Tip:
Highlight text to annotate it
X
OTO ARMIA
Oto armia.
Nauka bycia zolnierzem.
A nawet kims wiecej.
Strumienie mrozace k osci
i cieply posilek na rozgrzanie.
Softball i niskie mosty.
Sto mozliwosci sprawdzenia sie.
Oto armia.
Jesli chcesz sie przylaczyc, zadzwon.
Stňwa za paste
na pare butňw za 3 dolary.
Tak, prosze pana.
W zyciu nie bylem taki szczesliwy.
- Bardzo dziekuje.
- To ja dziekuje.
Mam tu wygodna,
ciepla taksňwke. Na pewno?
- Do centrum.
- Jedzmy.
Dzieki za przejazdzke.
Cholera!
Boze, myslalem, ze to pies.
Prosze sobie darowac uwag.
Chce jechac na lotnisko.
Ostroznie z bagazami.
Zeby sie nie zarysowaly.
Prosze pozwolic.
Dziekuje.
Mňglby pan ostrozniej?
Moze moglaby pani zjesc swňj bagaz.
Spieszy mi sie.
Och, moje jaja. Och, moje jaja.
Dzien dobry.
Podstawy angielskiego.
Nazywam sie Russell Ziskey.
Przez nastepnych 5 tygodni
bede waszym instruktorem.
Mňwcie mi Russell.
Bede sie do was zwracal po imieniu,
bo niektňre z waszych nazwisk
sa trudne do wymňwienia.
Wiem, jestescie podekscytowani
i rwiecie sie do nauki.
Najpierw jednak chce
rozeznac sytuacje,
bo jeszcze nigdy nie uczylem.
Ilu z was mňwi niezle po angielsku,
ale z malymi problemami?
Troszke?
Znasz angielski?
Sukinsyn. Cholera.
Sukinsyn. Cholera.
Nigdy tedy nie jechalam.
Znam wiele wariantňw,
ktňrych pani nie zna.
Panskie nazwisko?
John Ringer? Cňz to za nazwisko?
Winger. Adoptowano mnie.
Wiekszosc zycia spedzilem
w zakladach opieki.
Wiedzialam. Sprawia pan wrazenie
pospolitego szumowiny.
Wlasciwie jestem fotografem,
a te prace wzialem, bo kocham ludzi.
Uwielbiam poznawac ludzi
takich jak pani
i robic im zdjecia podczas jazdy.
Prosze natychmiast przestac
i uwazac na droge! Uwazaj! Przestan!
Bardzo dziekuje.
Nie za szybko jedziemy?
To nie predkosc.
To ten syrop na kaszel.
O Boze!
- Zginiemy!
- Tylko nie to.
- Prosze trzymac rece na kierownicy!
- Tylko nie to!
Ty...
Takim kierowcom
powinni odbierac prawo jazdy.
Spisuje panskie nazwisko
i przekaze je odpowiednim wladzom.
G-E-R.
Obibok!
Tylko tym pan jest i bedzie!
To boli.
Nie zycze sobie byc obrazanym.
I nie usmiecha mi sie jazda
z pania i tymi bagazami. I co?
Rusz sie, czlowieku!
Nie mozesz parkowac na srodku mostu!
Wracasz czy nie?!
Bardzo dobrze. Sprňbujmy jeszcze raz
i skonczymy zajecia.
Swietnie. Do zobaczenia za tydzien.
Bedzie piosenka i dobra zabawa.
Do widzenia.
Do widzenia.
To mňj wňz!
- Czlowieku!
- Instant Finance.
Zalegasz z oplatami.
To ja.
- John, to ty?
- Tak.
- Odebrales sukienke?
- Tak.
Czesc, kochanie.
Skonczyles wczesniej?
- Tak.
- Jak ci minal dzien?
Dobrze.
Przynioslem ci pizze.
Mialem koszmarny dzien.
Tak. Tak, niewatpliwie.
Rzucilem robote.
Nie wytrzymuje juz z toba.
Wiem. Musze sie doprowadzic
do porzadku.
- To smieszne.
- Racja.
To samo co tydzien temu.
Jak mam doprowadzic sie
do porzadku w tydzien?
To nie tydzien, John. To juz pňl roku.
Wciaz to samo.
Spisz do poludnia, ogladasz
Rocky'ego i Losia Superktosia.
Pracujesz przez pare godzin,
wracasz do domu, zamawiasz jedzenie
i sluchasz idiotycznego Tito Puente
do drugiej w nocy!
Kiedy Tito Puente umrze, powiesz:
"Sluchalam go przez lata.
Byl wspanialy".
Potem ogladasz filmy do rana,
a dopiero potem przychodzisz do lňzka.
Wlasnie, wyczerpujesz mnie.
Jestes seksualna maszyna.
Wykonczylabys niejednego.
Czytuje ksiazki na boku, zeby podolac.
To nie jest smieszne.
Do niczego nie dazysz, John.
Juz nie jest tak fajnie.
Jest fajnie.
Przeciez reprezentuje zagubione
i niespokojne pokolenie.
Chcesz bym kandydowal do Senatu?
Nie wiem, czego chce.
Ale wiem, ze nie chce ciebie.
Wiec problem w tym, ze istnieje?
Gdzie ten ostry nňz? Anita!
Potrzebuje cie.
Daj spokňj, John.
Wiedzialem, ze to na nic.
- Anita.
- Nie.
To nie ma sensu. Lubie cie,
ale potrzebuje czegos wiecej.
Kogos, kto bedzie przy mnie rňsl
i rozwijal sie. Zegnaj.
- Rňsl wyzej?
- Zegnaj.
Mam ogromny potencjal wzrostowy.
Jestem zoledziem, ktňry bedzie debem.
Nie odchodz! Kwiaty padna!
I pojawila sie depresja.
Odejdz.
Czesc, John.
Co sie dzieje?
Nic.
Niezly rzut.
Potrzebna pomoc.
Moge ci wypic piwo?
- Nie.
- Podzielimy sie.
Mialem ciekawy poranek.
W ciagu ostatnich dwňch godzin
stracilem prace, mieszkanie,
samochňd i dziewczyne.
Wciaz masz zdrowie.
Ej, ty na dole, podrzuc to tu.
No dawaj. Rzucaj, stary.
Chodz, pileczko. Rzuc tutaj. Rzucaj.
Jezu.
Dziekuje.
Armia sprawi, ze poczujesz
- zmeczenie, ryzyk o, k ondycje i dume.
- Niezle.
Co, armia?
Zartujesz.
Nie. Zawsze myslalem
o wstapieniu do wojska.
Pieprzysz. Nie nadajesz sie.
Niby dlaczego?
Widzialem, jacy faceci
wstepuja do wojska.
Widzialem, jak bylem bezrobotny.
Sa jak my.
Choc nie tak obyci.
Ani tak starzy.
Zaklad, ze nie zrobisz
nawet pieciu pompek.
5 pompek?
Stawiam 3 dolary, ze zrobie.
Dobra, 5 porzadnych pompek. Dawaj.
- Nie zolnierskich.
- Nie, zwyklych.
Najbardziej skrzypiacy facet swiata.
To nie pompka.
- Tylko sie modle.
- Powinienes.
Dawaj. Obowiazuje limit czasowy.
Jest prawie gotowy. Lustruje dywanik.
Jeden. Rozkreca sie.
Znowu rusza. Dwa.
Choc niezbyt poprawnie.
I trzy.
Jestes gotowy
do Olimpiady Specjalnej.
Trzy.
- Cztery.
- Cztery.
Tylko cie sprawdzam.
Zbliza sie piata. Czy podola?
Gratulacje. Wlasnie podwoiles stawke.
Musze zadbac o kondycje.
Inaczej umre przed trzydziestka.
Armia to moja szansa.
Mňglbys wstapic do zakonu.
A widziales kiedys zakonnika,
co sie bzyka z nastolatkami?
- Nigdy.
- Zakon odpada.
Browar.
- Dzieki za rňwny podzial.
- Nie ma sprawy.
Jesli chcesz,
mozesz zamieszkac u mnie.
Juz prawie pozbylem sie karaluchňw.
Wstepuje do armii.
Masz spaczone pojecie o wojsku.
Myslisz, ze to klub sportowy
i ladne mundurki.
Ide do armii
i staje sie niebezpieczna bronia.
Czarnym pasem.
Wychodze jako maszyna do zabijania.
Powinnismy jechac do Kalifornii
na zbiory owocňw.
- Daja ci pieniadze.
- Kto?
Dostajesz zold. Pozyczki tez.
Przestaniesz juz o tym gadac?
Bierzesz pozyczke,
kupujesz winnebago.
Dostarczaja ci pod wskazany adres.
Wiele podrňzujesz.
Katmandu gwarantowane.
Czerwonka takze.
Bede w Nepalu
z miejscowymi panienkami.
Wszystkie beda na mnie lecialy.
" Hej, John,
dzieki za trzymanie Chinczykňw
z dala od nas. Doceniamy to.
Pozwolisz nam sie odwdzieczyc?
A propos, przystojniaku,
nigdy nie bylysmy w winnebago".
Reszte sobie dopowiedz.
Nie slyszales nigdy
o wdziecznosci tamtejszych?
- Nie.
- Pewnie naucza mnie lewitowac.
Latajacy czarny pas.
- Z winnebago.
- Prosze o czek.
Widze, ze juz to przemyslales.
Sam decydujesz o swojej przyszlosci.
Tu popadam w depresje.
Mam tylko koszmarne nawyki
i koszmarne dlugi.
Potrzebuje ostrej dyscypliny.
Wiesz, kto bylby swietny w wojsku?
Kto?
- Ty.
- Daj spokňj.
Tak. Czlowieku,
mňglbys isc wprost do wywiadu.
- Nie ma mowy.
- Albo byc dowňdca.
W ciagu roku bylbys generalem.
Charles de Gaulle byl generalem,
a do ciebie mu daleko.
Byl jakby czyms przymulony.
Powinienem zatem szybko wstapic, co?
Wybieralem sie tam.
Moze wezmy twňj wňz.
- Nie mamy wyboru, co?
- Racja.
Wstepujesz?
To strefa zaladunkowa.
Parkowanie zabronione.
Nie parkujemy. Porzucamy.
Nie wierze, ze to robimy.
Jesli zgine, masz moja krew na rekach.
Byle nie na butach. Halo?
Nie mňwie, ze armia zrobi dla was to,
co zrobila dla mnie.
Kazdy dostaje, na co zasluzy.
Czasem armia to najlepszy wybňr.
Musze wam zadac
kilka osobistych pytan.
Byliscie karani za przestepstwo
lub wykroczenie?
Rozbňj, gwalt, kradziez?
- Karani?
- Tak.
- Nie.
- Nigdy.
To dobrze.
Ktňrys z was jest homoseksualista?
Tak zdecydowanie czy?
To standardowe pytanie,
ktňre musze zadac.
Nie jestesmy, ale szybko sie uczymy.
Wysla nas w jakies
szczegňlne miejsce?
Wpisze, ze nie jestescie.
Jeszcze wasze autografy
dla Wuja Sama.
"Wujaszku, wracaj do zdrowia".
Dobrze. I podpis.
Mozemy zamienic slňwko?
Ciekaw jestem, czy... Czy ty...
- Wiesz, trzymasz cos?
- Nie, nic takiego.
Chcialbym, zebys cos mi przetrzymal.
Przemycasz futra czy co?
Narkotyki.
Przepraszam, general Hansen?
Nie jestem generalem.
W czym moge pomňc?
Dziekuje za uratowanie mi zycia
w Wietnamie.
- To chyba nie ja.
- Racja. To bylo w Normandii.
Dosc powazny postrzal.
Chwycilas mnie i opatrzylas
w tej lisiej norze.
Raczej nie. Nie obchodzi mnie to
i nie mam czasu.
- Widzisz te opaske?
- Tak, prosze pani.
Oznacza zandarmerie.
Jestes z tego autobusu?
Jeszcze nie, prosze pani.
Odpowiadam za to,
by tacy silni mezczyzni
wsiadali do autobusu, nie gubiac sie.
Rusz sie wiec i wsiadaj.
Odprawilas go, Louise?
Przed wsiadaniem
jest kontrola osobista.
- Naprawde?
- Tak. Miej sie na bacznosci.
Chyba sie sobie podobamy,
wiec bedziemy sie spotykac
w klubie oficerskim?
Prosze uwazac, to rozrabiaka.
- Dokumenty?
- Tutaj.
A jesli nie wsiade?
Wygladasz na wrazliwego
i inteligentnego faceta.
Nie chcialabym cie zastrzelic.
Na poklad, zolnierzyku.
- I jak?
- Oby tylko nie bylo wojny.
Przepraszam, pani stewardesso.
Czy bedzie film podczas lotu?
- Do autobusu.
- Film podczas lotu.
WITAMY W
FORCIE ARNOLD
WITAMY
W ARMll STANÓW ZJEDNOCZONYCH
Wysiadac.
I do srodka.
Szybciej, synu. Ruszac sie.
Ruszac sie!
Wysiadac.
Do srodka.
Sierzancie Hulka.
Tak?
Spocznij.
Jestem kapitan Stillman,
nowy dowňdca kompanii.
Milo mi.
Wspaniali mezczyzni, prawda?
Rany, mam nadzieje, ze to stolňwka.
Jak leci, Eisenhower?
Tak, wspaniali mezczyzni.
No tak. Wpuscic ich do srodka
i kontynuowac.
Jakby co, bede w moim biurze.
Tak jest.
Do srodka.
Prosze to usunac, kapralu.
Ruszac sie!
Witam was w Armii
Stanňw Zjednoczonych.
Jestem sierzant Hulka.
Bede was musztrowal.
Zanim przejdziemy dalej,
musimy cos ustalic.
Nie ma tu waszych mamus,
by sie wami opiekowaly.
Tylko wy, ja i Wuj Sam.
Zanim was zostawie,
przekonacie sie, ze ja i Wuj Sam
to jak dwa w jednym.
Wuj Hulka?
Gdy kaze wam sie ruszac,
ruszacie sie szybko.
Gdy kaze wam skakac,
pytacie: "Jak wysoko?".
I nie mylcie sie.
Nie jest dla mnie wazne,
skad jestescie i jaki macie kolor skňry,
czy jestescie madrzy, czy glupi.
Kazdego z was naucze
jesc, ***,
chodzic, mňwic, strzelac i srac,
jak przystalo na zolnierza USA.
- Zrozumiano?
- Tak jest.
Nie slyszalem.
- Tak jest.
- Tak jest.
I nazywacie mnie sierzantem.
Z tego zyje.
- Tak jest, panie sierzancie.
- Nie slyszalem.
- Tak jest, panie sierzancie.
- O to mi chodzi.
Nie sadzisz, ze przesadza?
Jakis problem, chlopcze?
Zadnego, panie sierzancie.
Wstan, chlopcze.
W czym problem?
Tylko zartowalem, panie sierzancie.
Czemu nie zazartujesz na glos?
Nie wyda sie to panu smieszne.
Sierzancie.
Skad wiesz?
Mam duze poczucie humoru.
Racja, kapralu Briggs?
Tak jest, panie sierzancie!
Kapralu Briggs, mamy tu komedianta.
Prosze go wyprowadzic
i dopilnowac, by zrobil 50 pompek.
Zabieraj stad swňj smierdzacy tylek!
Ruszac sie!
Raz, dwa!
Ktos jeszcze chce byc komediantem?
- Nie, panie sierzancie.
- Nie slyszalem!
Nie, panie sierzancie!
Zamknij sie! Zamknij morde!
- Nie chcialem.
- Czemu ty masz dluzsze?
39 i pňl cm.
84.
107.
- 94.
- Ile?
Przechodzic. Wez papiery.
Te maja 86 cm i sa za luzne.
Mam zyc z 94?
Sierzancie Hulka?
Przepraszam za tamto zajscie.
Nie chcialem nikogo urazic.
To sie juz nie powtňrzy.
Przechodzic! Idziemy!
- Kupil to?
- Nie.
Bokserki czy slipy?
A macie stringi?
Z siateczka, jesli mozna.
Skad jestes?
Nigdy wiecej mnie nie dotykaj.
Jak milo. Gratisowe ciuchy.
Patrz. Laski w Nowym Jorku
placa za to ciezka kase.
A obiad? Co to bylo to brazowe?
Dobra, ustawic sie w dwuszeregu
wzdluz tej drogi.
Zbiňrka!
Ruszac sie! Ruszac sie!
Czesc.
Ruszac sie!
Wiesz co, zolnierzu?
Zawsze jestes na szarym koncu.
- Oszczedzam sily, sierzancie.
- Ruszac sie!
Przepraszam.
W lewo zwrot!
Lewa, prawa, lewa, prawa.
W miejscu.
Naprzňd marsz!
Patrz, idziemy.
Lewa, prawa, lewa, prawa, lewa, prawa.
Nazywam sie Howard J. Turkstra.
Jestem z Kansas City.
Lubie szybkie samochody
i szybkie kobiety.
Kumple z klubu samochodowego
mňwia mi " Krazownik".
Powinni mňwic mu " Debil".
Wystarczy.
Mňw dalej.
Wstapilem do armii,
bo ojciec i brat tez byli w armii.
Chcialem sam wstapic, a nie z poboru.
Synu, juz nie ma poborňw.
A byly kiedys?
Bezmňzdze!
Nastepny.
Nazywam sie Francis Soyer.
Ale nazywaja mnie Psychol.
Kto nazwie mnie Francis,
bedzie trupem.
Jestes na liscie.
I niech nikt nie dotyka moich rzeczy!
Trzymajcie sie z dala.
Jak kogos przylapie, bedzie trupem.
Nie lubie tez, jak sie mnie dotyka.
Jak ktňras ciota
mnie dotknie, bedzie trupem.
Wyluzuj, Francis.
Jestescie druzyna.
Ktňrys z nich moze ci kiedys
uratowac zycie, rozumiesz?
A ktňrys moze nie uratowac.
- Teraz ty.
- Ja?
Tak.
Nazywam sie Dewey Oxberger.
Przyjaciele mňwia mi Ox.
Nie da sie ukryc, ze mam nadwage.
- Skad!
- Tak, mam.
Poszedlem kiedys do lekarza.
Powiedzial mi, ze nalykalem sie agresji,
z nadmiarem pizzy.
Dobre!
Jestem troche niesmialy.
Jestem niesmialym facetem.
Zalecil mi trening agresji,
Jeden z tych kursňw,
ktňre sa teraz takie popularne.
Kurs kosztowal 400 dolcňw.
Nie mialem tyle,
wiec wstapilem do armii,
bo za to sie nie placi.
Jeszcze zrzuce tu pare kilo.
6 czy 8 tygodni ciezkiego treningu.
W sam raz dla mnie.
Wyjde stad jako zgrabna
i twarda maszyna do walki.
- Dobry pomysl, Ox.
- To prawda.
Ziskey.
Zawsze bylem troche pacyfista.
Gdy bylem maly, ojciec mawial:
" Nie bij kolegňw,
chyba ze masz pewnosc,
ze sie z tego wywiniesz".
Nie wiem, jakim bede zolnierzem,
ale chce, byscie wiedzieli,
ze w wypadku prawdziwej walki
zawsze stane za waszymi plecami.
Panie Pompki, teraz panska historia.
Panienki na mnie leca,
bo rzadko nosze bielizne.
Jak juz zakladam, to cos wyjatkowego.
Ale teraz juz wiem, dlaczego
zawsze odchodza do facetňw jak wy.
To nie mundur.
To wasze historie,
humor i wyobraznia.
Lee Harvey,
jestes przezabawny.
Gdy uprowadziles krowe,
ktňra twoi kumple prňbowali podejsc.
Mozna z toba konie krasc.
My w duecie to juz zupelny odjazd.
Stawiam wszystko na jedna karte.
Zglaszam sie na dowňdce plutonu.
Armia bez dowodzacego to jak stopa
bez palucha,
a sierzant Hulka nie zawsze bedzie
naszym paluchem.
Tu naleza sie oklaski
dla naszego najlepszejszego kumpla
i palucha,
sierzanta Hulki.
Swietnie, artysto.
Zobaczymy tez,
jakim jestes zolnierzem.
Pobudka o piatej.
Zaczniemy od
porannej inspekcji szafek.
Potem robimy 15 km,
czy slonce, czy deszcz.
Wiec lepiej idzcie juz ***, malenstwa,
bo sierzant Hulka sprawdzi,
jak daleko w tylek wchodzi jego paluch.
Z lňzek!
Mamy przed soba zajety dzien.
Zaczniemy od biegu na 7 km.
W imieniu calego plutonu
chce powiedziec,
ze bieg powinien sie odbyc,
gdy pluton bedzie bardziej wypoczety.
Dobrze, zolnierzu. W takim razie 15 km.
Dalsze uwagi?
Wielkie dzieki, Winger!
Swietny pomysl, dupku.
Szybko zawierasz przyjaznie, John.
O Boze! Mamo, ratuj!
Kapitanie Stillman.
Major Ellis prosi,
by pan przejrzal te raporty.
Raporty! Nic wiecej tu nie robie.
Chce sie rozerwac!
Prosze to potrzymac, kapralu.
Wspaniali mezczyzni.
To moi, kapralu?
Nie. Kapitana Bentona.
A moi gdzie?
Sierzant Hulka
na kursie pewnosci siebie.
Sierzant Crocker na poligonie.
Cudnie. Kapralu, przyprowadz jeepa.
Tak jest.
Granat!
Dalej!
Wspaniali mezczyzni.
To moja kompania?
Nie. To sa panscy, kapitanie.
Atakowac!
Atakowac!
Atakowac!
Stňj, kiedy cie zabijam!
Rňb 50 pompek, draniu!
Moge ci teraz zrobic, co chce.
15, 16, 17...
27, 28...
Zaczekaj.
- Wziales lzejszy.
- Pomylilem sie.
- Wlasnie.
- Zamiana.
- Pomyliles sie.
- Trzymam.
Bardzo ciezki.
Ten jest lzejszy. Posun sie.
Wychodzic!
- Stac! Zbiňrka!
- Sierzancie, pada.
To chyba nie jest pogoda
na marsz, sierzancie.
To sezon przeziebien i grypy.
51, 52...
- Kiedy zacznie byc fajnie, John?
- Juz jest.
Opusc tylek, bo ci go odstrzela.
Ruszac sie!
Ruszac sie!
W porzadku?
Powinienem byl opuscic leb.
Wiele sie dzis nauczylem.
Nigdy nie czulem sie lepiej.
To mňj najlepiej spedzony
dzien w zyciu.
Dziekuje za wciagniecie mnie
do wojska.
Wyciagnij mnie stad.
Zajme sie tym.
Dzis kurs na poludnie? Dobra.
- Co lykasz?
- Elmo mi to dal.
Choruje podczas lotňw.
To chyba aviomarin.
To pigulki Elma. Kwas.
John.
- Sporo tego wzialem.
- Ile?
Jedna teraz i jedna w koszarach.
Dwie w jeepie.
- Dwie, gdy wysiedlismy.
- No nie. Az 6.
To ci tragedia.
Nie bedziesz prowadzil
w tym stanie. Siadaj.
Zapnij pas, kowboju,
i zlňz stoliczek.
Za 12 godzin bedziesz znowu na ziemi.
Teraz bedzie troche dziwnie, ale...
Samolot sie rozpada.
Czesc!
Kapitan Hollister, Specjalna
Grupa Operacyjna. Kim jestescie?
- Major Dodge.
- Kapitan DeSoto.
Milo mi. Wiele o panu slyszalem.
Ja o was nigdy.
I nie ma was na grafiku.
Wolimy, by tak bylo, kapitanie.
To podwňjnie scisle tajna sprawa.
- Wywiad?
- Moze pňzniej.
Cokolwiek moge powiedziec
byloby klamstwem, kapitanie.
Podrzucicie nas
do waszego punktu docelowego
i tam nasze drogi sie rozejda.
Odmaszerowac.
Panie majorze, jestesmy na miejscu!
Dalej!
Dalej!
Russell!
Idziemy na wycieczke, John!
Dalej! Dalej! Dalej!
Najwazniejsze to nie panikowac.
Powinnismy chyba postawic szalas.
Potem zrobimy kamienne narzedzia,
by wystrugac wlňcznie i strzaly.
Wieczorem zapolujemy
na niedzwiedzia.
Ususzymy mieso na dalsza droge.
Rano zrabiemy wielkie drzewo
i wystrugamy kajak.
Znajdziemy rzeke,
ktňra wplywa do oceanu.
Przy odrobinie szczescia
wyplyniemy na szlak zeglugowy,
gdzie po paru dniach
znajdzie nas liberyjski frachtowiec.
Co ty na to?
Powinnismy szukac hotelu.
Dobry pomysl.
Halo!
Niektňre z tych roslin sa jadalne.
- Tak.
- Ta akurat nie.
Motel tez ujdzie.
- To moze byc glňwna droga.
- Miedzystanowa.
Musimy tylko znalezc stacje
benzynowa. Tam nam powiedza...
Ale odlot. Brazowe niebo.
Czesc.
Dziekuje.
Siadaj.
Dziekuje.
Kolumbia. Ziolo milosci.
Dobre. Dobre.
Pastylki.
Dla ciebie.
Dobre. Dobre.
O tak.
- Dobre z gulaszem.
- Dodaj okolo 30.
Swietnie. Super.
Czas sie zwijac.
Jaki maja problem?
Zwijamy sie.
Nie slysze! Dobrana z was para!
Kapitanie, mozemy sie zabrac?
Na poklad.
Tak jest.
Boze, co za widok.
Zmyj to mydlo. Tak, zmywaj.
Tak. Wypnij sie.
Upusc mydlo. Ale cycki!
Boze, chcialbym byc gabka.
Piekne. A tu...
Co za miesnie.
Nie wiedzialem, ze tak robia.
- Przepraszam, kapitanie.
- Prosze nie przeszkadzac.
Stillman!
- Tak jest.
- Pulkownik Glass.
Widze, kapralu. Odmaszerowac.
Milo mi pana widziec.
Witamy w naszym forcie.
- Przejdzmy do konkretňw.
- Tak jest.
Potrzebuje panskiej pomocy.
Slyszal pan o EM-50, kapitanie?
Naturalnie. To czolg czy cos takiego.
- Urbanistyczny pojazd desantowy.
- Tak.
Pentagon chce to oglosic
w przyszlym miesiacu we Wloszech.
General Barnicke chce
nieszablonowego plutonu rekrutňw
do obsadzenia EM-50.
Przebojowych wojownikňw.
Zrobimy im zdjecia,
jak testuja nowy pojazd.
" Najnowsi zolnierze i najnowsza bron".
Moze pan na mnie liczyc.
Spieprzysz cos, Stillman,
to oddeleguje cie do jednostki
za kolem podbiegunowym.
- Zrozumiano?
- Tak jest. Dziekuje.
Dobrze.
Bacznosc!
- Spasuje.
- Dobra.
Ja zostaje. A ty, Krazownik?
Chyba spasuje.
Czekaj, niech zobacze.
Cos ty, z takimi kartami?
Sprňbuj. Blefuj.
Ile mam postawic?
Ja stawialbym wszystko.
Ale to ja, ryzykant. Pan Vegas.
Smialo, decyduj sie.
Tak, wlasnie. Zostaje.
- Co masz?
- Fula.
3 trňjki i dwie szňstki. A ty?
- Dwie czwňrki i asa.
- Asa, ňsemke i siňdemke.
Przegrales. Gdybys mial
4 czwňrki, to bys wygral.
- Dobry jestes.
- Wprawiam sie.
Podoba ci sie?
Niezle jak na pierwszy raz.
Uwaga!
Zbiňrka. Ruszac sie!
Bacznosc!
Doszly mnie sluchy,
ze kilku czlonkňw trzeciego plutonu
kompanii Bravo
bez zezwolenia opuscilo koszary.
Chce wiedziec, kto to byl.
Przyznajcie sie teraz...
albo dowiem sie sam.
Swietnie, prosze pana.
Postarales sie o 24 godziny
skrobania smietnikňw.
Cofnac sie!
Jako ze nikt inny
nie ma na tyle odwagi,
by sie przyznac,
reszta plutonu
kolejne 2 weekendy spedzi
w pododdziale kuchennym.
Pasuje to panu?
To do dupy.
Czas, bysmy odbyli
prywatna rozmowe, Winger.
Do biura.
Mam wrazenie, Winger,
ze mnie nie lubisz.
Jeszcze sie na tyle
nie znamy, sierzancie.
Rozliczmy sie raz na zawsze.
- Dobrze.
- Jestes smieciem.
Jestem tu 28 lat.
Widzialem juz takich jak ty.
Wydaje ci sie, ze wszystko wiesz?
Powiem ci cos.
Nie masz pojecia o zolnierstwie.
Tak, to naprawde skomplikowane.
Szczegňlnie marsz w linii prostej.
Nie mňwie o tym! Sa wazniejsze rzeczy.
Dyscyplina, obowiazek, honor
i odwaga. Brak ci wszystkiego.
Tak, te slowa wiele znacza
dla skrobiacego smietniki.
Jesli mnie tu nie chcesz, wywal mnie,
ale przestan sie czepiac.
Moze chcialbys mnie walnac.
Z calej sily, sierzancie.
No to juz. Najlepiej jak potrafisz.
Nie usmiecha mi sie wiezienie.
Zdejmuje kapelusz.
Dobra, Winger.
Nie ma juz sierzanta od musztry.
Tylko ty i ja. Jeden na jednego.
Smialo, walnij jak najmocniej.
Walnij mnie.
Tchňrz.
Ciota.
Zapomne o tym malym incydencie.
A ty to sobie przemyslisz.
Moze kiedys zrozumiesz,
o czym mňwie.
Nie, nie przestawaj.
Nie przestawaj.
Szanuje cie.
I bede jeszcze bardziej.
Wiecej bitej smietany.
John. John.
Mialem dziwny sen. John.
John?
Zadzwonie do Anity.
Przyjedzie po mnie na dworzec.
Wrňce i postaram sie o mieszkanie.
Moze nawet odzyskam prace.
Dokad idziesz?
Oddalasz sie bez pozwolenia?
- Nie, dezerteruje.
- Ty idioto!
To powazne przestepstwo.
- Daj spokňj.
- Zaryzykuje.
Wstawaj. Nigdzie nie idziesz.
Posluchaj. Skonczysz to szkolenie,
zamkniesz gebe
i bedziesz wykonywal rozkazy.
- A wiesz czemu?
- Czemu?
Bo to ty mnie w to wciagnales, idioto!
To byl twňj pomysl!
Nie wciagalem cie. Potrzebowales tego.
Zabije cie! Niech cie diabli!
Gdzie te pieniadze? Gdzie podrňze?
Gdzie winnebago? Cholerne lajno!
To nie to, na co wyglada.
Jestesmy tylko przyjaciňlmi.
Do jeepa.
Dalej, idziemy.
Mialem wlasnie odebrac
mundur z pralni.
Odbierzesz pňzniej.
Jestesmy na miejscu. Wysiadac.
Nie zlozycie meldunku?
Zglosze, ze widzialam UFO.
" Cos widzialam,
ale nie wiem, co to bylo".
Dziekujemy.
Dobranoc.
Rusz sie! Dalej!
Chlopcze,
kobiety sa lepsze od ciebie. Ruszaj sie!
Wstawaj!
Dawaj!
Mňwi, ze nie da rady.
Czemu sam nie wejdziesz?
Cofnij sie, Winger.
Ruszaj sie!
Dobra, zolnierzu, zobaczmy,
jak ty wystrzelisz z mozdzierza.
- Jakie wspňlrzedne?
- Wspňlrzedne?
Tak, kapitanie. Do ustalenia kierunku...
Zolnierzu, armia wydaje krocie
na twoje szkolenie.
Przygotuj sie i strzelaj.
- Ale nie wiemy, gdzie sa...
- By sie dowiedziec, nalezy prňbowac!
Strzelaj.
No dobra!
Ktňrys z was, palanty,
chce tu wejsc i mnie zepchnac?
Jasna cholera.
Nadchodzacy!
Sierzancie, czy w zwiazku z tym
koniec na dzisiaj?
- Prosze sie oszczedzac.
- Tak.
Trzymajcie go! Trzymajcie go!
Wiem, ze tragiczny wypadek sierzanta
jest dla was wstrzasem.
Szczegňlnie teraz,
pod koniec szkolenia.
Sierzant Crocker ponosi
calkowita odpowiedzialnosc
za to zajscie.
Slyszalem inna wersje.
Kto to powiedzial? Podnies to!
Kto to powiedzial?
- Ty to powiedziales?
- Nie.
- Ty? Kto to powiedzial?
- Ja.
Nie obchodzi mnie twoja wersja.
Oficjalny raport podaje,
ze Crocker popelnil zaniedbanie
i stracil kontrole *** zolnierzami.
Niech bedzie, kapitanie.
Bedzie, zolnierzyku.
Nie zycze sobie takich uwag.
Dotyczy to wszystkich.
Temat zostal zamkniety.
Przestancie sie martwic
o sierzanta Hulke
i zamartwiajcie sie
o zaliczenie tego szkolenia.
Macie 3 dni, by sie przygotowac.
Moge wam powiedziec,
ze czarno to widze.
Bez ociagania sie.
Powinnismy skonczyc w rynsztoku.
Jestesmy to dluzni sierzantowi.
Zlotko, pňjdziemy do mnie?
Gdzie bylas, gdy moglas sie przydac?
Nie tracmy czasu.
Dobra, to tutaj! Wchodzimy.
Pom Pom, o swiatowej slawie.
Moze byc calkiem milo.
Czesc.
Niesamowite.
Trenowalem zapasy. Nie ma stolikňw.
- Tutaj. Przepraszam.
- Swietnie.
- Trenowales? Dobre miejsca.
- Tak.
Podnies nňzke, mala.
Zrobila mi przedzialek.
Dobra, dziewczyny, bierzcie ich!
Zaczynamy licytacje.
Nic ponizej 100 dolarňw.
Czy widze juz pierwsza stňwke?
- Musisz to zrobic, Ox.
- Nie moge.
- Przeciez trenowales.
- I przegrywalem.
Ale to kobiety. Sa slabsze.
- Czy mam 150?
- 160!
175? Jest! I 180!
- To niesprawiedliwe.
- Niesprawiedliwe?
Kogo to obchodzi?
Swiat i prawda nie sa sprawiedliwe!
Czy to sprawiedliwe,
ze taki sie urodziles? Nie!
Nie spodziewaja sie ciebie.
Spodziewaja sie blazna.
Ty jestes inny. Jestes dziwny.
Jestes mutantem. Zabňjca!
Wyszkolonym zabňjca!
Jestes zgrabna
i twarda maszyna do walki!
Zrobie to!
- Dobra. Wyjmij pieniadze.
- 413 dolcňw!
Mňj wielki kumpel zrobi to dla nas
za 413 dolarňw.
- I 58 centňw.
- I 58 centňw!
413 dolarňw i 58 centňw!
Poprosze pieniadze!
Szanowni panstwo,
dlugo oczekiwane wydarzenie.
3 pieciominutowe rundy,
do pierwszego przyduszenia.
Zadnego gryzienia
podczas tego starcia.
Prosze przestac!
Zadnego ciagniecia za nos.
Zrňb cos z tym! Co to za sedzia?
I zadnego kopania, panie i panowie.
Dobrze, do naroznikňw
i zaczynamy walke!
Chwileczke! Zaraz!
Moment!
O rany, ugryzla go.
Daj im wycisk, Ox!
- Uderzyles dziewczyne!
- Przepraszam, nie chcialem!
To mňj czlowiek! Mňj mistrz! Przestan!
Za toba! Nie powinno jej tu byc.
Przestan. Przestan.
Chodz tu. Juz.
Jestem dzentelmenem. Przestan.
W porzadku.
Dobra.
- Dzieki.
- Nie ma za co.
- Wielkie dzieki.
- W porzadku.
- Dobrze ci idzie.
- Nie chce tam wracac.
Musisz. I tak jestes juz brudny.
No idz.
Sciagniety do parteru i przyduszony!
Kompania Bravo!
Kompania Bravo!
Dalej, stary!
Dasz rade! Rozgrom je!
- Idziemy?
- Tak, chodzmy.
My sie zajmiemy ta dwňjka.
To zadanie specjalne.
Tak, jestesmy z nimi.
Louise, jak cie ciesze. Co tu robicie?
No, tlumaczcie sie.
No wiec, kapitanie, my...
Wybralismy sie na bingo
do YMCA.
No i... I tak jakos wyszlo,
ze jakims trafem
- znalezlismy sie...
- Zamknij sie.
Dobrze, prosze pana.
Wstyd i hanba.
Moze kilka dni w wiezieniu wojskowym
wplynie na wasza zachwiana postawe.
Ale mielismy jutro konczyc szkolenie.
To jeszcze lepiej.
General Barnicke zobaczy
wasze zalosne umiejetnosci.
A widzac, jacy z was kretyni,
osobiscie go przekonam,
ze caly pluton
musi powtňrzyc szkolenie.
Wysiadajcie.
Juz drugi raz wam darujemy
i nie starajcie sie o trzeci. Jasne?
- Jak slonce.
- Wracajcie do koszar.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
A co wy macie w planie?
General Barnicke wyjechal,
wiec rozejrzymy sie u niego.
Barnicke?
Barnicke?!
Jest mi dluzny kase. Ej, Barney!
Lap go!
Mamo, wrňcilem!
John!
- Nie.
- O nic sie nie martw, dobra?
Ladnie tu.
Jesli przez to mozecie miec klopoty,
to wychodzimy.
W porzadku, generala nie ma do rana.
Swietnie.
Dzieki.
Czuje sie, jakbym miala 16 lat,
a rodzicňw nie ma w domu.
16? Zagramy w butelke?
Powodzi mu sie. Chcesz?
Napatrzyles sie na lodňwke generala.
- Chodzmy.
- Zajrzyjmy do generalskich szafek.
John!
Wiesz, jestes bardzo ladna,
- jak na gliniarza.
- Wielkie dzieki.
To ja dziekuje. Wiesz, w czym problem?
- Nie wiem.
- Jestes uzbrojona.
Ciezko uzbrojona.
Faceci nie lubia uzbrojonych kobiet.
Nie wiedza, jak je podejsc.
A reszta problemu?
Powiedz mi.
Nie zaaplikowano ci kuracji
nalesnikowej.
- Nie przypominam sobie.
- Najpierw na grill.
- Podgrzeje cie.
- Przestan!
Przyklejasz sie spodem,
moja droga. Podskakuj!
Dobrze, teraz uklepiemy.
Wyrňwnamy.
- Juz nie chce! Przestan!
- Nie chcesz?
Moze chcesz to.
- A co z tym zrobisz?
- To. I to.
Kto jest twoim przyjacielem? Kto?
Ja jestem, prawda?
- Szalejesz za mna, prawda?
- Nie.
Jestes zakochana po uszy.
Szalenczo i gleboko mnie kochasz?
Tak.
Wiedzialem. Czulem to.
Jeszcze zanim to zlapalem.
Najwyzszy czas.
Co teraz?
Chodzmy sprawdzic,
co general trzyma w szafach.
Dobrze wiedziec,
ze potrafisz tak sie ruszac.
Dobrze wiedziec,
ze potrafisz mnie rozgrzac.
To milo.
Zaczekaj, skarbie.
Mam tu narzedzie dla ciebie.
Chodz tu.
Nie wierze, ze w to gramy.
- Dobra, na kolana.
- Brzmi niezle.
Najpierw zasady gry.
Udajesz, ze twoje cialo otacza pole.
Prňbujemy sie do siebie zblizyc,
nie dotykajac sie.
- Jasne?
- Brzmi nieskomplikowanie.
Powinno.
Chyba jestem w tym dobry.
Moze.
A jak sie wygrywa?
Wygrywa ten, kto nie przelamie pola.
- Wlasnie przelamales moje.
- Dobra, wygralas.
To bylo ciekawe.
To koniec. Mozemy sie w ogňle
nie pokazywac na apelu.
Wy biali pewnie dostaniecie po 5 lat.
- A nas powiesza.
- Prawda.
Chlopaki!
Czemu tacy przygnebieni?
Nie kazdemu udalo sie
z piekna zandarmerka?
Stillman wpadl w furie,
kiedy nas zobaczyl.
Jak sie nie popiszemy,
powtarzamy szkolenie.
A nie bylo fajnie za pierwszym razem?
Ja tego nie zniose.
Jestes na czele mojej listy, Winger.
Spokojnie, Francis... Psycholu.
Uspokoicie sie, chlopaki?
Mamy czas. Ktňra jest?
- Druga *** ranem.
- Druga w nocy.
- O ktňrej pobudka?
- O piatej.
O piatej. To mamy cale 3 godziny.
Nie wkuwaliscie tak nigdy do testňw?
Ja opanowalem 2 semestry geologii
w 3 godziny.
Musimy tylko cwiczyc.
Cwiczymy cala noc i nadal beznadzieja.
- Ale madrale wrňcili.
- Tez mi pocieszenie.
Idziemy do hangaru.
Cwiczymy cala noc. Nauczymy sie.
- Damy rade, prawda?
- Nigdy w zyciu.
Na ramie bron!
Prezentuj bron!
Przygotuj bron!
Na ramie bron!
W prawo zwrot!
Lewa, lewa, lewa.
Trzymac rytm. 1, 2, 3, 4.
Czarni, pomňzcie bialym.
- Co on powiedzial?
- " Czarni,
pomňzcie bialym".
Chlopaki, spokňj!
Chwila!
Przestancie! Juz!
Spňjrzcie na siebie, glupki!
Przestancie! Przestancie!
O co wam chodzi?
Glupki!
Kazdy z nas jest inny.
Nie jestesmy z plemienia Watusi.
Ani nie jestesmy Spartanami.
Jestesmy Amerykaninami.
Przez duze A.
Wiecie, co to oznacza?
Wiecie? Ze nasi przodkowie
zostali wygnani z reszty
normalnych krajňw swiata.
Jestesmy nieszczesnym odpadem.
Jestesmy podludzmi.
Jestesmy kundlami.
- Oto dowňd. Ma zimny nos.
- Mňzg tez.
Ale nie ma wierniejszego,
bardziej lojalnego i kochanszego
zwierzecia od kundla.
Kto widzial Zólte Psisk o?
Kto plakal, gdy pod koniec filmu
pies zostal zabity?
Nikt nie plakal,
gdy go zastrzelili? Jasne.
Ja ryczalem jak bňbr.
Tak.
Wszyscy jestesmy psami
i wszyscy sie rňznimy.
Ale mamy jedna wspňlna ceche.
Wszyscy bylismy na tyle glupi,
by isc do wojska.
Jestesmy mutantami.
Cos jest z nami nie tak. I to bardzo.
Cos jest naprawde nie tak.
Jestesmy zolnierzami.
Amerykanskimi zolnierzami.
Istniejemy i walczymy juz 200 lat!
Jestesmy potega!
Nie musimy sie martwic,
czy jestesmy dobrzy w musztrze.
Nie musimy sie martwic,
czy kapitan Stillman
chce nas powiesic.
Musimy byc
wojowniczymi zolnierzami Ameryki.
To tkwi w kazdym z nas.
A teraz rňbcie to co ja
i powtarzajcie za mna.
Chce byc z was dumny.
- Zbiňrka!
- Tak jest!
Pluton,
bacznosc!
Na ramie bron!
Do nogi bron!
Moze nie wiedza,
gdzie jest plac apelowy.
- Przy samych koszarach.
- No wlasnie.
Na prawo patrz!
Sprawdzilismy koszary. Nie ma ich.
Jesli nie zjawia sie za 5 minut,
aresztuj ich.
Apel jest o drugiej. Ktňra godzina?
Trzecia. Mozemy jeszcze ***.
To dobrze.
Trzecia! Jestesmy spňznieni!
John! John!
Jestesmy spňznieni na apel.
- Jestesmy spňznieni.
- Chodzmy.
Pobudka! Jestesmy spňznieni.
Gdzie to jest?
Dobra, zaspiewajmy cos.
Mňj Boze.
Pluton!
Raz, dwa.
Gdzie sie podziewaliscie?
- Wykonywalismy cwiczenia!
- Wykonywalismy cwiczenia!
Jakie cwiczenia?
Cwiczenia wojskowe!
Cwiczenia wojskowe!
Pluton! Jak ubieglej nocy, tylko lepiej!
Na ramie bron!
Do nogi bron!
Wykrok w prawo!
Obrňt w lewo!
Salut krňlowej Anny!
3, 5, 7!
Entliczek- pentliczek!
1, 2, 3, 4!
1, 2, 3, 4!
Piesek byl niemrawy, a liseczek zwawy!
- Gdzie wasz sierzant, zolnierze?
- Wysadzony, panie generale!
Wysadzony, panie generale!
Generale, to pluton sierzanta Hulki.
Zostal ranny podczas cwiczen.
Rozumiem.
Czy to oznacza,
ze sami sie przygotowaliscie?
- To fakt, Jack!
- To fakt, Jack!
- Kapitanie.
- Tak jest.
Wlasnie takich przebojowcňw
chce do mojego EM-50 we Wloszech.
- Ale oni...
- Bez "ale", kapitanie.
Wylatuja dzis wieczorem.
Panowie, pobalujemy we Wloszech!
Fort w Mediolanie we Wloszech
JESTESCIE WE WLOSZECH
J AKO AMBASADORZY
SWOJEGO KRAJU
Niezle! Super!
Najlepsze lňzko...
jest tutaj.
- Kto jest za Watykanem?
- Ja nie moge.
Zbierzmy ludzi, relikwie i jazda.
Co robisz? Zlaz. Musisz poslac moje.
Jestesmy we Wloszech. Facet z gňry
sciele temu z dolu.
Tak jest w regulaminie. W Niemczech
to ja scielilbym tobie.
Ale jestesmy we Wloszech,
wiec ty scielesz. Przepisy.
Kto sciele lňzka?
Buona sera, panowie.
To zyje.
Witamy we Wloszech.
Nie rozczulajmy sie nazbyt.
Najpierw musimy ustalic
pewne sprawy.
Nie wiem, co za szopke
odstawiliscie na apelu,
ale tutaj nie tracimy czasu na glupoty.
Macie chodzic wyprostowani,
zadbani i czujni,
o kazdej porze dnia i nocy.
Zajde wam tu za skňre.
To bedzie najlepsze wojsko w Europie.
Poscielcie lňzka! Rozpakujcie sie!
Zbiňrka o szňstej przed hangarem!
Czesc, sierzancie.
" Czesc, sierzancie". Zamknalbys sie.
Szňsta!
Jak wam wiadomo, general Barnicke
jest szczegňlnie zainteresowany
tym projektem.
Do tego zadania wyznaczyl was
i oczekuje, ze sie spiszecie.
Kurtyna, sierzancie.
Panowie, oto EM-50,
Urbanistyczny Pojazd Desantowy.
Prawdziwe cacko, pulkowniku.
Moze pan na nas liczyc.
Zbiňrka!
Potrzebuje dwňch ochotnikňw.
Ty i ty.
Bedziecie pilnowac pojazdu
do ňsmej rano w poniedzialek.
Reszta ma wolny weekend.
Odmaszerowac!
- Sierzancie, dlaczego ja?
- Nie wiem, synu.
Nie mam na to wojskowej odpowiedzi.
Nie lubie cie.
Milego weekendu.
Aha. Ma byc tak czysty,
ze mucha nie siada.
SClSLE TAJNE
URBANISTYCZNY POJ AZD DESANTOWY
PROJEKT EM-50
Niewiarygodne.
Nie uwierzylbys, co to potrafi.
John.
John.
- Czy nadawalbym sie na oficera?
- Boze, martwisz mnie.
Jestem w dobrej formie.
Trzymam sie prosto.
Dobrze wygladam.
Pierwszy weekend w Europie.
I spedzamy go w hangarze,
pilnujac samochodu.
Jestesmy razem.
Mialem nadzieje,
ze bedziemy miec towarzystwo.
Szkoda, ze one sa w Niemczech.
Moglibysmy wziac
- pokňj w hotelu.
- Tak.
I nie wychodzic z niego.
Byloby fajnie.
Moglibysmy wziac dziewczyny w Alpy
na mala przejazdzke.
- Nie.
- Tak.
- Nie, nie, nie.
- Tak.
- Tak, tak, tak.
- Nie, nie. Nie, John, nie.
- Ja poprowadze.
- Dobra.
Jestesmy.
Nie zapomnij, ze obiecales mi
wykwintna kolacje,
zanim obejrzymy to cokolwiek to jest.
Dobrze.
Chodz, moja droga.
Ale to wielka tajemnica,
wiec nikomu nie mňw.
- Chyba ze beda mnie torturowac.
- Chodz.
- Sprawa urzedowa.
- Prosze o identyfikator.
Dziekuje, kapitanie.
Tak. Podazaj za mna.
Gdy armia powierza komus
tak odpowiedzialne zadanie,
to oznacza, ze szykuje sie awans.
- Naprawde ci sie spodoba.
- Tak?
- Zle sie czujesz?
- Gdzie pojazd, do cholery? Gdzie?
Gdzie pojazd?
Gdzie EM-50?
Dwňch zolnierzy wzielo go do myjni.
Do myjni?!
Czy jest tu toaleta? Chce siusiu.
- Potrzymaj!
- Mieli identyfikatory.
Czy mam zawiadomic straze?
Nikogo nie zawiadamiaj. Zrozumiano?
I nikogo nie wpuszczaj,
nawet samego pulkownika!
Tak jest.
Mysle, ze Stillman jest niebezpieczny.
Tez tak mysle.
Dalej, na ciezarňwke.
Sierzancie.
Namierzylismy EM-50 w Niemczech.
Chyba jada do Berlina Wschodniego.
W 42. maja specjalny oddzial,
ktňry ma lacznosc z Air Recon.
Odzyskalibysmy EM-50 w dobe.
Wystawimy sie tylko na posmiewisko
calego wojska. Sami damy rade.
Ci kretyni nie daja rady
wiazac wlasnych sznurňwek.
Nie obchodzi mnie to, sierzancie.
Ladujemy ciezarňwke i wyruszamy.
Wyruszamy! Ruszac sie!
Chyba scigamy Johna i Russella.
Nie do wiary, ze to rosyjscy szpiedzy.
W koncu bedzie okazja, by kogos zabic.
Schloss Von Hapsburg
Niemcy
Czesc, Russell.
Wykonywalas zalecane cwiczenia?
- Mam tu magiczny kuferek.
- Naprawde?
Podnieca cie to?
Francuzki zawsze to robia.
Nie. Widzialem to
na kablňwce i nie podniecilem sie.
Uwazaj, mozesz mnie zranic.
- Mňj Boze.
- Chodz tu.
- Prosze.
- Zrobie to!
Ale juz ostatni raz.
Z niskiej trampoliny
reprezentant Akademii Wojskowej USA,
John Winger.
Zrobi *** w tyl.
Przewrňt na kolana, tylne odbicie,
koziolek w tyl
i podwňjny koziolek.
Padniecie twarza! Podwňjne padniecie!
Potrňjna glňwka! O nie! Kontuzja!
Brzmi ciekawie.
Mňj ojciec byl tu podczas wojny.
- W tej wannie?
- Umyj uszy.
Uwazaj. Louise, co o mnie myslisz?
Na poczatku myslalam,
ze jestes pomylony.
A teraz?
Nadal tak mysle, Russell,
ale jestes slodki.
- Padniecie twarza!
- John.
Zeskok.
I naskok.
John!
A tak? A tak?
- Jak dla ciebie?
- Idealnie.
- Dobrze?
- Cudownie. Doskonale.
- A tak?
- Jeszcze lepiej. O wiele lepiej.
Podoba mi sie.
Cos odmiennego.
Gdzie sie tego nauczylas?
Gdzie? Gdzie?
Jeszcze nie, prosze!
Nie teraz! Jeszcze!
Nie moge teraz przestac!
Staralem sie... Przepraszam!
- Nic nie widze, kapitanie.
- Skret w prawo bedzie za chwile.
Nie mozemy skrecic, bo...
Sierzancie, jesli bede potrzebowal
panskiej opinii, poprosze o nia.
Chryste, staranowalismy...
To moja misja, wiec pozwňl mi
nia dowodzic. Dziekuje.
Pieprzyc to.
- Dokad pan idzie, sierzancie?
- Sierzancie, dokad?
Sierzancie, co pan robi? Co pan robi?
Prosze bardzo. Tak.
Chlopcy, oddajemy to panom.
Banda kretynňw.
Gunther, kup sobie
nowego volkswagena.
Odradzam sznycle. Sa ze sznaucera.
Hans! Greta! Jestesmy sojusznikami.
Wszystko w porzadku. Dobra.
Klaus, postaw to tutaj.
W aucie sa nagie zwierzeta.
Lepiej nie patrz.
Prosze.
- Obca waluta.
- Chodz juz.
- Ide.
- Zostawiles wlaczone radio?
- Co?
- To krňtkofalňwka.
To ten EM-50?
Mayday, mayday.
Mayday. Kod 21. Status 7.
Mayday. Kod 21. Status 7.
Kod 21. Nadawaj.
Jestem z Armii USA. 41. Dywizja
Zmechanizowana. Kompania Bravo.
Pluton z dowňdca
zatrzymany przez nieprzyjaciela.
Wspólrzedne 416-397.
Ok olo 200 rosyjskich zolnierzy.
Przyslijcie pomoc. Musze k onczyc.
416-397. To Czechoslowacja.
- 41. Zmechanizowana?
- Kompania Bravo.
- To nasza.
- Tylko nie to.
- Zaczeli nas szukac.
- Oberwalo im sie.
Nam sie oberwalo.
Status 7, czyli sa tu nieoficjalnie.
Departament Obrony nie zareaguje.
To po nich.
- Jedziemy po nich.
- Tak.
- Nie.
- To nasza wina.
- Russell.
- To tylko Czechoslowacja.
Wkradniemy sie, odbijemy ich
i wykradniemy sie.
To nie Moskwa. To Czechoslowacja.
To jak wypad do Wisconsin.
W Wisconsin kiedys mnie napadli.
- Russell, czego sie boisz?
- Nie boje sie.
Obiecalem sobie, ze nigdy nie bede
zabijal i umieral.
A gdyby Rosjanie gwalcili ci siostre?
Znasz moja siostre.
Sam ja prawie zgwalciles.
Wystarczy, ze zabiora ja na kolacje.
Russell, to nasz pluton.
Ox, Elmo i Krazownik.
Kocham tych facetňw.
Jestesmy ich jedyna deska ratunku.
Po pierwsze, oni cie nienawidza.
Sukinsyny.
Po drugie, po ukonczeniu szkolenia,
nie bede w sluzbie czynnej.
Kiedy napadasz na nieprzyjaciela,
w pierwszym rzucie wysylasz wojsko.
Maja ludzi, ktňrzy sie tym zajmuja.
Zadzwonmy do nich.
Dobrze.
Nie jedziemy.
- Dobra.
- Dobra.
Mňj bohater.
Kurde, jestesmy tak blisko.
Chcialbym tylko rzucic okiem.
Ta Zelazna Kurtyna to musi byc cos.
Chcialbym miec przy niej zdjecie.
Moglibysmy?
Godzinka tam i z powrotem.
Zrobimy zdjecia i wracamy.
- Tylko rzucimy okiem?
- Tak.
- Dobra, rzut oka.
- Ten plan jest lepszy.
Zgubilismy sie.
Gdzie jest Innsbruck i Austria?
Jedziemy tam na narty.
- Znasz Brandy? Czesc.
- Przepraszam.
- Jaki slodki straznik graniczny.
- Gdzie toaleta?
Dziewczyny chca do toalety.
Musi tu byc toaleta.
Toaleta. Toaleta.
Czesc. John Winger,
Armia Stanňw Zjednoczonych.
- Jestescie moimi jencami.
- Po co nam oni?
Chicago.
Po co nam jency? Co my robimy?
Ruszac sie!
Czy slowo "akt wojny" cos ci mňwi?
- Mam plan.
- Super. General Custer tez mial.
Jestesmy w opalach.
Powiedzial, ze ma plan. Daj mu szanse.
Dzien dobry!
Co za kretyn. Wsiadaj.
- Udalo sie.
- Dobra robota, John.
- Co to za plan?
- Opracowuje go.
Boze, co za kretyn. Opracowuje go.
Brak planu to szalenstwo.
Zaraz zaczna strzelac.
- Cňz, musimy im pozwolic.
- Dziala!
- Louise, prowadz.
- Jestes niebezpieczny, wiesz o tym?
Interesujace.
Wiem jedno:
Oni maja bron i pare czolgňw.
I setke Barysznikowňw
biegajacych w kňlko.
- A my co?
- Co my mamy?
Mamy opancerzony pojazd rekreacyjny.
Szukamy ciezarňwki z naszymi.
- Karabin na wiezy.
- Widze.
Dobra, uwaga. Uwaga.
- Jest!
- Dostal! O Boze!
Dobry strzal, Russell.
- Jest ciezarňwka.
- To musza byc oni. Uwaga!
Drzwi, prosze!
John, tutaj!
- To nie bylo madre.
- Wiem.
- Kogo tu trzeba?
- Kogo?
Russella. Powinien tu byc.
- Russell!
- Russell!
Pomocy!
- Dzieki.
- Pomoglo.
Lepiej, zeby tam byli.
Bij, ile chcesz!
- W porzadku?
- Gdzie reszta?
- Czesc.
- Gdzie pozostali?
Halo?
Halo!
Halo?
- Halo?
- Halo.
- Kto tam?
- Idi Amin.
- To Winger!
- Jestesmy ocaleni!
Winger, wyciagnij nas stad!
Odsuncie sie od drzwi. Wysadze je.
Odsunac sie! Odsunac sie!
Dawaj.
Padnij!
- Mocarne drzwi!
- Zamkneliscie sie od wewnatrz?
To przez was tu siedze!
To zawsze wasza wina.
Nie potraficie sluchac
moich rozkazňw, choc jestem...
- Otworzyc te drzwi!
- Zgniote go!
- Winger! Tak sie ciesze!
- Co tu robicie?
Uwazaj, czolg za nami!
Znajdz Johna, to go zabije.
Tu byl nasz wňz.
Russell?
Spadamy stad!
Tutaj!
John!
Chodz!
Masz klopot! To wlasnosc rzadowa.
Cos blokuje droge. Trzymajcie sie!
Trzymac sie!
Za stary jestem na taka zabawe!
Panowie, jestesmy w Niemczech!
Nie znosze turystňw.
Ale samochňd bylby dobry
na podryw w Minsku.
MIEJSCOWI WYPEDZAJ A
HORDE J ANKESÓW
Powrňt do domu
Pluton, bacznosc!
Salut krňlowej Anny!
Wstawaj!
BOHATER NA EMERYTURZE
oglasza siec HulkaBurger
Dziekuje. Cudownie byc w domu.
WALCZA CE KOBIETY AMERYKI
Wojskowy smialek
MOJE ULUBIONE CZOLGl:
Firepower kontra MPG
Kochani, jestesmy najlepsi!
ZISKEY OCENIA ROSJ AN
"To cioty!".
Ox, dostalismy medale za walecznosc!
Ale niespodzianka!
Fajowo! Czyj to pomysl?
Dobra, przenosimy sie do mnie.
Niesamowite.
Senatorze, prosze mi to przypilnowac.
Tyle listňw napisalem.
Nie wiedzialem, czy przyjdziesz.
Zadnych pytan.
Wracamy do hotelu
i bedziemy sie kochac jak szalency.
Czego sie gapisz? Odwrňc wzrok.
WYGRAJ RANDKE Z O XEM!
NAJNOWSZY OBIEKT WESTCHNIEN
AMERYKANSKICH NASTOLATEK!
Stary.
Nowa armia:
Czy Ameryka przetrwa?
REKORDOWE MROZY!
Jednostka arktyczna
wita nowego dowňdce
W prawo zwrot!
Naprzňd marsz!
Lewa, lewa, lewa, prawa, lewa.
5, 6, 7, 8.
Tekst polski:
Anna Dyba
Napisy:
SDI Media Group