Tip:
Highlight text to annotate it
X
WIEZIENIE FEDERALNE
HudoIin, PensyIwania
Witaj, bracie.
Jak to? Zadnej walizki?
Zjezdzajmy stad.
Nie paI w wozie.
NOWY JORK
Dzien dobry, panno Graves. Witamy.
Milo pania widziec.
- Moge wziac pani plaszcz?
- Nie, dziekuje. Zaraz wychodze.
Brad, Dex, przepraszam,
nie moge zostac na Iunchu.
Jade do Detroit na posiedzenie zarzadu.
To nie potrwa dlugo.
Nic nie zamawiam.
Nie, wypije niskokaloryczna cole.
Prosze o wode mineralna Evian.
Nie, wole San Pellegrino. Bez lodu.
Jest ugoda. Nie ma ugody.
- Moja klientka odmawia.
- Co to znaczy?
- Jej firma jest warta wiecej.
- To jej zdanie czy twoje?
Namyslilam sie, to wyglada smakowicie.
- Powiedz, czego chcesz...
- Wedzonego kurczaka?
Musze zatelefonowac.
Porozmawiaj z nami. O co ci chodzi?
O sprawiedliwy swiat,
w którym grube ryby
nie zawsze dostaja, czego chca.
Ciagle odgrywasz sie na bylym mezu?
Zaplacisz mi za to.
Kim jest jej byly maz?
Mam za dlugi jezyk.
Kicia!
Nie nazywaj mnie Kicia.
Przepraszam. Chcialem byc czuly.
O co chodzi?
O nic. Mam spotkanie,
wiec bede sie streszczac.
Chciales sie ze mna kochac
w nietypowym miejscu, pamietasz?
Co powiesz na Detroit?
Zbyt wyrafinowane.
Poza tym w niedziele instaluja mój ekran,
a w przyszlym tygodniu mam prezentacje
Mile High Mall w Denver.
- Co mam robic sama w Detroit?
- Kup wóz, jak prawdziwa Amerykanka.
Nie kocham cie i nie bede tesknila.
Zadzwon stamtad.
Sorenson i Diggs.
Prosze do srodka. Dobrej zabawy.
Dziekuje bardzo. Zajmiemy sie tym.
Cala przyjemnosc po mojej stronie.
Co sie stalo, szefie?
Zgodzili sie?
Byliby durniami, gdyby odmówili.
Czego chca ci Kolumbijczycy?
To pewny interes!
Mamy w kieszeni wszystkich celników.
Wszystko przygotowane!
Jest maly problem. Wisi *** nami chmura.
KarteI zaoferowal 50 miIionów doIarów.
Mamy 30 dni na pozbycie sie
tego malego problemu.
Jarmin. Wiedza o Jarminie, prawda?
Czas z tym skonczyc.
Musimy go znalezc i sprzatnac.
Latwo powiedziec.
Dla pewnosci tym razem zrobimy to sami.
Uroczy dzien.
Ale troche sie chmurzy.
WARSZTAT SAMOCHODOWY Marvina
Zamykamy, Billy Ray.
Nikt nie przyjedzie w taka pluche.
Zostaw ten zlom i chodz na kolacje.
Nie powinienes ciagle byc sam.
Jestes tu od trzech miesiecy,
a nie masz zadnych przyjaciól.
W kazdym razie ja o zadnych nie wiem.
Umyj sie i przyjdz poznac moja zone.
Slyszysz?
Wylacze to radio.
Zasnales tam?
Boze! Ratuj mnie, Marvin!
Pomóz! Wyciagnij mnie!
Wydostan mnie stad!
- Wytrzymaj!
- Ratuj mnie!
Wyciagnij mnie stad!
Cholera!
Podnies to!
Co ja zrobie bez nóg?
Ale masz mine!
Rozum ci sie pomieszal?
Przepraszam. Musialem cos zrobic,
zeby przerwac nude.
Nudzisz sie?
Jak diabli. To nie twoja wina.
Niespokojny duch ze mnie.
Dlatego ciagle sie przenosze.
Mam to po ojcu. Jest komiwojazerem.
Sprzedaje szczotki do wlosów w Kentucky.
Mówiles, ze hoduje swinie w Tennessee.
Hoduje swinie i sprzedaje szczotki.
Pleciesz, co ci slina na jezyk przyniesie.
Ty nigdy nikogo nie nabrales?
Ja sie tym zajme.
Dziekuje za zaproszenie na kolacje.
- Czym moge sluzyc?
- Do pelna, prosze.
- To program WJB?
- Nie mam pojecia.
Tak, to jest to. Muzyka z Iat 60.
Slucham ich calymi dniami.
Wie pani, co mówia o tamtych czasach?
Jesli je pamietasz,
to nie zyles wtedy naprawde.
- Sprawdzic silnik?
- Nie. To wynajety wóz.
Przyjezdza pani do Detroit
i wynajmuje BMW?
To jakby w Niemczech
jesc kielbaski Jimmy Dean.
W Tennessee, skad pochodze,
nigdy nie widzialem takich wozów.
W wieku 22 Iat odkrylem,
ze za granica robia wozy.
Pochodzi pan z Tennessee?
- Tak, jestem z Poludnia.
- Jak sie pan nazywa?
Billy Ray.
Nosze imiona dwóch lotrów, którzy,
zdaniem mamy, mogli byc moimi ojcami.
Placi pani gotówka czy karta?
Rick?
Slucham pania?
- Moze byc MasterCard?
- Oczywiscie.
- Bardzo mi pan kogos przypomina.
- Naprawde?
Pewnego chlopaka. Mezczyzne.
Nazywal sie Rick Jarmin.
Zginal w wypadku Iotniczym w Meksyku.
Pietnascie Iat temu.
- Nigdy nie bylem w Meksyku...
- Tak samo sie pan smial.
- Niechcacy.
- Tak samo pan wyglada.
Nie wiem, co powiedziec.
Zechce pani podpisac?
Zycze milego dnia.
- Billy Ray?
- Slucham pania?
Ma pan tatuaz?
Tatuaz? Nie.
Na prawym ramieniu. Golab.
Nie mam tatuazu.
Nie wyjde, póki mi pan nie pokaze.
Mam nadzieje, ze nikt nie widzi.
Prosze. Zadowolona?
Prawe ramie.
To rana z Wietnamu. Mam tez nizej.
Chce pani zobaczyc?
Przepraszam. Mój przyjacieI
nigdy by nie poszedl na wojne.
To znaczy?
Byl przeciwny zabijaniu.
Chcialabym panu pomóc,
ale agent Baird jest na emeryturze.
MINISTERSTWO SPRAWIEDLIWOSCI
Niemozliwe! Uprzedzilby mnie o tym.
Zajmowal sie moja sprawa od 15 Iat.
Prosze podac aktualne dane,
to skontaktuje pana z wlasciwa osoba.
Z calym szacunkiem,
ale nie wiem, kim pani jest.
Jesli podam nazwisko i numer,
bedzie pani wiedziala wszystko.
- Prosze zaczekac.
- Nie, rozlaczam sie. Cholera! Halo?
Przepraszam.
Dzwoni facet, na którego pan czekaI.
Jest na linii.
Nie chce podac aktualnych danych.
Chce rozmawiac z Lou Bairdem.
Rick? Co slychac?
Mówi Joe Weyburn. Pamietasz mnie?
Umiescilem cie u fotografa w Cleveland.
To bylo w 1978? Nie, w 1979.
Nie pamietam cie.
Wszyscy faceci z FBI wygIadaja tak samo.
Wiercipieta z ciebie. Gdzie teraz jestes?
Gdzie Lou? Nie wierze,
ze przeszedl na emeryture.
- Powiedzialby mi o tym.
- Prawde mówiac, stracil cie z oczu.
- Stracil mnie z oczu?
- Tak.
Dlatego poszedI w odstawke.
Teraz ja sie toba zajmuje.
Gdzie on jest? Dokad wyjechal?
Dokad wyjechaI?
Kiedys dal mi numer
do siostry w St. Louis.
Jezdzil tam na urlop. Jest tam teraz?
Slusznie sie domyslam?
On wypadl z gry.
Masz jakies klopoty?
Zadnych. Gdzie jest Sorenson?
Ciagle siedzi, o ile mi wiadomo.
ZWOLNIONY WARUNKOWO
Nie ma sie czym martwic.
Nigdy nie wyjdzie!
A jego wspólnik?
- Diggs?
- Tak.
Jesli nie depcze ci po pietach,
pewnie wydaje brudna forse
w Ameryce Poludniowej.
- Nie mamy pojecia, gdzie jest.
- Co za ulga.
O co chodzi?
Pora na przenosiny?
Chyba tak. Gdzie mozecie mnie umiescic?
A gdzie jestes teraz?
Jakie nosisz nazwisko?
Daj spokój, na tym polega moja praca.
Bowers, Billy Ray.
Mieszkam *** warsztatem Marvina.
Canoga Street 1840, Detroit.
Zapisales? Nie bede tego powtarzal.
Ktos mnie rozpoznal.
Chce zniknac, zanim wróci.
Skopiowac: "K239: Richard Jarmin"? - Tak
Dobrze.
Za dwa dni.
Dwa dni?
Zostan tam, póki kogos
po ciebie nie przyslemy.
Dobrze, zaczekam.
Polecenie: Usun plik
Usunac plik: "K239: Richard Jarmin"? - Tak
Usunieto plik: "K239: Richard Jarmin"
Program Ochrony Swiadków FBI
PIik usuniety
Spadek cen na rynkach zagranicznych...
jest skutkiem wzrostu wartosci dolara...
i konkurencyjnej
produkcji w Europie i Azji.
Jesli dodamy do tego cla nalozone
ostatnio przez Wspólnote Europejska,
stanie sie jasne, ze dla uzyskania
spodziewanego wzrostu cen akcji...
musimy obnizyc koszty produkcji.
Poniewaz nasze straty...
czesciowo pokryje zakup
Coleman Shipping, powinnismy...
Boje sie o ciebie!
Czy sa sprzeciwy?
Panno Graves, prosze o odpowiedz.
- Panno Graves!
- Tak.
Nie.
Powstrzymuje sie pani od glosu?
Tak. Nie.
Rozumiem.
Powiedziala: "Starzejesz sie, Marvin.
"Pogadaj z tym mlodym czlowiekiem,
zaproponuj mu spólke."
- Nie mamy dzieci.
- Znasz mnie zaledwie trzy miesiace.
Skad wiesz, ze mozna mi zaufac?
Mialem na ciebie oko.
Zlodzieja nie przejrzysz.
Pójde na góre i zdrzemne sie troche.
Zobaczymy sie jutro. PrzemysI propozycje.
- Do jutra.
- To znaczy, ze sie zgadzasz?
Przemysle to.
Dobranoc.
Stacja nieczynna.
Stacja nieczynna. Otwieramy o 6:30.
Ty jestes Billy Ray Bowers?
Przyslal cie Weyburn?
Masz ciekawy akcent.
Cholera.
Zawsze byles dobrym aktorem, Rick.
- Udawales, ze jestes moim przyjacielem.
- Nieprawda.
- Odwróciles sie ode mnie.
- Bylem przeciwny zabijaniu.
Zawsze praworzadny?
Mój przyjaciel, pan Diggs, obawia sie tego.
Ja, dzieki tobie, odsiedzialem swoje,
ale *** nim ciagle wisi wyrok.
Zwazywszy, ze jestes jedynym swiadkiem,
który moze wsadzic go za kratki...
Ma na ciebie haka?
Wciaz sie mu wyslugujesz?
A ty, bohaterze,
babrzesz sie w smarze od 15 Iat?
Nie sadze, zeby wystawili ci pomnik.
Masz ostatnie zyczenie?
Co sie tu dzieje?
Uciekaj stad! Ratuj skóre!
Uwazaj!
Ratunku!
- Wpusc mnie!
- Rick, to ty?
Tak, to ja! Wpusc mnie!
- Skad mam wiedziec, ze to ty?
- To ja, Misiu. Otwórz te cholerne drzwi!
- Co ty tu robisz, u diabla?
- Ja? Co ty tu robisz?
Jestem tarcza strzelnicza.
- Widziala cie.
- Ja tez ja widzialem.
Doceniam to. Skorzystam
z twojego telefonu, jesli pozwolisz.
Lód. Potrzebuje mnóstwo Iodu.
Ja sie tym zajme. Idz do pokoju.
To apartament prezydencki.
- Moge zadzwonic?
- Zaraz tam przyjde.
- Panna Graves?
- Pan Takawaki!
Urzadza pani przyjecie?
Tak. W zenskim gronie.
Moze innym razem?
Moze.
Nie obchodzi mnie, ze wyjechali.
Musze sie z nimi skontaktowac.
Tak. Apartament prezydencki.
Centrala? Chryste!
- Rick?
- Co?
Nic ci nie jest?
Postrzelili mnie w tylek. Nie do wiary!
- Moge wejsc?
- Jestem goly. Zniesiesz ten widok?
Znosilam go przed Iaty.
Sadze, ze i teraz dam rade.
Biodro i posladek. Kula chyba przeszla...
Wietnam?
Jasne, ze nie. Wywabilem golebia.
Z niecierpliwoscia czekam na opowiesc.
Potrzebuje bandazy,
antybiotyku i czegos do dezynfekcji.
Czesto do ciebie strzelaja?
Jak dotad dwa razy.
Moglabys mi pomóc?
Rzuc okiem na mój posladek.
Zostawiles mnie przed oltarzem.
Tak wtedy myslalam.
Pojechaliscie z Jamiem szukac szczescia,
a po powrocie miales sie ze mna ozenic.
Mam dobra pamiec?
Popraw mnie, jesli sie myle.
Samolot zaginal bez wiesci.
Uznano cie za zmarlego.
Na pogrzebie rozpaczalam jak wdowa.
Slubowalam, ze nie zapomne o tobie.
I tak sie stalo.
Ciagle nosze w portfelu twoje zdjecie!
Pewnego dnia jade na stacje benzynowa,
a ty uciekasz przed zbirami i prosisz,
zebym obejrzala twój posladek.
Mila niespodzianka.
Rick zyje i jest ranny w tylek.
Zgadnijcie, kto jest ranny w tylek?
Rick! Wlasnie ogladam jego posladek!
Ty oszuscie,
tchórzu,
sukin...
nedzna kreaturo, lachudro...
Nic odpowiedniejszego
nie przychodzi mi na mysl, lajdaku!
Domyslam sie,
ze odmawiasz obejrzenia posladka.
- Ja odbiore. To pewnie do mnie.
- Nie odbieraj mojego telefonu.
Tak. Swietnie. Biore prysznic.
Jutro wracam do domu.
Dobrze. Czesc.
Ciagle ten sam?
- Kto?
- Harper. Jeremy III.
Bogaty, z byczym karkiem.
Ten, za którego wyszlas.
- Pamietasz go?
- Wiesz, ze wyszlam za maz?
Tak. Cztery miesiace po moim zniknieciu.
Dosc szybko, jak na wdowe w zalobie.
Gdzie byles?
- Dowiedzialabys sie, gdybys poczekala.
- Czulam sie samotna.
Czulas sie samotna,
wiec poslubilas posmiewisko uczelni!
Jerry KróI NapaImu. Jak moglas to zrobic?
Mylilismy sie. Mieli fabryke detergentów.
- Do czyszczenia bomb?
- Nie. Do zmywania naczyn.
Nie wyglupiaj sie. Zbili fortune na wojnie.
Wiec chodzilo o wojne?
Uciekles przed wojskiem?
Czy stchórzyles przed malzenstwem?
Dobrze sie czujesz?
Tak. Mam Iekkie mdlosci.
- Zadzwonie po Iekarza.
- Zadnych Iekarzy.
Hotel Four Seasons.
Recepcja? Jest tu apteka?
Oczywiscie.
Prosze mi przyslac gaze,
plaster i wode utleniona.
- Dobrze, panno Graves.
- Dziekuje.
Teraz mów, co jest grane.
To byl zwykly napad czy ktos cie sciga?
Masz dzieci?
Mówisz jak troskliwa mamusia.
Jestem prawnikiem. I mówie jak prawnik.
Moge ci pomóc.
Porozmawiasz ze mna?
Jutro.
Porozmawiamy jutro.
Dobry Boze.
Rick Jarmin zyje.
- Jak wam idzie?
- Wiadomo, kto to zrobil?
Moze. Zadzwonil swiadek,
który slyszal strzaly...
i widzial, jak mezczyzna z kobieta
uciekali granatowym BMW.
- Zobaczymy, co z tego wyniknie.
- Sierzancie, musi pan to zobaczyc.
Na razie.
Tedy.
Dziekuje.
Mam prawo byc wsciekly.
Zostawilem mu wiadomosc.
Czekalem i...
O której to odnotowal?
Chce rozmawiac z jego szefem.
Niech pani spróbuje po nazwisku. Bowers.
- Billy Ray Bowers.
- Nie ma nikogo takiego na liscie.
- Zadnych danych Billy Ray Bowersa?
- Nie.
- To moze Jean-Pierre Fouret.
- Nie ma.
- Jodie Turnbull.
- Nie ma.
- Matthew Carlson.
- Nie ma.
To moze Richard Jarmin.
Rick Jarmin. Prosze sprawdzic,
czy jest ktos taki.
Przykro mi. Zycze milego dnia.
Cos jest nie w porzadku.
Zdaje sie, ze przestalem istniec.
Oczekujesz kogos?
O 7:00 przynosza mi sniadanie.
- Która godzina?
- 6:48.
Masz rewolwer? Oczywiscie, ze nie masz.
- Masz w ogóle jakas bron?
- Nie. To moje sniadanie.
Ubieraj sie, Marianne. Szybko.
Damy sobie rade.
Co znaczy "my"? Ja sie stad nie ruszam!
Byly cztery zamachy na moje zycie.
Jesli otworzysz te drzwi, mozesz zginac.
Posluchaj. Jestesmy w prawdziwej fortecy.
Tak! Bywaja tu prezydenci i szejkowie.
Lee Iacocca z przyjaciólmi.
George Harrison.
Tak! Nie mozna sobie kupic wiekszego
bezpieczenstwa. Nie badz paranoikiem.
Nie cierpie przesadzac,
ale paranoja utrzymuje mnie przy zyciu.
Oni przychodza kazdego ranka. Zaufaj mi.
- Sniadanie, panno Graves.
- Co zamówilas?
- Co zamówilas?
- Zamówilam...
grejpfruta, rogaliki...
I co jeszcze?
Sliwki.
Spytaj, co przyniósl.
- Zaloze sie, ze nie odpowie.
- Co jest na sniadanie?
Pieczywo i owoce.
Juz otwieram.
Usiadz sobie wygodnie, Rick.
Podziele sie z toba sliwkami,
a ty mi wszystko opowiesz.
Nie zdejmuj lancucha.
Podzwon nim. Niech mysli, ze zdejmujesz.
Tak dobrze?
Tak. To dla ciebie zabawne.
O Boze!
- Gaz lzawiacy!
- Przynies!
Gaz lzawiacy!
Pospiesz sie!
- Szybko! Na góre!
- Zaczekaj! Wezme torebke.
- Pospiesz sie!
- Nie dam rady, Rick.
Co ty mówisz?
Sam Lee Iacocca tedy wchodzi.
Bardzo sie boje, Rick.
Od kiedy nosisz majtki?
Dowiem sie, o co chodzi,
czy mam zginac w imie starych czasów?
Idz za mna.
- Musze wiedziec, co jest grane.
- Ja tez.
Wladze federalne mialy mnie chronic,
ale mysle, ze próbuja mnie zalatwic.
- Kim sa ci faceci?
- Byli w brygadzie antynarkotykowej.
Jednego wsadzilem, drugiego móglbym.
Chca mnie i kazdego, kto jest ze mna.
- Dlaczego?
- Zeznawalem przeciw nim.
- W jakiej sprawie?
- To dluga historia.
To nie najlepsza pora na rozmowe.
Na pomoc!
Mój Boze!
To wejscie dla VlP-ów?
Dzien dobry. Jak sie zapowiada dzien?
Jestem taka glodna! Musimy stad wyjsc.
- Niebezpiecznie jest wracac do pokoju.
- Musze sie przebrac.
Nie! Kupimy cos, dobrze?
Jesli to nie sen, wpadlam po uszy.
- Jestes mi winien wyjasnienia.
- Zabierz mnie stad, a wszystko ci opowiem.
Nie. Tylko nie to.
Nie mam kluczyków.
Nabralam cie!
- Zamorduje cie kiedys!
- Nie wymachuj mi przed nosem!
Zjezdzajmy stad.
- Jak ci idzie?
- Swietnie.
Opowiedz mi wszystko.
Pamietasz, jak Jamie i ja zbieralismy
od wszystkich forse,
zeby pojechac na poludnie
i kupic troche dobrej trawki w Acapulco?
Pozyczyliscie samolot od jego ojca,
zeby poleciec do Mexicali.
Od tamtej pory sluch po tobie zaginal.
To wydawalo sie proste.
Lot na poludnie, zakup kilku paczek.
Ale nie, bylismy pewni siebie.
Zaczelismy pic, klapac ozorami...
i zanim sie obejrzelismy,
przyplatal sie facet nazwiskiem Sorenson.
- Sprawa nas przerosla.
- Byliscie durniami.
- Zawsze chciales byc wazny.
- Nie rozumiesz.
Rozumiem. Dwóch idiotów, jak zwykle.
Wszystko za dreszcz emocji.
Wszystko za dokopanie wladzy.
Pani zlota karta.
Skad ta postawa?
"Rick Jarmin jest durniem."
- Co sie z toba stalo?
- Zmadrzalam.
Tak nazywasz skorumpowanie?
"Madroscia"?
- Nic o mnie nie wiesz.
- Wiem, do czego jestes zdolna, kochanie.
Mamy granatowe BMW.
Nic sie nie zmieniles.
Nie znam wiekszego chojraka.
Powiedz szczerze.
Dalas cos kiedys biednym?
Czy oboje z Królem Napalmu
chowaliscie dolce do skarpety?
- To byly detergenty!
- Tak, mylilismy sie.
Bylismy bardzo bogatymi sknerami.
Czasem zapraszalismy nedzarza
w Swieto Dziekczynienia.
Nie czestowalismy go. Jedlismy indyka
i patrzylismy, jak biedak umiera z glodu.
- Dokad cie podrzucic?
- Do Wisconsin.
- Do Wisconsin?
- Tak. Racin w Wisconsin.
Musze znalezc Lou Bairda.
Tylko jemu moge zaufac.
- Co on robi w Wisconsin?
- Nic. On jest w St. Louis.
Caly Rick Jarmin.
Nie nadazam za twoja gonitwa mysli.
W Wisconsin jest mój notes.
W St. Louis mieszka siostra Bairda,
moze jest u niej.
Nie sadze, bys podlegal
programowi ochrony swiadków.
Jestes drobnym przestepca
i szuka cie policja.
- Nie mówisz serio.
- Albo nie splaciles karcianych dlugów.
- Wymysliles te afere z FBl.
- Do Wisconsin jest tylko szesc godzin.
- Mam swoje zycie.
- Jestes szczesliwa?
- Czekaja na mnie w domu.
- Rece na kierownice. Nie ruszac sie.
- Zabierz mi te bron sprzed nosa.
- Macie prawo do adwokata.
Ja jestem adwokatem, do cholery!
- Billy Ray Bowers?
- O co jest oskarzony?
Oboje jestescie oskarzeni
o zabicie Marvina Marsenta.
Widziano was w miejscu zbrodni.
Powiedz im, Rick.
- Co?
- O programie ochrony swiadków.
- W wiezieniu bedzie czas na opowiesci.
- Rece za glowe!
Ruszaj!
Do wozu!
Nie gadaj, tylko jedz!
- Zabiles go?
- Nie, kochalem go. Oni go zabili.
Wiec mozesz udowodnic niewinnosc.
Nie bede mial szansy.
Wczesniej mnie zabija. Ciebie tez.
Zabierz te stope!
Cholera! O Boze!
Polamiesz mi nogi!
Przestan wrzeszczec!
Uwazaj, gdzie jedziesz.
Jak najszybciej skrec na pólnoc.
Zdejmij glowe z gazu!
Cholera!
To ci nie wyjdzie na dobre.
- Co ty robisz?
- Siadam na twoim miejscu. Przesun sie.
To wynajety samochód.
Nie wolno ci go prowadzic.
- Przejmujesz sie wlascicielem?
- Oddaj mi kierownice!
Zabijesz nas oboje.
Przesun sie!
Jezu!
- Chyba ich zgubilismy.
- Gdzie jestesmy?
Nie widac ich juz.
- Jestesmy w tunelu kolejowym.
- Gdzie?
Cholera!
Cofaj!
Nie wiem. Znikneli.
Szlag by to!
Co ty wyprawiasz? O malo nas nie zabiles!
Zrobilem to dla ciebie.
Zeby cie rozerwac.
Nie moglam uwierzyc, ze...
Mialas szybki refleks.
Bylam taka przerazona!
Spodoba ci sie Racine.
To miasto happeningów.
Samochód wynajela Marianne Graves,
prawniczka z Nowego Jorku.
Nie wiem, jak sie w to zamieszala,
ale nie podoba mi sie to.
Powiedzmy, ze to porwanie.
Zabije ja tak,
jak zabil szefa na stacji benzynowej.
Nie podoba mi sie to zabijanie.
Usuwanie swiadków...
Nie próbujesz sie wycofac, prawda?
To nie jest dobry pomysl, Joe.
Nie pal, prosze.
Z przykroscia bedziemy musieli
powiadomic wladze, ze 20 lat temu...
sprzedales skonfiskowane narkotyki
z magazynu policji.
Tak, Joe. Szkoda by bylo
zmarnowac tak piekna kariere.
Spokojnie.
Robie, co moge. Wymyslilem porwanie,
zeby zaangazowac FBl.
Mamy dostep do jej telefonów,
kart kredytowych, konta.
Predzej czy pózniej musza wyplynac.
Albo zastrzela, albo przymkna Jarmina.
Potem jest wasz.
Nie mozemy sie doczekac, Joe.
Zawodowiec.
LINIA PROMOWA - DETROIT - RACINE
GORACE NAPOJE
Nosisz przy sobie setki!
Dwojgu pozostalym muszkieterom.
Zawsze kochajacy Jamie
Gdzie jestesmy?
Jedziemy na skróty.
Co sie stalo?
Nic.
Nie powiedzialem ci, ze Jamie nie zyje.
Boze!
Sorenson i Diggs go zabili.
Byli skorumpowanymi agentami
brygady antynarkotykowej.
Przylapali Jamiego i mnie
na kupowaniu trawki...
i zagrozili wiezieniem,
jesli nie zrobimy, co kaza.
Wjednej chwili bylismy dzieciakami,
a w nastepnej tkwilismy po uszy
w wielkim biznesie narkotykowym.
Potrzebny byI im nasz samolot.
Polecielismy ponizej zasiegu radarów
do ukrytego lotniska po stronie USA.
I tam sie zaczelo pieklo.
Diggs i Sorenson musieli byc obserwowani,
bo czekalo na nas mnóstwo gliniarzy.
Sorenson zaczaI strzelac.
ZabiI faceta ze strazy granicznej.
Drugiego zraniI.
Diggs uciekI.
Ja i Jamie chcielismy
unieszkodliwic Sorensona,
zanim jeszcze kogos zabije.
Popelnilismy blad.
Jamie dostal kule prosto w serce.
Spedzilem trzy miesiace
w wiezieniu w Mexicali,
zanim FBl zaproponowalo mi immunitet...
w zamian za zeznania przeciwko
Diggsowi i Sorensonowi.
Potem objeto mnie
programem ochrony swiadków.
Czasem bywalo zabawnie.
Dlaczego do mnie nie zadzwoniles?
Nie chcialem cie w to mieszac.
Mialas wkrótce wyjsc za maz,
wiec odpuscilem sobie.
To tutaj?
Chyba tak. Wszystko sie pozmienialo.
Tak, tutaj. Jesli nie, czekaja mnie klopoty.
Poszukam toalety.
Dasz pare groszy na podróz
do szpitala dla weteranów?
Zaczekaj.
- Zaraz do ciebie wróce, stary.
- Czego szukasz?
- Co tam masz?
- Co ty robisz?
Masz tylko takie.
Trzymaj, bracie.
- Zjedz trzy posilki za moje zdrowie.
- Masz tylko tyle?
- Jak smiales to zrobic?
- Facet jest glodny.
Ja decyduje, co robic z moja forsa!
- Masz jej mnóstwo. W czym problem?
- Ciezko na nia pracowalam!
Dlaczego nosisz przy sobie same setki?
Status?
Nie! Na czarna godzine.
- To byla czarna godzina.
- Ale nie moja.
Przez takich jak ty gloduje pól swiata.
Nie widze, zebys karmil biednych!
A co zrobilem przed chwila?
Jestes blaznem!
Tak uwazasz?
Mattie?
Mattie Carlson? Mój Boze!
- Mattie?
- Musze ci cos powiedziec.
Odchodzac stad,
bylem winien temu facetowi kupe forsy.
Nie uwierzycie, kto tu jest!
Szalony Mattie Carlson!
- Poczekaj w aucie. Moze byc nieciekawie.
- Tylko nie to.
FRYZJERSTWO ARTYSTYCZNE
Musimy porozmawiac.
Byles fryzjerem?
Program ochrony swiadków
nie daje wielkiego wyboru.
Nie do wiary!
Raun oszaleje z radosci! Nie do wiary!
Nie przywitasz sie ze starym kumplem?
Odjelo ci mowe?
Powiedz cos!
Czesc, Scotty.
Czesc, dziecinko.
Nie moge uwierzyc, ze wróciles!
- Jak sie miewasz?
- Swietnie.
Podoba mi sie...
Sa brudne. Powinienem je podciac.
- Wspaniale.
- Kto to?
Moja siostra.
Czesc. Przywitajcie sie z Raunem.
- Umiera z niecierpliwosci!
- Na pewno.
Twój brat jest geniuszem!
Michal Aniol fryzjerstwa. Nie przesadzam!
Stracilismy polowe klientek, gdy odszedl.
Wyjechal podczas przerwy obiadowej.
Uwierzylabys?
Bulka z maslem!
- Masz klase.
- On mnie zawsze czesze.
Wracasz do nas?
Bedziesz musial splacic dlug Raunowi.
- Raun, zobacz, kto wrócil.
- Czesc, Raun.
Witaj, Matthew.
Pewnie dziwi cie mój widok.
Schudles. Twoje wlosy!
Wygladasz o 10 lat mlodziej.
Nie plec bzdur. Byles niegrzeczny.
Wiem. Mea culpa.
Sic semper tyrannis.
Masz racje. Przyjechalem,
zeby splacic dlug.
Niespodziankom nie ma konca.
- Masz moje rzeczy, mój notes...
- Pokaz gotówke, pokaze ci twój notes.
Zaczekaj chwilke.
- To cie smieszy?
- Tak.
Potrzebuje 2000 $ gotówka.
Czasem dobrze, ze jedno z nas
jest materialista, prawda?
- Pomóz mi, prosze.
- Co bede z tego miala?
Jak dostane notes, znajde Lou Bairda
i szybciej oddam ci forse.
Jak nie dostane notesu,
bedziesz sie ze mna meczyla.
No wiec jak?
Na kogo mam wystawic czek?
Skad mam wiedziec, ze twój czek
ma pokrycie? Chce gotówki!
- Tam jest bank.
- Dostane notes?
Porozmawiamy o tym, gdy zobacze forse.
Poza tym naleza mi sie przeprosiny.
Potem mozesz mnie uczesac.
- Po co poprawiac doskonalosc?
- Zrób to, Rick!
- Kto to jest?
- Jego siostra.
- Powiedziala do niego: Rick.
- Powiedzialam: bzik.
On ma bzika!
Gotówka. Przeprosiny. Fryzura.
W tej kolejnosci. Poczekam.
Prawo jazdy i dowód tozsamosci.
Moga byc karty kredytowe?
Spokojnie.
NATYCHMIAST ZAWIADOMIC POLICJE
POSZUKIWANY PRZESTEPCA
UZBROJONY I NIEBEZPIECZNY!
Dokad on poszedl?
- Zatrzymaj ich.
- Nie zrobie tego.
Slucham pana?
- O co chodzi? Moze sie pan pospieszyc?
- Oczywiscie.
Dobrze.
Bierzcie, co chcecie.
- Co pan robi?
- Spiesze sie jak moge.
- Tam.
- To nie byl dobry pomysl.
Stac!
Nie ruszac sie!
Rece do góry.
Na podloge!
- Moje karty kredytowe!
- Zapomnij o nich!
Wezme tylko zlota. Prosze, pozwól mi...
Nie wstawac, bo zabije zakladniczke!
- Moja torebka!
- Chodz tutaj!
- Co sie tu dzieje?
- Przejdzcie na druga strone ulicy.
Juz sie robi.
Nie ide z toba!
Nie masz wyboru. Ciebie tez szukaja,
i to nie tylko gliny.
Co mam robic?
Uciekac z toba przez cale zycie?
Decyzja nalezy do ciebie.
Jak nas zlapia, bedzie po nas.
Wskakuj albo do widzenia.
Chodz.
Zegnaj, kochany.
Zegnaj.
Co ty wyprawiasz?
To ten samochód. Lieberman?
Przeszukaj okolice. Wez McCurrina.
Sprawdzcie wszystko.
Tak jest.
- Przeszukajcie wszystkie sklepy.
- Dobrze.
- Odholujcie samochód.
- Tak jest.
Przeszukajcie wszystkie sklepy.
Co ja mam robic?
Wskakuj!
- Co ty tu robisz?
- Stesknilem sie za toba.
- W porzadku?
- Dlaczego tam wracamy?
Zapomnialem czegos.
Raun chce sie pobawic!
- Co to ma byc? Cyrk na kólkach?
- Oto forsa, oddaj notes.
Wiecej niz trzeba. Oddaj mój notes!
Zabierz mnie ze soba!
- To miasto cie potrzebuje.
- Nie plec bzdur. Wyjedzmy stad.
To powinno wystarczyc na pokrycie strat.
Jakich strat?
Cholera.
Trzymaj sie.
Uwazaj!
Widze podejrzanych, ruszam w poscig.
Trzymaj sie.
Z drogi!
Jade za podejrzanymi.
Uwazaj!
Juz ich prawie mam.
Dlaczego lezysz na moim chodniku?
Juz za nimi nie jade.
- Nie mozna szybciej? Spieszy nam sie.
- Robie, co moge!
Stac! Rece do góry!
Na podloge!
Kobieta jest z nim dobrowolnie.
Spójrz na to.
Wracacie?
Ona chce wrócic po pieniadze,
a jej facet chce uciekac.
To nie jest jej facet.
Wyjasnijmy to sobie. Ja nim jestem.
Tu nie chodzi o porwanie,
wiec to sprawa wladz IokaInych, nie FBI.
Czesc, Joe. To jest PauI Bernhardt.
Joe Weyburn, nasz pracownik.
Ma pan pomysl na schwytanie ich?
On najwidoczniej tam pracowal.
Moze wraca na stare smieci.
Bez wykazu poprzednich wcielen
bedziemy siedziec z zalozonymi rekoma.
Zajme sie tym.
"Matthew Carlson,
salon fryzjerski w Racine."
"Jodie Turnbull, Muncie Farms."
Prosze mu powiedziec,
ze Rick Jarmin chce z nim rozmawiac.
To pilne.
Jarmin. J-A-R-M-I-N.
Najwczesniej o której?
O 18:00. Punktualnie, prosze pani.
Dziekuje...
Tak. Bedzie wiedzial, kto.
Prosze mi wierzyc, pamieta mnie.
Jeszcze raz dziekuje.
Do widzenia pani.
Alleluja!
Bedzie tam o 18:00.
Musial jechac do Iekarza. Dobra nasza!
Pracuje w zoo.
Kiedys zalatwil mi tam posade.
Opowiadalem ci, jak pracowalem w zoo...
Nie chce sluchac o zoo.
Chce wyjsc z tych krzaków.
Mam na sobie kaszmir. Jest 40 stopni.
Nie wytrzymam do 18:00.
- No to...
- Tak?
Znam pewne miejsce. To po drodze.
Tylko pare godzin jazdy.
Dasz rade?
- Co powiedzialas?
- Nic.
Jak masz cos do powiedzenia, to mów.
Jasminowe Wzgórza-Klinika dla zwierzat
Pobudka.
- Potrzebuje snu.
- Ace!
Chodz do mnie.
Zyjesz, skurczybyku.
Po operacji powinna czuc sie Iepiej.
Jodie?
Rach. Jak sie masz?
- Nie sadzilam, ze cie jeszcze zobacze.
- Zrobilem ci niespodzianke.
- Swietnie wygladasz.
- Zjawiasz sie ni stad ni zowad.
Ten facet wybudowal pól kliniki i zniknal.
Przepraszam.
Przedstawiam ci Marianne Graves.
- To jest dr RacheI Varney.
- Dzien dobry.
- Pracowales tutaj?
- Tak.
Bylem stolarzem i...
Pilotem, projektantem, wszystkim.
I pewnego dnia odszedl.
Przykro mi.
Musialem wyjechac w pospiechu.
Ktos cie szukal po twoim wyjezdzie.
Ciagle mnie szuka.
- Co sie stalo?
- Postrzelili mnie w tylek.
Niebezpieczna ta ciuciubabka.
PozwóI mi obejrzec.
To tylko odlamek. Przeszedl na wylot.
Krwawisz. Rzuce na to okiem.
Zdejmij spodnie.
Nie tutaj.
Wstydzisz sie? Widzialam cie juz.
Przepraszam. Jestes jego zona?
Wolne zarty!
Nie krepujcie sie. Ide poszukac taksówki.
To nie jest dobry pomysl.
Ona pada ze zmeczenia.
Powinna cos zjesc,
wykapac sie, przespac.
Przepraszam.
Mozesz sie wykapac
i przespac w domku goscinnym.
- Jodie, zostajesz na noc?
- Nie wiem.
Smialo, Rick. Badz sportowcem.
- Zawsze mówi do mnie Rick.
- Nie chce wam przeszkadzac.
- To nie jest tak, jak myslisz.
- Owszem jest.
Bylo.
Postawil mnie na nogi.
Nauczyl mnie wszystkiego.
- Nie watpie.
- Powinienes zobaczyc stajnie.
Wszystko dziala.
Twoje pomysly zostaly zrealizowane.
- Ambulatorium dla duzych zwierzat.
- Chcialbym byc w ich skórze.
- Boks dla konia. Chcesz zobaczyc?
- Tak. Chodzmy.
- Nie widziales, jak to dziala.
- Nie sadzilem, ze bedzie.
- A ja tak.
- Chodz, Marianne.
Zostawmy ja w spokoju. Jest wykonczona.
Chetnie obejrze ten boks dla konia.
"Wio, koniku!" Niezle.
Prawda? Wzieli mnie za wariatke,
gdy pokazalam im projekt.
Czulem sie jak wariat, gdy go rysowalem.
Spójrz na to.
- Dziala bez zarzutu.
- Tak.
- Dobra robota.
- Jestem geniuszem.
Wypróbuj swój wynalazek.
Sciagaj spodnie i wskakuj.
- Chcesz, zeby wyszla?
- Zostane.
Ja tez to juz widzialam.
Wspaniale. Bedziesz mi pomagac.
Wez z szafki wode utleniona i opatrunki.
Zdejmij spodnie i kladz sie na stole.
- Nie badz dzieckiem.
- Obchodz sie ze mna delikatnie.
Postaram sie.
Bede delikatna.
Zimne.
Krowy nigdy nie narzekaly.
Odwróc sie.
Dostane troche siana?
Co masz zamiar zrobic?
Obejrzyjmy to.
- Jak to wyglada?
- Nie najgorzej. Przeczysc to.
- Co to jest?
- Nie wiem.
Kwas siarkowy.
Co ty robisz?
Nie cierpie tego.
- Wszystko w porzadku?
- Tak.
- Czujesz?
- Co?
- Jest.
- Co?
***.
- Wyjdz na powietrze.
- Nie, nic mi nie jest.
Zaraz ci oddam twojego kowboja.
Swieze powietrze dobrze mi zrobi.
Jest zmeczona. Powinna tez cos zjesc.
Kto to?
- Stara przyjaciólka.
- Ach, tak.
- Naprawde.
- Jestes tego pewien?
Nie klamie,
gdy mam przystawiony nóz do tylka.
Twoje polozenie jest bardzo niebezpieczne?
Dosyc.
Bedziesz tu mógl wrócic,
gdy to sie skonczy?
Bede mógl robic, co zechce.
Pytam, poniewaz jestem zareczona.
Wspaniale. Gratuluje.
Przemyslalabym to jeszcze,
gdybym wiedziala,
ze pewnego dnia wrócisz.
Zawsze bylas bezposrednia, RacheI.
- Gotowe.
- Dziekuje.
IIe mam czasu do namyslu?
Slub jest w niedziele.
Wiesz, ze nie mozna na mnie Iiczyc.
Zycze ci szczescia.
Przepraszam na chwilke.
Za mna tak nie biegales.
Wszystko w porzadku?
- Daj mi spokój.
- Dlaczego?
Zadzwonie po taksówke i znikam,
a wy zyjcie dlugo i szczesliwie.
To nie jest tak, jak myslisz. Ona...
Byles nagi i obejmowales ja. Widzialam.
- Do niczego nie doszlo.
- A ja nazywam sie Dumbo.
Nie powinno cie to obchodzic.
- Jestes szczesliwa mezatka, prawda?
- Nie jestem.
- Nie jestes szczesliwa?
- Nie jestem mezatka.
- Nie?
- Nie wyszlo nam.
To byl duren. Dobrze, ze go rzucilas.
Nie znioslabym tego po raz kolejny.
Pamietasz, jak zobaczylam Iatajacy taIerz?
Bylismy wtedy na niezlym haju.
Chyba widze go znowu.
Co to?
To twoi przyjaciele?
- Biegnij! Poczekam tutaj.
- Dobrze.
Uciekajmy stad!
- Do widzenia, Rach. Dziekuje.
- Bede was oslaniala.
Do samolotu.
Zabije cie!
- Szybciej, Rick!
- Gotowa?
Trzymaj sie mocno.
- Nie mozemy Ieciec szybciej?
- To nie odrzutowiec!
Trzymaj sie!
Mój Boze!
Zaraz zwymiotuje.
Nie zartuje!
- Co robisz? Oszalales?
- Polamie mu smiglo.
- Co u diabla?
- Co on wyprawia?
Wolniej! Lamie smiglo!
Spadamy!
Zapnij pasy, jesli sa.
I schowaj glowe miedzy koIana.
- Co mam teraz robic?
- Zmów pacierz.
Ladujemy bez podwozia.
Nie chce umierac!
Zginelismy?
Nie.
Ale zginiemy, jesli tu zostaniemy.
To by ci sie nie spodobalo.
Pomóz mi.
Trzymaj sie.
Chodzmy. To moze zaraz wybuchnac.
Nie Iatalem piec Iat,
aIe nie wyszedlem z wprawy.
To jak jazda na rowerze.
Nigdy sie nie zapomina.
Nie wytrzymam dluzej.
Chodzmy na droge i zlapmy autostop.
Nie obchodzi mnie, czy nas zlapia i zabija.
Chce jesc. Chce kapieli.
Chce lózka.
Chce masazu.
Chce manicure.
Chce porozmawiac z psychoterapeuta.
Ja chce piwa. Patrz.
Ziemia obiecana.
Nie mamy pieniedzy ani kart kredytowych.
Porozmawiam z wlascicielem.
Daj mu to.
- Daj mu mój zegarek.
- Co za ulga!
Jesli nie zechce zegarka,
sprzedaj moje cialo.
Jest mi wszystko jedno.
Przyjade jutro wczesnym popoludniem.
Dziekuje. Do widzenia.
Ten korytarz. Do zobaczenia rano.
Jutro o 7:30, na pewno.
- Dziekuje, Norman.
- Dobranoc.
Czesc, piesku.
- Jestes tam, Marianne?
- Nie ma zamka ani klamki.
Uwazaj na drzwi. Spadaja z zawiasów.
Dlaczego wybralas ten pokój?
Facet powiedzial: "Bierz, który chcesz."
- Tylko tu byl telewizor.
- Niech zyje cywilizacja.
Moze mówia o nas w wiadomosciach.
Cholera!
I tak nie bylo nic ciekawego w programie.
Wzielam wlasnie prysznic.
Owinelam sie recznikiem.
Wieszam teraz ubranie.
Interesujace wiadomosci.
Bylabym wdzieczna, gdybys sie nie gapil.
Nie ma tu innych obiektów.
Zegarek wciaz nalezy do ciebie.
Nie dalem mu go. Przyda nam sie jutro.
Trzeba bedzie znalezc jakis samochód.
Lou Baird powiedzial,
ze chce mnie widziec.
Rozmawialem z jego siostra.
Próbowalem jej wyjasnic, o co chodzi.
Ale nie chciala o tym rozmawiac
przez telefon.
- Dlaczego?
- Nie wiem.
- Jest na podsluchu?
- Boze.
Wiedzialem, ze to powiesz.
Mam nadzieje, ze nie.
Nie jedz tam. Zadzwon na policje.
Wiesz, ze nie moge.
Dlaczego jestes uprzedzony do policji?
Moga ci pomóc.
Jestem o pól dnia drogi od Lou Bairda.
Nie zamierzam...
Skad wiesz, ze nie jest w to zamieszany?
Bo nie jest.
Zbyt wiele razy mnie ratowal,
by chciec mnie teraz zabic.
Jutro rano pojedziemy
do najblizszego miasta,
zamienimy twój zegarek na jakas bryke,
i wszystko bedzie dobrze.
Wiem, co robie. Masz recznik?
To nie jest recznik.
- Kto zaplaci za moteI?
- Potrzebuja pokojówki.
- Pokojówki?
- Pomoge ci.
To tylko 12 pokoi. Nie potrwa dlugo.
- Co tam mamroczesz?
- Zycze szczescia.
- Rano wyjezdzam.
- Dalem mu slowo.
Ja nie. Rano zadzwonie do biura,
wysla mi przekaz telegraficzny
i zaplace za pokój.
Kupie cala te bude,
jesli bedzie trzeba, i wyjade.
- Uspokój sie. O co ci chodzi?
- Mam sie uspokoic?
Wlasnie wzielam prysznic
w towarzystwie wstretnego karalucha.
Nie wspomne o tym,
ze sprzedales mnie jak niewolnice.
- Jestes rozpieszczona.
- Tak.
Dobrze ci zrobi, jak pobedziesz pokojówka.
Boze!
- Przestan.
- Co?
Mamrotanie zawsze mnie wkurzalo.
Zastanawiales sie,
dlaczego bylismy razem?
Zgadzalismy sie kiedykolwiek?
Pociagala mnie twoja osobowosc?
Seks.
- Nie pamietam.
- Naprawde?
Sadze, ze ty tez nie.
Udajesz, bo spimy w jednym lózku.
- Chyba ja wiem Iepiej.
- Tak czy inaczej, mam kogos.
To wspanialy partner.
- Kto?
- Wiedzialam, ze spytasz.
- Nie powinienem?
- Bedziesz go osmieszal.
- Nie bede.
- Bedziesz. Znam cie.
Niech ci bedzie.
- Polóz sie na przescieradle.
- Dlaczego?
Recznik jest mokry. Musze go zdjac.
Tak myslalem.
Teraz Iepiej.
Dziekuje.
Opowiedz mi o nim. Jaki jest w lózku?
Potrafi wzburzyc wody jeziora?
Nie bede rozmawiala z toba o seksie.
Nie mialem dziewczyny od pieciu Iat.
Naprawde?
Od pieciu dlugich Iat
trzymam go o chIebie i wodzie.
- Naprawde?
- Tak.
Jakos tak sie zlozylo.
Zimno ci?
Nie za bardzo.
Jak za dawnych czasów.
Powiedzialas, ze nie pamietasz.
To egoizm zabrac cale przescieradlo.
Jestes okropna egoistka,
i to nie tylko dlatego.
- Szkoda, ze to powiedziales.
- Dlaczego?
Zaczynalam nabierac ochoty.
- Tym gorzej dla ciebie. Ja nie.
- Nie?
- Nie.
- Swietnie.
Przestan mamrotac. Jeszcze raz...
Nie mów mi, co mam robic.
Nie kontroluje tego.
Chcesz powiekszyc dluga Iiste
twoich zbrodni?
Spij juz.
Nie moge. Jak sie nazywa twój przyjacieI?
Powiedz mi. Nie bede zlosIiwy.
Naprawde? Dobrze. Na imie ma PauI.
Brzmi idiotycznie. Kazdy PauI to duren.
Zamknij sie i spij.
- To prawda?
- Co?
O tych pieciu Iatach?
- Myslalem, ze nie chcesz o tym rozmawiac.
- Nie chce.
- To badz cicho.
- Mam byc cicho?
Dobrze, bede.
Boze.
Chce ci sie przyjrzec.
Tesknilam za toba.
Boze, jak ja tesknilam!
Czyz to nie cudowne uczucie?
Znów mialam ten sen.
Pamietasz, o czym snilam po tym,
jak sie kochalismy?
O siedmiu krasnoludkach?
O tym, ze jestesmy posrodku oceanu...
na ogromnym jachcie.
Sami.
Nikogo tam nie bylo. Tylko my.
- Ladny sen.
- Spelni sie?
Znajdziemy wyjscie?
Szukam go od 15 Iat.
Gdybym znalazl, przyjechalbym po ciebie,
nawet gdybys miala meza.
- Naprawde?
- Tak.
Ale teraz nic nie poradzimy.
Musimy jechac.
Zobacze, jaki samochód uda sie kupic
za twój zegarek.
Musi byc jakies wyjscie.
Tak?
PauI? Tu Marianne. Nic mi nie jest.
Naprawde.
UZYWANE SAMOCHODY
Nie moge rozmawiac.
Potrzebujemy twojej pomocy.
Chce, zebys do kogos zadzwonil.
Tak, do diabla!
- Nie mam czasu.
- Marianne, kareta czeka.
- Zrób to! Musze konczyc.
- Gdzie jestes?
Pospiesz sie. Musimy jechac.
- Czesc.
- Znalazles mnie.
Mam dla ciebie niespodzianke.
- Odstaw ten wóz.
- Oto twój zegarek.
- Piekny.
- Tak uwazasz?
Piekna maszyna. Spójrz, jakie cacko.
Musialem sie targowac,
ale w koncu stanelo na moim.
Wewnetrzny 2200, prosze.
Tak, panie Bernhardt.
Oczywiscie, ze pana pamietam.
Dokad jada?
Chce, zeby tam bylo FBI i prasa.
Postapil pan slusznie, dzwoniac do mnie.
Zajme sie tym.
Nie, prosze czekac na telefon.
Zapewnimy jej bezpieczenstwo.
Prosze sie nie martwic.
Moze pan byc pewien. Dziekuje.
Koniec podrózy.
Silnik sie przegrzal.
Cud, ze w ogóle dojechalismy.
Zaczekaj na mnie.
Pali sie swiatlo, to znaczy, ze ktos jest.
- To ja, Rick.
- Chwileczke.
Ten stary dziwak?
Mozemy wejsc?
Otworze wam drzwi frontowe.
- Lou?
- Tak?
To ja, Rick Jarmin.
Mój Boze. Rzeczywiscie.
Czesc, Lou.
Wejdzcie.
- To Marianne Graves.
- Milo mi.
Wystraszyles mnie smiertelnie.
Myslalem, ze mnie nie pamietasz.
Malo brakowalo.
Mialbym problem, bo wpadlem po uszy,
a ty jestes jedynym czlowiekiem,
który moze mi pomóc.
Nie wiem, od czego zaczac.
Wypuscili Sorensona.
Depcza nam z Diggsem po pietach,
jakby znali kazdy ruch.
Sadze, ze ktos z FBI z nimi wspólpracuje.
Pracuje w zoo.
- Mialem tam znajomosci.
- Umiesciles mnie tam, pamietasz?
To niedaleko.
Trafie tam nawet po ciemku.
Molly jest zadowolona.
Masz na imie Monty?
Przepraszam, nie slyszalam dzwonka.
To pan dzwonil, mlody czlowieku?
Uprzedzalam pana, ze moze nie pamietac.
Dlatego chcialam, zeby pan przyszedl.
Czasem widok czyjejs twarzy pomaga.
Zna go pani?
To FBI. Wezwalam ich.
MysIalam, ze czeka nas tu zasadzka.
Nawet jesli tak nie jest,
powinienes z nimi pomówic.
Nie mozesz ciagle uciekac...
Co do jednego masz racje.
Nie ma juz dokad uciekac.
- Jest tu piwnica?
- Za kuchnia.
- Prosze mi pokazac.
- Co ja zrobilam? Przepraszam.
To schron przeciwbombowy.
Nikt sie tam nie dostanie.
Zabarykadujcie sie.
Nie wychodzcie, póki nie ucichnie.
- Dokad idziesz, Rick?
- Nie wiem, Lou.
Moze do zoo? Tam jest bron.
- Znasz tam kazdy kat.
- Dobry pomysl.
Zoo.
Szybciej!
Nie bójcie sie. To ja, Joe Weyburn.
- Nie pójda tam za nami?
- Mam nadzieje, ze tak.
Zmienili kod.
Nie teraz!
- Jak to zrobilas?
- Sama nie wiem.
- Szybciej.
- Zaczekaj.
Nie widziales nas, Bob, dobrze?
Musza tu byc.
Ostroznie.
Materialy biurowe.
Gdzie mogli to wsadzic?
- Kiedys mieli prawdziwa bron.
- A to?
Pistolet do usypiania zwierzat.
Przepraszam.
Przepraszam,
ze sciagnelam ci ich na glowe.
Nic nie szkodzi.
To ja powinienem cie przeprosic.
Wszystko obróci sie na dobre.
Pietnascie Iat wystarczy.
Zamknij drzwi i nie wychodz,
cokolwiek by sie dzialo.
Nie wychodz. Siedz tutaj.
Gdy dam ci znak, nacisnij ten guzik.
Widzisz, do czego sluzy?
Do zapalania tamtych swiatel.
Zrozumialas?
Nie wystawiaj glowy.
Wyjdz z tego zywy.
Nie chce znów byc na twoim pogrzebie.
Pamietaj, nie ruszaj sie stad.
Na zewnatrz sa dzikie bestie.
Który to byl guzik?
Rick? Tu Joe Weyburn.
Nie zrobimy ci krzywdy.
Chcemy tylko porozmawiac.
Witamy w tropikalnej dzungli.
Mamy tu okazy flory i fauny...
wystepujacej w Poludniowej Ameryce
i na afrykanskiej sawannie.
Ten.
Cholera!
Chyba dostal!
Wylacz to jakos. Idz po dziewczyne!
Pobudka! Wstawac!
Koniec spania! Pobudka!
Chodz, bracie. Pomozesz mi.
Cicho! Schowaj sie.
WSTEP TYLKO DLA PERSONELU
Cicho!
Cholera.
Przepraszam.
Niespodzianka!
Rece za glowe. Splec palce.
No juz!
Co to ma znaczyc? Oprzyj sie!
Rozstaw nogi!
Sorenson, mam go! Mam Jarmina!
Po co ci on? Sam to zrób.
Nie, stary. On cie zabije.
Bardzo mu na tym zalezy.
Moja glowa.
Mam tu twoja pania.
Wychodz, albo rzuce ja tygrysom.
Nie blefuje, Rick.
Nie chcesz nawet popatrzec?
Szkoda stracic ten spektakI.
Pietnascie Iat!
Pietnascie Iat na to czekalem!
To ja.
To ja. Daj mi reke.
Prosze!
Nie dam rady.
Dasz rade, kochanie. Na pewno.
Pociagnij mnie w swoja strone.
Nie mam sily.
Ja tez nie. Posluchaj.
Jestem wolny. Moge sie z toba ozenic.
Klamiesz. Nie ozenilbys sie ze mna.
Pobierzemy sie,
jesli zdobedziesz sie na maly wysilek.
Maly wysilek?
Zamiast patrzec, jak ojciec twoich dzieci
pada zerem tygrysów.
Dzieci?
Nic ci nie jest, kochanie?
Kim jestes?
Spójrz na mnie.
Rick, spójrz na mnie. Jestem Marianne.
Mielismy sie pobrac i miec dzieci,
pamietasz?
Milo mi cie poznac, Marianne.
Ty lajdaku! Nie próbuj sie wykrecac.
- Podam cie do sadu za oszustwo!
- Nie mam pieniedzy.
- Co bys uzyskala? Moje majtki?
- Chce je miec.
Cos ci pokaze.
Wstawaj, nie Ien sie.
Panna mloda powinna miec:
"Cos starego, cos nowego,
cos pozyczonego i cos..."
Niebieskiego.
ZagieI napiety.
To byla przenosnia.
Subtitles by SOFTlTLER