Niech nikt nie pcha nosa
w moje życie prywatne.
Od rana jestem wredna.
Nie zmuszała mnie.
Raz wróciłem do domu. . .
a ona siedziała w mroku.
Myślała, że zginąłem.
Wzięła mnie za ducha.
Ganiałem ją po całym domu.
- Przykro mi.
- Nie ma powodu.
- Dokąd idziesz?
- Zarobić na wypłatę.
Weź mnie ze sobą.
Nie jesteś dziś na służbie?
No i jak, partnerze?
Pieprzyć ich!
Chodź!
Z kim rozmawiałaś przed chwilą?
Straszysz mnie?
Udało mi się?
Nie udało ci się.
Możesz sobie już odpuścić.
Nie zmusisz mnie,
żebym uciekła...
albo cię tu wpuściła.
Ale ja zaraz tam będę.
Możesz na to liczyć.
Teraz nie ma już odwrotu.
Wiesz, jak to jest?
Jest taki moment w podróży. . .
gdy dalej jest do punktu wyjścia. . .
niż do celu.
Pamiętasz, jak. . .
ci astronauci wpadli w tarapaty?
Byli w drodze na Księżyc
i naraz coś nawaliło.
Chcieli wrócić. . .
ale na powrót było już za późno.
By móc wrócić,
musieli oblecieć Księżyc naokoło.
Przez kilka godzin
nie było z nimi łączności.
Świat w napięciu czekał,
aż puszka z trupami. . .
wyskoczy z drugiej strony.
Tak jest i ze mną.
Jestem po drugiej stronie księżyca. . .
i łączność się urwała.
Wszyscy mogą tylko czekać,
czy się gdzieś nie pokażę.
Jest tu policja.
Wiesz, Beth...
że są kraje w Ameryce Płd.,
gdzie prawo wciąż pozwala. . .
mężowi zabić żonę,
jeśli go obraziła?
Są tu policjanci.
Jeden stoi tuż obok.
To daj mi go.
- Co robimy?
- Pogadamy z tym Koreańczykiem.
A potem przesłuchamy sąsiadów.
Co jest?
Dokąd idziesz?
Zaraz wrócę.
Facet na pewno
wpuści cię do toalety.
Prendergast, co ty robisz?
Wiem, kto to!
Kto?
Miał szczególną rejestrację.
Jak to było?
Już mam: "D-Fens" .
Obrona?
D-E-F-E-N-S.
"Obrona" .
Mówił, że jedzie do domu.
Sprawdź jego adres.
Panie Lee!
Obrona!
OBJAZD
Stać! Powoli.
Ta dziwka, zajechała mi drogę!
Co z tobą?
Z drogi!
Jest pan ślepy?
Nie chcę tu parkować,
tępa babo!
Tędy nie ma przejścia.
Co tu robicie?
Naprawiamy ulicę!
Nie widać?
Wczoraj była w porządku.
Już zdążyła się rozpaść?
Na to wygląda.
To bzdura!
Sądzę, że tej ulicy
nic nie dolega.
Ale wy macie swój budżet.
- Zwariował pan?
- Znam to.
Jak nie wydacie go do reszty,
za rok dostaniecie mniej.
Proszę przyznać:
ulica jest w porządku!
Spadaj!
Nie będziemy waszymi zakładnikami
dla tych światełek i koparek.
Ja tylko pilnuję,
by nikt nie wpadł do dziury.
Chcę to usłyszeć.
Jaki defekt ma ta ulica?
Nie wiem. Naprawdę.
Chyba coś z kanalizacją.
Kłamstwo.
Czego brakuje tej ulicy?
Niczego.
Wiedziałem.
Wiedziałem, że niczego.
Ale zaraz będzie co naprawiać.
- O Jezu. . .
- Proszę!
Charlie! Jasna cholera!
Mamy tu cholernego świra!
Czubka z granatnikiem!
Tu się wciska.
- Gdzie?
- Tu.
A teraz pociągnie pan z obu stron.
W ten sposób?
To trzeba podnieść do góry.
To celownik.
Skąd wiesz?
Widziałem w telewizji.
Jaki to film?
Ten, w którym pan gra?
W budowie. Podoba ci się?
Niezły.
A gdzie kamery?
Kręcą. Odsuń się trochę.
I co teraz?
Niech pan patrzy przez celownik.
Do czego pan mierzy?
Do tego żółtego potwora.
Wycelować i zwolnić spust.
To łatwe.
Spust?
To ten przycisk.
Ale najpierw pan wyceluje.
Uwaga!
- I nic.
- Pewnie niewypał.
To było niezłe!
Poszczuję was psem!
Jesteśmy z policji.
Jak się pani miewa?
Gdzie ten pies?
Zdechł.
- O co chodzi?
- Mamy do pani kilka pytań.
Tylko kilka, proszę pani.
Jakich pytań?
Mają państwo nakaz?
Pani nas tu wpuściła.
A teraz chcę,
żebyście już poszli.
Kim jest dla pani William Foster?
O co chodzi? To mój syn.
Proszę stąd iść.
Widziałaś to? Zadziwiające.
Niezwykłe!
Czy syn ma inne mieszkanie,
które nazywałby domem?
A to co?
- Smok?
- Nie dotykać!
Jak to? Tu jest jego dom.
- Proszę już iść.
- Ta się stopiła?
Pytam o tę.
To żyrafa, pije.
A którą lubi pani najbardziej?
Chyba tego skunksa.
Piękny jest.
To nie farba.
Ta pręga.
Nie farba?
Nie jest namalowana. . .
tylko wtopiona w szkło.
TEREN PRYWATNY
KLUB ALTMORE
WSTĘP WZBRONIONY
Co do diabła?
To dozorca.
W takim stroju?
Co pan tam robi?
Przechodzę.
Nie wolno tak.
Przeszkadza nam pan w grze.
On tylko przechodzi.
Nie jest z klubu. To widać.
Proszę zejść z pola!
Schodzę!
Tam, skąd pan przyszedł!
On mi się nie podoba.
Zostaw go.
Za co ja płacę składki?
To moje pole!
I będę tu grał do woli!
Jak dostanie piłką,
to jego sprawa!
Nie krzycz na mnie.
Ja tylko. . .
Piłka!
Piłka!
Dobrze!
Moment!
Co wy do diabła robicie?
Chcecie mnie zabić?
Nie dosyć,
że zagarnęliście tyle ziemi?
Chcecie mnie zabić piłką do golfa?
Tu powinny bawić się dzieci.
Piknikować rodziny.
Biegać zwierzęta.
Zamiast tego znudzone staruchy
jeżdżą na elektrycznych wózkach.
Frank, co się stało? Frank!
Nie wstyd wam?
- Biegnę po pomoc!
- Co ci jest?
- Ratunku!
- Serce?
Coś nie tak z sercem?
Co mogę zrobić?
Pigułki!
Pigułki?
Gdzie one są?
W wózku.
Wezwać karetkę!
Kolega miał zawał!
Chyba masz pecha.
Twój wózek poszedł na dno.
Nie żałujesz teraz,
że nie pozwoliłeś mi przejść?
Zaraz umrzesz w tej głupiej
czapce. Jakie to uczucie?
To jego pokój.
Bardzo pani dba o porządek.
On sam tu sprząta.
Nie wierzę.
Gdyby nie był w pracy,
bałabym się tu wejść.
Gdzie ostatnio pracuje?
Tam gdzie zawsze.
Buduje urządzenia
do ochrony przed komunistami.
Pracuje dla Notec.
Obrona narodowa.
D-Fens.
Sprawdź ten Notec.
Co mu dolega?
- Jak to?
- Dobrze pani wie.
Zdarza się, że zje obiad
i nie powie ani słowa.
Wkłada pożywienie
do ust jak automat.
Robię się taka nerwowa. . .
że nie mogę przełykać.
Siedzę żując bez końca
ten sam kęs.
I w końcu wypluwam.
Wtedy patrzy na mnie. . .
jakby chciał mnie zabić.
Nie powtórzy mu pan?
Nie. Obiecuję.
Nie chcę być dla niego ciężarem.
Skąd pani to przychodzi do głowy?
Kiedy William albo Bill. . .
Ja też mówię mu Bill.
Lubi to imię.
Kiedy Bill mówi, że wraca. . .
do domu, może mieć
na myśli dom żony?
Byłej żony. Nie wolno nam tu być.
Byłej żony. Elizabeth.
Jak nazwisko panieńskie?
Trevino. Z pochodzenia Włoszka.
- Gdzie ona mieszka?
- Nie wiem.
Nie widuje pani wnuczki?
On by nie chciał.
Obwinia mnie o to, co się stało.
I co?
- Zwolnili go miesiąc temu.
- Co?
To dokąd on chodzi?
Gdzie jada obiad?
Po co ten drut kolczasty
na płocie?
To jakiś żart?
Zabawa bogatych?
Wieszacie drut kolczasty. . .
żeby niewinni ludzie
się kaleczyli?
Nie. Ja jestem tylko dozorcą.
Urządziliśmy piknik.
Dr Ashcroft zawsze na to pozwalał.
To nie wasz dom?
Musi pan ich wzywać?
Kogo?
Ochroniarzy.
Nie pracuje pan dla nich?
Nie, skądże!
Wszystko gra, kochanie.
Co to za lekarz?
Chirurg plastyczny.
Zarobił na to tnąc twarze?
Chyba zmienię branżę.
Można się tego
nauczyć korespondencyjnie?
Ja straciłem pracę.
Albo raczej praca straciła mnie.
Za dużo wiem i za mało umiem.
Albo może odwrotnie.
Zapomniałem.
I nie idę z rytmem czasu.
Nie jestem godny kredytu.
Nie mam nawet na alimenty.
Jesteś ranna? Przepraszam.
Tak mi przykro. Nie chciałem.
To nic.
To pan krwawi.
Skaleczył się pan.
To ja krwawię.
Proszę wziąć mnie.
Nie odważą się nic zrobić
jeśli będę z panem.
Ale je niech pan wypuści.
Jak to? Myślisz, że chcę
skrzywdzić twoją rodzinę?
Ja też mam rodzinę.
Nie wierzycie?
Wierzymy panu.
Właśnie do nich jadę.
Wracam do domu, do rodziny.
Dziś są urodziny mojej córki.
Mieliśmy urządzić sobie piknik,
tak jak wy.
Dzieci bawiłyby się wokół. . .
a ja i żona
trzymalibyśmy się za ręce. . .
i mówili o poważnych sprawach.
A po zmroku. . .
poszlibyśmy spać.
Spalibyśmy razem pod osłoną nocy. . .
i wszystko. . .
byłoby jak dawniej.
Niech pani nie odjeżdża.
Z nim coś się stało.
Dawno by już dojechał
z Pasadeny do Venice.
To, co mówił,
to jeszcze nie była groźba.
Gadał coś w stylu Star Trek...
- bo bawi go pani strach.
- Proszę jeszcze zostać.
W tej sytuacji
może pani zrobić tylko jedno.
Kiedy ktoś znowu zechce. . .
zmniejszyć liczbę patroli,
niech pani głosuje przeciw.
Życzę miłego dnia.
Znalazłaś coś?
Brak Foster-Trevino.
Skup się na nazwisku panieńskim.
Mam coś w składzie demobilu.
- Gdzie?
- Tutaj.
Jezu, Prendergast, byłam tam!
Sprzedawca to fiut.
Znacznie gorzej.
On nie żyje. Znaleźli go
w jego własnej skrytce.
Boże!
Pomogę ci. . .
Wiesz, co oni zrobili?
Naszą lodziarnię przerobili
na modłę New Age, ohyda.
Nie ma koni na biegunach.
Znalazłem jednorożca
z lndianinem na grzbiecie.
Wyobrażasz sobie, Elizabeth?
Wierzysz?
Chodź!
Dokąd idziemy? A urodziny?
Jakiś komandos zafundował
starcowi atak serca. . .
i nastraszył rodzinę w okolicy.
Komandos?
Ubrany w mundur z demobilu.
Znalazłam ją!
Trevino, Elizabeth.
Nie mów mi.
Venice.
Skąd wiesz?
A gdzie może mieszkać Włoszka?
Popatrz, co tu mam.
Szczeniaczek.
Mamy małego pieska.
Niech nam żyje sto lat...
Niech nam żyje sto lat...
Piesku!
Nikt u niej nie odbiera.
- Wysłałaś kawalerię?
- To cholerne lenie.
Nie wyślą trzeciego
patrolu pod ten sam adres. . .
dla jakiejś histeryczki.
- Co robimy?
- Jedziemy do Venice.
Ty odbierz, dobrze?
Prendergast.
Kto to?!
Wpadka. Twoja żona.
Kochanie?
"Kochanie" ! Wiem, kto to był.
Pan Podglądacz rzucił się na mnie. . .
i krwawię jak prosię.
Trafiło się coś ważnego.
A ja to co? Psie rzygi?
Twoja żona mówi, że się. . .
wykrwawi, a ty masz coś ważnego?
- Kiedy przyjdziesz?
- Nie wiem.
Nie mów mi, że nie wiesz.
Chcę natychmiast usłyszeć,
kiedy tu będziesz!
Amanda, zamknij się!
Jasne? Zamknij się!
Wrócę do domu, gdy skończę,
nie wcześniej. Jasne?
Czy to jasne?
Nie musisz się zaraz tak rzucać.
I przygotuj kolację,
niech na mnie czeka.
Upiecz kurczaka ze skórką.
Dobrze?
Do widzenia.
Cholera!
Idziemy!
Niespodzianka!
Wybacz, Prendergast!
Próbujemy i próbujemy,
ale twoje nazwisko się nie mieści!
TRZYMAJ SlĘ PRENDERG
Gratulacje. Przeżyłeś!
Słuchajcie.
Uwaga, uwaga.
Panie i panowie,
wszyscy na to czekaliście.
Oto atrakcja wieczoru,
panna Suzie!
Suzie Q. !
Do dzieła!
To ten emeryt?
Chwileczkę! To bardzo miłe.
Wspaniałe.
Bardzo mi miło, ale muszę iść.
Jezu! O co ci chodzi?
Kobiet też się boisz?
Nic dziwnego.
Znasz jego żonę?
Co takiego?
- Co?
- Co mówisz?
Nic.
Nie ma na to czasu.
Masz rację.
Gotowa?
Niech nam żyje sto lat...
Niech nam...
żyje sto lat...
Nie chcesz?
Nie zmuszajjej.
Proszę, tu jest miś.
A teraz na konika!
Świetnie! Wio, koniku!
Patataj, patataj.
- Nie podoba jej się.
- Posadź ją tam!
No dalej! Wio, koniku.
Ona nie chce.
- Posadź ją tam!
- Nie można jej zmuszać.
Po to kupiłem tego konia.
No dalej! Wio!
Przestraszyszją.
Przestań.
Dziś twoje urodziny,
skarbie, a to molo.
Przecież lubisz molo.
Czemu to robisz?
Tylnym wejściem.
Stać!
Żyjesz?
- Nic mi nie jest.
- Wezwę karetkę.
Wezwać karetkę!
Numer 91 1 ! Szybko!
Powiedzcie, że policjant
został postrzelony! Szybko!
Uważaj!
Załatw go!
Jest ubrany jak żołnierz!
Tata! Mamo, patrz.
To tata!
Hej, kotku.
Wiedziałem, że was tu znajdę.
Zostaw nas!
Co? Nie mogę pogadać z żoną?
Nie jestem już nią.
Nie? A pamiętasz:
"Póki śmierć nas nie rozłączy"?
Pamiętasz to?
Przykro mi.
Przykro.
Co ty robisz?
Co? Miałem ciężki dzień w pracy.
Praca ponad wszystko!
Proszę, zostaw ją!
Ale ty urosłaś!
Kiedy to się stało?
Przegapiłem to.
Odebrali mi to, skarbie.
Nie martw się.
Już mi cię nie odbiorą.
Bill, posłuchaj, proszę.
Musisz się opanować.
Potrzebujesz pomocy.
Jesteś chory.
Chory?
Wiesz, co jest chore?
To miasto jest chore.
Święta prawda.
Uwierzy pan,
że kiedyś łowiłem tu ryby?
Dokładnie tu?
A teraz oni mówią:
"Te ryby są zatrute" .
Nie można już tu nawet pływać.
To grozi infekcją czy czymś takim.
Czy to nie jest chore?
To moja rodzina.
Proszę nas zostawić.
Zaraz odejdę.
Wyjeżdżam do Arizony.
Lake Havasu.
Był pan tam?
Proszę posłuchać!
Mówią, że tam jest jezioro,
ale to tylko brudna kałuża.
Ale moja żona sądzi, że to raj.
Każdy ma inne wyobrażenie,
czym jest raj.
Na przykład ja.
Czym był dla mnie raj?
- Czym?
- Pani wybaczy.
Robieniem dzieci.
Czy to nie frajda?
Robienie dzieci.
To pana córeczka?
Piękna.
Niezwykła.
Moja żona nie była
stworzona do rodzenia.
Ale urodziła.
Zniosła ból,
straciła figurę, dla mnie.
Któregoś ranka mała
już się nie obudziła.
Nazywają to "syndromem śmierci. . .
niemowlęcej" .
Ale ona miała już 2 lata.
Nie była niemowlęciem.
Była naszym dzieckiem.
Proszę, kochanie, to dla ciebie.
Co było robić?
Gdyby przejechał ją jakiś pijak. . .
Ale kto winien,
że się nie obudziła?
Dziękuję.
Ten typ ma broń!
Nie!
Elizabeth!
Stać! Aresztuję pana.
Uciekajcie!
Ani kroku!
- Co chciałeś zrobić?
- Nie wiem!
Tacy jak ty zawsze tak mówią!
Wiesz dobrze.
Chciałeś zabić żonę i dziecko!
Wtedy nie byłoby już odwrotu.
Mógłbyś zabić siebie. Łatwo.
Zaraz poznasz kilku miłych
policjantów. Chodźmy!
Ja jestem zły?
Jak to się stało?
Robiłem wszystko, co mi kazali.
Budowałem rakiety.
W obronie Ameryki.
Powinienem dostać nagrodę.
Ale dali ją chirurgowi
plastycznemu. Okłamali mnie.
Chodzi ci o to,
że zostałeś oszukany?
To dlatego stygnie mi obiad?
Dziś wszystkich okłamują.
Nawet ryby!
Ale to nie daje ci prawa
do takich czynów.
Dałeś światu jedną rzecz,
która jest coś warta. Córkę.
A teraz chodź!
Ale dziś był upał.
On ma broń! Tam!
Zatrzymać tłum!
Wezwać posiłki!
Wiesz, mam broń.
W kieszeni.
Miałem jej dużo.
Zostań tam. Nie ruszaj się.
Pojedynek?
Lepiej nie. Starczy na dziś.
Coś ty.
To doskonałe.
Oko w oko, szeryf i łajdak?
Piękne.
Na trzy.
To nie musi być koniec.
Wciąż masz wybór.
Moja córka nie żyje.
Ale ty wciąż masz wybór!
To ty musisz wybrać. . .
ja cię zabiję. . .
albo ty zabijesz mnie. . .
a mała dostanie
pieniądze z polisy.
Raz. . .
Patrz, jak ona dorasta!
Zza kratek?
Nie rób tego.
- Jazda!
- Trzy.
Byłoby po tobie.
Czy miejscowy komisariat
z wami współpracował?
Niczego nie ujmując
miejscowej policji. . .
sprawę rozwiązał
nasz człowiek.
Prendergast!
Sierżant Prendergast.
Wspaniała robota.
Pieprzę pana uprzejmie, kapitanie!
Nie do wiary. . . Co on mówi?
Proszę.
- Wciąż tutaj?
- Niestety.
Opanowaliśmy krwotok.
Nic jej nie będzie.
Odwiedzę cię w szpitalu.
Jak pani się czuje?
Ona nic nie wie.
Cholera!
To jej urodziny.
Co mam zrobić?
Powie jej pani jutro.
Dziś niech się cieszy.
- Jak ci na imię?
- Adele.
Adele? To ładne imię.
Gdybym miał córkę,
dałbym jej tak na imię.
- A jak panu na imię?
- Mnie?
Wisielec.
Nieprawda.
To będzie prawda,
kiedy moja żona usłyszy. . .
że wciąż jestem gliną.
Przepraszam.
Sierżant nas zwolnił.
- Zjedzmy coś.
- Dokąd pójdziemy?
Za rogiem jest taka budka. . .
Patrz, co mam!
Zawołaj do niego: "piesku"!
Piesku!
Piesku!
Proszę! Rodzina w komplecie.
Cała rodzina...
subripped by galocza/hungary, galocza@netposta.net
errors are probable, corrections welcome