Tip:
Highlight text to annotate it
X
Tekst: djdzon
Korekta: Thorek19
Synchro i uzupełnienia: DNL
Synchro do wersji [Unrated Editon]DvDrip[Eng]-FXG
smuggler
SUPERSAMIEC
występują
muzyka
zdjęcia
scenariusz
reżyseria
Siemano.
Chyba wybrałem stronkę,
na której za rok wykupię konto.
- Wag-tastyczną podróż.
- Która to?
Wyrywają przypadkowe panienki,
zaciągają je do furgonu
i tam posuwają. 13$ za miesiąc
i masz dostęp do innych stron.
Latynoski, Azjatki, fetysze:
stopy, szczanie i takie tam bzdety.
- Ohyda. Bydlę jesteś.
- Ja ohydny?
To ty jesteś dziwny, bo nie lubisz
pornoli. Ja jestem normalny.
Sikanie na ludzi jest normalne?
Nie mówię, że będę to oglądał.
Za 10 lat mogę mieć inne podniety.
Mam dość fuszerki. Za taką kasę
oczekuję jakiegoś montażu, muzyczki.
Sorry, ale bracia Coen nie kręcą
pornuchów. Są trudno osiągalni.
- Starzy zobaczą rachunek, baranie.
- Lepiej wybiorę maskującą nazwę.
A może "Idealna dziesiątka".
To mogłaby być stronka o wszystkim.
Choćby o kręglach.
Nie pokazują tam wsadu,
a to duży problem.
- Nie wiedziałem.
- A widziałeś samą pipę?
Daruję to sobie.
- Dzięki, że go podwozisz, Seth.
- Nie ma sprawy.
Co słychać, Jane?
Jestem wdzięczny.
- Nie dotykaj tego.
- Nie jestem kupą mięcha.
Zabawni jesteście.
Nie wyobrażam sobie,
co bez siebie zrobicie.
Evan mówił,
że nie dostałeś się do Dartmouth.
Ale przyjęli mnie na inne
niezłe uczelnie. Będzie dobrze.
- Będziecie tęsknić za soba?
- Skąd. Nigdy za nim nie tęsknię.
Będę ryczał jak bóbr.
I balował w międzyczasie.
Jazda do szkoły.
- Cześć, mamo.
- Pa, Jane!
Tak ci zazdroszczę,
że cyckałeś te melony po urodzeniu.
Bo twoim smoczkiem był fiutek taty.
DWA BŁOGIE TYGODNIE
DO KOŃCA SZKOŁY
- To parking nauczycieli.
- Nie pękaj. Muszę kupić Red Bulla.
Nie powinieneś tam parkować.
Na dniach kończę budę.
Niech mi ***ą pisiora.
Chociaż tyle za trzy lata w plecy.
- O, ja cię sunę.
- Obczaj te suty.
- Jak palce niemowlaka.
- One mogą nimi świecić,
a ja muszę się ukrywać,
jak mi staje.
Ja go przekładam przez pas.
Nie widać i jest super.
Raz bym ospermił pępek.
Gdyby tak laski były ciekawe
widoku stojącej pały.
Chciałbym kiedyś żyć
w takim świecie.
Z dwa lata nie widziałem
babskiego suta.
Od Shawny minęło już dwa lata?
To była szałowa dupa.
Aż za bardzo. Dlatego przerąbane.
Przecież robiła ci lachę z 24 razy.
I 3/4 loda, ale kto by tam liczył?
Za szybko trafiłem na szczyt
drabinki dupobrania.
Niczym Orson Wells.
Gdyby nie to,
na stałe waliłbym spoko szmulę.
Widzę, czemu Wells
zagryzł się po grób.
- Na studiach będzie seks.
- Trzeba być dobrym w te klocki.
Lachony pomyślą, że dymasz jak ***.
Masz szansę u Jules.
Wyrobiła się zeszłego lata.
Widać, nie kapnęła się,
bo dalej flirtuje z tobą.
Pogięło cię?
Pomyśl, z kim chodziła.
Dan Reming ma kaloryfer
od przedszkola.
Jason Stone - klon Zacka Morrisa
i Matt Muyer - najsłodszy facet.
Spojrzeć mu w oczy
to jak poznać Beatlesów.
- Czemu na koniec akurat ja?
- Becca chodziła z Rosecransem.
To pierdolony cieć.
Ty jesteś krokiem na przód.
Zapłacisz?
Nie wal w ciula i przerżnij ją.
Wal ją ze dwa miechy.
Powiem wprost: wygląda na obeznaną.
- Nie mów tak o niej.
- Bo jak ja coś powiem,
- to już bluźnierstwo?
- Obrażasz ją.
Mówię tylko,
że raczej dobrze się pierdoli.
Kobitki szczycą się talentem
w operowaniu drągiem.
To ma być komplement?
Jasne. Chciałbym dostawać pochwały
od lasek za zapodawanie drąga.
Seth!
- Co?
- Słyszałeś o sobotniej imprezce?
Nie.
Nie pokazuj się.
Przekaż pedałkowatemu koleżce.
Jesse mówił, żeś pedałek
i ma cię nie być na imprezie.
- Ale stchórzyłeś.
- Sam stchórzyłeś.
Pierdolony Judasz.
- Olałeś mnie.
- Miałem zginąć pod szkołą?
- Ale gówno.
- Cienias!
Jeśli "i" jest równe
pierwiastkowi z -1,
/to "i" do kwadratu wynosi -1.
/Jeśli "i" jest stałą, możemy znaleźć
/pierwiastki każdej ujemnej liczby.
/Więc "i" jest liczbą urojoną,
/ona w ogóle nie istnieje.
/Jeśli "i" = pierwiastek z -1,
/to "i" do kwadratu = -1.
/Rozumiemy...
- Evan!
- Hej, Becca.
- Dzięki za długopis.
- Spoko, zatrzymaj go.
Będzie twój,
nie będziesz musiała pożyczać.
- Dzięki wielkie.
- Nie ma sprawy.
Słyszałeś o weekendowej imprezie
u Jesse'ego?
- Może być odlotowo.
- Słyszałem. Może się tam pokażę.
- Tylko "może"?
- Jak.
Będzie tyle odjechanych melanży,
że nie wszystkim mogę dogodzić.
- A nie widuję cię na bibach.
- Bo wykręcam numery gdzie indziej.
- Nie rozdwoję się.
- Nie byłeś u Dimitriego.
- Nie było czasu, nawet na minutkę.
- Co porabiałeś?
Sobota była dość mocna.
Kumple wpadli na popijawę.
W piwnicy zawsze jest
relaksik i melanżyk.
Impra starych Setha.
Przykręcenie tempa, konwersacje
z ciekawymi dorosłymi ludźmi.
Rozmawiałem z facetem,
który zdobył pięć szczytów.
Potem był ekskluzywny klub nocny.
- Szalałem.
- Wpuścili was?
Bez problemu.
Potem uderzyliśmy do chaty.
Padaliśmy na pyski.
Byłabyś zachwycona. Super noc.
Brzmi bajerancko.
Chciałabym kiedyś tak wyskoczyć.
Kto by nie chciał?
Ja i Seth zawsze wykręcamy...
takie... ekstra numerki.
- Pobalujecie na studiach.
- Dostaliśmy się na inne uczelnie.
No co ty? Ale kaszana.
To nic. Nie rusza mnie to.
- Dzięki za długopis.
- Spoko.
Mieliśmy gotować w parach,
a haruję za nią i za siebie.
- Nie wymyśliłam liczb nieparzystych.
- Spojrzy pani na Evana.
Streszczaj się.
Robię się niecierpliwy. Sam wiesz.
Żrę swoje świństwa w izolatce
i jestem zmuszony to oglądać.
Jaja jak berety.
Dupa! Przepraszam za słownictwo.
Zmywam i wycieram,
jak samotna matka.
Każdy wybiera ten przedmiot,
żeby dostać piątkę.
Posrane. Bez obrazy,
ale takie jest moje zdanie.
Nie chcę sam gotować tego gówna.
Nigdy nie będę przyrządzał
tiramisu. Bo niby kiedy?
Będę kucharzem? Nie.
Dwa tygodnie. Kurwa, odpuśćmy.
Przepraszam za przekleństwa.
Jules też nie ma dziś pary.
Idź do niej.
Jules?
Dobra, dam drugą szansę
pani przedmiotowi.
- Hej, Jules, jakaś imprezka w planach?
- To chyba pytanie osobiste.
- Co?
- Nic.
To moje poczucie humoru, tylko...
Coś jak szczytowanie?
Szczytowanko, szczytowanko.
To raczej daleko od tego.
Te gesty.
- Chyba trochę daleko.
- Nie martw się.
Właściwie, to jestem do tego przyzwyczajona.
Mój starszy brat...
Wymawia chyba najbardziej sprośne rzeczy.
Nazywał mnie „Błonka” jak miałam 12 lat.
- To chore!
- Wiem.
To nic twórczego.
Wiesz, wolałabym coś,
co by główne rozbawiało.
Coś jak Rodzinny Klejnot.
(Jules brzmi prawie jak biżuteria)
Ostre.
To zabawne.
To zajebisty dowcip.
- Nie mogę uwierzyć.
- Przepraszam, ale...
...musimy coś zmiksować.
Hayworth się nie kapnie,
jak zalejemy czekoladą.
- Całość?
- Lej ile wlezie.
Jak z piekarni.
- Imponujące. Boskie.
- Dostaniemy piątki.
- Co robisz wieczorem?
- Nie wiem. A co?
Starsi wyjechali, robię imprezkę.
Nie wiem, jak dużą, ale możesz wpaść.
- Kocham imprezki.
- Serio?
Nie widuję cię na nich.
Raz je kocham, raz nienawidzę.
Teraz jestem zakochany po uszy.
Zajebiste, co, Miroki?
Zostawisz nas samych?
Jest biba u Jules.
- Nie mów Fogellowi.
- Siemano, ziomale.
Idę korytarzem, a przede mną Nicola
w wystających, czarnych stringach.
Ale jazda.
Jest 10:33.
Że co?
- Podałem jej godzinę.
- Ale zajefajna opowieść.
Powtórzysz ją?
Będziemy tęsknić
za twoimi ciosami w kolano.
Lachony z mojej uczelni będą dwa razy
głupsze i chętniejsze do łykania.
- Co robicie wieczorem, ćwoku?
- Nie mamy planów.
Jakby co, możemy się najebać.
Dziś już nie nazwiecie mnie piczą.
Na długiej przerwie idę odebrać
świeżutką podróbę dowodu.
Miodzik, lodzik, nowy dowodzik.
Evan nie chciał ci mówić o bibie,
ale musisz tam być. I kupić nam wódę.
Jasne, że skołuję wódę.
Drin za drinem - melanż, ziom!
/Jeżeli nie jesteś z tej klasy,
/to opuść tą klasę.
Fogell!
Cześć!
- To ja lecę.
- Brawo. Na razie.
- Wie, że nie zamieszkacie razem?
- Jeszcze nie.
- Kolo to strach na foczki.
- Zmywajmy. Co jest?
Załatwiamy podróbę dowodu.
Nie ma co się podniecać.
Wow, to super.
Ale przed wami jeszcze 4 lata,
więc może weźmiesz się do roboty?
No więc, dostaliśmy się do różnych szkół.
Więc, załamiecie się?
Co się stanie?
Nic.
Jezu, a co wszyscy myślą?
Że świat wybuchnie,
- jeżeli nie spędzimy każdej sekundy razem?
- Nie jesteśmy od siebie uzależnieni.
Poznaliśmy się, jak mieliśmy po 8 lat.
Do tego czasu sobie radziliśmy,
ja radziłem.
- Nie robimy wszystkiego razem.
- Nie.
Dobra, muszę się odlać,
mój kutas sam się nie strząśnie, chodź stary.
- To debil.
- Pójdę sobie.
Przynajmniej będziemy na imprezie absolwentów.
Dzięki Bogu, stary.
Jestem podekscytowany.
Zrobiłbym wszystko,
żeby być z Jules.
Coś niewybaczalnego.
- Jajo bym oddał za Beccę.
- Becca to suka.
Zaczynają mnie wkurzać
te twoje odzywki na jej temat.
Co masz do niej?
Może ona ci się podoba.
- Nienawidzę jej.
- Dlaczego?
Dobra, przygotuj się.
Jako gówniarz miałem problem.
Nic wielkiego. 8% bachorów to ma.
Nie wiem, czemu,
ale całymi dniami...
rysowałem kutachy.
Rysowałem kutachy.
Męskie?
Właśnie.
Siedziałem i rysowałem godzinami.
Posiadanie kartki i długopisu
oznaczało rysowanie penisa.
Zdrowo pojebane.
Z nożem na gardle bym dalej rysował.
Co to ma wspólnego z Beccą?
Wysłuchaj do końca.
Siedziała koło mnie całą IV klasę.
Na lekcjach rysowałem najwięcej.
Ukrywałem się z tym.
Sam uważałem, że to popieprzone.
Co by inni pomyśleli?
Dlatego chowałem te kartki
w pojemniku na drugie śniadanie.
Raz wykańczałem spory,
żylasty kawał mięcha.
- Aż tu nagle...
- Pipa!
- Twój pałąg spadł jej pod nogi?
- Tak... wiem.
Poryczała się. Odwaliło jej.
Poleciała do dyra. Ten znalazł
moje grzybowe eldorado i ocipiał.
Wezwał moich starych.
Myślał, że opętał mnie
kutasiany demon.
Psychiatra wypytywał mnie o fajfusy.
Zakazali mi jeść hot dogi,
lody na patyku.
A najlepsze żarcie ma kształt fiuta!
Przerąbane... supergeju.
Dość tego. Skoczmy po deser.
Muszę iść wybrać przedmioty
na rok akademicki.
Sam będę wtranżalał deser
jak pieprzony Steve Glensburg?
Co ci poradzę?
Nie wiem. Luz.
- Spoko, do zoba.
- Nic mi nie będzie.
- Hej, pipo.
- Wypierdalaj.
Jedno, nie oba.
- Przekręcę do Amy i Craiga.
- A ja wezmę muzę z lat 80-tych.
- Seth! O wilku mowa.
- Ano jestem.
- To idziesz na moją imprezę?
- A mam nie iść? Mogę gdzie indziej...
Chcę, żebyś wpadł. Mówiłeś coś
wcześniej o podróbie dowodu, tak?
Będę miał. Na stówę.
Na stówencję.
Zorganizujesz wódę?
Jasne. Mogę wam kupić alkohol.
Serio? Byłoby rewelacyjnie.
Dzięki, już nas to martwiło.
Podrapiesz plecki nam, a my tobie.
To zabawne,
bo ja plecy mam na kutasie.
Chcecie jakiś konkretny alkohol?
Czy tak ogólnie?
Mnie tam wsio ryba.
To dość spora prośba.
Rodzice zostawili mi 100$ na żarcie.
Ale jedzenia jest pełno,
więc chciałam dokupić drinków.
Chyba nigdy nie byłem taki hojny.
Odpowiada ci? No to dziękuję.
Bardzo miło z twojej strony.
Brać pełno różnego szajsu czy jak?
- Dla mnie Karl's Killer Lemonade.
- Trochę pedalskie, ale spoko.
No to do wieczora.
- Odbierać piłkę. Evan, graj!
- Podajcie do mnie.
- Seth, z boiska!
- Znów będę biegał kółka przez ciebie.
Jules i jej poryta koleżanka chcą,
żebym kupił alkohol
dla całej imprezy. Czyli jakimś
boskim cudem myślała o mnie na tyle,
żeby w moje ręce powierzyć
jakość zabawy na imprezce.
Ona pragnie mieć moją pytę
w ustach i na twarzy.
A może tylko cię wykorzystuje
do kupna alkoholu?
Oczywiście, że o tym pomyślałem.
To była pierwsza moja myśl.
Wymawia chyba najbardziej sprośne rzeczy,
Nazywał mnie „Błonka” jak miałam 12 lat.
Seth, chcę ci obciągnąć.
Nie powiedziała tego,
przestań.
Nie powiedziała tej drugiej części,
ale tę pierwszą.
Ma starszego brata,
mogła go poprosić, ale poprosiła mnie.
Spojrzała mi w oczy,
i powiedziała:
Seth, mama zrobiła sałatkę łonową,
potrzebuje majonezu swojej roboty.
Jest GNR - gotowa na ruchanko.
Chce się ze mną... pierdolić!
- Dziś można zamoczyć.
- Idioto, nie prześpisz się z nią.
Żadnej gadki szmatki.
Będzie pijana
i wystarczająco mnie lubi.
Co najmniej lizanko,
za dwa tygodnie lacha, lodzik.
Potem będziemy chodzić.
Dobre dwa miechy seksu.
Gdy zaczną się studia,
będę Mistrzem Jebaką.
- Złaź. Pogadamy potem.
- Dwie bramki w plecy.
- To tylko piłka nożna.
- Dymaj się.
- Zeszczaj się w gacie.
- To było 8 lat temu.
Tego się nie zapomina.
A z Beccą możesz zrobić tak samo.
Zaprujecie się i posuniesz ją.
To ostatnia impra w liceum.
Całkiem olałem
swoją nienawiść do niej.
Kurewsko mnie walnęło.
Wyrusz ze mną na tą wyprawę,
przestań być cipka,
wydymajmy wreszcie jakieś dziewczyny.
- Kupić jej alkohol?
- Wtedy będziesz pewny.
Laski gadają, "Ale byłam zalana.
Po co się z nim bzykałam?"
- Ta pomyłka to możemy być my!
- Gadałeś z Fogellem?
Pogadasz z Beccą,
a ja z tym downem.
- Spoko czacha.
- Seth, z boiska!
- Gol!
- Idziesz po to!
Hej, Becca. Czekaj.
- Słyszałaś o dzisiejszej imprezie?
- Przed chwilą.
- Idę na nią.
- Serio?
Dlatego cię szukałem.
Idziemy do monopolowego.
Mógłbym być tym, który kupiłby ci,
co tam sobie chcesz.
Jasne. Byłoby super.
Nie chcę być wścibska.
Miałam błagać siostrę.
- Kupisz mi wódkę Goldslick?
- Tę ze złotymi płatkami?
- Taka babska.
- Wykwintna.
- Oddam ci kasę na imprezie.
- Ja stawiam.
- Poważnie?
- I przyzwyczajaj się, siostro.
- Dziękuję.
- Nie ma sprawy...
- Wybacz, popchnął mnie.
- Nie szkodzi.
To miał być przyjacielski kuksaniec.
- Becca!
- Hej, Gabby.
- Chodźmy na lekcję.
- Idziemy.
- Do wieczora. Nie przejmuj się.
- Przepraszam.
Przepraszam!
Gdzie ten wypierdek Fogell?
Skisnę tu zaraz.
Stary, nawet sam zaproponowałem,
że zabulę. Czuję się jak alfons.
- Centralnie.
- Tego się bałem.
Czemu na to nie wpadłem? Kuźwa!
Leżymy.
Tak to jest ufać Fogellowi.
Nasrał w gacie. Na bank.
Co robisz?
Tylko wiercę dziurki.
Przez ostatnie 2 tygodnie.
Co powiemy dziewczynom.
Nie możemy zrobić jednej rzeczy,
którą to obiecaliśmy,
bo jesteśmy bezkutaśni i nie warci zaufania.
Teraz nigdy nam nie dygnie,
przez tego tampona Fogella.
Jak go przyjęli do Dartmouth?
Ma siano zamiast mózgu.
- Jak można zdobyć alkohol?
- Chłopaki!
- Gdzie byłeś?
- Prawie dostałem zawału.
- Pokaż. Obsrałeś się?
- Nie no, mam. Czyściutki.
Hawaje. Nie sprawdzą go łatwo.
Zaraz, zmieniłeś nazwisko na...
McLovin?
McLovin? Co to za durne nazwisko?
Irlandzki piosenkarz R&B jesteś?
Nie. Możesz być, kim chcesz.
- McLovin?
- Albo to, albo Mahomet.
Niby, kurwa, czemu? Nie mogłeś
wybrać popularnego nazwiska?
Mahometów jest najwięcej
na świecie.
- Znasz jakiegoś Mahometa?
- A ty McLovina?
- Nie, bo to kretyńskie nazwisko.
- Wal się.
Wyglądasz tu jak przyszły pedofil.
I nie ma imienia, samo "McLovin"!
Jeden człon? Co ty, Seal jesteś?
Z tego wynika, że masz 25 lat.
Czemu nie po prostu 21?
Dupomordy, dzieciaki łażą
z dowodami dla 21-latków.
Ilu ludzi może tu mieć 21 lat?
To się zwie strategia.
Nie traćmy rezonu. Dowód może być.
Możliwe, że się uda.
Nie jest tak tragicznie.
Albo będziesz kolejnym oszustem,
albo 25-letnim hawajskim
dawcą narządów. To jak?
Jestem McLovin.
Nie. McLovina nigdy nie było,
bo to z dupy wzięte nazwisko, ciulu!
- Uda się. Trochę wiary.
- Przestawiałeś... Gdzie moja bryka?
O mój Boże.
Mówiłem, żebyś tu nie parkował.
- Na parkingu pracowników? Po co?
- Stul mordę.
- Nie jesteś pracownikiem.
- Wiem o tym, Fogwell!
Evan, chodźmy do ciebie.
To odbierzecie mnie po pracy?
Możecie odpowiedzieć?
Nie masz czegoś nie na siebie?
- Przydałoby się.
- Idź w szkolnych ciuchach.
Nie pokażę się Jules w tym samym.
Foczki nie robią lachy facetom
w spodenkach moro od Wietnamu.
Czemu ich zabijam?
Z terrorystami się nie pertraktuje.
- Tak, pogadajmy sobie o tym.
- Idź się ubrać do siebie.
Starzy zobaczą, że wóz odholowany
i dostanę szlaban.
Rozmnażają się jak króliki.
Gdzie M-16?
Masz większe ciuchy
czy ubierasz się w Świecie Dziecka?
Nie mogę... Świetna zabawa.
Skoro nie można wygrać,
to po cholerę gram?
Pokazać ci szafę ojca?
- Co to ma być?
- Wypasiona kamizelka.
- Doda mi parę lat.
- Wygladasz jak Pinokio.
- Zwykły ciuch.
- Tam mają sporo wódy.
Bierzemy i zajedziemy szybciej.
- Pracuję tam. Znają mój wiek.
- Nie ty, lachociągu.
Wkurwiasz mnie dziś jak cholera.
- Kradniemy.
- Nie.
Ja kupię. Dowód Sneijdersa
się sprawdza, mój też musi.
Jego dowód nie ma tylko nazwiska!
Chłopaczki z Dartmouth nie kapują?
Seth musi zebrać wszystko do kupy.
- Spoko, nie odważy się.
- Mama da nam telewizor z piwnicy...
Zamknij ryj, bo jeszcze usłyszy.
- Nie wie, że będziemy dzielić pokój?
- Stul pysk.
I zdejmij kamizelkę.
Wyglądasz jak Alladyn.
Oby świnka umiała biegać.
- Ile masz lat?
- 22.
Bez wątpienia. Razem 80$.
Okej. Dziękuję pięknie.
- Zgadza się?
- Naturalnie.
- Dzięki, Seth.
- To ja dziękuję.
Torebka pani spadła.
Może ponosić zakupy?
Byłoby cudnie, młodzieńcze.
Kupić ci alkohol?
Byłoby cudnie.
- Miłej starości.
- Miłego pierdolenia Jules.
Będzie miło!
Nie rób tego, młody.
Nigdy nie miałem wyboru.
Zabiłeś ją!
Gdzie skradziony alkohol,
Danny Oceanie? Ukryłeś w tyłku?
Spierdalaj! Ochrona by mnie zwinęła.
Też byś nie rąbnął. Idziemy zobaczyć,
jak ci potną dowód.
Zostawię kamizelkę w szafce.
- Jesteśmy. Gotowy?
- Tak.
- Kasa i lista.
- Reszta jest dla ciebie.
- Na co lista?
- Zaopatrujemy całą imprezę.
Długo ją układaliśmy.
Nie kup znowu Sambuki.
Allozo, burbon, ognisty rum,
Goldslick...
To dla Becki. Nie zapomnij.
- Wódka malinowa, szkocka...
- I sześciopak Karl's Lemonade.
- Sporo. Nie ujdzie mi to płazem.
- Co za różnica, ile?
Nie wiem. Strasznie się stresuję.
- Luz?
- Powinienem iść w kamizelce.
- Co ty odpieprzasz?
- A jak nie sprzedadzą?
- To wrócimy tutaj.
- Będzie obciach.
Wszyscy zobaczą.
A jak każą mi odkładać butle?
- Nie dam rady.
- To sranie powyżej twojej dupy!
Ogarnij się i rusz zad po alkohol!
- A jeśli mi się odechciało?
- To cię zabiję.
- Wbiję nóż w pikawę.
- Poradzisz sobie.
Zabijesz? To ja mam dowód, złamasie.
Urżnę ci ryja, narzucę na siebie,
wezmę dowód i sam pójdę kupić.
Brak ci do tego technologii
i stabilnych dłoni, więc krzyżyk!
Na luzie. Właź i wyłaź, bohaterze.
TYLKO POWYŻEJ 21. ROKU ŻYCIA
- Jakiś problem?
- Skąd. Ani trochę.
- Pan to zrzucił?
- Nie.
Lepiej posprzątajcie.
Komuś może stać się krzywda.
Pierdolę takie życie.
Ten plan jest spalony
już od Jump Street.
Wyluzuj się.
- Wziąłeś kondom?
- Masz gumę ze sobą?
Pomyślałem, czemu nie.
Plemnikobójczy nawilżacz też.
Wyśmiałeś mnie, jak mówiłem,
że będę bzykał wieczorem.
Ale gotowym być trzeba.
Nie masz kondomu?
Tego nie było w planie.
Nie skonsultowałeś tego ze mną.
Nie było żadnego planu.
Ubzdurałeś go sobie.
Ułożyłem sobie ogólny zarys.
Chlapanie minety przez parę godzin.
Byłaby zachwycona.
- Albo wezmę jej nogę w ciuchach.
- A co złego w gumce?
- I plemnikobójczym zwilżaczu.
- Właśnie.
To szajs dla psycholi
typu Charles Manson.
Becca ma cieszyć papę
na widok butelki zwilżacza?
Och, Evan,
dzięki za zwilżacz do szparki.
Nie wyobrażam sobie twoich 10 cm
w mojej pipce bez galonu zwilżacza.
- Starczy już.
- To 18-stki, nie stare próchna.
To nie biorę zwilżacza.
Nie rób ze mnie takiego...
Myślałem że to fajne.
- To fajny rodzaj.
- Mogę zobaczyć?
- Super.
- Debil.
Zwilżacz?
Zabrałeś zwilżacz?
Więc wisisz mi 6 dolców,
bo nie pójdę po to,
jeszcze wybuchnie.
Cześć... Mindy.
Świetny browar. Żłopię go od lat.
Ponoć od niedawna dodają
więcej chmielu.
Dobra, dowodzik poproszę.
Poważnie?
Znów czuję się jak młodzieniaszek.
Kuźwa, to Carrie Hutchins.
- Miała największe dojce.
- I zmniejszyła je operacyjnie.
To jak strzelić liścia Bogu
za najpiękniejszy dar.
Kręgosłup jej wysiadał. Zresztą
są mniejsze, ale i bardziej foremne.
Muszę zobaczyć te bufory. Chodź.
- Znika za rogiem.
- Szybko.
Razem 96,59$.
Ja nie mogę!
- Nic panu nie jest?
- Co to, kurde, było?
Nie mogę. No nie mogę.
- Chyba lepiej wyglądała przed.
- Wygodny jogging i jest w świetnej...
Co to ma być?
W mordę.
- O kuźwa, zgarnęli Fogella.
- Jakim cudem?
Stary go zabije.
Zaatakował klienta,
zabrał pieniądze i uciekł.
- Więc... ile... ile...
- Powie pani "stop".
- Na wysokość.
- Zacznę od góry.
To ja od dołu.
- 178 cm, ile by to nie było.
- Od strony... rasy... znaczy...
Był taki, jak my, czy może...
Czy był kobietą? O to wam chodzi?
- Czy był... Afryk...
- Afrykaninem? Nie.
- Amerykaninem. I wyglądał jak wy.
- Żyd.
- Ustalone.
- Oni są potulni.
Afrykański Żyd w bluzie z kapturem.
Nie, nie.
Nie to powiedziałam,
czy to usłyszeliście?
Powiedziałam, że wyglądał jak wy,
czy wy wyglądacie jak Afrykańscy Żydzi?
- Nie, ja wyglądam jak glina.
- Taa.
- Był rasy białej.
- Rasy białej...
Wyglądał jak Eminem.
Czy to wam coś mówi?
- M&M's, czyli miał okrągłą...
- Marshall Mathers, Eminem, ***.
Tak wyglądał?
- Jestem amatorem...
- Czy to przypomina M&M?
Bardziej wydłużona twarz,
większy nos, może szersze usta?
Otwarte, szeroko?
Czy są w okolicy jacyś inni policjanci,
którzy są bardziej chętni do współpracy?
- Bo u was nie dostrzegam chęci.
- Dobra, przypomni pani jeszcze raz, co zrobił.
Przyszedł, zażądał czegoś,
uderzył tego pana w spodniach na kant,
potem rzucił się na panią,
poczuła pani, że pogwałcił pani prawa?
- Nie mówiłam tego.
- Nie, nie rzucił.
Nie mogę tak,
mówiłam już,
jutro mam egzamin.
Nie dociera do was?
Mam, pieprzony, egzamin z weterynarii.
Psiamać. Ale miazga.
Jutro mam egzamin.
- Chyba ktoś tu ma egzamin.
- No co ty?
To ty oberwałeś.
Najpierw nazwisko.
Moje nazwisko... brzmi...
McLov... McLovin.
- "McLovin"?
- Zgadza się.
- Imię?
- Co?
Imię.
W sumie go nie mam,
więc szkoda zachodu.
- Jesteśmy z policji.
- Chcemy ustalić fakty.
- Chodź. No dawaj!
- Pewnie nieźle tam pęka.
Jak mogło się tak zesrać?
Za to można iść do ***?
Musimy mieć alkohol.
- Wezmą go na komisariat?
- Jebać go! Zostaliśmy sami.
Musimy jakoś inaczej...
Ja pierdolę, co z kasą?!
- Ile wyskrobiesz?
- Ty o kasie, a co z Fogellem?
Nieważne.
Stówa Jules poszła się bujać.
Mam mu upiec torcik
z kurewskim pilnikiem?
Musimy jakoś kupić wódę,
a bez kasy gówno kupimy!
- Wyluzuj się. Trzeba pomyśleć.
- Pierdolę myślenie, trzeba działać!
- Seth! Powoli.
- Co to, kurwa, było?
- Jesteś cały?
- Tak cię przepraszam, stary.
W ogóle cię, motyla noga,
nie zauważyłem. Żyjesz?
Po prostu... "McLovin"?
Tak.
- Twardziel.
- Serio.
Super.
- Dziwne nazwiska krążą.
- Chingy, Shakira, Rafe, Pax.
Zgarnęliśmy transwestytę
o nazwisku Jebak.
Wietnamczyk. Pisane przez "y",
ale i tak szok.
- Ile masz lat?
- W sam raz.
W sam raz na co?
Na balangi.
- Mogę zobaczyć dowód?
- Chyba mam go tu.
- Dawca narządów.
- Że co?
- Nie chciałem, ale żona nalegała.
- Też mu dokopywałem.
"Jak kobiety. Nawet po śmierci
chcą wyrwać ci serce."
- Mówię co tydzień.
- Ale jaja.
- Dowcipny jestem.
- Wybaczcie, że nie mam informacji.
Nie widziałem jego twarzy.
- Śpieszy ci się?
- Na ten autobus.
- Dokąd jedziesz?
- Róg 13. i Grendel.
- Podrzucimy cię.
- Nie trzeba.
Po co tracić na autobus?
Proszę, nie zgłaszaj tego.
Jakoś się dogadamy.
Z jakiej dupy? Potrąciłeś mnie!
Zrobię wszystko!
Proszę, wszystko.
Kurwa, wszystko.
Wymień cokolwiek,
cokolwiek.
Możecie mi zaufać, dobra?
Będę z wami całkowicie szczery.
Mam zawiasy,
nie mogę nic przeskrobać.
- Okażcie litość.
- Też będę szczery.
Dawaj kasę albo alkohol,
inaczej pójdziesz się cwelić.
Co ty odstawiasz? Nie tak prędko.
- Wyskakuj z kasy.
- Za szybko na takie zobowiązania.
Są twoje.
Siedem dolców?
Z przedszkola się urwałeś? Za mało!
- Mam tylko tyle.
- To lepiej rusz mózgownicą.
Moje plecy! Policja!
Mogę wam skołować alkohol.
Stary, właśnie walę na imprezkę.
Jest wóda, są dziewczyny,
wóda + dziewczyny =?
Ja nie wiem,
wy wiecie?
Ja nie, ale wy chyba tak.
- Tak, jasne, że tak.
- Jasne, że tak.
- Pozwolisz, że z nim pogadam.
- Zostań tu.
Róbcie, co tam musicie,
ja będę przy samochodzie.
Obgadajcie to.
Hej, jestem miłym gościem.
- No dalej, świetna okazja.
- Co ty sobie myślisz?
Co? Straciłem kasę Jules,
Fogella możemy już skreślić,
nie mamy innego wyjścia,
dawaj, idziemy.
W ogóle mi się nie podoba ten pomysł.
Ten facet jest przerażający, popatrz tylko.
Wygląda na dobrego kolesia,
tak wyglądają dobrzy kolesie.
- W czym problem?
- Znacie Jimmy'ego?
Wyglądasz całkiem jak jego brat.
Całkiem jak jego brat.
Obiecałeś załatwić Becky alkohol,
jeżeli nie załatwisz, będzie miała zjebaną noc.
Tyle mam do powiedzenia, idziemy.
Gotowi na bingo bango?
Powodzenia na egzaminie.
I tak wolałbyś nie jechać autobusem.
Autobusy walą szczynami.
Wiesz czemu? Bo są olewane.
- Jeden ziomal może usiąść z przodu.
- Z tyłu czujemy się bezpieczni.
Rany julek.
- Hej, Jules.
- Z kim gadasz?
- Seth, gdzie jesteś?
- W taryfie. Jadę do monopolca.
- Nie mogę się doczekać.
- Koleżanki gotowe na najebkę?
Na pewno będą gotowe.
Widzimy się.
Ale jaja! Dzwoni i mówi,
że nie może się mnie doczekać.
Czyli ma chcicę. Kto jej wyleczy
swędzenie, ziomuś? Właśnie ty.
Nikt inny. Kurczę.
Blogujecie?
Mogę teraz odpowiedzieć na pytania.
Wiemy, kupowałeś piwko, przywalili ci.
I tak ich nie znajdziemy.
- Sprawa zamknięta.
- Ale był...
- Był tylko jeden facet.
- Jeden?
- Szukać jednego w całym okręgu?
- Nasza praca to nie serial TV.
Z początku myślałem,
że zawsze są ślady spermy.
Tyle że żadna baza danych
spermy bandziorów nie istnieje.
Często kładąc się spać, śnię o tym,
że obudzę się w świecie,
- gdzie wszystko pokryte jest ***ą.
- Kto nie śni.
- Jak na dzisiejszym miejscu zbrodni.
- Taa.
Jeżeli facet najpierw by się strzepał,
a potem palnął cię w twarz,
- byłoby duże prawdopodobieństwo jego ujęcia.
- A tak, nie ma szans.
- Tylko palnął, żadnej spermy.
- Taa, żadnej spermy.
Historia mego życia.
Michaels, ten tutaj,
pracuje dopiero pół roku.
Młody, ale wyczuwam u niego moc.
- Nauki pobierasz, młody padawanie.
- Dziękuję.
- Znasz Yodę?
- Z "Ataku klonów".
245 na East 24 Montgomery.
Bailey's Bar & Grill.
Radiowóz 98, robi się.
Zawsze bierz zgłoszenia do barów.
Najwyżej będzie po piwku.
- Nieźle, co?
- Racja.
McLovin, mamy robotę w Bailey's.
Potem cię odwieziemy.
- Muszę być gdzieś...
- Trzymaj się.
Kurs na Bailey's Bar & Grill.
Witajcie pod kopułą gromu.
- Na pewno jest git, że idziemy?
- Jasne.
Jestem kumplem gospodarza.
Moje ziomki też wpadną.
Balujemy po zmierzchu
z wackami na wierzchu.
Chyba nas pogięło.
Bądź wyluzowany.
Bierzemy flachy i spadamy stąd.
Jesteśmy na jednej imprze, nie?
- Weźmiemy jedno wiadro.
- Nie wyniesiesz tego.
- Siema.
- Co to ma być?
Nic, nic.
Używasz mojego telefonu?
Co ty, kurwa, robisz?
Czekaj chwilkę.
Nic.
- Co się stało?
- Nie byłeś zaproszony.
- Wypierdalaj stąd.
- Przestań, Mark.
Używasz mojego telefonu,
dzwonisz do swoich znajomych?
- Do swoich superanckich znajomych?
- Nie, znaczy tak, ale...
- Mark, proszę.
- Wypierdalaj z mojego domu!
Kutas z ciebie!
Nie chcesz tego robić,
nie chcesz tego robić.
Rycz, skurwielu.
Dawaj, pizdusiu.
Wybacz, bracie.
Tygrys nawiał z klatki.
Mark, jest luz. Rozejm.
To za twoich kumpli!
- Tylnym wejściem.
- Czekaj.
- Weźmiemy sprzęt.
- Chcesz skończyć jak on?
- Muszę mieć jajca.
- Musimy mieć flachy.
Ja nie muszę. Wyznam Becce uczucia
i zobaczymy. Nie ubzdryngolę jej.
- A ruchu nie zrobiłeś, pindo.
- Szanuję ją. Nie chcę naciskać.
- Ale co ci tu nie pasi?
- Spadajmy. Oddasz życie za wódę?
Oddam życie za cipkę. Bez wahania.
- Pieprzyć to.
- Olejesz mnie?
- Spadam.
- Pierdolona sucz.
Z drogi, śledzie. Dziękuję.
Uwielbiam tę knajpę.
- Co tu się dzieje?
- Zaczynamy strzelać - padasz.
/- Wszystko oszczałeś, skurwielu!
/- Nie widziałeś, żebym gdzieś lał!
- Nie rozumiem.
- A masz fistaszkami!
Ubezpieczam cię.
Pokażmy ziomkowi nasz lans.
10-4.
Proszę natychmiast przestać.
- Smerfy!
- Stawia opór!
Bez paniki.
Z drogi, cwelu!
- Strzelać?
- Nie!
McLovin, bierz go!
Przestań, jebnięty menelu!
McLovin! Elegancko!
- Powaliłem go.
- Stawiam ci browar!
Ja też. Uczcie się,
jak uglebić matkojebcę.
Nic dodać, nic ująć.
McLovin - i nie ma chuja!
- Ale z ciebie ciacho.
- Dziękuję.
- Tu Becca.
- O cześć.
Evan, słyszysz mnie?
Ale szajs.
Opchnęli mi gówniany telefon.
- Mówi Becca.
- Wszędzie ledwo łapie zasięg.
Pierdolone zasrańce.
- Skurwiała sieć komórkowa.
- Jesteś niemiły.
Zasrany pic na wodę.
Poczujesz, dziwko, co to ból.
Dzięki.
Ale masakra.
- I co kit wciskasz?
- Wiem, wiem.
Ale będzie najebka!
Spoko.
Co to?
- Nie wiem. Co?
- Plama na twoich porach.
- Co ty pieprzysz?
- Stary.
- To krew?
- A to skąd?
- Krwawisz?
- Jak? Nie skaleczyłem się.
- Tańczyłeś z jakąś laską?
- No, i co?
To krew, stary.
Ale czemu miałbym...
A czemu one...
Porzygam się. Mam ciotę na nodze?
- Co robić?
- Pierwszy raz to widzę.
- Ohyda.
- Zawołam Billa. Musi to zobaczyć.
- Jakiego Billa? To nie jego sprawa.
- Wyluzuj się.
- Cyknę fotę.
- Mowy nie ma!
Bill, kolo ma okres na spodniach.
- Nie, to moja śmietana.
- Złamas ma ciotę na spodniach.
Pokaż. Toż to obojnak!
Dać ci ***? Mam przy sobie.
- Muszę zmyć kefir. To kolejka?
- Nie widać?
"Nazywam się McLovin, poproszę..."
Cofnij.
- Nogi w powietrzu.
- Twardziel, nie ma bata.
Musisz zachować tę taśmę.
A nie jest potrzebna jako dowód?
Dowodzi tylko temu,
że po mistrzowsku przyjmujesz ciosy.
Jakieś panie
chętnie by ją obejrzały?
Nie szukaj panienek w barach.
Odbudowałem sobie życie.
Zacząłem chadzać
na rowery treningowe, na stragan,
warzywniaki - zależnie od pory roku.
W miejsca spokojnych schadzek.
Poznałem żonkę na paintballu.
Oberwała w szyję i zaczęło się.
A gdzie poznałem pierwszą żonę,
która jest kurwiszonem? W barze.
W tym barze.
Uwierzyłem w jej opinie,
skomplementowałem za torebkę.
Ani się obejrzałem,
a ona cmoka moją końcówkę.
- Nie musisz mi mówić.
- O tam.
Wszedłem w świat seksu.
W noc poślubną był seks grupowy.
Beze mnie.
- Słyszałem.
- Ze mną.
Była super.
A po 23 miesiącach dowiedziałem się,
- że była kurwą.
- Zobaczyliśmy ją na ulicy.
Cholerna suka.
Ale już masz nową żonę.
- Jest cudowna.
- Jeszcze ją poznasz.
Przejrzałem cię, McLovin.
Zgrywasz tajemniczego...
Do wszystkich jednostek...
Dajcie wsparcie! Krew się leje!
Pewnie zgrywasz tajemniczego, co?
Jak tam idzie z kobitkami?
Nieważne, jak idzie.
Ważne, żeby dochodziło.
Kapuję.
Wytrysk.
Śmieszne.
- Chyba nas wzywają.
- 10-4, zaraz tam będziemy.
Powinniśmy wziąć browar na drogę.
A pewnie, że tak.
Trzynaście piw na wynos.
Błagam. Co za gówno.
To chyba on.
Miałem słaby zasięg.
W sprawie twojego Goldslicka...
- Co tam się dzieje?
- Nic takiego.
Przyjdziesz? Czy siedzisz w klubie
albo na przyjęciu?
Będę na bank. "Aniołki Charliego 2:
Zawrotna szybkość."
Nie mogę się doczekać.
- To było w dechę.
- Coś pięknego.
Nie wychodźcie stąd.
Zabiją go. Jej chłopak się wkurwił.
- To baryła.
- Co rano modlę się o walkę.
Co to za jeden?
- Witam.
- Kto to?
- Kim jesteś?
- Nikim.
Kojarzę cię.
Był na tej imprezie, co mówiłem.
To brachol Jimmy'ego, ten śpiewak.
To ten słowik,
o którym wam mówiłem.
- To nie ja.
- Zaśpiewaj nam.
- Nie ty? Ściemniasz mi tu?
- Źle was poinformowano.
Brat przyjechał aż ze Scotsdale.
Nie zaśpiewasz mu?
- Nie pitol. Śpiewak jesteś.
- Śpiewaj, porządnie. - Jak słowik.
- Chciałbym, ale...
- Sypnąć ci ściechę?
Nie świruj, tylko śpiewaj.
- Kurwa, koniec?
- Patrz, pod samym nosem.
Nawalisz. Dasz dupy.
- Bez sensu. Czuję się zalany.
- Baba jesteś.
McLovin.
- Zobaczymy.
- Będzie rekord.
Jedziesz. Ile tam?
0,08, kurwa wasza mać!
- Mój człowiek.
- Fart nowicjusza.
Jak to jest nosić pukawki?
Rewelacyjnie.
Swoją mam tylko kilka miesięcy,
ale czuję, jakbym miał dwa kutasy.
A jeden z nich może zabić.
Mogę potrzymać spluwę?
- Jasne.
- Czemu nie.
Każdy powinien, chociaż parę razy.
- Wystrzałowej zabawy.
- Jaki tekst.
Pierwszy raz mam taką w łapach.
- Trudno się nimi strzela?
- Tylko Michaelsowi.
Umiem strzelać. Powaga?
- Tydzień temu zastrzeliłem kota.
- Już był martwy.
- Widzę tu tylko jeden sposób.
- Strzelanka.
Strzelanka!
Z bardzo wielu powodów cię lubię,
jesteś przystojny no i dobry przyjaciel.
Stary, jest, to ten koleś.
Hej, Mark, tam.
Też masz plamę.
- Bractwo krwi.
- Morda.
Jesteś w moim domu,
odpowiadasz na moje pytania.
Czemu tańczyłeś z moją narzeczoną.
Nawet tańczyć nie umiem.
Skąd ci to przyszło do głowy?
To skąd to się wzięło, dupku?!
Może się jakoś otarliśmy,
w pewnym momencie, nie pamiętam....
Może to był jakiś rykoszet,
wiesz, ja nie wiem, skąd?
- Skop mu dupsko, Mark.
- Zamknij mordę, Scarlet.
Tańczyłeś z moją narzeczoną.
Oczęta te
płaczą co noc
za tobą.
Ramiona te
mają cię obejmować
znów.
Tak to boli mnie,
lecz nie uwolnię się.
Dałaś mi swoje słowo.
Nie dotrzymałaś go, skarbie.
Oczęta te płaczą.
Wiele miłości one widziały,
ale takiej już nigdy nie ujrzą.
Oczęta te płaczą.
Wiele miłości one widziały...
Bójka!
Co to ma być?
- Detergent.
- Co robi w twoich łapach?
Mam spodnie we krwi.
Co to miało być?
Jesteś następny!
Powinnam cię zabić, pojebańcu.
- Trzymaj brata.
- Niby jak?
- Upokorzyłeś mnie.
- Moja noga to nie ***.
- Dzwonię na policję.
- Evan, spadamy.
Róg Piątej i Paysview. Szybko.
Mark, wezwałam gliny.
Ukryj spluwę.
Ty pierdolona piczko.
Zrób to, a nie będę twoim kumplem.
Ty cipo niemyta.
Liż-mi-wo-ry, Slater!
Fartnęło ci się.
- Mogę strzelić?
- Daj czadu.
Wystrzel cały magazynek.
Kurwa, gliny!
Siadam z przodu!
- Co teraz?
- Pijemy dalej!
Wieczór jak ze snu!
Lepszego nie było i nie będzie.
Pobliskie jednostki,
zgłosić się na 5. i Paysview.
Radiowóz 98.
98, robi się. Głupia szmato.
- Czyli zastrzelimy kogoś?
- Oby.
Pewnie lipna domówka.
Potem cię odstawimy.
Pokażmy kutafonom nasz lans!
- Ty pierdolony fiucie.
- Co takiego?
- Olałeś mnie.
- Wcale nie.
Nie zrobiłeś tego, co mówiłeś.
Czyli olałeś mnie.
Sam mnie zaciągnąłeś
na imprezę tych popaprańców.
Olałeś mnie, dobra?
Jak Jesse mnie omelał
i jak wybieraliśmy uczelnie.
Dobrze, że wyszedł ten temat.
Mieliśmy iść razem na studia.
Wałkowaliśmy to od podstawówki.
A ty dałeś dyla do Dartmouth.
Mam mieć wyrzuty sumienia?
Idę na dobrą uczelnię i tyle.
- Wiedziałeś, że mnie nie przyjmą.
- Zasrany egoista.
Zostawiasz Fogella samego,
nie chcesz mnie na dobrej uczelni.
Nie będziesz dla mnie ciężarem.
Jak to?
Straciłem trzy lata
gadając z tobą o pierdołach.
Powinienem latać za dziewczynami
i nawiązywać przyjaźnie.
- Wyalienowany prawiczek na studiach.
- Chodzi o Beccę? Jakąś panienkę?
- Lubię ją.
- Co z tego? To baba.
- Pochodzicie 2 lata i co?
- Wal się, śmieciu.
Jak ktoś cię wkurwia, to miej jaja
i nie tłum tego w sobie przez 10 lat.
Łapy precz.
Po twojej stronie
numery są parzyste?
- Nie wiem, za ciemno.
- Mamy latarki.
Młody Michaels.
Zginiesz.
Przestań, nic nie widzę.
Miło ci? Przestań.
Przestanę, jak ty przestaniesz.
Nie dotykaj mnie.
Czemu to zrobiłeś?
- Świeciłeś mi po ryju.
- Ty świeciłeś mnie.
Ja prowadziłem.
Bawiliśmy się w miecze świetlne, przepraszam.
Sprawdzicie czy jest... cały?
- Sprawdź, co z nim.
- Gówno. Sam to zrób.
- Razem pójdziemy.
- Znowu. To się w pale nie mieści.
- Wszyscy cali?
- Jest super, dzięki.
- Z uczuciem.
- Nic mu nie jest.
Stań obok kolegi.
Przypilnuję ich.
- Popiło się?
- Ani kropelki, panie władzo.
- To nasze znalezisko.
- Nie wierzę.
Ani drgnąć.
- Mówimy prawdę.
- Przeniesiecie się gdzie indziej.
To twoja wina,
zajmij się tym.
Nie będę znowu naprawiał twoich błędów.
Nie chcę, żeby mnie wykopali,
lubię tę robotę.
Też lubię tę robotę,
nie wezmę winy na siebie.
Zajmę się tymi dwoma gnojami.
Kopyta szeroko. Na glebę.
Pukawka nabita i gotowa.
Cipuszki na chodnik.
- Proszę nie strzelać.
- Zamknąć ryje.
Prawo to ja.
- Złapcie się za ręce.
- Czemu?
Bo nie chcecie mieć dwóch zadów
i żadnej twarzy. Ręce!
- Złap mnie za rękę.
- Nie było trudno, co?
Masz kiepa, McLovin.
Zakurz sobie. Życie jest krótkie.
Zaciągnij się głęboko.
Smacznego.
- Lubisz mnie i Slatera?
- Jesteście super.
My ciebie też. Bardzo.
Więc zrobimy tak:
aresztujemy tych dwóch,
a ty zeznasz, że wpadli nam
pod koła i nie mogliśmy ich wyminąć.
Spoko.
Pomyśl, że to twoja siostrzyczka.
Co jest, kuźwa?
Cieciuch?
Wezmę gorzałę. Czekaj!
McLovin zwiał! Łap gówniarza!
Stój!
Ma depnięcie.
Potrzebuję transportu!
Aresztuj mnie!
McLovin!
McLovin, czemu?!
Moje włosy! Ty potworze!
Zawołajcie tatę. Tatusiu!
Zostaw moje dzieci!
Zboczone gnojki!
Ocipiałeś?
- Michaels, wszystko gra?
- To tylko od piwa.
Ogarnij się. Zgubiłeś go?
To najszybszy dzieciak na Ziemi.
- Jest źle.
- Najszybszy.
Akurat. I co teraz?
- Strzelę w powietrze.
- Ostrzegaj następnym razem.
- Wypłoszę go z kryjówki.
- Gówno.
Do wozu. To twoja wina, śmieciu.
O kuźwa. Strzelił do czegoś.
- Mam biec?
- Tak!
Zatrzymać autobus!
Dzięki Bogu.
Zapłać za mnie.
To ty! McLenin!
- Znasz go?
- Gliny już nie obronią twojej wódy.
Odwal się, bo ci przypierdolę!
Dawaj gorzałę.
Wysiadać, albo wzywam policję.
Kij ci w oko, brudasie!
To tylko trzy przecznice stąd.
Dotarliśmy z flachami.
Potrzymaj.
Nie wierzę, że ci sprzedali. Bomba.
A nie mówiłem? Wyrolowałem gliny.
McLovin to ja!
- Na co wam detergent?
- Czemu jarałeś fajki z glinami?
Bo jestem debeściak.
Ale sobie poruchamy.
- Ja sobie porucham.
- W końcu zapodamy flaszeczkę.
- Butla Becki rozbita.
- Jakoś to przeżyje.
Podobno nie była ci potrzebna.
- Miłego upijania i bzykania Jules.
- Co z wami?
Nic. Pogadacie o tym
na babskim wieczorku, pedały.
- Powiedziałeś mu.
- O czym?
- Ty debilu.
- Trzeba powiedzieć. Już za późno.
- Co wy pieprzycie?
- Będziemy dzielić pokój w akademiku.
Wielkie halo. Ja i Evan razem
w pokoju. Nie popłacz się.
Nie powiedziałeś mi, bo jesteś
zdrajcą i masz gdzieś kumpla?
Po tobie się tego nie spodziewałem.
Dawaj te procenty, cieciuchu.
Po co było ukrywać nasze umowy?
Seth, jesteś!
Uwaga, Seth jest bogiem!
- Evan!
- Hej, Gabby.
Prawie straciłeś szansę.
- Jak to?
- Becca czeka. Stoi tam.
Nawaliła się.
- Bełkocze o tobie całą noc.
- Tak? Uważa mnie za spoko gościa?
Mówiła coś bardziej w stylu...
"Ale mu zrobię dziś loda".
- Że co?
- No wiem.
Jest zalana. To byłoby nieetyczne.
- Chyba że też będziesz pijany.
- Chyba że tak.
Zdrowie Setha.
- Jakiego Setha?
- Seth to ja!
Jeszcze jeden za mnie!
Kurczę. Tylko spokojnie.
Podobasz jej się.
Ona chce wziąć ci do ust.
Czyli jest dobrze.
Lepiej być nie mogło.
To pewniak.
Jestem Fogell. Siemka.
Evan!
Pomóż mi wstać. Upadłam.
Palanty nie chcą mnie podnieść.
Wieki na ciebie czekałam.
Co tak długo?
- Masz mój Goldslick?
- Nie uwierzysz, ale słowo daję...
Pies ją trącał. Weźmiemy sobie to.
Golnij sobie.
- Mam już za mocno.
- Pij, pij.
No to zdrowie Becki.
Za szacunek... do kobiet.
Za... tych, co szanują kobiety.
Waga piórkowa.
Pójdziemy na górę.
Mam ci coś do powiedzenia.
- Mów tutaj.
- Nie mogę, to tajemnica.
No to chodź. Na razie.
Zmieniłeś nazwisko na McLovin?
- Superowo.
- Dzięki.
Jak jest na Hawajach?
Jestem. Musiałam podziękować
podglądaczom za to, że wyszli.
Napij się ze mną.
Naprawdę dobre to.
Będziesz zachwycona.
Zielone piwo. Do twojej wiadomości.
Nie no, dzięki.
I stokrotne dzięki za zaopatrzenie.
Bardzo się przysłużyłeś.
Dla mnie normalka.
Robię to z palcem w tyłku.
Uwielbiam rozmowy...
i konwersacje z tobą.
Ale muza wszystko zagłusza.
Pogadamy na zewnątrz?
Jasne. Sorki.
Wieki nie miałam konwersacji.
Okej. Panie przodem.
- Dziękuję.
- Stopień. Już dziś zaliczyłem glebę.
- Serio?
- Wóz mnie potrącił.
Ale głośno.
Nie wpuszczaj rodziców.
Jesteś taka piękna...
- Dobrze się czujesz?
- Flirtowałam z tobą na matmie.
Nie gadaj. Ja zarówno.
Tak długo się do tego zbierałem.
- Jesteś najwspanialsza.
- Tak mocno chcę być z tobą.
Tak mocno.
Wymiatasz.
Zdejmuj te ciuchy
dla swojej dziewuchy.
Ostrożnie, to wyjątkowy sweter.
Z rynku unikalnych ciuchów.
Ładny.
Ostrożnie.
A teraz rzuć oczkiem,
co na ciebie czeka pod spodem.
Jesteś najładniejszą laską
po tej stronie Missisipi.
Wyglądasz tak ładnie. Pięknie.
Wymiatasz.
Jesteś taka... wyjątkowa.
Chodź tu. Pocałuj mnie.
Bardzo mi się podobasz.
Chodź, McLovin.
Nigdy nie byłam ze starszym.
To o wiele... lepsze.
Zrobiliśmy wyczesane tiramisu.
Dziwne z wyglądu, ale pyszne.
O co chodzi?
Wolałabym to przełożyć na...
kiedy indziej.
Nie ma kiedy. To koniec szkoły.
- Czemu nie teraz?
- Jesteś... pijany.
- Dosyć mocno.
- Też jesteś pijana!
Nie jestem ani trochę.
W ogóle nie piję.
Pijesz.
Kazałaś mi kupić alkohol,
więc pijesz.
Jestem gospodynią, pamiętasz?
Piją inni.
Nie chcesz... no wiesz...
Nie... teraz.
Nie kiedy jesteś... pijany.
Ale dzięki.
- Jestem mokra.
- Uczyli nas o tym.
Kogo my tu mamy?
- Masz gładziutkiego fiutka.
- Też byś miała. Ale gładkie piersi.
Zrobię ci lodziucha jak marzenie.
Ustami.
Całujmy się jeszcze trochę.
- Jak bardzo chcesz mnie pierdolić?
- Chryste!
Chwileczkę.
- Nie chcesz tego. Jesteś pijana.
- Wcale nie. Nie jestem... pijana.
- Myślę, że jesteś.
- Wejdź we mnie.
Bądź moim pierwszym. Idź na spontan.
- Niech to się stanie.
- Ale napięcie.
Jestem taki pijany.
Ciężko mi się myśli.
Jesteś śliczna,
ale nie tak miało być.
Czemu zrzędzisz jak baba?
- Ja babą?
- I to koszmarną.
Nie myślimy trzeźwo...
- Jasny gwint!
- Leć po Gabby.
Zawołam ją.
Niech tu przyjdzie.
- Maczuga stoi.
- To dobrze.
- Masz gumkę?
- Tak.
Zwilżacz też.
Płaczesz?
Coś mi wpadło do obu oczu.
- Ja się nie mażę.
- A tak to wygląda.
Ostatnia szansa i dałem dupy.
- Szansa na co?
- Na letni związek z tobą.
Nie znam fajniejszej osoby.
Mogliśmy się upić razem.
- Po co miałabym się upić?
- Na trzeźwo byś mnie nie chciała.
Spójrz na siebie i na mnie.
Nie dałeś ciała. Być może...
- Pojebany?!
- Pomóż.
Wybacz.
A wy dokąd? To nie koniec zabawy.
- Ty tam, wstawaj. Ruszać się.
- Będziemy strzelać.
Koniec imprezy, spieprzać stąd.
Życie jest posrane, Miroki.
Obudź się, człowieku.
Lecimy. Psiarnia się zjechała.
- Och, nie! To gliny!
- Evan, wstawaj!
Wypad, ona cię nie chce.
Narazka, cukiereczku.
- Kuźwa, co jest?
- Ocipiałeś, Seth?
To mój najlepszy kumpel.
Rozumiem, że każdy ma broń i crack.
Szykować odbyty
na długiego chuja sprawiedliwości.
- Znajdźcie sobie pokój.
- Uratuję cię, Evan!
Kuźwa, ale kloc.
Wszedł. O rany, wszedł.
Wypad, wszyscy.
- McLovin! Ale beton!
- Funkcjonariusz Slater?
Czemu nam zwiałeś?
Michaels, dawaj tu!
Nie zwiałem. Kraksa mnie skołowała.
Gwałciłeś tę dziewczynę penisem?
Michaels, patrz no.
- Dymałeś teraz?
- Nie... znaczy tak, ale...
- Ano dymał.
- Nawet nie mam...
- Siadaj, do kurwy nędzy!
- Wyluzuj.
- Miałem cię za przyjaciela.
- Wrzuć na luz.
- Kumplujemy się!
- Milcz.
- Dlaczego?
- Spokojnie.
Zablokowałeś fujarę
naszemu kumplowi.
Powinniśmy wodzić jego fleta.
Wyluzuj się i naprawimy to.
Co... Co robicie?
Nie mogę iść do ciupy.
Wybacz nam. To zaszło zbyt daleko.
Nie czaję.
Wiemy, że nie masz 25 lat.
Nie jesteśmy łosie.
Cały czas wiedzieliście?
W twoim wieku nienawidziliśmy glin.
Dziś w monopolowym po części
widzieliśmy w tobie nas samych.
Chcieliśmy ci pokazać,
że gliniarze też umieją poszaleć.
Tak po prawdzie,
chyba chcieliśmy pokazać sobie.
Przepraszam,
że zablokowałem ci fujarę.
Przyjmuję.
Jak milutko.
Powinniśmy ci to
jakoś zrekompensować.
- Mam dużą prośbę.
- Co tylko chcesz.
- Odbiło mu.
- Lepiej się cofnijcie.
Puszczać, pierdolone mendy.
Znacie mnie? Jestem Fogell!
Ale z Fogella psychol.
Gdzie z tymi łapami, suko?
CHWDP!
Niezły fryz, zasrańcu.
To wariat!
Zgarnęliśmy go dla panny Fogell!
- Poczekają na mnie za murami!
- Mieliśmy lecieć razem na Hawaje.
Dupeczki będą lgnęły do ciebie.
- Tylko co z wozem?
- Miodzio.
Porzygam się.
- Niesiesz mnie?
- Ratuję przed glinami.
Uratowałeś mnie?
Nie kontaktuję, ale dzięki.
Mogę już iść? Mam iść?
Jasne.
- Dokąd idziemy?
- Chcesz przekimać u mnie?
Dobra.
- Mamie zostały bajgle pizzowe?
- Tak... Co?
Bajgle pizzowe.
Podpisz oświadczenie, wg którego
ratowaliśmy cię, a ćpuny rąbnęły
nam radiowóz i zwiały. Pasuje?
- Uratowaliście mi życie.
- To ty... Jak nazwisko?
- Fogell.
- Dla nas dalej jesteś McLovin.
Walimy na parkiet, koledzy!
Przed wami najbardziej odjechany
bączek w glinianej historii.
- Pomerdany ogon psiaka.
- Skąd ta nazwa?
A cholera wie!
Pokaż, żeś wart odznaki.
Nie robił tego w takim stanie,
ale może i wyjdzie lepiej.
McLovin!
- Slater!
- Panie władzo!
Jestem cały. Ale jazda!
Co to ma być?
- Ruchy, ruchy.
- Wszystko gra.
Rozdupcz się, kaszlaku.
O mój Boże. Zadziałało!
Wygraliśmy!
Możemy w niego postrzelać?
Nie wiem. A dasz radę?
Na kolana, durniu!
W pytę.
I powiedziała,
że zrobi mi lodziucha.
Jakim cudem ci tak powiedziała?
Rozum jej odjęło?
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Co takiego?
Trzy tygodnie temu byłem
w twoim pokoju, jak srałeś.
Widziałem twoje podanie o akademik.
Wiedziałem,
że będziesz mieszkał z Fogellem.
Przepraszam.
Nie wiem,
czemu to przed tobą ukrywałem.
To ja powinienem przepraszać.
Zachowywałem się jak kawał kutasa.
Wcale nie chcę z nim mieszkać.
Nie chcę.
Po prostu boję się
mieszkać z obcymi.
Ten lęk mnie przerasta.
No wiem.
Nie do wiary. Uratowałeś mnie.
Uratowałeś mi skórę.
Mam u ciebie ogromny dług.
Taszczyłeś mnie. Kocham cię, stary.
A ja ciebie.
Nie wstydzę się przyznać...
że cię kocham.
Też się nie wstydzę, że cię kocham.
Powinniśmy to mówić codziennie.
Chcę wołać z dachu,
"Kocham mojego kumpla Evana."
- Idziemy na dach?
- Jasne.
Kiedy wyjechałeś na Wielkanoc...
- tęskniłem.
- Ja za tobą też.
Niech wszyscy wiedzą.
Nie ma w świecie nic piękniejszego.
Chodź tu, stary.
- Kocham cię.
- A ja ciebie.
Co jest?
- Siemano.
- Dzieńdoberek.
To ja będę leciał.
- Pora się zbierać.
- Nie musisz.
Nie mam nic... do roboty.
Nie musisz tak uciekać.
Chcesz się poszwendać?
- Ja lecę do centrum handlowego.
- Muszę kupić kołdrę.
- Do akademika. Może być centrum.
- I git. No to... Masz cycatą starą.
- I jak?
- Z mojej strony olewka.
- Muszę znać czyjeś zdanie.
- Te są za ciasne.
O wiele za ciasne.
Sprawdź następny numer.
Za mało w nich miejsca,
potrzebujesz więcej miejsca.
- Dziwnie wyglądają?
- Stojąc tak, wyglądasz jak kaczka.
Taa, ale robię akademickie pozy.
Nie wiedziałem, że wiesz jak.
Hej, profesorku,
ten test był...
Susan, bawisz się dziś, czy co?
Lepiej jakby miały więcej miejsca,
a nie mają.
Nosząc spodnie twojego ojca
zrozumiałem, że mniejszy numer
zachęci mnie do odchudzania,
a laski zobaczą zarys wacka.
- Męska uciskopipka.
- Bez kitu.
- Ona jest...
- Wiem, gdzie bywa.
...o tutaj.
Z ucisku jedno jajo
wychodzi *** kutasa.
- Właśnie.
- Jak kanapka. Jajo, fiut, jajo.
- Jak znak podziału.
- Ścisk w busie.
Mój tyłek wygląda dziwnie?
Dużo rzeczy wygląda dziwnie.
Są zdecydowanie za ciasne.
Masz rację, wyglądają głupio,
spieprzajmy stąd.
Naprawdę przepraszam za to,
nie wierzę, że to zrobiłam.
To moja wina, powinnam ją zmienić,
teraz wydaje się to głupie.
- Muszę, to był spaw.
- O mój Boże
- Nawet alkoholicy to kminią.
- Ja pierdzielę! To one.
- Kuźwa, co robimy?
- Nie zatrzymuj się.
Jak tam?
Dobrze was... Jak się czujesz?
Bywało lepiej, ale przeżyję. A ty?
W porządku. Dobrze się bawiłaś?
W sumie niewiele pamiętam.
- Ja nic nie pamiętam.
- Zero.
Nie... obrzygałam cię, co?
Pamiętam, że nie. Zrobiłem unik.
I krzyknąłem, "Wara ode mnie".
Przepraszam za wszystko.
Po prostu...
Dzięki, że byłeś taki miły.
Spoko.
Przynajmniej nie nabiłem ci lima.
- Wygląda paskudnie.
- Fakt.
Sama wyglądasz świetnie.
To tylko taki mocny siniak.
- Wszystko jest gites oprócz...
- Twojej gały.
Poza tym to cud, miód.
Zachowywałem się jak ostatni pojeb.
Nie zasłużyłaś sobie na to,
więc... przepraszam.
Nawet do twarzy ci ze śliwą.
Może i dobrze zrobiłem. Nie wiem.
Dzięki, mądralo. Przyszłam po wiadro
podkładu na zdjęcie do kroniki.
O ja cię...
- A ja odkupię jej kołdrę.
- Też potrzebuję.
- Tak?
- Może byśmy...
To jak, Seth?
Kupisz mi ten podkład?
W końcu jesteś mi to winien.
Jasne, z przyjemnością.
Rok temu miałem taki trądzik,
że stałem się ekspertem.
Jestem autem z Evanem.
Jestem tu samochodem ojca.
Mogę cię podrzucić.
A Evan odwiezie Beccę. Jak może.
- Jeśli masz po drodze.
- Mnie pasuje.
Jasne. Może coś przekąsimy?
Chętnie.
- Przekręcę do ciebie.
- No, mój numer masz.
Mam kontakt do ciebie.
No to graba.
Spoko, stary. Na razie wam.
- Becca.
- Cześć wam. Pa, Jules.
Zabawne.
Gdzie masz ochotę zjeść?
Serio doradzisz mi,
jaki podkład kupić?
Tekst: djdzon
Korekta: Thorek19
Synchro i uzupełnienia: DNL
Synchro do wersji [Unrated Editon]DvDrip[Eng]-FXG
smuggler