Tip:
Highlight text to annotate it
X
Głowa pochylona
- niedosłyszy na lewe ucho.
Pierwszy punkt ataku.
Drugi, krtań,
paraliżuje struny głosowe.
Trzeci, w wštrobę -
jegomoć jest trunkowy.
Czwarty, uszkodzenie rzepki.
Utrata przytomnoci za 90 sekund.
Powrót za kwadrans.
Odzyskanie sprawnoci - nierealne.
- Twarzowy melonik.
- Zdobyczny.
- Wzišłe rewolwer?
- Zapomniałem.
- Chyba zostawiłem zapalony piecyk.
- Zgadza się.
Chyba wystarczy.
W końcu jeste lekarzem.
Miło cię widzieć, Watsonie.
- Gdzie inspektor?
- Grupuje oddziały.
Trochę mu to zajmie.
Sherlock Holmes.
I jego piesek.
Proszę powiedzieć,
podoba się panu
moje dzieło, doktorze?
Dam temu wyraz.
Watsonie, nie...
Spójrz.
- Jak je dostrzegłe?
- Szukałem go.
Lord Blackwood.
- Zaskoczony?
- Lepiej zajmijmy się dziewczynš.
W rzeczy samej.
Lepiej tego nie próbuj.
Bardzo ładnie.
W samš porę, Lestrade.
Pannie medyka,
a Lordowi stryczek.
Musimy jš zabrać do szpitala.
Zaniecie jš do powozu.
Pozwoli pan.
Zabrać go.
- Miałe pan czekać na rozkazy.
- Wtedy sprzštalibycie zwłoki i gonili za duchem.
Poza tym, wynajęli mnie jej rodzice.
Nie żeby potrzebował pan
mojej pomocy.
- Londyn odetchnie z ulgš.
- Gratulacje, Lestrade.
Proszę się poczęstować cygarem.
Umiech, panowie.
SCOTLAND YARD
SCHWYTAŁ MORDERCĘ
156/80, bardzo dobrze.
Dzięki panu, wietnie się czuję.
Kiedy wprowadza się pan
do nowego lokum?
W przecišgu tygodnia.
Będę mieszkał na Cavendish Place.
- Będzie tam czuć kobiecš rękę.
- Cudownie.
- Słyszałem strzały.
- Nie.
To były uderzenia młotkiem.
Kolega pewnie wiesza obraz.
Sprawdzę to.
Pana kolega? Chyba
nie bierze go pan ze sobš?
W żadnym wypadku.
- Pani Hudson.
- Sama tam nie wejdę.
- Nie kiedy ma broń.
- Nie musi pani.
Co ja bez pana zrobię?
On zrujnuje ten dom.
- Potrzebuje kolejnej sprawy.
- lub nie może poczekać?
To była broń palna.
Tak się nie godzi.
Nie w domowym zaciszu.
Może napije się pan herbatki?
Do zobaczenia za tydzień.
- Na dole jest spokojniej.
- Trzeba go jako rozweselić.
- Pozwolenie na wejcie do zbrojowni?
- Udzielam.
Watsonie, włanie tworzę urzšdzenie
tłumišce odgłos wystrzału.
Nie działa.
Mogę zobaczyć?
Od ostatniej sprawy
minęły trzy miesišce.
Watsonie, bšd delikatny.
Czas na kolejne ledztwo.
Zgadzam się.
Mój umysł buntuje się
przeciw stagnacji.
- Im szybciej, tym lepiej.
- Gazeta.
Zobaczmy. Jest list od pani Ramsey.
JUTRO EGZEKUCJA BLACKWOODA
- Jej mšż zniknšł.
- Jest w Belgii z pokojówkš.
- Już listopad?
- Tak, Holmes.
Lady Radford skradziono bransoletkę.
Wyłudzenie. Lord Radford
lubi szybkie kobiety i łatwy zysk.
Widzę, że będziesz lekarzem
na egzekucji Blackwooda.
Chcę naszš ostatniš sprawę
doprowadzić do końca.
- Pan Louis szuka...
- Jedna sprawa mnie intryguje.
Przypadek pani Hudson,
nieobecnej gospodyni.
Obserwuję jš,
wydaje się podejrzana.
- Herbata, panie Holmes.
- Zatruta?
- Niczym pana nie zaskoczę.
- Proszę niczego nie przestawiać.
Jak zwykle, nianiu.
- Znowu zabił psa.
- Co uczynił?
Testowałem lek znieczulajšcy.
Nie miał nic przeciw.
- Holmesie, jako twój lekarz...
- Niedługo się ocknie.
Jako przyjaciel...
Siedzisz tu od dwóch tygodni, rusz się!
wiat nie kryje niczego ciekawego.
Masz więc wolny wieczór?
- Kolacja? - Wspaniale.
- W Royalu?
Będzie Mary.
- Mam plany.
- Spotkasz się z niš!
- Owiadczyłe się?
- Nie znalazłem odpowiedniego piercionka.
- Więc nie sformalizowałe zwišzku.
- To nieuniknione.
- O wpół do dziewištej w Royalu. Załóż surdut!
- Sam go załóż.
Holmes.
Przyszedłe wczeniej.
- To modne.
- Oto Mary Morstan.
To prawdziwa przyjemnoć.
- Czemu dopiero teraz się poznajemy?
- Cała przyjemnoć po mojej stronie.
Cieszę się, że mogę pana poznać.
Wiele o panu słyszałam.
- Zaczytuję się w kryminałach.
- To prawda.
Dziwi mnie jednak przywišzywanie
takiej wagi do szczegółów.
Czasami szczegóły odkrywajš sedno.
- Wemy na przykład Watsona.
- Mam taki zamiar.
Jego laska wykonana jest z rzadkiego drewna.
Kryje w sobie ostrze.
Hartowana stal.
Przyznawana weteranom wojny afrykańskiej.
Zakładam, że był żołnierzem.
Silny, odważny, gotowy do akcji.
I schludny, jak wszyscy wojskowi.
Sprawdzam kieszenie...
Bilet na mecz bokserski.
Jest z pewnociš hazardzistš.
- Miałbym na niego oko.
- Pokonałem ten nałóg.
Wcišż cię nawiedza.
Kilkukrotnie pochłonšł nasz czynsz.
Bardzo dobrze zna pan Johna.
A co z nieznajomymi?
- Co może pan o mnie powiedzieć?
- To chyba nie jest...
- Sam nie wiem.
- Nie przy kolacji.
- Nalegam.
- Mówilimy o tym...
Pani nalega.
- Jest pani guwernantkš.
- Brawo.
- Pani wychowanek ma osiem lat.
- Siedem.
Więc jest bardzo wysoki.
Oblał paniš atramentem.
- Widać co?
- Nie.
Za uchem sš dwie krople.
Indyjski błękit jest niezmywalny.
W ramach przeprosin za zachowanie swej pociechy,
chlebodawczyni użyczyła pani naszyjnik.
Perły, diamenty i rubiny
to nie klejnoty guwernantki.
Nie sš to pierwsze klejnoty
jakie pani nosiła.
Była pani zaręczona. Piercionka nie ma,
ale lad opalenizny mówi,
że spędziła pani jaki czas zagranicš,
i przekonała się, iż narzeczony jest niezamożny.
Zerwała pani zaręczyny,
liczšc na lepszego konkurenta.
Na przykład doktora.
Wszystko się zgadza,
prócz jednego.
Nie zostawiłam go.
On zmarł.
Piękna robota.
Wstawaj i walcz!
To koniec. Wygrałe.
Jeszcze nie skończylimy!
Trzeba zachować zimnš kalkulację.
Po pierwsze, rozkojarzyć przeciwnika.
Potem zablokować cios,
skontrować prostym na głowę.
Ogłuszyć.
Zastosować blok łokciem
i wyprowadzić cios w tułów.
Zablokować lewy sierpowy,
wybić szczękę
i spowodować pęknięcie.
Złamać żebra.
Uderzyć w splot słoneczny.
Całkowicie wybić szczękę.
Na koniec
kopnięcie w brzuch.
Podsumowujšc: dzwonienie w uszach,
złamana szczęka,
Trzy pęknięte żebra, cztery złamane,
naruszona przepona.
Rekonwalescencja - szeć tygodni.
Powrót do równowagi psychicznej
- szeć miesięcy.
Groba naplucia na głowę... zażegnana.
A to co było?
Co tu się wyprawia?
Lord Blackwood rzucił
na niego jaki urok.
Jakby płonęły jego trzewia.
Zamknšć się!
Charlie, zabrać go
do ambulatorium!
O co chodzi, Blackwood?
Chcę z kim pomówić.
- Watson?
- Tak.
Idziemy.
Badania doprowadziły mnie
do niezwykłego odkrycia.
Gdy gram gamy,
muchy poruszajš się chaotycznie.
Wiesz, że pijesz płyn
do operacji oczu?
Natomiast gdy fałszuję...
Voila. Latajš w kierunku
przeciwnym do wskazówek zegara.
W spirali.
To niewiarygodne, Watsonie.
Dzięki teorii muzycznej
uczyniłem z chaosu porzšdek.
- Jak je złapałe?
- Doskonałe pytanie.
Pojedynczo.
Zajęło mi to szeć godzin.
A co jeli zrobię tak?
Doprowad się do porzšdku.
Jeste ostatnim życzeniem Blackwooda.
Spójrz na tę konstrukcję.
Pierwsze połšczenie mostu zwodzonego z wiszšcym.
Rewolucyjne.
Żyjemy w imperium przemysłowym.
Mam twojš wygranš z wczoraj.
Nie pojawiłe się,
więc postawiłem za ciebie.
Masz rację.
Zatrzymam je dla ciebie.
Zamknę w szufladzie.
W operze wystawiajš Don Giovanniego.
Mogę zdobyć kilka biletów,
jeli czujesz dzi wieczór
skłonnoć do wysokiej kultury.
Masz dar milczenia,
co czyni cię cennym
towarzyszem podróży.
Wiedziałem, że była zaręczona.
Powiedziała mi.
Więc nici z opery, tak?
- To moja kamizelka.
- Jest na ciebie za mała.
- Oddaj.
- Zgodzilimy się.
Tędy proszę.
Blackwood rozjuszył gawied.
Ruchawka skończy się gdy zadynda.
Idziesz ze mnš?
Prosił tylko o ciebie.
Ja zajmę się nim po mierci.
Jak wolisz.
Macie tu pustki.
Musielimy przenieć więniów.
Mogli spowodować zamieszki.
Ma na nich szczególny wpływ.
Jakby,
mógł wejć do ich umysłów.
- Znajdę drogę powrotnš.
- Dziękuję.
"I ujrzałem Bestię wychodzšcš z morza,
majšcš dziesięć rogów i siedem głów,
a na rogach jej dziesięć diademów,
a na jej głowach imiona bluniercze.
...i pokłon oddali Smokowi,
bo władzę dał Bestii.
...Bestia, którš widziałem,
podobna była do pantery,
łapy jej - jakby niedwiedzia,
paszcza jej - jakby paszcza lwa.
A Smok dał jej swš moc,
swój tron i wielkš władzę. "
wietny wystrój.
- Miło, że skorzystał pan z zaproszenia.
- Z małym wahaniem.
Jakim?
Pomimo żalu płynšcego
ku rodzinom zmarłych,
nie mogę nie zauważyć kunsztu,
z jakim dokonywał pan mordów.
- Jest pan zbyt łaskawy.
- Choć bioršc pod uwagę
ceremonię w krypcie,
wyszły panu bazgroły.
Doszukuje się pan logiki?
Albo chcę dotrzymać towarzystwa koledze
podczas stwierdzania zgonu.
Nieopatrznie wierzy pan w naukę.
Błędnie podejrzewa pan
że to ja byłem artystš.
Ja byłem zaledwie uczniem.
Żałuję, że nie złapałem pana wczeniej.
Uratowałbym pięć istnień.
Zabójstwa były koniecznociš.
Ofiarš.
- Ich mierć służy wyższemu celowi.
- Może pozwolš nam dokonać sekcji pańskiego mózgu.
Nauka mogłaby na tym skorzystać.
I pan także posłużyłby
wyższemu celowi.
Proszę spojrzeć na to
w szerszym spektrum.
Nie docenia pan wagi
nadchodzšcych wydarzeń.
Czeka nas podróż,
która zmieni strukturę wiata.
Pod maskš logiki
dostrzegam kruchoć.
Martwi mnie to.
Wyostrz zmysły.
- Potrzebuję cię.
- Nisko pan upadł.
- Powstanę na nowo.
- Bon voyage.
Uważaj.
Trzy kolejne osoby zginš.
I nic na to nie poradzisz.
Nie masz na to wpływu.
Myl, że to twoja wina,
będzie ostatniš,
jaka przewinie się przez twojš głowę.
- Czego chciał?
- Nie jestem pewien.
Pismo więte na nic się
nie zda, wielebny ojcze.
Lordzie Henry Blackwood,
zostaje pan skazany na mierć,
za praktykowanie czarnej magii,
bestialskie zamordowanie pięciu kobiet
i usiłowanie zabójstwa szóstej.
- Czy chce pan wygłosić ostatnie zdanie?
- mierć jest tylko poczštkiem.
Na wieki wieków, amen.
Oto koniec Lorda Blackwooda.
Londyn jest o tej porze
strasznie ponury.
Nie żebym planowała wyjazd.
Wolę podróżować zimš.
Przywiozłam je prosto z Syrii.
Daktyle sš z Jordanii.
I twoje ulubione...
oliwki z Cykladów.
Liczyłam na herbatkę.
W trakcie zastawiania stołu
znalazłam to.
Teczkę z moim nazwiskiem.
Kradzież "Portretu Alaski"
królowi Hiszpanii.
"Zniknięcie akt powodem
dymisji premiera Bułgarii."
"Skandaliczny romans i zaręczyny...
księcia Habsburga
z księżniczkš Romanowš.
Po prostu studiuję
twoje metody działania.
Na wypadek gdyby
władze kazały cię ujšć.
- Nie widzę tu mojego nazwiska.
- Twój podpis był aż nadto wyrany.
To zaginiony diament Maharadży,
czy może kolejna pamištka?
Nie zagłębiajmy się w przeszłoć.
Zaczynamy?
- Widzę, że jeste akurat bez pracy.
- A ty bez męża.
- Ile dostała za piercień?
- Był nudny, zazdrosny i chrapał.
Powróciłam do panieńskiego nazwiska.
Potrzebuję pomocy.
Musisz kogo odnaleć.
- Skšd ta podejrzliwoć?
- Odpowiedzieć alfabetycznie, czy chronologicznie?
Nie potnij się
tš zabójczš kopertš.
Wszelkie informacje znajdziesz w rodku.
Dla kogo pracujesz?
Widzę, że przymus będzie konieczny.
- Zabierz pienišdze, nie zgodziłem się.
- Oboje wiemy, że to zrobisz.
Pamiętasz hotel Grand?
Dali mi nasz stary pokój.
Proszę przytrzymać.
Dziękuję, doktorze.
- Zrobi to.
- wietnie, panno Adler.
Dlatego paniš wynajšłem.
Założę się, że znajdzie
naszego człowieka w cišgu doby.
Oby. Roerdan jest kluczem
do działań Blackwooda.
Jest nieodzownym elementem planu.
Patrz, jak chodzisz!
Odczep się!
Schowajcie panie tę pukawkę.
Jeszcze kogo zadraniecie.
Boże, chroń królowš.
Spójrz na siebie.
Nie widzisz wiata poza tš włamywaczkš.
Jeste ***š?
- Już wyjaniam.
- Ja to zrobię.
Jako jedyna cię przechytrzyła.
I to dwukrotnie.
- Wystrychnęła cię na dudka.
- Wystarczy.
- Czego szuka?
- Nic ci do tego.
- Czego może potrzebować?
- Nieważne.
Alibi? Brody?
Ludzkiej łodzi?
Mogła by cię dosišć,
płynšc Tamizš.
Ty będziesz bezpieczny,
nasza ostatnia sprawa za nami.
Już czytałem.
Zaginiony Luke Reordan.
Wzrost 125 centymetrów.
Włosy rude, brak przednich zębów.
Sprawa rozwišzana.
Nie jeste w jej typie.
- Woli rudych kurdupli.
- Karłów.
- Więc się zgadzasz?
- Nie.
Gdzie twoje maniery?
Wymiewasz ludzkie ułomnoci.
Chyba cię uraziłem.
- Twierdzę, że każdy...
- Co robiłe?
- Mogę wyjanić?
- Spróbuj.
- Holmes, co ty robisz?
- Nic.
- Nosisz...
- Doklejany nos.
Czy to była...
Dokšd idziesz?
O co pytałe?
Kwiaty dla ciebie, kochanie.
Zejdę z ceny, bo jeste ładna.
- Szczęliwy dzień.
- Podzielisz się szczęciem?
Co my tu mamy?
Dziękuję.
Takš Irenę znam.
Intryguje mnie jakiego
on ma haka na Adlerównę.
- W jakim sensie?
- Jest zastraszona.
- Boi się go.
- Ale pracuje dla niego.
- Jasne.
- Uważam, że powiniene odpucić tę sprawę.
Nie mam wyboru.
Muszę jako płacić czynsz.
Dzięki tobie.
- Zabierz mi to z twarzy.
- Trzymam go w ręce.
Więc zabierz to,
co trzymasz z mojej twarzy.
- Inspektor Lestrade wzywa pana.
- Nie może znaleć drogi do pracy?
- Wzywajš nas, Watsonie.
- Chodzi im o ciebie.
Chodzi o Lorda Blackwooda.
Wyglšda na to,
że powstał z grobu.
- Zajmujšce.
- Sprytne.
Osobicie stwierdziłem jego zgon.
- Co wiemy?
- Widziano jak spaceruje poród grobów.
Zostawię to w twoich rękach.
Jestem umówiony z Mary.
- To nie moja reputacja jest zagrożona.
- Nie próbuj tego.
- Gazety już to podchwyciły?
- Chcemy tego uniknšć.
- Czego się obawiamy?
- Wybuchu paniki.
- W rzeczy samej.
- Chyba nie traktujesz tego serio?
Ty też powiniene.
Dla ciebie to kwestia reputacji.
Żadna dziewczyna nie wyjdzie za lekarza,
co nie umie poznać trupa.
- Kto wygrał mecz?
- Słucham?
Mecz rugby.
wietnie zatarlicie wszelkie lady.
Nigdy nie przegapiš szansy,
by przegapić szansę.
- Zastanowiłe się, Holmes?
- A trzeciego dnia...
Płyty betonowe wyłamano od rodka.
- A gdzie trumna?
- Wydobywamy jš.
Oczywicie. Na jakim
jestecie etapie? Zamylenia?
- A gdzie nasz wiadek?
- Tam.
- Wpadł w stan kat...
- Katatonii, proszę pana.
le się czuje.
Przestańcie się zachowywać,
jak banda obiboków.
Zejdcie tam i wydobšdcie tę trumnę.
Dzień dobry.
W porzšdku. Jestem lekarzem.
Jest w szoku.
Potrzebuje chwili czasu.
Wyznał, że widział
zmartwychwstanie Lorda Blackwooda.
Stwierdził pan zgon.
Nie miał pulsu.
Dobry Boże.
To nie Blackwood.
Mamy prawdę przed oczyma.
Czas zgonu?
Plamy opadowe majš...
półtora centymetra, więc zgon nastšpił
około dwanacie godzin temu.
Mogę pożyczyć pióro?
- To kurdupel Adlerówny.
- Karzeł.
Wiem, co widziałem.
To był Blackwood.
Widziałem go wyranie.
Gdy martwi przechadzajš się,
żyjšcy wypełniš trumny.
- Załóżcie wieko.
- Wierzysz, że powstał z grobu?
Pytanie brzmi, jak to zrobił.
"Łowy zaczęte!"
"Bij, kto w Boga wierzy i grzmij:
Bóg, Anglia, Król i więty Jerzy!"
Proszę.
- Czemu ryba z frytkami miała być akurat stamtšd?
- Majš tam wyjštkowe piwo.
Na wojnie widziałem niezrozumiałe rzeczy.
W Indiach spotkałem mężczyznę,
który przewidział własnš mierć.
Co do dnia, miejsca i kalibru pocisku.
Musisz przyznać, że nadprzyrodzone
wytłumaczenie jest możliwe.
Zgadzam się, ale...
Przed poznaniem daty,
ciężko teoretyzować.
Łatwo zaczšć przekręcać fakty
by pokryć teorię, a nie odwrotnie.
To powiedziawszy, uważam, że
karzeł Adlerówny jest tu kluczowy.
Porysowany zegarek,
w miejscu nakręcania.
- O czym to wiadczy?
- Człek był pijaczynš, często o niego zahaczał.
Bardzo dobrze.
Wykształciłe zdolnoć dedukcji.
- Wygrawerowano kilka inicjałów
- Oznaczenia zegarmistrza.
Najwięcej jest M.H.
Czyli?
Maddison & Haig.
Dostaniemy adres.
Cóż za zbieg okolicznoci.
Jednego nie wyczytałe w zegarku.
Czasu. Muszę wracać.
- Wypić herbatkę z teciami.
- Powróżyć?
- W żadnym wypadku.
- Dziękujemy.
- Musi mnie pan wysłuchać.
- Oszczęd nam tych dyrdymałów, cyganko.
Nawet tych o Mary?
Widzę dwóch mężczyzn.
Braci w czynie.
- A co z Mary?
- Wemiecie lub.
Co dalej?
Widzę wzorzyste obrusy.
Porcelanowe figurki.
- i koronkowe serwetki.
- Serwetki.
Koronkowe serwetki, Holmes?
Twoje zepsucie nie zna granic.
- Utyje szpetnie, wyronie jej broda.
- Nie zapomnij o kurzajkach.
- Pokryjš jš kurzajki. - Doć tego!
- Czy będš rozległe?
Starczy.
Proszę.
To najcelniejsza przepowiednia,
jakš słyszałem.
Dlatego nie możesz
znaleć piercionka.
- Masz moje pienišdze?
- Boisz się życia bez dreszczyku emocji.
Przyznaj!
- Oddaj pienišdze!
- Przyznaj się!
Piercionki zaręczynowe na każdš kieszeń
Dziękuję.
Ty masz piercień,
a ja adres karła.
- To tutaj.
- Spodoba jej się.
I jeszcze została mi reszta.
Muszę cię mieć na oku?
- Nie wydaj ich tutaj.
- Muszę spotkać się z Mary.
Pozdrów jš ode mnie.
Jej rodzinę też.
Miło mieć druha,
na którym można polegać.
Masz na to dziesięć minut.
- Zdecydowanie czego się spodziewał.
- I stało się.
Irena Adler tu była.
Albo karzeł używa tych samych perfum.
Zapach zgnilizny.
Siarczan glinu między innymi.
Fosfor.
Formalina.
Wyglšda na to, że
próbował połšczyć...
czarnoksięstwo z naukš.
Ważniejsze jest,
czego próbował się pozbyć.
- Potas i magnez.
- Sól lub kwas fitowy.
Uda nam się odcyfrować treć,
o ile papier nie jest zbyt nadpalony.
Dziwne.
Nawodniony rododendron.
Holmes...
Spójrz na pieczęć.
Reordan współpracował z Blackwoodem.
Oczywista.
Pytanie brzmi w jakim celu?
Jego badania
zakończyły się sukcesem.
- Czemu?
- Inaczej wcišż by żył.
Dlatego Adlerówna
pragnie go odnaleć.
Tego zapachu nie mogę rozpoznać.
Wata cukrowa? Syrop klonowy?
- Karmel.
- Jabłko w toffi.
Niech zgadnę.
Sšdzšc po akcesoriach,
chcecie spalić lokum wraz z dowodami.
Momencik.
Hej, Dredger!
Jaki problem?
- Góra mięsa czy dwa ziemniaki?
- Dziesięć minut minęło.
- Jednš chwileczkę.
- Nie spieszy mi się.
W porzšsiu?
Jednš chwileczkę.
Holmesie... co to jest?
- Nie wiem.
- Spadamy.
- Kto cię nasłał?
- Doskonale wiesz.
Wcišż odwalasz
brudnš robotę za umarlaka.
On zmartwychwstał.
Żyje, czy nie, mów gdzie jest!
Sš straszniejsze rzeczy,
niż ty i twoja zabawka.
- Uciekaj, króliczku.
- Z miłš chęciš.
Holmes!
Watsonie...
co ty narobił?
Całš noc nie spałem.
Jak mogłem myleć, że dana mi będzie
herbatka z rodzicami Mary?
- Jak mogłem dać ci się namówić?
- To mechanizm obronny.
Przeglšdam notatki z naszych wypraw.
Chcesz poznać moje wnioski?
Jestem niezrównoważony psychicznie.
Czemu wcišż wplštuję się w historie,
gdzie nieustannie
ukrywasz przede mnš swoje zamiary.
Nigdy nie skarżyłe się
na moje metody.
- Czy ja się skarżę?
- Nie?
Na co niby?
Nigdy się nie skarżę.
Może na twoje etiudy skrzypcowe
o trzeciej *** ranem?
Bałagan? Brak higieny?
Albo to, że kradniesz mi ubrania?
Możemy sobie pożyczać.
- Podpalasz moje pokoje.
- Nasze.
- Eksperymentujesz na moim psie.
- Naszym.
- Na psie!
- To nasz pies!
Problemem jest twoja krucjata,
by sabotować mój zwišzek z Mary.
- Rozumiem.
- Doprawdy?
- Nie sšdzę.
- Jeste przemęczony.
Nadwrażliwy.
- Wcale nie.
- Potrzebujesz odpoczynku.
Mój brat Maycroft ma dom
w Chichester.
Piękna okolica.
Dojeżdża tam dyliżans.
- Moglibymy piec
nadziewane jagnięta. - My?
- Na wie wybiorę się z przyszłš żonš.
- Jeli musisz...
- Tylko ja i Mary.
Nie jeste... - Zaproszony?
Do domu mojego brata?
Gadasz od rzeczy.
- Jeste nieludzki!
- Ty jeste Watson?
Tak.
Wpłacono kaucję.
Tylko za Watsona.
Oby wyszedł przed niadaniem,
chłopaki zgłodnieli.
Rozejć się.
...a barman na to,
mogę pana przysunšć?
Wychodzisz.
- Do zobaczenia, Big Joe.
- To prawdziwa przyjemnoć.
W samš porę,
kończyły mi się kawały.
- W przyszłym życiu, byłby
wietnym przestępcš. - A ty policjantem.
- Oby miał rozwišzanie.
- Wszystko w swoim czasie.
To jakie szarady?
Społeczeństwo wariuje.
Jak nie dasz odpowiedzi,
szybciutko tam wrócisz.
Ogarnij się.
- Dla kogo?
- Dla wysoko postawionych przyjaciół.
To oni wpłacili kaucję.
Przepraszam za zaistniałe niedogodnoci,
ale muszę panu to założyć.
Proszę wybaczyć to traktowanie.
Musi pana nurtować,
gdzie się znajduje i kim jestem?
Na chwilę straciłem orientację
pomiędzy Charing Cross a Holbornem.
Uratowała mnie piekarnia
na Souffrant Hill.
Jedyna, stosujšca francuskš glazurę
do bułek bretońskich z szałwiš.
Póniej powóz skręcił w lewo i prawo.
Wertep na Tent Hill.
A co do tego kim pan jest,
bioršc pod uwagę
moje skromne dowiadczenie,
listy na biurku adresowane
sš do sir Thomasa Rothrama.
Oficjalnie - Prezesa
Sšdu Najwyższego.
Kim pan naprawdę jest,
to inna kwestia.
Sšdzšc po piercieniu,
jest pan mistrzem Zakonu
wištyni Czterech Bractw,
która siedzibę ma
na Placu więtego Jakuba.
Nie rozumiem tylko próżnego trudu
z zasłanianiem oczu?
Cóż, to standardowa procedura.
- To właciwy człowiek, panowie.
- To ambasador USA, Standish i Sekretarz Stanu Lord Coward.
Zapewne ma pan wiedzę,
na temat praktyk naszego zakonu.
Sš interesujšce.
Pomimo pana sceptycyzmu, nasz zakon
kierował losami wiata od wieków.
Niestety może zostać
użyty też do niecnych celów.
Niektórzy nazywajš to czarnš magiš.
Wiemy, że nie wierzy pan w magię.
Nie oczekujemy, że podzieli pan
naszš wiarę, tylko obawy.
Strach jest efektywniejszym czynnikiem.
Na przykład...
strach przed własnym dzieckiem.
Blackwood jest pana synem.
Obaj macie ciemnozielone tęczówki.
Z orzechowymi obwódkami.
Oraz podobne unaczynienie.
Co możliwe jest tylko u bliskich krewnych.
co czyni was braćmi, bšd...
co prawdopodobniejsze,
ojcem i synem.
Niewiele osób o tym wie.
Lepiej by tak zostało.
Został poczęty w trakcie jednego z obrzędów.
Jego matka nie była mojš żonš.
Ale jednš z wyznawczyń.
Bardzo gorliwš.
Choć nie na tyle,
by przeżyć poród.
mierć podšżała za nim.
Te pięć dziewczšt to nie pierwsze jego ofiary.
Zabił dużo więcej.
Wiedzielimy o tym,
ale nie mielimy dowodów.
Ten chłopak to przekleństwo.
Próbowalimy go powstrzymać,
ale nie dalimy rady.
Jego moc cišgle wzrasta.
Powstanie z grobu o tym wiadczy.
Jego następny krok
będzie dużo groniejszy.
Jego sekret tkwi w księdze zaklęć.
To ródło jego mocy.
Utworzy siłę,
która zmieni bieg wiata.
Proszę go znaleć i zatrzymać.
Służymy pomocš.
Jako minister spraw wewnętrznych
mam znaczny wpływ na policję.
Proszę podać cenę.
Ogromnš korzyciš bycia detektywem,
jest dowolny dobór klientów.
Zatrzymam go.
Ale nie dla was.
I z pewnociš nie za pienišdze.
- Mam jednak pytanie.
- Słucham?
Skoro reszta jego rodziny nie żyje,
jak długo zamierza pan przeżyć?
Daje do mylenia.
Może z winem
pójdzie ci lepiej.
Margot 1958.
Rocznik komety.
Fascynujšce, że ciało
niebieskie może wpływać na jakoć...
Jak idzie sprawa,
której się nie podjšłe?
...wina.
Sprawa utknęła
w martwym punkcie. Dosłownie.
Znalazłem twojego człowieka.
Leżał w grobowcu Blackwooda.
- Jeli jest jeszcze potrzebny.
- O, rety.
- Oby mój klient nie zażšdał reklamacji.
- Jest profesorem, prawda?
Nie widziałem twarzy,
ale na kołnierzu miał kredę.
Kto słyszał, aby profesor
nosił tak zmylnš broń?
Z przepaskš na oku
wyglšdałe zadziornie.
Sprawa zamknięta,
więc to wizyta towarzyska.
Ta sprawa cię przerasta.
Ten kto zabił Reordana, zacierał lady.
Ty możesz być następna.
Daj mu pooddychać.
- Nigdy nic mnie nie przerosło.
- Odejd. Uciekaj.
Jeste w tym dobra.
Albo zostań i oddaj się
w ręce sprawiedliwoci.
Jeli grozi mi niebezpieczeństwo,
to tobie również.
Pójd ze mnš.
Zaufajmy sobie.
Zabieram cię,
albo na stację kolejowš,
albo na komisariat.
Więc...
Jak będzie?
Ty decyduj.
Mówiłam, żeby dał mu pooddychać.
Czujesz kometę?
Czemu nie mogłe ze mnš uciec?
Nigdy.
Proszę zachować spokój i zaufać mi.
Jestem profesjonalistš.
Pod tš poduszkš znajduje się
klucz do mojej wolnoci.
Oczywicie opacznie
mnie zrozumiała.
Dlatego nie lubię strojenia się
w piórka dewocji.
Nie ma w niej miejsca
na dwuznacznoć.
Wiara ponad zdrowy rozsšdek.
- Dawniej pokojówki bywały frywolne.
- Moja żona jest pokojówkš.
Tak, czy owak...
Dobrze, że się zgorszyła,
bo moglimy pana nie odnaleć.
Inspektor był dzi
z rana na Baker Street.
Żartowałem o żonie.
Brak ladów włamania.
Lokaj nic nie słyszał.
Ciało w wannie, oczy otwarte.
Brakuje tylko...
piercienia.
- Czemu spuszczono wodę?
- Dla zwykłej przyzwoitoci.
Zbrodnia jest pospolita,
logiczne mylenie rzadkociš.
Przyzwoitociš byłoby złapanie mordercy.
Co to?
- Jaminowe sole do kšpieli.
- Pochodzš z większego pojemnika.
Zapewne w spiżarni, gdzie jest sucho.
Albo w komodzie.
Można jeszcze sprawdzić podłogę
na tyłach, w poszukiwaniu ladów stóp.
Nie ma dymu bez ognia.
Panie Holmes?
- Był w komodzie, czy spiżarni?
- Spiżarni.
Kto by pomylał?
Brawo, panowie.
Co to ma znaczyć, Coward?
Jaki jest powód zebrania?
Sir Thomas nie żyje.
Nominuję Lorda Blackwooda
na mistrza zakonu.
Postradałe zmysły?
- Wiesz do czego jest zdolny.
- Oczywicie, że wie.
Dlatego tu jestemy.
Dlatego się zebralimy.
Otrzymałem moc w jednym celu.
W cudownym, jakże prostym celu.
By stworzyć nowy porzšdek.
Z nami u władzy.
Jutro w południe, napiszemy
pierwszy rozdział naszej historii.
Wyobracie sobie, gdy lud angielski
ukorzy się wobec naszej siły.
Za Atlantykiem leży nasza była kolonia.
Powróci w nasze posiadanie.
Wojna domowa ich osłabiła.
Rzšd jest równie skorumpowany
i gnuny jak nasz.
Odzyskamy jš.
Stworzymy wiat na nowo.
Wykreujemy przyszłoć.
Ci ludzie sš ze mnš, Standish.
Ale czy ty jeste?
Nie, proszę pana.
Mocy, z którymi pan igra,
człowiek nie opanuje.
Panowie, kto musi go powstrzymać.
Nie radzę tego robić.
Panowie...
nie lękajcie się.
Jak widzicie...
jestemy chronieni.
Wychylcie kielich posłuszeństwa.
Kontrolujesz policję, wykorzystaj to.
- Nie wiedziałem, że jeste.
- Skoro to mój pokój,
- czy mogę go wykorzystać?
- Proszę bardzo.
- Wnocie.
- Gdzie go położyć?
Gdziekolwiek.
- Kto to?
- Twój niedoszły zabójca.
Jego kark nie wytrzymał
lšdowania Dredgera.
Dzięki ci za to.
Na szczęcie
będzie jeszcze pomocny.
Krew na łokciach,
ale starsza od aktualnych obrażeń.
Krew nie jest ludzka.
Nie jest rzenikiem, więc kim?
Żółty płomień, zielone ogniki.
Robotnik przemysłowy?
Węgiel za paznokciami.
- Spodnie wskazujš na...
- Nine Elms.
Okolica, której szukasz
to Nine Elms.
Pamiętasz gdzie położyłem
wykaz dobytku członków zakonu?
Na drabince.
Blackwood o wszystkim pomylał.
Dawny arsenał, obecnie zakłady wapienne.
- To pewnie fabryka przy rzece.
- Słucham?
Nieistotne.
Wiesz, gdzie jest moja
piłka do rugby?
Rzenia Queen's Height.
Nine Elms.
Zakład na nabrzeżu.
Dobra robota, Watsonie. Zaprowadzi
nas to prosto do Blackwooda.
Nie nas.
Ciebie.
Tak.
To miałem na myli.
Zostawił go celowo.
Podrzuć do pieca, doktorze!
Widzę, że się nie przepracowujecie.
Podobno mielimy być dyskretni.
W marynarce nie przeżyłby
jednego dnia.
Nie ma żadnej alternatywy
dla tego rodka lokomocji?
Nikt nie zna lepiej
dróg wodnych Londynu.
- Woda to jego żywioł.
- Widać po pragnieniu.
Widzę przebłyski
poczucia humoru, doktorze.
Przejmę ster,
woda jest tu zdradliwa.
Znajomy widok?
Brakuje tylko karła.
- Zabrali stšd co niedawno.
- Co?
Nie jestem pewien.
Jakie urzšdzenie.
Spójrz na to.
- 1:18
- Rozdział Apokalipsy w. Jana.
- "Byłem umarły,...
- "... a oto jestem żyjšcy na wieki wieków... "
Ostrzegałem, że nie masz
na to wpływu.
To wykracza poza
twój racjonalny umysł.
- Jeste zajęty nawet po mierci.
- Będziesz wiadkiem.
Jutro w południe,
wiat jaki znasz
- przestanie istnieć.
- Pokaż twarz, to zakończę twój.
Oszczędzaj kule.
Prezent dla ciebie.
Mówiłe co o oszczędzaniu kul?
Przyszła tu za tobš.
Przywiodłe owieczkę na rze.
W tej zabawie
łatwo zarobić guza.
Watsonie!
Robi się goręcej!
Wpadła po uszy, kochanie?
- Stój tak.
- Nie mogę.
Podeprę jš.
Stój mocno, staruszku.
Cholerna niemiecka robota.
Kiepski widok.
Mamy mnóstwo czasu.
- Nie puszcza!
- Spokojnie.
Pospiesz się!
Nie emocjonuj się.
Zakręć ten zawór.
Spadnie za trzy, dwa... jeden!
Dziękuję.
Lecę za Blackwoodem.
Dziękuję.
Lepiej pomóżmy doktorowi.
Holmesie!
Mamy nakaz pana aresztowania.
Lord Coward wydał nakaz
pana aresztowania.
Watson żyje.
Proszę uciekać.
- Pocišg odjeżdża planowo?
- Jest opóniony.
Niedługo powinien wyjechać.
PANIKA NA ULICACH
AMERYKAŃSKI AMBASADOR SPŁONĽŁ ŻYWCEM
Pocišg odjedzie, gdy mu każę.
A pani przestanie dla mnie
pracować, gdy pani pozwolę.
Wypełniłam umowę.
Znalazłam Reordana.
Jest w kostnicy Scotland Yardu.
Skończyłam pracę.
Miała pani pokierować uczuciami Holmesa,
a nie stracić dla niego głowy.
Nic pani nie skończyła.
Chcę dostać urzšdzenie Blackwooda.
Wypełnij zadanie, albo kolejnym trupem,
będzie Sherlock Holmes.
Chirurg niedługo przyjdzie.
Powinien teraz odpoczywać.
Przepraszam.
- Tylko na tyle pana stać?
- Chwilowo tak.
Pacjenci czekajš.
Doktorze...
Proszę...
Obojgu nam na nim zależy.
Nie jest pan odpowiedzialny,
to był jego wybór.
Mówi, że rany były tego warte.
Proszę to rozwišzać.
Za wszelkš cenę.
Poza kontrolš.
- To Lord Blackwood.
- Nic nie było ponad moje siły.
- Proszę zostawić tę sprawę.
- Chyba nie traktujesz tego serio?
Nie panujesz *** tym.
W południe wiat przestanie istnieć.
Holmesie!
Czeka nas podróż,
która zmieni strukturę wiata.
Wyostrz zmysły.
Jego moc ronie.
- To ródło jego mocy...
- Potrzebuję cię.
Jego sekret tkwi
w księdze zaklęć.
Trzy kolejne osoby zginš.
I nic na to nie poradzisz.
Nie wierzy pan w magię.
Reordan współpracował
z Blackwoodem.
Spodziewał się mierci.
Brakuje jedynie piercienia.
Poddaj się, Holmes.
Nie rozwišżesz tej zagadki.
Dzień dobry.
Musimy zabierać się
do pracy.
Gdzie to już widziałem.
Wyglšdasz olniewajšco.
Wiedziałem, że nie odjedziesz.
Poszukiwany
Sherlock Holmes
- Trafiłe na pierwszš stronę.
- Bez zdjęcia?
Będziesz musiał
pracować ponad prawem.
A to mój mocny punkt.
Już czuję się bezpieczniejszy.
Szybko zdrowiejesz.
Dostałem odłamkiem.
Lekarz był podobno fatalny.
Cieszę się, że...
jeste z nami.
Siedzicie wygodnie,
więc zacznę.
Moje pierwotne przypuszczenia,
były zbyt zawężone.
W więzieniu Blackwood kazał mi
obrać szersze spektrum.
Toteż tak zrobię.
Będę musiał być może zażegnać
tysišcletniš debatę teologicznš.
Ale o tym
innym razem.
Metoda Blackwooda polega na rytuale,
celebrowanym przez
wištynię Czterech Bractw od wieków.
By w pełni zrozumieć ten proces
odtworzyłem ceremonię,
którš przerwalimy w krypcie.
Z kilkoma własnymi poprawkami.
Zaszedłem bardziej w głšb
króliczej nory niż zamierzałem,
i choć zabrudziłem ogonek,
doznałem owiecenia.
Bractwo, potajemnie rzšdzšce krajem,
dzieli poglšdy starożytnych
królów i faraonów,
jakoby Sfinks stanowił wrota
do innego wymiaru.
Portal do wymiernej władzy.
Tworzš go cztery częci.
Stopa lwa,
ogon byka,
skrzydło orła
i głowa człowieka.
W komnacie sir Thomasa,
znalazłem koć byka,
zšb lwa, pióro orła
i włosy człowieka.
Mapa.
Pięć ramion gwiazdy
oznacza zabite dziewczyny.
Ale interesuje nas krzyż.
Powszechnie uważa się, że
architektura wielkich miast,
jest zaszyfrowanym kodem do systemu.
Po zmartwychwstaniu Blackwood
zabił trzy osoby.
Każdy mord dokonany był w miejscu
zwišzanym z Zakonem,
jak również ich systemem.
Reordon - karzeł.
Reprezentuje człowieka.
Ciało znaleziono tutaj.
Sir Thomas.
Mistrz zakonu.
Nosił piercień Byka.
Zmarł tutaj.
Standish, ambasador Stanów Zjednoczonych,
które w godle majš orła.
Zmarł w kwaterze głównej zakonu.
Mapa wskaże nam
miejsce ostatniej odsłony.
Mamy człowieka, byka i orła.
Pozostaje lew.
Tutaj.
W Parlamencie?
Wy czterej zostańcie tu.
Reszta za mnš.
Tędy proszę.
Panie przodem.
- Podšżajcie zgodnie z instrukcjami.
- Ty nie idziesz?
Dzieńdoberek.
Czy czart się pojawił?
Nieważne.
Zamiast diabła
wywołałe gliny.
Proszę o wybaczenie.
Wiem, że to zabrzmi dziwnie,
ale pan Holmes, wysuwa
poważne oskarżenia pod pana adresem,
oraz zakonu.
Rozumiem.
Teraz już wiemy,
jak zdobył pan stanowisko.
Proszę wybaczyć.
Długo się na to zbierałem.
Do kolejnego spotkania
zostało mi pięć minut.
Chętnie wysłucham pańskich
teorii spiskowych.
Dziękuję, Lestrade.
Asystował pan we wszystkich
morderstwach Blackwooda, czy tylko w niedoszłym?
Pana buty przykuwajš uwagę.
Ale to cena jakoci.
Muszę przyznać, że
przechytrzylicie mnie.
Niewiele się
dowiedziałem ze ledztwa.
Niemniej jednak, przeciwnoci
bywajš motywujšce.
Ilu członków parlamentu zamierzacie zabić?
Człowiek, byk, orzeł, lew.
Lew jest parlamentem, prawda?
Sprytnie.
Ale to nie morderstwo.
To litoć.
Dajemy słabym owieczkom,
silnego pasterza.
To dla ich do...
Nie. Ale nie obchodzi mnie
pana zdanie.
Chciałem poznać miejsce
ostatniej ceremonii. I poznałem.
- Nic panu nie powiedziałem.
- Pana odzienie wszystko zdradza.
Błoto z miejsca spaceru.
lady cegły z miejsca klęczenia.
Bandaż z miejsca zaprzysiężenia.
Nikły odór fekaliów
z miejsca gdzie pan stał.
Przygotowywalicie obrzędy
w kanałach pod parlamentem.
Niecałš godzinę temu.
Obie izby zbierajš się dzi na posiedzeniu.
Obecny będzie cały gabinet.
Szkoda, że ty i Blackwood
jestecie wrogami.
Byłby cennym sojusznikiem.
Mšdroć jest niczym,
jeli nie przynosi korzyci.
- W południe przejmujemy władzę.
- A zatem, nie ma czasu do stracenia.
Mówiłem, że wyskoczy z najwyższego okna.
Taras nie wchodził w grę.
Nie jest najwyższe.
- A które?
- rodkowe.
Nieważne!
Lestrade odegrał swš rolę idealnie.
- Chyba mu się podobało.
- Oby wiedział, co robisz.
Oto klucz.
- Zdobyłe informacje od Cowarda?
- Wykurzyłem je.
Tanner! Bšd tak dobry, kapitanie,
i zabierz nas pod most,
90 metrów dalej znajduje się
tunel prowadzšcy do kanałów.
Koniec jest bliski!
Blackwood powrócił z piekieł
przeklinajšc naszš krainę!
- A oto cała magia Blackwooda.
- Do czego służy?
To broń chemiczna.
Rzecz niespotykana.
- Skšd to wiesz?
- Z mojej kieszeni.
Odcišłem szczurowi w rzeni.
Niebieskie odbarwienie,
zapach metanolu z odrobinš cyjanku.
Wiemy już *** czym pracował karzeł.
To zrewolucjonizuje wojnę.
Zginie mnóstwo osób, co robimy?
Twoja flama lubi
wejcia z hukiem.
Zastrzel go!
Teraz, proszę!
Panowie!
Nadszedł czas, aby ostali się
tylko ludzie wiary.
Oto Lord Blackwood.
Zdziwieni?
Powróciłem z zawiatów,
by wypełnić przeznaczenie.
Rozszerzyć granice,
tego wielkiego imperium.
Wsłuchajcie się
w zgiełk na zewnštrz.
Usłyszycie strach.
Wykorzystam go.
Aby zdominować ich,
a następnie wiat.
Nigdy czego takiego nie widziałam.
Mechanizm uniemożliwiajšcy rozbrojenie.
Te komponenty oczekujš
na jaki sygnał.
- Fale elektromagnetyczne?
- Po uzbrojeniu
przesłany zostanie ładunek, wyzwalajšcy gaz.
Gaz popłynie szybem,
prosto do systemu wentylacyjnego.
W mgnieniu oka najważniejsi
ludzie w państwie zaduszš się.
Blackwood musi mieć jaki nadajnik.
Pozostało trzy minuty i 10 sekund.
Stworzę imperium trwałe na wieki.
Niezniszczalne i wieczne.
Ruszać się!
Aby rozbroić urzšdzenie
trzeba zdjšć te cylindry.
Tyle, że one sš przylutowane.
Musimy wywołać wybuch kontrolowany,
w małym pojemniku.
Moja fajka spełnia ten warunek.
Stęskniłe się za mnš?
Niepotrzebnie to robiła.
O dwunastej godzinie,
wyzwolę diabelskie moce.
Moi poplecznicy będš chronieni.
Cała reszta zginie.
Potrzebuję twojej fajki.
Załatw go!
Płaszcz.
Nowy porzšdek...
włanie nastał.
- Kobieto!
- Na co czekasz?
Na to.
Pojmać Lorda Cowarda!
- Dasz sobie radę?
- Oczywicie.
Spokojnie, jestem lekarzem.
Zabłšdziła?
- Jestemy już bezpieczni.
- Ciekawa opinia.
Uciekaj.
Nie będę już się
za tobš uganiał. Żegnaj.
Nie chcę już uciekać.
- Wyznam ci wszystko.
- Chciałbym.
Nie było żadnej magii.
Tylko sztuczki kuglarskie.
Polegały na przekupieniu ludzi.
Strażnika, by udawał opętanie.
Twa reputacja przerażała pozostałych.
Inne sztuczki potrzebowały
bardziej przemylnych zabiegów.
Jak twój kamień nagrobny.
Pokruszony i sklejony z powrotem
niezbyt mocnym lepikiem.
Starożytny egipski przepis.
Mieszanka miodu i jaj.
Łatwy do zmycia przez deszcz.
Holmes!
Zaaranżowanie mierci ojca
wymagało nowszej wiedzy.
Reordan znalazł rodek paraliżujšcy,
aktywowany mieszaninš wody i miedzi.
Niewykrywalny po spuszczeniu wody.
Byłoby to dla mnie wyzwaniem,
gdyby nie testował go na płazach.
mierć Standisha
była prawdziwš zagadkš,
póki nie użyłe identycznego
ładunku do wysadzenia fabryki.
Neutralna, bezbarwna,
łatwopalna ciecz.
Płonie jednak różowym płomieniem.
Standish wzišł jš za deszcz,
gdy wchodził do siedziby.
Wystarczyła iskra.
Trefna kula w rewolwerze.
Błyskotliwe. Jak każdy artysta,
wielki finał zostawiłe na koniec.
Broń chemiczna, na bazie cyjanku,
rafinowana w brzuchach wiń.
Gdyby się udało,
twoi poplecznicy,
obserwowali by, jak ich koledzy
umierajš poród nich.
Niewiadomi, że dostali antidotum,
uwierzyliby w magię i wielkš moc.
A wiat poszedłby w ich lady,
albowiem strach jest najmocniejszš broniš.
Oby liczył że to przesšdy,
gdyż wszystkie rytuały wykonałe idealnie.
Zaprzedałe duszę diabłu.
Na Boga, Holmes!
Uwolnij mnie!
Wpierw wiat usłyszy,
kim jeste.
Oszustem. Następnie cię
powieszš. Skutecznie.
Przede mnš jeszcze długa droga.
- Pierwszy raz budzę się w kajdankach.
- Ja miałem tę przyjemnoć.
Nago.
Nadchodzi burza.
Mamy jeszcze chwilkę.
- Moriarty.
- Co?
Tak się nazywa.
To profesor.
Każdy ma słaby punkt.
On znalazł mój.
Czyli co?
Nie lekceważ go.
Jest równie błyskotliwy, co ty.
Ale bardziej nikczemny.
Jeszcze zobaczymy.
Jeszcze się za mnš stęsknisz.
Niestety...
to prawda.
- Pamiętniki włożyłem tutaj.
- Co w nich jest?
- Bazgroły i takie tam.
- Twoje przygody.
Chciałabym je przeczytać.
- O co chodzi?
- On wcišż nie pogodził się z twoim odejciem.
Spójrz jaki podarował nam piercień.
Pięć minut i jedziemy do domu.
- Naszego domu.
- Wchod.
Spokojnie. Samobójstwa nie ma
w jego repertuarze.
Jest na to zbyt
zadufany.
Dzień dobry.
Próbowałem sprawdzić,
jak Blackwood przeżył egzekucję.
By oczycić twoje dobre imię.
To doć usypiajšce zajęcie.
Ucišłem więc sobie drzemkę.
Jak larwa w kokonie.
Streszczaj się.
W węle zainstalowano hak.
Nogi mi drętwiejš.
Lepiej zejdę.
- Pomożemy mu?
- Jeszcze straci wštek.
Kontynuuj.
Kat przymocował go do stryczka,
by zredukować cišżenie,
oraz ochronić kręgi szyjne.
Policzków nie czuję.
Mogę dokończyć z podłogi?
- Jak tobie się to udało?
- Dzięki klamrom i pasom.
Język mi drętwieje,
nie będę mógł mówić.
- Mogło być gorzej.
- Johnie!
To wcišż nie wyjania
braku pulsu.
Medyczna zagadka.
Musimy przywrócić twojš reputację.
Jest pewna toksyna,
z kwiatu rododendrona.
Pochodzi z Turcji
i potrafi spowolnić tętno.
Może zmylić nawet
tak tęgi umysł jak twój.
Co dolega Gladstone'owi?
Demonstruje opisany efekt.
Nie miał nic przeciw.
Spokojnie, nie takie rzeczy przeżył.
Panie Holmes!
Inspektor Lestrade pana wzywa.
- Co się stało?
- Sierżant policji
zaginšł w kanałach w dniu
zatrzymania Blackwooda.
Robotnicy znaleli dzi
jego ciało.
Był pierwszš osobš
na miejscu zdarzenia.
Strzał w głowę.
Pociskiem małego kalibru?
Miał opalone brwi?
- Strzał z bliskiej odległoci.
- Moriarty.
Profesor Moriarty.
Dobry piesek.
Wszystko będzie dobrze.
- Gdzie znajduje się urzšdzenie Blackwooda?
- W kwaterze tajnych służb.
Brakuje im pewnego elementu.
Moriarty chciał element maszyny.
Nie truciznę.
Najciemniej jest pod latarniš.
- Od poczštku mu o niego chodziło.
- Adlerówna służyła do odwrócenia uwagi?
Wiedział, że za niš pobiegnę.
A maszyna pozostała niestrzeżona.
Technologia tego typu
jest warta fortunę.
Możliwoć kierowania procesami
za pomocš fal radiowych.
W tym jest przyszłoć.
Załadowałem ostatnie skrzynie.
- Gladstone!
- Zatrzymajcie go nim ucieknie.
Clarky...
sprawa jest nadal w toku.
reżyseria
scenariusz
zdjęcia
w roli głównej
w pozostałych rolach
muzyka
Tekst polski: Thorek19
korekta: Shylock
http://kinomania. org