Tip:
Highlight text to annotate it
X
Powtarzaj za mną:
/Nous cherchons un bon
/restaurant francais.
/Quelque chose typique et charmant.
Paul, daj mi już spokój.
JULIE i JULIA
/Na podstawie dwóch prawdziwych historii
/Bon appetit
/Sole meuniere
dla pani.
Masło.
Wielkie nieba.
Musisz spróbować.
Proszę.
Wiem, wiem.
Popatrz na to!
Coś wspaniałego.
Wolniej.
Przepraszam.
Tutaj.
Nie mogę uwierzyć,
że będziemy tu mieszkać!
/Bonjour, madame.
Bardzo mi miło,
jestem Julia Child.
/Enchantee.
KSIĄŻKI KUCHARSKIE
Może to błąd
opuszczać Brooklyn?
W Queens będzie super.
To piękna dzielnica.
Rzeczy przyjechały.
Wszystko gra?
Wszystko mi leci z rąk.
Co my tu w ogóle robimy?
Powtarzaj za mną:
300 metrów kwadratowych.
300 metrów kwadratowych.
- I blisko do twojej pracy.
- I blisko do mojej pracy.
Ale nie musimy się przeprowadzać.
Odwołamy umowę, spakujemy manatki
i zamieszkamy w aucie.
Masz rację.
- Co to było?
- Któro?
Czy tak będzie co wieczór?
Możliwe.
- Jak w Wersalu.
- Dobrze, że ci się podoba.
/Na podstawie książki Julie Powell
/pt. "Julie & Julia"
/oraz "My Life in France"
/Julii Child i Alexa Prud'homme'a
Witamy w Lower Manhattan
Development Corporation.
LMDC.
Lower Manhattan Development
Corporation. Julie Powell.
/Mój syn zginął w drugiej wieży.
Współczuję pani.
Bardzo pani współczuję.
/Czy to z panią mogę rozmawiać o zaplanowaniu
/ceremonii upamiętniającej ofiary?
Może pan ze mną rozmawiać.
/- Jest pani ważna?
- Nie.
/Chcę rozmawiać z kimś ważnym.
/Nie lubię planować.
Ja też nie.
/Jesteście bandą urzędasów bez serca.
Ja nie jestem. Siedzę w swoim boksie i
staram się pomagać najlepiej jak potrafię.
/Dzwoniłam do was sześć razy i zawsze słyszę,
/że muszę wypełnić wniosek o ubezpieczenie.
Ja mogę wypełnić wniosek za panią,
ale i tak musi pani przyjść go podpisać.
/- Do pani boksu?
- Tak.
Wiem jakie to przykre, panie Damon.
/Nie ma pani zielonego pojęcia.
Proszę na mnie nie krzyczeć.
Jestem po pana stronie.
NIE ANGAŻOWAĆ SIĘ EMOCJONALNIE.
/Lekarze mówią, że ma watę szklaną w płucach.
/Bez przerwy kaszle.
/Już nie wiem co robić.
...żona mówi, że on ledwo oddycha,
a ubezpieczyciel odmawia refundacji leku.
- Niech zadzwonią do Wydziału Zdrowia.
- Odbiera automatyczna sekretarka.
- Andrea Gomez z Urzędu Miasta.
- Dziękuję.
Tarta z kremem czekoladowym.
Wiesz dlaczego lubię gotować?
Bo po całym dniu,
gdzie nic a nic nie jest pewne,
ja mam pewność, że gdy zmieszam
kakao, żółtka, cukier i mleko
zrobi się gęsty krem.
To pocieszające.
Miałaś zły dzień?
Kiedy będzie można jeść?
Najpierw muszę ubić śmietanę.
Niech to się odstanie.
Nie mogę się doczekać.
Jutro cotygodniowy lunch z sałatką Cobba.
Masakra.
Czym mogę służyć?
- Cobb bez sera.
- Cobb bez buraków.
- Cobb bez boczku.
- Cobb bez jajek.
Powiedz im...
Słuchasz uważnie, Tracy?
Niech podwyższą ofertę do 185.
Powtarzaj za mną: 1,8,5.
Zadzwoń jak tylko dadzą odpowiedź.
Nie wiem na co komu asystentka.
Wczoraj wysłałam Alison po rajstopy,
a ta wraca z pustymi rękami.
Pytam więc czy szukała
w innej drogerii?
Albo w Bloomingdale's?
Gdybym tak mogła być
swoją własną asystentką...
Przecież możesz.
Zwolnij ją
i nie zatrudniaj nowej.
Nie to miałam na myśli, Julie.
Przepraszam.
Halo, Tracy.
Powiedz im 190.
1,9,0.
190? Co ty kombinujesz?
190 milionów dolarów.
Kupujemy kwartał w mieście.
To cudownie, Cassie.
- Jaki kwartał?
- Z budynkami.
Wyburzymy je i zbudujemy wieżowce.
- Za twój kwartał.
- Na zdrowie.
Jeśli o mnie chodzi, dostałam awans
na wiceprezes d/s polityki firmy.
Do tego podwyżka i opcja
kredytu do pół miliona na 2%.
Jeszcze się zastanawiasz?
A co w twojej pracy, Julie?
- Na pewno załamka.
- To takie smutne. I bolesne.
Nie w złym znaczeniu.
Przepraszam, o czymś zapomniałam.
Hej, Jules. Udzielisz wypowiedzi
do mojego artykułu?
Jasne, Annabel.
Będę zaszczycona.
Zadzwonić do Julie w sprawie artykułu...
Nie.
O czym jest twój artykuł?
O naszym pokoleniu.
Trzydziestolatków.
Jak słowo daję...
jestem strasznie zajęta.
Nie wiem gdzie cię upchnąć.
To ty prosiłaś o spotkanie, nie ja.
Pasuje ci śniadanie?
STRACONE POKOLENIE
A ja, idiotka, jej uwierzyłam.
Miało być o trzydziestolatkach.
A czegoś ty się spodziewała po Annabel?
"Julie Powell, niegdyś redaktor Magazynu
Literackiego Uniwersytetu Amherst,
której wszyscy wróżyli zawrotną karierę.
Przez dziewięć lat imała się
chałtur, pisząc do szuflady.
Obecne odbiera telefony, jako szeregowy pracownik
urzędu pomocy ofiarom 11 września. "
Znasz to na pamięć?
Żałosne.
Pominęła najważniejsze rzeczy.
Ładnie wyszłaś na zdjęciu.
- Wyglądam grubo.
- Tylko na twarzy.
Zapomniałam ci powiedzieć.
Wiesz co Annabel teraz robi?
Pisze bloga.
O czym?
Jak to o czym?
O Annabel.
Zapisuje co tylko
jej przyjdzie do głowy.
Głupoty, bzdety, pierdoły...
Ja mogłabym pisać bloga.
Ja mam przemyślenia.
I jesteś pisarką,
w przeciwieństwie do Annabel.
- To niestety nieprawda
- Napisałaś powieść.
Pół powieści,
której nikt nie chciał wydać.
Nie jesteś pisarzem,
póki ktoś cię nie opublikuje.
To jest właśnie świetne w blogach.
Nie musisz mieć wydawcy.
Uruchamiasz Internet, wciskasz Enter i już.
O czym miałabym pisać?
Znasz się na tym, powiedz mi.
Napisz jak ci się podoba w Queens.
To byłby krótki blog.
Pisz o swojej pracy.
Gdyby ktoś z pracy to przeczytał,
byłoby po mnie.
Ależ to dobre.
Poza tym idea blogu polega na
oderwaniu się od codziennych spraw.
A od tego mam gotowanie.
No to pisz o gotowaniu.
Nie jestem prawdziwą kucharką jak
Julia Child, czy Mario Batali.
Julia Child też nie zawsze nią była.
Gdybym miała naprawdę nauczyć się gotować,
mogłabym przerobić całą książkę Julii Child.
I opisać to na blogu.
Buchnęłam tę książkę mojej matce
przy ostatniej wizycie w Teksasie.
Jak miałam osiem lat, przyszedł
do nas na kolację szef ojca.
Moja matka ugotowała
/boeuf bourguignon.
Z przepisu Julii.
Czułam się jakby ona stała
przy naszym boku.
Jak dobra wróżka.
I czuwała żeby wszystko się udało.
/Teraz spróbuję to
/przewrócić na drugą stronę.
/Co jest nie lada wyzwaniem.
Ona zaprowadziła nowy
ład żywieniowy.
Przedtem królowały mrożonki,
konserwy i pianki.
Pianki zostaw w spokoju.
/Trzeba to robić z
/przekonaniem we własne siły.
/Zwłaszcza gdy masa
/jest lekko płynna.
/Nie poszło zbyt dobrze.
/Zabrakło mi wiary w siebie.
Jest rozczulająca.
/Można to zawsze złożyć do kupy.
/I udawać, że nic się nie stało.
W tamtych czasach kobiety
nosiły perły nawet w kuchni.
/Trzeba to ćwiczyć
/jak grę na pianinie.
/Nazywam się Julia Child.
/Bon appetit!
/Julia Child jest współautorką książki:
/"Sztuka Kuchni Francuskiej".
"Do tych co nie mają służących."
To o mnie.
Problem w tym, że
w życiu nie zjadłam jajka.
A ja mam nadkwasotę.
To nic wielkiego.
A więc przerobię książkę kucharską
Julii Child i opiszę to na blogu.
- Ale muszę wyznaczyć sobie limit czasowy.
- Bo co?
Bo inaczej będzie jak zwykle.
Powiedzmy sobie szczerze,
nie potrafię niczego doprowadzić do końca.
Taka jest prawda.
A wiesz dlaczego?
- ADD.
- Ty masz ADD?
Tak. Dlatego nie umiem sprzątać.
Ach tak.
Termin końcowy to dobry pomysł.
Świetnie. Uwielbiam ten dźwięk, gdy
termin końcowy pędem przelatuje obok.
- "Przewodnik autostopowicza po galaktyce".
- Mówię serio.
No to, powiedzmy rok.
Rok?
Ta cegła waży z kilogram.
A ja mam pełny etat i
późno wracam do domu.
To szaleństwo.
- Czy to nie szaleństwo?
- Tak.
- Wybierasz Blog Z?
- Tak. -No to proszę.
/Dla wszystkich nas,
/którzy nie mamy służby.
- Co sądzisz?
- Wspaniale.
Do dzieła.
/Projekt Julie/Julia.
/"Sztuka Kuchni Francuskiej",
/wydanie pierwsze 1961,
/autorstwa Simone Beck,
/Louisette Bertholle
/i oczywiście Julii Child,
/kobiety, która nauczyła
/Amerykanów gotowania i jedzenia.
/Czterdzieści lat minęło,
/a ona pozostaje niedościgniona.
/Wyzwanie: 365 dni,
/524 przepisy.
/Zawodniczka: Julie Powell.
/Za dnia urzędniczka.
/Wieczorami: kulinarna buntowniczka.
/Stawiając na szali małżeństwo,
/pracę oraz samopoczucie kota,
/podejmuje się szalonego zadania.
/Czy jej się uda?
/Tego nie wie nikt.
/Zostało 365 dni,
/524 przepisy.
Ależ upał.
/Drogi Charlie, przeprowadzka dobiegła końca
/ i Julii bardzo się tu podoba.
/Nie chce stąd nigdy wyjeżdżać.
/Jak wiesz, Francuzi są bardzo gderliwi.
Wspaniałości!
/Ale Julia potrafi
/rozweselić najgorszego zrzędę.
Przeuroczy!
/I twierdzi, że to najbardziej
/ujmujący naród na świecie.
Czuję się Francuzką.
Muszę nią być.
Może i jesteś.
/Sam nie byłbym przeciwny,
/by osiąść tu na stałe.
Dziękuję za przybycie.
Miło państwa widzieć.
/Enchantee.
Gratulacje, Paul.
Wspaniała wystawa.
Dziękuję. Jack Donovan,
a to moja żona, Julia.
- To była wyjątkowo udana wystawa.
- Dziękuję, kochanie.
Pękałam z dumy.
Ci Francuzi jedzą francuskie
potrawy na co dzień.
Nie mogę się nadziwić.
To prawda.
Tak cię kocham, że
dam ci pierwszy kęs.
- Wyśmienite.
- Prawda?
Czym powinnam się zająć?
W jakim sensie?
Nie chcę wracać
do pracy w urzędzie.
A powinnam znaleźć
sobie jakieś zajęcie.
Tutejsze żony nie robią nic.
Ja tak nie mogę.
Na tablicy ogłoszeń w ambasadzie
była informacja o kursie dla modystek.
Lubisz kapelusze.
Lubię.
Ale co tak naprawdę
lubisz najbardziej?
Jedzenie.
- Najbardziej lubię jeść.
- Wiem.
I jesteś w tym najlepsza.
Wezmę lekcje brydża.
Lubisz brydża.
Tak, lubię ideę brydża.
Cztery punkty za asa, trzy za króla,
dwa za damę, jeden za waleta.
I proszę nie pokazywać kart.
Czy są jakieś francuskie książki
kucharskie po angielsku?
Niestety nie.
Do licha.
- Usiłowałam kupić francuską książkę kucharsko.
- ... ską. Kucharską.
Po angielsku.
Sprzedawczyni...
Vandeuse...
powiedziała, że nie ma.
Ponieważ nie wydano
nic o kuchni francuskiej po angielsku.
Mam tylko "Radość gotowania"
Irmy Rombauer.
To wspaniała pozycja,
ale nie francuska.
Więc poprosiłam moją
przyjaciółkę, Avis DeVoto,
Madame, po francusku, proszę.
A tak.
Wydawało mi się, że cały czas
mówimy po francusku.
- Niestety nie.
- Jaka szkoda.
O jejku!
To moje pamiętniki.
LAROUSSE O GASTRONOMII
Wspaniała, ale cała po francusku.
Kiedyś ją przeczytasz.
Staram się jak mogę.
Sto lat dla mnie.
Ciekawe co to takiego?
/Beignets de cuisses
- Umyć uda?
- Zanurzyć udka.
/En beurre.
W maśle. Tyle wiem.
Zanurzyć udka w maśle,
a następnie
faszerować kurę,
aż mało nie pęknie.
- Tak nie piszą.
- Owszem, sprawdź w słowniku.
Przetłumaczę ci cały przepis.
Powinnam iść do
szkoły gastronomicznej.
Mówię poważnie.
- Co by było gdybyś się we mnie nie zakochał?
- Tego się nie dowiemy.
/Wczoraj był 13 sierpnia, 2002.
/Dzień Pierwszy.
/Zostało 364 dni.
/Ugotowałam karczochy
/z sosem holenderskim,
/czyli rozpuszczonym masłem,
/które ubija się z żółtkami
/póki nie osiągnie nirwany.
/Czy jest coś lepszego od masła?
/Zawsze, gdy próbujesz czegoś
/co smakuje jak niebo w gębie,
/przyczyną jest masło.
Niemożliwie dobre.
Bo zostało ubite do nieprzytomności.
/W dniu, gdy ogromny meteoryt będzie
/zmierzał ku Ziemi
/i zostanie nam 30 dni życia,
/spędzę je na jedzeniu masła.
/W ostatnich słowach pragnę powiedzieć,
/że masła nigdy nie za wiele.
/24 sierpnia,
/Dzień jedenasty.
Czy to miałaś na myśli, mówiąc
o nie tłoczeniu pieczarek?
/353 dni do końca.
/Okropny dzień w pracy.
/Z pozoru miła staruszka
/nazwała mnie "kapitalistyczną biurwą".
/Za to w domu przyrządziłam kurczaka
/ze śmietaną, pieczarkami i Porto.
/Był wyśmienity.
/Całe życie niewłaściwie
/smażyłam pieczarki.
/"Nie tłoczcie pieczarek".
/Inaczej się nie zrumienią.
/Czy ktoś mnie słucha?
Ten będzie pani smakował.
/Dzień dwudziesty drugi.
Do tego pasuje konfitura z fig.
/Zaszalałam w delikatesach
/i wydałam pół pensji.
Ale już w metrze przekonałam się,
niosąc siatkę z zakupami,
worek kociego piasku,
butlę oliwy i naręcze gałązek,
że gałązki to był zły pomysł.
Wchodziły ludziom w oczy,
a ja spociłam się jak mysz.
To żadna nowina, skoro
na okrągło gotuję frykasy,
i na mam czasu na ćwiczenia.
Po powrocie do domu
wysłuchałam słów zachęty od matki.
/Przypomnij mi, po co piszesz ten...
/blog, czy jak się to tam nazywa?
To część mojego planu
dnia, jak gimnastyka.
/- Na co ci ta presja?
- Jaka presja?
/Masz pracę i męża.
/Pochorujesz się od tego blogowania.
To jak bycie w AA.
/Co ty opowiadasz?
Mam coś co muszę robić
każdego dnia krok po kroku.
/Skąd ty znasz ten żargon?
/Kochanie, czy jesteś alkoholiczką?
Mówię tylko, że dobrze jest
stawiać sobie krótkoterminowe cele.
/To niedorzeczne.
/Kto to w ogóle czyta?
Ludzie to czytają.
/Mogłaś zacząć,
/możesz też zrezygnować.
/Nikt ci nie będzie miał za złe.
Nie! Dopiero co zaczęłam.
Nie mogę teraz przestać.
To wszystko, co mam.
Halo?
Coś przerwało.
To nie jest wszystko co masz.
Wiem.
Nie to miałam na myśli.
/Wczoraj poszetowałam jaja.
/Wydawało się to najlepszym pomysłem
/po drugim najgorszym dniu w pracy.
Jak to nigdy nie zjadłaś jajka?
Jadłam jako składnik ciasta.
Ale nigdy w czystej postaci.
Byłam bardzo przekornym dzieckiem.
Już wrze.
/Bóg wie czemu, myślałam, że
/jajko w koszulce to prosta rzecz.
/Byłam w błędzie.
”Delikatnie przykryj żółtko białkiem
za pomocą drewnianej łyżki”.
Już!
Ohyda.
Może jaja są nieświeże.
Julia pisze, że muszą być świeże.
Są świeże.
Dobrze, nie krzycz na mnie.
Ja tylko cytuję Julię.
We troje staliśmy *** garnkiem
aż w końcu...
udało się.
Witaj.
Jakie sympatyczne.
I zjadłam moje pierwsze jajo w życiu.
Myślałam, że jaja są tłuste i śliskie,
ale to smakuje
jak sos serowy. Mniam.
Zdrowie Julii Child.
Wyborne wino.
Jak myślisz, czy
Julia o tobie wie?
Chciałabym.
Marzy mi się, żeby przyszła na kolację,
i zobaczyła moją obieraczkę do cytrusów.
I od razu zostaniemy przyjaciółkami.
Prawda jest taka,
że nikt o mnie nie wie.
Wysyłam te moje wpisy
w jakąś otchłań.
Czytałaś ostatnio blog Annabel?
Tak.
Jest w sumie zabawny.
Tak?
Spotyka się z milionerem,
który ma własny samolot.
Ma na imię Lester.
I robią to w powietrzu.
Ludzie się tym zaczytują.
Można nie lubić
własnych przyjaciół?
Normalka.
Faceci lubią swoich kumpli.
Kto tu mówi o facetach?
/Minęło pięć tygodni,
/zostało czterdzieści siedem.
/Czuję się fantastycznie.
/Czasem się zastanawiam,
/czy ktoś w ogóle mnie czyta?
/Na pewno tak, prawda?
/Jest tam kto?
Ernestine, dostałam komentarz.
/Julie, tu mama.
/Wciąż nie wiem, po co to robisz.
/Chyba tylko ja to czytam.
Moja matka.
Nie liczy się.
Zaczniemy od nauki gotowania jaj.
Po pierwsze, jaja muszą być świeże.
Liczyłam na bardziej zaawansowany
poziom, Madame Brassard.
Pani nie jest
zaawansowaną kucharką.
Ale umiem ugotować jajko.
A umie pani zluzować kaczkę?
Nie, ale właśnie tego
chętnie bym się nauczyła.
Jest jeszcze drugi kurs,
ale nie spodobałby się pani.
Dla professionnels,
którą pani przecież nie będzie.
Są tam sami mężczyźni,
zawodowi kucharze.
W dodatku czesne jest bardzo drogie.
Ile?
Madame, s'il vous plait,
pani pozwoli.
Musi pani trzymać nóż
w ten sposób, kciuk tutaj.
Jakby ręka i nóż były jednym.
I chroni pani drugą rękę,
kroimy tylko cebulę.
- Nie mnie.
- Tak.
Kciuk w tym miejscu,
palce tutaj.
Jul, czy ty nie przesadzasz?
Trzeba było widzieć ich miny.
Traktują mnie jak znudzoną
kurę domową, która szuka rozrywki.
Gdzie idziesz?
- Byle dalej stąd.
- Nie jesteś głodny?
Nie.
I dobrze.
Brawo, pani Child.
/Kochana Avis, mija mój trzeci
/tydzień w Cordon Bleu.
/Nie posiadam się z radości.
/Codziennie budzę się o 6:30.
/I wyskakuję z łóżka.
/O 7:30 zaczynam zajęcia.
/W fartuchu. Obieram ziemniaki.
/Potem gotujemy wywar.
/Filetujemy ryby, sprawiamy gołębie.
/Gnieciemy ciasto z taką ilością masła,
/że od samego patrzenia można dostać zawału.
/Mój mistrz robi wszystko tak szybko,
/że ledwo ***ążam.
/Ale jestem lepsza od
/kolegów z grupy.
/Krzywo na mnie patrzyli, ale dowiodłam, sobie i im,
/że niczego się nie boję.
/O 12:30 jest przerwa.
/Wracam do domu, żeby
/zrobić obiad dla Paula.
/Potem Paul udaje się na drzemkę.
/A po południu on wraca
/do ambasady, a ja do szkoły.
Moździerz i tłuczek to podstawa.
/Nawiasem mówiąc, mój ojciec
/był przerażony, że uczę się gotować.
/Chciał nawet dać mi pieniądze
/na zatrudnienie kucharki.
Róbcie dalej swoje,
z radością.
To jest najważniejsze.
/Jestem chyba jedyną Amerykanką w Paryżu,
/dla której zakupy na targu
/są równie ekscytujące
/jak luksusowe butiki.
/Nie mam innego wyboru mieszkając w kraju,
/gdzie nie występuje nic w moim rozmiarze.
/Czy wiesz, że jeśli nie podsuszy się mięsa,
/to nie zbrązowieje odpowiednio?
/Irma Rombauer nic o tym nie
/wspomina w "Radości gotowania".
/Avis, tu mi jest jak w niebie.
/Całe życie szukałam
/zawodowego spełnienia.
- Mam dla ciebie walentynkę.
/- I wreszcie znalazłam.
Poznaliśmy się na Cejlonie,
gdy pracowaliśmy w agencji wywiadowczej.
Wcale nie zwracał na mnie uwagi.
Trudno byłoby nie zauważyć tych nóg.
Wszystkie kobiety go kokietowały.
Trudno im się dziwić.
Wysłano nas razem do Chin.
Jest pyszne, jeśli mogę tak powiedzieć.
Jak ukończysz kurs, sama
będziesz mogła uczyć w Cordon Bleu.
Nie sądzę.
Kierowniczka mnie nie znosi.
To niemożliwe.
Prawda, ale ona
jest wyjątkiem.
Byliście szpiegami?
Nie...
Tak. Nie
Pracowaliście w Biurze Służb
Strategicznych nie będąc szpiegami?
Ja byłam archiwistką.
Za to Paul projektował sztaby wojenne
dla Generała Mountbattena.
Tylko mapy i schematy.
Dzięki niemu wygraliśmy wojnę.
Ktoś musiał ją wygrać.
Ciągnęła się w nieskończoność.
Będąc w Chinach, w trakcie
przyjacielskiej kolacji
okazało się, że kocham Julię.
Kochałem ją od dawna.
Julio, jesteś masełkiem na
moim chlebie i tchnieniem mego życia.
Kocham cię, skarbie.
Szczęśliwych Walentynek.
/Drogi Charlie,
/Julia przy kuchni to
/obraz równie zajmujący,
/co kotlista w orkiestrze symfonicznej.
/Drzwiczki piekarnika
/na przemian zamykają się i otwierają.
/Łyżka niepostrzeżenie
/śmiga w rondlu,
/i niesie do jej ust
/kontrolną próbkę,
/zaaprobowaną podwójnym
/uderzeniem o brzeg garnka.
/Następnie, gołymi palcami
/wybiera z kipieli nitkę canelloni
/i krzyczy: „To cholerstwo
/jest gorące jak sztywny kutas”.
Co mówiła?
Julia Child mówiła... jak to było?
Też jestem w szoku.
Jej mąż opisał to w liście
do swojego brata w 1949.
Gdy Julia zaczynała naukę w Cordon Bleu.
A więc Julia i Paul...
/beaucoup, beaucoup.
- To tylko potwierdza.
- Co?
Nie da się ocenić czyjegoś życia
seksualnego z wyglądu.
Oni byli bardzo zakochani.
Sos pikantny od czytelniczki.
Dziś dostałam 12 komentarzy
od nieznajomych.
/Dziękuję wszystkim
/wiernym czytelnikom za dary.
/Jak dotąd przyrządziłam
/65 potraw w ciągu 47 dni.
/Minęło 59 dni.
/Do końca zostało 437 przepisów.
/Ugotowałam 103 potrawy w dwa miesiące.
Wygląda jak baba.
/Przede mną
/ Homar Thermidor.
/Będę musiała zabić i
/rozczłonkować skorupiaka.
/Jak mam to zrobić?
/Wczoraj w nocy nasz usypiacz,
/który ma zagłuszać
/dudnienie ciężarówek
/pod oknami, powtarzał:
morderczyni homarów,
morderczyni homarów...
Czytelniczka twierdzi, że trzymanie
w chłodziarce go znieczuli.
Ktoś inny napisał:
"Nie marudź, tylko zabij skurczybyka."
"Nie patyczkuj się".
To żyje.
O Boże.
/Uwaga: jeśli homar jest żywy,
/gotuje się go żywcem.
/Zatopić nóż w głowie,
/pomiędzy oczami.
Och, Julio, dla ciebie to takie łatwe.
/Lobster Killer, qu'est-ce que c'est?
Wynocha mi stąd.
W ogóle mi nie pomagasz.
Po prostu wrzucę je do wody.
Nakryję i tyle.
Dzień dobry.
Do widzenia.
Przepraszam.
Dobra chłopaki.
W mieście jest nowy szeryf.
I po krzyku.
Jesteś święty.
Dziękuję.
- Nie mogę.
- Możesz.
Mam wiele do zrobienia.
Eric, nie mogę.
Idź już, nie przeszkadzaj.
Tort.
Dziękuję.
Wszystkiego najlepszego.
Dzięki.
Miło was widzieć.
Powiem wam ciekawostkę.
Gdy Julia i Paul się poznali,
ona była dziewicą.
A miała czterdziestkę na karku.
Skąd to w ogóle wiadomo?
Z listów Julii do Avis DeVoto.
I Paula do jego brata.
Wszystkie się przechowały.
Gdy się pobierali,
ona umiała zaledwie ugotować jajko.
Duszone ogórki są rewelacyjne.
Mam obsesję na jej punkcie.
Ma całkowitego kręćka.
I słusznie, bo to jest
naprawdę przepyszne.
Delektujcie się, póki jest.
Homary nie są tanie.
A może dodasz sobie
pay pala na stronie?
Ludzie mogliby cię wspomóc.
Masz przecież fanów.
Kochają cię.
Tak?
Mam fanów?
Masz.
Nie mogę ich prosić o pieniądze.
Czemu nie?
Aktywuj pay pala.
I będziemy jadać homary.
Wszystkiego najlepszego, skarbie.
Dziękuję.
Takie jak Julii.
Jej były pewnie prawdziwe.
Są piękne.
Zobaczymy jak leżą.
Mam 30 lat.
Myślałam, że to coś strasznego.
Ale dzięki tobie i Julii
czuję, że sobie poradzę.
Tort.
Jak wam smakuje tort?
Hej.
Idę spać.
Ernie! 53 komentarzy
pod wpisem o homarze.
- Julie Powell.
/- Czy pomożesz mi rozwiązać problem?
- Jaki ma pan problem?
/- Za dużo jedzenia, za mało seksu.
Eric, to nie jest śmieszne.
/Dla mnie trochę śmieszne.
- No dobra, było.
/- Wiesz co?
Jesteś trzecim najpoczytniejszym
blogiem na salon.com
- Naprawdę?
- Naprawdę.
Hurra.
Na jeden komentarz
przypada sto czytelników.
Istnieje wielka grupa ludzi,
z którymi łączy mnie więź.
Jestem im potrzebna.
Gdybym przestała pisać...
byłoby im smutno.
Strzeliliby sobie w łeb.
Julia!
W dalszym ciągu robisz kapelusze?
Nie, skądże?
Zamiast tego kończę Cordon Bleu.
Muszę tylko zmusić tę przeklętą
kierowniczkę, żeby wyznaczyła egzamin.
Mówi pani o Mme Brassard?
To dopiero zołza.
Ma pani rację.
To jedyna osoba na świecie,
której nie znoszę.
Dla mnie nie jedyna.
Czy panie się znają?
A powinnyście.
Julia Child, Simone Beck.
- Simka.
- Simka, bardzo mi miło.
To moja przyjaciółka,
Louisette Berthole.
- Bon soir.
- Enchantee.
Że też do tej pory
się nie znałyście?
Simka i Louisette piszą
książkę kucharską.
Dla Amerykanów.
Naprawdę?
Czemu ci zależy na tym egzaminie?
Bo chcę mieć dyplom.
Żebym mogła uczyć.
Do tego nie potrzebny ci dyplom.
Zapewne masz rację.
- Avis też tak twierdzi.
- Jaka Avis?
Moja przyjaciółka. Avis DeVoto
z Cambridge, Massachusetts.
Jest bardzo mądra.
Ale co ja poradzę, że naprawdę
chcę mieć ten dyplom?
Jestem przywiązana do konwencji.
Już nie wiem co robić.
Napisz do tej Brassard
i postrasz ją.
Niby czym?
Stanami Zjednoczonymi.
O tak. Powiedz jej, że ambasador osobiście
nalega byś przystąpiła do egzaminu.
Nie, nie. Tak nie można.
Ja go prawie nie znam.
Oczywiście, że można.
/"Szanowna Pani Brassard,
/wszyscy w Ambasadzie Amerykańskiej
/na czele z jego Ekscelencją,
/Ambasadorem,
/będą nader zdziwieni, jeżeli nie wolno
/mi będzie przystąpić do egzaminu."
Proszę podać przepisy na:
/oeuf mollet, cotelette de veau en surprise,
/et creme renveresee au caramel.
Nie miałam pojęcia do to za
kotlet cielęcy z niespodzianką.
Robiliśmy to na zajęciach, ale...
To normalny kotlet cielęcy
z pieczarkami w woreczku.
To ma być ta niespodzianka.
Otwierasz woreczek a tam...
niespodzianka!
Cielęcina i pieczarki.
W życiu jeszcze nie oblałam testu.
Jestem piątkową uczennicą.
Możesz poprosić o termin poprawkowy.
- Mogę?
- Oczywiście.
A w międzyczasie możesz
uczyć razem z nami.
O jejku.
Czy to prawda,
że zamierza pani uczyć?
Tak, będę uczyła
Amerykanów w Paryżu gotowania.
Madame Child, muszę pani powiedzieć,
że nie ma pani za grosz
talentu kulinarnego.
Ale Amerykanie i tak
nie zauważą różnicy.
/Z niepokojem informuję,
/że wchodzimy w fazę zimnych nóżek.
/Nóżki to rodzaj mięsnej galaretki.
/Nie brzmi to zachęcająco.
/Nic dziwnego, że nikt
/ich już nie robi.
/Bierze się golonkę cielęcą.
/Mój cudowny maż zdobył ją dla mnie.
/Gotuje się ją tak długo, aż w kuchni
/zacznie śmierdzieć jak w garbarni.
/Galareta ścina się w lodówce.
/A na koniec odwracamy ją na talerz.
/Co według Julii Child
/jest dziecinnie proste.
/Moim zdaniem, to wierutne kłamstwo.
Ile jeszcze masz tych nóżek?
Siedem.
Nikt się nie dowie,
jeśli ich nie zrobisz.
Nie ma Golonkowego Biura Śledczego.
Możesz skłamać.
Nie mogę.
Julia będzie wiedziała.
Czuję na sobie jej wzrok.
Dzięki niej jestem
lepszym człowiekiem.
Patrz co z tym zlewem!
Nienawidzę tej kuchni.
Zatkałeś zlew?
- Nienawidzisz?
- Tu w ogóle nie da się gotować.
Nic dziwnego, że nóżki się rozpadły.
Pewnie nie mamy żadnego kreta?
A kupiłaś?
Zasuwam tutaj i jeszcze
mam kupować kreta?
To ma być ten lepszy człowiek?
Co będzie jak się nie wyrobię?
Rok życia ma pójść na marne?
Kiedyś byłam szczupła,
teraz jestem gruba.
- Gruba?
- A czeka mnie jeszcze luzowanie kaczki.
- Kiedy?
- Kiedyś.
Wyobrażasz to sobie w ogóle?
- Nie wyobrażam.
- Tak myślałam.
/Na pewno wszyscy pamiętają moją
/chandrę z powodu nóżek.
/Po której poprzysięgłam sobie
/stać się lepszą osobą.
/I zabrałam się do faszerowania
/poulet roti a la normande
/czyli pieczonego kurczaka,
/nadziewanego wątróbką i twarogiem.
/Ale hultaj upadł mi na
/podłogę z rozplaskiem.
/Krótko mówiąc: kolejna chandra.
Pieprzyć to!
/Jeszcze gorsza od poprzedniej.
Nie umiem nawet nafaszerować...
/Rozkleiłam się jak dziecko.
Jestem do niczego.
Ja odbiorę.
Halo?
Kto mówi?
Proszę poczekać,
sprawdzę czy jest w domu.
Hej, dzwoni reporter
z Christian Science Monitor
Chce napisać o tobie artykuł.
Tak?
Powiem, żeby zadzwonił później.
Nie, daj go.
Halo?
Tak.
Kogo chce pan przyprowadzić?
Oczywiście, że wiem kto to.
To wspaniała wiadomość.
Do widzenia.
Kto?
Zgadnij kto przyjdzie na kolację?
O Boże!
Za Trzy Smakoszki.
Jedna za wszystkie,
wszystkie za jedną!
Niemało się nagłowiłam, żeby
przeliczyć te wszystkie miary.
Miarka się nie liczy.
Ależ liczy.
Jeszcze jak!
Stale się o to kłóciłyśmy
pisząc naszą książkę.
Dobrze, że to już za nami.
Książka jest u wydawcy.
Wkrótce będziemy sławne.
Będziemy następną panią
"Radością Gotowania".
Może tak.
Spróbujemy?
Może pomogę?
Tak jest o wiele lepiej.
/Mieux?
Faktycznie mieux.
Przyszły za wcześnie.
Te Amerykanki!
/Kochana Dorothy,
/twoja siostra jest teraz nauczycielką.
/Mamy trzy uczennice, które
/płacą nam dwa dolary za lekcję.
/Ledwie wystarcza by pokryć koszt
/produktów, ale to nie ważne.
/Simka, Louisette i ja
/jesteśmy „Les Trois Gourmandes”.
/Choć często zostaje nas tylko dwie,
/ponieważ Louisette dręczą migreny
/i chodzi po lekarzach.
/Najchętniej w trakcie lekcji.
Głowa mnie boli.
/Poznasz je obie, gdy do nas przyjedziesz.
/Chyba, że Louisette akurat rozboli brzuch.
Doskonale.
A nawet jeśli nie...
nigdy nie przepraszajcie.
Żadnych wymówek!
Louisette znowu zrejterowała.
I opuściła lekcję zanim jeszcze
skończyłyśmy bawarski krem czekoladowy.
Nie wierzę, że dentysta nie mógł
zapisać jej na inny termin.
Rozglądaj się, bo nie
zauważymy Dorothy.
Nie można nie zauważyć
twojej siostry.
Nie widzę jej.
Tam jest.
Jakie miałam szczęście na statku!
Ani razu nie dostałam choroby morskiej!
Wszyscy wokół padali jak muchy.
O mój Boże, coś wspaniałego.
Całymi dniami myślę tylko o jedzeniu.
A w nocy mi się śni.
To prawdziwa obsesja.
Widujemy się tylko w kuchni.
W zeszłym tygodniu śniło mi się,
że zrobiłam cassoulet dla taty.
A on się krzywił.
On nic z tego nie rozumie.
Prawie mi go żal.
Pragnął byśmy zostały w Pasadenie.
Wyszły za republikanów
i rodziły dzieci.
Czemu by nie?
Jesteśmy za wysokie!
Taka jest prawda.
Dosłownie nigdzie nie pasowałyśmy.
Nie wdawaj się z ojcem
w rozmowę o polityce, jak tu będzie.
Bo nie zapłaci rachunku.
- Naprawdę.
- Nie mogę nic obiecać.
On uwielbia Senatora McCarthy'ego.
- Wiem.
- Pasadena.
Moje szczęście!
Dorothy, próbowałaś brie?
To to?
Czy to nie najlepszy ser,
jaki w życiu jadłaś?
- Tak?
- Tak.
Na pewno tak.
Szef z Chez La Mere Michel dał
mi przepis na Beurre Blanc.
Co to za Beurre Blanc?
Masło z redukcją
białego wina i octu.
Trzeba je szybko roztrzepać.
Kwas z octu łączy się z białkiem mleka.
Tak, że masło staje się kremowe,
delikatne, subtelne...
Smakowite.
To esencja smakowitości.
Smakowitość.
Dlatego za niego wyszłam.
W każdym razie,
podaje się go do ryb.
I jest wyśmienity.
Dam ci spróbować.
Bosko.
Wyprawimy ci przyjęcie.
Naprawdę?
Chcę ci kogoś przedstawić.
Myślę, że go...
On jest...
Bardzo wysoki.
- Co takiego?
- Wysoki.
Wyjątkowo wysoki.
- Ja też.
- Wiem.
Ale on jest wyższy,
więc to dobrze.
Dobrze.
Całkiem nieźle.
Ale nie doskonale.
- Tu jesteś Julio.
- O, John!
- Miło cię widzieć.
- Gdzie ta twoja siostra?
Tam.
Opowiedzieliśmy jej o tobie.
Nie chciałbym przeszkadzać
jej w rozmowie.
Z Ivanem Cousinsem?
Dopiero się poznali.
Jakoś nie widzę Dorothy z Ivanem Cousinsem.
Bien aimes!
Umiłowani bracia i siostry!
- Jest bardzo miło.
- Nigdy nie byłem na takim weselu.
Proszę, Julio.
Jaki piękny ślub.
Dzięki, tato.
Nie jestem zachwycony
tym małżeństwem.
Naszym też nie byłeś zachwycony.
To prawda.
Jak tam w ambasadzie?
Dobrze, dziękuję.
Właściwie to niezbyt dobrze, bo
obcięli nam fundusz biblioteczny o 90%.
Senator McCarthy ma długie ręce.
Senator McCarthy ufa swoim
przekonaniom i za to go podziwiam.
Nasi znajomi w Waszyngtonie
stracili pracę po latach służby.
A Paul musiał dokonać spisu wszystkich
książek w bibliotece ambasady.
Chyba nie sugerujesz,
że rząd francuski jest lepszy.
- A do tego...
- Zatańczymy?
Chodź, zatańcz ze mną.
Zarzekałaś się, że nie będziesz
o tym rozmawiać.
Wiem, nigdy się nie nauczę.
Gdzie moja żonka?
Tutaj, bije pianę.
Co na obiad?
Majonez?
- Dobry.
- Nieprawdaż?
Dostałaś list od siostry.
Wyślę ten przepis Avis.
Jest znakomity.
Rzekłabym przełomowy.
Niewątpliwie.
Dorothy jest w ciąży.
Paul, czy to nie...?
Czy to nie wspaniale?
Jestem taka szczęśliwa.
Podgrzanie miseczki przed wbiciem
żółtka, zmienia postać rzeczy.
Majonez udaje się za każdym razem.
Napisałam wam przepis.
Nie zgadzasz się?
Co do majonezu?
Skądże znowu?
Na pewno masz rację.
Naukowo potwierdzoną.
To moje motto.
Julio,
mamy pewną sprawę.
Wydawca naszej książki kucharskiej
twierdzi, że ona
nie jest po angielsku.
Przecież jest.
Odrzucili ją.
Ale zasugerowali,
żebyśmy znalazły kogoś,
kto uczyniłby ją bardziej przystępną
dla amerykańskiego czytelnika.
Zgodziłabyś się?
Czy ja bym się zgodziła?
Tak.
/Zagrajmy w "Zgadnij
/kto przyjdzie na kolację?"
/We środę będę gościła
/u siebie pewną znakomitość.
/Podpowiedź #1:
/Stopień oddalenia między mną a Julią Child
/zmniejszy się o jakiś tysiąc.
/Uprzedzając pytania, nie chodzi
/o Amandę Hesser z NY Timesa,
/ani Nigellę Lawson czy Inę Garten.
/Podpowiedź #2: przyrządzę
/boeuf bourguignon, czyli potrawę,
/którą mój gość zrobił tuż po przeczytaniu
/"Sztuki Kuchni Francuskiej".
Poproszę boeuf bourguignon Julii Child.
/Skoro nikt nie odgadł,
/sama wam powiem.
/To Judith Jones.
/Redaktorka książki Julii Child.
/Kobieta, która dostrzegła
/potencjał w rękopisie Julii.
/Teraz jest seniorką i pewnie
/nie jada ciężkostrawnych potraw
/dlatego wołowinę przyrządzam
/na dzień przed.
/Gotując ją, wyczuwam niemal
/fizyczną obecność Julii u mego boku.
/W rzeczywistości, głównie
/mówię sama do siebie.
Jak długo ma się gotować?
Dwie i pół godziny.
/Witam, nazywam się Julia Child.
/Dziś przygotuję świątecznego kurczaka,
/czyli Le Kurczaque Sviąteczny.
/Zaczniemy od na wpół zluzowanego
/kurczaka, czyli poularde demi desosee.
/Faszeruję go cebulką,
/żeby miał odpowiedni zapaszek,
/oraz wątróbką, którą można
/również użyć do kanapek,
/krakersów lub saltinek.
/Koty i psy uwielbiają wątróbkę.
/Więc nie wolno jej wyrzucać.
/Kładę kurczaka na brzuszku
/i kroję wzdłuż kręgosłupa.
/No tak, o mało nie
/obcięłam sobie palca.
/To się nawet dobrze składa,
/ponieważ takie wypadki
/zdarzają się w kuchni
/od czasu do czasu,
/i nigdy nie wiadomo co robić.
/Po pierwsze, trzeba zatamować krwotok.
/Można do tego celu wykorzystać fartuch.
/Unieść rękę *** głową.
/Lub zastosować naturalny
/koagulant w postaci podrobów.
/To kolejny powód żeby
/nie wyrzucać wątróbki.
/Ojej, stół odjeżdża.
/Czemu wszyscy wirujecie?
/Chyba prześpię się chwileczkę.
/Bon Appetit.
To jest po prostu
suchy zbiór przepisów.
W ogóle nie wciągający.
Będę musiała wszystko
zacząć od początku.
To musi być książka zachęcająca amerykańskie
gospodynie, które nie mają kucharek.
Którym nikt nie usługuje.
O ile można tak powiedzieć.
Chyba można.
Julio?
Co będzie, jeśli
wyjedziemy z Paryża?
Dlaczego mielibyśmy to robić?
Bo moja umowa
miała trwać cztery lata.
Czyli mamy jeszcze czas.
Osiem miesięcy.
Książki kucharskiej nie da się
napisać w osiem miesięcy.
Raczej w dwa lata.
Julio,
co jeśli przeniosą
mnie gdzieś indziej?
Mogą to zrobić?
Tak.
Nie bardzo im na mnie zależy.
Och, Paul.
Oczywiście, że im zależy.
Niekoniecznie.
Jeśli wyjedziemy, będę
wysyłała strony pocztą.
A one będą je odsyłały.
Po to wynaleziono system
pocztowy oraz kalkę.
Równie dobrze mogę przyjechać
do Paryża pociągiem.
Gdybyśmy musiały
koniecznie pracować we trzy.
A raczej we dwie.
Bo jak wiadomo Louisette
tylko udaje, że coś robi.
Ale zostaniemy w Europie, prawda?
Ciężko stwierdzić, zważywszy
obecne nastroje polityczne.
Senator McCarthy nie lubi takich jak my.
Jak to?
Co myśmy takiego zrobili?
Nic.
Nie o to chodzi.
Rzecz w tym, że byliśmy w Chinach.
To wystarczy.
- Póki co, jesteśmy tu.
- Masz rację.
Za twoją książkę.
"Francuska kuchnia dla każdego"
Albo: "Domowa kuchnia francuska".
Podoba ci się?
Który lepszy?
Podobają mi się oba.
/Kochana Avis!
/Oto fragment naszej książki
/kucharskiej z rozdziału o sosach.
/Nie pokazuj go nikomu, chyba,
/że masz absolutną pewność,
/że to osoba spoza branży wydawniczej.
/Są tacy, którzy nie
/marzą o niczym innym
/jak tylko o wykradzeniu
/tego przepisu na hollandaise.
Spóźnimy się.
Myślisz, że ona się pojawi?
Louisette?
Naturalnie.
Przecież to jej dom.
Żartowałam.
O co tak w ogóle chodzi?
Louisette nie chciała powiedzieć.
Jakaś niespodzianka.
Może zrezygnuje ze współpracy?
- Byłoby bosko.
- Julio!
To prawda.
Moje drogie, przedstawiam
wam Irmę Rombauer.
Pani "Radość"?
Napisanie "Radości
gotowania" zabrało mi rok.
Tylko rok? Włącznie
z degustacją przepisów?
Nie wypróbowałam
wszystkich przepisów.
Było ich za dużo.
Znalazłam wydawcę w St Louis.
- Ile pani zapłacił?
- Ja zapłaciłam jemu.
Trzy tysiące dolarów.
Trzy tysiące dolarów?
To majątek.
Ale miałam trochę pieniędzy
z ubezpieczenia, bo mój mąż...
- Nie!
- Zabił się?
Tak. Więc zastanawiałam się,
co zrobić z pieniędzmi,
a potem książka zdobyła powodzenie.
I zainteresowali się nią
w Bobbs-Merrill.
Miałam wydawcę
z prawdziwego zdarzenia.
I zarobiła pani krocie?
Ani trochę.
Zrobili mnie na szaro.
Ukradli prawa autorskie.
- Wznowiono edycję i wiecie co?
- Co?
Indeks woła o pomstę do nieba.
City chicken nie występuje pod C.
Doprawdy?
Tylko pod
"Szaszłyki z kurczaka".
Nie!
W kółko opowiadała
jak wydawca oskubał ją z tantiem.
To mi uświadomiło, że publikacja
to nie bułka z masłem.
Masz list od Avis.
Avis spodobał się rozdział o sosach.
To doskonale.
O nie!
Pokazała go komuś.
A nalegałam, by tego nie robiła.
Pokazała go redaktorce z
firmy wydawniczej w Bostonie.
A tamta pokazała go dyrektorowi.
Paul, Paul, Paul!
Co, co, co?
Chcą...
Chcą wydać naszą książkę.
To wspaniale.
- I wypłacą nam zaliczkę.
- Ile?
Dwieście pięćdziesiąt dolarów!
A po napisaniu książki,
500 dolarów.
Jestem z ciebie dumny.
Redaktorce się bardzo podoba.
Jest w niej wprost zakochana.
/Nim swąd spalenizny
/rozszedł się w powietrzu,
/naszły mnie koszmarne bóle brzucha.
/Zadzwoniłam do pracy,
/że jestem chora.
I wróciłam do łóżka na kilka godzin.
Pisz.
W razie gdyby ktoś
od ciebie z pracy to czytał.
/...wróciłam do łóżka na kilka godzin.
/W południe zwlokłam się jakoś...
/Kupiłam ponownie składniki
/na boeuf bourguignon.
/Doczłapałam do domu.
/I ugotowałam go po raz drugi.
/Na deser zrobiłam krem
/bawarski z sosem malinowym.
/Pod koniec dnia
/czułam się już dobrze.
/Robiłam kolację dla żywej legendy,
/choć o jej istnieniu dowiedziałam się
/dopiero kilka miesięcy temu.
Może zaproponuje ci
kontrakt wydawniczy?
A gdyby?
Co by to oznaczało?
Mogłabym zostać pisarką.
Ile można zbić kasy na książce?
Mówisz o zaliczce?
Nie mam pojęcia.
- Ze sto tysięcy?
- Nawet nie myśl.
Halo?
Wiem.
U nas też leje jak z cebra.
Wiem.
Wiem.
Cóż, dziękuję.
Do widzenia.
Nie przyjdzie?
To był ten dziennikarz.
Rozpadało się.
A my mieszkamy na Long Island.
Ona jest w podeszłym wieku...
To straszne.
Z drugiej strony,
będzie więcej dla nas.
Nie próbuj mnie pocieszać.
Jak sobie chcesz.
To nie koniec świata.
Wyobrażałam sobie nie wiem co,
kontrakt wydawniczy.
Ja za pan brat z Judith Jones.
Zastrzyk gotówki, by nie spędzić życia
w mieszkanku *** pizzerią.
Co ja powiem czytelnikom?
Wszyscy się tak napalili.
Czytelnicy będą zdruzgotani.
Nie powinnam wszystkim o tym mówić.
Jakoś to przeżyją.
Ci twoi czytelnicy... przeżyją.
- Za mało słone?
- Już nie.
Dziękuję. O mało nie nafaszerowałam
Judith Jones niesłonym boeuf bourguignon.
To jakiś koszmar.
Wszyscy myślą, że przyjdzie.
Nic się nie stanie.
Gdy ten rok się skończy,
oby jak najszybciej,
twoi czytelnicy będą żyć dalej.
A ja nie?
Nie wiem co będzie, gdy
przestaniesz być pępkiem świata.
Świetnie.
Wreszcie się w coś zaangażowałam.
Może i jestem nieco samolubna.
Nieco?
W skali od 1 do 10?
Dobrze, 9.3.
A po co jest blog?
Nic tylko ja, ja, ja.
Ja głupi, myślałem,
że będzie fajnie.
Ty to nazywasz chandrą, ale ja czuję się
jakbym żył z egocentryczką,
która pisze coś dla obcych ludzi.
Miała być przygoda, ale nie jest.
To nasze życie i nasze małżeństwo.
Czuję się jakbyśmy wdepnęli w bagno.
To był twój pomysł.
Teraz sobie pluję w brodę.
I powiem ci coś jeszcze.
Wcale nie jestem święty.
- Jesteś.
- Nie.
Czuję się jak palant
zawsze gdy to mówisz.
Ani mi się waż
napisać to na blogu.
- O czym?
- O tej kłótni.
Wychodzę.
- W porządku?
- Tak, wszystko dobrze.
/Kochana Avis,
/siedzimy już na walizkach.
/Jutro wyjeżdżamy z
/ukochanego Paryża do Marsylii.
/Paul został komisarzem kulturalnym
/na południu Francji.
/Trudno mu ukryć rozczarowanie.
Pójdę po pieczywo.
/W Marsylii dobre jest to, że
/nie rozprasza tak jak Paryż.
/Więc będę mogła
/wreszcie skończyć książkę.
/Choć termin już minął.
/Przynajmniej nie opuszczamy Francji.
/Kochana Avis!
Patrz na mnie!
/Nie wiem czym na to zasłużyliśmy,
/ale wysłali nas do Niemiec.
/Mieszkamy na przedmieściach Bonn,
/w Plittersdorf *** Renem.
/Co brzmi bardziej malowniczo
/niż jest w rzeczywistości.
/Nie ma szans na to, byśmy
/wyrobiły się w nowym terminie.
/Potrzebujemy przynajmniej dwóch lat.
/W międzyczasie Paula
/wezwano do Waszyngtonu.
/Nie wiadomo po co.
Dadzą ci wreszcie awans.
W takim razie nie wiem, po co mieliby
mnie wzywać do Waszyngtonu.
Taniej byłoby wysłać teleks.
Może wyznaczą ci nową placówkę?
Spytają czy wolisz Paryż czy Paryż?
Niewykluczone.
Choć to raczej nie to.
Mogę zacząć szukać dla nas mieszkania,
gdy znów będę w Paryżu.
Dobry pomysł?
Zadzwonię do ciebie jak tylko dowiem się,
że przenoszą nas z powrotem do Paryża.
Dobrze.
- Wiem kochanie.
- To mogłoby się zdarzyć.
- Trzymaj tak, świetnie.
- Uśmiech, kaczuszko.
Nóżki razem, kochanie.
Po prostu powiemy jej, że
powinna mieć mniejszy udział z tantiem.
Nie oszukujmy się, że ona pracuje
40 godzin tygodniowo tak jak my.
Raczej 60 lub 80.
- Jesteśmy vaches enragees.
- Dokładnie. Wściekłe krowy.
Ale ja nie zdobędę się
na konfrontację z Louisette.
- Ty musisz to zrobić.
- Dobrze. Trzeba być stanowczym.
Będę ją lubiła o wiele bardziej,
gdy to zostanie załatwione.
Nie chodzi o to, że nie pomagasz.
Przecież pomagam.
To był mój pomysł, by dodać
groszek do przepisu na coq au vin.
Wiem, to był doskonały pomysł.
Ale napisanie książki to
prawdziwie magnum opus.
Przecież jesteśmy drużyną
Trzech Smakoszek.
Jedna za wszystkie...
To prawda, Louisette.
- Jesteś bardzo pomocna.
- Dziękuję.
Ale...
- Rozwodzę się.
- Co?
Jean-Luc mnie porzucił.
Och, tak mi przykro.
Zapomnij co powiedziałam.
To nie fair żeby Louisette
otrzymała tyle samo, co my.
Nie czas na to.
Ona się rozwodzi.
Ona nie pracuje.
Ty nie pracujesz.
Więc powinnaś dostać 10%.
- 10%?
- Nie pracujesz.
25.
- 15
- 20.
18 i ani grosza więcej.
A w stopce autorskiej powinno być:
Julia Child, Simone Beck
oraz Louisette Bertholle.
- Oraz?
- Mniejszą czcionką.
Nie, Simko.
Nazwiska będą tą samą czcionką,
w kolejności alfabetycznej.
Przecież to nie ona wpadła na to,
by dodać groszek do coq au vin.
Telegram, madame.
/Kochana Avis,
/czujemy się jak bohaterowie Kafki.
/Naiwnie sądziłam, że Paul
/pojechał do Waszyngtonu,
/bo rząd go wreszcie docenił.
/Nic podobnego!
/Wezwali go na lustrację.
/Przez trzy dni maglowali go
/przed komisją, wśród stosu teczek.
/Wypytywali go o znajomych, książki,
/Chiny i patriotyzm.
/Chcieli nawet wiedzieć
/czy nie jest pederastą.
- Czy jest pan pederastą?
- Nie jestem.
To nie żaden dowcip.
Zdaję sobie sprawę.
/Lustracja wypadła pozytywnie,
/ale Paul był przybity.
To był koszmar.
Co ja pocznę?
Czuję się jakbym zmarnował całe życie.
Czeka mnie jeszcze jedna placówka,
i przejdę na emeryturę.
A co potem?
Coś się wymyśli.
Nie wiem na co to wszystko?
Wiesz?
Ty przynajmniej masz książkę.
To także twoja książka.
Naprawdę.
Bez ciebie by nie powstała.
Choć nie wiem czy Simka i ja
kiedykolwiek ją skończymy.
Uda wam się.
Nie jestem tego taka pewna.
/Reasumując, nikt nie przyszedł
/wczoraj na kolację.
/Tak jest.
/Lało jak z cebra, więc
/Judith Jones odwołała wizytę.
/Byłam zdruzgotana.
/A najgorsze, że pokłóciłam się
/z mężem i on mnie opuścił.
/Boeuf bourguignon był przepyszny,
/ale go nie tknęłam.
/Krem bawarski zabieram do pracy.
Julie, pozwól no tu!
Nic mu nie powiedziałam.
Julie!
- Już ci lepiej?
- Tak.
A więc przypaliłaś gulasz?
To nie dlatego nie przyszłam do pracy.
Miałam grypę żołądkową.
To wolny kraj.
Ale nie życzę sobie ani słowa
o mnie w tym całym blogu.
I daj znać, jeśli stracisz
ochotę by chodzić do pracy.
Ktoś inny ją weźmie.
My tu staramy się czegoś dokonać.
Przepraszam.
Inny szef by cię zwolnił.
Republikanin dajmy na to.
Ale ja nie jestem ćwokiem.
Jestem w szoku.
Nie chce mi się wierzyć.
Skoro ty i Eric nie możecie
się dogadać, to kto może?
Wiele osób, tylko nie ja.
Ja jestem jędzą.
Jestem jędzą.
Wiem, kochana.
A propos, Garth i ja się rozeszliśmy.
O Boże, nie zapytałam co u ciebie.
Jestem egocentryczką.
Eric miał rację.
Nie szkodzi.
Nie kochałam go.
Naprawdę uważasz mnie za jędzę?
- No tak.
- Wiem.
Ale kto nie jest?
Julia.
/Rozmyślałam o Julii i o mnie.
/Ona była w agencji
/rządowej, ja też.
/Miała naprawdę
/dobrego męża, ja też.
/Obie byłyśmy zagubione.
/I obie przeżyłyśmy odmianę
/dzięki gotowaniu.
/Mamy wiele wspólnego,
/ale powiedzmy sobie szczerze...
/Ja nie jestem Julią Child.
/Julia Child nigdy nie straciła rezonu,
/bo coś wykipiało lub opadło.
/I nigdy nie była jędzą
/dla swojego męża.
/Nie brakowało jej czasu
/na bycie żoną, tak jak mnie.
/Chciałabym być taka jak ona.
/Ona zasługiwała na
/swojego męża, ja nie.
/Taka jest prawda.
/Przynajmniej na razie...
/Na kolację jogurt.
/Tu Eric Powell z Archaeology
/Magazine. Zostaw wiadomość.
Źle spałam bez ciebie zeszłej nocy.
Gdzie jesteś?
Tęsknię.
/Kochanie, czy wszystko w porządku?
Czemu pytasz?
/Czy coś zaszło między
/tobą a Erikiem?
Oczywiście, że nie.
/- Nie możesz rozmawiać, bo on jest obok?
- Nie ma go.
/Na blogu brzmiałaś dziwnie i
/podejrzanie. Gdzie on jest?
Wyszedł...
...po pizzę
/Już nie gotujesz?
Na razie nie.
Zrobię sobie przerwę.
/Bierz się do roboty i raz
/w życiu doprowadź coś do końca.
/- Julia się nie poddawała.
- Kto się poddaje?
/Ja tylko mówię.
Wróciłeś?
Proszę, wróć.
Co na kolację?
Avis miała po nas wyjść.
Nawet gdybyśmy się spóźniły.
Jeśli jej nie ma,
weźmiemy taksówkę.
Chyba mają w Bostonie taksówki?
Będzie na pewno.
Ma być ubrana w palto w kratę.
Po tym mam ją poznać.
Jak to, poznać?
Aż tak się zmieniła?
Wyglądaj pani w średnim
wieku w palcie w kratkę.
Nigdy nie spotkałaś Avis?
Jesteśmy przyjaciółkami
korespondencyjnymi.
Nie znacie się?
Znamy z listów.
Jak to się zaczęło?
Długo by opowiadać.
Mąż Avis, Bernard DeVoto
był wspaniałym pisarzem.
Napisał artykuł w Harper's Magazine
o nożach ze stali nierdzewnej,
że są do niczego.
A ja napisałam do niego
list z poparciem.
Jako że miał absolutną rację.
Avis mi odpisała.
Więc ja odpisałam jej, a ona mi.
Od tego czasu minęło 8 lat.
- Avis
- Julia.
Kochana przyjaciółko.
Jesteśmy pod wrażeniem pracy,
pani Child i pani Beck.
Bardzo dziękujemy.
Pani redaktor jest zachwycona.
Tak. Uważam, że jest świetna.
Drugiej takiej nie ma na rynku.
- Szkopuł tkwi nie tylko w długości.
- 700 stron.
Tak, wiemy, że jest długa.
700 stron przepisów na sosy i drób?
Mogliby to państwo
wydać w postaci tomów.
Tom I: Sosy.
Tom II...
- Drób.
- Tak.
Tom III: Ryby,
Mięsa, Jarzyny i Desery.
Razem sześć tomów.
Jaja.
Jaja.
Siedem tomów.
Ale to nie ma być encyklopedia.
Tylko książka dla gospodyń.
Gospodynie chcą czegoś
na szybko i o wszystkim.
Jak to.
Proponujemy, by panie ją poprawiły.
Wtedy bylibyśmy zainteresowani.
Och, Simko, tak mi przykro.
Wybrałaś złą współautorkę.
Tak, powinnam była wybrać ją.
”Baked Alaska w wazoniku”.
Zabierzemy książkę do
innego wydawcy i tyle.
To dopiero pierwsza runda.
Julio! Wasza książka to arcydzieło.
Co to takiego „piankowy puch”?
Zatrzymajcie sobie zaliczkę.
Nie zwracajcie im ani centa.
Czemu w ogóle się w to wkopałyśmy?
- Gdzie miałyśmy głowę?
- Kto to pamięta.
Ja.
Miałyśmy napisać książkę o kuchni francuskiej
dla Amerykanek, które nie mają kucharek.
I to właśnie zrobimy.
Zaczniemy od nowa.
Tym razem pójdzie jak z płatka.
Rozdział o deserach jest gotowy.
Dzięki Simce jest doskonały.
Dziękuję.
Jeszcze go nie przepisałam na
maszynie, więc nie będę się nudzić...
...w Oslo.
/Pływające wyspy.
/Wczoraj zrobiłam pływające wyspy.
/Eric, chodź zobaczyć najpiękniejszego
/kurczaka na świecie.
Niegrzeczny.
Ale dobre.
Muszę się nacieszyć tą chwilą.
Tym poczuciem, że wszystko jest możliwe.
Że wszyscy będą piać z zachwytu.
Że książka sprzeda się w
milionie egzemplarzy. I odmieni świat.
Trzeba to uczcić butelką wina.
Co na kolację?
Co jeśli nie jada wieprzowiny?
Przecież jest krytykiem kulinarnym.
Spokojna głowa.
Masz rację.
- Przyszła za wcześnie?
- Punktualnie.
- Ja dokończę.
- Dziękuję, jesteś... wstrętny.
I trudno z tobą wytrzymać.
- Kto tam?
/- Amanda Hesser z New York Timesa.
Proszę.
Silnie odczuwam obecność Julii
jako mentorki, wewnętrznego głosu.
Mówię do niej w trakcie gotowania.
Jest przy mnie w kuchni.
- Jak wymyślona przyjaciółka.
- Tak.
I głównie dla niej piszę każdego dnia.
Choć nie wydaje mi się,
by to czytała.
Marzę by ją poznać.
Chciałabym być jej
druhną na ślubie w 1946.
Naturalnie, musiałabym
umieć podróżować w czasie.
Ale takie rzeczy przychodzą
mi do głowy.
Pojedziemy obejrzeć kuchnię Julii
w Instytucie Smithsona.
Najpierw dokończę projekt.
Zostało mi 15 dni i 24 przepisy.
W tym luzowana kaczka.
Podobno kucharz nie powinien
się chwalić, ale... mniam.
Lower Manhattan Development Corporation,
mówi Julie Powell, proszę czekać.
Julie! tu Sarah.
Jesteś w NY Timesie!
Wiem.
Oddzwonię do ciebie.
Halo, mówi Julie Powell,
w czym mogę pomóc?
Wiesz ile masz wiadomości?
Sześćdziesiąt pięć.
- Sześćdziesiąt pięć?
- Sześćdziesiąt pięć.
/Czy to Julie Powell z
/artykułu w Timesie?
/Mówi Judy Klein z Little Brown.
/Czy interesuje panią napisanie książki?
/Czekam pod numerem 2120490067.
/Tu agentka literacka Sarah Jolfin.
/Chciałabym panią reprezentować.
/Jestem producentem
/Wiadomości Porannych CBS.
Zostanę pisarką!
Jesteś pisarką.
/Mówi Ruth Spongeon z Magazynu Food&Wine,
/proszę o telefon pod nr 2121573245.
- Muszę zrobić tartę z gruszkami.
- Później.
/Cześć, tu mama!
/Jesteś w New York Timesie!
/U mnie telefon się urywa.
/Dzwoniła kuzynka Cioci Jessie, Dory.
/I Abelein, której mąż wygrał konkurs
/jedzenia placków i uwielbia krzyżówki.
/Mam subskrypcję na NY Timesa
/i wszystkim to pokazałam.
/Mówi Ken Dryer z Random House.
/Przeczytałem pani bloga...
/Jestem agentką literacką z Nowego Jorku...
/Jestem dziennikarką z Bon Appetit...
/Jestem reporterką z Epicurus.com...
/Jestem producentem z Food Network,
/chcielibyśmy się z panią spotkać.
/Porozmawiajmy.
/Mamy wiele pomysłów...
/Czy myślała pani o książce?
/Filmie? Serialu? Własnym programie?
/Proszę oddzwonić.
Dzięki ci Boże.
/Mówi Julie i Eric. Jesteśmy zajęci
/gotowaniem, blogowaniem i innymi rzeczami.
/Zostaw wiadomość.
/Mówi Barry Ryan z
/Santa Barbara News Press.
/Piszę artykuł z okazji 90 urodzin Julii Child.
/Zapytałem ją o pani blog.
/I szczerze mówiąc,
nie była zachwycona...
/Czy zechciałaby pani to skomentować?
Halo?
Tak, to ja.
Tak powiedziała?
Julia Child tak powiedziała?
Czy...
Czy ona czytała mojego bloga?
Nie, nie mam nic do powiedzenia.
Dziękuję za telefon.
Julia mnie nie lubi.
Jul!
Nie lubią nas.
Kto?
Houghton Mifflin.
- Nie piszą tego.
- Ale to mają na myśli.
Mówią, że to dobra książka.
Ale jej nie wydadzą.
Uważają, że będzie za droga.
"Nie kalkuluje się."
Osiem lat pracy okazało się stratą czasu.
No cóż.
I co teraz?
Jesteś nauczycielką.
Możesz uczyć.
Tak? Wrócimy do domu i...
Gdzie jest dom?
Gdzie my mieszkamy?
Dom jest tam gdzie my.
Tak?
Jakoś to będzie.
Coś się wymyśli.
Możesz dawać lekcje
w naszej kuchni.
- Prawda.
- Albo w telewizji.
W telewizji?
- Ja?!
- Tak.
Nadajesz się w sam raz
do telewizji.
Naprawdę!
Nie żartuję.
Ktoś inny opublikuje twoją książkę.
Ktoś ją przeczyta i doceni twoją pracę.
Bo twoja książka jest wspaniała.
Dzieło geniusza.
Twoja książka odmieni świat.
Słyszysz mnie?
Jesteś taki słodki.
Naprawdę.
Najlepszy człowiek pod słońcem.
Pieprzyć ich.
/WYDAWNICTWO ALFRED KNOPF
/Nowy Jork
Judith, rzuć na to okiem.
Nasza znajoma Avis DeVoto zna kogoś.
kto napisał książkę o kuchni francuskiej.
Houghton Myfflin ją odrzucił.
"Francuskie przepisy dla
Amerykańskich kucharek"? Okropny tytuł.
Przyjemnej lektury, Judith.
/Boeuf bourguignon
Okrągły...
Tutaj jest.
- Kto to?
- Nie wiem.
Polecony do Pani Julii Child.
Ale mróz.
Proszę.
/Szanowna Pani Child,
/Przeczytaliśmy pani wspaniałą
/książkę o kuchni francuskiej.
/Po przestudiowaniu jej i
/wypróbowaniu przepisów,
/doszliśmy do wniosku, że
/jest ona wyjątkowa,
/i będziemy dumni
/mogąc ją opublikować.
Paul!
Knopf...
Knopf chce wydać naszą książkę.
- Mówi się Knopf czy Nopf?
- Kogo to obchodzi?
Dają nam zaliczkę 1500 dolarów.
”Wierzymy, że pani książka uczyni
dla kuchni francuskiej w Ameryce
to, co Irma Rombauer
uczyniła dla domowej kuchni.
I wyprzedamy cały nakład. ”
/Mam nadzieję prędko panią poznać i
/przedyskutować kwestię tytułu.
/Ponieważ tytuł powinien wyróżnić ją
/spośród książek kucharskich dostępnych na rynku.
Zawsze tak to pani robi?
Nie.
”Mastering the Art of French Cooking”
Co pani sądzi?
Nie mam pojęcia.
Wszystko mi jedno.
- Julio, tak nie można.
- No dobrze.
Bardzo mi się podoba.
Nie lubi?
Julia Child użyła słowa "nie lubi"?
Nie.
Powiedziała, że nie jestem
dystyngowana ani poważna
Nie mogę już być bardziej poważna.
Myślisz, że ona myśli,
że ją wykorzystuję?
Na pewno nie czytała bloga.
Czytała?
Nie wiedział.
Ale miała zdanie na jego temat.
Może to dlatego,
że używam słowa na "k"?
Może?
Kto to wie?
Coś jej dolega, skoro nie
rozumie tego co ty robisz.
Nic jej nie dolega.
Spędziłam z nią okrągły rok.
Jest ideałem.
Julia Child w twoim
wyobrażeniu jest ideałem.
Ta, która cię nie rozumie, nie jest.
A liczy się ta w twojej głowie.
Nigdy jej nie spotkam.
Przecież już ją znasz.
- Dziękuję.
- Proszę. Nie ma za co.
- Ona mnie ocaliła.
- Ty sama się ocaliłaś.
Tonęłam, a ona
wyciągnęła mnie na brzeg.
Nie przesadzaj.
/Julia Child nauczyła się gotować,
/ bo kochała swojego męża,
/kochała jedzenie i nie
/wiedziała co ze sobą począć.
/W gotowaniu odnalazła radość.
/Przez długi czas tego nie
/rozumiałam. Ale teraz tak.
/Julia mnie tego nauczyła.
/Ale przede wszystkim
/nauczyła mnie gotować.
/Przede mną ostatni dzień
/i ostatni przepis.
/Może się państwu wydawać, że luzowanie
/kaczki to zadanie nie do wykonania.
- Nic nie jest niemożliwe.
/- ... zajęło mi 45 minut, bo tak się bałam.
/Nie ma się czego bać.
Nie boję się, Julio.
/Nóż w dłoń i do dzieła.
/Robimy głębokie nacięcie od szyi do kupra,
/odsłaniając kręgosłup.
/- Najlepiej nadaje się cienki, ostry nóż...
- Zrobiłam to.
Popatrz na to, Julio.
Wygląda tak samo jak twoja.
/Stopniowo oddzielamy mięso do kości.
/Tak spreparowaną kaczkę kładziemy
/na rozwałkowanym cieście.
/...do piekarnika rozgrzanego do 180
/stopni na, dwie godziny.
/- Wyjmujemy z piekarnika.
- Chodź zobaczyć.
Wygląda dokładnie tak, jak powinno.
Dziękuję, oto
/la piece de resistance.
365 dni, 524 przepisy.
Pycha.
Palce lizać.
Eriku, bez ciebie nigdy by mi się nie udało.
Jesteś masełkiem na moim chlebie
i tchnieniem mojego życia.
Zdrowie mojego męża.
Kocham cię, skarbie.
/A więc już po wszystkim.
/Projekt dobiegł końca.
/Jesteśmy z powrotem w punkcie wyjścia,
/Eric, ja i kot...
/nieco obrażony.
/podziwiamy widok na przedmieścia i jemy.
/Dziękuję wszystkim.
/I jeszcze:
/Bon appetit.
Blat był podwyższony specjalnie dla niej.
A tam stoi jej sławny moździerz.
Zrób mi z nią zdjęcie.
Jeszcze jedno.
Jakbym z nią rozmawiała.
Jeszcze jedno.
Świetnie.
Zaczekaj na mnie.
Kocham cię, Julio.
Jesteś.
Smakowicie pachnie.
Co to takiego?
/Navarin d’agneau.
Przesyłka do ciebie.
Paul Child zmarł w roku 1994, w wieku 92 lat.
Julia Child zmarła w 2004, w wieku 91 lat.
"Sztuka kuchni francuskiej"
doczekała się dotychczas 49 wznowień.
Książka Julie Powell pt. "Julie and Julia"
ukazała w się w 2005 roku.
Julie i Eric nadal mieszkają w Queens,
ale już nie *** pizzerią.
Julie jest pisarką.
A na podstawie jej książki nakręcono film.